- W empik go
Żołnierz mafii - ebook
Żołnierz mafii - ebook
Misha zawsze był odmieńcem, ale to nie przeszkodziło mu w tym, aby zostać najwierniejszym żołnierzem mafijnej rodziny Santini. Stał się również oddanym przyjacielem i powiernikiem Vincenta. Mężczyźni poznali się, kiedy byli jeszcze dziećmi. Wtedy Misha uratował Vincenta przed porwaniem. Nie ma drugiej osoby, której capo ufałby bardziej niż jemu.
W życiu Mishy pojawia się Eilis – przyjaciółka Klary. Jednak mężczyzna, wiedząc, jak brutalnie wygląda jego życie, i chcąc ją chronić, zrywa tę znajomość. Jest przekonany, że postępuje właściwie. Gdy w klubie spotyka Eilis w towarzystwie tajemniczego mężczyzny, tylko utwierdza się w słuszności swojej decyzji.
Jednak okazuje się, że nieznajomy nie jest nikim obcym dla Mishy. Wkrótce żołnierz będzie musiał dokonać wyboru i odpowiedzieć sobie, na czym najbardziej mu zależy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-618-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MISHA
Kim jesteś?
15 lat temu
Byłem odmieńcem i zdawałem sobie z tego sprawę, ale wcale się tym nie przejmowałem, bo tak naprawdę nie przepadałem za towarzystwem ludzi. Wszyscy lubili otaczać się pięknymi osobami, o idealnym życiu, a ja byłem skażony. Według nich nie powinienem istnieć albo codziennie zakładać maskę.
Może mój wygląd odbiegał od normy, ale to nie znaczyło, że byłem głuchy i nie słyszałem szeptów za plecami, gdy kogoś mijałem na szkolnym korytarzu.
– Te, albinos! Założyłem się, że twój mały też jest biały! – Usłyszałem rechot. Bardzo dobrze wiedziałem, do kogo należał ten skrzeczący śmiech. Roy Danielson. – Nooo, nie bądź taki i pokaż nam! – Kolejny wybuch śmiechu, jednak teraz w ślad za nim poszła cała szkoła.
Od pierwszego dnia nie dawał mi spokoju i to był chyba ten moment, kiedy miałem tego dosyć. Do tej pory nie czułem takiej potrzeby, za to teraz podjąłem decyzję i jeżeli będzie trzeba, zabiję go.
Nagle wszyscy umilkli i mogłem dokładnie zauważyć, jak w jednej sekundzie zmieniło się zachowanie Roya. Parę osób odwróciło się na pięcie i odeszło szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie, a reszta stała i udawała, że w ogóle nie interesuje ich cała ta sytuacja.
– Powtórz to, Roy.
Kojarzyłem ten głos i jego właściciela. O ile dobrze pamiętałem, miał na imię Vincent i jako jedyny nie zwracał na mnie uwagi, co w mojej sytuacji było dobrym znakiem. Traktował mnie jak powietrze. Aż do dziś.
Odwróciłem się i zmarszczyłem brwi na widok chłopaka, który był kompletnie sam, a zważając na to, że Roy miał przewagę liczebną w postaci swojego gangu idiotów, jego zachowanie było albo głupie, albo odważne.
Zacząłem oceniać, jakie mieliśmy szanse. Znałem swoje możliwości i byłem pewny, że bym nie zawiódł, ale nie znałem jego. Tak naprawdę, tacy jak on byli mocni tylko w gębie, a gdy przychodziło do czynów, uciekali z piskiem jak przestraszone dziewczynki. Byliśmy z Vincentem tej samej postury, ale wyglądem różniliśmy się jak niebo i piekło, on z czarnymi jak smoła włosami i oczami przypominał diabła.
– Nie prosiłem cię o pomoc i nie potrzebuję niańki. Sam sobie poradzę – odezwałem się do niego i niemal mogłem usłyszeć, jak wszyscy dookoła wstrzymują oddech.
Vincent uśmiechnął się pod nosem i kiwnął głową.
– A czy ja ci wyglądam na niańkę? Poprosiłem tylko Roya, aby powtórzył, to co powiedział.
– Stary, to tylko wygłupy, przestań. – Roy zaczął skomleć.
Vincent przeniósł wzrok na tego dupka.
– Powiedziałem, powtórz to – cały czas mówił spokojnym głosem.
Zastanawiałem się, kim on był, że wszyscy tak się go bali. To pewne, że każdy oprócz mnie to wiedział, ale skąd miałem wiedzieć, skoro z nikim nie rozmawiałem.
– Co tu się dzieje? – Z sali, koło której staliśmy, wyszedł Garcia. Uczył hiszpańskiego i zawsze wydawał mi się dupkiem. Widocznie musiały zaniepokoić go dochodzące z korytarza podniesione głosy. Wystarczyła sekunda, aby rozeznał się w sytuacji i wolał to stłumić już w zarodku, zamiast się w to zagłębić. – Rozejść się, to nie jest plac zabaw. – Klasnął w dłonie, jakby odganiał muchy. – No już! Sio!
Roy wykorzystał szansę i odszedł szybko, zabierając ze sobą swoją świtę.
Po chwili zostaliśmy tylko ja i Vincent.
Garcia spojrzał na nas znacząco.
– Was też się to tyczyło. Jak skończyliście już lekcje, to opuśćcie teren szkoły.
Zniknął z powrotem w sali i za moment usłyszeliśmy dźwięk zamykanego zamka.
– Mówiłem poważnie, nie prosiłem cię o pomoc. Zawsze radziłem sobie sam i teraz też by tak było – powiedziałem, gdy tylko zostaliśmy sami. Po chwili namysłu dodałem: – Brzydzę się litością i nie lubię być nikomu nic dłużny, a teraz mam dług u ciebie.
– Nie chodziło o ciebie. Od dłuższego czasu ten gnojek mnie wkurwia i chciałem dać mu nauczkę, to wszystko.
– Kim jesteś? – zapytałem, a na jego twarzy dostrzegłem cień zaskoczenia.
Sięgnął po plecak i zarzucił go sobie na plecy. Nie zwróciłem uwagi, kiedy go ściągnął. Widocznie naprawdę był przygotowany do walki.
– Mam na imię Vincent. – Po tych słowach minął mnie i po prostu wyszedł.
Stałem jeszcze chwilę, zły na siebie i na całą tę sytuację.
Dawno już skończyłem lekcje i dawno powinienem stąd iść. Ruszyłem w stronę wyjścia i zobaczyłem, że wszyscy rozjechali się do domów. Na dziś miałem dość, a byłem pewny, że to jeszcze nie koniec.
Nagle usłyszałem odgłosy szarpaniny i to był ten moment, kiedy powinienem pójść w całkiem inną stronę, ale ciekawość zwyciężyła. Pobiegłem na tyły szkoły i zobaczyłem dwóch mężczyzn, jeden z nich próbował wciągnąć Vincenta do samochodu. Kurwa! Nie myślałem, że tak szybko przyjdzie mi spłacić dług. W innej sytuacji pewnie bym odszedł i zapomniał o tym, co widziałem, ale teraz byłem zmuszony coś zrobić. Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i sprawdziłem, czy mój sprężynowy nóż był na swoim miejscu. Nigdy o nim nie zapominałem.
Zacząłem oceniać swoje szanse, stwierdzając, że bez problemu dam sobie radę. Tylko jeden z nich był blisko Vincenta, drugi rozglądał się dookoła, pilnując, czy nikt się nie zbliżał i on stał się moim pierwszym celem. Byłem pewien, że bez sensu było zakradanie się, bo ten facet stał tam właśnie po to, żeby wychwycić takie rzeczy, a wyglądał na gościa dobrze wykonującego swoją pracę.
Schowałem nóż w rękawie bluzy i najzwyczajniej w świecie zacząłem iść w ich kierunku, od razu skupiając tym na sobie ich uwagę, ale miałem prawo tu być, i tak naprawdę nikt nigdy nie brał mnie na poważnie. Na mój widok ten, który szarpał Vincenta, puścił go i położył mu rękę na ramieniu, jednak byłem pewny, że to tylko pozory. Za chwilę odwrócił się do mnie plecami, udając, że z nim rozmawiał, i na to właśnie czekałem. Pod palcami czułem ostrze noża, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa, bo z moim wyglądem, nie wiadomo, kiedy mógł się przydać. Mężczyzna, stojący przodem do mnie, przesunął się, aby zrobić mi przejście, a gdy zbliżyłem się do niego uśmiechnął się krzywo. Przez moment mogłem widzieć Vincenta, który zachowywał się tak, jakby mnie nie znał, i w zasadzie tak było. Jego twarz była pozbawiona emocji, jakby to wszystko było dla niego codziennością. Nie wiedziałem, kim oni byli i co wspólnego miał z nimi Vincent, ale teraz nie miałem czasu, aby to analizować, jednak kimkolwiek nie byli, mieli pecha, akurat dzisiaj coś we mnie pękło. Coś co narastało przez te wszystkie lata. W środku czułem gniew, który teraz powoli spuszczałem ze smyczy.
Minąłem mężczyznę, który miał mnie pilnować, i dopiero wtedy, kiedy tamten najwidoczniej uznał, że nic więcej nie mogło się stać, odwróciłem się i jednym ruchem poderżnąłem mu gardło. Upadł na kolana, a po chwili usłyszałem huk uderzania ciała o ziemię. Wiedziałem, że miałem mniej niż dwie sekundy, zanim jego kolega zorientuje się, co się właśnie stało, doskoczyłem do niego i ten sam nóż wbiłem mu w plecy, a jego ciało bezwładnie poleciało wprost na Vincenta. Ten nie powiedział ani słowa, tylko zrzucił go siebie, jakby strzepywał muchę.
– Muszę zadzwonić do ojca – odezwał się, a w jego głosie nie wyczułem nic, co wskazywałoby na to, że to co się wydarzyło, zaskoczyło go.
Po chwili, która wydawała się wiecznością, usłyszałem nadjeżdżające samochody. Wysiadło z nich kilku facetów łudząco podobnych do tych martwych, leżących na ziemi. Jako ostatni wysiadł starszy mężczyzna z siwymi włosami i pierwsze, co zrobił, to podszedł do Vincenta.
– Co się tutaj wydarzyło? – zapytał takim głosem, od którego poczułem pełzające po plecach ciarki.
– Z tego, co mówili, byli od Navarro – Vincent odpowiedział takim samym tonem.
Dopiero teraz uwaga starszego mężczyzny skupiła się na mnie.
– A ty, to kto?
– Mam na imię Misha.
Usłyszałem, jak Vincent mówi:
– To on ich zabił.
Mężczyzna spuścił wzrok, zatrzymując go przelotnie na moich zakrwawionych dłoniach, by po chwili wrócić do moich oczu. Miał to samo diabelskie spojrzenie, co Vincent, więc po tym wywnioskowałem, że to musiał być jego ojciec.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie możesz wrócić do domu?
Byłem zły na siebie, bo gdy usłyszałem te słowa, poczułem ulgę.
– Ja nie mam domu – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W tym momencie w oczach Vincenta zobaczyłem zainteresowanie, ale nie skomentował tego w żaden sposób. – Mieszkam w domu dziecka.
Starszy kiwnął głową, zaciskając przy tym szczęki.
– Od tej pory należysz do rodziny Santini.
Sam nie wiedziałem, czy podobało mi się to, co usłyszałem, ale zdawałem sobie sprawę, że to była moja jedyna szansa na to, aby wyrwać się z piekła, jakim był dom dziecka.
Kątem oka zauważyłem, jak ciała mężczyzn chowane były do czarnych worków. W plecach jednego z nich cały czas tkwił mój nóż. Musiałem go odzyskać.
– Poczekajcie – krzyknąłem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to mogło kosztować mnie życie. – On ma coś mojego. – Podszedłem i jednym ruchem wyciągnąłem nóż z ciała, wytarłem krew w jego koszulkę i schowałem go na swoje miejsce.
Spojrzałem na Vincenta, dla którego właśnie zabiłem, i coś mi podpowiadało, że on zrobiłby to samo dla mnie.ROZDZIAŁ 1
EILIS
Tylko, że ona żyła teraz w swojej bajce, mając przy sobie rycerza
w lśniącej zbroi. Takiego rycerza, o którym to ja zawsze śniłam
i marzyłam.
Minął dokładnie tydzień, odkąd Misha kontaktował się ze mną ostatni raz. Nie twierdziłam, że nie byłam świadoma od początku, czym zajmował się na co dzień, ale coraz bardziej zaczynało mi to przeszkadzać. Może zbyt łatwo zaakceptowałam to, do jakiego świata należał, ale niestety, tak już było: serce nie sługa – nie wybiera. Jednak najważniejszą sprawą było to, że cholernie się martwiłam. Za każdym razem, kiedy ode mnie wychodził, w głowie pisałam różne scenariusze – niekoniecznie ze szczęśliwym zakończeniem.
Sięgnęłam po telefon i palcem wyszukałam numer, którego potrzebowałam. Odebrała, gdy właśnie chciałam się rozłączyć.
– Co tam? – W słuchawce usłyszałam radosny głos Klary, mojej najdroższej przyjaciółki, która, prawdę mówiąc, z dnia na dzień, traciła prawo do tego miana. Odkąd wpadła w sidła miłości zarzucone przez Vincenta, zupełnie straciła rozum. Powinnam się cieszyć, bo właśnie tego dla niej chciałam, ale na pewno nie kosztem naszej przyjaźni.
– Nie przeszkadzam? – zapytałam, chcąc się z nią odrobinę podroczyć. – Już myślałam, że nie odbierzesz i czuję się zaszczycona.
– Małpa jesteś, wiesz? Oczywiście, że zawsze mam dla ciebie czas. – Gdybym jej nie znała, mogłabym nawet stwierdzić, że naprawdę była oburzona.
– Dobra, dobra – westchnęłam, nie wiedząc za bardzo, jak zacząć. – Słuchaj… Widziałaś może ostatnio Mishę?
Cisza. Mogłabym przysiąc na wszystkich świętych, że w tym momencie była z Vincentem i włączyła tryb głośnomówiący. Po chwili powiedziała:
– Nie, a coś się stało?
Nic nie mogłam na to poradzić, że gdy usłyszałam jej słowa, z nerwów skręcił mi się żołądek. Z dwojga złego wolałabym chyba, aby okazało się, że przez cały piekielny tydzień po prostu najzwyczajniej w świecie mnie zlewał.
– Nic, po prostu od tygodnia nie daje znaku życia. Martwię się. To wszystko. – To wszystko i aż wszystko – sarkastycznie dokończyłam w myślach.
Usłyszałam, że Vincent coś do niej powiedział, jednak zbyt cicho, abym mogła cokolwiek zrozumieć.
– Kochanie, Vincent właśnie mi przekazał, że Misha musiał pilnie wyjechać w interesach. Nie martw się, na pewno jest wszystko dobrze i gdy tylko będzie mógł, na pewno się do ciebie odezwie. Znasz go.
Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy, próbując się nie rozpłakać. Wyglądało na to, że chyba jednak go nie znałam. Zanim się odezwałam, w myślach policzyłam do trzech.
– No to wszystko jasne. Masz rację, nie mam się czym martwić, w końcu to normalne, że twój facet nie odzywa się do ciebie przez cały cholerny tydzień. – Tak bardzo nie chciałam się rozkleić, ale słowa same wypływały z moich ust: – W takim razie, wracajcie do łóżka, parzyć się jak dwa króliczki, a ja mogę odetchnąć z ulgą.
– Eilis…
– Zdzwonimy się, mała.
Przerwałam połączenie i rzuciłam telefon na łóżko, nie dając jej dokończyć, bo nie miałam ochoty po raz enty wysłuchiwać tego wszystkiego. Ileż można słuchać o tym, że wszystko jest w porządku i nie muszę się przejmować?
Koniec z tym!
Klara miała rację – koniec z zamartwianiem się. Nie zasłużyłam na to. Byłam chyba ostatnią osobą na tej planecie, która by na to zasługiwała. Wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a kiedy kochałam, kochałam całą sobą. Zawsze marzyłam o tym, aby pokochać kogoś tak mocno, żeby nie mieć nad tym kontroli. Nie zliczyłabym, ile razy słyszałam od Klary, że mogłabym mieć każdego faceta, gdybym tylko chciała, ale nie to było dla mnie ważne. Odrzucali mnie napaleńcy myślący fiutem, a nie głową. Lubiłam seks, tylko różnica między mną, a moją przyjaciółką była taka, że ja nie szłam do łóżka z każdym, kto potrafił celnie trafić w dziurkę. Oczywiście to były pradawne czasy, przed epoką Vincenta.
Spotykałam się z Mishą od miesiąca, ale jeszcze nie przekroczyliśmy granicy, którą wyznaczyłam sobie w głowie i nie poszliśmy na całość. Dla kogoś mogłoby wydawać się to dziwne, ale dla mnie było normą. Nie wiem, może gdzieś podświadomie chciałam go sprawdzić? Jak na razie zdawał test celująco, ani razu nie próbując się do mnie w ten sposób dobrać. Nie potrafiłam też tak naprawdę stwierdzić, na jakim etapie znajdował się nasz związek. Jeżeli ktoś by mnie zapytał, czy aktualnie mój status brzmiał: zajęta, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Bardziej pasowałoby stwierdzenie: to skomplikowane. Na pewno nie byliśmy normalną parą. Nie chodziliśmy na spacerki, trzymając się za rączkę i patrząc sobie głęboko w oczy. Ale nigdy nie zdarzyło się tak, aby nie odezwał się do mnie przez cały tydzień. Jeżeli nie mógł się spotkać, zawsze wysyłał wiadomość dla przypomnienia, że żyje.
Zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran, widząc na nim imię Klary. Taaa, jasne, już odbieram.
Chwyciłam za kieliszek z winem, jednym haustem dopijając resztkę czerwonego trunku.
Musiałam przestać myśleć i zająć się czymś, co odciągnie mnie od Mishy. Poszłam do łazienki i zrzuciłam z siebie dresy, po czym weszłam pod prysznic, a gdy pierwsze krople wody zaczęły uderzać o moje ciało, rozpłakałam się. Płakałam ze złości na samą siebie, dlatego że pierwszy raz od bardzo dawna poczułam coś, czego zawsze pragnęłam, a to okazało się zwykłym kłamstwem. Płakałam, bo doszło do mnie, że to Klara miała rację, mówiąc, że uczucia są przereklamowane, że prowadzą tylko do cierpienia. Tylko że ona żyła teraz w swojej bajce, mając przy sobie rycerza w lśniącej zbroi. Takiego rycerza, o którym to ja zawsze śniłam i marzyłam.
Nie wiedziałam, ile czasu tak stałam, ale gdy od gorąca zaczęło boleć mnie całe ciało, zakręciłam kurki.
Weszłam do sypialni i skierowałam się prosto do szafy, wykonując mechanicznie wszystkie ruchy. Coś mi podpowiadało, że to, co chciałam zrobić, było głupie, a przede wszystkim dziecinne. Takie zachowanie pasowałoby do Klary, ale czy życie nie polegało na nauce na własnych błędach? Musiałam zacząć popełniać te błędy, bo inaczej obudzę się z ręką w nocniku. Wybrałam więc najseksowniejszą sukienkę, jaką znalazłam i się w nią wcisnęłam, specjalnie zapominając o bieliźnie. Sukienka była biała, a więc wszystko, co założyłabym pod nią, nie wyglądałoby dobrze.
Pół godziny później siedziałam w taksówce, jadąc do klubu, do którego nie powinnam była jechać. Tego jednego byłam pewna.
Samochód się zatrzymał, a ja wstrzymałam oddech.
– Wszystko w porządku? – Zamrugałam i napotkałam ciekawskie spojrzenie kierowcy. Był obleśny, wzrokiem bezczelnie jeździł z góry na dół po moim ciele, nawet się z tym nie kryjąc.
– A czemu miałoby nie być? – odwarknęłam, szybko wyciągając z torebki pieniądze. Podałam mu je i nie czekając na resztę, otworzyłam drzwi; na szczęście nie były zablokowane.
Usłyszałam za sobą głośne pogwizdywanie taksówkarza i nie byłam pewna, czy odnosiło się to do napiwku, czy mojego wyglądu. Kiedy odjechał, odetchnęłam z ulgą. Dupek.
W Nowym Orleanie zaczynało się lato, więc mimo późnej pory było ciepło. Stałam przed The End, klubem, który w tym mieście był legendą, i mieścił się na obrzeżach miasta. Z tego, co opowiadała Klara, bawili się tu między innymi ludzie z pierwszych stron gazet, politycy i grube szychy z policji. Oczywiście wchodzili przeznaczonym specjalnie dla nich osobnym wejściem, znajdującym się na tyłach budynku, dlatego nikt nigdy ich tu nie spotykał. Od razu kierowali się do tej niedostępnej dla zwykłych szaraków części klubu.
Przed wejściem stali ochroniarze, kojarzyłam ich bardzo dobrze. Nałożyłam na twarz trochę więcej tapety niż zwykle i miałam nadzieję, że oni nie skojarzą mnie.
Pewnym krokiem minęłam ich i weszłam do środka. Panował tu zaduch i, zważając na ten tłum ludzi, nie było to niczym dziwnym. Do głowy wdzierała mi się głośna muzyka. Akurat leciało Holdin On Flume. Musiałam się czegoś napić, dlatego zaczęłam przedzierać się przez ocierające się o siebie ciała. Od czasu do czasu czułam na tyłku czyjąś rękę, ale tak naprawdę nawet jakbym chciała komuś przywalić, to nie wiedziałabym komu. Po dobrych pięciu minutach, w końcu dotarłam do baru. W takich momentach jak ten, dziękowałam, że jestem kobietą i ochoczo to wykorzystywałam.
Barman, gdy tylko mnie zobaczył, od razu podszedł, aby zebrać zamówienie.
– Niech zgadnę – powiedział, nachylając się nad barem w moją stronę. – Sex on the beach.
Nie widziałam go nigdy wcześniej, więc musiał tutaj pracować od niedawna i nie zdawał sobie sprawy, z kim się spotykałam. Igrał z ogniem.
– Słucham? – Starałam się, aby nie zabrzmiało to jak atak.
– Zgadywałem tylko, co zamówisz, i pasujesz mi do Sex on the beach. – Dalej flirtował na całego.
– Tak się składa, że akurat nigdy nie miałam tego w ustach, a co więcej, nie mam zamiaru. Wychodzi więc na to, że twój niezawodny instynkt barmana cię zawiódł. – Uśmiechnęłam się słodko. – Przykro mi, a teraz poproszę o wódkę z red bullem.
Wiedziałam, że to nie on był przyczyną mojego podłego nastroju, ale na kimś musiałam się wyżyć. Trafiło na niego. Od razu pomyślałam, że to typ, jakim kiedyś nie pogardziłaby Klara. Dla mnie odpadał w przedbiegach. Jego idealność aż raziła w oczy.
W milczeniu postawił przede mną moje zamówienie, a ja rzuciłam mu pieniądze na bar, po czym odwróciłam się do niego tyłem. Teraz miałam doskonały widok na cały klub. Mój wzrok powędrował w stronę, w którą nawet nie powinnam patrzeć. Było to przejście do części klubu, gdzie wstęp mieli tylko nieliczni. Znajdowały się tam trzy sale; kiedyś wspominała mi o nich Klara. Oczywiście nigdy tam nie byłyśmy, ale teraz naszła mnie ochota, aby zrobić coś naprawdę głupiego. Już samo przyjście tutaj było czymś niewyobrażalnie idiotycznym, ale to, co chciałam zrobić, można było nazwać samobójstwem. Wiedziałam, że przed drzwiami do dwóch z nich stał ochroniarz i miałam tylko nadzieję, że tym razem jednak mnie rozpozna, tak abym nie miała problemu z dostaniem się do środka.
Ostatni raz przechyliłam szklankę, dopijając jednym haustem pół drinka i starając się nie zemdleć, ruszyłam w tamtą stronę. Na szczęście cała jego uwaga skupiona była na trzymanym w dłoni telefonie i wystukiwaniu na nim wiadomości. Miałam fart, bo już na pierwszy rzut oka można było zauważyć jego rozkojarzenie. Zaczynałam też żałować, że wypiłam tylko jednego drinka – powinnam wlać w siebie więcej procentów, może wtedy byłabym bardziej odważna. Nigdy w życiu nie zachowywałam się tak nieodpowiedzialnie. Zawsze to ja byłam tym głosem rozsądku i bardziej poukładana, niż moja przyjaciółka. W tym momencie robiłam to, przed czym pewnie ostrzegałabym Klarę.
– Cześć – powiedziałam, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od ochroniarza. W końcu zdecydował się na mnie spojrzeć. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Przepuścisz mnie?
Właśnie w tej chwili drzwi za jego plecami się otworzyły i wyszedł przez nie mężczyzna. Przystanął na moment, wzrokiem zjechał w dół po moim ciele, ale na szczęście w żaden sposób nie skomentował mojej obecności w tym miejscu.
– Masz przepustkę? – Kiedy już myślałam, że nie doczekam się odpowiedzi, odezwał się ochroniarz.
– A po co mi przepustka? – Postanowiłam zaryzykować. – Misha mówił, że jej nie potrzebuję. Zmieniło się coś?
Kiedy skończyłam wypowiadać ostatnie słowo, mogłam dokładnie zauważyć zmianę malującą się na jego twarzy. Pewność siebie połączona ze znudzeniem, zamieniła się w zaciekawienie i coś, co mogłabym nazwać strachem. Jednak to ostatnie trwało tak krótko, że już po chwili nie byłam pewna, czy mi się nie przywidziało.
– Zaraz do niego zadzwonię i potwierdzę – odpowiedział po chwili i zaczął jeździć palcem po ekranie, szukając numeru Mishy.
W sekundę zrobiło mi się ciepło, a przed oczami zobaczyłam gwiazdki.
– Naprawdę chcesz mu przeszkadzać? Aktualnie przebywa w interesach za granicą i jestem przekonana, że nie byłby zadowolony, gdybyś zadzwonił do niego z tak durnym pytaniem.
Serce biło mi tak mocno, że w duchu zaczęłam dziękować Bogu za głośną muzykę. Na jego czole pojawiła się bruzda, wskazująca na to, że w tym momencie trybiki w jego mózgu działały na najwyższych obrotach.
Odchrząknął, ale nie odezwał się ani słowem, tylko się odsunął, wpuszczając mnie do środka. Mijając go, mentalnie gratulowałam sobie odwagi, bo gdyby ten pseudo-ochroniarz był odrobinę mądrzejszy, zadzwoniłby po prostu do Vincenta. A wtedy byłabym pewnie w czarnej dupie.ROZDZIAŁ 2
EILIS
Gotowa na przedstawienie?
Musiałam przyznać, że wyobrażałam sobie to miejsce na milion różnych sposobów, ale na pewno nie tak. Byłam pewna, że na środku będzie stało jedno wielkie łoże, na dodatek w kształcie serca, a do sufitów będą poprzykręcane łańcuchy do zabawy w pana i jego uległą – jednym słowem oczami wyobraźni widziałam pokój zabaw pana Greya, tylko kolor się nie zgadzał.
Z głośników leciało Walk Kwabsa, a ja stałam jak wmurowana, nie mogąc się poruszyć. Na pewno trafiłam do białej sali. Zaczęłam rozglądać się wokół, wszędzie widząc białe zasłony, wyglądało to tak, jakby coś się za nimi kryło. Nagle poczułam, że szybko muszę się czegoś napić, inaczej zaraz odwrócę się na pięcie i stąd ucieknę. Skierowałam się w stronę baru, po czym zamówiłam dokładnie to, co przed chwilą – wódkę z red bullem.
– Miałabyś coś przeciwko, gdybym się dosiadł? – usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam eleganckiego mężczyznę. Inną sprawą było to, że każdy z tu obecnych był elegancki. Na pierwszy rzut oka widać było, że ci ludzie należeli do innej klasy społecznej.
– Albo mi się wydaje, albo nie ma tu żadnej karteczki z zakazem – wymamrotałam, po czym szybko upiłam łyk drinka, którego postawił przede mną barman, aby zająć czymś ręce. Również i w obsłudze czuć było ogromną różnicę. Człowiek stojący za barem nawet nie spojrzał w moją stronę.
– Pytałem retorycznie, bo jakby nawet była tu jakakolwiek karteczka z rezerwacją, to tylko dla mnie.
Na moje nieszczęście, gdy to mówił, piłam tego nieszczęsnego drinka i o mały włos, a bym się zakrztusiła.
– Jesteś bardzo pewny siebie. – Alkohol zaczął krążyć w żyłach, powoli uderzając mi do głowy. Nie pomagał też fakt, że przed wyjściem z domu opróżniłam prawie całą butelkę przyjemnie schłodzonego wina.
Uśmiechnął się, ukazując swoje idealnie białe i proste zęby. Kontrastowało to z przecinającą jego usta szramą. Blizna była tak wyblakła, że można było ją dostrzec tylko z bardzo bliskiej odległości.
– Nie nazwałbym tak tego. Lubię zaznaczyć swój teren.
O rety! Ludzie! Trzymajcie mnie!
Siłą woli powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem, wyobrażając sobie tego oto siedzącego przede mną mężczyznę, znaczącego swój teren jak piesek. Do tego wszystkiego dochodził jego akcent, którego nie potrafiłam rozpoznać.
– Niech zgadnę. Żadna ci się jeszcze nie oparła, ale wiesz co, dziś masz pecha i chyba to będzie twój pierwszy raz.
Uniósł brew, jakbym go zaskoczyła, ale co dziwne, nie widziałam w jego spojrzeniu zrezygnowania. Wręcz przeciwnie. Moja odmowa nakręcała go jeszcze bardziej.
– Nikt ci nie powiedział, że każdy pierwszy raz jest najlepszy?
Zawsze byłam osobą, która łatwo nawiązywała kontakty, ale to nie był mój dzień.
– Pozwolisz, że pójdę przypudrować nosek? – Udawanie słodkiej idiotki wcale nie było tak trudne, jakby się mogło wydawać.
– Będę czekał. – Nieznajomy puścił mi oczko.
Po dobrych piętnastu minutach wróciłam na miejsce, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Facet siedział dalej w tej samej pozycji i mogłoby się wydawać, że nie poruszył się nawet o milimetr.
– Ekhm… – odchrząknęłam. – Nie musiałeś na mnie czekać.
– Nie mógłbym odejść, nie poznając nawet twojego imienia ani numeru telefonu. – Już chciałam coś powiedzieć, lecz nie pozwolił mi dokończyć. – Ale to może poczekać, prawda? Teraz napijmy się za spotkanie.
Chciałam się go jak najszybciej pozbyć, bo zaczął wydawać mi się co najmniej dziwny.
Westchnęłam i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Złapałam za szklankę i unosząc ją, powiedziałam:
– Zdrowie.
– Zdrowie. – Znowu ten dziwny akcent.
Kiedy piłam, nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby chciał, abym nie zostawiła na dnie żadnej kropli.
Nagle zgasło światło, a muzyka przycichła. Poczułam się cholernie niepewnie, bo zapomniałam, gdzie tak naprawdę byłam.
Usłyszałam pierwsze takty Dirty Mind Boy Epic, co idealnie pasowało do klimatu. Robiło się coraz mroczniej.
– Gotowa na przedstawienie? – usłyszałam szept, który wdarł się do mojej głowy, robiąc ze mną dziwne rzeczy. Byłam pewna, że duży wpływ na to miała też muzyka. Nieznajomy zbliżył się do mnie, kładąc dłoń na moim udzie, zaczął sunąć nią coraz wyżej, a ja przyglądałam się temu, wcale nie mając ochoty, aby to przerwać.
– O jakim przedstawieniu mówisz? – Nie czułam się sobą, dosłownie jakby ktoś zalał mi język betonem.
Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam, że nagle na parkiecie zrobiło się pusto. Wszyscy siedzieli w lożach, kobiety na kolanach mężczyzn, a niektórzy nie mogąc się powstrzymać, niemal uprawiali seks przez ubrania.
– Zobaczysz. Mam nadzieję, że ci się spodoba, a może nawet weźmiesz w tym udział.
Był tak blisko mnie, że gdy mówił, jego usta muskały moją skórę, przez co czułam ciarki na całym ciele.
W tym momencie białe zasłony zaczęły się powoli rozsuwać, ukazując to, co jeszcze przed chwilą było niewidoczne. Na początku nie zdawałam sobie sprawy, na co patrzyłam. Za każdą z kotar krył się maleńki pokój, w którym znajdowało się tylko wielkie łóżko. A jednak! Chciałam, to mam swoje łóżko pana Greya.
Zamiast ścian wszystko było przeszklone, przez co jak na dłoni można było zobaczyć, co działo się we wnętrzach. Klara powiedziałaby pewnie, że działa się tam magia, dla mnie zwykła orgia. W każdym pomieszczeniu znajdowała się uprawiająca seks para i niekoniecznie byli to zawsze mężczyzna i kobieta – jednym słowem – dla każdego coś miłego. Jeden z mężczyzn trzymał w ręku bicz i smagał nim po plecach swoją partnerkę, choć smagał, to stanowczo zbyt delikatne słowo.
Byłam zaskoczona, jak bardzo ta scena mi się podobała. Uniosłam dłoń i przejechałam nią po swojej szyi, po czym powoli zsunęłam ją wzdłuż obojczyka, czując pod palcami spływający pot. Nieznajomy cały czas był blisko, nie pozwalając mi tym na swobodny oddech. Jego zapach powodował szybsze bicie serca, a ja pragnęłam go coraz bardziej. Fakt, że od dawna nie uprawiałam seksu, nie pomagał.
– Podoba ci się? – Przymknęłam powieki, nie chcąc odpowiadać na to pytanie, bo tak bardzo bałam się tego, co mogłam powiedzieć. Mężczyzna kontynuował: – Wiesz, co jest w tym najlepsze? To, że my ich widzimy w całej okazałości, kiedy pokazują nam swoje pragnienia i emocje, i to, że nie mogą się przed nami ukryć. My jesteśmy dla nich niewidoczni. W ich umysłach są sami, dlatego są tak bardzo prawdziwi.
Zaczynały się pierwsze takty On My Own TroyBoi, a ja czułam się tak, jakbym trafiła do raju.
Otworzyłam oczy i musiałam zamrugać parę razy, byłam pewna, że miałam omamy. Po przeciwnej stronie sali stał Misha, który wcale nie był zainteresowany tym, co działo się za jego plecami. Ręce schował w kieszeniach spodni, a mnie przeraziło to, jak bardzo pasował do tego miejsca. Spoglądał wprost w moją stronę i nawet z tej odległości mogłam wyczuć, jak bardzo był zły.
Boże! Nie widziałam go tylko przez tydzień, a prawie zapomniałam, jakie emocje wzbudzał we mnie jego widok.
Chciałam wstać i podejść do niego, ale tak kręciło mi się w głowie, że nie byłam w stanie poruszyć nawet palcem. Jednak jednego byłam w tym momencie pewna – miałam przechlapane na całej linii.
Nagle ręka, którą nieznajomy cały czas trzymał na moim udzie, zaczęła mnie parzyć żywym ogniem. Poczułam, że nie powinno mnie być w tym miejscu i starałam się ujrzeć siebie oczami Mishy. Nie wyglądało to zbyt dobrze.
– Co się stało? Rozluźnij się, a zobaczysz, że będzie ci przyjemnie. – Szept nieznajomego powodował u mnie ciarki na całym ciele, ale było to zupełnie niezależne ode mnie.
– Zostaw mnie – wymamrotałam, ciesząc się w duchu, że udało mi się wydusić z siebie choć słowo.
Mężczyzna roześmiał się cicho, zaciskając przy tym mocniej swoje palce. Zabolało.
– Wiesz, jaki był twój błąd? Że tutaj przyszłaś. Teraz będziesz moja, czy tego chcesz, czy nie.
Starałam się go nie słuchać, dlatego skupiłam się na tym, co miałam przed oczami. Ten sam mężczyzna, który przed chwilą trzymał w dłoni pejcz, teraz pieprzył kobietę od tyłu, a wyraz jego twarzy mówił, że był już bardzo blisko. Zaciskał mocno szczęki, ciągnąc swoją partnerkę za włosy, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało. Pragnęła tego i mogłam to wyczuć nawet z tego miejsca. Nie sprawiał jej tym bólu, wręcz przeciwnie. W jednym momencie odwrócił ją w swoją stronę i wstał, przez co ona teraz klęczała przed nim. Nie potrzebowała instrukcji, bardzo dobrze wiedziała, co ma robić. Złapała za jego naprężonego do bólu penisa i objęła go ustami, wpychając go sobie jak najgłębiej. Z tej odległości mogłam zobaczyć, jak jej gardło porusza się, gdy przełykała jego spermę, a gdy skończyła, oblizała się łapczywie, jakby była wciąż nienasycona.
Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i pomaga wstać. Znałam ten dotyk i zapach.
– Jeżeli jeszcze raz się do niej zbliżysz, zabiję cię. Rozumiesz? – Te słowa nie były skierowane do mnie, a pomimo to poczułam się niepewnie. Wiedziałam, że to ja wywołałam tę złość.
– Ty mne ugrozhaesch?¹
– Ja ne ugrozhaju, preduprezhdaju. ²
Pierwszy raz słyszałam, jak Misha mówił w swoim ojczystym języku. Pochodził z Rosji i widocznie mój nieznajomy również, dlatego też jego akcent był inny. Tylko skąd wiedział, że Misha go zrozumie?
Nie miałam teraz siły, aby się nad tym zastanawiać, było mi zbyt dobrze. Misha jednym ruchem mnie podniósł, a ja wtuliłam twarz w jego szyję, zaciągając się jego ostrym zapachem. Po chwili poczułam rytmiczne kołysanie, jednak zanim odpłynęłam, usłyszałam głos:
– Za to, że ją tu wpuściłeś, już nie żyjesz. Będzie lepiej dla ciebie, jeżeli zanim tu wrócę, znikniesz. Ukryj się tak, abym cię nie znalazł.
Chciałam zaprotestować, stanąć w obronie ochroniarza, który popełnił błąd, ufając mi. To nie była jego wina, ale wiedziałam, że i tak to nic nie da. Taki był ich świat, a Misha do niego należał. Zdałam sobie sprawę, że albo to zaakceptuję, albo go stracę. To był mój wybór, musiałam go dokonać, i niezależnie, co wybiorę, będzie wiązało się to z cierpieniem.ROZDZIAŁ 3
MISHA
To jest właśnie mój świat, Eilis, a ty musisz się trzymać od niegoz daleka, co jest równoznaczne z tym, że musisz się trzymać z daleka ode mnie.
Kiedy podjechałem pod dom, zdążyłem się już trochę uspokoić. Miała szczęście, że straciła przytomność, inaczej rozszarpałbym ją chyba na strzępy.
– Nienawidzę cię… – Spojrzałem na Eilis, która z głową wspartą o szybę siedziała obok na siedzeniu pasażera, mamrocząc coś przez sen. Odniosłem nieodparte wrażenie, że miała na myśli mnie. Wzrokiem sunąłem po jej idealnym ciele i nic nie mogłem poradzić, że mój kutas w sekundę zrobił się twardy. Przez cały ten czas, odkąd się poznaliśmy, nie tknąłem jej w sposób, w jaki bym chciał. To było jej życzenie, ale, do kurwy nędzy, zakładając na siebie coś tak kurewsko seksownego, wystawiała moją silną wolę na próbę.
Wysiadłem, szybko okrążyłem samochód i po chwili, trzymając ją w ramionach, wszedłem do domu. Już od progu poczułem zapach niedawno przygotowanego jedzenia. Budynek posiadał tylko jedno piętro, bo tak było mi wygodniej. Mogłem też być lepiej przygotowany w razie ataku. Nikt nie mógł ukryć się na górze, a ja miałem mniejszą powierzchnię do kontrolowania.
Eilis jęknęła, protestując, gdy kładłem ją do łóżka w mojej sypialni. Musiała odpocząć i dojść do siebie. Domyślałem się, że dosypano jej coś do drinka i nie mogłem zrozumieć, jak mogła być aż tak nieodpowiedzialna. Tyle razy ją ostrzegałem przed tym miejscem, ale ona była zbyt uparta, żeby mnie posłuchać.
Miała szczęście, że akurat dziś wróciłem z Moskwy i byłem na miejscu. Nie chciałem nawet myśleć, jak to się mogło skończyć.
Akurat zadzwonił telefon, gdy zdążyłem zamknąć za sobą drzwi do pokoju.
– Mów. – Nie patrząc nawet na ekran, domyślałem się, że to Vincent. Poinformowałem go z samolotu, że wracam o jeden dzień szybciej, więc czekał na raport.
– Wylądowałeś? – zapytał, nie siląc się na czułe przywitanie.
– Już dawno – rzuciłem, kierując się w stronę salonu, aby zrobić sobie drinka. W towarzystwie capo piłem whisky, bo on tolerował tylko ten trunek, ale gdy miałem wybór, stawiałem na bourbona.
– To dlaczego jeszcze cię u mnie nie ma? – Gdybym go nie znał, mógłbym przypuszczać, że był zły, ale to było złudne.
Przechyliłem szklankę z brunatnym płynem i wypiłem wszystko jednym haustem, czując po chwili przyjemne ciepło palące w gardło.
– Jestem w domu. Mam mały problem. Przyjadę rano. – Nie chciałem mówić mu przez telefon, gdzie spotkałem Eilis. Lepiej przekazywać takie wiadomości osobiście. Oczywiście, gdybym go poprosił, nie powiedziałby Klarze, ale nie chciałem też postawić go w sytuacji, w której musiałby ją okłamać.
Przez krótką chwilę nic nie mówił, słyszałem tylko spokojny oddech po drugiej stronie słuchawki. Wiedział, że i tak to by nic nie dało, gdyby próbował coś ode mnie wyciągnąć, ufał mi.
– Dobrze. Czekam na ciebie jutro. – Na moment zamilkł, ale po chwili dodał: – Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń.
Rozłączyłem się bez pożegnania.
Vincent był capo, komuś innemu za takie zachowanie kazałby obciąć łapy, ale był też moim przyjacielem. Wiedział, że musiałem mieć bardzo dobry powód, aby nie pojawić się dziś w jego domu.
Ostatni tydzień spędziłem w Moskwie. Musiałem skupić się na interesach, dlatego nie odzywałem się do Eilis. Ona mnie rozpraszała, a to w tych okolicznościach było bardzo niebezpieczne. Miałem dużo czasu, aby wszystko sobie przemyśleć. Nie miałem prawa wprowadzać jej w ten świat, a dzisiejszy dzień był tego dowodem. To przeze mnie trafiła do The End, a potem do sali, o której nie powinna nigdy się dowiedzieć.
Nalałem kolejną porcję alkoholu do szklanki i przeszedłem do kuchni, chcąc sprawdzić, co przygotowała do jedzenia moja gosposia. Przez moją pracę rzadko bywałem w domu, ale zawsze informowałem Lu, kiedy miałem się pojawić, aby mogła przygotować się na mój przyjazd. Mieszkałem w samym środku lasu, z daleka od ludzi, otoczony tylko przez drzewa. Lubiłem wygody i chętnie z nich korzystałem, a było mnie na to stać. Vincent płacił mi krocie za to, co dla niego robiłem. Zabijałem z zimną krwią, rozkoszując się cierpieniem swoich ofiar. Nauczyłem się wyłączać emocje i uczucia, dlatego nie mogłem pozwolić na to, aby Eilis została w moim życiu. Popełniłem błąd, wpuszczając ją do tego świata. Sam przyzwyczaiłem się do życia w mroku i było mi z tym kurewsko dobrze. Nigdy nie musiałem się o nikogo martwić, nie miałem słabych punktów, które ktoś mógłby wykorzystać przeciwko mnie. Dlatego byłem najlepszy.
Zjadłem lasagne przygotowaną przez Lu i wziąłem szybki prysznic. Założyłem tylko spodnie dresowe i położyłem się koło Eilis. Wsadziłem rękę pod poduszkę, aby sprawdzić, czy broń znajdowała się na swoim miejscu, dopiero wtedy zamknąłem oczy. Byłem wyczerpany, w Moskwie nie miałem czasu na sen, dlatego teraz nie minęło dużo czasu, zanim zasnąłem.