Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żona generała Kiszczaka mówi... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 maja 2022
Ebook
19,95 zł
Audiobook
23,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żona generała Kiszczaka mówi... - ebook

Doskonale napisane, zaskakująco szczere, miejscami skandalizujące zwierzenia żony generała Czesława Kiszczaka, który, choć był postacią kontrowersyjną, to jednak na trwale zapisał się w historii Polski.

Autorka szeroko „otwiera drzwi” swojego domu. Lekko, dowcipnie, prawdziwie, szczerze (aż do bólu) charakteryzuje życie swoje i rodziny. Wraz z Nią przebywamy w środowisku oficerów i ich rodzin, w którym żyje ona i jej mąż. Z czasem, Kiszczakowie mają też coraz więcej kontaktów także ze środowiskiem polityków, wysokich rangą funkcjonariuszy państwowych i dyplomatów, w tym również zagranicznych.

Początek książki, to zwierzenia młodej dziewczyny, która zawiera związek małżeński z dorosłym mężczyzną – oficerem. Zaczyna nowe, trudne życie w warunkach jakże odmiennych od dotychczasowych, rodzinnych. Widzimy jej walkę o swoją tożsamość i niezależność w nowych układach małżeńskich, towarzyskich i zawodowych. Autorka wprowadza nas też w atmosferę zabaw, tańców, miłości i miłostek, seksu, zdrad, a także afer szpiegowskich. Przedstawia też interesujące realia życia w PRL-u.

Akcja książki rozpoczyna się u schyłku lat 50-tych XX wieku, kiedy Autorka poznaje swojego przyszłego męża, a kończy na początku lat 80-tych (wprowadzenie stanu wojennego). Miejsce akcji: Gdynia, Wrocław i wreszcie Warszawa, gdzie Kiszczak był kolejno służbowo przenoszony, stopniowo awansując na coraz wyższe stanowiska. Awansom tym towarzyszył też coraz lepszy standard życia, czego przejawem były coraz częstsze zagraniczne, urlopowe wojaże. Mamy więc w tej książce interesujące relacje z wczasowych pobytów w węgierskich, bułgarskich, gruzińskich, jugosłowiańskich i radzieckich kurortach i stolicach (m.in. Warna, Budapeszt, Soczi, Moskwa, Belgrad, Dubrownik). Mamy też opisy urlopów Autorki i jej męża na gruncie krajowym – w Zakopanem, w Dusznikach, w Szklarskiej Porębie, na Helu.

Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak nie była typową oficerską żoną, której miejsce na ziemi wyznaczało jedynie stanowisko męża. Skończyła studia ekonomiczne i obroniła doktorat, pracowała zawodowo jako nauczycielka i wykładowczyni na wyższej uczelni, napisała szereg książek beletrystycznych i naukowych, wydała kilka zbiorów poezji lirycznej i wierszyków dla dzieci.

Tekst niniejszej publikacji został zaczerpnięty z ostatniego, trzeciego, rozszerzonego wydania książki „Żona generała Kiszczaka mówi...”, które ukazało się w 2012 roku. Jej pierwsze wydanie trafiło do księgarń w roku 1994 i było swoistym kontrapunktem do książki „Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko” z roku 1991.

Autor projektu okładki: Marcin Labus. Na okładce: po prawej autorka, a po lewej jej mąż. Wykorzystano fragment zdjęcia dokumentującego uroczystość wodowania statku ORP Nawigator (Stocznia Północna w Gdańsku, rok 1975), którego Autorka tej książki była matką chrzestną.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67296-33-5
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS TREŚCI

Ja się z tobą rozwiodę…

Poznanie

Tresowanie żony

Jestem inspektorem

Niebezpieczny chrzest

Gdynia – portowe miasto

Złe fatum

Mój pierwszy bal… z mężem

Brydż, czyli most do śmierci

Niebywała afera szpiegowska

Zakochał się na śmierć i życie

Skandale seksualne

Odkrywam świat

W krainie czarów

Ja i Czesław rodzimy…

Zostałam przeflancowana

Chcę uczyć te „głąby”

Wiedzą sąsiedzi

Uraz psychiczny

Jego ciało jak magnes

Mieszkam z lesbijką

Osioł dyrektor

Hospituję lekcje

Kufel… pełen strachu

Budujemy nasz dom

Sąsiad ambasador

Nasza ciocia Anielka

Zrywam stosunki dyplomatyczne

Smutek

Wywiad i ja tam

Walentin – co to za attaché?

Dyplomatyczne ploteczki

Rządy żon

Lekcja przedstawienia

Prominenci na „oślej łączce”

Czy to sławni szpiedzy?

Jestem matką chrzestną okrętu

Demoralizacja dotknęła szkołę

Garaż salą balową

Instytut Kształcenia Nauczycieli

Co się dzieje?

Umarł mój ojciec

„Trzęsienie ziemi”

Wyboista droga zmian

„Orka na ugorze”

To na co tyn pieron czeko?

Generał Kiszczak „internuje” żonę

Zapłacisz jeszcze za to…Ja się z tobą rozwiodę…

Jeżeli to opublikujesz w takiej formie, to ja...

– się z tobą rozwiodę – dokończyłam jego myśl ze złośliwym uśmiechem. Jemu tak trudno spokojnie przedstawić swoje argumenty, najłatwiej jest „pogrozić pięścią”. Piszę przecież o sobie. O swoim życiu, równie ciekawym, co trudnym. Piszę o miłości…

– W jakim kontekście?

– Obrazy mojego życia, obrazy naszego życia stają przede mną jak zaczarowane, domagają się opisu. Ta książka to saga, zaczyna się od początku naszego wspólnego życia. Rzeka mojego życia płynie obok rzeki twojego życia, żyjemy tak bardzo razem, ale i tak bardzo osobno…

– A dzieci? W jakiej to rzece je umieszczasz?

– W naszej, wspólnej… Oczywiście, ich życie bliższe jest mojego, mojej rzeki…

Czesław wcześniej widział, że coś piszę, ale nie wiedział co. Ja zresztą ciągle coś piszę i jego to nie interesuje.

– Ale dlaczego napisałaś tę książkę?

– Dlaczego? Z wielu przyczyn, przede wszystkim dlatego, że odczuwam taką potrzebę. Ta potrzeba nie narodziła się nagle. W zasadzie prawie od naszego ślubu, zaczęłam notować fakty z naszego życia. Później doszły informacje dotyczące ważniejszych wydarzeń politycznych, szczególnie tych z twoim udziałem. Teraz nadarzyła się okazja, abym dokonała jakiegoś obrachunku, podsumowania…

– Mnie?

– Nie, nie ciebie, tylko mnie. Nie mogę robić tego jednak w całkowitym oderwaniu od ciebie, bo jesteś częścią mojego życia.

– Prawda ma różne wymiary. Twoja prawda jest subiektywna.

– Właśnie odczuwam potrzebę subiektywnego pokazania prawdy, również dotyczącej ciebie, pomimo że mam świadomość tego, że jesteś postacią historyczną. Jeżeli zetrę trochę „brązu” z twojej osoby, to ci nie zaszkodzi. Będziesz bardziej prawdziwy.

W tym co piszę, muszę być uczciwa, ponieważ nieprawda nie będzie mieć żadnej wartości, w każdym razie w moim odczuciu nie będzie jej mieć.

Niewątpliwie odkrywam pewne cechy twojej osobowości, twoje wady, ale także twoje zalety, twoje poświęcenia, ciekawą i ciężką pracę dla dobra Polski, twoje sukcesy i porażki.

Zdaję sobie sprawę z tego, że otwierając szeroko drzwi naszego domu zdradzam „tajemnice alkowy”, łamię określone „tabu”, ale bez tego nie byłoby tej prawdy.

Odsłonić kulisy pulsującego emocjami polskiego diabelskiego kotła i polską scenę, a raczej arenę polityczną, w tak ważnym okresie, na przełomie epok; na której występowałam w charakterze wścibskiego widza, a w niewielkim stopniu także w charakterze aktora – to jest również wyrazem moich potrzeb.

Odczuwam także potrzebę pokazana różnorodnych aktorów występujących na tej politycznej arenie: żonglerów, linoskoczków, prestidigitatorów, klaunów, negatywnych i pozytywnych bohaterów.

Arena służy do bawienia, rozśmieszania widzów, a więc śmiejmy się… Smutku precz.

… „Śmiej się, pajacu”. Życie jest przecież takie krótkie…

Poznanie

Dziwne są ludzkie losy. Być może istnieją jakieś siły, które kierują tymi losami, być może nie. Człowiek jest elementem wszechświata sprzężonym z nim, w ramach różnych układów cybernetycznych. Być może zasadnicze powiązania wywodzą się od gwiazd i w momencie urodzenia człowieka określają jego życiowy horoskop.

Być może ten system układów i sprzężeń spowodował, że na dworcu kolejowym małego miasteczka w południowej Polsce, dwoje zupełnie obcych sobie ludzi spotkało się nieoczekiwanie i niteczki ich życia zaczęły plątać się wzajemnie. A może był to zupełny przypadek?

Pewnego pięknego sierpniowego dnia, znalazłam się przypadkowo na dworcu kolejowym w Andrychowie. Wracałam z jednego z andrychowskich zakładów, gdzie zbierałam materiały do pracy magisterskiej.

Czekając na pociąg, spaceruję po peronie. Nie lubię stać w miejscu, stanie w jednym miejscu nie jest zgodne z moim temperamentem.

Ubrana jestem w białą jedwabną sukienkę w czerwone kwiatki, którą rozwiewa wiatr, odkrywając nogi. Ja, zajęta własnymi myślami, nie zwracam na to uwagi. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że jest tam ktoś, kto zwraca na to uwagę, że jestem przez kogoś uważnie obserwowana.

Pociąg nadjechał. Wchodzę do przepełnionego wagonu drugiej klasy i staję w zatłoczonym przejściu. Obok mnie, przepychając się trochę, zatrzymuje się młody mężczyzna w mundurze oficera. Na naramiennikach widzę paski i gwiazdki, ale nic to mi nie mówi, bo po prostu nie znam się na stopniach wojskowych.

Mężczyzna zaczyna robić wszystko, aby nawiązać ze mną rozmowę. Wygląda to mniej więcej tak:

– Może za ciężka ta torba? Może położę ją na półkę? Będzie pani wygodniej stać.

W torbie mam opracowania, notatki związane z pracą magisterską, a także książki, czasopisma.

– Może otworzyć okno? Nie jest pani za gorąco? Może zamknąć okno, może pani za zimno? Piękna dziś pogoda, prawda? Ja jestem na urlopie u rodziców. Jadę do „Patrii” na śledzika, bo znudziło mi się trochę to matczyne jedzenie – zabawia mnie rozmową nieznajomy.

„Patria” to jedna z najlepszych restauracji w Bielsku-Białej. Ja również zachodzę tam często z koleżankami i kolegami na lody, na jakąś przekąskę, niekiedy na dancingi.

– Pani już wysiada? Czy mógłbym panią odprowadzić?

– Nie dziękuję – odpowiadam, lekko przestraszona perspektywą spaceru przed domem z obcym człowiekiem, w dodatku w mundurze.

– A mógłbym się z panią jeszcze spotkać?

– Nie wiem, czy się jeszcze spotkamy – mówię z uśmiechem, przepychając się do wyjścia.

– Czy przyjedzie pani jeszcze do Andrychowa?

– Tak, będę tam jutro.

Na drugi dzień omal nie spóźniam się na pociąg. Wbiegam w ostatniej chwili na dworzec i widzę, że ten przypadkowo poznany mężczyzna czeka na mnie przy wejściu z biletami I klasy w ręku.

Tym razem nasza rozmowa w pociągu jest już swobodniejsza. Mój nieznajomy przedstawił mi się i zaczął opowiadać o sobie. Zapamiętałam tylko, że ma na imię Czesław, jest kawalerem, ma prawie 33 lata, jest oficerem WP w stopniu podpułkownika, mieszka w Warszawie.

Przez dwa tygodnie jego urlopu spotykamy się codziennie. Na spotkania Czesław przychodzi już nie w mundurze, ale w jasnopopielatych spodniach, szarym wdzianku o modnym kroju i niebieskiej koszuli, która wspaniale podkreśla błękit jego oczu i brązową, mocną opaleniznę.

Chodzimy do kawiarni, restauracji, spacerujemy po skwerach, ulicach i rozmawiamy. Zauważyłam, że on ma dużą wiedzę historyczną. Doskonale zna historie polskich powstań, wojen napoleońskich, światowych, historie wielkich rewolucji: francuskiej i październikowej.

Powiedział mi, że na tym andrychowskim peronie nie mógł oderwać wzroku od moich nóg, a w wagonie zwrócił uwagę na to, że czytam „Dookoła świata”, „Przekrój”, „Panoramę” i to spowodowało wzrost jego zainteresowania moją osobą.

Mój nowy znajomy wydaje mi się bardzo interesujący, inteligentny, tajemniczy. Przyjemnie jest przebywać w towarzystwie takiego mężczyzny.

– Gdyby jeszcze był trochę młodszy, chociaż troszeczkę młodszy – myślę. Czesław jest już dorosłym, doświadczonym życiowo człowiekiem, a ja dopiero wchodzę w dorosłe życie.

W czasie tych naszych spacerów po ulicach Bielska-Białej spotyka nas mój wielbiciel, asystent Wyższej Szkoły Ekonomicznej, na której studiuję. Nie ukrywał, że ma wobec mnie poważne zamiary. Nie wiadomo, skąd się wziął w Bielsku-Białej, chyba przyciągnęły go tam góry. Ukłonił się i to wszystko, ale z jego twarzy wyczytałam, jak wielkie wrażenie wywarło na nim to spotkanie. Zrobiło mi się go trochę żal, lecz nie przejęłam się tym za bardzo, bo jest to miłość raczej bez wzajemności z mojej strony.

Po dwóch tygodniach mój sympatyczny znajomy o imieniu Czesław wyjeżdża do Warszawy. Dwutygodniowa sielankowa znajomość została przerwana. Wyjeżdżając nie zostawił adresu, a ja nawet nie zapamiętałam jego nazwiska. Powiedział, że do mnie napisze.

A gdyby nie napisał? Nie byłoby z tego powodu wielkiego nieszczęścia, bo nie należę do dziewczyn zbyt szybko angażujących się uczuciowo. Pozostałoby mi miłe wspomnienie. Wychodzę z założenia, że nie tylko nic nie tracę na znajomości z interesującym mężczyzną z innego środowiska, z bogatym doświadczeniem życiowym i zawodowym, ale wprost przeciwnie, wzbogacam własną osobowość.

W pamięci tkwi mi ciągle ostatni dancing w „Patrii”. Tańczyliśmy. Piosenkarka śpiewała modne wówczas przeboje: „Arrivederci Roma, Good bye, auf Viedersehen”, „Gałąź różowej wiśni, co kwitła w twym ogrodzie objęła gałąź wiśni kwitnącej w moim sadzie…”. Miał ciepłe delikatne ręce i oczy jak chabry. Śmiałam się. Wiedziałam, że dobrze tańczę, czułam wpatrzony we mnie jego wzrok, wyczuwałam wzrok innych ludzi będących w tym lokalu. Chciałam wtedy, aby czas się dla nas zatrzymał. Byłam szczęśliwa.

Tego typu wspomnienia są niestety, jedynymi tak radosnymi chwilami z okresu przedmałżeńskiego. Jaka szkoda, że było ich tak mało.

* * *

W drugiej połowie lata nie działo się nic nadzwyczajnego. Dopiero później… Obiecany list od mojego tajemniczego znajomego nie nadchodzi, a ja nie martwię się tym zbytnio i nie czekam na korespondencję. Poświęcam się całkowicie pisaniu pracy magisterskiej. Jest piękne lato. Siedzę w ogródku przed domem, plecami do słońca i pracuję. Intuicja mówi mi jednak, że ta znajomość jeszcze się nie skończyła.

Pierwszy list przyszedł dopiero pod koniec września. Od wyjazdu Czesława upłynęło już prawie półtora miesiąca.

– Dlaczego tak długo kazał mi czekać na ten list? Dlaczego nie napisał wcześniej? – zastanawiam się.

Tajemnicę tak długiego milczenia odkryję dopiero wtedy, gdy zostanę już jego żoną. Wśród wielu różnych, porządkowanych przeze mnie dokumentów, znajdę opinię na mój temat, opracowaną przez miejscową komendę milicji.

Mój przypadkowy znajomy zbierał przez ten czas informacje o mnie, o czym ja oczywiście nie wiedziałam. Dlaczego to robił? Był oficerem służb wywiadowczych, a w tych służbach, w okresie gomułkowskim panowały jeszcze takie rygory.

Opinię wystawiono mi bardzo dobrą, mimo, że jak na owe czasy dziewczyna nie mająca politycznie akceptowanego pochodzenia, z rodziny bardzo wierzącej, należąca ponadto do grona przyjaciół księdza Franciszka Macharskiego, późniejszego kardynała, powinna być na indeksie.

W tym pierwszym liście Czesław powiadamia mnie, że przyjeżdża z kolegą. Chciałby go ze mną poznać. Prosi o zarezerwowanie im miejsc w hotelu.

W wyznaczonym dniu spotykam się z nimi na dworcu kolejowym w Bielsku-Białej, aby odprowadzić ich do hotelu „Patria”. Czesław przedstawia mi kolegę Romana. Po krótkiej rozmowie prosi o możliwość poznania moich rodziców.

Uświadomiłam sobie nagle, że jest to nowy etap naszej znajomości. Mój sympatyczny wielbiciel nie traci czasu. Do pomocy w ocenie dziewczyny, którą przecież znał tak krótko, oraz jej rodziców, których jeszcze nie znał, zaprasza kolegę.

Ten pierwszy rekonesans, jak świadczy dalszy rozwój naszej znajomości, dla Czesława wypadł pomyślnie, dla mnie jednakże o mało nie oznaczał końca tej znajomości.

Mój konkurent oraz jego kolega zjawili się na drugi dzień w moim domu, w jakimś troszeczkę dziwnym nastroju. Zaczynają się poufałe odzywki: mamusiu, tatusiu, obcałowywanie mamy po rękach, spoufalanie się. Patrzę i oczom nie wierzę. Z kimże to ja mam do czynienia? Jest to przecież inny człowiek, niż ten którego poznałam. – „Kończ tę znajomość jak najszybciej” – podejmuję w myśli decyzję.

Roman który zorientował się w moich odczuciach, odciąga mnie na bok.

– Dla dodania sobie pewności, wypiliśmy trochę koniaku. Czesław nic nie jadł, wypił na głodny żołądek – mówi.

Gdy usłyszałam, że wypili, zraziłam się do nich jeszcze bardziej. Poczułam się tym wręcz obrażona. Wtedy Roman zaczął mi tłumaczyć, że Czesław nie pije, bo gdyby pił, to nie zaszedłby tak wysoko w wojsku, a to jego zachowanie jest wyjątkowe.

W moim domu nie piło się alkoholu. Ojciec owszem, wyciągał przy wyjątkowych okazjach z kredensu jakąś butelkę, nalewał gościom i sobie symboliczny kieliszek i na tym koniec. Alkohol z powrotem wędrował do kredensu. Aż tu nagle taka sytuacja, taki wstyd. Szybko wyprowadziłam ich na dwór, na dłuższy spacer. Kiedy wróciliśmy, było już inaczej. Mój konkurent zachowywał się inteligentnie i kulturalnie. Na szczęście, rodzice nie zorientowali się w sytuacji. Nawet do głowy im nie przyszło, że zjawiający się po raz pierwszy w domu kawaler może być na rauszu.

Długo byłam pod przykrym wrażeniem tego spotkania. Powoli jednakże jakoś to sobie wytłumaczyłam. W pewnym momencie zaczęłam się śmiać sama do siebie. Ten pewny siebie pułkowniczek, ma jednak słabe strony, jedną już odkryłam. Co jeszcze chowasz w zanadrzu, mój drogi? – myślałam. Zacierało się to co przykre, pozostało to, co radosne.

* * *

Listy przychodzą coraz częściej. W listach Czesław zaczyna przygotowywać mnie do tego, że chciałby się ze mną ożenić i to możliwie szybko. Jednocześnie przekazuje mi wiadomość, która jest dla mnie druzgocąca. Ze względu na uwarunkowania zawodowe – pisze – możemy wziąć tylko ślub cywilny. Ślub kościelny oznaczałby dla mnie utratę pracy i całego dorobku zawodowego.

Od tego momentu, problem takiego ślubu zaczyna spędzać mi sen z oczu. Nie mam odwagi powiedzieć o tym rodzicom. Wiem, jaka jest ich postawa w tym względzie, znam ich zasady. Zdaję sobie sprawę, jakie to będzie dla nich straszne przeżycie.

Straszne jest to także dla mnie. Jestem wierząca i praktykująca. Wymarzyłam sobie wspaniały ślub: biała suknia i welon, „Ave Maria” śpiewane w kościele, mnóstwo gości, muzyka, zabawa do rana. A tu „masz babo placek”. Starający się o moją rękę mężczyzna proponuje mi jakiś tam, pogardzany w moim środowisku, kontrakt cywilny. Jakby to była umowa na sprzedaż konia.

Gryzę się i gryzę. Nie muszę się przecież na nic zgadzać. Mogę jeszcze to wszystko zerwać. Mogę zrezygnować z tej znajomości. Jednakże, kończę studia. Pracę magisterską mam napisaną i złożoną do obrony. Kończę jakiś ważny etap mojego życia i muszę podjąć decyzję, co dalej.

Potencjalnemu mężowi stawiam wysokie wymagania. Oczekuję wykształcenia, godności, intelektu, kultury. Zdaję sobie sprawę ze swoich zalet. Wiem, że – jak mówi moja rodzina – urody mi na szczęście „Pan Bóg nie poskąpił”, a i wielu zdolności również. W średniej szkole miałam przezwisko „Amorek”, które wtedy, strasznie mnie złościło, dzisiaj oczywiście bawi. Do małżeństwa spieszyć się nie muszę, bo zawsze zdążę, ale muszę się na coś zdecydować. Mam jednak wrażenie, że ktoś taki jak Czesław śnił mi się po nocach dużo wcześniej, zanim go spotkałam. Podświadomie czuję, że się już z tej znajomości nie wyplączę.

Działania Czesława nabrały tempa. Jeszcze nie uzyskał ode mnie zgody na małżeństwo, a już zawiadamia, że chce przyjechać i zabrać mnie wraz z moimi rodzicami do swoich, aby się rodziny poznały.

– To oznacza, że on się chce z tobą ożenić. Jesteś na to przygotowana? – pyta mój ojciec.

– Zobaczymy – powiedziałam.

Przyjechał służbowym samochodem z kierowcą – żołnierzem. Pojechaliśmy do jego rodziców. Rodzice i cała rodzina przyjęli nas serdecznie. Jego rodzice to prości, starsi ludzie. Matka drobna i nieduża, ojciec wysoki, kościsty, o rzucających się w oczy ostrych rysach twarzy, wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych i dużym, orlim nosie. Ojciec jest znanym lokalnym działaczem. Już przed wojną należał do różnych organizacji i z tego powodu był przez Niemców wywieziony na roboty. Za kilkanaście lat, gdy umrze, zostanie pochowany w alei zasłużonych na andrychowskim cmentarzu. Ale to będzie później. Czesław ma przyrodniego brata, pochodzącego ze wspólnej matki, który jest w wieku mojej mamy.

– Jego rodzice mogliby być rodzicami moich – pomyślałam.

Rzuca się w oczy fakt, że rodzice są dumni z Czesława.

Opowiadają, że na wszystkich świadectwach szkolnych miał zawsze najwyższe oceny, że z wyróżnieniem skończył Akademię Sztabu Generalnego, a przez cały okres studiów wszystkie egzaminy zdawał również tylko na piątki.

– Myślę, że powinniśmy przygotowywać się do wesela – mówi mój ojciec po powrocie z tej wizyty. – Jak wyglądają wasze plany?

Nie miałam już wyjścia. Musiałam powiedzieć ojcu, jaki to ma być ten ślub i jakie to będzie wesele. Wiadomość ta spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Posmutniał, widziałam jak bardzo ciężko to przeżywa.

– Na takie małżeństwo nie wyrażę zgody – powiedział.

Mój dobry ojciec zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, że wcale żadnej zgody wyrażać nie musi. Zrobię to, co sama zechcę.

Wcale nie jest mi do śmiechu, niestety. Jednakże cechujący mnie optymizm, chęć przygód, chęć odkrywania ciągle czegoś nowego, jakaś awanturnicza „żyłka” powoduje, że pociągnęła mnie ta nowa niewiadoma.

Rodzina zaczyna wybijać mi z głowy to małżeństwo. Tłumaczą, że mam przecież tyle innych możliwości.

– Ale te możliwości nie odpowiadają moim wymaganiom – mówię. Tłumaczę im również, że przecież my się prawie nie znamy, nie wiem jak mi się z nim życie ułoży, więc lepiej, że będzie to ślub cywilny, bo zawsze mogę się rozwieść. Rodzice w końcu, czując, jaką decyzję podejmę, zaczynają się pocieszać, że przynajmniej dobrze, że jest kawalerem, a nie jakimś rozwodnikiem.

Czesław zawiadamia mnie, że drugiego grudnia w Warszawie jest nasz ślub i przyjeżdża po mnie na trzy dni przedtem. Przygotowuję walizkę z podstawową garderobą.

Do Warszawy wyjeżdżam tylko z Czesławem. Nikt z rodziny ze mną nie jedzie. Na dworcu w Bielsku-Białej spotyka mnie pierwsze rozczarowanie. Sądziłam, że mój narzeczony pułkownik wykupił miejsca w wagonie sypialnym. On jednak poskąpił na to pieniędzy. Jedziemy całą noc, drzemiąc, oparci o siebie.

* * *

W momencie, w którym wysiedliśmy na dworcu w Warszawie – chociaż jeszcze nie zdaję sobie z tego sprawy – jak ciężkie wieko skrzyni, zamka się za mną dzieciństwo i ten jakże romantyczny okres dziewczęcości.

Z dworca jedziemy taksówką do przyjaciół Czesława: Romana i Stefy, gdzie mieszkam do dnia ślubu. Wchodzę do tego mieszkania pełna ciekawości, a jednocześnie onieśmielona, skrępowana.

Odbieram pierwsze wrażenia. Romanowie, trochę starsi od Czesława, mają czternastoletnią córkę Jankę. Jest ona w wieku mojego najmłodszego brata. Mieszkają w bloku, w dwupokojowym mieszkaniu z kuchnią. W jednym pokoju śpi Janka, w drugim oni. Mnie na te dwa dni ulokowali w pokoju Janki. Zarówno pokoje jak i kuchnia umeblowane są ciężkimi, przedwojennymi kredensami, szafami. Meble za ciężkie jak na takie mieszkanie – pomyślałam.

Stefa zaczęła mi się intensywnie przypatrywać, a ja robię to samo w stosunku do niej. Zauważam, że ich dom jest dobrze zorganizowany. Wszyscy jedzą obiad w domu.

Stefa od razu – czuję to wyraźnie, chce mi zaimponować, pokazać, jaka jest ważna, ale przy okazji, mam takie odczucie, stara się pomniejszać wartość mojej osoby. Wyciąga z szafy różne sukienki, w które się stroi. W obecności jakiejś ciotki, która zapewne przyszła mnie obejrzeć, zaczęła przymierzać czerwony kapelusz. Okropny – pomyślałam, ale nic nie powiedziałam.

Ciotka „pieje” z zachwytu. Ja też powinnam trochę się nim pozachwycać, robiąc przyjemność Stefie, ale nie miałam jeszcze pojęcia o tej warszawskiej dyplomacji, a nie lubię kłamać.

Rzuca mi się w oczy jeszcze jedna sprawa: jakiś dziwny stosunek Stefy do Czesława i odwrotnie. Stefa daje mi do zrozumienia, że ma wielki wpływ na Czesława. Poza tym Janka odnosi się do Czesława okropnie, a on nic!

– Jak on może sobie pozwolić na takie zachowanie smarkuli? – myślę wzburzona.

– Co ty w nim widzisz?– pyta mnie Janka.

– Siebie w jego oczach – odpowiadam.

* * *

Stało się coś takiego…. Wybraliśmy się z Czesławem obejrzeć nasze mieszkanie. Podjeżdżamy pod nowy blok mieszkalny, wsiadamy do windy, wysiadamy. Czesław z dumą otwiera drzwi mieszkania i nagle stało się coś, czego żadne z nas się nie spodziewało.

Czesław wprowadza mnie do nowego, czystego mieszkania, składającego się z dwóch pokoi z kuchnią, na dodatek umeblowanego w całkowicie nowe meble. Jest pewien, że zacznę skakać z radości. A ja nic. Po prostu nic.

Dlaczego tak zareagowałam? Spotkało mnie bardzo duże rozczarowanie. Byłam przekonana, że pojedziemy do jego kawalerki przy ulicy Nowolipki, o której mi opowiadał. Myślałam, że na początku pożyjemy trochę na luzie: obiady w kasynie, wieczorem kino, teatr, tańce. Sądziłam, że będzie jeszcze trochę tak, jak zgodnie z jego opowiadaniami, on żył dotychczas. My przecież nie mieliśmy narzeczeństwa, powinniśmy się jeszcze poznawać. Poza tym, nie dojrzałam jeszcze psychicznie do „okopywania” się w domu.

Nowego mieszkania nie doceniłam należycie również dlatego, że cała moja rodzina od pokoleń, mieszka we własnych domach jednorodzinnych. Mieszkanie wojskowe w bloku nie było więc dla mnie czymś, co musiałoby mnie przyprawić o zawrót głowy.

Ponadto, zobaczyłam tam solidne na wysoki połysk meble, które od razu mi się nie spodobały, bo nie były w tym czasie najmodniejsze, a urządzenie swojego mieszkania wyobrażałam sobie inaczej. I o zgrozo! dowiedziałam się także, że meble zostały wzięte na raty, do wspólnej spłaty.

Pozbawiono mnie więc przyjemności urządzania własnego mieszkania, odebrano mi prawo decydowania o wspólnych sprawach, na dodatek od pierwszego dnia małżeństwa wtłoczono mnie w długi – myślę. Straszne! I z czego tu się cieszyć? Wiedziałam, że decyzje te za mnie podjęła inna kobieta. Zrobiło mi się smutno.

Z mieszkania wyszliśmy pośpiesznie, już przed ślubem troszeczkę wzajemnie rozczarowani.

* * *

Do Urzędu Stanu Cywilnego poszliśmy piechotą, bo było niedaleko. Poszliśmy w czwórkę, my i nasi świadkowie: Roman i Stefa. Był ponury, grudniowy dzień. Niebo spowiły szare chmury, nie przepuszczające najmniejszego promyczka słońca. Ziemię otulała szarość jesiennego smutku. Na chodnikach roztopiony śnieg utworzył brudną chlapę. Ubrana w szarą garsonkę, z szarością w sercu, szłam na własny ślub. W którymś kościele rozdzwoniły się dzwony. Czy dzwonią one dla mnie? Czy na dobre, czy na złe? – Oczywiście, że na dobre. Nie dam się – pomyślałam.

Usiedliśmy przed urzędnikiem… i nagle zaczęłam się śmiać. Śmiałam się zarówno w trakcie wygłaszania przez niego jakiegoś przemówienia, jak i w czasie składania przyrzeczenia, a także podczas podpisywania tego ślubnego kontraktu. Po prostu śmiałam się i już. A w tym momencie decydowały się losy całego mojego życia.

Po drodze z Urzędu Stanu Cywilnego wstąpiliśmy do zakładu fotograficznego, aby upamiętnić na fotografii to wydarzenie, a stamtąd poszliśmy wszyscy do naszego mieszkania przy ulicy Brackiej 11/13 m. 64. Wieczorem zaś, oczywiście również w czwórkę, wybraliśmy się na dancing.

Zaczynamy tańczyć. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wygląda to tak, że ja bez przerwy tańczę z Romanem, a Czesław ze Stefą i widzę, że taniec z nią sprawia mu przyjemność. Dziwne, czyżbym weszła w jakieś układy? Co jest grane? Muszę to wszystko jakoś wyjaśnić, zrozumieć – pomyślałam.

Znalazłam się sama w nowym, zupełnie obcym mi, wojskowym środowisku. Nawet własnego męża znałam bardzo niewiele, bo nie mieliśmy okazji lepiej się poznać. Zaczęła mi świtać w głowie myśl, że niełatwo będzie żyć z tym trochę dziwnym, dorosłym człowiekiem. Mój wrodzony optymizm, ciekawość życia oraz ciągłe pragnienie przygód wzięły jednakże górę nad problemami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: