Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Żona na chwilę. Część II: Kolejny zakręt - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
15 listopada 2025
35,00
3500 pkt
punktów Virtualo

Żona na chwilę. Część II: Kolejny zakręt - ebook

„Żona na chwilę” to drugi tom poruszającej powieści, która przenosi czytelnika do słonecznej Hiszpanii, gdzie spotykają się marzenia, miłość i rzeczywistość, która nie zawsze bywa taka, jak się ją wyobraża. Główna bohaterka, Bella, to młoda kobieta, pełna energii, pewności siebie i ambicji. Pochodzi z kochającej, niezbyt bogatej rodziny, gdzie wartości takie jak dobroć, szacunek i empatia stanowią fundament codziennego życia. Bella żyje w luksusie u boku męża, Alejandra. Oczekuje drugiego dziecka, lecz wkrótce jej poukładany świat zaczyna się chwiać. Intrygi i kłamstwa oplatają ją coraz ciaśniej, a codzienność macierzyństwa i presja powrotu do dawnej formy stają się wyzwaniem, którego nie da się zlekceważyć. Aby odzyskać kontrolę nad własnym życiem, Bella będzie musiała stawić czoła trudnym wyborom. Czy uda jej się ocalić to, co naprawdę ważne?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397782501
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Z Ale­jan­drem po­zna­li­śmy się w par­ku, kie­dy jeź­dzi­łam na rol­kach. Ura­to­wał mnie, gdy wpa­dłam w krza­ki. Już wte­dy wie­dzia­łam, że jest tym je­dy­nym. Wiem… Mó­wi się, że ta­kie rze­czy dzie­ją się tyl­ko w fil­mach, ale w tym na­praw­dę coś jest!

Nie­ste­ty, po pa­ru la­tach cu­dow­na otocz­ka zni­ka, a kró­le­wicz za­mie­nia się w cza­ro­dzie­ja, któ­ry od­mie­nia twój świat. On nie wra­ca na noc do do­mu, a ty co­raz czę­ściej śpisz sa­mot­nie. Pa­ra­li­żu­je cię bez­sil­ność i strach, a po­tem za­sta­na­wiasz się, co da­lej. Chcesz dać mu na­ucz­kę, po­ka­zać, że je­go za­cho­wa­nie ci się nie po­do­ba. Przez pa­rę ty­go­dni igno­ru­jesz go, a on w efek­cie sta­je się co­raz bar­dziej ob­cy…

Roz­dział 1

Ra­no obu­dził mnie za­pach świe­że­go cia­sta. Szyb­ko wło­ży­łam szla­frok i ze­szłam do kuch­ni.

– Co tak ład­nie pach­nie? Pie­kłaś mo­że droż­dżo­we buł­ki?

– Tak, Bel­la.

– Nie spa­łaś ca­łą noc? – za­py­ta­łam.

– Wczo­raj mia­łam na nie ocho­tę, więc po­sta­no­wi­łam wcze­śniej wstać i upiec je, za­nim wszy­scy wsta­nie­cie.

– To był do­bry po­mysł, Cri­sti – po­chwa­li­łam ją.

Co­dzien­ność do­mow­ni­ków przy śnia­da­niu by­ła ru­ty­ną: teść czy­tał po­ran­ną ga­ze­tę, któ­rą z ra­na przy­wo­ził mu chło­piec na ro­we­rze za nie­wiel­kie wy­na­gro­dze­nie. Cri­sti – mo­ja ko­cha­na te­ścio­wa – chcia­ła błysz­czeć w kuch­ni, więc wy­my­śla wy­kwint­ne śnia­da­nia. Mo­ją ro­lą by­ła roz­mo­wa o wszyst­kim, jak i o ni­czym, że­by każ­de­go za­do­wo­lić.

Jak za­wsze przy po­sił­ku mat­ka mę­ża mia­ła naj­wię­cej do po­wie­dze­nia. Ju­lian tyl­ko przy­ta­ki­wał gło­wą, bo nie miał po­ję­cia, o czym tak na­praw­dę mó­wi­ła.

Pa­trzy­łam na nich i za­sta­na­wia­łam się, czy ja i Ale­jan­dro za pa­rę lat bę­dzie­my ta­cy sa­mi jak oni. A mo­że już je­ste­śmy? Mu­sia­łam zmie­nić my­śle­nie. Nie mo­głam mieć kiep­skie­go sa­mo­po­czu­cia, bo gdy nie mia­łam hu­mo­ru, to za­zwy­czaj by­łam nie do znie­sie­nia. W ta­kich chwi­lach naj­le­piej by­ło, gdy nikt się do mnie nie zbli­żał, bo mo­gła­bym „gryźć”, a bę­dąc w obec­nym sta­nie, nie mo­głam się de­ner­wo­wać.

– Wszyst­ko do­brze? – za­py­ta­ła mnie te­ścio­wa.

– Tak.

– Je­steś tak jak­by nie­obec­na – za­uwa­ży­ła.

Za­my­śli­łam się, a po chwi­li za­czę­łam czuć się nie­kom­for­to­wo.

– Chy­ba już czas… – po­wie­dzia­łam wy­stra­szo­na.

Spoj­rze­li na mnie zszo­ko­wa­ni. Cri­sti po­de­szła do mnie, że­by po­móc mi wstać.

– Gdzie ten cho­ler­ny te­le­fon? Nie mo­gę go zna­leźć! – krzyk­nął Ju­lian.

– Nie dzwoń po ka­ret­kę, szo­fer nas za­wie­zie! Tak bę­dzie szyb­ciej! – krzy­cza­ła je­go żo­na.

– Gdzie jest mo­ja tor­ba, któ­rą spa­ko­wa­łam ostat­nio do szpi­ta­la?! Tu­taj le­ża­ła! Bez niej ni­g­dzie się nie ru­szam! – za­czę­łam pa­ni­ko­wać.

– Mu­sia­łaś ją prze­ło­żyć, a te­raz w ner­wach nie pa­mię­tasz gdzie.

– Cri­sti, do­brze pa­mię­tam, gdzie ją ostat­nio po­ło­ży­łam. Sta­ła tu­taj! Wi­docz­nie ktoś ją prze­ło­żył – de­ner­wo­wa­łam się.

– Mo­że Ale­jan­dro ją gdzieś wsa­dził? – po­wie­dzia­ła do sie­bie.

– Za­mknij­cie się, ko­bie­ty! Prze­stań­cie krzy­czeć! Idzie z wa­mi osza­leć – stwier­dził teść, cho­ciaż sam chwi­lę te­mu mó­wił pod­nie­sio­nym to­nem.

– Idź szu­kaj tor­by, a ty, Bel­la, stój tu i się nie ru­szaj. Idę po szo­fe­ra.

Sta­łam i my­śla­łam, że za­raz uro­dzę, jed­nak po chwi­li przy­szli męż­czyź­ni i po­mo­gli mi wsiąść do au­ta. Osta­tecz­nie tor­ba się od­na­la­zła. Nie py­ta­łam, gdzie by­ła. W tej chwi­li to nie by­ło istot­ne. Cri­sti sie­dzia­ła przy mnie, trzy­ma­jąc mnie za rę­kę, i ka­za­ła mi głę­bo­ko od­dy­chać. Za­mknę­łam oczy i po­słu­cha­łam jej rad. Pra­gnę­łam jak naj­szyb­ciej do­je­chać do po­bli­skie­go szpi­ta­la.

– Dzwo­ni­łaś do Ale­jan­dra? – za­py­tał teść.

– Nie mia­łam kie­dy za­dzwo­nić, po­nie­waż za­ję­łam się szu­ka­niem tor­by.

– To co z cie­bie za mat­ka?! Dzwoń do nie­go i po­wiedz, że je­dzie­my do szpi­ta­la – roz­ka­zał.

– Nie de­ner­wuj mnie! Za­miast la­tać jak po­krę­co­ny z pa­pie­ro­sem w gę­bie, mo­głeś za­dzwo­nić do sy­na!

– Za­mknij­cie się w koń­cu! Przez was szo­fer nie mo­że się skon­cen­tro­wać, ja za­raz osza­le­ję, a wy pój­dzie­cie na pie­cho­tę do te­go prze­klę­te­go szpi­ta­la!

Cri­sti nie mia­ła pra­wa jaz­dy, ale wca­le nie mu­sia­ła go mieć. Ca­łe ży­cie by­ła wo­żo­na przez swo­ich kie­row­ców. Dro­ga do szpi­ta­la by­ła naj­dłuż­szą prze­jażdż­ką w mo­im ży­ciu. Za­czę­łam się mar­twić, że uro­dzę w sa­mo­cho­dzie. W po­ran­nych go­dzi­nach za­wsze by­ły naj­więk­sze kor­ki, co opóź­nia­ło przy­jazd na po­ro­dów­kę. Te­ścio­wa ca­ły czas trzy­ma­ła mnie za rę­kę i py­ta­ła, czy wszyst­ko jest w po­rząd­ku, czy wy­trzy­mam. Cie­szy­łam się ogrom­nie, że w koń­cu prze­sta­li się kłó­cić. Na­gle za­czę­ła mnie prze­pra­szać za ich za­cho­wa­nie, uspra­wie­dli­wia­jąc się tym, że to wszyst­ko wy­ni­kło z pa­ni­ki.

– Nic nie szko­dzi – po­wie­dzia­łam. – Ja też prze­pra­szam, źle się za­cho­wa­łam. W pa­ni­ce de­ner­wu­je­my się i nie pa­nu­je­my nad emo­cja­mi. – Od­dy­cha­łam głę­bo­ko, by cho­ciaż tro­chę zmi­ni­ma­li­zo­wać ból zwią­za­ny ze skur­cza­mi.

– Bel­la… Źle zro­bi­łam, mo­głam po­zwo­lić Ju­lia­no­wi, że­by za­dzwo­nił po ka­ret­kę, bo już by­śmy by­li w szpi­ta­lu – przy­zna­ła smut­nym gło­sem, jak­by czu­ła się win­na.

– Wszyst­ko jest do­brze, wy­trzy­mam – od­po­wie­dzia­łam z tru­dem, że­by ich nie mar­twić. Za­ci­ska­łam zę­by z bó­lu. Nie chcia­łam po­ka­zać, że pa­nicz­nie się bo­ję.

– Już do­jeż­dża­my – oznaj­mił szo­fer.

***

W po­łu­dnie uro­dzi­łam zdro­wą, ślicz­ną có­recz­kę.

Ale­jan­dro wpadł do szpi­ta­la jak bu­rza, trzy­ma­jąc w jed­nej rę­ce plu­szo­we­go mi­sia, a w dru­giej kwia­ty.

– Sam je­steś? – za­py­ta­łam, na­da­jąc gło­so­wi neu­tral­ny ton.

– Sam – od­po­wie­dział. Usiadł przy mnie i za­czę­li­śmy roz­ma­wiać.

Nie mo­gli­śmy się do­cze­kać, kie­dy przy­wio­zą nam ma­leń­stwo. Po pew­nej chwi­li usły­sza­łam, jak z ko­ry­ta­rza nie­sie się spe­cy­ficz­ny dźwięk ja­dą­ce­go wóz­ka z no­wo­rod­kiem.

Ale­jan­dro nie mógł się na­pa­trzyć na swoją có­recz­kę.

***

Chcia­łam już zo­stać sa­ma, po­ło­żyć się i od­po­cząć. Na­gle do sa­li we­szła pie­lę­gniar­ka i po­in­for­mo­wa­ła, że czas wi­zyt się skoń­czył, bo mu­si­my od­po­cząć. Ale­jan­dro za­czął mi mó­wić, jak moc­no mnie ko­cha, i prze­pra­szać za ostat­nie mie­sią­ce. Wie­dział, że źle się za­cho­wy­wał. Wy­ba­czy­łam mu już i nie chcia­łam wra­cać do tam­tych dni.

– To ja się zbie­ram – po­wie­dział mąż na od­chod­ne.

W do­mu cze­kał na mnie sy­nek. Bar­dzo za nim tę­sk­ni­łam. Miał już skoń­czo­ne czte­ry lat­ka, ale był bar­dzo mą­drym dziec­kiem, a przede wszyst­kim grzecz­nym. Dla mnie, ja­ko ma­my, był naj­pięk­niej­szym chłop­cem, a je­go błę­kit­ne oczy świeciły jak gwiaz­dy na gra­na­to­wym nie­bie.

Po kil­ku mi­nu­tach na sa­lę we­szła pie­lę­gniar­ka i za­bra­ła mi mo­je ma­leń­stwo. Po­wie­dzia­ła, że zaj­mie się ma­lusz­kiem. Zo­sta­łam sa­ma. Długo nie mo­głam za­snąć. Mo­je my­śli zmie­nia­ły się jak kart­ki w ka­len­da­rzu. Wszyst­ko pla­no­wa­łam, w tym nie­da­le­ką przy­szłość. To, czym bę­dę się zaj­mo­wała i to, jak bę­dą wy­glą­da­ły te­raz mo­je dni – wszyst­ko spra­wi­ło, że po­gu­bi­łam się we wła­snych my­ślach. Rze­czy­wi­stość nie by­ła ide­al­na i mia­łam te­go świa­do­mość.

***

Na­stęp­ne­go ran­ka otwo­rzy­łam oczy, a mój part­ner sie­dział już przy mo­im łóż­ku.

– Cześć, ko­cha­nie – po­wie­dział i po­ca­ło­wał mnie czu­le.

– Co ty tu ro­bisz tak wcze­śnie? – za­py­ta­łam. – My­śla­łam, że przyj­dziesz po po­łu­dniu. Chcia­łam mieć tro­chę cza­su dla sie­bie i dla ma­łej.

– Nie mo­głem spać, a w gło­wie mia­łem ba­ła­gan. Wszyst­ko mi się już mie­sza­ło…

– To two­ja wi­na, ży­jesz w wiecz­nym stre­sie. Tyl­ko pra­ca i fir­ma się dla cie­bie li­czą. Za­po­mnia­łeś o ro­dzi­nie, nie masz dla nas cza­su, wiecz­nie cię nie ma w do­mu, a w na­szym ży­ciu prak­tycz­nie nie ist­nie­jesz. Na­sze mał­żeń­stwo przez cie­bie pra­wie się roz­pa­dło. Ale nie roz­ma­wiaj­my o tym, ciesz­my się na­szym ma­łym cu­dem.

– Wiem… Po­sta­no­wi­łem wszyst­ko zmie­nić i po­dzie­lić tak, że­by mieć czas dla was, bo je­ste­ście dla mnie naj­waż­niej­si – od­rzekł ze skru­chą.

– Do­brze, zo­ba­czy­my, jak to bę­dzie. Nie pierw­szy raz coś obie­cu­jesz, a póź­niej nie do­trzy­mu­jesz sło­wa.

– Wiem, ko­cha­nie, ale po­sta­ram się zmie­nić – za­pew­niał mnie.

– Dam ci szansę, ale nie ze­psuj te­go – stwier­dzi­łam chłod­no. – Nie chce mi się roz­ma­wiać na ten te­mat. Będę tu, więc masz czas na za­sta­no­wie­nie się nad so­bą i nad tym, co chcesz ro­bić w swo­im ży­ciu i co tak na­praw­dę jest dla cie­bie waż­ne.

Do po­miesz­cze­nia we­szła pie­lę­gniar­ka. Do­brze, że prze­rwa­ła tę bez­sen­sowną roz­mo­wę.

– Wy­trzy­ma­my, a po­tem wszyst­ko bę­dzie do­brze. – Zła­pał mnie de­li­kat­nie za rękę i za­czął ści­skać moc­niej, jak­by się bał, że uciek­nę. – Te­raz je­steś naj­waż­niej­sza, mu­sisz du­żo od­po­czy­wać i ni­czym się nie stre­so­wać.

– Wiem o tym. Po­bę­dę sa­ma ze swo­imi my­śla­mi i od­pocz­nę oraz za­opie­ku­ję się na­szą có­recz­ką. Czy w do­mu wszyst­ko w po­rząd­ku? – za­py­ta­łam, po­nie­waż mar­twi­łam się o ro­dzi­ców Ale­jan­dra.

– Tak, ro­dzi­ce ma­ją w pla­nie cię od­wie­dzić – zdra­dził. Kiw­nę­łam gło­wą na je­go sło­wa. – Opo­wie­dzie­li mi, jaką mie­li­ście po­dróż do szpi­ta­la.

– Dzi­wię się, że nas szo­fer nie wy­rzu­cił w po­ło­wie dro­gi. Po­pier­dzie­lo­na ro­dzi­na, aż wstyd so­bie przy­po­mi­nać, jak my się za­cho­wy­wa­li­śmy.

– Bel­la, on ty­le lat dla nas pra­cu­je, że już się przy­zwy­cza­ił. Dla nie­go kłót­nie to co­dzien­ność, a jak­by mu to prze­szka­dza­ło, to już daw­no zło­żył­by re­zy­gna­cję.

– Czy Sa­ra też mnie od­wie­dzi?

– Tak, już nie mo­że się do­cze­kać.

– A ja my­śla­łam, że za­po­mnia­ła o mnie al­bo nie ma ocho­ty przyjść.

– Nie mo­żesz tak my­śleć o mo­jej sio­strze. Wiesz, że cię bar­dzo lu­bi. Dzwo­ni­ła, że­by się spy­tać, w któ­rej sa­li je­steś, więc na pew­no się zja­wi.

Cza­sa­mi spo­glą­da­łam na mo­je­go mę­ża i za­sta­na­wia­łam się, jak bar­dzo się zmie­ni­li­śmy przez te ostat­nie la­ta, a przy tym wszyst­kim jak moc­no się po­gu­bi­li­śmy. Kie­dyś czę­sto za­pew­niał, że mnie ko­cha, a te­raz mó­wi, że to mo­ja wi­na, że się zmie­ni­ło, po­nie­waż nie na­le­ga­łam na te sło­wa.

– Prze­pra­szam, po­wtórz, co po­wie­dzia­łeś, bo się za­my­śli­łam i cię nie słu­cha­łam.

– To tak mnie słu­chasz… – za­czął żar­to­wać.

– Słu­cham, tyl­ko na chwi­lę się wy­łą­czy­łam – za­pew­ni­łam go.

– Mó­wi­łem, że mam dzi­siaj wol­ne.

– To su­per – ode­zwa­łam się od nie­chce­nia.

– Chcę po­święcić czas Ra­fa­elo­wi, bo ty je­steś te­raz w szpi­ta­lu, a nie chcę, że­by ca­ły czas był z mo­imi ro­dzi­ca­mi.

– Je­steś ko­cha­ny. On te­raz cie­bie po­trze­bu­je, kie­dy ja je­stem w szpi­ta­lu. Dziad­ko­wie nie są w sta­nie za­stą­pić mu oboj­ga ro­dzi­ców. Mu­si też od­na­leźć się w no­wej sy­tu­acji. Nie jest już je­dy­nym na­szym dziec­kiem.

– No wła­śnie dla­te­go zde­cy­do­wa­łem się wziąć kil­ka dni wol­ne­go. W fir­mie za­stą­pi mnie Ste­fa­no, któ­ry wszyst­kim się zaj­mie. Cie­szę się, że bę­dę miał czas tyl­ko dla ro­dzi­ny.

Ste­fa­no był prawą ręką Ale­jan­dra. Kie­dy nie ma mę­ża w pra­cy, męż­czy­zna zaj­mu­je je­go miej­sce. To za­ufa­ny współ­pra­cow­nik, na któ­re­go za­wsze moż­na li­czyć.

– Do­pó­ki nie wró­cisz z urlo­pu, na pew­no god­nie cię za­stą­pi.

– Nie wiem, czy ogó­le wró­cę – wy­znał.

– Jak to? – nie­mal krzyk­nę­łam.

– Chcę się za­jąć wy­cho­wy­wa­niem dzie­ci. Nie chcę, że­by opie­ko­wa­ły się ni­mi niań­ki. Wo­lę unik­nąć sy­tu­acji, kie­dy mo­je dzie­ci w przy­szło­ści bę­dą się za­sta­na­wiać, kim dla nich je­stem.

– Prze­cież ja z ni­mi bę­dę… – po­wie­dzia­łam drżą­cym gło­sem. – Ra­fa­el tę­sk­ni za mną, ma do­pie­ro czte­ry lat­ka.

– Po­trze­bu­je ma­my na co dzień, a nie bab­ci. Ko­cha­nie, wie­le ko­biet chcia­ło­by mieć ta­kie ży­cie jak ty. Chcia­ło­by mieć niań­ki na za­wo­ła­nie, a do te­go nie mu­sieć pra­co­wać. A ty się upar­łaś i pra­co­wa­łaś na wła­sne ży­cze­nie.

Przez chwi­lę za­sta­na­wia­łam się, o czym on do mnie mó­wi. Prze­cież to ja zaj­mo­wa­łam się syn­kiem, a on cią­gle pra­co­wał. To nie ja sta­wia­łam do­bro ro­dzi­ny nad pra­cę. Coś mu się chy­ba za bar­dzo po­mie­sza­ło w gło­wie – po­my­śla­łam.

– Naj­le­piej bę­dzie, jak po­my­śli­my te­raz nad imie­niem dla na­szej có­recz­ki – zmie­ni­łam te­mat, bo sa­ma do koń­ca nie wie­dzia­łam, o co mu cho­dzi.

– Do­brze, Bel­lo, ro­zu­miem cię, ale nie chcę, że­byś po­chop­nie po­dej­mo­wa­ła de­cy­zję.

– Niech ktoś zaj­mie mo­je miej­sce, pó­ki nie wró­cę do pra­cy. Te­raz chcę za­jąć się no­wo­na­ro­dzo­nym dziec­kiem i Ra­fa­elem. Póź­niej zo­ba­czę, jak się wszyst­ko uło­ży. Prze­cież nie pro­szę was o tak du­żo – po­wie­dzia­łam obu­rzo­na. Na­krę­ci­łam się i kon­ty­nu­owa­łam swo­ją wy­po­wiedź. – Czy mam wyjść dzi­siaj ze szpi­ta­la, a ju­tro za­jąć się firmą, bo tak chcą twoi ro­dzi­ce i ty?!

– Nie bądź zło­śli­wa. Słu­chaj, ko­cha­nie, nie prze­szka­dza mi to, że nie chcesz te­raz wró­cić. To nor­mal­ne, je­steś mamą i mu­sisz za­jąć się po­cie­cha­mi. Zło­ści mnie je­dy­nie, że mó­wisz, że ni­g­dy nie wró­cisz – od­rzekł na­dą­sa­ny. – Już do­brze, prze­pra­szam.

Za­mru­ga­łam. Prze­cież to on przed chwi­lą po­wie­dział, że chce za­jąć się dzieć­mi i nie wra­cać do pra­cy. Czy on cza­sem nie roz­ma­wia sam ze so­bą? O co w tym wszyst­kim cho­dzi? Już sa­ma się w tym po­gu­bi­łam…

– Czy mo­że­my w koń­cu za­sta­no­wić się nad imie­niem? – wark­nę­łam.

– Oczy­wi­ście. Przy­nio­słem coś waż­ne­go, a mia­no­wi­cie ka­len­darz!

– Świet­nie!

Sie­dzie­li­śmy i prze­wra­ca­li­śmy kart­ki. Szu­ka­li­śmy od­po­wied­nie­go imie­nia dla na­szej có­reń­ki. Nie­ste­ty, żad­ne jak do­tąd się nam nie spodo­ba­ło, a stron do prze­wer­to­wa­nia zo­sta­ło co­raz mniej. Więk­szość z nich by­ło już nie­mod­nych al­bo zbyt po­spo­li­tych. Je­śli coś już mi się spodo­ba­ło, to Ale­jan­dro się nie zga­dzał i od­wrot­nie. By­li­śmy zre­zy­gno­wa­ni. Po­sta­no­wi­łam dać so­bie spo­kój. Kom­plet­nie nic nie przy­cho­dzi­ło mi do gło­wy. Po­pro­si­łam mę­ża o po­da­nie bu­tel­ki wo­dy, bo z te­go wszyst­kie­go za­schło mi w gar­dle. Wy­pi­łam pa­rę ły­ków, a na­stęp­nie odło­ży­łam ją na sto­lik i po­pa­trzy­łam na ety­kie­tę. Olśni­ło mnie!

– Mam imię dla na­szej cór­ki! – krzyk­nę­łam.

Ale­jan­dro po­pa­trzył na mnie zdzi­wio­ny.

– Ja­kie?

– Jest pięk­ne i nie­spo­ty­ka­ne. Na­sza księż­nicz­ka bę­dzie mia­ła na imię Li­via.

– Masz ra­cję, jest pięk­ne – przy­znał.

Na sa­lę wkro­czy­ła pie­lę­gniar­ka.

– Przy­wio­złam dziec­ko na ja­kiś czas, niech się przy­zwy­cza­ja do ro­dzi­ców. – Wsta­łam z tru­dem z łóżka, wzię­łam dziew­czyn­kę i przy­tu­li­łam do sie­bie.

– Mo­ja ko­cha­na Li­vu­sia – wy­szep­ta­łam.

Ma­leń­stwo pa­trzy­ło na mnie błysz­czą­cy­mi brą­zo­wy­mi oczka­mi. Gdy stro­iła mi­ny, z któ­rych wy­cho­dził uśmiech, w po­licz­kach po­ja­wia­ły się do­łecz­ki, co u ta­kie­go ma­łe­go bo­ba­sa by­ło słod­kie. Ale­jan­dro wciąż ro­bił nam zdję­cia.

– Nie rób ty­le zdjęć, bo wy­glą­dam jak stra­szy­dło. – Skrzy­wi­łam się. Nie wie­dzia­łam, jak wy­glą­da­łam.

– Obie je­ste­ście pięk­ne, mo­je pa­nie. – Wziął ode mnie Li­vię i nie mógł ode­rwać od niej wzro­ku. – Ko­cha­nie… słu­chaj. Za­nim wró­ci­cie do do­mu, muszę zro­bić po­kój dla na­sze­go ma­leń­stwa. Ja­ki chcesz ko­lor ścian? – za­py­tał.

– My­śla­łam o ja­sno­fio­le­to­wym, a do te­go bia­łe me­ble i ró­żo­we do­dat­ki. Co o tym są­dzisz?

– Ja się na tym nie znam, je­steś ko­bie­tą, a wy lu­bi­cie zaj­mo­wać się ta­ki­mi spra­wa­mi. Pro­po­nuję, że­byś się za­jęła urzą­dza­niem po­koju.

– Jed­nak zmie­ni­łam pla­ny – oznaj­mi­łam. – To nie jest do­bry po­mysł. Zresz­tą, kie­dy mia­ła­bym to zro­bić? Jak już bę­dzie­my w do­mu? A kto ogar­nie ma­łą i Ra­fa­ela? Nie wy­ma­gaj ode mnie zbyt wie­le. Gdy wró­ci­my, ma­ła po­win­na mieć już kąt, a ja nie bę­dę mia­ła si­ły na re­mont.

– Do­brze, więc ja to zro­bię. Mo­że fak­tycz­nie to był zły po­mysł, że­byś się wszyst­kim za­ję­ła. – Wes­tchnął. – Ni­czym się nie martw. Gdy wró­ci­cie do do­mu, wszyst­ko bę­dzie go­to­we. Bę­dę się zbie­rał, bo mam du­żo spraw na gło­wie i mu­szę za­jąć się aran­ża­cją po­ko­iku.

– Masz ra­cję, idź. Ja też chcę od­po­cząć i po­być tro­chę z ma­leń­stwem – po­wie­dzia­łam ci­cho i przy­tu­li­łam dziec­ko do pier­si.

– A, jesz­cze coś! Za­po­mnia­łem ci po­wie­dzieć, że wie­czo­rem bę­dziesz mia­ła go­ści.

– Ja­kich go­ści?

– Alicję i Paulę.

– Su­per! Dzię­ku­ję za in­for­ma­cję.

Ale­jan­dro wy­szedł, a ja z małą u boku usnę­łam ze zmę­cze­nia.

***

Na­gle ktoś mnie obu­dził. Otwo­rzy­łam oczy i zo­ba­czy­łam, że na­de mną sto­ją mo­je ko­cha­ne przy­ja­ciół­ki. Jed­nak w po­bli­żu nie by­ło mo­jej cór­ki, za­pew­ne pie­lę­gniar­ka znów ją za­bra­ła.

– Cie­szę się, że mnie od­wie­dzi­ły­ście. Nie wie­cie na­wet, jak bar­dzo się za wa­mi stę­sk­ni­łam.

– My za to­bą też! Jak­by­śmy cię mie­siąc nie wi­dzia­ły, a prze­cież spo­tka­ły­śmy się w tam­tym ty­go­dniu. Po­patrz, co przy­nio­sły­śmy dla ma­łej księż­nicz­ki.

W rę­kach trzy­ma­ły du­że plu­szo­we ma­skot­ki i ubran­ka dla dziew­czyn­ki.

– Ja­kie pięk­ne – za­chwy­ci­łam się. – Dzię­kuję wam! Jak bę­dę wra­cać do do­mu, to bę­dę mu­sia­ła wy­na­jąć ti­ra, by za­brał wszyst­kie po­da­run­ki dla Li­vii. Sa­ma się z tym na pew­no nie za­bio­rę.

– Nie bę­dziesz mu­sia­ła jej przez ja­kiś czas cze­go­kol­wiek ku­po­wać – stwier­dzi­ła Ali­cja. – Na pew­no do­sta­nie jesz­cze wię­cej.

– Po­wie­dzia­łaś: „dla Li­vii”, czy się prze­sły­sza­ły­śmy?

– Tak, w końcu wy­bra­li­śmy imię, a ra­czej ja wy­bra­łam.

– Śliczne!

– Mnie też się po­do­ba – po­twier­dzi­łam. – Aku­rat w tym przy­pad­ku by­li­śmy z Ale­jan­drem zgod­ni. Je­stem bar­dzo szczę­śli­wa. Nie spo­dzie­wa­łam się, że bę­dę mia­ła có­recz­kę, a tu ta­ka wiel­ka nie­spo­dzian­ka.

Dziew­czy­ny nie mo­gły się do­cze­kać, kie­dy przy­wio­zą no­wo­rod­ka, że­by mo­gły ją zo­ba­czyć. By­ły bar­dzo pod­eks­cy­to­wa­ne, naj­chęt­niej wy­ści­ska­ły­by i wy­ca­ło­wa­ły­by ma­łą, gdy­by mo­gły.

– A co tam u was?

– Ja już do­sta­łam roz­wód, oczy­wi­ście z wi­ny by­łe­go mę­ża – wy­zna­ła Pau­la.

– Do­brze, że wy­gra­łaś spra­wę – stwier­dzi­łam i po­sła­łam jej szcze­ry uśmiech. – Je­steś w koń­cu wol­ną ko­bie­tą.

– Po­sta­no­wi­łam w swo­im ży­ciu wszyst­ko zmie­nić. Będę dą­żyć do tego, by być szczę­śliwą, i ko­rzy­stać z każ­dej moż­li­wej chwi­li. Bę­dę cie­szyć się z ma­łych ge­stów i wy­ci­skać ży­cie na mak­sa. W koń­cu ma­my je jed­no – od­rze­kła.

– Wła­śnie! W końcu je­steś wolna i już ża­den fa­cet cię nie skrzyw­dzi, bo so­bie na to nie po­zwo­lisz.

– Ja też zło­ży­łam po­zew o roz­wód i wiem, że nic lep­sze­go nie mo­głam zro­bić dla sie­bie i dla dzie­ci – wy­zna­ła szcze­rze Ali­cja.

– Je­stem dum­na z was obu. – W mo­ich oczach po­ja­wi­ły się łzy wzru­sze­nia. – Pod­ję­ły­ście słusz­ne de­cy­zje, któ­rych ni­g­dy nie bę­dzie­cie ża­ło­wać, je­stem te­go pew­na. Ty, Pau­la, je­steś po roz­wo­dzie, a ty, Ali­cjo, zło­ży­łaś po­zew. Cze­ka na was ca­łe ży­cie. Po­wiedz mi, Pau­lo, co pla­nu­jesz? Mó­wi­łaś, że masz kon­takt z To­bey­em, opo­wia­daj, bo je­ste­śmy z Ali­cją cie­ka­we.

– Ali już zdą­ży­łam co nie­co opo­wie­dzieć po dro­dze. Prze­cież przed nią nic nie da się ukryć. – Za­chi­cho­ta­ła.

– Je­ste­śmy cie­ka­we, ja­kie masz pla­ny, bo się o cie­bie mar­twi­my – wy­zna­łam szcze­rze.

– Ca­ły czas ma­my ze so­bą kon­takt i bar­dzo się z te­go cie­szę. Nie wiem, jak mia­ła­bym so­bie ze wszyst­kim po­ra­dzić sa­ma. Opo­wie­dzia­łam mu o swo­im ży­ciu, jak by­łam w Lon­dy­nie, że je­stem nie­szczę­śli­wą ko­bie­tą i że mam mę­ża al­ko­ho­li­ka. Męża, któ­ry bi­je mnie i mo­je dzie­ci. To wła­śnie wte­dy po­wie­dział, że mu na mnie za­le­ży. Wy­znał mi, że… – za­mil­kła na mo­ment. – Że bę­dzie na mnie cze­kał ty­le, ile to ko­niecz­ne. – Za­ru­mie­ni­ła się. – Ostat­nio mu na­pi­sa­łam, że jest już po wszyst­kim, na co się ucie­szył i za­pro­sił mnie do sie­bie. Za mie­siąc le­cę do nie­go do Lon­dy­nu! – pi­snę­ła pod­eks­cy­to­wa­na.

– O, jak cu­dow­nie!

W pew­nym mo­men­cie przy­szła pie­lę­gniar­ka z mo­ją cór­ką. Wkrót­ce Li­via za­czę­ła pła­kać, więc wzię­łam ją na rę­ce i przy­tu­li­łam do sie­bie. Uda­ło mi się ją uspo­ko­ić i po­ło­ży­łam ją znów do wó­zecz­ka, gdzie da­lej spa­ła.

– Na­pi­ła­bym się ka­wy – ode­zwa­łam się.

– My też – przy­zna­ły przy­ja­ciół­ki.

– To ja idę po na­po­je, a wy siedź­cie. Za­raz wra­cam – po­wie­dzia­ła Ali­cja.

– Je­stem na­praw­dę dum­na, że zde­cy­do­wa­łaś się na lep­sze ży­cie. Na po­cząt­ku bę­dzie ci cięż­ko, ale na pew­no dasz so­bie ze wszyst­kim radę. Pa­mię­taj, że za­wsze mo­żesz li­czyć na mnie i na swo­ich ro­dzi­ców. Wszy­scy cię bar­dzo ko­cha­my.

– Wiem, ko­cha­na. Dzię­ku­ję za po­moc i wspar­cie oraz za do­bre sło­wa. Bez was, mo­ich naj­lep­szych przy­ja­ció­łek, nie wiem, czy bym so­bie po­ra­dzi­ła. Na­wet nie wiem, czy od­wa­ży­ła­bym się pod­jąć tę de­cy­zję – ode­zwa­ła się ci­cho.

– Trze­ba w sie­bie uwie­rzyć. Je­steś pięk­ną, wspa­nia­łą ko­bie­tą, a przede wszyst­kim cu­dow­ną matką, i te­go się trzy­maj, ko­cha­na. – Pau­la mnie przy­tu­li­ła.

– Je­stem już. – W pro­gu sta­nę­ła Ala.

Opo­wia­da­ły, co się dzie­je w fir­mie. Zdra­dzi­łam im tro­chę in­for­ma­cji o zmia­nach, ja­kie na­stą­pią, że­by wie­dzia­ły, że nie mu­szą się o nic mar­twić. W drzwiach po­ja­wił się mąż ze swo­imi ro­dzi­ca­mi.

– My już wła­śnie wy­cho­dzi­my – po­wie­dzia­ły dziew­czy­ny.

– Nie trze­ba, ja­koś się po­mie­ści­my – ode­zwa­ła te­ścio­wa.

– Niech się pa­ni na­cie­szy wnuczką. My na­praw­dę mu­si­my już iść.

Obie po­że­gna­ły się i wy­szły z sa­li. Mo­ja te­ścio­wa wzię­ła Li­vię na rę­ce i za­czę­ła pła­kać z ra­do­ści.

– Ja­ka ona ślicz­na – po­wta­rza­ła. – Ślicz­ne imię jej da­li­ście, ta­kie nie­spo­ty­ka­ne. – Kiw­nę­ła gło­wą z uzna­niem.

– My­śle­li­śmy nad nim tro­chę cza­su – po­wie­dział Ale­jan­dro.

– Ra­czej ja je wy­my­śli­łam – po­pra­wi­łam go. – Jest ślicz­ne i ory­gi­nal­ne. Wszyst­kim się po­do­ba.

– Na­stęp­na wnucz­ka w ro­dzi­nie, tak nam się gro­ma­da po­więk­sza! – po­wie­dzia­ła Cri­sti. – Sa­ra też ma dwo­je dzie­ci: chłop­ca i dziew­czynkę.

W koń­cu roz­mo­wa ze­szła na te­mat po­ko­ju dla ma­łej. By­li prze­ko­na­ni, że bę­dzie ślicz­ny i wszyst­kim się spodo­ba. Za­pew­nia­li, że o nic nie mu­szę się mar­twić, bo wszyst­ko ma być go­to­we na nasz po­wrót.

– Wszyst­kim zaj­mu­je się nasz syn, więc na pew­no bę­dzie do­brze i pięk­nie. – Cri­sti chwa­li­ła Ale­jan­dra.

Sie­dzia­łam i przy­słu­chi­wa­łam się. W pew­nym mo­men­cie zro­bił się ta­ki gwar, że nie wie­dzia­łam, ko­go mam w koń­cu słu­chać. Mi­mo wszyst­ko czu­łam się do­brze: we wła­ści­wym miej­scu i z od­po­wied­ni­mi ludź­mi.

– Kie­dy po­ja­wi się two­ja ro­dzi­na? – za­py­ta­ła te­ścio­wa.

– Mie­li przy­je­chać dzi­siaj, ale bę­dą ju­tro.

– Ten szpi­tal jest wspa­nia­ły, wszy­scy bar­dzo mi­li, a opie­ka cu­dow­na. – Ko­bie­ta szyb­ko zmie­ni­ła te­mat.

– Wie­my, ma­mo, że ta­ki jest. W koń­cu jest to pry­wat­na pla­ców­ka – skwi­to­wa­łam.

Ca­ły po­kój był prze­peł­nio­ny kwia­ta­mi, a na pod­ło­dze le­żały za­bawki. Nie mia­łam już miej­sca na ko­lej­ne pre­zen­ty i upo­min­ki.

– Ko­cha­nie, wczo­raj wie­czo­rem sie­dzie­li­śmy z ro­dzi­ca­mi w sa­lo­nie i pi­li­śmy drin­ki, za­czę­li­śmy też roz­ma­wiać na te­mat fir­my.

Mąż mnie za­sko­czył. Opo­wie­dzie­li mi o pla­nach i zmia­nach, ja­kie na­stą­pią, a mię­dzy in­ny­mi to, że wra­ca Sa­ra.

– Na po­cząt­ku by­łem zdez­o­rien­to­wa­ny i… zły. Nikt nie za­py­tał mnie o zda­nie – od­po­wie­dział nie­co za­my­ślo­ny Ale­jan­dro. – Za­de­cy­do­wa­li bez po­in­for­mo­wa­nia mnie – od­rzekł nie­co na­dą­sa­ny.

– Do­my­ślam się, że źle się z tym czu­jesz, ale ro­dzice nie chcieli ci nic mó­wić. Sa­mi chcie­li zde­cy­do­wać. Chcą unik­nąć sy­tu­acji, by ro­dzin­ną fir­mą za­rzą­dzał ktoś ob­cy. W koń­cu ma­ją do te­go pra­wo, są głów­ny­mi udzia­łow­ca­mi. – Chcia­łam nie­co uspra­wie­dli­wić te­ściów. Zer­k­nę­łam na nich, ale za­cho­wy­wa­li się nor­mal­nie, nie czu­li się za­wsty­dze­ni ani nie­kom­for­to­wo, gdy roz­ma­wia­li­śmy o nich w ich obec­no­ści.

– Złość mi prze­szła, gdy za­czę­li mi wszyst­ko tłu­ma­czyć – do­koń­czył.

– A ja­kie masz pla­ny co do Ste­fa­no? – za­py­ta­łam.

– Nie wiem – po­wie­dział smut­nym gło­sem.

– Mam na­dzieję, że nic mu nie mó­wi­łeś, ale i nie pro­po­no­wa­łeś.

– Mia­łem mu za­pro­po­no­wać sta­no­wi­sko po po­wro­cie z urlo­pu… – do­dał skru­szo­ny.

– Do­brze, że nic się nie ode­zwa­łeś. Gdy­byś to zro­bił, wy­szedł­byś na głup­ka. By­ło­by to nie­pro­fe­sjo­nal­ne za­gra­nie z two­jej stro­ny.

Kiw­nął gło­wą, przy­zna­jąc mi ra­cję. Pod­szedł do mnie i moc­no mnie po­ca­ło­wał.

– Ko­cham cię i na­sze ma­łe skar­by.

– Ja cie­bie też – od­po­wie­dzia­łam. – A wła­śnie! – Spoj­rza­łam na mę­ża i te­ściów. – Dla­cze­go nie wzię­li­ście ze so­bą Ra­fa­ela?

– Usnął przy za­baw­kach pod­czas za­ba­wy, nie chcia­łem go bu­dzić. Nia­nia obie­ca­ła, że się nim zaj­mie. Ju­tro go przy­wio­zę, nie martw się.

Pie­lę­gniar­ka znów po­ja­wi­ła się w drzwiach i tym ra­zem za­bra­ła dziew­czyn­kę ze so­bą, tłu­ma­cząc mi, że po­win­nam te­raz od­po­cząć.

– Nie­dłu­go, ko­cha­nie, bę­dziesz miała ko­la­cję. Będziemy już szli.

– Ja­koś dzi­siaj nie mam ape­ty­tu…

– Mu­sisz jeść, że­by szyb­ko wró­cić do zdro­wia i do nas, do do­mu – po­wie­dział mąż i czu­le po­gła­skał mnie po gło­wie.

– Wiem, ale po­patrz, ja­ka je­stem gru­ba… Jak becz­ka! – rze­kłam sfru­stro­wa­na.

– To nor­mal­ne, prze­cież do­pie­ro uro­dzi­łaś.

– Czy­li prze­sa­dzam? – wes­tchnę­łam.

– Pew­nie, że tak. Do­brze, ko­cha­nie, my się zbie­ra­my. Od­po­czy­waj. Przy­ja­dę ju­tro, ale nie wiem o któ­rej, bo mu­szę ogar­nąć pa­pier­ko­wą ro­bo­tę.

– Nie martw się, ja i tak ni­g­dzie się stąd nie ru­szam – za­żar­to­wa­łam.

Gdy wszy­scy wy­szli, włą­czy­łam ja­kiś film. My­śla­łam też o tym, że ju­tro znów bę­dzie­my mia­ły go­ści – przy­ja­dą moi ro­dzi­ce i sio­stra. Zna­jąc nas, za­pew­ne nie bę­dzie­my się mo­gły so­bą na­cie­szyć i na­ga­dać. Mo­że Eva też mnie od­wie­dzi – za­sta­no­wi­łam się.

Na­stęp­ne­go dnia tuż po śnia­da­niu przy­szedł le­karz na ob­chód i po­wie­dział, że po­win­nam wię­cej wsta­wać i się ru­szać, a nie cią­gle le­żeć w łóż­ku. Zro­bi­łam to, o czym mó­wił. Na ko­ry­ta­rzu za­cze­pi­łam jed­ną z po­łoż­nych, któ­ra za­pro­wa­dzi­ła mnie na sa­lę, gdzie le­ża­ły no­wo­rod­ki, w tym mo­ja có­recz­ka. W po­miesz­cze­niu sły­chać by­ło ci­chą, re­lak­su­ją­cą mu­zy­kę, by dzie­ci by­ły ko­jo­ne przed de­li­kat­ne dźwię­ki. Spoj­rza­łam za szy­bę, gdzie le­ża­ły wó­zecz­ki z dzieć­mi, ale nie mo­głam od­na­leźć Li­vii, po­nie­waż nie­mal wszyst­kie bo­ba­sy mia­ły od­wró­co­ne głów­ki w dru­gą stro­nę. Przy każ­dym z nich by­ły nu­mer­ki – ta­kie sa­me, jak ich ma­my mia­ły na nad­garst­ku. Czu­łam ogrom­ne szczę­ście, gdy w koń­cu ją doj­rza­łam. Smacz­nie spa­ła, a ja przez chwi­lę ją po­dzi­wia­łam. Pie­lę­gniar­ka za­uwa­ży­ła, że ktoś wcho­dzi do sa­li, w któ­rej prze­by­wa­łam.

– Wi­dzę, że ma pa­ni ko­lej­nych go­ści. Nie jest nud­no przy­naj­mniej, praw­da?

– Tak, zga­dza się. Lu­bię, gdy mnie od­wie­dza naj­bliż­sza ro­dzi­na i zna­jo­mi – przy­tak­nę­łam jej. – Dzię­kuję za po­moc – zwró­ci­łam się do ko­bie­ty i wró­ci­łam do swo­je­go po­ko­ju.

– W koń­cu przy­szli­ście, tę­sk­ni­łam za wa­mi – wy­zna­łam szcze­rze.

– Z siostrą się nie przy­wi­tasz? – po­wie­dzia­ła Ana.

Wy­ści­ska­ły­śmy się tak, jak­by­śmy się daw­no nie wi­dzia­ły. U nas by­ło to cał­kiem nor­mal­ne. Za­wsze się ra­zem trzy­ma­ły­śmy i mo­gły­śmy na sie­bie li­czyć w każ­dej sy­tu­acji. Li­via znów do­sta­ła ró­żo­we­go mi­sia, ale i pięk­ne ubran­ka. Ja z ko­lei do­sta­łam kol­czy­ki i bran­so­let­kę. Ma­ma przy­nio­sła mo­je ulu­bio­ne cia­sto, któ­re sa­ma upie­kła. Roz­ma­wia­li­śmy o wszyst­kim, każ­de­mu do­pi­sy­wał hu­mor, co sły­chać by­ło po na­szym śmie­chu. Bra­ko­wa­ło mi roz­mów z mo­ją ro­dzi­ną, po­nie­waż w ostat­nim cza­sie moc­no za­nie­dba­łam kon­tak­ty z ni­mi. Gdy by­łam w cią­ży, kom­plet­nie nic nie chcia­ło mi się ro­bić. Gdy wyj­dę ze szpi­ta­la i po­czu­ję się le­piej, a i có­recz­ka nie­co pod­ro­śnie, to nad­ro­bię spo­tka­nia ze zna­jo­my­mi i ro­dzi­ną.

– W ostat­nim cza­sie by­łaś nie do znie­sie­nia – po­wie­dzia­ła Ana.

– Wiem, dla­te­go wo­la­łam sie­dzieć w do­mu i wku­rzać do­mow­ni­ków, a nie was. – Pu­ści­łam jej oko.

– Do­brze zro­bi­łaś – za­żar­to­wa­ła i za­śmia­ła się.

– Ale­jan­dro wpadł na po­mysł wy­re­mon­to­wa­nia po­ko­ju dla Li­vii. Ma po­ma­lo­wać ścia­ny i ku­pić me­bel­ki, ale wy­da­je mi się, że on sam te­go nie zro­bi, o czym mnie go­rą­co za­pew­nia. Nie umie ro­bić ta­kich rze­czy – ża­li­łam się ro­dzi­nie. – Wszystko od ma­łego miał pod­sta­wione pod nos. Za­wsze to ko­muś zle­ca­li, więc skąd miał się na­uczyć – do­da­łam.

– Tak się zda­rza, cór­ciu. U nas by­ło jed­nak tro­chę ina­czej… – ode­zwa­ła się ma­ma.

– Z mo­im ta­ka sa­ma hi­sto­ria. O co­kol­wiek go pro­szę, to wiecz­nie sły­szę, że zro­bi to po­tem. Mi­ja­ją dni, ty­go­dnie, mie­sią­ce i nic! A gdy już się wku­rzę, za­cznę sta­wiać na swo­im, to coś ła­ska­wie zro­bi al­bo za­dzwo­ni po ko­goś – po­skar­ży­ła się Ana.

– Ży­cie nie­stety ta­kie jest – po­wie­dzia­ła ma­ma. – Nikt nie mó­wił, że bę­dzie ła­two.

– Gdy­byś nas, ma­mo, uprze­dzi­ła, to za­sta­no­wi­ły­by­śmy się przed ślu­bem – za­żar­to­wa­łam i ro­ze­śmia­ły­śmy się z sio­strą.

– Oj, dziew­czy­ny… – za­wtó­ro­wa­ła nam ro­dzi­ciel­ka, a ta­ta prze­wró­cił ocza­mi, śmie­jąc się pod no­sem.

Ana nie prze­pa­dała za mo­im mę­żem. Ro­zu­mia­łam ją, po­nie­waż Ale­jan­dro miał cięż­ki cha­rak­ter. Mi­mo te­go był do­brym czło­wie­kiem i dla­te­go go ko­chałam. Lu­dzie, któ­rzy go nie zna­li, czę­sto czu­li do nie­go dy­stans. Opi­sy­wa­li go ja­ko apo­dyk­tycz­ne­go, wy­wyż­sza­ją­ce­go się, upar­te­go i nie zno­szą­ce­go sprze­ci­wu. Na po­cząt­ku na­sze­go związ­ku czę­sto się kłó­ci­li­śmy. Po­ka­zy­wał, że jest lep­szy, i chciał do­mi­no­wać, ale nie­ste­ty zo­ba­czył, że nie ze mną ta­kie gier­ki, bo umiem po­sta­wić na swo­im. Sto­jąc przed wy­bo­rem wiecz­nych kłót­ni a kom­pro­mi­su, naj­czę­ściej wy­bie­rał dru­gie roz­wią­za­nie.

Spoj­rza­ły­śmy z sio­strą na sie­bie. Na­gle zro­bi­ło mi się głu­pio, po­nie­waż ob­ga­dy­wa­łam mę­ża przy naj­bliż­szej ro­dzi­nie. Nie po­win­nam by­ła tak po­stę­po­wać. Nikt nie jest ide­al­ny. On mi­mo wszyst­ko był mo­im mę­żem, z któ­rym prze­ży­łam już kil­ka lat. Mo­ja sio­stra nie by­ła głu­pia, do­my­śla się z mo­ich wy­po­wie­dzi, że jej szwa­gier się zmie­nił i nie był już ta­ki jak kie­dyś. Sa­ma do­brze pa­mię­tam, jak or­ga­ni­zo­wał wy­pa­dy za mia­sto, że­by­śmy się nie nu­dzi­li z Ra­fa­elem. Cza­sa­mi bra­ko­wa­ło mi tam­tych chwil. Każ­dy jed­nak mó­wił, że­by nie oglą­dać się za sie­bie, nie roz­trzą­sać prze­szło­ści. Waż­ne jest to, co jest przed na­mi. Mu­si­my sta­rać się ze wszyst­kich sił, by by­ło tyl­ko le­piej.

Po kil­ku­na­stu mi­nu­tach mo­ja ro­dzi­na po­że­gna­ła się ze mną. Le­żąc w łóżku, nie mo­głam za­snąć. My­śla­łam o wszyst­kim, co wy­da­rzyło się w ostat­nich dniach, ale nie da­wa­ło mi to spo­ko­ju. Włą­czy­łam w koń­cu film, by za­trzy­mać nie­po­żą­da­ne my­śli. Sa­ma nie wiem, kie­dy za­snę­łam.

***

Na­stęp­ne dni by­ły nud­ne. Mąż mnie nie od­wie­dzał, bo rze­komo re­mon­to­wał po­kój na­szej córki.

Kie­dy po­ja­wi­ła się po­łoż­na, za­gad­nę­łam ją:

– Któ­ra jest go­dzi­na?

– Już po dzie­wią­tej – oznaj­mi­ła.

– Wi­docz­nie by­łam bar­dzo zmę­czo­na, że tak dłu­go spałam – po­wie­dzia­łam do sie­bie.

Po śnia­da­niu wzię­łam szyb­ki prysz­nic i za­czę­łam się pa­ko­wać, gdy na­gle wszedł Ale­jan­dro.

– Co ty ro­bisz?! – krzyk­nął.

– Nie krzycz – po­wie­dzia­łam. – Pa­ku­ję się.

– Wła­śnie wi­dzę, ale po to przy­sze­dłem wcze­śniej, że­by ci w tym po­móc. Kładź się do łóż­ka!

– Nie krzycz na mnie, prze­cież mo­gę to sa­ma zro­bić.

– Chcę ci po­móc i już. Ja­dłaś już śnia­da­nie? – za­py­tał.

– Jesz­cze nie, ale chęt­nie na­pi­ła­bym się ka­wy.

– Za­raz bę­dzie­my w do­mu, ma­ma na pew­no już coś przy­go­to­wa­ła.

– Dzię­kuję.

– Co masz w tej tor­bie? – za­py­ta­łam.

– Bie­li­znę i ubra­nia dla cie­bie, o które mnie pro­si­łaś, oraz no­we ciusz­ki dla ma­łej.

– Ku­pi­łeś?

– Nie, ma­ma ku­pi­ła.

– Prze­cież do­sta­ła ty­le ubra­nek, że nie zdą­ży ich wszyst­kich za­ło­żyć. Nie ma sen­su ku­po­wać ko­lej­nych – po­wie­dzia­łam.

W koń­cu były­śmy go­to­we do wyj­ścia. By­łam szczę­śli­wa, że opusz­czam mu­ry tej pla­ców­ki. Nie mo­głam się skar­żyć na nic, ale wo­la­ła­bym być już w do­mu. Ale­jan­dro za­czął wy­no­sić po­da­run­ki i kwia­ty, któ­re jesz­cze się nada­wa­ły do za­bra­nia, a resz­tę wy­rzu­cił. Kie­dy wró­cił, wziął no­si­dło z Li­vią i ru­szy­li­śmy w stro­nę wyj­ścia. Spoj­rza­łam na mę­ża. Po­wie­dział, że da so­bie ra­dę, więc nie mia­łam za­mia­ru mu prze­szka­dzać.

Roz­dział 2

– Ale­jan­dro, czy po­kój dla Li­vii jest skoń­czo­ny? – za­py­ta­łam mę­ża. By­łam cie­ka­wa, jak wy­glą­da, ale on nic nie chciał po­wie­dzieć. Cią­gle po­wta­rzał, że to nie­spo­dzian­ka. – Wiesz, my, ko­bie­ty, z na­tu­ry je­ste­śmy cie­ka­we wszyst­kie­go.

– Mo­gę tyl­ko po­wie­dzieć, że ma­my wię­cej nie­spo­dzia­nek dla was. – Uśmiech­nął się.

– Do­brze, to już nie py­tam i cier­pli­wie cze­kam.

Wy­sia­dłam z sa­mo­cho­du i by­łam szczę­śli­wa, że w koń­cu do­je­cha­łam do do­mu. Naj­bar­dziej tę­sk­ni­łam za syn­kiem. Czu­łam się tak, jak­by nie by­ło mnie kil­ka mie­się­cy. Wszy­scy z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­li na nas, a naj­bar­dziej na no­we­go człon­ka ro­dzi­ny.

– Ma­ma! Ma­mu­sia! – krzy­czał z ra­do­ści mój ko­chany sy­ne­czek.

Do­mow­ni­cy nie mo­gli się na­cie­szyć mo­ją có­recz­ką. No­si­li ją na rę­kach, a ona by­ła grzecz­niut­ka i pa­trzy­ła na każ­de­go. Pew­nie się za­sta­na­wia­ła, skąd bie­rze się ten ha­łas i kim są wszy­scy ze­bra­ni wo­kół niej lu­dzie.

– Za­pra­szam na śnia­da­nie – po­wie­dzia­ła te­ścio­wa.

By­łam głod­na i mia­łam ocho­tę na do­mo­wy po­si­łek. Nie mo­głam skar­żyć się na szpi­tal­ne je­dze­nie, ale i tak nie mo­gło rów­nać się z tym, któ­re przy­rzą­dza­ne by­ło w do­mu.

Przy po­sił­ku Cri­sti za­czę­ła opo­wia­dać, ja­ką mia­ła sa­tys­fak­cję, gdy po­ma­ga­ła przy de­ko­ro­wa­niu po­ko­ju dla naj­młod­szej wnucz­ki.

– Czy mo­gę zo­ba­czyć w koń­cu ten po­ko­ik? – za­py­ta­łam.

– Ko­cha­na, prze­pra­szam cię, ale dziew­czy­ny jesz­cze nie skończyły ukła­dać w sza­fach, tym bar­dziej że Li­via do­sta­ła no­we ubran­ka i peł­no za­ba­wek.

– Nic nie szko­dzi – po­wie­dzia­łam. – Po­cze­kam. Prze­pra­szam was wszyst­kich, ale idę się po­ło­żyć.

– Idź, od­po­czy­waj – ode­zwa­ła się Cri­sti. – Obu­dzi­my cię na obiad.

– Idziesz z mamą, syn­ku? – za­py­ta­łam Ra­fa­ela.

– Nie, chcę tu zo­stać i się po­ba­wić.

Da­łam syn­ko­wi bu­zia­ka i po­szłam na gó­rę do sy­pial­ni. Wie­dzia­łam, że Ra­fa­el chce po­pa­trzyć na ma­leń­ką sio­strzycz­kę. By­łam prze­ko­na­na, że nie bę­dzie się te­raz nu­dził. Mo­że za pa­rę lat bę­dą się ra­zem ba­wić – po­my­śla­łam.

– W koń­cu w do­mu, w swo­im łóż­ku – ode­zwa­łam się i od ra­zu po­ło­ży­łam.

***

Na­stęp­ne­go dnia obu­dzi­ło nas pu­ka­nie do drzwi.

– Mo­że by­ście w końcu ze­szli na dół?

– Już wsta­je­my – po­wie­dział Ale­jan­dro.

Wzię­li­śmy szyb­ki prysz­nic, na­stęp­nie zaj­rza­łam do Li­vii, przy któ­rej czu­wa­ła opie­kun­ka, a po chwi­li by­li­śmy już w sa­lo­nie.

– Za­pro­si­łam go­ści na obiad – po­in­for­mo­wa­ła Cri­sti.

– Kto ma przyjść? – za­py­tał z cie­ka­wo­ści jej syn.

– Sa­ra z mę­żem.

– Wspa­nia­le – po­wie­dział.

Nie pla­no­wa­li­śmy cza­su dla sie­bie, po­nie­waż mu­sie­li­śmy się przy­go­to­wać na od­wie­dzi­ny Sa­ry z ro­dzi­ną. Po go­dzi­nie trzy­na­stej za­dzwo­nił dzwo­nek do drzwi.

– Otworzę – ode­zwa­łam się. Mo­ja szwa­gier­ka trzy­ma­ła w rę­ku kwia­ty i du­że­go mi­sia oraz ja­kieś pre­zen­ty.

– To dla Li­vii, a dla cie­bie kwia­ty i bu­tel­ka do­bre­go wi­na.

– Dzię­kuję, Sa­ro.

– Dla Ra­fa­ela też coś cio­cia przy­nio­sła – po­wie­dzia­ła gło­śno szwa­gier­ka, tak, że­by mój syn usły­szał.

Po chwi­li już stał przy drzwiach i cze­kał na pre­zent od cio­ci.

– Co dla mnie masz? – za­py­tał cie­ka­wy.

– Chodź, wej­dzie­my do sa­lo­nu i po­każę ci, ja­kie mam nie­spo­dzian­ki.

Po chwi­li chłop­czyk sie­dział na ko­la­nach sio­stry mę­ża.

– Zo­bacz sam, tam w tym kar­to­nie jest coś za­pa­ko­wa­ne­go dla cie­bie.

Za­czął roz­dzie­rać pa­pier, a po­tem kar­to­no­we pu­deł­ko.

– Ojej, cio­ciu! Mo­je ulu­bio­ne di­no­zau­ry, dzię­kuję!

Po ja­kimś cza­sie wszy­scy usie­dli­śmy do sto­łu i za­czę­li­śmy jeść.

– Ko­cha­nie, mu­si­my ci w koń­cu po­ka­zać pre­zen­ty, któ­re ma­my przy­go­to­wa­ne – po­wie­dział Ale­jan­dro.

– No wła­śnie, wczo­raj ca­ły dzień na to cze­ka­łam i nie mogłam się do­cze­kać – za­żar­to­wa­łam.

– My też z chę­cią zo­ba­czy­my – ode­zwa­ła się Sa­ra.

– Za­raz po­ka­że­my ci wszyst­kie nie­spo­dzian­ki, ja­kie ma­my dla cie­bie, ale jest je­den wa­ru­nek.

– Ja­ki? – za­py­ta­łam zdzi­wio­na.

– Mu­si­my za­sło­nić ci oczy.

– Cze­mu? Prze­cież w nic się nie ba­wi­my – od­par­łam zdez­o­rien­to­wa­na.

– Ależ po­ba­wi­my się. Mu­si­my cię tro­chę po­krę­cić.

– Po­krę­cić?

– Tak, że­by by­ło we­se­lej i że­byś zna­la­zła swój pre­zent.

– Na­wet nie wie­cie, jak bar­dzo mi się to po­do­ba – od­par­łam szcze­rze. – Coś in­ne­go, we­so­łe­go.

– Po­mo­że­my ci.

– Nie ma po­trze­by, sa­ma spró­buję zna­leźć mo­je pre­zen­ty.

Sa­ra za­wią­za­ła mi opa­skę na oczach tak, że­bym nic nie wi­dzia­ła.

– Tyl­ko nie pod­glą­daj! – po­wie­dział mąż.

Po­krę­ci­li mnie pa­rę ra­zy i mia­łam iść tam, gdzie mi ka­za­li. Ale­jan­dro szedł przy mnie i czu­wał, bym się nie ude­rzy­ła. Mó­wił tyl­ko, abym uwa­ża­ła na scho­dy, ścia­nę i tak da­lej. Zna­leź­li­śmy się w ja­kimś po­miesz­cze­niu, w któ­rym czu­łam de­li­kat­ny chłód, i za­sta­na­wia­łam się, gdzie je­stem. Mąż wci­snął mi na­gle coś do rę­ki. Gdy de­li­kat­nie ob­ma­ca­łam przed­miot, do­my­śli­łam się, że by­ły to klu­cze.

– Go­to­wa na pre­zent? – za­py­tał mój part­ner.

– Tak.

– Za­pa­la­my świa­tło – po­wie­dzia­ła Sa­ra.

Zro­bi­ło się ja­sno i ktoś w tym sa­mym mo­men­cie zdjął mi opa­skę z oczu. Za­czę­łam krzy­czeć z ra­do­ści. W rę­ku trzy­ma­łam klu­czy­ki, a obok mnie sta­ło no­wiut­kie, czer­wo­ne fer­ra­ri.

– Ja­kie pięk­ne! To dla mnie? – Roz­pła­ka­łam się z ra­do­ści.

– Dla cie­bie – od­rzekł mąż.

Nie mo­głam się na­cie­szyć no­wym sa­mo­cho­dem. Zaj­rza­łam wszę­dzie, gdzie tyl­ko się da­ło. Do­ty­ka­łam cu­dow­ną ma­szy­nę i nie mo­głam być szczę­śliw­sza jak wła­śnie w tej chwi­li.

– Ko­cha­nie, idzie­my do do­mu. To jesz­cze nie ko­niec pre­zen­tów i nie­spo­dzia­nek dla cie­bie.

By­łam w szo­ku. Ni­g­dy nie my­śla­łam, że bę­dę mia­ła ta­kie wy­pa­sio­ne au­to. Już nie mo­głam się do­cze­kać pierw­szych tras tym cu­dem.

– Już nie bę­dzie­my wią­zać ci oczu.

– Idzie­my na gó­rę? – za­py­ta­łam.

– Tak.

We­szli­śmy po scho­dach i mi­nę­li­śmy po­kój Ra­fa­ela. Obok by­ły drzwi do po­ko­ju Li­vii, któ­re otwo­rzy­łam i za­nie­mó­wi­łam. Ściany były po­ma­lo­wane na ja­sno­fio­le­towy ko­lor. Na su­fi­cie wy­ma­lo­wa­ne by­ły pięk­ne wzo­ry, a na jed­nej ścia­nie by­ła przy­kle­jo­na ta­pe­ta. Me­bel­ki by­ły bia­ło-ró­żo­we, świa­tło mia­ło moż­li­wość zmia­ny barw i na­sy­ce­nia, a w tle sły­chać by­ło ci­chą i re­lak­su­ją­cą me­lo­dię dla dzie­ci.

– Ja… Nie wiem, co po­wie­dzieć. Ten po­kój jest ta­ki pięk­ny. Jest ide­al­ny! – Od­wró­ci­łam się do go­ści. – Dzię­ku­ję wam wszyst­kim za cu­dow­ne pre­zen­ty dla mnie i dla mo­ich dzie­ci. Muszę po­ło­żyć ma­lu­chy do spa­nia – po­wie­dzia­łam.

– Dzi­siaj dzieć­mi zaj­mie się nia­nia, ty od­po­czy­waj. Jesz­cze zdą­żysz się na­pra­co­wać przy nich – po­wie­dział Ale­jan­dro.

– Za­nim sią­dę do sto­łu, pój­dę jed­nak zo­ba­czyć, czy u dzie­ci wszyst­ko do­brze.

– Pójdę z tobą – po­wie­dział mąż.

We­szli­śmy do po­ko­ju sy­na, któ­ry le­żał w łóż­ku, a nia­nia czy­ta­ła mu baj­ki. W ko­ły­sce zaś spa­ła Li­via.

– Do­bra­noc, sy­necz­ku, ko­lo­ro­wych snów – po­wie­dzie­li­śmy i za­mknę­li­śmy drzwi.

Ale­jan­dro zła­pał mnie za rę­kę i po­wie­dział:

– Spra­wi­łaś, że je­stem naj­szczę­śliw­szym męż­czy­zną na świe­cie.

Czu­łam, jak po po­licz­kach spły­wa­ją mi łzy.

– Ja też je­stem naj­szczę­śliwszą ko­bietą na świe­cie. Ni­g­dy nie ma­rzy­łam, ani na­wet nie śni­łam o ta­kim part­ne­rze, a tu po pro­stu mam ta­kie­go cu­dow­ne­go męż­czy­znę. Ni­g­dy nie my­śla­łam, że bę­dę tak szczę­śli­wa jak w tym mo­men­cie. Ko­cha­nie, nic mi nie bra­ku­je do ży­cia. Mam wszyst­ko, co so­bie za­ma­rzę. Tyl­ko o zdro­wie trze­ba pro­sić Bo­ga – po­wie­dzia­łam.

– Masz wszyst­ko, na co za­słu­gu­jesz. O nic nie mu­sisz się mar­twić. Ja i mo­ja ro­dzi­na za­dba­my o to, że­by nam i na­szym dzie­ciom nic nie bra­ko­wa­ło. Że­by­śmy za­wsze ży­li w do­stat­ku.

Przy­cią­gnął mnie do sie­bie i po­ca­ło­wał. Czu­łam się jak na­sto­lat­ka.

– Chodź, ko­cha­nie, bo nie wy­pa­da, że­by wszy­scy na nas cze­ka­li, prze­cież są tu dla mnie – po­wie­dzia­łam. – Nie mo­gę ich za­wieść.

We­szli­śmy do sa­lo­nu, gdzie go­ście i do­mow­ni­cy cze­ka­li na nas.

– Sia­daj­cie już. Co tak dłu­go? – za­py­ta­ła Sa­ra żar­to­bli­wie.

– To wi­na Ale­jan­dra! – za­śmia­łam się. – Ca­ło­wać mu się za­chcia­ło gdzieś w ką­cie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij