Żołnierz cesarza - ebook
Żołnierz cesarza - ebook
Kasjusz Arianus, wierny żołnierz imperium rzymskiego, po śmierci swego mentora, cesarza Sewera, powraca do Rzymu po kilkuletniej kampanii w Brytanii i rozpoczyna służbę u jego syna, imperatora Karakalli. Jednak czy obowiązki wobec nowego władcy nie staną w sprzeczności z kodeksem honorowym, którym żołnierz kierował się dotychczas w swej służbie? Czy Rzym i dom rodzinny, do których powrócił, okażą się tym samym Rzymem i tym samym domem, które opuszczał przed kilkoma laty? Jakie tajemnice przed Kasjuszem skrywa rodzina i jaki okaże się Karakalla, nowy władca świata rzymskiego? Co będzie ważniejsze dla żołnierza: lojalność czy własny honor?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8159-942-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ciemne lasy, jak okiem sięgnął, rozpościerały się przez kresy nieskończone tak, że nie można było odgadnąć, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą. Tylko obozy rzymskie i ogromna masa ludzka w nich zmieniały ten zielono-brązowy krajobraz i były dowodem, że ta wojna toczy się naprawdę. Zastępy legionistów gromadziły się w obozach i jedni coś naprawiali, drudzy przenosili, inni odpoczywali lub trenowali. Nieustanny ruch, ta reprezentacja potęgi Rzymu w dalekich lasach Brytanii, zebrała się tam tylko po to, by utrzymać zwierzchnictwo imperium nad tymi ziemiami. Walczyli dla miasta oddalonego tysiące kilometrów, dla ludu rzymskiego, który bitew nawet na oczy nie widzi, i dla swego cezara. Oto w 208 roku namiestnik Brytanii, będącej rzymską prowincją, poskarżył się cesarzowi na kaledońskich barbarzyńców atakujących prowincję i rzymskie dobra, co zmusiło cezara Septymiusza Sewera do wyruszenia wraz ze swymi synami na kampanię i zdławienia barbarzyńskich ataków, które po trzech latach wojny znacznie osłabły i mają się już ku końcowi. Cesarza jednak zmogła choroba, która poczęła trawić go bardziej z każdym dniem, i postawiła pod znakiem zapytania ostateczny koniec tej kampanii i pacyfikację wojowniczych barbarzyńców. Dlatego też cesarz pozostał w Eboracum, mieście w brytyjskiej rzymskiej prowincji, wraz z częścią swego wojska. Wśród oficerów i wojaków, którzy pozostali z władcą, żołnierzy miasta panującego nad światem, był także syn cesarza Antoninus, zwany także Karakallą, ze względu na swój ulubiony galijski płaszcz o takiej nazwie. Ubierał się jak żołnierz i lubił wśród żołnierzy przebywać. Nie był wysokim mężczyzną, nie był też szczególnie postawny, lecz nie można by go nazwać chuderlawym, miał posturę żołnierza, a twarz jego wzbudzała respekt swymi niemal agresywnymi rysami i mocną szczęką. Miał czarne, lekko kręcone włosy i nosił brodę, niezbyt długą, która przyozdabiała głównie żuchwę, a nad górną wargą widniał mały, czarny, wąs. Teraz wezwany przez cesarza podążał do niego i uśmiechał się do napotkanych wojaków, a ci odwzajemniali się skinieniem głowy i odpowiadali na okazywaną sympatię następcy tronu, gdy ten mijał coraz to nowych żołnierzy.
– Panie, bądź pozdrowiony – mówili do niego.
Kochali Antoninusa i on o tym wiedział. Karakalla, a właściwie Lucjusz Septymiusz Bassianus, przyszedł na świat 4 kwietnia 188 roku. W 198 roku, jako dziesięciolatek, zaczął współrządzić ze swoim ojcem Septymiuszem Sewerem i przyjął imię Marek Aureliusz Antoninus Bassianus i to właśnie imieniem Antoninus zwracano się do najstarszego syna Septymiusza Sewera, lecz historia zapamiętała go właśnie jako Karakallę. Cesarz więc za swego życia przygotowywał do rządów syna Antoninusa oraz młodszego Lucjusza Publiusza Septymiusza Getę, urodzonego 27 maja 189 roku, którego dopuścił do współrządzenia w 209 roku, czyli przed laty dwoma, co było bardzo nie po myśli Karakalli. Pragnął on bowiem sam sprawować władzę i nie potrzebował do tego młodszego nielubianego brata, który tylko mu przeszkadzał. Solą w oku był mu ten wykształcony, mądry, oczytany Geta. Karakalla lepiej się czuł wśród legionistów, zwykłych żołnierzy, bo sam był skromny i lubił proste rozrywki. Filozoficzne i wzniosłe przemyślenia Gety nie pasowały do jego wizji i Rzymu, i rządów. Dlatego irytowało go, że ojciec wspiera jego brata i naciska, by wespół rządzili. A cesarz Septymiusz pragnął, by synowie wspólnie otaczali się chwałą i wspierali w problemach swoich i Rzymu, by razem je rozwiązywali, dzielili obowiązki, troski i podboje. Lecz obaj synowie mieli wątpliwości, a zwłaszcza Karakalla powątpiewał, czy to dobry pomysł. Ojciec wyczuwał niezgodę wśród braci i wciąż podejmował próby, by ich do współpracy nakłonić. Jako argumentu używał dobra rodziny i cesarstwa. Choć choroba go zmogła ciężko i ludzie się zastanawiali, czy cesarzowi ostatnie dni nie zostały, to podjął on kolejną próbę pogodzenia i przygotowania synów do objęcia pełnej samodzielnej władzy. Wezwał starszego Antoninusa, którego ostatnimi czasy głównym zajęciem była próba negatywnego ukazania Gety w oczach żołnierzy, obmawianie go i ukazywanie jego słabości. Lecz na wezwanie ruszył do ojca, po drodze pozdrawiając napotkanych żołnierzy. Wszedł w końcu do cesarskiego pokoju. Wokół roztaczała się woń kadzideł, a rzeźby i posągi zdobiły pomieszczenie. Podszedł do łoża swego ojca i spoglądając na twarz Septymiusza, wykrzywioną we zgryzocie i cierpieniu, rzekł:
– Wzywałeś mnie, cezarze.
– Synu mój, Lucjuszu Antoninusie, wkrótce tak się stanie, że rządzić będziecie z bratem samodzielnie. Moja dusza na tamten świat zmierza, ale zgryzota odejść w pokoju mi nie daje.
– Co trapi cię, ojcze?
– Ty i twój brat. Obiecaj mi, Antoninusie, że władać wspólnie z bratem będziecie i choć nie zawsze się zgadzacie, to wspierać jeden drugiego będziecie – odpowiedział cesarz nieco przygnębionym głosem.
– Ojcze, czemuś brata mego młodszego do współrządzenia wziął? Czemuś go tym zaszczytem obdarzył? Młody on, niedoświadczony. Ja rządzę z tobą od lat trzynastu i starszy jestem. Objęcie samodzielnej władzy to powinien być mój przywilej – rzekł nieco rozgniewany Karakalla.
Ojciec jego słyszał już wielokrotnie wcześniej te słowa z ust swego starszego syna, lecz teraz, w obliczu śmierci, wydawały się mocniej ranić jego ojcowskie serce.
– Bassianusie, on także synem moim jest, a twoim bratem. Zasługuje, tak jak i ty, na moją spuściznę. Objęcie władzy to przywilej twój, który otrzymałeś, współrządząc ze mną, i który zachowasz po mojej śmierci. Tak jak i brat twój. Widzę, że żalu swego ukryć nie potrafisz. Doszły mnie słuchy, że haniebnie brata swego wśród żołnierzy oczerniasz, chcesz poklask większy u legionistów od niego zdobyć, by oni, po mojej śmierci, przychylniejsi byli bardziej tobie niż jemu – mówił przejęty niezgodą wśród synów Septymiusz.
– Plotki, ojcze, źle zasłyszane, ktoś całości zdań nie dosłyszał. Słowa wyrwane z kontekstu chaotycznie. Może o niedoświadczeniu brata własnego mówiłem z kimś, donosiciele to zasłyszeli i ci plotki złe przynoszą – tłumaczył się Karakalla, choć tak naprawdę nie zależało mu szczególnie, by cesarza przekonać. To, że ojciec zdawał sobie sprawę, że on zdobywa uznanie wśród żołnierzy i pragnie władzy tylko dla siebie, może cezara przekonać do oddania mu całej spuścizny cesarskiej nad Rzymem.
– Nie będziesz samodzielnie rządził – wtrącił stanowczo Septymiusz. – Będziesz szedł przez historię wspólnie z bratem. Obiecaj mi to albo sam stracisz władzę. – Zaczął grozić cesarz, choć raczej tylko straszył, niż rzucał groźby, które rzeczywiście miałby spełnić.
Karakalla to wiedział, lecz nie pragnął z ojcem więcej się kłócić. Objął go i z lekkim, niewidocznym dla ojcowskich oczu, uśmiechem, odpowiedział:
– Obiecuję ci, ojcze, że razem z bratem wjadę do Rzymu i wspólnie będziemy sprawować władzę nad cesarstwem.
Septymiusz odpowiedział mu uśmiechem.
Po wyjściu Karakalli do pokoju cesarza udali się medycy – Antoninus jednego zatrzymał w przejściu i począł namawiać go na ulżenie ojcu w cierpieniu, gdyż cesarza zgryzota trapi i zaczął majaczyć. Jawnie próbował namówić do uśmiercenia cezara, udając przy tym, iż z troski to czyni, że przejęty cierpieniami ojca jest. Medyk wysłuchał, ale odmówił synowi władcy i następnie udał się do łoża Septymiusza.
Karakalla wiedział, że nic nie zdziałał u cesarskiego opiekuna. Uczucie złości rosło w nim, bo choroba imperatora nazbyt się przedłużała. Zaczął mu ojciec ciężarem być, a słowa jego poczęły go irytować. Zamknąłby cezar oczy swe na zawsze i sprawy imperium zostawił jemu. Nie gadania chorego starca Rzym teraz potrzebuje, lecz silnego prowadzenia. Najlepiej jednego stanowczego władcy, na przykład cesarza Antoninusa. Jednak plany tego chorego człowieka niweczą jego wizję rządów i samodzielnego panowania nad światem zdobytym przez Rzym. A jeśli chore serce starca coś jeszcze nowego podpowie jego umysłowi? Już tego młodszego Getę do władzy przysposobił i z nim, Antoninusem, pragnie zrównać. Każdy dzień, każda godzina niosły groźbę, że Septymiusz coś dziwnego może wymyślić, jakąś nową, niezrozumiałą decyzję podjąć. A może zechce i Getę samodzielnym władcą uczynić? Myśl tak przerażająca przez głowę Karakalli przeszła. Młodszy brat miałby mu rozkazy wydawać? Wystarczy mu już świadomość, że na równi z nim władzę ma dzierżyć.
Karakalla udał się w swoją stronę, a do cezara przybył wezwany przez niego młodszy syn Geta.
Septymiusz po rozmowie z Antoninusem chciał pomówić i z młodszym synem. Dowiedzieć się, czy i w Gecie wciąż taka zapalczywość, jak w Karakalli siedzi. Czy i on nieustępliwą niechęć szczerą wobec brata czuje i z władzą na dwóch rozdzieloną zgodzić mu się ciężko.
Geta wszedł do pokoju cezara, a podmuch rozwiał szaty jego, świst wiatru dobiegającego z zewnątrz niósł się po salach, powiewały materiały, które zdobiły i dzieliły subtelnie pomieszczenie. Młody Geta podszedł do łoża swego ojca i rzekł:
– Cezarze, chciałeś mnie widzieć.
– Gdy spoglądam na ciebie, myśli same mi w głowie przemawiają, że dobrym cesarzem będziesz. Czy się mylę? Czy zwodzą mnie te myśli? Czy oszustwem są? Podszeptem złych duchów? Odpowiedz, synu.
– Dobrze ci myśli podpowiadają, ojcze. Nie zawiodę twego zaufania, cezarze – zapewniał go syn.
– Nie obiecuj, synu, czegoś, czego pewien być nie możesz – pouczył go Septymiusz.
– Czemu pewien tego być nie mogę, ojcze? Wychowałeś mnie na takiego człowieka, jakim teraz jestem. Gdy ci obiecuję, że cesarzem dobrym będę, pewien możesz być, że prawdę ci mówię. – Geta zdziwił się podejrzeniami ojca.
Począł zapewniać go o swych chęciach, by sprawiedliwe rządy prowadzić, lecz Septymiusza co innego dręczyło.
– Rządy wspólne twe z bratem głowę mi zaprzątają. Czy będziecie potrafili razem sprawiedliwie i mądrze władzę dzielić? Czy poniesie cię chciwość i pragnienie sprawowania rządów absolutnych? Czy wspierać się będziecie? Czy po samodzielną władzę sięgnąć zapragniesz?
– Czemu, ojcze, takie pytania ci głowę zaprzątają po rozmowie z bratem mym, Antoninusem? Czy to on zmartwił cię tak bardzo, że wątpliwości spokoju ci nie dają? – pytał zatroskany Geta.
– Jeśli nie będziecie się zgadzać, wspierać, to wasze spory mogą zaszkodzić całemu Rzymowi. Może to do rozłamu w imperium doprowadzić.
– Będę takim, jakim mnie uczyłeś bym był, ojcze – odpowiedział opanowany Geta.
Cesarz, słysząc te słowa, uśmiechnął się i wzruszył.
– Jakim ukojeniem te słowa są dla uszu starego ojca. Wystarczy już tych ojcowskich rad, poleceń i rozmów o cesarstwie. Chcę nacieszyć się synami i chwilami ostatnimi.
– Będziesz jeszcze żył, ojcze, i posmakujesz wielu tryumfów. Wraz z tobą umarłaby część tego, czym jest Rzym – pocieszał ojca młodszy z synów.
– Rzym istniał setki lat przed twym ojcem i istnieć będzie setki lat po cesarzu Sewerze. Tylko przechodzimy przez dzieje. Mój czas już dobiega końca. Teraz nadchodzi wasz. Twój i twojego brata. Teraz od was zależy, jak historia was zapamięta. Jak wy przejdziecie przez dzieje świata. Czy przyszłe pokolenia zapamiętają was jako zwycięzców, zdobywców, dobrych władców, sprawiedliwych cesarzy, jak Hadrian, Marek Aureliusz czy Oktawian August, czy jako tyranów, niemoralnych rozpustników, jak Tyberiusz, Neron czy Kaligula.
– Nie przyniosę ci wstydu, ojcze. Historia rozsądzi nasze czyny. Dla kogo chwała, a dla kogo niesława i zapomnienie.
– Pamiętaj, synu, że choć masz boską władzę, to obalić cię może zwykły człowiek, tak jak zdradzili Kaligulę jego ochroniarze Kasjusz Cherea i Korneliusz Sabinus. On obwołał się bogiem i umarł młodo, zarżnięty jak zwierzę. Myślał, że jest bogiem, a skończył, leżąc w kałuży własnej krwi. Uważaj na tych, co blisko ciebie są. A żołnierzy zawsze dobrze nagradzaj – przestrzegał Septymiusz.
– Dziękuję ci za te nauki, ojcze. Nie wiem, czy sprostam twoim wymaganiom, ale postaram się podążać drogą sprawiedliwości i rządzić tak, jak mnie nauczyłeś i jak podpowiada mi serce.
Septymiusz nie miał pewności, czy Geta mówił szczerze, ale słowa młodszego syna uspokoiły jego stargane serce i na chwilę uśmierzyły ból i zgryzotę, jaka go przepełniała. Postanowił dziś rozmówić się z kimś jeszcze. Choć medycy prosili, by odpoczął, to wizyta Gety poprawiła mu nastrój i chciał pomówić ze swym zaufanym człowiekiem, który tego dnia powrócił do miasta.
Gdy cesarz postanowił pozamykać swe ziemskie sprawy, Karakalla włóczył się wśród żołnierzy, tak jak lubił czynić. Gdy zobaczył brata wychodzącego od ojca, podszedł do niego, a ten, ujrzawszy go, przywitał Karakallę:
– Antoninusie, witaj.
– Geto, wychodzisz od ojca, jak jego samopoczucie?
– Przecież byłeś u niego, bracie, dziś. Nie pytałeś ojca o zdrowie? – odpowiedział nieco zaczepnie Geta.
– Nasze rozmowy na inne tematy toczyliśmy.
– O polityce. Zgryzot ojcu chciałeś pomnożyć, jakby ich mało miał ostatnimi czasy.
– Nie mów do mnie, bracie, jakbyś cesarzem moim był. Prowadziłem rozmowy z ojcem o polityce w czasach, gdy ty nie miałeś pojęcia, czym jest Rzym.
– Nie unoś się, Antoninusie. O ojca się martwię, stąd moja szorstkość. Udam się do siebie studiować pisma uczonych tego świata, chcę pogłębić moją polityczną wiedzę, aby tobie dorównać, bracie – znów drwiąco odpowiedział Geta.
Karakalla zauważył, że pod pozorem spokoju młodszy brat kpi z niego i jego przeświadczenia o swojej wyższości. Starszy z synów Sewera uważał, że Geta niepotrzebnie przyjeżdżał do Eboracum z innego miasta w prowincji Brytanii, w którym ojciec nakazał mu zostać, by się zajął tam porządkowaniem spraw politycznych. Teraz, gdy stan Sewera się pogorszył, młodszy syn przyjechał wspierać go w chorobie.
Gdy Geta się oddalił, Karakalla pogrążył się w rozmyślaniach, które przerwało mu pojawienie się jednego z żołnierzy, zaufanego człowieka cesarza, Kasjusza Arianusa, który właśnie powrócił tego dnia do Eboracum z frontu w Kaledonii, gdzie toczyły się bitwy z barbarzyńcami. Kasjusz był już na innych kampaniach wojennych Septymiusza, a cezar wiedział, że może mu powierzyć tajne zadania, nawet swe życie. Był inteligentny, potrafił doradzić w różnych sprawach i sytuacjach – człowiek do zadań specjalnych, któremu można powierzyć skomplikowane, niebezpieczne misje. Wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych i krótko ściętych włosach. Przystojny, o rysach italskich, twarz przypominała najlepsze rzymskie i greckie rzeźby, ciało zaś niczym z marmuru. Wzbudzał szacunek swą postawą, biła od niego szlachetność. Pochodził z bogatej i szanowanej rzymskiej rodziny, która posiadała wiele ziem w Italii i liczne dobra i gospodarstwa, a w samym Rzymie piękny dom i liczną służbę. Kasjusz mógł zająć się w życiu wieloma innymi rzeczami, choćby tylko doglądaniem i pielęgnowaniem majątku rodzinnego, ale przyszedł na świat w 177 roku pod koniec panowania Marka Aureliusza, który wiele bitew z barbarzyńcami stoczył, a młody Arianus słuchał z zapałem opowieści o zwycięstwach wielkiego cesarza filozofa, a także historii o podbojach Juliusza Cezara i dochodzeniu do władzy Oktawiana Augusta. Zapragnął samemu zakosztować zwycięstw na polu bitwy, służyć cesarzowi i Rzymowi. To stało się jego obsesją. Rodziców niepokoiło to nieco. Początkowo myśleli, że to kaprysy małego chłopca, lecz owo marzenie rozwijało się i dojrzewało wraz z Arianusem, tak że odliczał tylko dni, kiedy będzie już mógł zaciągnąć się do wojska. W tym czasie w 190 roku na świat przyszła siostra jego Ariana, która stała się drugą, po Rzymie, miłością Kasjusza. Ta mała, delikatna istota była oczkiem w głowie młodego chłopaka. Opiekował się nią i obiecywał bronić, lecz podążało za nim wciąż jego marzenie i w końcu, idąc za własną wizją życia, dostał się do armii cezara Septymiusza Sewera, który zmuszony był walczyć przeciw Pescenniuszowi Nigrowi i Klodiuszowi Albinusowi, by umocnić swe panowanie nad cesarstwem. Doszło więc do wojny domowej, wygranej przez Sewera, a młody Arianus niezwykle się wykazał w boju, zyskując sobie szacunek i sympatię starszych żołnierzy. Dzięki oddanej i lojalnej służbie wkrótce znalazł się blisko cesarza, który zauważył potencjał w chłopaku z bogatego domu, który nie dla majątku walczył, lecz z miłości do Rzymu i dla jego chwały. W końcu stał się jednym z ulubionych legionistów cesarza, bywał z nim na wszystkich kampaniach, a z czasem był tak blisko władcy, że w pałacu cesarskim miał własne miejsce. Karakalla pamiętał, że Kasjusz był jednym z tych, którzy w 205 roku pomogli odkryć spisek ówczesnego prefekta pretorianów Plaucjanusa, ojca żony Karakalli Publii Fulwii Plautylli. To Arianus odkrył i przekazał Sewerowi pismo Plaucjanusa z rozkazem zamordowania cezara i jego syna Antoninusa. Po udaremnionym spisku teścia Antoninus wygnał żonę na Wyspy Liparyjskie. Nie zabolała go ta decyzja, gdyż nienawidził swojej żony. W zasadzie nikt nie wiedział dlaczego, nie znano przyczyny, a sam Karakalla niechętny był, by o tym opowiadać. Prawdopodobnie zmuszony do poślubienia Plautylli przelał na nią całą swą nienawiść. Krążyły plotki, że spisek Plaucjanusa był wymysłem Antoninusa, a list przez niego podrobiony i podłożony, tak by ktoś, w tym przypadku trafiło na Arianusa, mógł go odnaleźć i donieść Septymiuszowi.
Karakalla nie potrafił już znieść mającego coraz większą władzę i przywileje ojca swej żony, który był nie tylko prefektem pretorianów, lecz także przyjacielem cezara i jego, czyli najstarszego cesarskiego syna, teściem. Dzięki temu rzekomemu spiskowi Karakalla pozbył się jednocześnie nielubianego teścia i znienawidzonej żony. Plaucjanus stracił życie, a żona wygnana została z miasta. Nie wydano na nią wyroku śmierci jedynie dzięki wstawiennictwu Septymiusza Sewera. Bez względu na to, czy Karakalla wymyślił intrygę prefekta pretorianów czy też była ona prawdziwa, bardzo to pomogło karierze wojskowej Arianusa. Sewer zaufał chłopakowi jeszcze bardziej i odtąd począł faworyzować lojalnego żołnierza, nie zapominając nigdy dobrze go nagrodzić i zabierać ze sobą na wyprawy wojenne. Kasjusz otrzymał stopień prefekta wojskowego oddziałów specjalnych. W tym samym roku, w którym Arianus udaremnił spisek Plaucjanusa, zmarł jego ojciec, a niedługo później matka. Został sam z siostrą na tym świecie, ale zgryzota po śmierci rodziców szybko minęła, gdy cezar zaczął okazywać mu względy, komplementować i powierzać różne zadania i misje. Tak los splótł życiowe drogi Arianusa i Sewera, że razem z cesarzem i jego następcami znalazł się w Brytanii.
Kasjusz zauważył syna cesarza, podszedł do niego i ukłonił się, okazując mu szacunek, a Antoninus rzekł:
– Arianusie, witaj.
– Panie. – Kasjusz pochylił się raz jeszcze.
– Do ojca mego zmierzasz?
– Przed twą przenikliwością nic się nie ukryje. Tak, do ojca twego zmierzam. Posłał po mnie.
– Więc nie pozwól mu czekać, Kasjuszu.
Arianus udał się do cesarza, a na twarzy Karakalli pojawił się uśmiech, albowiem pewna intryga przyszła mu do głowy. Cesarz wzywa po kolei ważnych dla siebie ludzi, bo zamyka swe sprawy w tym ziemskim życiu. Kasjuszowi ufał i pewnie wezwał go, by rozmawiać o tym, jak widzi cesarstwo po własnej śmierci. A także zapewne, by pomówić o swych synach. O rządach Antoninusa i Gety. Karakalla postanowił przeciągnąć Kasjusza na swoją stronę, by mu przychylny był, nastawić go przeciw swemu bratu. Potrzebował takiego człowieka. Czuł, że po śmierci ojca będzie musiał przeprowadzić wiele zmian w cesarstwie i pomoc zaufanych ludzi będzie mu potrzebna. Intrygi już rodziły się w głowie Karakalli, zaczął już sobie wszystko układać. Złowrogie plany i nikczemne uczynki, jednak wszystko to musi być w czasie rozłożone. Pośpiech to zły doradca, a Antoninus nie zamierzał się spieszyć, by błąd jakiś, niedopatrzenie lub coś nieprzemyślanego w jego intrygi się nie wkradło.
Kasjusz wszedł do komnaty cesarza. Zastał go, podobnie jak wcześniej Geta i Antoninus, leżącego w łożu. Zbliżył się nieśmiało. Septymiusz wyglądał jakby we śnie pogrążony, lecz nagle z ust jego słowa się wydobyły:
– Arianusie, bardzo szybko na me wezwanie się stawiłeś.
– Rozkaz twój to dla mnie rzecz najważniejsza, panie. Wprawdzie powróciłem dopiero co do miasta i czyniłem, co czynić zamierzałem po powrocie, lecz gdy otrzymałem powiadomienie, iż chcesz mnie widzieć, porzuciłem zajęcia, nieistotne w tamtym momencie, i przybyłem. Czego żądasz ode mnie, cezarze?
– Byś wysłuchał starego człowieka, Kasjuszu. W życiu każdego nastaje moment, gdy odchodzi ze świata tego i zostawia na ziemi tylko to, czego dokonał. Szczęściem jest, gdy człowiek wie, kiedy ten koniec nadchodzi, i może uporządkować swoje sprawy, by odejść w spokoju. Nie wszyscy takiego szczęścia dostąpić mogą i umierają nagle, i przez własne zaniedbania chaos i bałagan potomnym do uporządkowania pozostawiają.
– Panie, co chcesz, bym uczynił? – pytał Kasjusz, nie do końca rozumiejąc, czego oczekuje od niego cesarz.
– Umieram, Kasjuszu. I umrę tu, w Brytanii. Wśród tych barbarzyńskich lasów i ziem, choć już przez Rzym stopniowo ucywilizowanych. Tu w proch się zamienię, a potem niech to, co ze mnie pozostanie, do Miasta naszego na siedmiu wzgórzach leżącego przewiozą. Lecz nie to jest istotą rzeczy, o której chciałem ci opowiedzieć. Synów mam dwóch Kasjuszu. Władzę pozostawiam w rękach ich obydwu. Tyś mi zawsze był wierny. Bądź wierny także synom moim. Pilnuj ich, wspieraj radą, miej baczenie na intrygi i spiski, jakie na dworze cesarskim pojawić się mogą. Tyś spisek Plaucjanusa wykrył. Cechuj się taką samą ostrożnością, gdy Antoninus i Geta w Rzymie władać będą. Niechęć w nich siedzi wobec siebie. Nie mają zaufania jeden do drugiego, a działając razem, o wiele więcej zyskać by mogli, a potęga cesarstwa przeszłaby wszelkie wyobrażenia.
– Będę służył im wiernie, tak jak służę tobie, cezarze. Choć choryś, panie, to śmierci nie przywołuj ku sobie. Możesz wyzdrowieć i znowu do Rzymu w chwale powrócić.
– Nie, Kasjuszu. Czasem człowiek wie, kiedy jego koniec się zbliża, i do Rzymu powrócę, ale jako proch, już nie w tej postaci. Jeno jako wspomnienie bliskich moich, ludu rzymskiego i jako ten proch już wspomniany. A wiedzieć, że koniec się zbliża, to szczęście wielkie, mówiłem ci. Chaosu nie chcę po sobie zostawić. Choć kampania przeciwko Kaledończykom jeszcze niezakończona, ufam, że synowie moi domkną tę część życia, której ich ojciec zamknąć do końca nie zdołał. Barbarzyńcy już niemal stracili chęci do walki. Niech Antoninus, syn mój starszy, z wojskiem wiernym mu zamknie Kaledończykom usta i po zawarciu pokoju powróci z Getą do Rzymu w blasku chwały.
– Tak się stanie, panie. Powrócą do miasta, a chwała spłynie na ciebie i na nich, cezarze. W blasku zwycięstwa będą przez Rzym przejeżdżali, a ty, panie, nawet pod postacią prochu promienieć będziesz i rzymski lud będzie wołał twe imię.
– Tyś mi zawsze pomocny był. Daj teraz odpocząć starcowi. Oby wydarzenia się potoczyły, jak tu omawialiśmy przed chwilą wspólnie.
Kasjusz wyszedł z pokoju cesarza nieco posmutniały. Męczył go widok chorego Sewera. Na wojnach z nim był i wiele jego zwycięstw widział i choć wiedział, że dzień, w którym Septymiusz oczy swe zamknie i śmierci da się pokonać, musi nadejść, to jednak obraz chorego władcy przykutego do łoża zasmucił go i zabolał bardzo. Gdy tak dumał, zza pleców jego wyłonił się Karakalla. Przez chwilę syn Sewera przypominał złego ducha wynurzającego się z ciemności. Podszedł do zbolałego Kasjusza i z zamyślenia wyciągnął słowami:
– Jak na żołnierza i obrońcę coś mało czujny jesteś, Kasjuszu. Niemal bez problemów zaszedłem cię od tyłu i gdybym nieprzyjacielem twym był, bez trudności nóż bym ci w plecy wbił, a ból i śmierć dopiero by ci oznajmiły, że ktoś skradał się za tobą, gdyś ty zamyśleniu się oddawał.
– Wybacz, panie – odpowiedział zaskoczony Arianus. – Zawstydziłeś mnie. Rzeczywiście, jak na żołnierza okryłem się teraz wstydem, ale być zaskoczonym przez takiego wodza jak ty, panie, to żadna ujma na honorze.
– Nie musisz mi schlebiać, Kasjuszu. Wszyscy wiedzą, żeś jeden z najlepszych. To rozmowa z moim ojcem tak zmysły ci osłabiła i uwagę twą od rzeczywistości odwróciła. Ciekaw jestem, co też ojciec mój ci opowiadał, żeś tak czujność stracił? – zapytał Karakalla.
– Ojciec twój, cesarz nasz, o Rzymie mówił, bo Rzym miłuje nad życie swe i o jego wielkość walczył i tryumfy święcił, o sprawy imperium zawsze się martwił i na koniec swego życia, jak sam rzekł, również się zamartwia. Także o tobie, panie, i o Gecie mówił. Jakich wspaniałych cesarzy wychował – począł odpowiadać wymijająco Kasjusz, choć po części mówił prawdę.
– Cieszę się, żeś ze mną szczery, Kasjuszu. Tyś lojalny wobec władcy i imperium. Czy mnie również będziesz wiernie służył, jak służysz Septymiuszowi?
– Już służę ci wiernie, panie.
– Dobrym mi będziesz żołnierzem i przyjacielem, Kasjuszu. Wiele wspólnie dla cesarstwa zrobimy. Czuję to – odpowiedział Karakalla, po czym poklepał Arianusa po ramieniu i odszedł.
Kasjusza wciąż martwił stan zdrowia cezara, jednak ucieszył się, że cesarski syn obdarzył go zaufaniem i przyjaźnią. Służba władcy i imperium była zawsze dla niego największym marzeniem i zaszczytem. Już od lat najmłodszych ukochał Rzym i chciał wiernie służyć w przyszłości cesarzowi. W dzieciństwie opowiadano mu o wielkich zwycięstwach cesarza Marka Aureliusza z Germanami i też marzył o kampaniach u boku władcy i walce dla chwały cesarstwa. Chciał, by Rzym stał się potęgą największą na świecie. Choć wywodził się z bogatego domu i mógł zająć się innymi rzeczami, to właśnie służbę w wojsku ukochał i będąc już dorosłym mężczyzną, zaznał wojaczki i smaku zwycięstw u boku cezara Septymiusza Sewera. Rad był, że gdy cesarz zaśnie na wieki, u boku nowego władcy, jego syna Antoninusa, szansę na nową chwałę i na nowe tryumfy mieć będzie. Bo u kogo, jak nie u Karakalli, który swych żołnierzy kocha. U Gety ma raczej małe szanse, by tego zaznać, bo młodszy z synów to bardziej uczony niż żołnierz, od walki bardziej treść książek jego uwagę przyciąga. Z wojakami się nie spoufala, jak brat jego starszy. Od dwóch lat dopiero współrządzi, a Karakalla już trzynaście takich lat doświadczenia posiadł. Starszy nosi się i mówi jak żołnierz. Geta mówi językiem uczonych, a Karakalla językiem legionistów. Czas pokaże, który z tych języków ma przyszłość w cesarstwie.
Antoninus tymczasem czuł, że część tego, co sobie postanowił w sprawie Arianusa, już osiągnął. Chce pozyskać żołnierzy takich jak Kasjusz, zbudować swe stronnictwo w armii, poczynając od zdobycia zaufania oficerów, straży i legionistów, by po śmierci cezara jego zwolennikami byli, nie Gety. A czuł, że Kasjusz już jest po jego stronie. Wojak ten tryumfy kocha, a on, Antoninus, może mu je dać. Pozwoli być dobrym żołnierzem, powierzając ważne zadania, dzięki którym Kasjusz będzie mógł zasłużyć sobie na wdzięczność cesarza Karakalli. Antoninus chce być dobrym władcą. Żeby takim się stać, brata nie potrzebuje. Geta tylko przeszkodą jest, by on mógł w historii się zapisać. Lecz teraz muszą rządzić wspólnie, bo taka wola wielkiego Septymiusza Sewera. I czy chce, czy nie, musi jej się podporządkować. Przynajmniej na razie. Do czasu.
Myśli takie przez noc całą w głowie Karakalli się plątały. Śnił i marzył o tryumfach, władzy i chwale, by zaraz w gniew wpadać na myśl o bracie swym, starym schorowanym ojcu i tej bandzie skorumpowanych polityków w senacie, choć i tam paru zwolenników mógłby jednak znaleźć. Ludzi, którzy chcieliby działać dla Rzymu, a nie gderać i wciąż gadać o niczym. Przekrzykiwać jeden drugiego, kłócić się, jak sprzedawcy na targu. Tych maruderów niech sobie zabierze Geta. On chce pozyskać takich, którzy gotowi służyć mu, gdy potęgę Rzymu będzie rozsławiał i imperium powiększał. Ludzi, którzy będą podzielać jego wizję cesarstwa i pójdą za nim. Tylko takich potrzebował. Tylko tacy w jego mniemaniu mają prawo nazywać się szlachetnymi Rzymianami. Lojalni, silni, zaufani, wierni. Prawdziwi synowie Rzymu. Gdy zostanie wraz z bratem władcą imperium, rozpocznie selekcję na Rzymian przydatnych i tych, których trzymanie przy sobie, a może i przy życiu, jest zbędne. Tak właśnie postrzegał ludzi Karakalla, na potrzebnych i tych, którzy przy rządzeniu mu się nie przydadzą. Pragnął władzy, ale nie potrzebował ni brata, ni senatu. Chciał sławy zdobywcy, a tylko silni i lojalni mogli trwać przy jego boku, przy władcy świata, jak samego siebie już postrzegał i o sobie mniemał. Jeszcze tylko ten ojciec nieszczęsny, który tak kurczowo, według niego, trzyma się życia, stoi mu na przeszkodzie do objęcia władzy w imperium. Czemu umrzeć nie chce? Dość już tryumfów przecież w swym życiu Sewer zakosztował. Dość ludów podbił. Dość Rzym rozsławił. Pora na synów tryumfy. A zwłaszcza na jego, Antoninusa. Co też jest takiego w tym żałosnym życiu, że ludzie tak trzymają się go kurczowo, że nawet ci, którzy żyli silnie i honorowo, będąc zdobywcami i świata panami, nie potrafią godnie z tego świata odejść. Nawet cezar Sewer, postrach barbarzyńców, chorobą przykuty do łoża wciąż objęć życia się trzyma. Ile jeszcze przyjdzie Karakalli współrządzić, zamiast rządzić?
ROZDZIAŁ 2
Życzenie starszego z synów zaczęło się spełniać. Jakby sama natura i życie poczęły słuchać Antoninusa jako samodzielnego władcy świata. Stan zdrowia cesarza jeszcze bardziej się pogorszył. Śmierć poczęła się o niego dopominać. Medycy wiedzieli, że niewiele czasu pozostało cezarowi. Sam Septymiusz zdawał sobie sprawę, że być może to wieczór jego ostatni, ku uciesze Antoninusa. Wezwał znów synów do siebie, tym razem obu jednocześnie. Cesarscy synowie przy łożu ojca stanęli, skupieni na słowach, które być może będą ostatnimi, jakie z ust ojca usłyszą. Cesarz, zmęczony chorobą, znalazł siły, by raz jeszcze do nich przemówić i ostatnie rady dać. Namówić do współpracy dzieci swe.
Doszło do kłótni, wiele gniewnych słów padło. Po jednym z nich, wypowiedzianych przez Karakallę, Geta podniósł głos na brata swego, zarzucając mu brak szacunku dla ojca.
– Obrażasz cesarza. Ty, któryś niegodny stać u jego boku. Wstyd przynosisz ojcu i wstydem okrywasz Rzym cały.
– Wstyd? Przynoszę wstyd ojcu i Rzymowi? Nie jesteś godny, by bratem moim się nazywać. Nie jesteś godny, by kroczyć z tymi żołnierzami, którzy teraz za chwałę cesarstwa walczą – odgryzł mu się Karakalla.
– Antoninusie, gniew swój pohamuj – rzekł do starszego syna cesarz.
– Jego tak pouczaj, ojcze. Ja nie mam czego się wstydzić. Jestem szczery i wydaję polecenia. Tak powinien przemawiać imperator.
– Tak przemawia głupiec. Cesarz nigdy nie powinien zdradzać swych myśli niepotrzebnie i strzępić języka, gdy sytuacja tego nie wymaga – pouczał Karakallę Septymiusz.
– A jemu nie zwrócisz uwagi? – Antoninus spojrzenie skierował na młodszego brata. – On także mnie atakuje i strzępi język niepotrzebnie – dodał.
– Kwestionujesz słowa swego ojca i cesarza? I z ciebie mam brać przykład, bracie? – zapytał Geta.
– Nie jesteś moim bratem – odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy Karakalla.
– Geta jest twoim bratem i moim synem. Mówisz tak do niego, bo uważasz, że przez niego nie otrzymałeś samodzielnej władzy nad imperium. Widzę to po twoim zachowaniu. Po tym, jak obmawiasz brata wśród żołnierzy. Pragniesz jednowładztwa i to cię zaślepia. Wiem, że chcesz już mojej śmierci, ale po niej i tak władać samodzielnie cesarstwem nie będziesz. Natychmiast przestań i pogódź się z Getą – rzekł poważnym tonem Sewer.
Po chwili zaczął się dusić, a wtedy Geta podbiegł do jego łoża, próbując mu pomóc. Karakalla tylko spoglądał na ojca i brata.
– Umieraj, chory, żałosny stary człowieku. Kiedy twoje truchło strawi ogień i staniesz się już prochem, ja w końcu będę władał cesarstwem – rzekł szeptem Antoninus.
Septymiusz po chwili doszedł do siebie, spojrzał już spokojniejszym wzrokiem na swych synów i przemówił raz jeszcze.
– Antoninusie i Geto. Synowie moi. Niech gniew was nie zaślepia. Wiem, że wspólne sprawowanie wielkiej władzy może prowadzić do kłótni i konfliktów, ale braćmi jesteście. Wspierajcie się. Uczyńcie to dla ojca i dla imperium – rzekł z trudem Sewer.
Antoninus uznał, że nie ma sensu więcej się sprzeczać, gdy nad cesarzem śmierć już wisi, i postanowił nie wdawać się już w utarczki słowne.
Geta i Karakalla zapewniali ojca, i obiecywali już później bez większych kłótni, że wspólnie rządzić będą i się wspierać. Rozmawiali jeszcze czas jakiś. Synowie posłusznie słuchali później Septymiusza, ale w sercu Antoninusa, pod pozorem zamartwienia się o umierającego ojca, radość rozszalała. Liczył, że czas śmierci cesarza pewny już i że dziś w nocy lub najdalej jutro ojciec ich w zaświaty odejdzie, a władza nad Rzymem i wszystkimi ziemiami, nad którymi cesarstwo panuje, będzie należeć do niego, niestety do Gety również. Choć na myśl o bracie obrzydzenie go brało, to jednak teraz cieszył się, że uwolni się od wpływu ojca i sam o sobie decydować będzie mógł, a z bratem, mimo złożonych ojcu obietnic, współpracować nie zamierzał. Dopóki czegoś nie wymyśli, unikać miał zamiar tego człowieka, którego ojciec zwie swoim synem, a jego bratem.
Septymiusz pożegnał się z synami, a medycy nakazali mu teraz odpoczynek.
Oby wieczny – pomyślał Karakalla.
Geta czule ucałował ojca i się oddalił. Antoninus pożegnał brata chłodnym spojrzeniem i po chwili sam wyszedł z cesarskiego pokoju. Tej nocy trudno będzie mu jednak zasnąć. Być może rano obudzi się już jako cesarz. Mimo nerwów i atmosfery panującej w cesarskich pokojach w Eboracum Karakalla zdołał zasnąć, lecz krótko przed świtem zbudził go hałas. Opuścił swoją komnatę i udał się w kierunku zgiełku, który dochodził z cesarskiej sypialni. Na miejscu oczom Antoninusa ukazał się brat, któremu po twarzy spływały łzy. Starszy z synów zrozumiał w tym momencie powagę sytuacji. Cesarz Sewer, ich ojciec, właśnie zmarł.
Karakalla zbliżył się do łoża i spojrzał na twarz Septymiusza, wykręconą przez zmęczenie spowodowane chorobą.
– Teraz ja jestem cesarzem – rzekł szeptem do siebie Karakalla.
Geta odezwał się nagle do zgromadzonych:
– Zgodnie z wolą cezara Septymiusza Sewera, z którego łaski współrządziliśmy wraz z bratem moim, ja, Geta, i Antoninus zostajemy wspólnie jego następcami, cesarzami rzymskimi.
Karakalla się wściekł, że Geta śmiał głos zabrać, kiedy to on chciał to ogłosić.
– Niech żyją, cesarze – rozległy się głosy.
Karakalla podszedł jednak do Kasjusza i rzekł do niego:
– Czy wierny będziesz swojemu nowemu cesarzowi tak, jak byłeś wierny mojemu ojcu?
– Będę, panie – odpowiedział bez wahania Kasjusz.
– Szczere pytanie ci zadaję i szczerej odpowiedzi oczekuję, zatem pytam cię raz jeszcze. Czy będziesz sumiennie me rozkazy wykonywał, tak jak wykonywałeś rozkazy Septymiusza? – drążył Antoninus, chcąc dowiedzieć się ponad wszelką wątpliwość, czy żołnierz na pewno zamierza być w jego stronnictwie.
– Lojalnie i sumiennie, panie. Dla chwały Rzymu i cesarza – odpowiedział Kasjusz.
Karakalla uśmiechnął się, a Arianus wziął dłoń jego i ucałował na znak wierności.
Geta przyglądał się z boku Kasjuszowi i Antoninusowi. Zaniepokoił go ten widok, choć nie do końca wiedział czemu, w końcu jemu też teraz składali hołd ludzie, którzy blisko byli zmarłego cesarza. To, że brat jego pozyskał w swoje stronnictwo zaufanego żołnierza ojca, było już teraz pewne, ale przecież pewne było już od dawna to, że bracia, rządząc wspólnie, osobne stronnictwa założą, osobnych zwolenników będą mieć i będą próbować przeciągnąć na swoją stronę patrycjuszy i senatorów, i Geta spodziewał się, że brat będzie mu bruździć, przeszkadzać, unikać porozumienia, wprowadzać chaos w rządy, a i on sam nie zamierzał pozostawać mu dłużny. Z Antoninusem od dawna mieli zły kontakt, a gdy przed dwoma laty ojciec dopuścił i Getę do współrządzenia, ich relacje stały się jeszcze chłodniejsze i tylko ojciec z matką liczyli i wierzyli, że bracia razem mogą rządzić najpotężniejszym imperium, jakie widział ten świat, jeśli nie w miłości i przyjaźni, to przynajmniej w zgodzie i ogólnym poszanowaniu. Na to jednak się nie zanosiło, choć nikt jeszcze nie wiedział i nie przypuszczał, do czego dojdzie i jakie rozmiary przybierze. Ani senatorowie, ani żołnierze czy lud rzymski.
Do czego doprowadzą wydarzenia tego dnia, nie zdawał sobie sprawy też Kasjusz Arianus. W tej chwili wiernego sługę Sewera przepełniały głównie dwa uczucia. Żal i ulga. Żal po śmierci cesarza, wielkiego władcy i zdobywcy. Żaden cesarz tylu tryumfów i zaszczytów nie zdobył w historii Rzymu, co Sewer. Żal zmalał, gdy Kasjusz pomyślał, że cesarz już nie cierpi, a odszedł, by jego imię żyło dalej w chwale, on zaś odtąd będzie służył synom wielkiego imperatora, zwłaszcza Antoninusowi, który żołnierzy faworyzuje i trzyma z nimi. Ich wodzem jest i cezarem. Gdy myślał tak o tym, ukojenie na niego spłynęło. Zawsze chciał służyć cesarzowi, który rozumie swych żołnierzy, swych ludzi i teraz naturalną koleją rzeczy wielki wódz odszedł w zaświaty, a on wciąż będzie służył cesarzowi, który rozumie swych wojaków. Tylko czy drugi cesarski syn również blisko legionów będzie? Czy żołnierzy nagradzać będzie za lojalność i walkę? Geta wydaje mu się oddalony od nich, nie myśli jak wojownik, za to bardziej jak uczony, i choć wiadomo, że cesarz ma myśleć przede wszystkim jak władca, to jednak mówiący do wojaków głosem żołnierza i potrafiący wczuć się w ich sytuację, będący wojownikiem, a nie tylko politykiem, to naprawdę prawdziwy wódz, który może poprowadzić swe legiony do wielkich tryumfów i chwały, jak uczynili to Juliusz Cezar, Marek Aureliusz czy właśnie zmarły Septymiusz Sewer. Zanieść sztandar Rzymu na granice znanego świata i sprawić, by chwała Wiecznego Miasta trwała wiecznie.
Kasjusz postanowił napisać wiadomość do siostry swej Ariany, mieszkającej w ich rodzinnym domu w Rzymie, który on pozostawił trzy lata temu, wyjeżdżając na kampanię przeciw barbarzyńskim Kaledończykom. Pragnął opisać jej wydarzenia ostatnich dni i plany, jakie miały się zrealizować w dniach następnych. Siostra to jedyna jego rodzina, po tym jak w zaświaty odeszli rodzice ich przed paroma laty. Była młodsza, więc czuł obowiązek opieki nad nią, choć mijały trzy lata, odkąd ostatni raz ją widział, to wciąż miał jej twarz przed oczyma, jej piękne rysy, błękit oczu, brązowe włosy. Nie była wysoka, ale miała zgrabną sylwetkę, kształtne biodra i szczupłą talię, jaką bardzo ceniono w Rzymie. Pewnego dnia wyda ją Kasjusz za poważnego i wpływowego człowieka. Już planował uczynić to czas jakiś temu, jednak będąc bardzo przywiązany do siostry, nie chciał oddać jej komuś niegodnemu, a dodatkowo obowiązki wobec cezara Sewera zabierały mu sporo czasu. Gdy zaś później wyruszyli na kampanię wojenną przeciw Kaledończykom, to sprawa małżeństwa Ariany zeszła na dalszy plan. Jednak tak naprawdę, podświadomie, Kasjusz odwlekał ślub siostry. Opiekował się nią i nie chciał przekazać innemu mężczyźnie. Przecież to jemu ojciec powierzył misję chronienia jedynej córki swej. Kasjusz nie chciał przyznać się do tego, spychał te myśli gdzieś głęboko w swym umyśle, tak że sam chyba nie zdawał sobie sprawy, że ukrywa swe powody, dla których zwleka z wydaniem siostry za mąż. Będąc w Brytanii, również nie zapominał o Arianie, często myślał o niej i pisał co czas jakiś, a i ona nie szczędziła mu listów.
„Droga Ariano, mam nadzieję, że jesteś zdrowa, bo ja jestem zdrów. Dzięki ci za wszystkie słowa, jakie mi ślesz. Wiedz, że zawsze ciepło o tobie myślę, czy to w obozie, czy na polu walki. Wspomnienia o tobie są radością w tych dzikich, barbarzyńskich lasach. Przynoszą mi ukojenie w czasie wypełnionym walką i śmiercią. Hordy Kaledończyków stanęły z nami do boju, ale ich upór maleje z każdym dniem, z każdym zabitym barbarzyńcą ostateczna chwała Rzymu jest coraz bliżej. Pewnie już tam usłyszysz wieści, lecz napiszę ci, byś wiedziała i ode mnie, a nie tylko z tego, co usłyszysz na ulicy, że nasz wielki cesarz Septymiusz Sewer odszedł z tego świata, a z nim i część mnie umarła. Gdy zwyciężał, czułem, że chwała tych wszystkich tryumfów i zwycięstw i na mnie spływała, że i ja mam choć niewielki wkład w chwałę naszego imperium. Teraz, gdy ciało cesarza zostanie przez ogień zabrane, a prochy do Rzymu zwiezione, jego śmierć sprawiłaby, że ostałbym się znów sam z marzeniami, by służyć wielkiemu Miastu, jak marzyłem, dzieckiem będąc. Lecz moje obawy niespełnione pozostaną, albowiem nowy cesarz, syn wielkiego Septymiusza, obdarzył mnie zaufaniem i wiernym sługą jego pozostanę. I on może okazać się dobrym władcą. Język wspólny z żołnierzami już dawno znalazł, o chwale marzy dla siebie i dla Rzymu.
Mamy również drugiego władcę, Getę, syna cesarskiego. Oby i on godnym ojca się okazał. Bardziej uczonym on niż wojakiem, ale talentów mu odmówić nie można. Oby zgodnie rządzili naszym imperium. Jednak niepokój wkrada się między ludzi, bo bracia rzadko zgadzają się ze sobą, lecz może powaga, jaką niesie władza nad cesarstwem, stanie ponad podziałami i wzajemną niechęć bracia szybko przełamią. Już wspólnie pozostają w Brytanii, by kampanię ojca do końca doprowadzić. Wojna praktycznie wygrana, jednak do ostatecznego zwycięstwa Rzymu trochę krwi jeszcze się przeleje, śmierć jeszcze po wielu ludzi przyjdzie. Oby tryumf nadszedł jak najszybciej, bo choć służba cesarstwu to moje największe marzenie, to tęskno mi już do ciebie i naszej stolicy. Forum Romanum i amfiteatru Flawiuszy od trzech lat nie widziałem i blasku twych oczu i uśmiechu słodkiego, które koszmary wojny szybko by odgoniły. Gdy już wojna się zakończy, a my do Rzymu będziemy w drodze, doniosę ci, siostro, byś gotowa na mój powrót była. Tymi słowami kończę list, moja pani. Mam nadzieję, że w domu naszym wszystko dobrze, a służba słucha się twych rozkazów. Jeżeli tak nie jest, to szybko mi donieś, a po powrocie porządek uczynię. Twój kochający brat, Kasjusz”.
Ariana, jego siostra, najdroższą mu była istotą na świecie. Kochał ją chyba nawet bardziej niż sam Rzym, co dla niektórych, obcujących z nim w boju, mogłoby być niemożliwym do pojęcia, tak oddany cesarstwu był bowiem Kasjusz.
Gdy kampania wciąż jeszcze trwała i on listu z Rzymu od siostry się doczekał.
„Kochany bracie, cieszę się, żeś zdrów i że znajdujesz czas, by pisać do mnie. Wiem, że dużo obowiązków spoczywa na tobie, a teraz, po śmierci wielkiego cezara Sewera, pewnie masz ich jeszcze więcej. Przykro mi, że wodza i mentora swego straciłeś, ale cieszy mnie wiadomość, że zaufanie nowego władcy zyskałeś. Ufam, że rządy Antoninusa i jego brata Gety będą obfitowały w równie wielkie zwycięstwa, co ojca ich Septymiusza, a i ty przy nich chwały, która słusznie ci się należy, zaznasz. Jednak szczęśliwa bym była, gdyby zasłużony obrońca Rzymu, brat mój, Kasjusz, powrócił już do domu, bo rozłąka trzyletnia to zbyt długo dla serca mego. Wierzę więc, że jakkolwiek kochasz powiększać chwałę naszego imperium, to jednak niech los zakończy już tę wojnę i powrócicie tryumfalnie do Rzymu, i będę mogła ujrzeć cię i sprawdzić, czy kolejna wojna w twoim życiu dla sławy cesarstwa nie odmieniła twego oblicza i śladu trwałego na twarzy twojej nie zostawiła. Liczę, że tak się nie stało i że gdy do domu powrócisz, wojnę za sobą zostawisz i choć na chwilę zapomnisz o bitwach, śmierci, tryumfach i barbarzyńcach, a będziesz znów bratem moim, jakim byłeś niegdyś.
W domu naszym wszystko dobrze, służba wykonuje sumiennie swe zadania, a mnie niczego nie brak. Tylko ciebie, Kasjuszu. Wracajcie więc szybko i daj znać, tak jak napisałeś, że gdy będziecie już w drodze do serca imperium, list wyślesz, bym mogła godnie cię przyjąć w naszym domu. Twoja oddana siostra, Ariana”.
List ten ukojeniem dla duszy i serca Kasjusza był. W tych barbarzyńskich, bezkresnych polach i lasach słowa Ariany były balsamem dla serca żołnierza, które nieomal nie skostniało na tych granicach świata rzymskiego. O, jakże kochał Rzym, ale Arianę miłował jeszcze bardziej i chciałby już przytulić ją do piersi swej i poczuć zapach jej brązowych włosów. Liczył, że Antoninus i Geta rzeczywiście okażą się godnymi swego ojca i kampanię szybko do końca doprowadzą, a wtedy do Rzymu dumnie powrócą, bo choć służba cezarowi to zaszczyt największy, to jednak tęsknota za domem nawet takiego obrońcę imperium, jakim jest Kasjusz Arianus, dopaść może.
Ucałował ten list, które słodkie słowa skrywał, i schował, by w chwilach przygnębienia raz jeszcze przeczytać i chłonąć słowa z Rzymu. Nadzieja jego słuszną się okazała. Bracia doprowadzili kampanię ojca do końca, tłumiąc ataki barbarzyńców na rzymską prowincję. Jeszcze śmierć po wielu przyszła, jeszcze krew i barbarzyńska, i rzymska przelała się na tych polach, ale w końcu zaprowadzono pokój, a Karakalla i Geta umocnili granice na wale Hadriana. Kasjusz z radości po zakończeniu wojny krzyknął „chwała Rzymowi”. Wiedział bowiem, że niedługo już będą wracać do Rzymu, który tak ukochał.