-
nowość
Żona na chwilę. Część II: Kolejny zakręt - ebook
Żona na chwilę. Część II: Kolejny zakręt - ebook
„Żona na chwilę” to drugi tom poruszającej powieści, która przenosi czytelnika do słonecznej Hiszpanii, gdzie spotykają się marzenia, miłość i rzeczywistość, która nie zawsze bywa taka, jak się ją wyobraża. Główna bohaterka, Bella, to młoda kobieta, pełna energii, pewności siebie i ambicji. Pochodzi z kochającej, niezbyt bogatej rodziny, gdzie wartości takie jak dobroć, szacunek i empatia stanowią fundament codziennego życia. Bella żyje w luksusie u boku męża, Alejandra. Oczekuje drugiego dziecka, lecz wkrótce jej poukładany świat zaczyna się chwiać. Intrygi i kłamstwa oplatają ją coraz ciaśniej, a codzienność macierzyństwa i presja powrotu do dawnej formy stają się wyzwaniem, którego nie da się zlekceważyć. Aby odzyskać kontrolę nad własnym życiem, Bella będzie musiała stawić czoła trudnym wyborom. Czy uda jej się ocalić to, co naprawdę ważne?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397782501 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z Alejandrem poznaliśmy się w parku, kiedy jeździłam na rolkach. Uratował mnie, gdy wpadłam w krzaki. Już wtedy wiedziałam, że jest tym jedynym. Wiem… Mówi się, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale w tym naprawdę coś jest!
Niestety, po paru latach cudowna otoczka znika, a królewicz zamienia się w czarodzieja, który odmienia twój świat. On nie wraca na noc do domu, a ty coraz częściej śpisz samotnie. Paraliżuje cię bezsilność i strach, a potem zastanawiasz się, co dalej. Chcesz dać mu nauczkę, pokazać, że jego zachowanie ci się nie podoba. Przez parę tygodni ignorujesz go, a on w efekcie staje się coraz bardziej obcy…
Rozdział 1
Rano obudził mnie zapach świeżego ciasta. Szybko włożyłam szlafrok i zeszłam do kuchni.
– Co tak ładnie pachnie? Piekłaś może drożdżowe bułki?
– Tak, Bella.
– Nie spałaś całą noc? – zapytałam.
– Wczoraj miałam na nie ochotę, więc postanowiłam wcześniej wstać i upiec je, zanim wszyscy wstaniecie.
– To był dobry pomysł, Cristi – pochwaliłam ją.
Codzienność domowników przy śniadaniu była rutyną: teść czytał poranną gazetę, którą z rana przywoził mu chłopiec na rowerze za niewielkie wynagrodzenie. Cristi – moja kochana teściowa – chciała błyszczeć w kuchni, więc wymyśla wykwintne śniadania. Moją rolą była rozmowa o wszystkim, jak i o niczym, żeby każdego zadowolić.
Jak zawsze przy posiłku matka męża miała najwięcej do powiedzenia. Julian tylko przytakiwał głową, bo nie miał pojęcia, o czym tak naprawdę mówiła.
Patrzyłam na nich i zastanawiałam się, czy ja i Alejandro za parę lat będziemy tacy sami jak oni. A może już jesteśmy? Musiałam zmienić myślenie. Nie mogłam mieć kiepskiego samopoczucia, bo gdy nie miałam humoru, to zazwyczaj byłam nie do zniesienia. W takich chwilach najlepiej było, gdy nikt się do mnie nie zbliżał, bo mogłabym „gryźć”, a będąc w obecnym stanie, nie mogłam się denerwować.
– Wszystko dobrze? – zapytała mnie teściowa.
– Tak.
– Jesteś tak jakby nieobecna – zauważyła.
Zamyśliłam się, a po chwili zaczęłam czuć się niekomfortowo.
– Chyba już czas… – powiedziałam wystraszona.
Spojrzeli na mnie zszokowani. Cristi podeszła do mnie, żeby pomóc mi wstać.
– Gdzie ten cholerny telefon? Nie mogę go znaleźć! – krzyknął Julian.
– Nie dzwoń po karetkę, szofer nas zawiezie! Tak będzie szybciej! – krzyczała jego żona.
– Gdzie jest moja torba, którą spakowałam ostatnio do szpitala?! Tutaj leżała! Bez niej nigdzie się nie ruszam! – zaczęłam panikować.
– Musiałaś ją przełożyć, a teraz w nerwach nie pamiętasz gdzie.
– Cristi, dobrze pamiętam, gdzie ją ostatnio położyłam. Stała tutaj! Widocznie ktoś ją przełożył – denerwowałam się.
– Może Alejandro ją gdzieś wsadził? – powiedziała do siebie.
– Zamknijcie się, kobiety! Przestańcie krzyczeć! Idzie z wami oszaleć – stwierdził teść, chociaż sam chwilę temu mówił podniesionym tonem.
– Idź szukaj torby, a ty, Bella, stój tu i się nie ruszaj. Idę po szofera.
Stałam i myślałam, że zaraz urodzę, jednak po chwili przyszli mężczyźni i pomogli mi wsiąść do auta. Ostatecznie torba się odnalazła. Nie pytałam, gdzie była. W tej chwili to nie było istotne. Cristi siedziała przy mnie, trzymając mnie za rękę, i kazała mi głęboko oddychać. Zamknęłam oczy i posłuchałam jej rad. Pragnęłam jak najszybciej dojechać do pobliskiego szpitala.
– Dzwoniłaś do Alejandra? – zapytał teść.
– Nie miałam kiedy zadzwonić, ponieważ zajęłam się szukaniem torby.
– To co z ciebie za matka?! Dzwoń do niego i powiedz, że jedziemy do szpitala – rozkazał.
– Nie denerwuj mnie! Zamiast latać jak pokręcony z papierosem w gębie, mogłeś zadzwonić do syna!
– Zamknijcie się w końcu! Przez was szofer nie może się skoncentrować, ja zaraz oszaleję, a wy pójdziecie na piechotę do tego przeklętego szpitala!
Cristi nie miała prawa jazdy, ale wcale nie musiała go mieć. Całe życie była wożona przez swoich kierowców. Droga do szpitala była najdłuższą przejażdżką w moim życiu. Zaczęłam się martwić, że urodzę w samochodzie. W porannych godzinach zawsze były największe korki, co opóźniało przyjazd na porodówkę. Teściowa cały czas trzymała mnie za rękę i pytała, czy wszystko jest w porządku, czy wytrzymam. Cieszyłam się ogromnie, że w końcu przestali się kłócić. Nagle zaczęła mnie przepraszać za ich zachowanie, usprawiedliwiając się tym, że to wszystko wynikło z paniki.
– Nic nie szkodzi – powiedziałam. – Ja też przepraszam, źle się zachowałam. W panice denerwujemy się i nie panujemy nad emocjami. – Oddychałam głęboko, by chociaż trochę zminimalizować ból związany ze skurczami.
– Bella… Źle zrobiłam, mogłam pozwolić Julianowi, żeby zadzwonił po karetkę, bo już byśmy byli w szpitalu – przyznała smutnym głosem, jakby czuła się winna.
– Wszystko jest dobrze, wytrzymam – odpowiedziałam z trudem, żeby ich nie martwić. Zaciskałam zęby z bólu. Nie chciałam pokazać, że panicznie się boję.
– Już dojeżdżamy – oznajmił szofer.
***
W południe urodziłam zdrową, śliczną córeczkę.
Alejandro wpadł do szpitala jak burza, trzymając w jednej ręce pluszowego misia, a w drugiej kwiaty.
– Sam jesteś? – zapytałam, nadając głosowi neutralny ton.
– Sam – odpowiedział. Usiadł przy mnie i zaczęliśmy rozmawiać.
Nie mogliśmy się doczekać, kiedy przywiozą nam maleństwo. Po pewnej chwili usłyszałam, jak z korytarza niesie się specyficzny dźwięk jadącego wózka z noworodkiem.
Alejandro nie mógł się napatrzyć na swoją córeczkę.
***
Chciałam już zostać sama, położyć się i odpocząć. Nagle do sali weszła pielęgniarka i poinformowała, że czas wizyt się skończył, bo musimy odpocząć. Alejandro zaczął mi mówić, jak mocno mnie kocha, i przepraszać za ostatnie miesiące. Wiedział, że źle się zachowywał. Wybaczyłam mu już i nie chciałam wracać do tamtych dni.
– To ja się zbieram – powiedział mąż na odchodne.
W domu czekał na mnie synek. Bardzo za nim tęskniłam. Miał już skończone cztery latka, ale był bardzo mądrym dzieckiem, a przede wszystkim grzecznym. Dla mnie, jako mamy, był najpiękniejszym chłopcem, a jego błękitne oczy świeciły jak gwiazdy na granatowym niebie.
Po kilku minutach na salę weszła pielęgniarka i zabrała mi moje maleństwo. Powiedziała, że zajmie się maluszkiem. Zostałam sama. Długo nie mogłam zasnąć. Moje myśli zmieniały się jak kartki w kalendarzu. Wszystko planowałam, w tym niedaleką przyszłość. To, czym będę się zajmowała i to, jak będą wyglądały teraz moje dni – wszystko sprawiło, że pogubiłam się we własnych myślach. Rzeczywistość nie była idealna i miałam tego świadomość.
***
Następnego ranka otworzyłam oczy, a mój partner siedział już przy moim łóżku.
– Cześć, kochanie – powiedział i pocałował mnie czule.
– Co ty tu robisz tak wcześnie? – zapytałam. – Myślałam, że przyjdziesz po południu. Chciałam mieć trochę czasu dla siebie i dla małej.
– Nie mogłem spać, a w głowie miałem bałagan. Wszystko mi się już mieszało…
– To twoja wina, żyjesz w wiecznym stresie. Tylko praca i firma się dla ciebie liczą. Zapomniałeś o rodzinie, nie masz dla nas czasu, wiecznie cię nie ma w domu, a w naszym życiu praktycznie nie istniejesz. Nasze małżeństwo przez ciebie prawie się rozpadło. Ale nie rozmawiajmy o tym, cieszmy się naszym małym cudem.
– Wiem… Postanowiłem wszystko zmienić i podzielić tak, żeby mieć czas dla was, bo jesteście dla mnie najważniejsi – odrzekł ze skruchą.
– Dobrze, zobaczymy, jak to będzie. Nie pierwszy raz coś obiecujesz, a później nie dotrzymujesz słowa.
– Wiem, kochanie, ale postaram się zmienić – zapewniał mnie.
– Dam ci szansę, ale nie zepsuj tego – stwierdziłam chłodno. – Nie chce mi się rozmawiać na ten temat. Będę tu, więc masz czas na zastanowienie się nad sobą i nad tym, co chcesz robić w swoim życiu i co tak naprawdę jest dla ciebie ważne.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Dobrze, że przerwała tę bezsensowną rozmowę.
– Wytrzymamy, a potem wszystko będzie dobrze. – Złapał mnie delikatnie za rękę i zaczął ściskać mocniej, jakby się bał, że ucieknę. – Teraz jesteś najważniejsza, musisz dużo odpoczywać i niczym się nie stresować.
– Wiem o tym. Pobędę sama ze swoimi myślami i odpocznę oraz zaopiekuję się naszą córeczką. Czy w domu wszystko w porządku? – zapytałam, ponieważ martwiłam się o rodziców Alejandra.
– Tak, rodzice mają w planie cię odwiedzić – zdradził. Kiwnęłam głową na jego słowa. – Opowiedzieli mi, jaką mieliście podróż do szpitala.
– Dziwię się, że nas szofer nie wyrzucił w połowie drogi. Popierdzielona rodzina, aż wstyd sobie przypominać, jak my się zachowywaliśmy.
– Bella, on tyle lat dla nas pracuje, że już się przyzwyczaił. Dla niego kłótnie to codzienność, a jakby mu to przeszkadzało, to już dawno złożyłby rezygnację.
– Czy Sara też mnie odwiedzi?
– Tak, już nie może się doczekać.
– A ja myślałam, że zapomniała o mnie albo nie ma ochoty przyjść.
– Nie możesz tak myśleć o mojej siostrze. Wiesz, że cię bardzo lubi. Dzwoniła, żeby się spytać, w której sali jesteś, więc na pewno się zjawi.
Czasami spoglądałam na mojego męża i zastanawiałam się, jak bardzo się zmieniliśmy przez te ostatnie lata, a przy tym wszystkim jak mocno się pogubiliśmy. Kiedyś często zapewniał, że mnie kocha, a teraz mówi, że to moja wina, że się zmieniło, ponieważ nie nalegałam na te słowa.
– Przepraszam, powtórz, co powiedziałeś, bo się zamyśliłam i cię nie słuchałam.
– To tak mnie słuchasz… – zaczął żartować.
– Słucham, tylko na chwilę się wyłączyłam – zapewniłam go.
– Mówiłem, że mam dzisiaj wolne.
– To super – odezwałam się od niechcenia.
– Chcę poświęcić czas Rafaelowi, bo ty jesteś teraz w szpitalu, a nie chcę, żeby cały czas był z moimi rodzicami.
– Jesteś kochany. On teraz ciebie potrzebuje, kiedy ja jestem w szpitalu. Dziadkowie nie są w stanie zastąpić mu obojga rodziców. Musi też odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie jest już jedynym naszym dzieckiem.
– No właśnie dlatego zdecydowałem się wziąć kilka dni wolnego. W firmie zastąpi mnie Stefano, który wszystkim się zajmie. Cieszę się, że będę miał czas tylko dla rodziny.
Stefano był prawą ręką Alejandra. Kiedy nie ma męża w pracy, mężczyzna zajmuje jego miejsce. To zaufany współpracownik, na którego zawsze można liczyć.
– Dopóki nie wrócisz z urlopu, na pewno godnie cię zastąpi.
– Nie wiem, czy ogóle wrócę – wyznał.
– Jak to? – niemal krzyknęłam.
– Chcę się zająć wychowywaniem dzieci. Nie chcę, żeby opiekowały się nimi niańki. Wolę uniknąć sytuacji, kiedy moje dzieci w przyszłości będą się zastanawiać, kim dla nich jestem.
– Przecież ja z nimi będę… – powiedziałam drżącym głosem. – Rafael tęskni za mną, ma dopiero cztery latka.
– Potrzebuje mamy na co dzień, a nie babci. Kochanie, wiele kobiet chciałoby mieć takie życie jak ty. Chciałoby mieć niańki na zawołanie, a do tego nie musieć pracować. A ty się uparłaś i pracowałaś na własne życzenie.
Przez chwilę zastanawiałam się, o czym on do mnie mówi. Przecież to ja zajmowałam się synkiem, a on ciągle pracował. To nie ja stawiałam dobro rodziny nad pracę. Coś mu się chyba za bardzo pomieszało w głowie – pomyślałam.
– Najlepiej będzie, jak pomyślimy teraz nad imieniem dla naszej córeczki – zmieniłam temat, bo sama do końca nie wiedziałam, o co mu chodzi.
– Dobrze, Bello, rozumiem cię, ale nie chcę, żebyś pochopnie podejmowała decyzję.
– Niech ktoś zajmie moje miejsce, póki nie wrócę do pracy. Teraz chcę zająć się nowonarodzonym dzieckiem i Rafaelem. Później zobaczę, jak się wszystko ułoży. Przecież nie proszę was o tak dużo – powiedziałam oburzona. Nakręciłam się i kontynuowałam swoją wypowiedź. – Czy mam wyjść dzisiaj ze szpitala, a jutro zająć się firmą, bo tak chcą twoi rodzice i ty?!
– Nie bądź złośliwa. Słuchaj, kochanie, nie przeszkadza mi to, że nie chcesz teraz wrócić. To normalne, jesteś mamą i musisz zająć się pociechami. Złości mnie jedynie, że mówisz, że nigdy nie wrócisz – odrzekł nadąsany. – Już dobrze, przepraszam.
Zamrugałam. Przecież to on przed chwilą powiedział, że chce zająć się dziećmi i nie wracać do pracy. Czy on czasem nie rozmawia sam ze sobą? O co w tym wszystkim chodzi? Już sama się w tym pogubiłam…
– Czy możemy w końcu zastanowić się nad imieniem? – warknęłam.
– Oczywiście. Przyniosłem coś ważnego, a mianowicie kalendarz!
– Świetnie!
Siedzieliśmy i przewracaliśmy kartki. Szukaliśmy odpowiedniego imienia dla naszej córeńki. Niestety, żadne jak dotąd się nam nie spodobało, a stron do przewertowania zostało coraz mniej. Większość z nich było już niemodnych albo zbyt pospolitych. Jeśli coś już mi się spodobało, to Alejandro się nie zgadzał i odwrotnie. Byliśmy zrezygnowani. Postanowiłam dać sobie spokój. Kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Poprosiłam męża o podanie butelki wody, bo z tego wszystkiego zaschło mi w gardle. Wypiłam parę łyków, a następnie odłożyłam ją na stolik i popatrzyłam na etykietę. Olśniło mnie!
– Mam imię dla naszej córki! – krzyknęłam.
Alejandro popatrzył na mnie zdziwiony.
– Jakie?
– Jest piękne i niespotykane. Nasza księżniczka będzie miała na imię Livia.
– Masz rację, jest piękne – przyznał.
Na salę wkroczyła pielęgniarka.
– Przywiozłam dziecko na jakiś czas, niech się przyzwyczaja do rodziców. – Wstałam z trudem z łóżka, wzięłam dziewczynkę i przytuliłam do siebie.
– Moja kochana Livusia – wyszeptałam.
Maleństwo patrzyło na mnie błyszczącymi brązowymi oczkami. Gdy stroiła miny, z których wychodził uśmiech, w policzkach pojawiały się dołeczki, co u takiego małego bobasa było słodkie. Alejandro wciąż robił nam zdjęcia.
– Nie rób tyle zdjęć, bo wyglądam jak straszydło. – Skrzywiłam się. Nie wiedziałam, jak wyglądałam.
– Obie jesteście piękne, moje panie. – Wziął ode mnie Livię i nie mógł oderwać od niej wzroku. – Kochanie… słuchaj. Zanim wrócicie do domu, muszę zrobić pokój dla naszego maleństwa. Jaki chcesz kolor ścian? – zapytał.
– Myślałam o jasnofioletowym, a do tego białe meble i różowe dodatki. Co o tym sądzisz?
– Ja się na tym nie znam, jesteś kobietą, a wy lubicie zajmować się takimi sprawami. Proponuję, żebyś się zajęła urządzaniem pokoju.
– Jednak zmieniłam plany – oznajmiłam. – To nie jest dobry pomysł. Zresztą, kiedy miałabym to zrobić? Jak już będziemy w domu? A kto ogarnie małą i Rafaela? Nie wymagaj ode mnie zbyt wiele. Gdy wrócimy, mała powinna mieć już kąt, a ja nie będę miała siły na remont.
– Dobrze, więc ja to zrobię. Może faktycznie to był zły pomysł, żebyś się wszystkim zajęła. – Westchnął. – Niczym się nie martw. Gdy wrócicie do domu, wszystko będzie gotowe. Będę się zbierał, bo mam dużo spraw na głowie i muszę zająć się aranżacją pokoiku.
– Masz rację, idź. Ja też chcę odpocząć i pobyć trochę z maleństwem – powiedziałam cicho i przytuliłam dziecko do piersi.
– A, jeszcze coś! Zapomniałem ci powiedzieć, że wieczorem będziesz miała gości.
– Jakich gości?
– Alicję i Paulę.
– Super! Dziękuję za informację.
Alejandro wyszedł, a ja z małą u boku usnęłam ze zmęczenia.
***
Nagle ktoś mnie obudził. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nade mną stoją moje kochane przyjaciółki. Jednak w pobliżu nie było mojej córki, zapewne pielęgniarka znów ją zabrała.
– Cieszę się, że mnie odwiedziłyście. Nie wiecie nawet, jak bardzo się za wami stęskniłam.
– My za tobą też! Jakbyśmy cię miesiąc nie widziały, a przecież spotkałyśmy się w tamtym tygodniu. Popatrz, co przyniosłyśmy dla małej księżniczki.
W rękach trzymały duże pluszowe maskotki i ubranka dla dziewczynki.
– Jakie piękne – zachwyciłam się. – Dziękuję wam! Jak będę wracać do domu, to będę musiała wynająć tira, by zabrał wszystkie podarunki dla Livii. Sama się z tym na pewno nie zabiorę.
– Nie będziesz musiała jej przez jakiś czas czegokolwiek kupować – stwierdziła Alicja. – Na pewno dostanie jeszcze więcej.
– Powiedziałaś: „dla Livii”, czy się przesłyszałyśmy?
– Tak, w końcu wybraliśmy imię, a raczej ja wybrałam.
– Śliczne!
– Mnie też się podoba – potwierdziłam. – Akurat w tym przypadku byliśmy z Alejandrem zgodni. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie spodziewałam się, że będę miała córeczkę, a tu taka wielka niespodzianka.
Dziewczyny nie mogły się doczekać, kiedy przywiozą noworodka, żeby mogły ją zobaczyć. Były bardzo podekscytowane, najchętniej wyściskałyby i wycałowałyby małą, gdyby mogły.
– A co tam u was?
– Ja już dostałam rozwód, oczywiście z winy byłego męża – wyznała Paula.
– Dobrze, że wygrałaś sprawę – stwierdziłam i posłałam jej szczery uśmiech. – Jesteś w końcu wolną kobietą.
– Postanowiłam w swoim życiu wszystko zmienić. Będę dążyć do tego, by być szczęśliwą, i korzystać z każdej możliwej chwili. Będę cieszyć się z małych gestów i wyciskać życie na maksa. W końcu mamy je jedno – odrzekła.
– Właśnie! W końcu jesteś wolna i już żaden facet cię nie skrzywdzi, bo sobie na to nie pozwolisz.
– Ja też złożyłam pozew o rozwód i wiem, że nic lepszego nie mogłam zrobić dla siebie i dla dzieci – wyznała szczerze Alicja.
– Jestem dumna z was obu. – W moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. – Podjęłyście słuszne decyzje, których nigdy nie będziecie żałować, jestem tego pewna. Ty, Paula, jesteś po rozwodzie, a ty, Alicjo, złożyłaś pozew. Czeka na was całe życie. Powiedz mi, Paulo, co planujesz? Mówiłaś, że masz kontakt z Tobeyem, opowiadaj, bo jesteśmy z Alicją ciekawe.
– Ali już zdążyłam co nieco opowiedzieć po drodze. Przecież przed nią nic nie da się ukryć. – Zachichotała.
– Jesteśmy ciekawe, jakie masz plany, bo się o ciebie martwimy – wyznałam szczerze.
– Cały czas mamy ze sobą kontakt i bardzo się z tego cieszę. Nie wiem, jak miałabym sobie ze wszystkim poradzić sama. Opowiedziałam mu o swoim życiu, jak byłam w Londynie, że jestem nieszczęśliwą kobietą i że mam męża alkoholika. Męża, który bije mnie i moje dzieci. To właśnie wtedy powiedział, że mu na mnie zależy. Wyznał mi, że… – zamilkła na moment. – Że będzie na mnie czekał tyle, ile to konieczne. – Zarumieniła się. – Ostatnio mu napisałam, że jest już po wszystkim, na co się ucieszył i zaprosił mnie do siebie. Za miesiąc lecę do niego do Londynu! – pisnęła podekscytowana.
– O, jak cudownie!
W pewnym momencie przyszła pielęgniarka z moją córką. Wkrótce Livia zaczęła płakać, więc wzięłam ją na ręce i przytuliłam do siebie. Udało mi się ją uspokoić i położyłam ją znów do wózeczka, gdzie dalej spała.
– Napiłabym się kawy – odezwałam się.
– My też – przyznały przyjaciółki.
– To ja idę po napoje, a wy siedźcie. Zaraz wracam – powiedziała Alicja.
– Jestem naprawdę dumna, że zdecydowałaś się na lepsze życie. Na początku będzie ci ciężko, ale na pewno dasz sobie ze wszystkim radę. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na mnie i na swoich rodziców. Wszyscy cię bardzo kochamy.
– Wiem, kochana. Dziękuję za pomoc i wsparcie oraz za dobre słowa. Bez was, moich najlepszych przyjaciółek, nie wiem, czy bym sobie poradziła. Nawet nie wiem, czy odważyłabym się podjąć tę decyzję – odezwała się cicho.
– Trzeba w siebie uwierzyć. Jesteś piękną, wspaniałą kobietą, a przede wszystkim cudowną matką, i tego się trzymaj, kochana. – Paula mnie przytuliła.
– Jestem już. – W progu stanęła Ala.
Opowiadały, co się dzieje w firmie. Zdradziłam im trochę informacji o zmianach, jakie nastąpią, żeby wiedziały, że nie muszą się o nic martwić. W drzwiach pojawił się mąż ze swoimi rodzicami.
– My już właśnie wychodzimy – powiedziały dziewczyny.
– Nie trzeba, jakoś się pomieścimy – odezwała teściowa.
– Niech się pani nacieszy wnuczką. My naprawdę musimy już iść.
Obie pożegnały się i wyszły z sali. Moja teściowa wzięła Livię na ręce i zaczęła płakać z radości.
– Jaka ona śliczna – powtarzała. – Śliczne imię jej daliście, takie niespotykane. – Kiwnęła głową z uznaniem.
– Myśleliśmy nad nim trochę czasu – powiedział Alejandro.
– Raczej ja je wymyśliłam – poprawiłam go. – Jest śliczne i oryginalne. Wszystkim się podoba.
– Następna wnuczka w rodzinie, tak nam się gromada powiększa! – powiedziała Cristi. – Sara też ma dwoje dzieci: chłopca i dziewczynkę.
W końcu rozmowa zeszła na temat pokoju dla małej. Byli przekonani, że będzie śliczny i wszystkim się spodoba. Zapewniali, że o nic nie muszę się martwić, bo wszystko ma być gotowe na nasz powrót.
– Wszystkim zajmuje się nasz syn, więc na pewno będzie dobrze i pięknie. – Cristi chwaliła Alejandra.
Siedziałam i przysłuchiwałam się. W pewnym momencie zrobił się taki gwar, że nie wiedziałam, kogo mam w końcu słuchać. Mimo wszystko czułam się dobrze: we właściwym miejscu i z odpowiednimi ludźmi.
– Kiedy pojawi się twoja rodzina? – zapytała teściowa.
– Mieli przyjechać dzisiaj, ale będą jutro.
– Ten szpital jest wspaniały, wszyscy bardzo mili, a opieka cudowna. – Kobieta szybko zmieniła temat.
– Wiemy, mamo, że taki jest. W końcu jest to prywatna placówka – skwitowałam.
Cały pokój był przepełniony kwiatami, a na podłodze leżały zabawki. Nie miałam już miejsca na kolejne prezenty i upominki.
– Kochanie, wczoraj wieczorem siedzieliśmy z rodzicami w salonie i piliśmy drinki, zaczęliśmy też rozmawiać na temat firmy.
Mąż mnie zaskoczył. Opowiedzieli mi o planach i zmianach, jakie nastąpią, a między innymi to, że wraca Sara.
– Na początku byłem zdezorientowany i… zły. Nikt nie zapytał mnie o zdanie – odpowiedział nieco zamyślony Alejandro. – Zadecydowali bez poinformowania mnie – odrzekł nieco nadąsany.
– Domyślam się, że źle się z tym czujesz, ale rodzice nie chcieli ci nic mówić. Sami chcieli zdecydować. Chcą uniknąć sytuacji, by rodzinną firmą zarządzał ktoś obcy. W końcu mają do tego prawo, są głównymi udziałowcami. – Chciałam nieco usprawiedliwić teściów. Zerknęłam na nich, ale zachowywali się normalnie, nie czuli się zawstydzeni ani niekomfortowo, gdy rozmawialiśmy o nich w ich obecności.
– Złość mi przeszła, gdy zaczęli mi wszystko tłumaczyć – dokończył.
– A jakie masz plany co do Stefano? – zapytałam.
– Nie wiem – powiedział smutnym głosem.
– Mam nadzieję, że nic mu nie mówiłeś, ale i nie proponowałeś.
– Miałem mu zaproponować stanowisko po powrocie z urlopu… – dodał skruszony.
– Dobrze, że nic się nie odezwałeś. Gdybyś to zrobił, wyszedłbyś na głupka. Byłoby to nieprofesjonalne zagranie z twojej strony.
Kiwnął głową, przyznając mi rację. Podszedł do mnie i mocno mnie pocałował.
– Kocham cię i nasze małe skarby.
– Ja ciebie też – odpowiedziałam. – A właśnie! – Spojrzałam na męża i teściów. – Dlaczego nie wzięliście ze sobą Rafaela?
– Usnął przy zabawkach podczas zabawy, nie chciałem go budzić. Niania obiecała, że się nim zajmie. Jutro go przywiozę, nie martw się.
Pielęgniarka znów pojawiła się w drzwiach i tym razem zabrała dziewczynkę ze sobą, tłumacząc mi, że powinnam teraz odpocząć.
– Niedługo, kochanie, będziesz miała kolację. Będziemy już szli.
– Jakoś dzisiaj nie mam apetytu…
– Musisz jeść, żeby szybko wrócić do zdrowia i do nas, do domu – powiedział mąż i czule pogłaskał mnie po głowie.
– Wiem, ale popatrz, jaka jestem gruba… Jak beczka! – rzekłam sfrustrowana.
– To normalne, przecież dopiero urodziłaś.
– Czyli przesadzam? – westchnęłam.
– Pewnie, że tak. Dobrze, kochanie, my się zbieramy. Odpoczywaj. Przyjadę jutro, ale nie wiem o której, bo muszę ogarnąć papierkową robotę.
– Nie martw się, ja i tak nigdzie się stąd nie ruszam – zażartowałam.
Gdy wszyscy wyszli, włączyłam jakiś film. Myślałam też o tym, że jutro znów będziemy miały gości – przyjadą moi rodzice i siostra. Znając nas, zapewne nie będziemy się mogły sobą nacieszyć i nagadać. Może Eva też mnie odwiedzi – zastanowiłam się.
Następnego dnia tuż po śniadaniu przyszedł lekarz na obchód i powiedział, że powinnam więcej wstawać i się ruszać, a nie ciągle leżeć w łóżku. Zrobiłam to, o czym mówił. Na korytarzu zaczepiłam jedną z położnych, która zaprowadziła mnie na salę, gdzie leżały noworodki, w tym moja córeczka. W pomieszczeniu słychać było cichą, relaksującą muzykę, by dzieci były kojone przed delikatne dźwięki. Spojrzałam za szybę, gdzie leżały wózeczki z dziećmi, ale nie mogłam odnaleźć Livii, ponieważ niemal wszystkie bobasy miały odwrócone główki w drugą stronę. Przy każdym z nich były numerki – takie same, jak ich mamy miały na nadgarstku. Czułam ogromne szczęście, gdy w końcu ją dojrzałam. Smacznie spała, a ja przez chwilę ją podziwiałam. Pielęgniarka zauważyła, że ktoś wchodzi do sali, w której przebywałam.
– Widzę, że ma pani kolejnych gości. Nie jest nudno przynajmniej, prawda?
– Tak, zgadza się. Lubię, gdy mnie odwiedza najbliższa rodzina i znajomi – przytaknęłam jej. – Dziękuję za pomoc – zwróciłam się do kobiety i wróciłam do swojego pokoju.
– W końcu przyszliście, tęskniłam za wami – wyznałam szczerze.
– Z siostrą się nie przywitasz? – powiedziała Ana.
Wyściskałyśmy się tak, jakbyśmy się dawno nie widziały. U nas było to całkiem normalne. Zawsze się razem trzymałyśmy i mogłyśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Livia znów dostała różowego misia, ale i piękne ubranka. Ja z kolei dostałam kolczyki i bransoletkę. Mama przyniosła moje ulubione ciasto, które sama upiekła. Rozmawialiśmy o wszystkim, każdemu dopisywał humor, co słychać było po naszym śmiechu. Brakowało mi rozmów z moją rodziną, ponieważ w ostatnim czasie mocno zaniedbałam kontakty z nimi. Gdy byłam w ciąży, kompletnie nic nie chciało mi się robić. Gdy wyjdę ze szpitala i poczuję się lepiej, a i córeczka nieco podrośnie, to nadrobię spotkania ze znajomymi i rodziną.
– W ostatnim czasie byłaś nie do zniesienia – powiedziała Ana.
– Wiem, dlatego wolałam siedzieć w domu i wkurzać domowników, a nie was. – Puściłam jej oko.
– Dobrze zrobiłaś – zażartowała i zaśmiała się.
– Alejandro wpadł na pomysł wyremontowania pokoju dla Livii. Ma pomalować ściany i kupić mebelki, ale wydaje mi się, że on sam tego nie zrobi, o czym mnie gorąco zapewnia. Nie umie robić takich rzeczy – żaliłam się rodzinie. – Wszystko od małego miał podstawione pod nos. Zawsze to komuś zlecali, więc skąd miał się nauczyć – dodałam.
– Tak się zdarza, córciu. U nas było jednak trochę inaczej… – odezwała się mama.
– Z moim taka sama historia. O cokolwiek go proszę, to wiecznie słyszę, że zrobi to potem. Mijają dni, tygodnie, miesiące i nic! A gdy już się wkurzę, zacznę stawiać na swoim, to coś łaskawie zrobi albo zadzwoni po kogoś – poskarżyła się Ana.
– Życie niestety takie jest – powiedziała mama. – Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
– Gdybyś nas, mamo, uprzedziła, to zastanowiłybyśmy się przed ślubem – zażartowałam i roześmiałyśmy się z siostrą.
– Oj, dziewczyny… – zawtórowała nam rodzicielka, a tata przewrócił oczami, śmiejąc się pod nosem.
Ana nie przepadała za moim mężem. Rozumiałam ją, ponieważ Alejandro miał ciężki charakter. Mimo tego był dobrym człowiekiem i dlatego go kochałam. Ludzie, którzy go nie znali, często czuli do niego dystans. Opisywali go jako apodyktycznego, wywyższającego się, upartego i nie znoszącego sprzeciwu. Na początku naszego związku często się kłóciliśmy. Pokazywał, że jest lepszy, i chciał dominować, ale niestety zobaczył, że nie ze mną takie gierki, bo umiem postawić na swoim. Stojąc przed wyborem wiecznych kłótni a kompromisu, najczęściej wybierał drugie rozwiązanie.
Spojrzałyśmy z siostrą na siebie. Nagle zrobiło mi się głupio, ponieważ obgadywałam męża przy najbliższej rodzinie. Nie powinnam była tak postępować. Nikt nie jest idealny. On mimo wszystko był moim mężem, z którym przeżyłam już kilka lat. Moja siostra nie była głupia, domyśla się z moich wypowiedzi, że jej szwagier się zmienił i nie był już taki jak kiedyś. Sama dobrze pamiętam, jak organizował wypady za miasto, żebyśmy się nie nudzili z Rafaelem. Czasami brakowało mi tamtych chwil. Każdy jednak mówił, żeby nie oglądać się za siebie, nie roztrząsać przeszłości. Ważne jest to, co jest przed nami. Musimy starać się ze wszystkich sił, by było tylko lepiej.
Po kilkunastu minutach moja rodzina pożegnała się ze mną. Leżąc w łóżku, nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich dniach, ale nie dawało mi to spokoju. Włączyłam w końcu film, by zatrzymać niepożądane myśli. Sama nie wiem, kiedy zasnęłam.
***
Następne dni były nudne. Mąż mnie nie odwiedzał, bo rzekomo remontował pokój naszej córki.
Kiedy pojawiła się położna, zagadnęłam ją:
– Która jest godzina?
– Już po dziewiątej – oznajmiła.
– Widocznie byłam bardzo zmęczona, że tak długo spałam – powiedziałam do siebie.
Po śniadaniu wzięłam szybki prysznic i zaczęłam się pakować, gdy nagle wszedł Alejandro.
– Co ty robisz?! – krzyknął.
– Nie krzycz – powiedziałam. – Pakuję się.
– Właśnie widzę, ale po to przyszedłem wcześniej, żeby ci w tym pomóc. Kładź się do łóżka!
– Nie krzycz na mnie, przecież mogę to sama zrobić.
– Chcę ci pomóc i już. Jadłaś już śniadanie? – zapytał.
– Jeszcze nie, ale chętnie napiłabym się kawy.
– Zaraz będziemy w domu, mama na pewno już coś przygotowała.
– Dziękuję.
– Co masz w tej torbie? – zapytałam.
– Bieliznę i ubrania dla ciebie, o które mnie prosiłaś, oraz nowe ciuszki dla małej.
– Kupiłeś?
– Nie, mama kupiła.
– Przecież dostała tyle ubranek, że nie zdąży ich wszystkich założyć. Nie ma sensu kupować kolejnych – powiedziałam.
W końcu byłyśmy gotowe do wyjścia. Byłam szczęśliwa, że opuszczam mury tej placówki. Nie mogłam się skarżyć na nic, ale wolałabym być już w domu. Alejandro zaczął wynosić podarunki i kwiaty, które jeszcze się nadawały do zabrania, a resztę wyrzucił. Kiedy wrócił, wziął nosidło z Livią i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Spojrzałam na męża. Powiedział, że da sobie radę, więc nie miałam zamiaru mu przeszkadzać.
Rozdział 2
– Alejandro, czy pokój dla Livii jest skończony? – zapytałam męża. Byłam ciekawa, jak wygląda, ale on nic nie chciał powiedzieć. Ciągle powtarzał, że to niespodzianka. – Wiesz, my, kobiety, z natury jesteśmy ciekawe wszystkiego.
– Mogę tylko powiedzieć, że mamy więcej niespodzianek dla was. – Uśmiechnął się.
– Dobrze, to już nie pytam i cierpliwie czekam.
Wysiadłam z samochodu i byłam szczęśliwa, że w końcu dojechałam do domu. Najbardziej tęskniłam za synkiem. Czułam się tak, jakby nie było mnie kilka miesięcy. Wszyscy z niecierpliwością czekali na nas, a najbardziej na nowego członka rodziny.
– Mama! Mamusia! – krzyczał z radości mój kochany syneczek.
Domownicy nie mogli się nacieszyć moją córeczką. Nosili ją na rękach, a ona była grzeczniutka i patrzyła na każdego. Pewnie się zastanawiała, skąd bierze się ten hałas i kim są wszyscy zebrani wokół niej ludzie.
– Zapraszam na śniadanie – powiedziała teściowa.
Byłam głodna i miałam ochotę na domowy posiłek. Nie mogłam skarżyć się na szpitalne jedzenie, ale i tak nie mogło równać się z tym, które przyrządzane było w domu.
Przy posiłku Cristi zaczęła opowiadać, jaką miała satysfakcję, gdy pomagała przy dekorowaniu pokoju dla najmłodszej wnuczki.
– Czy mogę zobaczyć w końcu ten pokoik? – zapytałam.
– Kochana, przepraszam cię, ale dziewczyny jeszcze nie skończyły układać w szafach, tym bardziej że Livia dostała nowe ubranka i pełno zabawek.
– Nic nie szkodzi – powiedziałam. – Poczekam. Przepraszam was wszystkich, ale idę się położyć.
– Idź, odpoczywaj – odezwała się Cristi. – Obudzimy cię na obiad.
– Idziesz z mamą, synku? – zapytałam Rafaela.
– Nie, chcę tu zostać i się pobawić.
Dałam synkowi buziaka i poszłam na górę do sypialni. Wiedziałam, że Rafael chce popatrzyć na maleńką siostrzyczkę. Byłam przekonana, że nie będzie się teraz nudził. Może za parę lat będą się razem bawić – pomyślałam.
– W końcu w domu, w swoim łóżku – odezwałam się i od razu położyłam.
***
Następnego dnia obudziło nas pukanie do drzwi.
– Może byście w końcu zeszli na dół?
– Już wstajemy – powiedział Alejandro.
Wzięliśmy szybki prysznic, następnie zajrzałam do Livii, przy której czuwała opiekunka, a po chwili byliśmy już w salonie.
– Zaprosiłam gości na obiad – poinformowała Cristi.
– Kto ma przyjść? – zapytał z ciekawości jej syn.
– Sara z mężem.
– Wspaniale – powiedział.
Nie planowaliśmy czasu dla siebie, ponieważ musieliśmy się przygotować na odwiedziny Sary z rodziną. Po godzinie trzynastej zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Otworzę – odezwałam się. Moja szwagierka trzymała w ręku kwiaty i dużego misia oraz jakieś prezenty.
– To dla Livii, a dla ciebie kwiaty i butelka dobrego wina.
– Dziękuję, Saro.
– Dla Rafaela też coś ciocia przyniosła – powiedziała głośno szwagierka, tak, żeby mój syn usłyszał.
Po chwili już stał przy drzwiach i czekał na prezent od cioci.
– Co dla mnie masz? – zapytał ciekawy.
– Chodź, wejdziemy do salonu i pokażę ci, jakie mam niespodzianki.
Po chwili chłopczyk siedział na kolanach siostry męża.
– Zobacz sam, tam w tym kartonie jest coś zapakowanego dla ciebie.
Zaczął rozdzierać papier, a potem kartonowe pudełko.
– Ojej, ciociu! Moje ulubione dinozaury, dziękuję!
Po jakimś czasie wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
– Kochanie, musimy ci w końcu pokazać prezenty, które mamy przygotowane – powiedział Alejandro.
– No właśnie, wczoraj cały dzień na to czekałam i nie mogłam się doczekać – zażartowałam.
– My też z chęcią zobaczymy – odezwała się Sara.
– Zaraz pokażemy ci wszystkie niespodzianki, jakie mamy dla ciebie, ale jest jeden warunek.
– Jaki? – zapytałam zdziwiona.
– Musimy zasłonić ci oczy.
– Czemu? Przecież w nic się nie bawimy – odparłam zdezorientowana.
– Ależ pobawimy się. Musimy cię trochę pokręcić.
– Pokręcić?
– Tak, żeby było weselej i żebyś znalazła swój prezent.
– Nawet nie wiecie, jak bardzo mi się to podoba – odparłam szczerze. – Coś innego, wesołego.
– Pomożemy ci.
– Nie ma potrzeby, sama spróbuję znaleźć moje prezenty.
Sara zawiązała mi opaskę na oczach tak, żebym nic nie widziała.
– Tylko nie podglądaj! – powiedział mąż.
Pokręcili mnie parę razy i miałam iść tam, gdzie mi kazali. Alejandro szedł przy mnie i czuwał, bym się nie uderzyła. Mówił tylko, abym uważała na schody, ścianę i tak dalej. Znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu, w którym czułam delikatny chłód, i zastanawiałam się, gdzie jestem. Mąż wcisnął mi nagle coś do ręki. Gdy delikatnie obmacałam przedmiot, domyśliłam się, że były to klucze.
– Gotowa na prezent? – zapytał mój partner.
– Tak.
– Zapalamy światło – powiedziała Sara.
Zrobiło się jasno i ktoś w tym samym momencie zdjął mi opaskę z oczu. Zaczęłam krzyczeć z radości. W ręku trzymałam kluczyki, a obok mnie stało nowiutkie, czerwone ferrari.
– Jakie piękne! To dla mnie? – Rozpłakałam się z radości.
– Dla ciebie – odrzekł mąż.
Nie mogłam się nacieszyć nowym samochodem. Zajrzałam wszędzie, gdzie tylko się dało. Dotykałam cudowną maszynę i nie mogłam być szczęśliwsza jak właśnie w tej chwili.
– Kochanie, idziemy do domu. To jeszcze nie koniec prezentów i niespodzianek dla ciebie.
Byłam w szoku. Nigdy nie myślałam, że będę miała takie wypasione auto. Już nie mogłam się doczekać pierwszych tras tym cudem.
– Już nie będziemy wiązać ci oczu.
– Idziemy na górę? – zapytałam.
– Tak.
Weszliśmy po schodach i minęliśmy pokój Rafaela. Obok były drzwi do pokoju Livii, które otworzyłam i zaniemówiłam. Ściany były pomalowane na jasnofioletowy kolor. Na suficie wymalowane były piękne wzory, a na jednej ścianie była przyklejona tapeta. Mebelki były biało-różowe, światło miało możliwość zmiany barw i nasycenia, a w tle słychać było cichą i relaksującą melodię dla dzieci.
– Ja… Nie wiem, co powiedzieć. Ten pokój jest taki piękny. Jest idealny! – Odwróciłam się do gości. – Dziękuję wam wszystkim za cudowne prezenty dla mnie i dla moich dzieci. Muszę położyć maluchy do spania – powiedziałam.
– Dzisiaj dziećmi zajmie się niania, ty odpoczywaj. Jeszcze zdążysz się napracować przy nich – powiedział Alejandro.
– Zanim siądę do stołu, pójdę jednak zobaczyć, czy u dzieci wszystko dobrze.
– Pójdę z tobą – powiedział mąż.
Weszliśmy do pokoju syna, który leżał w łóżku, a niania czytała mu bajki. W kołysce zaś spała Livia.
– Dobranoc, syneczku, kolorowych snów – powiedzieliśmy i zamknęliśmy drzwi.
Alejandro złapał mnie za rękę i powiedział:
– Sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Czułam, jak po policzkach spływają mi łzy.
– Ja też jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nigdy nie marzyłam, ani nawet nie śniłam o takim partnerze, a tu po prostu mam takiego cudownego mężczyznę. Nigdy nie myślałam, że będę tak szczęśliwa jak w tym momencie. Kochanie, nic mi nie brakuje do życia. Mam wszystko, co sobie zamarzę. Tylko o zdrowie trzeba prosić Boga – powiedziałam.
– Masz wszystko, na co zasługujesz. O nic nie musisz się martwić. Ja i moja rodzina zadbamy o to, żeby nam i naszym dzieciom nic nie brakowało. Żebyśmy zawsze żyli w dostatku.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Czułam się jak nastolatka.
– Chodź, kochanie, bo nie wypada, żeby wszyscy na nas czekali, przecież są tu dla mnie – powiedziałam. – Nie mogę ich zawieść.
Weszliśmy do salonu, gdzie goście i domownicy czekali na nas.
– Siadajcie już. Co tak długo? – zapytała Sara żartobliwie.
– To wina Alejandra! – zaśmiałam się. – Całować mu się zachciało gdzieś w kącie.