-
promocja
Zostawić stare za sobą. Przewodnik po końcach i nowych początkach - ebook
Zostawić stare za sobą. Przewodnik po końcach i nowych początkach - ebook
Opowieść o transformacji i dojrzewaniu w obliczu zmian. O odwadze, jakiej wymaga zamykanie rozdziałów, i sile, jaką możemy w tym odnaleźć.
Strata – nie tylko w wymiarze osobistym, ale też społecznym – to jedynie punkt wyjścia. To książka o tym, jak końce mogą stać się początkami, jak żegnanie tego, co już nam nie służy, otwiera przestrzeń na coś nowego. To zaproszenie do spojrzenia na swoje życie z innej
perspektywy. Co żegnam? Co chcę przywitać? Jak zrobić miejsce na to, co zdrowsze, mądrzejsze, pełniejsze? I jak mogę świadomie kształtować swoją przyszłość?
To przewodnik po zmianie – napisany z czułością, ale i z determinacją, by spojrzeć w oczy temu, co nieuniknione.
Zostawić stare za sobą? Można jedynie idąc przed siebie i zajmując się tym, co będzie, a nie tym, co było. To chyba najtrudniejsze zadanie – lub raczej wyzwanie – które daje nadzieję na dobrą przyszłość.
Autorka z troską i dojrzałością pokazuje nam drogę, którą sama podąża. Dzięki jej erudycji i wspaniałym przewodnikom, których nam przedstawia, my też nie pobłądzimy.
dr Ewa Woydyłło
Ta książka działa jak buddyjska przypowieść. Mówi dużo o samotności, bólu i stracie, a jednak wzbogaca i napełnia otuchą. Traktuje o przytłaczających wyzwaniach, przed jakimi stoimy, lecz odmawia kapitulacji i zachęca do mądrego działania. Dowodzi, że na świecie jest wielu wspaniałych ludzi, którym naprawdę zależy. Przynosi iskierkę nadziei.
prof. Bartłomiej Dobroczyński
| Kategoria: | Poradniki |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8387-892-8 |
| Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka, którą trzymasz w dłoniach, jest efektem kilkuletniej podróży oraz wielu przeprowadzonych rozmów, wysłuchanych wykładów i osobistych refleksji.
Gdy rozmawiałam z Marysią Tengowską, wydawczynią z W.A.B. o tym pomyśle, zastanawiałam się, czy poradzę sobie z tak wielkim tematem, jakim jest strata. Czy mam coś istotnego do powiedzenia w tej kwestii? Najbardziej osobistym doświadczeniem, na które mogłabym się powołać, była śmierć mojej mamy – miałam wtedy dwadzieścia sześć lat. Ale czy chciałabym napisać o tym książkę? Wtedy byłam pewna, że nie. Kiedy jednak zaczęłam zastanawiać się nad samą istotą straty i tym, jak ją rozumiem, zdałam sobie sprawę, że odejście mamy nie było jedynym doświadczeniem straty, jakie mnie spotkało. Na przestrzeni lat doświadczałam rozstań, kończyłam przyjaźnie, zamykałam jedne projekty i rozpoczynałam kolejne. Zrozumiałam więc, że strata ma o wiele szerszy wymiar, niż początkowo sądziłam.
Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że każde z tych doświadczeń coś we mnie zmieniało i skłaniało do głębokiej refleksji. Czułam, że dzięki nim dojrzewam. Za każdym razem, gdy żegnałam się z jakimś elementem swojego życia, otwierałam się też na coś nowego. Czy strata nie jest więc jednocześnie rodzajem zmiany? A co z dynamicznie zmieniającym się światem? Przecież on także podlega nieustannym transformacjom. Ani się obejrzałam, a byłam już zdecydowana i pełna zapału, by zmierzyć się z tym wyzwaniem.
Ciekawe jest to, że mimo uniwersalności tematu straty wciąż otacza go pewna społeczna zmowa milczenia. Być może dlatego, że kojarzy się nam on z cierpieniem i nieodwracalnym końcem, z którymi trudno się pogodzić. Żegnanie tego, co pozostawiamy za sobą, nigdy nie jest łatwe. Ale czy koniec nie jest z definicji również początkiem czegoś nowego?
Głęboko wierzę, że tych dwóch rzeczywistości nie da się rozpatrywać w oderwaniu od siebie. Pisząc tę książkę, obracałam więc w dłoni monetę, której dwóch stron nie sposób od siebie oddzielić. Moim celem było postawienie akcentu na to, dokąd zmierzamy – zarówno na poziomie indywidualnym, jak i społecznym. Jak możemy pomóc sobie przywitać to, co zdrowsze, mądrzejsze, bardziej zrównoważone? To zaproszenie do refleksji: kim byłam/byłem? Kim jestem dzisiaj? Gdzie obecnie się znajduję? Kim pragnę być? I w jaki sposób mogę się taką/takim stać? Jaki mam wpływ na swoje życie oraz na świat, którym targają różne kryzysy?
Książka ta nie ma formy klasycznego wywiadu z pytaniami i odpowiedziami – jest raczej przestrzenią, w której osoby, z którymi miałam zaszczyt rozmawiać, a które od dziś i ty zaczniesz poznawać, dzielą się swoimi przemyśleniami i wiedzą. Ich słowa wywarły na mnie ogromny wpływ i mam nadzieję, że również ciebie skłonią do refleksji.
Czasami, zainspirowana rozmową, pozwalałam sobie na własne przemyślenia, dzieląc się osobistą perspektywą i kontekstem swoich doświadczeń. Często wracałam wspomnieniami do wydarzeń, które mnie ukształtowały. Zdarzało się również, że aby lepiej zgłębić dany temat, sięgałam po fakty, dane statystyczne i wyniki badań. Niekiedy wraz z rozmówczyniami i rozmówcami proponowaliśmy różnego rodzaju ćwiczenia. Mam nadzieję, że ten zbiór myśli sprowokuje cię do refleksji na temat tego, gdzie ty dzisiaj jesteś. Czy obecnie coś w swoim życiu żegnasz? Co chcesz przywitać? Co czeka cię za rogiem?
Punktem wyjścia była dla mnie strata na poziomie indywidualnym, ale ponieważ nie funkcjonujemy w oderwaniu od kontekstu, a nasze osobiste wybory mają realny wpływ na świat, w którym żyjemy, postanowiłam rozważyć również aspekty zmieniającej się rzeczywistości. Na jakim zakręcie jako społeczeństwo obecnie się znajdujemy? Jaki świat żegnamy? A co najważniejsze, jaki chcemy przywitać? I jaki mamy na to wpływ?
Jeden z moich pierwszych tatuaży to zdanie, które zanotowała moja mama, kiedy zachorowała: „Zostawić stare za sobą”. Odkąd zrobiłam zdjęcie tej krótkiej notatce, noszę te słowa głęboko w sercu. Stały się moim osobistym mottem, przypominając mi, by nie zatrzymywać się w miejscu, ale pozostawać w ruchu, a co za tym idzie – stale się rozwijać. Mieć odwagę żegnać to, co należy do przeszłości, i jednocześnie otwierać się na nowe. Niech to nowe będzie zawsze lepsze i zdrowsze!
Z tremą, ale przede wszystkim życzeniami pozostawania w nieustannym w ruchu, zawsze blisko tego, co najważniejsze. W równowadze, zdrowiu i miłości. Dobrej lektury!
Przygoda czeka!ROZDZIAŁ 0. LABORATORIUM
Czasami najtrudniejsze okazuje się zaakceptowanie rzeczywistości taką, jaka jest. Uwolnienie się od marzeń, że mogło być inaczej. A przecież nie mogło. Kiedy coś się kończy, to się kończy. Już tego nie ma. Ból, który pojawia się w takich momentach, często wynika z tęsknoty, ale to, co go dodatkowo potęguje, to niezgoda na rzeczywistość. W chwilach, gdy najintensywniej to odczuwałam, moją mantrą było: przejść przez to, co się dzieje, jak najłagodniej i najszybciej. Bez unikania bólu, będącego naturalną częścią takiego doświadczenia.
Definicja zdrowia psychicznego, która w ostatnim czasie najbardziej do mnie przemawia, mówi, że jest to umiejętność utrzymania w sobie ambiwalentnych uczuć, a zatem pomieszczenie w sobie nawet uczuć sprzecznych. Ostatnie doświadczenie straty, na którego podstawie piszę ten rozdział, stało się dla mnie swoistym kontenerem, pojemnym zbiornikiem. Znalazło się w nim miejsce na różne uczucia, które przypływały i odpływały jak fale. Starałam się nie przyspieszać ich ani nie przytrzymywać. Obserwowałam, jak wypełniają moje ciało, osiągają punkt kulminacyjny i wreszcie transformują.
W moim kontenerze mieściły się więc współczucie, empatia i zrozumienie, ale jednocześnie złość, żal i smutek. Zrezygnowałam z walki ze sobą, by poczuć się inaczej, i starałam się dopuszczać i obserwować własne emocje. Dzięki temu kontenerowi mogłam być wobec siebie czuła. Wierzę, że tylko wychodząc od czułości i zrozumienia, możemy zaopiekować się sobą w mądry i świadomy sposób.
To doświadczenie było jak wewnętrzne laboratorium emocji. Momentami czułam, jakbym miała na sobie biały kitel i okulary, a przed sobą mikroskop, dzięki któremu sięgałam wzrokiem do wnętrza siebie. Uważna i skupiona, zaglądałam w głąb własnych emocji, usiłując rozpoznawać je bez etykietowania. Starałam się rozróżnić uczucia prawdziwe od rzekomych, czyli od moich interpretacji zachowań innych osób. Kiedy słyszę wewnętrzny głos mówiący: „Czuję się ignorowana, lekceważona, odrzucona, nieważna”, wiem, że to ślepa uliczka, która prowadzi do wypalającej frustracji. Wszystkie te rzekome uczucia są tak naprawdę przykrywką dla czegoś głębszego. Mogę odbierać pewne zachowania jako objaw ignorancji albo lekceważenia, ale gdy zajrzę pod powierzchnię, okazuje się, że tak naprawdę czuję złość i żal. Gdy to rozpoznaję, docieram do źródła. Czuję ulgę, bo to swoją złością i żalem chcę się zaopiekować.
Kiedy dopuszczam do siebie uczucia właściwe, mogę zadecydować, co z nimi zrobić i jak zareagować. Czy wyrazić je w bezpośredniej rozmowie z drugą osobą? Może napisać jej esemesa? A może lepiej zachować je dla siebie i dać sobie czas, by fala emocji przetoczyła się przez moje ciało? Może zdecyduję się wykrzyczeć je w poduszkę, wypłakać się komuś w rękaw lub zacznę pisać. To mi ostatnio bardzo pomagało. Tak jak dzisiaj, kiedy podsumowuję rozstanie.
Myślę, że rozpoznawanie emocji i spotykanie się z nimi w świadomy sposób to praca na całe życie. Są okresy, kiedy jest lżej – czuję wtedy, że wszystkie dotychczasowe podjęte przeze mnie działania dają efekty. Jestem bardziej osadzona w sobie, pewniejsza siebie, widzę klarowniej. Ale jak to w życiu bywa, zazwyczaj kiedy już na dobre przyzwyczajam się do myśli, że teraz będzie już całkiem gładko, orientuję się, że niepostrzeżenie do codzienności wkradły się stare utarte sposoby radzenia sobie z wyzwaniami. Zazwyczaj to te, które tylko z pozoru pomagają mi uniknąć dyskomfortu. Wtedy wracam do laboratorium. Zadaję sobie odpowiednie pytania i szukam na nie szczerych odpowiedzi.
Dla ułatwienia podaję tutaj – być może dla kogoś z was, ale i dla siebie – przydatne rozróżnienie. Dla mnie zobaczenie różnicy pomiędzy uczuciem prawdziwym a tak zwanym rzekomym – rozróżnienie tego, co jest de facto moją myślą czy interpretacją mojego lub czyjegoś zachowania, a tym, co czuję u źródła, było jak eureka. Wspaniale te kwestie wyjaśnia Marshall B. Rosenberg w książce Porozumienie bez przemocy:
Częstym nieporozumieniem jest używanie słowa „czuję” bez faktycznego wyrażania uczucia. Na przykład w zdaniu: „Czuję, że nie dostałam uczciwej oferty” słowo „czuję” można by dokładniej zastąpić słowem „myślę” (…). W NVC (Porozumienie bez Przemocy) rozróżniamy słowa wyrażające rzeczywiste uczucia i te, które opisują to, kim według nas jesteśmy¹.
Tak samo sprawa dotyczy tego, kiedy nasze uczucia mieszają się nam z interpretacją zachowań innych osób wobec nas.
Pomocne jest rozróżnianie słów opisujących to, co według nas robią inni wokół nas, od słów opisujących rzeczywiste uczucia. Poniżej znajdują się przykłady stwierdzeń, które łatwo pomylić z wyrazami uczuć: w rzeczywistości ujawniają one więcej tego, jak myślimy, że zachowują się inni, niż to, co sami faktycznie czujemy. Przykładem będzie stwierdzenie „Czuję się nieistotny dla osób, z którymi pracuję”. Słowo „nieistotny” opisuje to, jak myślę, że inni mnie oceniają, a nie rzeczywiste uczucie, które w tej sytuacji może brzmieć „Czuję się smutny” lub „Czuję się zniechęcony”. (…) Bez wątpienia zdarzały się chwile, kiedy myśleliśmy, że jesteśmy ignorowani, a naszym uczuciem była ulga, ponieważ chcieliśmy być pozostawieni samym sobie. Bez wątpienia zdarzały się jednak inne chwile, kiedy czuliśmy się zranieni, kiedy myśleliśmy, że jesteśmy ignorowani, ponieważ chcieliśmy być zaangażowani. Słowa takie jak „ignorowany” wyrażają sposób, w jaki interpretujemy innych, a nie to, co czujemy (…). Składnikiem niezbędnym do wyrażania siebie są uczucia. Rozwijając słownictwo uczuć, które pozwala nam jasno i szczegółowo nazwać lub zidentyfikować nasze emocje, możemy łatwiej nawiązać ze sobą kontakt. Pozwolenie sobie na bycie wrażliwym poprzez wyrażanie naszych uczuć może pomóc w rozwiązywaniu konfliktów².
Istnieje wiele źródeł, które pomagają powiększyć słownictwo emocjonalne – jak chociażby broszurka przygotowana przez The Center for Nonviolent Communication, którą za darmo można pobrać ze strony organizacji – www.cnvc.org.
Jak mówi Marshall Rosenberg na stronie otwierającej tę czterostronicową, choć niezwykle pouczającą lekturę:
Nie ma emocji pozytywnych ani negatywnych, są tylko emocje, które odczuwamy, gdy nasze potrzeby zostają zaspokojone, i emocje, które odczuwamy, gdy nasze potrzeby nie zostają zaspokojone³.
Głęboko biorąc sobie do serca słowa Marshalla, staram się jak najlepiej uświadamiać sobie własne uczucia, myśli i procesy, jednocześnie unikając nadmiernej ingerencji w nie. Pragnę, by życie swobodnie przepływało przeze mnie we wszystkich swoich barwach – chcę doświadczać go w całej jego głębi. W filmie dokumentalnym Jon Batiste. Amerykańska symfonia pisarka Suleika Jaouad, żona muzyka od lat zmagająca się z białaczką, wypowiedziała słowa, które sobie zanotowałam: „Chcę, żeby życie mnie przejmowało. Chcę czuć, co się wydarza. To, co piękne, i to, co trudne”.
Zgadzam się z nią całkowicie. Wierzę, że najlepiej przeżyję życie, gdy będę w nie głęboko zaangażowana. Kiedy odczuwam to, co się wydarza, dryfuję razem z tym, co przepływa przeze mnie, pozostając w ruchu. Nie zatrzymuję się, nie zastygam w miejscu. Będąc w nieustannym ruchu, daję sobie największą szansę na zmianę, na to, by rzeka życia zabrała mnie w lepsze, zdrowsze miejsca. Staram się być jak najbliżej siebie, w lojalności, szczerości, w prawdzie. Obserwować i czuć jednocześnie. Oczywiście nie da się ciągle pływać w intensywnych uczuciach. Czasami potrzebuję przerwy, aby po prostu obejrzeć film, zająć się pracą, pójść na trening, zadzwonić do przyjaciółki, wyregulować emocje. Świadomie, czasem trochę na siłę, przekierowuję swoją uwagę na inne tory.
Regulacja emocji to wszystkie działania, które podejmujemy, żeby wpłynąć na nasz aktualny stan emocjonalny – obniżyć, nasilić lub zmienić odczuwane przez nas emocje. Część procesów regulujących emocje zachodzi automatycznie, poza naszą świadomą kontrolą, podczas gdy inne wymagają od nas świadomego wyboru i aktywnego działania. Tematyką regulacji emocji zajmuje się w Polsce Andrzej Silczuk, lekarz z doświadczeniem klinicznym, specjalizujący się w psychiatrii i psychiatrii uzależnień. Jest także edukatorem, podcasterem, wykładowcą uniwersyteckim oraz pełni funkcję dyrektora medycznego w Wellbee. Miałam przyjemność gościć go w podcaście Osobiste rozmowy holistyczne.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wytrwanie w poczuciu bezradności wobec sytuacji, na którą nie mamy wpływu, bywa niezwykle trudne. Wierzę jednak, że nawet wtedy można odnaleźć w sobie poczucie sprawczości. Jeśli widzę siebie jako osobę sprawczą wobec własnych emocji, myśli i reakcji, pozostaję wolna, bo mam wybór, a tym samym – wpływ na to, co dzieje się we mnie. Wybór ten dotyczy przede wszystkim tego, jaką jestem osobą, jak zareaguję na to, co mnie spotyka, i co w związku z tym odczuję. Obejmuje także decyzję, przez jaki pryzmat spojrzę na daną osobę czy sytuację.