ZNAK 796 09/2021. Planeta Śląsk - ebook
ZNAK 796 09/2021. Planeta Śląsk - ebook
Planeta Śląsk
Śląsk wymyka się łatwemu szufladkowaniu. Choć dziś znajduje się na mapie Polski, przez wieki wiązał się z innymi państwowościami. Narracja o „ukrytej opcji niemieckiej” rywalizuje z tą o „odwiecznej polskości”, a zarówno pierwsza, jak i druga z opowieści, nie oddają prawdy.
Z perspektywy Krakowa, Warszawy czy Poznania Śląsk nadal stanowi temat obcy i peryferyjny, a przecież, jeśli kierować się miarą spisu powszechnego sprzed dziesięciu lat, żyje nim niemal milion osób deklarujących narodowość śląską. Tegoroczny spis może potwierdzić, że Ślązacy to największa mniejszość narodowa w Polsce. Sprowadzenie takiej grupy do folklorystycznego kolorytu albo szkodliwych stereotypów jest niesprawiedliwym zawężeniem. Śląska godka staje się coraz bardziej słyszalna, wyrażana przez pisarzy, artystów, ludzi kultury.
Co stanowi o tożsamości Śląska? Na czym polega jego wielokulturowość? i czy śląskość ma płeć? Jak wygląda emancypacja kobiet po śląsku? Czym zachwyca pokopalniany krajobraz?
Odpowiadają:
Sebastian Rosenbaum, Zbigniew Rokita, Anna Dziewit-Meller, Artur Rojek, Ewa Chojecka, Grażyna Kubica-Heller i Dorota Brauntsch oraz Wojciech Śmieja
Ponadto w numerze:
Zrób coś. Pomoc ofiarom przemocy w rodzinie
Dlaczego papieże trafili do piekła i inne zagadki dzieła Dantego
100 lat Lema! Czym dzisiaj zaskakuje nas autor „Solaris”?
Dariusz Rosiak po raz pierwszy w stałej rubryce „Znaku”
Reportaż o izolacji, w jakiej żyją przybyli do Europy uchodźcy
Felietony Olgi Gitkiewicz, Filipa Springera i Janusza Poniewierskiego
Spis treści
TEMAT MIESIĄCA
Śląska polifonia - Wywiad z historykiem Sebastianem Rosenbaumem
List od norweskiego króla - Zbigniew Rokita, autor książki pt. Kajś
Ankieta: Kto opowiadał mi Śląsk? Odpowiadają: Anna Dziewit-Meller, Artur Rojek, Ewa Chojecka
Cieszyńska suknia i pluszowa wagina - G. Kubica-Heller w rozmowie z D. Brauntsch o śląskim matriarchacie
Fotoreportaż: Hałdonauci - Uroki mikrokosmosu z przemysłowych resztek
Alicyjo we Kraju Dziwoˉw Lewis Carroll po śląsku
SPOŁECZEŃSTWO ◆ ŚWIAT
Nowy grecki dom. I jego brak - Ula Idzikowska
Drugi plan - Anna Mateja o bohaterkach pracy z ofiarami przemocy
IDEE
Reportaż z zaświatów - Wywiad z Jarosławem Mikołajewskim
Ulisses w Piekle - Zagadki Dantego opisuje Stefan Klemczak
FELIETON
Kościół – mój dom? - Janusz Poniewierski
Gry terenowe - Olga Gitkiewicz
Springer z trasy - Filip Springer
STACJA: LITERATURA
Ból fantomowy - Opowiadanie Macieja Roberta
LUDZIE ◆ KSIĄŻKI ◆ ZDARZENIA
O obliczach twórczości Lema - Filip Kobiela
Ślady Zagłady - Agnieszka Gajewska
Infografika: Spojrzenie poza teraźniejszość - Jakub Gomułka
Kolory wszechświata - Przemek Dębowski o okładkach książek Lema
Cała masa sprzeczności - M. Jakubowiak recenzuje Głód Roxane Gay
Bunt przeciw tyranii merytokracji - M. Zabdyr-Jamróz: Jak Michael Sandel obala mity liberalizmu?
Kierunek: Wschód - Marek Maraszek
Przetrzymać niewyobrażalne - K. Kasjanowicz o książce H. Bortnowskiej
Co nam dziś zostało z Oświecenia? - Ewa Drygalska
Gdzie ci mężczyźni? - Anna Marchewka
Noty o książkach
Książki zapomniane
Jakie lektury poleca Dariusz Rosiak, twórca Raportu o stanie świata?
Moi, mistrzowie - Wojciech Bonowicz o Julii Hartwig
Znak o znakach - Joanna Guszta
Kategoria: | Społeczno-polityczna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dominika Kozłowska
Polskość z wyboru.
Śląskość z urodzenia
ODKĄD PAMIĘTAM, MIAŁAM ŚWIADOMOŚĆ ODRĘBNOŚCI śląskiej tożsamości. Najpierw za sprawą mojego przyjaciela w Wodzisławia, który godoł po śląsku, a jego ojciec robił na grubie. Z czasem również za sprawą lektur i dyskusji o śląskości, polskości, również tych toczonych w miesięczniku „Znak”.
Każdy z nas mieści w sobie wiele tożsamości. I tych, które nie były przez nas wybrane, i tych, które w świadomy, wolny sposób afirmujemy. Rasa, płeć, język – choć każde z tych określeń tożsamościowych poddaje się indywidualizacji, te wymiary najsilniej określają horyzont naszych wyborów. Te wszystkie trzy wymiary spotykają się w domu, miejscu, w którym rozpoczyna się nasze życie, rozwijanie naszych tożsamości. Język jest najpierw matczyny i ojcowski. Z czasem uczymy się kolejnych: najpierw tego, w którym komunikujemy się z innymi, ludźmi niemieszkającymi w naszym domu, a potem tego poznawanego w szkole, w którym uczymy się o świecie. Język kształtuje nasze schematy poznawcze, rozwija wrażliwość emocjonalną, jest tkanką, z której buduje się kultura. W języku myślimy, czujemy, tworzymy. Nie ma nas poza językiem.
Napięcie między śląskością i polskością przyjmuje wiele postaci. Można być Ślązakiem z urodzenia i Polakiem z obywatelstwa. Czy tożsamość konstytucyjna nie zasadza się właśnie na uznaniu swojego
obywatelstwa, świadomej przynależności do wspólnoty politycznej, wspólnoty praw? Można być Ślązakiem z wyboru, uznającym jednak swą polskość. Można wreszcie odrzucać polskość, identyfikując się wyłącznie jako Ślązaczka czy Ślązak. Nasz stosunek do tożsamości warunkuje wiele czynników, jest płynny. W naszych żyłach płynie wiele różnych krwi: śląska, kaszubska, mazurska, niemiecka lub ukraińska, żydowska lub tatarska. Zlewają się w niej wyznania, regiony i porządki polityczne. Gdy myślę o tożsamości, przypomina mi się obraz cebuli z wiersza Wisławy Szymborskiej:
W jednej po prostu druga,
w większej mniejsza zawarta,
a w następnej kolejna,
czyli trzecia i czwarta.
Dośrodkowa fuga.
Echo złożone w chór.
Czy polskość to formuła otwarta, która pozostawia miejsce dla integracji rozmaitych tożsamości, która czerpie siłę z inności lokalnych historii, pamięci, tradycji? Chciałabym takiej polskości. Polskości nie zadanej, lecz wybieranej i afirmowanej ze względu na siłę przyciągania mieszczącej się w niej opowieści; nadziei, jaką daje, kiedy myślę o przyszłości swojej i swoich dzieci.ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA „ŚLĄSK” NA OFF FESTIVALU W KATOWICACH
W 2019 R., SPOTKANIE DWÓCH MUZYCZNYCH SYMBOLI REGIONU
_fot. Michał Murawski / Off Festival_
------------------------------------------------------------------------
TEMAT MIESIĄCA
------------------------------------------------------------------------
Odkryć Śląsk
Śląsk wymyka się łatwemu szufladkowaniu. Choć dziś znajduje się na mapie Polski, przez wieki wiązał się z innymi państwowościami. Narracja o „ukrytej opcji niemieckiej” rywalizuje z tą o „odwiecznej polskości”, a zarówno pierwsza, jak i druga z opowieści, nie oddają prawdy.
Z perspektywy Krakowa, Warszawy czy Poznania Śląsk nadal stanowi temat obcy i peryferyjny, a przecież, jeśli kierować się miarą spisu powszechnego sprzed dziesięciu lat, żyje nim niemal milion osób deklarujących narodowość śląską. Tegoroczny spis może potwierdzić, że Ślązacy to największa mniejszość narodowa w Polsce. Sprowadzenie takiej grupy do folklorystycznego kolorytu albo szkodliwych stereotypów jest niesprawiedliwym zawężeniem. Śląska godka staje się coraz bardziej słyszalna, wyrażana przez pisarzy, artystów, ludzi kultury.
Co stanowi o tożsamości Śląska? Na czym polega jego wielokulturowość? i czy śląskość ma płeć? Jak wygląda emancypacja kobiet po śląsku? Czym zachwyca pokopalniany krajobraz?
------------------------------------------------------------------------
_Odpowiadają:_
Sebastian Rosenbaum, Zbigniew Rokita, Anna Dziewit-
-Meller, Artur Rojek, Ewa Chojecka, Grażyna Kubica-
-Heller _i_ Dorota Brauntsch _oraz_ Wojciech ŚmiejaŚląska polifonia
Dziś wydaje nam się, że jak ktoś godoł, był robotnikiem albo chłopem, to musiał być Polakiem. Nic podobnego
------------------------------------------------------------------------
Sebastian Rosenbaum
w rozmowie z Karolem Kleczką
Wyobraźmy sobie taką historię. Chłopak z Górnego Śląska w 1939 r. służy w wojsku polskim, a po wojnie bierze ślub z dziewczyną, której bracia byli w Wehrmachcie. Nikomu to w niczym nie przeszkadza. W tej samej rodzinie, przy innym zamążpójściu, kawaler jest z Mazowsza, co prowadzi do poważnych kłótni, czy nawet zrywania relacji z siostrą, co wyszła za „obcego”. Rozumie Pan coś z tego?
Wszyscy Górnoślązacy o tym wiedzą, że armie przychodzą i odchodzą. To, że jeden brat był w polskiej armii, a drugi w niemieckiej, nie ma większego znaczenia. Brat to brat, tak samo godomy, mamy wspólne wspomnienia.
To skąd problem w drugim przypadku?
Kawaler był obcy, a z obcym trzeba się przemęczyć i pewnie większość z czasem do niego przywyknie, skoro „siostra już była tako naiwna, że se go wzięła”, ale znajdą się i tacy, co go nigdy nie zaakceptują. Ważniejsze jest chyba to, że zaczynamy od rodziny, bo to ona kształtuje świadomość historyczną na Górnym Śląsku.
W jaki sposób?
Historie rodzinne funkcjonują jako alternatywny przekaz wobec wielkich narracji kształtowanych przez system edukacyjny tzw. kultury wysokiej. Zacznijmy od klasycznego, często przywoływanego przykładu, czyli od powojnia 1945 r. Pochodzę z tej części regionu, która przed 1939 r. pozostała w Rzeszy niemieckiej i gdzie koniec wojny był traumą, złożoną z wielu drastycznych zdarzeń w postaci morderstw, gwałtów i deportacji do Sowietów. Te tematy były całkowicie nieobecne w przestrzeni publicznej, nie mówiło się o nich przy obcych, natomiast regularnie się o nich dyskutowało w domu podczas geburstagów, czyli urodzin. Charakterystyczną cechą było rozdrobnienie tematyczne i fragmentaryczność opowieści. Nikt nie mówił: „Teroz ci to wszystko wyklaruja”, tylko rzucało się pewne szczegóły. „Onkel Hanek to był mój ulubiony ujek, bo mi kupił fajny klajd na komunia, a on był sierżantem w Wehrmachcie i jego na froncie wschodnim zastrzelili” – i już szczegół. Jak to w Wehrmachcie? To takie odpryski, które padały jak ziarenka.
Na Górnym Śląsku oddziaływanie unifikacyjne systemu edukacyjnego było słabsze niż gdzie indziej. Nie lubię wielkich kwantyfikatorów, że Górnoślązacy są tacy albo inni, ale ryzykując duże uproszczenie, powiem: jesteśmy rodzinnymi ludźmi, którzy trzymają się przekazów domowych. Szkoła to trochę obcy świat i w związku z tym nie przyjmuje się bezrefleksyjnie paradygmatów, które są w niej wtłaczane, ponieważ ścierają się one z historiami domowymi. Odczuwa się, że w narracjach państwowych coś nie gra, a to rodzi nieufność, która kieruje człowieka do rezyduum własnej opowieści.
SEBASTIAN ROSENBAUM
_fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta_
Polacy, Niemcy… kim właściwie są Ślązacy? Co łączyło mieszkańca Wrocławia z mieszkańcem Królewskiej Huty?
Jeden był niemieckim Dolnoślązakiem mówiącym specyficznym dialektem języka niemieckiego, a drugi rdzennym Górnoślązakiem posługującym się godką, czyli dialektem powiązanym z językiem polskim. Pomijam wyspy językowe, takie jak Szywałd, gdzie posługiwano się językiem wywodzącym się ze średniowiecznej niemczyzny. Niemieccy mieszczanie zazwyczaj byli ludnością napływową, więc nie mieli językowej łączności z lokalnymi rolnikami, ale kwestie językowo- etniczne to tylko jeden zakres tożsamości. Znacznie ważniejszy był jednoczący system kulturowy w postaci monarchii pruskiej, jednego prawa, jednego króla, a później cesarza, jak również „szkoły narodu”, czyli wojska – wielkiego unifikatora. Była ta sama elita polityczna, bo landrat spod Wrocławia, za chwilę mógł być urzędnikiem w Bytomiu. To są właściwe czynniki unifikujące, które sprawiają, że słowiańskojęzyczny Górnoślązak-katolik i niemieckojęzyczny ewangelik z Wrocławia funkcjonowali w zbliżonym modusie kulturowo-politycznym.
Podobne produkty w sklepie jeszcze nie czynią wspólnoty, a w przypadku Ślązaków sprawa ociera się o kwestie polityczne.
Dlatego pytanie o to, „kim są Ślązacy”, jest pytaniem trudnym, rodzącym rozmaite mitologemy, zwłaszcza w kontekście ruchów akcentujących śląskość w opozycji do polskości. Pytaniem tym trudniejszym, że w gruncie rzeczy nie możemy poznawczo wejść w przekonania ówczesnych ludzi. Próbując w dużym uproszczeniu na nie odpowiedzieć, można powiedzieć, że Górnoślązacy to jedno ze słowiańskich „plemion”, z których wyłoniła się społeczność polska, tyle że bardzo wcześnie utracili oni łączność z formami państwowości polskiej i rozwijali się w związku z innymi państwowościami, w czasach nowożytnych z pruską i niemiecką. Trzeba pamiętać, że aż do powstania przemysłu na Górnym Śląsku ten region był – za przeproszeniem – zadupiem. Dlatego, paradoksalnie, pomimo tak długiego oderwania i braku kontaktu z innymi polskimi „plemionami”, pewnego rodzaju nawyki kulturowe zbliżające do polskich tradycji uległy zakonserwowaniu i pozostawały mocne, aż do momentu, kiedy w okresie kulturkampfu lat 70. XIX w. przybyli na Śląsk mieszkańcy Wielkopolski i zauważyli tę bliskość.
Jest też inny ogromnie istotny czynnik, który stymulował na Górnym Śląsku tożsamość polską. W XIX i XX w. duża część polskich odruchów kulturowych została zaimplementowana za pośrednictwem Kościoła katolickiego. Diecezja wrocławska, choć zarządzana przez niemieckich biskupów, miała przekonanie, że należy uczyć religii po polsku, bo za tym przemawiały korzyści duszpasterskie. Zaczerpnięto pewne wzory z tych istniejących w Polsce. Gdyby nie było katolicyzmu, to odrębność Górnoślązaków od Polaków byłaby absolutna.
Tezy o manipulacji polskiej propagandy na Górnym Śląsku zawierają ziarnko prawdy, ale często przeoczają fakt, że Górnoślązak poszukiwał narracji emancypacyjnej. Właściwie od lat 30. XX w. mamy półwiecze spychania pamięci o rzeczywistych przeżyciach do szuflady
A gdzie widoczne były tendencje niemieckie?
Powtarza się taki mit, że Górny Śląsk w czasach pruskich nie miał elity, bo elitę stanowili Niemcy. Tyle, że Niemcy funkcjonowali nie jako jednolita grupa „Germanów”, ale mieszanka słowiańsko-germańska, zwłaszcza na terenach wschodnich, i nieustannie asymilowali przedstawicieli społeczności słowiańskiej. Ten słowiański komponent istnieje, nawet jeśli to zaledwie genealogiczny epizod. Niemcy czerpali swoje elity niższego szczebla z miejscowych, nie czując żadnego drastycznego, tożsamościowego pęknięcia. Wystarczy popatrzeć na nazwiska liderów ruchu niemieckiego na Śląsku w okresie walki plebiscytowej: Hans Lukaschek, ks. Carl Ulitzka, Hans Piontek, Adolf Kaschny, Kurt Urbanek. Byli Ślązakami i stali się częścią niemieckiej elity poprzez wejście w obszar wysokiej kultury, zazwyczaj płacąc cenę, jaką jest rezygnacja z języka.
Wspomniał Pan o awansie społecznym, co mimo wszystko sugeruje nałożenie się ram klasowych na narodowość. Tymczasem, jeśli zajrzymy do Muzeum Śląskiego, to tamtejsza ekspozycja poświęcona powstaniom śląskim i plebiscytowi, przypomina dom podzielony na pół. Na ile te podziały narodowościowe były równoległe, a na ile hierarchiczne?
Jeśli ktoś był z domu, w którym posługiwano się godką, która przyjmijmy, że jest wariantem języka polskiego, to wcale nie znaczy, że ten człowiek był Polakiem ani że tak się identyfikował. Część tzw. społeczności polskojęzycznej w czasie plebiscytu głosowała raczej za Niemcami. Co z tego, że ci ludzie mówili językiem jakoś zbliżonym do tego, który brzmiał pod Krakowem, skoro Kraków nie był dla nich tematem. Punktem odniesienia były Prusy, a nie Polska. Wielu przecież jeździło do Kongresówki i do Galicji, widziało, że jest tam większa bieda, więc te skojarzenia pozytywne nie bardzo miały jak się pojawić.
Co decydowało o przywiązaniu do Niemiec?
Pewien duch niemiecki, który był kojarzony pozytywnie, a nie negatywnie, jak się go ujmuje w polskim kręgu kulturowym. System instytucjonalno-kulturowo-polityczny, który Niemcy wytworzyły i w którym ludzie się poruszali, wiązał się z porządkiem socjalnym, czyli ustawami z czasów bismarckowskich, ochroną pracownika na kopalni, zapewnieniem renty inwalidzkiej czy wsparciem dla wdów i sierot. Funkcjonowały ubezpieczalnie, takie jak Spółka Bracka, czyli Knappschaft, co budowało zaufanie do instytucji, które jawiły się jako skrojone na miarę człowieka. W takiej kulturze chce się być i nie odczuwa się jej jako obcej. Co łączy Polaka, chłopa ze wsi, z Mickiewiczem czy Słowackim? U wieszczów jest przecież inna mowa niż ta słyszana w domu, ale widzi się w nich kulturę wysoką – trochę własną, trochę obcą. Polskojęzyczny Ślązak znał na pamięć _Lorelei_ Heinego, bo się tego w szkole nauczył. Nam się dziś wydaje, że jak ktoś godoł, był robotnikiem albo chłopem, to musiał być Polakiem. Nic podobnego.
Mówię o wpływach kultury, natomiast jeśli pomyśleć o samej społeczności, to zachowywała ona wysoką spójność społeczną zwłaszcza na terenach wiejskich, które trwały w ciągłości osadniczej od co najmniej XVII w., co jesteśmy w stanie ustalić na podstawie ksiąg parafialnych. Była to kultura jednolita i monolityczna, wszyscy uczestniczyli w podobnych doświadczeniach historycznych. W okręgu przemysłowym ruch był znacznie większy niż na wsi ze względu na stały napływ mieszkańców z głębi Niemiec, którzy nawet jeśli pochodzili z nieodległego Dolnego Śląska, to niewiele rozumieli z tutejszego świata i musieli się w niego wgryźć. Podobnie było z robotnikami z Galicji czy Kongresówki, którzy wnosili swoje historie, ale też szybko się „silezjanizowali”.
Ogromny skok sympatii propolskich po 1918 r. wynikał z załamania porządku przedwojennego. Chaos powstały w efekcie klęski Niemiec i rewolucji wiązał się z zapaścią socjalną, co powodowało, że upadły dotychczasowe pewniki. Nie ma już kajzera, po ulicach biegają jacyś „czerwoni” z fanami i bindami, którzy ciągle chcą strajkować. Część Ślązaków liczyła na to, że gdy pojawiło się państwo polskie, to oni jako polskojęzyczni nagle będą sztygarami, urzędnikami wyższego stopnia.
Ponownie wychodzi perspektywa awansu klasowego.
Tyle, że gdyby nie było tożsamościowego zaczepienia, to nic by z tego nie wyszło. Społeczność górnośląska miała potężny zasób kulturowy, który pozwalał na budowę polskiej tożsamości, co było robione od lat 60. i 70. XIX w. w ramach procesu nietrafnie nazwanego w historiografii „odrodzeniem narodowym” na Górnym Śląsku. Trzeba tu raczej mówić o „narodzinach”, które nastąpiły w sprzyjających okolicznościach.
Nie wiemy, co te niższe warstwy sobie myślały. Czytały „Katolika”, czyli stojące po stronie polskich interesów czasopismo wydawane od 1868 r., bo chciały, żeby Górny Śląsk stał się częścią odrodzonego państwa polskiego? Litości, państwo polskie nie znajdowało się wówczas na żadnym horyzoncie. Czytały dlatego, że czuły się obywatelami drugiej kategorii ze względu na język i urzędową dyskryminację języka polskiego połączoną z prymitywnym forsowaniem niemczyzny. Za tym szły ograniczenia w awansie społecznym, dające większe szanse lepiej wykształconym Niemcom.
Tezy o manipulacji polskiej propagandy na Górnym Śląsku zawierają ziarnko prawdy, ale często przeoczają fakt, że Górnoślązak poszukiwał narracji emancypacyjnej, wyjścia z klinczu, w jakim się znalazł, ważąc na jednej szali interes klasowy, a na drugiej język czy wyznanie. Gdy Górnoślązacy głosowali w rejencji opolskiej, to wybierali Partię Centrum z uwagi na jej katolickie poglądy, a nie zważali na to, czy jej politycy byli Niemcami, czy Polakami. Wybierali katolików, bo z nimi się rozumieli, a nie z przyjezdnymi prezydentami rejencji, którzy zwykle należeli do protestanckiej arystokracji.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.