Zmiana w planie dyżurów - ebook
Miłość, która daje siłę. Praca, która wystawia na próbę.
Julita może wreszcie odetchnąć. Jej prywatne życie nabiera barw, a serce zyskuje spokój. Wszystko układa się idealnie.
Niestety zmiany na lepsze nie idą w parze z życiem zawodowym.
Młoda lekarka staje przed kolejnym trudnym wyborem. Praca, która zawsze była jej pasją, zaczyna przytłaczać, a codzienność niesie coraz więcej wyzwań i niepewności. Pojawiają się chwile zwątpienia.
Na szczęście Julita nie jest sama. Otacza ją grono życzliwych, oddanych ludzi — choć największe wsparcie przyjdzie z zupełnie nieoczekiwanej strony.
Jakie wyzwania czekają Julitę? Czy naprawdę udało jej się zostawić przeszłość za sobą? Czy coś stanie na drodze do pełni szczęścia?
Poznaj dalsze losy młodej lekarki, która kolejny raz musi zawalczyć — o siebie, o innych, o przyszłość.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368576832 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CZY PACJENT PRZEŻYJE?
Organizm człowieka nieustannie się zmienia. Jedne komórki się namnażają, inne obumierają. Wszystko żyje. Tak samo ludzka egzystencja pełna jest zmian, choć niestety, nie wszystkie są dobre.
W moim życiu w ostatnim czasie mnóstwo się zmieniło. Po tym, jak jesienią zostawił mnie Paweł — wyszło na jaw, że nie byłam jego jedyną kobietą — musiałam podjąć wiele poważnych decyzji. Przede wszystkim zrewidować swoje plany zawodowe dotyczące miejsca rozpoczęcia rezydentury z chirurgii. To zawsze było moje wielkie marzenie: ratować ludzi, przywracać im sprawność, czynić świat lepszym i zwyczajnie być komuś potrzebną.
I tak niespodziewanie wylądowałam na oddziale chirurgii ogólnej w Tarcicy, w małym miasteczku nieopodal Bydgoszczy. Co więcej, choć jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie życia w takiej małej, nieco sennej mieścinie, zmęczona codziennymi dojazdami, wynajęłam w Tarcicy mieszkanie. Pod jedną ze ścian w połączonym z kuchnią salonie nadal stało kilka kartonów po przeprowadzce. Kiedy wreszcie wypakuję te graty? Naprawdę nie miałam pojęcia.
O dziwo, praca w powiatowym szpitalu bardzo mi się spodobała. Oddział był nowoczesny, kadra wspaniała. Jeśli nie liczyć doktora Radka Woźniaka, podstarzałego seksisty, i gburowatej rezydentki Marty, która — gdyby mogła — zabiłaby mnie wzrokiem, świetnie dogadywałam się z pozostałymi osobami z zespołu lekarskiego. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z Fabianem, choć może słowo „przyjaźń” nie było najlepszym określeniem naszej relacji, ponieważ…
Cóż, co tu ukrywać: Fabian mi się podobał, a i ja prawdopodobnie też wpadłam mu w oko. W ostatnich tygodniach odbyliśmy kilka długich rozmów o życiu. Fabian był przystojny, mądry i charyzmatyczny. Może trochę skryty, ale gdy w minioną sobotę zaprosił mnie na randkę, nie posiadałam się z radości.
Niestety, nasze wyjście zakończyło się przykrym nieporozumieniem, którego jeszcze nie zdążyłam Fabianowi wyjaśnić. Kiedy po zjedzonym wspólnie drugim śniadaniu odprowadził mnie do mieszkania, przy drzwiach natknęliśmy się na mojego kolegę za studiów, Jakuba, który… nieoczekiwanie pocałował mnie na oczach Białego. Oczywiście szybko go odepchnęłam.
Dlaczego Kuba to zrobił? Sama właściwie nie wiem. Moja siostra twierdzi, że Kuba podkochuje się we mnie od zawsze i chciał odstraszyć konkurenta, ale kto wie, co naprawdę nim wtedy kierowało? W moich oczach zawsze był tylko przyjacielem. A może aż przyjacielem? W końcu mówi się, że taka relacja to prawdziwy skarb.
Tak czy siak, byłam na Kubę tamtego wieczoru naprawdę wściekła. Nawrzucałam mu na Messengerze, ale z Fabianem wolałam rozmówić się osobiście. Zaczynało mi na nim zależeć, a tak ważnej sprawy nie chciałam poruszać przez internet. Za bardzo się bałam, że Fabian mógłby mnie źle zrozumieć albo uznać za oszustkę — choć pewnie już zdążył przypiąć mi taką łatkę — ale niestety, moje plany w piątkowy poranek pokrzyżował paskudny wypadek. I to z udziałem osoby, której w minionych tygodniach wiele zawdzięczałam.
Oddziałem chirurgii ogólnej w Tarcicy kierował cudowny, ciepły człowiek i wybitny lekarz — doktor Mariusz Konieczny. Niestety, to właśnie on został poszkodowany w tym piątkowym wypadku. Kiedy zobaczyłam, jak ratownicy wwożą go na korytarz na noszach, na moment nogi się pode mną ugięły. Doktor Konieczny był dla mnie w ostatnim czasie trochę jak ojciec. Wspierał mnie. Dbał, żebym często chodziła na blok. Tak po ludzku się o mnie troszczył, więc kiedy zobaczyłam go nieprzytomnego i z zakrwawioną głową…
Chirurdzy powinni być w pracy zdystansowani, ale wtedy przez cały dzień nie mogłam się skupić. Zresztą, nie tylko ja. Cała obecna na oddziale kadra bardzo przeżyła operację szefa. Siedziałam jak na szpilkach w pokoju lekarskim, do którego co rusz wpadała pielęgniarka oddziałowa, pani Helena, żeby zapytać, czy już coś wiem. Raz zajrzałam nawet na blok, żeby się dowiedzieć, jak przebiega operacja.
Nie pamiętam już, kiedy tak bardzo coś mnie stresowało. Okazało się, że gdy w grę wchodzi życie i zdrowie bliskiej osoby, wszystko inne przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. A to był tylko mój szef! Nie mam pojęcia, jak przeżyłabym, gdyby na stole wylądował kiedyś członek mojej rodziny…
Na szczęście zabieg się udał. Kiedy Konrad wszedł do pokoju lekarskiego, niemal się na niego rzuciłam, spragniona informacji o stanie zdrowia naszego szefa. Niestety, okazało się, że doktor Konieczny doznał złamania lewej ręki, dwóch palców lewej dłoni i żeber. Chłopacy podejrzewali także wstrząśnienie mózgu, ale kiedy wieczorem ordynator się wybudził, okazało się, że umysł ma w pełni sprawny.
— Mimo to przyślę do pana neurologa — oznajmił stanowczo Konrad, z którym dyżurowałam.
Od ratowników medycznych wiedzieliśmy już, że inny pojazd wjechał w samochód szefa na skrzyżowaniu. Dzięki poduszce powietrznej doktor Konieczny nie doznał urazu kręgosłupa, ale Fabian musiał się nieco natrudzić, by złożyć mu lewą rękę.
— Nie mam pojęcia, ile czasu zajmie mu powrót do pełnej sprawności — powiedział po operacji.
Nie ma dla chirurga nic gorszego, niż doznać urazu ręki. Z nie do końca sprawną nogą można operować. Ale dłonie…
Przejęta, po wieczornym obchodzie wróciłam do sali doktora Koniecznego, żeby posiedzieć chwilę przy jego łóżku, choć wiedziałam, że jest zmęczony i senny. Ból mu, co prawda, nie doskwierał, wszyscy na oddziale dbali o to, żeby każdy pacjent po zabiegu otrzymywał właściwe dawki leków przeciwbólowych, ale widziałam, że bardzo przeżył ten wypadek. Zresztą nie tylko on. Przez całe popołudnie przy jego łóżku czuwała żona, której raz sama przyniosłam paczkę chusteczek. Myśl, że najbliższa osoba doznała wypadku, że cierpi, potrafiła w człowieku wyzwolić prawdziwą lawinę uczuć, a Konieczni byli dobrze dobrani i zgrani. Miałam przyjemność widzieć ich razem podczas wyjścia integracyjnego pracowników oddziału w zeszły piątek i nie miałam wątpliwości, że to jedna z tych par, które będą ze sobą do końca…
Zastałam doktora Koniecznego śpiącego. Po cichu przystawiłam krzesło do łóżka pacjenta. Jego funkcje życiowe były wciąż monitorowane. Rzuciłam okiem na wskaźniki, nim skupiłam wzrok na postaci przełożonego. Co mogę powiedzieć? Taki odruch. Lekarze zrozumieją.
Na szczęście wszystkie parametry były w normie, choć szef wyglądał dziś mizernie i blado. Był wysokim mężczyzną z lekką nadwagą, a teraz jakby nagle znacznie się skurczył. Nie miał też na nosie okularów w grubych, czarnych oprawkach. Do tego bandaż na czole i usztywniona ręka… Aż zakłuło mnie za mostkiem, kiedy patrzyłam na niego w takim stanie.
Ogarnął mnie smutek, ale nim pogrążyłam się w melancholii, w mojej kieszeni zawibrował telefon. Wyjęłam smartfon i rzuciłam okiem na ekran.
„Hej. Wszystko u Ciebie w porządku? Nie odzywasz się cały dzień” — pytała moja siostra.
Westchnęłam, uświadomiwszy sobie, że rzeczywiście wydarzenia związane z wypadkiem ordynatora i jego operacją pochłonęły mnie tak bardzo, że zaniedbałam najbliższą osobę. Aneta była bowiem nie tylko moją starszą siostrą, ale także najlepszą przyjaciółką. Mieszkała z mężem i synkiem w małej wiosce nieopodal Tarcicy i spodziewała się drugiego dziecka. Rozmawiałyśmy ze sobą codziennie. Choć byłyśmy na innych etapach życia: ona matka, żona i kura domowa, a ja zapracowana singielka, świetnie się dogadywałyśmy.
„Hej, przepraszam, ale przeżywam naprawdę trudny dzień i jakoś nie miałam głowy się do Ciebie wcześniej odezwać” — wysłałam wiadomość.
„Chodzi o Fabiana, tak? Jednak nie uwierzył w Twoje wyjaśnienia? Jeśli tak, to przekaż mu ode mnie, że jest skończonym palantem”.
„Nie. Tym razem nie o niego. Właściwie to nawet nie miałam dzisiaj czasu, żeby z nim porozmawiać i ta sprawa musi jeszcze poczekać”.
„W takim razie co się stało?”
„Mój szef miał wypadek samochodowy. Inny kierowca wjechał na niego na skrzyżowaniu”.
„Ale przeżyje?”
„Tak, jego stan jest stabilny, chociaż ręka… Ma mocno poharataną lewą i wiem od chłopaków, którzy ją składali, że prawdopodobnie czeka go bardzo długa rehabilitacja”.
„Cholera…”
„Mam nadzieję, że szybko wróci na blok, bo wiem, jak bardzo to kocha. No i nasz oddział bez niego to zdecydowanie nie będzie to samo”.
„Jeśli uwielbia tę pracę tak samo jak Ty, to bardzo mu współczuję”.
Znowu westchnęłam. Żeby zmienić temat, spytałam, jak się czuje, a ona odpisała, że u nich w domu na szczęście wszyscy cali i zdrowi. Umówiłyśmy się, że zajrzę do nich w weekend, skończyłam rozmowę i wsunęłam smartfon z powrotem w kieszeń spodni.
Niedługo później obudził się doktor Konieczny.
— Dobry wieczór — przywitałam się łagodnie.
W pierwszej chwili wydawał się skołowany, ale mięśnie jego twarzy szybko się rozluźniły, kiedy dotarło do niego, gdzie jest i kto siedzi przy łóżku.
— Ty tutaj?
— Jak szef widzi.
— A nie powinnaś teraz ciężko pracować?
Uśmiechnęłam się.
— Mój przełożony miał dzisiaj wypadek. Zresztą… myślę, że w innych okolicznościach też by mi wybaczył, że na chwilę tutaj przysiadłam.
— Może tym razem ci głowy nie urwę.
— Skoro szef już żartuje, to chyba wszystko będzie dobrze.
— Dobrze… — Spoważniał nagle i się zamyślił. — Pytanie, co dla kogo znaczy dobrze. Konrad mi mówił, że kilka godzin składali z Fabianem i Błażejem moją rękę.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
— Boli?
— Ręka?
Skinęłam głową.
— Nie boli. Ale dusza… — Urwał. — Na razie mam potworne poczucie niesprawiedliwości i jestem wściekły, że ten koleś wjechał we mnie. Przecież miną miesiące, zanim będę mógł znowu stanąć na bloku!
Po plecach przeszedł mi nagły dreszcz.
— Mamy w szpitalu świetnych rehabilitantów…
— Ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy.
— Przykro mi — szepnęłam, bo tylko to przyszło mi na myśl.
Doktor Konieczny zamilkł na długą chwilę. Ja też się nie odzywałam, bo potrafiłam sobie wyobrazić, jak coś takiego musi boleć chirurga. Sala operacyjna jest dla nas jak drugi dom. A doktor Konieczny wykonywał zabiegi od lat i naprawdę mało znałam innych tak pełnych pasji lekarzy.
Bardzo mi było go szkoda.
„Będzie dobrze” — miałam na końcu języka, lecz ostatecznie te słowa wydały mi się tylko pustym frazesem i nie wypowiedziałam ich na głos. Siedziałam zgarbiona, bijąc się z myślami, podobnie zresztą jak mój szef. To on odezwał się pierwszy:
— Zorganizujesz mi jakąś wodę? Mam strasznie sucho w ustach. Chciałbym chociaż lekko zwilżyć wargi.
— Oczywiście.
Podniosłam się z krzesła i poszłam do dystrybutora, który znajdował się na korytarzu. Kiedy wróciłam z papierowym kubkiem, doktor Konieczny wydawał się spokojniejszy.
— Dziękuję.
Gdy się napił, postawiłam kubek na szafce przy łóżku.
— Coś jeszcze mogę dla szefa zrobić?
— Na razie nie, dzięki, ale doceniam twoją troskę. Konrad już śpi?
— Nie, jeszcze nie. Po obchodzie usiadł do komputera.
— Chętnie bym tam z wami posiedział, zamiast tutaj leżeć.
— Szybko szef wróci do zdrowia i wszystko znowu będzie jak dawniej.
— Albo i nie. — Zerknął na swoją rękę. — Ale chyba nie ma sensu o tym dzisiaj więcej rozmawiać. Muszę sam to najpierw sobie ułożyć w głowie. No i znam kogoś, kto ucieszy się, jak wyślecie mnie na urlop zdrowotny.
— Tak?
— Moja żona od lat suszy mi głowę, żebym wziął dłuższe wolne, mało mnie w domu. — Rozpogodził się na wzmiankę o małżonce.
— W takim razie są i jakieś plusy tej sytuacji.
— Marne, ale jakieś tam są.
Pogawędziliśmy jeszcze chwilę, lecz potem szef znowu zrobił się senny, więc poprawiłam mu poduszkę pod głową i wyszłam, żeby mógł w spokoju wypocząć. Na korytarzu zaczepiła mnie pani Helenka, oddziałowa.
— I co z nim? Jak to wszystko znosi?
— Leki przeciwbólowe działają, więc na ból się nie uskarża, ale on dobrze wie, co taki wypadek i uraz dłoni oznaczają dla chirurga.
— Że też musiało paść na niego! Normalnie mam ochotę osobiście ukatrupić tamtego kierowcę kretyna!
— Mam nadzieję, że jednak pani tego nie zrobi.
— No nie zrobię, bo nie pociąga mnie kryminał, ale tak mi szkoda naszego doktora! To taki dobry człowiek. I tylu ludziom już pomógł, odkąd tutaj pracuje.
— Wróci do zdrowia i wszystko będzie jak dawniej.
— Oby, pani doktor. Oby. — Pani Helena dotknęła mojego ramienia. — No nic. Pora iść nieco odpocząć, bo to dla nas wszystkich był trudny dzień.
— O tak, choć między nami: nie wiem, czy ja w ogóle dziś zasnę. Nadal to wszystko przeżywam.
— Jak nie zaśniesz, to umil sobie chociaż nocną posiadówkę moim sernikiem. Widziałam, że jeszcze trochę zostało w pokoju lekarskim. Jakoś niewiele dzisiaj jedliście.
— Dziwi to panią?
— Niestety, niespecjalnie — odparła, po czym się pożegnałyśmy.
Kiedy wróciłam do pokoju lekarskiego, Konrad nadal siedział przy komputerze.
— Co ty tak zawzięcie czytasz? — spytałam go, nim wyjęłam z szafki pudełko z kolacją.
Rutkowski odwrócił się od komputera i obrzucił mnie wzrokiem.
— Czytam artykuły o metodach rehabilitacji dłoni, które najszybciej przynoszą efekty.
Westchnęłam i opadłam na kanapę.
— Kolejne miesiące będą trudne.
— A ty byłaś u szefa, hm? Jak on się czuje?
— Jest przybity. Będzie boleśnie brakowało mu pracy.
Nie mówiąc o tym, że chirurg czuje się potrzebny głównie wtedy, kiedy może operować — dodałam w myślach. Oby tylko doktor Konieczny nie przypłacił tej przymusowej przerwy w pracy depresją. Choć właściwie wszyscy powinniśmy się cieszyć z tego, że przeżył ten wypadek, zamiast zamartwiać się przyszłością.
Otworzyłam pojemnik z kaszą i warzywami i zaczęłam jeść. Konrad też zamilkł na chwilę. Przygnębiający był ten wieczór. Nagle zatęskniłam za bliskością Fabiana i możliwością porozmawiania z nim o tym wszystkim. Niestety, nie odzywał się do mnie od czasu tamtego nieporozumienia z udziałem Kuby, a ja nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tak po prostu do niego zagadać, nie wyjaśniwszy wcześniej tamtego zajścia.
Do Kuby też nie mogłam napisać. Odkąd oznajmił, że potrzebuje czasu, żeby sobie przemyśleć naszą znajomość, nie chciałam mu się narzucać. Nie byłam już zła — emocje gasły we mnie tak samo szybko, jak się pojawiały — ale skoro poprosił o czas, postanowiłam mu go dać i konsekwentnie milczałam.
Pozostała mi tylko Aneta, ale ona była w ciąży i nie chciałam jej obarczać swoimi problemami. To wszystko sprawiło, że poczułam się nagle bardzo samotną kobietą, choć głupio mi było to wyznać Konradowi. Lubiłam go, ale nie mieliśmy tak zażyłej relacji, żeby zwierzać się sobie z takich spraw.
Wyszło więc tak, że Konrad wrócił do lektury artykułów medycznych, a ja dojadłam kolację i poszłam wziąć szybki prysznic. Kochana pani Helena zdążyła już wcześniej pościelić mi na kanapie w pokoju szefa. Upewniwszy się, że nikt z pacjentów mnie nie potrzebuje i mogę spokojnie się zdrzemnąć, zamknęłam się w gabinecie ordynatora, zasłoniłam okno i opadłam na pościel. Powiodłam wzrokiem po wszystkich rzeczach należących do Koniecznego, a wtedy w mojej głowie powstało pytanie, co będzie z oddziałem podczas jego rekonwalescencji. Przecież w najbliższych tygodniach nie będzie mógł stawiać się w pracy. Ile konkretnie potrwa jego nieobecność? Czy dyrektor szpitala wyznaczy jakieś zastępstwo? Dopiero co przyzwyczaiłam się do pracy na tym oddziale i zaprzyjaźniłam z większością zespołu, a tu już szykowały się zmiany…
Przypomniał mi się ten seksista, ordynator chirurgii, z którym rozmawiałam w jednym z bydgoskich szpitali, gdy szukałam odpowiedniego miejsca na rozpoczęcie rezydentury. Aż się wzdrygnęłam na wspomnienie tamtego mężczyzny, który potraktował mnie z góry, tylko dlatego że jestem kobietą. Że też wszyscy nie mogą być tacy jak mój przełożony. Życie byłoby o wiele prostsze, dla kobiet lekarek na pewno.
Przygasiłam światło i wsunęłam się pod kołdrę. Ostatnio ciągle tyle się działo, że momentami nie nadążałam za tymi zmianami. Pragnęłam spokojnej stabilności, ponieważ praca chirurga sama w sobie obfitowała w przeróżne emocje. A tu kolejna niespodzianka od losu. Czy w najbliższej przyszłości jeszcze wiele ich będzie?
Walcząc z pragnieniem, żeby napisać do Fabiana i zapytać, jak się trzyma po dzisiejszych zdarzeniach — w końcu to musiało być trudne operować swojego szefa — odłożyłam telefon na szafkę przy kanapie i spróbowałam zasnąć. Niestety, mimo zmęczenia sen jeszcze przez jakiś czas nie przychodził. Powracały do mnie wspomnienia poranka i widok bladej twarzy doktora Koniecznego. Mnożyły się pytania. Zaczęłam też odczuwać żal z powodu tego, że jednak nie porozmawiałam szczerze z Fabianem, bo może teraz nie czułabym się tutaj taka samotna, gdybym miała się komu wygadać.
Dopiero około dwudziestej drugiej udało mi się zasnąć i dzięki temu, że noc na oddziale była cudownie spokojna, zregenerowałam siły. Ale rano…
Rano obudziłam się w pewnym sensie w nowej rzeczywistości.