- W empik go
Zmiana - ebook
Zmiana - ebook
Podobno prawdziwa miłość zwycięży wszystko.
Jednak w tej rundzie nie będzie łatwo.
Kiedy Cassie zobaczyła stojącego w drzwiach Jacka wiedziała, że ich związek zasługuje na drugą szansę. Teraz, gdy dramat z przeszłości jest już za nimi, mogą zacząć nowe, wspólne życie w Nowym Jorku. Szybko jednak zdają sobie sprawę, że ich miłość zostaje wystawiona na kolejne próby. Życie w cieniu gwiazdy drużyny Metsów okazuje się dla Cassie trudniejsze, niż to sobie wyobrażała. Szczególnie, gdy na horyzoncie pojawia się pewien zabójczo przystojny kierowca…
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8330-736-7 |
Rozmiar pliku: | 763 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JACK
Kiedy w końcu weszła do kuchni ubrana tylko w mój T-shirt, mało brakowało, żebym kazał jej wrócić od razu do sypialni. Ignorując pulsowanie w bokserkach, zajrzałem do niemal pustej lodówki.
– Nie masz nic do jedzenia – poskarżyłem się, zamykając drzwi.
– Często jadam na mieście. – Wzruszyła ramionami. – Ale są płatki. I pieczywo.
Włożyła do tostera cztery kromki chleba, a ja zaprowadziłem ją za rękę do stołu i wysunąłem dla niej krzesło. Postawiłem przed nią pustą miskę i łyżkę, a obok mleko i pudełko z płatkami. Zająłem miejsce obok niej i nasypałem sobie do miski tego chrupiącego gówna.
– Mogę teraz usłyszeć o tym stalkingu? – zapytała, nalewając sobie mleko.
– Po pierwsze, Kiciu, musisz zrozumieć, że zawarłem z samym sobą kompromis. Do czasu, kiedy sezon dobiegnie końca, musiałem cię odsunąć na samo dno świadomości. Wiedziałem, że gdybym stracił zarówno baseball, jak i ciebie, nie miałbym w życiu już niczego. Nigdy bym się nie podniósł po takiej stracie.
Byłem pewny, że mnie rozumie, ale i tak musiałem to powiedzieć. Sama myśl o utracie baseballu czy mojej Kici wyzwalała we mnie dojmujące uczucie pustki.
– Rozumiem – rzekła łagodnie, a potem jej oczy zwęziły się diabolicznie. – Przejdziesz wreszcie do rzeczy?
Powoli włożyłem do ust pełną łyżkę płatków. Moje tempo opowiadania stanowiło dla niej udrękę, wiedziałem o tym. Lubiłem sprawiać wrażenie, że mam przewagę w sytuacji, gdy tak naprawdę wcale jej nie miałem. Cieszyłem się, że wczoraj nie zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Ta dziewczyna złamała dla mnie wszelkie swoje zasady. Dam jej wszystko, czego będzie chciała. Jeśli zajdzie taka potrzeba, dwa razy odpowiem na każde pytanie.
– Przeciągasz – powiedziała, wstając od stołu, aby wyjąć tosty.
Mój kompromis nie był już potrzebny w chwili, kiedy przegraliśmy ostatni mecz i skończyły się nasze posezonowe rozgrywki. Miałem dwa tygodnie na wyprowadzkę z tymczasowego mieszkania w Arizonie. Nie miałem tam wielu rzeczy, jako że większość mojego dobytku pozostawała w domu w Alabamie. Domu, który dzieliłem z tą dziwką Chrystle. Wiedziałem, że będę tam musiał wrócić i wszystko spakować, ale sama myśl o tym przepełniała mnie niechęcią. Gdybym tylko mógł, nigdy więcej nie przekroczyłbym granicy tamtego cholernego stanu. Dzięki Bogu Alabama nie miała żadnej drużyny baseballowej w pierwszej lidze.
Wszedłem do salonu i opadłem na sofę. W telefonie wyszukałem numer mojego prawnika. Wybrałem go i oparłem się wygodnie o poduszki.
– Hej, Jack, co słychać? – rozległ się donośny głos Marca. W tle słychać było jakiś hałas.
– Masz chwilę? Muszę z tobą porozmawiać.
– Oczywiście. Chwileczkę. – Zatrzasnął drzwi, a hałasy ucichły. – No dobrze, już jestem. Co się dzieje? Wszystko w porządku?
Kiwnąłem głową, zapominając na chwilę, że przecież mnie nie widzi.
– Tak. Chcę jedynie porozmawiać o tym, co muszę zrobić, aby zakończyć to małżeństwo.
– No tak – odparł szybko Marc i usłyszałem stukanie w klawiaturę. – Okej. No więc istnieją dwie opcje: rozwód albo unieważnienie.
Dotarło do mnie, że zaciskam usta. Wkurzał mnie sam fakt, że w ogóle muszę prowadzić rozmowę na ten temat.
– Unieważnienie oznacza, że będzie można uznać, iż do ślubu w ogóle nie doszło, tak?
– Tak, ale można się o nie ubiegać tylko w pewnych okolicznościach. – Kontynuował pisanie.
– Chrystle skłamała na temat ciąży.
Pragnąłem, aby to gówniane małżeństwo zniknęło z powierzchni ziemi. Okropne było to, że tak długo musiałem czekać, aż coś z tym wszystkim zrobię, ale w trakcie sezonu nie miałem możliwości podjęcia odpowiednich kroków. Gdybym musiał stawiać się w sądzie, aby zeznawać albo składać wyjaśnienia, nie mógłbym brać udziału w rozgrywkach. Życie osobiste musiało zaczekać.
– Wiem. – Czekałem, słysząc szybkie stukanie w klawiaturę. – No dobra, wygląda to tak. Złożymy wniosek o unieważnienie małżeństwa, jako powód podając oszustwo. W razie konieczności to do nas będzie należał ciężar dowodu. Jutro z samego rana przygotuję potrzebne dokumenty.
Odetchnąłem głęboko.
– Doskonale. Dziękuję, Marc.
– Nie ma za co.
– Muszę zrobić coś jeszcze? Ile to wszystko potrwa?
– Na razie nie musisz nic robić. Dowiem się, czy musisz składać wyjaśnienia przed sędzią. Kiedy tylko Chrystle się podpisze, reszta nie powinna potrwać dłużej niż kilka tygodni.
– Cholera. Poważnie? Tylko kilka tygodni? – Na twarzy pojawił mi się uśmiech od ucha do ucha.
– Tak. Wymaga to co prawda postępowania sądowego, ale niezbyt długiego. Będziemy w kontakcie.
– Dobrze. Jeszcze raz dzięki, Marc. Do usłyszenia. – Rozłączyłem się, a potem rzuciłem telefon na stolik i sięgnąłem po laptopa.
Tylko kilka tygodni. No, no!
Otworzyłem wyszukiwarkę i wpisałem: „Cassie Andrews”. Kiedy pojawiła się absurdalna liczba wyników, zawęziłem wyszukiwanie: „Cassie Andrews fotograf”. Wyskoczyła na pierwszej pozycji razem z linkiem do strony jej nowego pracodawcy w Nowym Jorku. Kliknąłem i otworzyła się zakładka z danymi kontaktowymi. Zacząłem gorączkowo szukać kartki i długopisu, jakby to wszystko miało zniknąć, jeśli nie zapiszę sobie tego wystarczająco szybko. Spisałem ze strony jej numer służbowy i na wszelki wypadek adres e-mail.
Na wypadek czego?
Nie możesz do niej zadzwonić, dopóki nie posprzątasz bajzlu w swoim życiu. Dopóki Chrystle nie zniknie z niego na dobre. Nie ma mowy o dzwonieniu czy pisaniu do Cassie, dopóki nie pozbędziesz się swojego bagażu.
Sprawdziłem godzinę. Dwudziesta. W Nowym Jorku była dwudziesta trzecia. Na samą myśl, że mógłbym usłyszeć jej głos, ogarnęła mnie desperacja. Nagle poczułem nieodpartą ochotę, by usłyszeć głos Cassie. Mając pewność, że o tej porze nie może jej już być w pracy, wybrałem jej numer. Serce waliło mi jak młotem.
– Tu Cassie Andrews, młodszy fotograf. – Poczułem ściskanie w żołądku. – Przykro mi, ale nie mogę odebrać telefonu, proszę o pozostawienie wiadomości, oddzwonię tak szybko, jak to możliwe. W sprawach pilnych proszę wybrać zero w celu połączenia się z recepcją. Dziękuję.
Piknięcie – szybko się rozłączyłem. Oddychałem szybko, nerwowo. Głos miała wesoły… wręcz pogodny. Serce ściskał mi ból na myśl, że może być jej dobrze beze mnie. Pragnąłem dla niej szczęścia, ale szczerze mówiąc, chciałem być jego częścią. Ta dziewczyna stała się nieodłącznym elementem mnie. Miałem problem z przypomnieniem sobie, jak to było, zanim wślizgnęła się do mojego serca. Nie pamiętałem życia bez niej. Każdy fragment mnie nierozerwalnie się z nią połączył. W tym momencie dotarło do mnie, jak rozpaczliwie pragnę, aby ona czuła to samo, i że naprawdę nie mam pojęcia, czy to jeszcze możliwe.
– Zadzwoniłeś do mojej pracy i się rozłączyłeś? To urocze. – Oparła głowę o moje ramię, a potem pocałowała mnie w policzek.
– Często to robiłem.
– Jak często?
– Prawie co wieczór – wyznałem. Wsunąłem dłoń między szczebelki krzesła i oparłem ją na dolnej części jej pleców. Miałem nadzieję, że moje zachowanie odbierze raczej jako słodkie, a nie przyprawiające o gęsią skórkę.
– Prawie co wieczór dzwoniłeś na pocztę głosową w mojej pracy, ale nigdy nie zadzwoniłeś do mnie, tak żebym mogła odebrać?
Cholera.
– Nie, bo nadal byłem… – Urwałem, nie chcąc wypowiadać słowa „żonaty”. Wzdrygnąłem się.
– Czasem jesteś okropnie uparty – zbeształa mnie.
– Wiem. Ale przysięgam, że serce mam na właściwym miejscu. – Pragnąłem, aby to także zrozumiała.
– Z twoim sercem później utnę sobie pogawędkę.
– Już się nie mogę doczekać. – Uniosłem brwi, a ona trzepnęła mnie w ramię.
– Kontynuując, kiedy sezon dobiegł końca, wróciłeś do dziadków, do Kalifornii. Pamiętam, że Melissa wspominała o twoim przyjeździe.
Odsunąłem krzesło od stołu i zaniosłem nasze miski do zlewu. Później je umyję. Żeby była jasność: ja nie zmywam. Ale dla Cassie gotów byłbym pozmywać naczynia całemu miastu.
– Aha. Zaraz po zakończeniu sezonu wróciłem do babci i dziadka. Naprawdę się za nimi stęskniłem.
– Założę się, że oni za tobą także. – Jej zielone oczy zalśniły. Działo się tak, kiedy była podekscytowana albo snuła wspomnienia.
– Fajnie było znowu mieszkać w domu. W otoczeniu osób, którym rzeczywiście zależy na tobie i twojej przyszłości.
Wytarłem ręce w ścierkę do naczyń, a potem pociągnąłem Cassie za sobą na sofę. Przytuliłem jej głowę do swojej klatki piersiowej i westchnąłem, kiedy mnie objęła.
– Czy to dziwne, że bardziej tęsknię za twoimi dziadkami niż własnymi rodzicami?
– Nie, twoi rodzice są beznadziejni.
– Twoi także – odparowała, od razu się spinając.
– Co ty nie powiesz?
– Ale z nas para, dwoje nieudaczników, nie? – Wyraźnie się rozluźniła.
– Na to wygląda. – Pocałowałem ją w czubek głowy, wciągnąłem nosem zapach szamponu. Zawsze tak cholernie ładnie pachniała.
– Dziadkowie byli wkurzeni sprawą z Chrystle?
Poczułem ściskanie w żołądku.
– Przede wszystkim zasmuceni. Myślę, że babcia najbardziej to przeżyła. Bolała ją świadomość, że przytrafiło mi się coś, czego nie potrafi naprawić. Ani sprawić, bym mniej cierpiał.
Cassie pokiwała głową.
– Biedna babcia.
– Czułem się strasznie, patrząc na nią. Nadal tak się czuję.
Uniosła głowę, aby na mnie spojrzeć. Od razu zrobiło mi się zimno w miejscu, którego jeszcze przed chwilą dotykała.
– Nie rób sobie tego, Jack. Już po wszystkim. – Jej usta wygięły się w uśmiechu, a ja próbowałem odpowiedzieć tym samym, tyle że nie bardzo mi to wyszło. – Wiedzą, że tu jesteś? Ze mną? – zapytała drżącym głosem. Czemu, u licha, Cassie się denerwowała? Moi dziadkowie ją uwielbiali. Nie mogła o tym nie wiedzieć.
– Tak. Skaczą z radości.
– Naprawdę? W ogóle się nie bali, że mogę cię nie przyjąć? – Patrzyła na mnie z uwagą.
– Raczej nie. – Uśmiechnąłem się.
– Jak to „raczej nie”?
– Babcia stwierdziła, że potrafi rozpoznać prawdziwą miłość. Była przekonana, że mi wybaczysz. Wiedziała, że może nie być łatwo, ale nie miała wątpliwości, że w końcu się ze mną pogodzisz.
Na twarzy Cassie pojawił się blady uśmiech.
– Babcia jest mądra.
Przeczesywałem palcami jej długie, jasne włosy. Napawałem się tą chwilą. Tak długo czekałem, aby się tu znaleźć, przytulać tę dziewczynę, że niemal nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
– Wracaj do opowieści. – Jej słowa przerwały moje rozmyślania.
– Stęskniłam się za tobą! – Babcia najpierw mnie wyściskała, a potem zlustrowała uważnie, od stóp do głów. – Wyglądasz zdrowo, to dobrze. – Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a oczy zmieniły się w półksiężyce.
– Ja też za tobą tęskniłem, babciu. – Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek.
– Wydajesz się jakiś większy – oświadczył dziadek z aprobatą, a ja się zaśmiałem i mocno go uścisnąłem.
– Trenuję. Na tym poziomie to konieczność.
– Zawsze trenowałeś – odezwał się Dean, wchodząc do salonu.
Odkąd wyjechałem, aby grać zawodowo, nie sądzę, aby w głowie mojego brata pojawiła się myśl o wyprowadzce. W sumie trudno mu się dziwić. Babcia i dziadek byli najlepsi i już. Zamknąłem go w niedźwiedzim uścisku, a on wydusił z siebie coś niezrozumiałego. Roześmiałem się.
– Nie aż tak. Nie do takiego stopnia, nie tyle dni ani godzin. Pierwsza liga to zupełnie inny rodzaj gry.
– Trudniejszy? – zapytał Dean.
– O wiele. Trafiają w moją piłkę, nawet jak leci z prędkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. I wybijają ją naprawdę daleko.
– O rany.
Otworzyłem usta, żeby coś dodać, ale ubiegł mnie dziadek.
– Co u Kici? – zapytał z bezczelnym uśmiechem, a mnie zrzedła mina.
Babcia zastukała stopą w dywan.
– Pozwól Jackowi zanieść rzeczy do jego pokoju. Porozmawiamy o wszystkim przy kolacji.
Posłałem babci spojrzenie pełne wdzięczności, po czym udałem się do swojego dawnego pokoju. Od mojego wyjazdu nic się w nim nie zmieniło. Na stoliku nocnym stało oprawione w ramkę zdjęcie przedstawiające Cassie i mnie. Wziąłem je do ręki i musnąłem opuszkami palców jej twarz. Przepełniony pragnieniem zadzwonienia do niej, wziąłem jakąś luźną kartkę papieru i zacząłem pisać. Coś takiego jestem w stanie robić tylko dla niej. Dla nikogo innego. Nigdy.
Kiciu,
rozgrywki posezonowe oficjalnie dobiegły końca. Zamierzałem wyprowadzić się z mieszkania w Arizonie i lecieć prosto do Alabamy, aby spakować swoje rzeczy, ale stęskniłem się za dziadkami. Siedzę więc teraz w swoim dawnym pokoju, rozmyślając o tym ostatnim razie, kiedy byliśmy tu wszyscy razem. Tęsknię za Tobą niemal równie mocno jak dziadek. Ha!
Zdążyłem już zapomnieć, jak wielkie poczucie bezpieczeństwa zapewnia mi pobyt w domu. Może po prostu miło być otoczonym ludźmi, którzy szczerze cię kochają i troszczą się o ciebie, zamiast osobami, które próbują cię wykorzystać. Kto by pomyślał, że tak łatwo dam się zmanipulować?
Rozmawiałem z Markiem o unieważnieniu ślubu, zabrał się za tę całą papierologię. Przy odrobinie szczęścia niedługo będzie po wszystkim, a ja będę Cię błagał o wybaczenie, modląc się, abyś mnie przyjęła z powrotem.
Proszę, nie stawiaj na nas kreski.
Zawsze będę Cię kochał.
Jack.
PS. W internecie widziałem dzisiaj Twoje zdjęcia. Są naprawdę piękne, Cass. Tak bardzo jestem z ciebie dumny.
W kuchni Dean i dziadek siedzieli już przy stole, a babcia kończyła się krzątać przy piecyku.
– Pomóc ci, babciu? – zapytałem.
– Nie, kochany. Siadaj i opowiadaj.
Zaśmiałem się.
– Opowiadaj? O czym?
– Och, wiesz o czym! Co się dzieje? Kiedy rozwiedziesz się z tą okropną kobietą? – Babcia gniewnie zamachała łyżką i mruknęła coś pod nosem.
– Marc złożył wniosek o unieważnienie małżeństwa. Czekamy teraz, aż ona go podpisze. – Wzruszyłem ramionami, czując na sobie ciężar spojrzeń Deana i dziadka.
– Ale podpisze, tak? – zapytał mój brat z troską w głosie.
Dopóki nie poruszył tej kwestii, w ogóle nie myślałem, że mogłoby się stać inaczej.
– Nie rozumiem, czemu by miała tego nie zrobić. – Rozejrzałem się po niedużej kuchni, w której zjadłem większość obiadów w swoim życiu, po czym spojrzałem babci w oczy.
Dean stłumił śmiech.
– A ja rozumiem. Poznałeś ją? To stuprocentowa suka.
– Dean! Język! – Babcia zmarszczyła czoło i machnęła w stronę młodszego wnuka drewnianą łyżką.
– Przepraszam, babciu. – Dean opuścił się niżej na krześle.
Oparłem łokcie na blacie i dodałem:
– Ale między nami przecież koniec. Przed ślubem podpisała intercyzę, więc tak niczego nie zyska, nie składając swojego podpisu.
– Z wyjątkiem kontroli – stwierdził Dean.
Zagotowało się we mnie.
– O czym ty, kurwa, mówisz?
– Ile razy muszę wam obu przypominać o zważaniu na słowa? – wtrącił dziadek, zerkając na babcię.
Westchnąłem przeciągle, próbując poskromić swój temperament.
– Przepraszam, babciu.
– Chodziło mi po prostu o to, że jeśli nie podpisze papierów, będzie miała nad tobą kontrolę. Wie, jak bardzo pragniesz się wyplątać z tego małżeństwa, wcale bym się nie zdziwił, gdyby postanowiła zagrać ci na nosie.
Zastanawiałem się nad słowami brata, tymczasem babcia postawiła przed nami talerze z parującym jedzeniem.
– On ma rację, Jack. Od samego początku jest doprawdy podła. Co miałoby ją teraz powstrzymać przed robieniem trudności? – zapytała babcia drżącym głosem.
Położyłem dłoń na jej ramieniu.
– Nie wiem. Chyba po prostu liczę, że zrozumiała, że to koniec i nie ma sensu opóźniać tego, co nieuchronne.
– Obyś miał rację.
– Co u Kici? Rozmawiałeś z nią od czasu jej przeprowadzki do Nowego Jorku? – Twarz dziadka rozjaśniła się jak u dziecka w Boże Narodzenie.
– Dziadku, bo jeszcze pomyślę, że się durzysz w mojej dziewczynie – zażartowałem.
– Twojej dziewczynie? – odparował dziadek.
Mój widelec zazgrzytał o talerz.
– Owszem. Mojej dziewczynie.
Dean zaśmiał się.
– Może to ja zrobię z niej swoją dziewczynę? Tym sposobem pozostanie w rodzinie.
Spiorunowałem go wzrokiem, twarz od razu mi poczerwieniała.
– A wtedy ja cię wydziedziczę i zaraz potem wykopię…
– Chłopcy, dosyć tego.
Dean włożył sobie do buzi łyżkę ryżu i posłał mi szeroki uśmiech.
– Masz szczęście, że jest dla mnie jak siostra.
– Tak? Powiedziałbym, że to ty masz szczęście. Bo zabiłbym cię, gdybyś ją tknął, doskonale o tym wiesz.
– Jestem twoim jedynym bratem i tak mnie traktujesz?
W tym momencie wtrącił się dziadek.
– Próbujesz odebrać mu jego Kicię, Dean?
Babcia się roześmiała, a mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
– Martw się swoją własną, nieistniejącą dziewczyną, braciszku, a moją zostaw w spokoju.
– Masz dziewczynę? – Uwaga babci natychmiast skupiła się na młodszym wnuku.
Dean posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Nie. Jackowi chodzi po prostu o Melissę.
– To najlepsza przyjaciółka Cassie, tak? – zapytała babcia.
– Aha.
– Porozmawiałeś z nią już? – zapytałem.
Wzruszył jednym ramieniem.
– Nie.
– Mówiłem, żebyś z nią pogadał.
– A ja ci mówiłem, że wcale jej się nie podobam – odwarknął.
– Bzdura, wiesz o tym. Zdecydowanie się jej podobasz.
– Wobec tego w czym problem? – Dziadek wsparł brodę na ręce i patrzył to na mnie, to na Deana.
– Nie wiem. Ona mówi, że nie chce chłopaka, ale mnie się wydaje, że po prostu nie chce mnie. Możemy zmienić temat? – Dean wiercił się na krześle, włożył do ust kolejną porcję ryżu.
– Która nie chciałaby ciebie jako chłopaka? Bzdura! – sapnęła nasza lojalna babcia.
– Zmiana tematu? Proszę!
Litując się nad moim biednym, zażenowanym bratem, rzuciłem:
– Znalazłem dziś w internecie parę zdjęć Cassie.
Przy stole zapadła nagła cisza; wszyscy przestali jeść i wbili spojrzenia we mnie.
– No co? – zapytałem nerwowo.
– Jak je znalazłeś? – zapytał dziadek, ocierając serwetką kącik ust.
– Wszedłem na stronę jej magazynu. Był tam duży artykuł na temat przeprowadzki do Nowego Jorku i wszystkie zdjęcia były jej autorstwa. – Puchłem z dumy, mówiąc o niej.
– To fantastycznie! Po kolacji mi je pokażesz. – W oczach dziadka pojawił się entuzjazm.
– Chwileczkę. – Dean przechylił głowę i uśmiechnął się z lekką kpiną. – Śledzisz w necie jej magazyn?
Spojrzałem mu prosto w oczy.
– A żebyś wiedział, że tak. Chcę wiedzieć, co robi w każdej chwili, której nie spędza ze mną. A jeśli robi dla tej gazety jakieś zdjęcie, chcę je zobaczyć.
– Uważam, że to urocze – stwierdziła babcia.
– A ja uważam, że mój brat to psychol – zripostował Dean.
Dla niego zmieniłem temat rozmowy, a teraz tak mi się odpłacał?
– Naprawdę, Dean? Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy razem z Cassie, uważasz, że śledzenie przeze mnie jej pracy to coś nienormalnego?
– To trochę dziwaczne, nie sądzisz? W prawdziwym życiu nawet się do niej nie odezwiesz, ale w necie to ją śledzisz?
Krzesło zaskrzypiało, kiedy się z niego zerwałem. Oddech miałem coraz szybszy. Nikt nie będzie mówił w taki sposób o mnie i Cassie. Nawet mój brat.
– Jack, siadaj! – oświadczyła surowo babcia. – A ty, Dean, przestań mówić brzydko na brata! Zachowujecie się jak mali chłopcy.
Odetchnąłem głęboko, przysunąłem krzesło do stołu i zająłem swoje miejsce.
– Nie mogę z nią rozmawiać, dopóki nie będę wolny, okej? Więc do tego czasu owszem, będę śledził w necie wszystko, co robi Cassie. A jeśli dzięki temu magazynowi będę miał wgląd w to, w jaki sposób postrzega świat, to chętnie z tego skorzystam. Bo póki nie wrócę do jej życia, to jedyna Cassie, jaką mam. A jeśli to mnie czyni psycholem, mam to w dupie. Przepraszam, babciu – dorzuciłem, nim zdążyła mnie skarcić.
– Dostaniesz szlaban! Nie obchodzi mnie, ile masz lat – zagroziła ze śmiechem.
– To on zaczął – oświadczyłem, kiwając głową w stronę brata. – Porozmawiajmy jeszcze trochę o Melissie.
Dean uniósł ręce w geście poddania.
– Przepraszam. Rozejm?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, babcia zapytała:
– Jak długo planujesz zostać w domu? – Dziadek podniósł wzrok znad talerza i spojrzał mi w oczy. – Cały okres do rozpoczęcia sezonu?
Przełknąłem ostatni kęs kolacji.
– Nie wiem. Poczekam, aż Marc da mi znać, co z unieważnieniem, a później polecę do Alabamy, żeby podpisać papiery i spakować swoje rzeczy.
– A potem co? – zapytał Dean.
– Będę to musiał przetransportować tutaj, ale najszybciej, jak się da, chcę lecieć do Nowego Jorku, aby naprawić wszystko z Cass – przyznałem. – Za kilka miesięcy muszę wrócić do Arizony na wiosenne treningi, a przecież powinienem najpierw poszukać jakiegoś mieszkania do wynajęcia.
– Czyli nie masz zbyt dużo czasu. – Dziadek wydawał się zaniepokojony.
– Wiem.
– Co planujesz powiedzieć Cassie? – Babcia nachyliła się w moją stronę. – Jak masz zamiar ją odzyskać?
– Jeszcze nie wiem. Ale będę się opierać na twierdzeniu, że ja jestem beznadziejny, a ona wspaniała.
Dziadek się zaśmiał.
– Bardzo romantycznie.
Dean sarkastycznie uniósł oba kciuki.
– Spadaj, Dean. Nikt cię nie pytał o zdanie.
– Wiesz, że będziesz musiał dać jej coś więcej niż miłe słowa – powiedziała babcia, posyłając mi znaczące spojrzenie.
– Zaufaj mi, babciu. Wiem.
Cassie uniosła głowę i pocałowała mnie w policzek.
– Podoba mi się, że śledziłeś mnie online. Ja ciebie także.
Zaczęła buzować we mnie adrenalina.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Nie przestałam cię kochać, Jack. Zależało mi na tobie. Chciałam wiedzieć, co u ciebie. To nie byle co, że udało ci się dostać do pierwszej ligi. Nie zamierzałam niczego przeoczyć – wyjaśniła i wzruszyła ramionami, jakby nie miała w tej kwestii wyboru.
– Więc nie uważasz mnie za psychola?
– Tego nie powiedziałam – zażartowała.
Rzuciłem się na nią, nim zdążyła mi uciec, i docisnąłem jej ciało do poduszek na sofie. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, naprawdę nie było mi łatwo powstrzymać się przed rozerwaniem jej koszulki i zatraceniem w jej ciele. Zrobiło mi się ciasno w spodenkach, kiedy się nachyliłem, żeby ją pocałować. Musnąłem językiem jej dolną wargę. Jęknęła cicho i rozchyliła usta. Natychmiast się w nie wpiłem, a potem nasze języki przystąpiły do tańca. Miałem ochotę zedrzeć z niej ubranie i rozkoszować się każdym centymetrem jej ciała. Przyssałem się do jej szyi, a smak jej skóry doprowadzał mnie do szaleństwa. Przesunęła dłońmi po moich plecach i podciągnęła mi koszulkę. Przyciskała palce do mojej skóry, gdy tymczasem ja całowałem i lizałem jej ucho i szyję. Chwilę potem wróciłem do ust. Pragnąłem tej dziewczyny. Podniecała mnie jak żadna inna. Zachowując resztki samokontroli, oderwałem usta od jej warg, na co ona mocniej objęła mnie za szyję. Zachichotałem i zapytałem:
– Nie chcesz, bym mówił dalej?
Przyciągnęła moją twarz do swojej.
– Za chwilkę – szepnęła i przesunęła językiem po moich ustach.
Eksplorowałem jej ciało dłońmi, wreszcie zatrzymałem je na udzie.
– Pragnę cię. Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
– Na co czekasz? – Przygryzła dolną wargę, a ja zapragnąłem, aby to nie była jej warga, lecz coś mojego.
Chwyciłem za skraj jej koszulki i ściągnąłem ją najszybciej, jak tylko potrafiłem. Cassie to samo zrobiła z moją. Wszystko we mnie płonęło, kiedy prześlizgiwała się dłońmi po moim nagim torsie. Zatrzymała się przy guziku spodenek. Opuszkami palców musnęła moją twardość, a ja zadrżałem. Wystarczył jej delikatny dotyk, a ja mało nie eksplodowałem. To niesamowite, jaką ta dziewczyna ma nade mną władzę. Zawsze tak było. Pozbywałem się spodenek, kiedy dostrzegłem, w co wpatruje się Cassie. Kusiło mnie, żeby uczynić jakąś przemądrzałą uwagę o tym, że uwielbia pożerać go wzrokiem, ale się powstrzymałem. Nie minęła jeszcze doba, odkąd wróciłem do jej życia, nie mogłem teraz nic zepsuć.
Moje spojrzenie prześlizgnęło się z jej twarzy na nagie ciało.
– Jesteś taka seksowna.
Na te słowa Cassie ponownie zagryzła dolną wargę. Pocałowałem ją w usta i zacząłem ssać tę wargę, powoli zakrywając jej ciało swoim. Gdy wreszcie się zetknęliśmy, poczułem falę gorąca. Wygłodniałe pragnienie przejęło nade mną kontrolę. Wsunąłem palce w miękkie, jasne włosy, odchyliłem jej głowę, żebym mógł obsypywać pocałunkami gładką skórę szyi.
– O Boże, Jack. Pragnę mieć cię najbliżej, jak to możliwe. Proszę, przestań się drażnić.
Naparłem na nią biodrami, a kiedy jęknęła z rozkoszy, wycofałem się.
– Do cholery, Jack. Przestań się cackać. – Zacisnąwszy palce na moich pośladkach, ponownie naprowadziła mnie do swojego wnętrza.
Bez słowa wszedłem w nią i zadrżałem, kiedy otuliło mnie jej ciepło.
– Boże, Cassie. Czemu z tobą zawsze jest tak niesamowicie? – Oddech miałem urywany, kiedy wykonywałem pchnięcie za pchnięciem. Moją uwagę przyciągnął jej sutek, potarłem go delikatnie palcem, a potem zacisnąłem na nim usta.
Cassie zajęczała, a jej ciało wygięło się w łuk. Wbiła mi paznokcie w plecy.
– Lepiej przestań tak robić – wydyszałem.
– Bo co? – droczyła się, raz jeszcze przesuwając palcami po moich plecach.
– Bo dojdę szybciej niż ty – przyznałem.
Pokręciła głową.
– Nie możemy do tego dopuścić.
– Więc się zachowuj. – Chwyciłem jej ręce i przyszpiliłem nad głową, nie przerywając zdecydowanych pchnięć. Cassie się zaśmiała, a ja przejechałem językiem po jej wargach, by chwilę później wsunąć jej go do ust. Wymamrotała coś niewyraźnie, a ja jeszcze mocniej ją pocałowałem.
– Jack – szepnęła. Oddech jej przyspieszył, a biodra unosiły się ku mnie w zgodnym rytmie z moimi ruchami. – Och.
Ponownie jęknęła i przez jej ciało przetoczył się dreszcz. Wszedłem w nią jeszcze raz, po czym eksplodowałem. Stopniowo zwalniałem, aż w końcu opadłem na nią, przyciskając ją swoim ciężarem do sofy.
– Czy tobie sprawia przyjemność przyduszanie mnie? – zapytała, napierając na moje ramiona.
– Lubię tak z tobą leżeć.
Przechyliła głowę.
– Jak z martwą mną?
Zaśmiałem się.
– Nie. Lubię być w tobie.
– Trudno, wychodź. – Uśmiechnęła się drwiąco. – Muszę iść do toalety.
Wysunąłem się z niej powoli, a ona pobiegła do łazienki.ZOSTAŃ
CASSIE
Wróciłam do salonu, mając na sobie wyłącznie stringi. Jack siedział na sofie, spodenki miał podciągnięte, ale nie zapięte. Na podłodze leżały obie nasze koszulki. Podniosłam swoją, założyłam ją i usiadłam na sofie.
– Całkiem sympatyczny przerywnik – rzekłam, wtulając się w jego zapraszające ramiona.
Przeczesał palcami moje splątane włosy i założył mi je za uszy.
– Więcej opowieści czy więcej przerywników? – zapytał z szelmowskim błyskiem w oku.
Piknął mój telefon.
– Sprawdzę, kto napisał.
Jack kiwnął głową i klepnął mnie w tyłek, kiedy wstałam, żeby pójść do sypialni po komórkę. Wróciłam, umościłam się ponownie w jego objęciach i dopiero wtedy otworzyłam wiadomość.
– Ooch, od Melissy. – Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy. – Wie, że tu jesteś?
Jack wzruszył ramionami.
– Mój transfer został już na pewno ogłoszony, więc może mieć pewne podejrzenia.
Rozległo się kolejne piknięcie i tym razem to Jack sięgnął po swój telefon. Roześmiał się.
– Esemes od Deana.
– Są tacy przewidywalni.
Odczytałam wiadomość od Melissy:
„O MÓJ BOŻE! CASSIE! JACKA PRZENIESIONO DO METSÓW!!!! WIEDZIAŁAŚ O TYM? JEST U CIEBIE? JEŚLI NIE, TO PEWNIE ZJAWI SIĘ NIEDŁUGO, WIĘC SZYKUJ SIĘ! I KONIECZNIE DO MNIE ZADZWOŃ!!!!!!!!”
Głośno się zaśmiałam.
– Co napisała? – zapytał Jack, unosząc brwi.
– No cóż, użyła samych wielkich liter, więc to bardzo ważna wiadomość. – Podałam mu telefon, żeby mógł przeczytać.
– Ona na ciebie krzyczy. Nie to oznaczają wielkie litery?
– Tak, ale myślę, że to jej sposób na pokazanie, jak bardzo się denerwuje. Albo ekscytuje. Albo krzyczy – przyznałam z uśmiechem.
– Szykuj się. Możliwe, że już do ciebie jadę. – Jack dotknął ustami mojego czoła, a ja zamknęłam oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Tyle się między nami wydarzyło. O wiele więcej, niż powinno, ale proszę, jednak jesteśmy wreszcie razem.
– Lepiej jej odpiszę, inaczej nie da mi spokoju.
Szybko wystukałam odpowiedź.
„Jest u mnie. Rozmawiamy. Próbujemy sobie wszystko wyjaśnić. Zadzwonię w poniedziałek z pracy”.
Chwilę później nadeszła odpowiedź.
„PONIEDZIAŁEK?!?! Nie ma mowy, żebym czekała aż tak długo!”
Roześmiałam się, napisałam ostatnią wiadomość, a potem wyciszyłam telefon.
„Wytrzymasz. Teraz nie mogę rozmawiać. Kocham Cię”.
– Co napisał Dean?
Jack podał mi swój telefon.
„Stary, przenieśli cię do Metsów i nic mi o tym nie powiedziałeś? To z powodu Cassie? Oczywiście, że tak. Jak Ci się, u licha, udało ich do tego przekonać? Powodzenia. Zadzwoń do mnie po waszym spotkaniu”.
– I jak tu nie kochać Deana? – Oddałam mu telefon.
Wyprostował się i nieco ode mnie odsunął.
– Dobre pytanie. Skoro mowa o Deanie, to czemu Melissa go nie kocha?
– Co takiego? – W moim głosie słychać było większe zdziwienie, niż zamierzałam.
– Poważnie. O co w tym chodzi? Dean totalnie się w niej zadurzył, ale ona zachowuje obojętność. Ja tego nie rozumiem.
Ton głosu Jacka zdradzał, że ta sytuacja napawa go niepokojem. Tak naprawdę uznałam to za słodkie. Troszczył się o młodszego brata i choć sama nie miałam rodzeństwa, które by się o mnie martwiło, uważałam to za wspaniałe.
– Ona zawsze się tak zachowuje. – Wiedziałam, że ta odpowiedź go nie usatysfakcjonuje, ale innej nie miałam.
Pokręcił głową.
– Znasz ją od zawsze, Kiciu. Nigdy nie miała chłopaka? – spytał z niedowierzaniem.
Podrapałam się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– W sumie to nie. To znaczy zawsze obracała się w męskim towarzystwie, ale nigdy nie była w poważnym związku.
– Dlaczego? – zapytał, wyraźnie dążąc do rozwikłania tej zagadki.
– Nie wiem.
– Kto jak kto, ale jak ty możesz tego nie wiedzieć? Jesteś przecież jej najlepszą przyjaciółką. No i jesteście dziewczynami. Dziewczyny na okrągło nawijają na takie tematy.
Od razu przybrałam obronną postawę.
– Po pierwsze, uspokój się. Po drugie, nie wiem i już. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Faceci zawsze lubili Melissę, a ona się z nimi spotykała, nigdy jednak nie wspominała, że odwzajemnia czyjeś uczucia. A ja to prostu akceptowałam. Taka już jest, tyle w temacie. I nie wiem, czemu się, do cholery, nie zakochała bez pamięci w Deanie. Może to jej powinieneś zadać to pytanie, a nie mnie.
Zaczęłam wstawać z sofy, ale Jack chwycił mnie za rękę i pociągnął. Dotknął mojej twarzy i odwrócił mnie, zmuszając, abym na niego spojrzała.
– Przepraszam, Kiciu. Nie zamierzałem się tak unosić. Po prostu tego nie rozumiem. Mój brat to porządny facet. I wiem, że ją lubi. Nie pojmuję, czemu ona nie odwzajemnia jego uczuć.
– Nie potrafię wskazać przyczyny. – Wzruszyłam ramionami, a moja irytacja zaczęła słabnąć.
– Przepraszam. Nie chciałem krzyczeć. – Usta Jacka wygięły się w uśmiech, przywołując urocze dołeczki. One zawsze potrafią mnie rozbroić.
– Wróćmy do naszej historii – zasugerował, akcentując słowo „naszej”.
– Okej. Ale tak się zirytowałam, że nie pamiętam, na czym skończyliśmy – przyznałam.
Objął mnie, a ja pozwoliłam się przytulić.
– Rozmawialiśmy o babci i dziadku. Nie złość się już na mnie.
– W porządku – ustąpiłam. Mój gniew nie miał szans w starciu z jego bliskością. Czasami nie znosiłam tego, jaki ten facet ma na mnie wpływ. – Jak długo u nich mieszkałeś?
Wziął głęboki oddech, a potem nad moją głową wypuścił powietrze ustami, przez co kilka pasm włosów opadło mi na oczy. Odsunęłam je, czekając na odpowiedź.
– Znacznie dłużej, niż planowałem. Myślałem, że spędzę u nich parę tygodni, a potem udam się do Alabamy, żeby spakować swoje rzeczy i sfinalizować unieważnienie małżeństwa. Sądziłem, że wystarczą dwa do trzech tygodni. Że ta suka podpisze papiery, a ja zjawię się tu jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
– Dobrze, że się na to nie nastawiałam.
– Ostatnie sześć miesięcy to jeden wielki dramat, Kiciu. Wcale nie żałuję, że trzymałem cię z dala od tego wszystkiego, żałuję tylko, że pozwoliłem, aby trwało to tak długo.
Odsunęłam się od ciepła jego ciała.
– Czemu to tyle zajęło? No i jak ona w ogóle mogła nie wyrażać zgody na unieważnienie?
Zadzwonił telefon, wyrywając mnie z głębokiego snu. Zmusiłem się do otworzenia oczu. Na wyświetlaczu dostrzegłem imię Marca.
– Hej, Marc – rzuciłem zaspany do aparatu.
– Jack, mamy problem.
– Jakiego rodzaju problem? – zapytałem, opierając się plecami o ścianę.
– Ona nie chce podpisać.
– Co? Kto nie chce? – zaskrzeczałem, chrząknąłem, po czym kontynuowałem normalnym głosem: – Co masz na myśli, mówiąc, że nie chce podpisać? Myślałem, że to załatwione? Prosta sprawa. – Serce waliło mi jak młotem.
– Jej prawnik twierdzi, że twoje uzasadnienie jest absurdalne. Że nie doszło do żadnego oszustwa i dlatego jego klientka nie podpisze dokumentów w takiej formie.
– Jaja sobie robisz? A w jakiej formie podpisze? – Walczyłem ze sobą i swoim gniewem.
– Nie zgadza się na unieważnienie. Zastanowi się nad podpisaniem papierów rozwodowych, choć wolałaby popracować nad waszym związkiem.
– Popracować nad związkiem? Żartujesz?
– Chciałbym.
– Musisz to załatwić, Marc. Ona udawała ciążę, żeby zmusić mnie do ślubu. To nie jest oszustwo? – Rzuciłem leżącą obok łóżka gazetą o ścianę i patrzyłem, jak spada na podłogę.
– Jest. Ale ciężar dowodu spoczywa na nas.
– Więc to udowodnijmy.
– Nie będzie to takie łatwe, ona na poparcie swoich słów ma całe mnóstwo dokumentów. – Westchnął.
– Jakich dokumentów?
– Cóż, choćby wystawionych przez lekarza.
Kurwa. Zupełnie zapomniałem, że Chrystle chodziła do lekarza, miała zalecenia i dokumentację medyczną.
– Nie możemy pozwać tego lekarza za fałszowanie dokumentów czy coś w tym rodzaju?
– Musielibyśmy dowieść, że on także kłamał, co zważywszy na okoliczności, okazałoby się wyjątkowo trudne.
Zalała mnie fala tak wielkiej wściekłości, że poczerwieniało mi przed oczami.
– To popierdolone. Co mogę zrobić?
– Nic, Jack. Na chwilę obecną chcę, żebyś został tam, gdzie jesteś, i pozwolił mi się tym zająć. – Ton głosu miał spokojny i profesjonalny.
Wbiłem palce w brzeg materaca.
– Wszystkie moje rzeczy nadal są w Alabamie.
– Nie wybieraj się do tego stanu, dopóki nie dam ci zielonego światła. Słyszysz mnie?
Cały się spiąłem.
– Zobaczymy.
– Jack, opieka nad tobą to moja praca. Choć raz mi w tym nie przeszkadzaj. Proszę.
Westchnąłem.
– Okej.
– Niedługo zadzwonię.
Rozłączyłem się i cisnąłem telefonem o ścianę. Czemu, do kurwy nędzy, tej dziewczynie tak zależało, żeby niszczyć mi życie? Czemu nie mogła wykazać się choć odrobiną przyzwoitości i podpisać tych cholernych papierów?
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Mogę wejść?
– Tak.
Dean wszedł do pokoju i spojrzał na leżący na podłodze telefon. Zamknął za sobą drzwi.
– Co się dzieje? Słyszałem twój podniesiony głos.
Spojrzałem mu w oczy.
– Miałeś rację. Ona nie chce podpisać dokumentów.
Usiadł na drugim końcu łóżka.
– Cholera. Jack, przykro mi. Co to w praktyce oznacza?
Zamknąłem oczy i uszczypnąłem się w nasadę nosa, żeby choć odrobinę złagodzić stres.
– Nie wiem. Marc nad tym pracuje.
– Chcesz się przejść? Wyjść na trochę z domu?
– Na razie chcę być sam.
Dean wstał i bez słowa wyszedł z pokoju. Wziąłem z komody notes, otworzyłem go na pustej stronie. To niesamowite, jak szybko pisanie listów zmieniło się w nawyk. Pomagało mi uporządkować myśli w chwilach, kiedy jedyne, czego pragnąłem, to wziąć do ręki telefon i wybrać numer Cassie.
– O mój Boże. Co za suka! Jakiś lekarz wystawił jej fałszywe zaświadczenie o ciąży? – Otworzyłam szeroko oczy, a szok walczył we mnie o palmę pierwszeństwa z gniewem.
– Aha.
– Nic dziwnego, że jej uwierzyłeś. – Pokręciłam głową.
– Jak to? – Cały się spiął.
– Cóż, nigdy tak do końca nie zrozumiałam, dlaczego w ogóle uwierzyłeś, że jest w ciąży. To znaczy bez sprawdzenia czy upewnienia się – próbowałam wyjaśnić.
Jack poruszył głową, a napięcie obecne w jego ciele udzielało się i mnie.
– Myślałaś, że ot tak uwierzyłem jej słowom? Że ożeniłem się z nią bez żadnego dowodu? Czemu mnie nie zapytałaś?
Zdumiał mnie jego ton pełen rozgoryczenia.
– Nie wiem. – Przyjęłam postawę obronną. – Może dlatego, że kiedy miałam okazję cię o to zapytać, zbyt mnie pochłaniało własne cierpienie. Zresztą wtedy i tak właściwie ze sobą nie rozmawialiśmy.
Położył mi dłoń na nodze. Ten jeden gest wystarczył, abym od razu zapragnęła cofnąć swoje słowa.
– Przepraszam, Jack. Ja tylko…
– Przestań. To ja przepraszam. – Uniósł rękę w geście poddania. – Nie było cię tam. Nie wiedziałaś, co się dzieje. Jestem pewny, że z zewnątrz wyglądało to podejrzanie.
Wzdrygnęłam się. Jeśli chodziło o Jacka Cartera, nigdy więcej nie chciałam znajdować się „na zewnątrz”.
– Ale nie powinnam była tak zakładać.
– Nie wiedziałaś.
– Czyli chodziła do lekarza i w ogóle? – Nadal trudno mi było ogarnąć te wszystkie podstępy i kłamstwa. Jak ta dziewczyna mogła być aż tak podła?
– Wizyty, dokumentacja, witaminy, książki o dzieciach, wykresy, harmonogramy – miała wszystko.
Jack zrobił wydech, a ja ujęłam jego dłoń. Nasze palce się splotły i znowu się do niego przytuliłam.
– Mogę cię zapytać o coś jeszcze? – wydusiłam wtulona w jego tors.
Pocałował mnie w czubek głowy.
– O co tylko chcesz.
– Pomyślałeś choć raz o tym, że dziecko może nie być twoje? Rozumiem, dlaczego uważałeś, że jest w ciąży, ale czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że to nie ty jesteś ojcem?
– Chrystle potrafiła przekonująco kłamać. Bez żadnych zastrzeżeń zgodziła się na badanie DNA, kiedy już dziecko przyjdzie na świat. Uznałem, że gdyby kłamała, denerwowałaby się albo przynajmniej próbowała mnie od tego odwieść, tymczasem ona sama na to nalegała.
A potem opowiedział mi o czasach, kiedy jego świat zaczął się walić po raz pierwszy. Kiedy mieszkał w Alabamie i grał w drużynie Diamondbacksów. O wieczorze po tym, jak zagrał idealny mecz, gdy Chrystle zarzuciła na niego sidła w barze, gdzie świętował razem z kolegami z drużyny i w końcu przestał się jej opierać. Uległ jej tamtej nocy, a moje życie już nigdy miało nie być takie samo. Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie tego, jak świat zaczął wokół mnie wirować, a serce zaczęło pękać na kawałki tego popołudnia, kiedy zadzwonił Jack i o wszystkim mi powiedział. Nie tylko mnie zdradził, ale dziewczyna, z którą się przespał, spodziewała się dziecka.
Zignorowałem pukanie do drzwi, zakładając, że otworzy je jeden z moich współlokatorów, i dalej składałem ubrania. Kiedy usłyszałem głos Chrystle zbliżający się do mojego pokoju, cały się spiąłem. Połączyła nas pijacka przygoda na jedną noc, a gdy wytrzeźwiałem, wyrzuciłem ją za drzwi. Co ona tutaj robiła?
Zapukała do mojego pokoju, po czym weszła i zamknęła za sobą drzwi.
– Co ty robisz? Wynoś się z mojego pokoju – warknąłem.
– Musimy porozmawiać. – Głos jej drżał.
Wypuściłem powietrze nosem, wyraźnie zniecierpliwiony.
– O co chodzi?
– Jestem w ciąży – szepnęła, a po policzkach płynęły jej łzy.
– No i? Czy to mój problem? – zapytałem i w tym momencie dotarło do mnie znaczenie jej słów. Było niczym cios w brzuch.
– Tak, bo to twoje dziecko – powiedziała i usiadła na łóżku.
Mój umysł nie chciał dać wiary jej słowom.
– Gówno prawda – warknąłem.
– Wcale nie gówno prawda, Jack! Od nocy z tobą z nikim nie byłam. Zapytaj kogokolwiek, czy widział mnie w jakimś barze. Albo czy umawiał się ze mną. Nie i koniec.
– Zapytam. I zrobię to, kurwa, od razu.
Wparowałem do salonu, gdzie trzech moich współlokatorów jadło lunch i oglądało telewizję. Kiedy ich zapytałem, czy Chrystle była z którymś z nich, zgodnie pokręcili głowami i unieśli ręce w geście zaprzeczenia. Zapytałem więc, czy widzieli ją z kimś ostatnio, i znowu padła odmowna odpowiedź. A potem mnie poinformowali, że właściwie to od kilku tygodni w ogóle jej nie widzieli.
Cholera.
Na uginających się nogach wróciłem do swojego pokoju. Świat wirował wokół mnie, a ja zaklinałem żołądek, żeby przestał się skręcać. Nie chciałem tego. Nie z nią. Nie teraz. Nigdy.
– To twoje dziecko, Jack. Przykro mi. Naprawdę. Ja też tego nie chciałam. – Skryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął szloch.
Nie miałem ochoty jej pocieszać, więc wróciłem do składania ubrań.
– Co masz zamiar zrobić? – zapytałem zimno.
– To znaczy? – Spojrzała na mnie; twarz miała czerwoną i mokrą od łez.
– To znaczy, czy planujesz je urodzić?
– Powinnam była się spodziewać, że o to zapytasz.
– My się nawet nie znamy. Czemu, u licha, miałabyś chcieć urodzić to dziecko? – Na próżno gniewem próbowałem przykryć fakt, że boję się jak cholera.
– Bo to dziecko, Jack! To życie, niczemu niewinne, i ja będę je kochała, nawet jeśli ty nie!
– Chcę, żebyś wyszła.
To się nie dzieje naprawdę. Błagam, niech to się okaże tylko złym snem.
Wstała, otarła dłonią oczy i rzuciła:
– Nie potrafisz się zachować jak mężczyzna.
Podszedłem do niej, ale dłonie miałem zaciśnięte w pięści. Buzował we mnie gniew.
– Och, zachowam się jak mężczyzna, naturalnie. Zawiozę cię do kliniki. Zapłacę. A potem odwiozę cię nawet do domu. Co ty na to?
– Ale z ciebie dupek! – Próbowała mnie odepchnąć, a ja nawet nie drgnąłem.
– Jestem dupkiem. Dupkiem, który nie chce mieć dziecka z kimś zupełnie obcym.
– Trochę za późno, nie uważasz?
Pokój wirował wokół mnie, a ten wir pochłaniał życie, które istniało zaledwie pięć minut temu.
– Nie rób tego, Chrystle. Proszę cię, nie rób. Nie niszcz nam obojgu życia pijacką pomyłką.
Skrzywiła się z odrazą.
– Niczego nie niszczę.
– Wszystko niszczysz. – Głos miałem niewiele głośniejszy od szeptu. Głowę wypełniły mi myśli o Cassie. To ona była moją dziewczyną, moim całym światem, i wiedziałem już, że nigdy więcej mi nie zaufa. Nie było takiej opcji. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie zasługiwałem na nią, ona zasługiwała na kogoś o wiele lepszego niż takiego popaprańca jak ja. Nie mogłem uwierzyć, że odrzuciłem najlepsze, co mnie w życiu spotkało, dla jakiejś obcej laski. W ogóle nie powinienem był się tak upijać. To żadne wytłumaczenie, ale wtedy mój mechanizm obronny kazał mi się tego uczepić. Nienawidziłem się za to.
– Przykro mi, że tak to widzisz. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Może jak minie pierwszy szok. Będę w kontakcie, Jack. – Po tych słowach wyszła.
Kurwa.
Jeśli Chrystle urodzi dziecko, na pewno nie wyprowadzi się z dala od swojej rodziny. Musiałbym mieszkać tutaj, w Alabamie. Albo przynajmniej mieć tu jakieś mieszkanie, jeśli będę chciał widywać swoje dziecko. Mogłem się pożegnać z Kalifornią. Cały czas poza sezonem musiałbym spędzać tutaj. Osunąłem się na dywan, oparłem plecami o łóżko, mój świat się walił. Nie mogłem postąpić jak mój ojciec. Nie porzuciłbym swojego dziecka, tak jak on porzucił Deana i mnie. Doświadczyłem na własnej skórze, jak bardzo potrafi to zniszczyć psychikę. Jestem tego doskonałym przykładem. Nie zrobiłbym czegoś takiego własnemu dziecku. Nie poszedłbym w ślady swojego ojca.
Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze nigdy nie pragnąłem niczego tak bardzo jak tego, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem. Abym się obudził i zalała mnie fala ulgi.
– Ta opowieść jest do bani. – Zmarszczyłam brwi.
– Mówiłem ci, że nie ma w niej nic radosnego. – Jack prześlizgnął się dłonią wzdłuż mojego ciała, a ja poczułam dreszcz.
– To już prawie koniec? – Popatrzyłam na niego z nadzieją.
– Niezupełnie.
– Chyba potrzebuję kolejnej przerwy.
– To znaczy? – Mrugnął do mnie sugestywnie.
Zmrużyłam oczy i posłałam mu udawane gniewne spojrzenie.
– Jack, naprawdę. Dopiero co to robiliśmy.
Przeżywanie na nowo czasu spędzonego osobno okazało się prawdziwym wyzwaniem. Chciałam wiedzieć o wszystkim, ale skłamałabym, mówiąc, że opowieść Jacka w ogóle nie robiła na mnie wrażenia. Właściwie to napawała mnie przerażeniem. Skoro jedna dziewczyna z małego miasteczka potrafiła być aż tak podła, do czego w takim razie były zdolne kobiety z wielkiego miasta?
– Masz ochotę wyjść na miasto? Może zjeść trójkącik? – To słowo, którym nowojorczycy określali kawałek pizzy.
– W sumie to coś bym zjadł – odpowiedział z szerokim uśmiechem, a ja się nachyliłam i ucałowałam oba jego dołeczki. Powoli się odsunęłam i coś mi przyszło do głowy.
– Chwila. Gdzie się zatrzymałeś? Masz jakieś mieszkanie albo hotel, w którym się musisz zameldować?
Cała w nerwach czekałam na jego odpowiedź. Wiedziałam, że powinnam zachować więcej rezerwy, ostrożności, ale prawda była taka, że pragnęłam, aby został ze mną i już nigdy mnie nie opuszczał.
– Jeszcze niczego nie zarezerwowałem. Przyjechałem od razu tutaj.
Jeszcze. Planował zamieszkać gdzieś indziej, a to był tylko pierwszy przystanek.
– Och. No cóż, chcesz zająć się najpierw tym? – Próbowałam ukryć rozczarowanie, ale zdradził mnie ton głosu.
Przesunął kciukiem po mojej żuchwie, zatrzymał go pod brodą.
– Nie bardzo. Wszystko, co oznacza opuszczenie ciebie, wolę odłożyć na później.
Zalała mnie fala ulgi. Zamknęłam oczy.
– W takim razie nie opuszczaj mnie – szepnęłam.
– Nie zamierzam cię już nigdy zostawić – zapewnił, a jego ciepły oddech owiał moje usta.
– Mógłbyś mieszkać tutaj. – Te słowa wydostały się z moich ust, nim zdążyłam rozważyć ten pomysł.
Jack wyraźnie się rozluźnił, a na jego twarzy pojawił się spokój.
– Tak? Chcesz, żebyśmy razem mieszkali?
Pytanie przeczyło radosnemu wyrazowi na jego twarzy, a ja w duchu zbeształam się za to, że jestem taka drażliwa.
– To tylko propozycja. Nie ekscytuj się tak.
Zdusił śmiech.
– Nic nie uszczęśliwiłoby mnie bardziej, Kiciu, niż świadomość, że mój dom jest tam, gdzie ty.
Serce obijało mi się o żebra z taką siłą, że cudem się nie przewróciłam.
– Naprawdę?
– Naprawdę. – Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – I tak nie zamierzałem się stąd wynosić.
– Ach tak?
– Nie przeprowadziłem się do Nowego Jorku z drugiego końca kraju po to, żeby mieszkać samemu. Przeprowadziłem się, żeby być z tobą. I tak właśnie zamierzam zrobić. Być. Z. Tobą. – Patrzył mi w oczy z pełnym przekonaniem.
Zawładnęło mną pożądanie, a pomiędzy udami poczułam prawdziwy ogień.
– A gdybym się nie zgodziła? – przekomarzałam się.
Przycisnął czoło do mojego i spojrzał mi w oczy.
– Ale się zgodziłaś. Pragniesz mnie tutaj równie mocno, jak ja chcę tu zostać, wiem o tym. Nie pójdę sobie stąd, nie zmusisz mnie do tego.
– Jesteś arogancki.
– Czy jeśli ma się rację, to rzeczywiście jest arogancja? – Pocałował mnie mocno w usta. Przesunął zaczepnie językiem po mojej dolnej wardze, po czym się odsunął.
Obecność Jacka potrafiła zdziałać cuda. Pęknięcia w moim sercu powoli zaczynały się zrastać. Dusza udawała, że dawne uszkodzenia się nie liczą, ponownie stała się jednością. Choć pół roku temu ten mężczyzna złamał mnie i zniszczył, moje ciało pragnęło się uleczyć właśnie dla niego.
Dla Jacka.
Dlatego że bycie z nim mnie dopełniało bez względu na to, jak bardzo wydawało mi się to nielogiczne. Przecież to on ponosił odpowiedzialność za moją wewnętrzną jatkę. Tworzyliśmy jednak całość. Melissa miała rację, kiedy nazwała nas doskonałym bałaganem. Dotarło do mnie, że teraz w jej słowach jest jeszcze więcej prawdy niż do tej pory.
– Pizza? – zasugerowałam ponownie, mając ochotę na zmianę scenerii.
– A ubierzesz się?
Przewróciłam oczami, wiedząc, że go to wkurzy.
– Ty pierwszy.