- W empik go
Zostawmy to na potem. Część 2 - ebook
Zostawmy to na potem. Część 2 - ebook
Gdy najczarniejszy scenariusz okazuje się tylko wierzchołkiem góry lodowej…
Gorące noce, przepych i blichtr, fascynująca kultura i świat wielkiego biznesu – oto Dubaj! To właśnie tutaj dla Viktorii Okrasińskiej rozpoczyna się nowy etap kariery, którego zwieńczeniem ma być podpisanie lukratywnego kontraktu. W egzotycznej podróży towarzyszy jej kuzyn Roman i przyjaciółka Ewelina, przyciągająca wzrok tutejszych mężczyzn swoją nietuzinkową urodą. Cała trójka świetnie się bawi, zwiedzając miasto i poznając lokalne obyczaje. Wkrótce jednak pojawiają się pierwsze trudności. Negocjacje biznesowe okazują się dużo trudniejsze, niż mogli przypuszczać, a w dodatku podczas jednego z przyjęć Ewelina znika bez śladu. Viktoria postanawia za wszelką cenę odnaleźć przyjaciółkę, nie zdając sobie sprawy, że chcąc ją uwolnić, będzie musiała zmierzyć się z jedną z najlepiej zorganizowanych grup przestępczych w Dubaju…
Po chwili rozmowy z Bakirem Viktoria zaczęła odczuwać, jak po całym ciele przechodzą ją ciarki, a na karku cierpnie jej skóra. Od Bakira biło coś dziwnego, nieprzyjemnego, czego nie potrafiła określić. Właściwie na pozór nie mogła mu zarzucić nic złego, jednak było w nim coś bezczelnego, odpychającego. Jakiś fałsz wyzierający spod zbyt małej maski. Gdy na niego patrzyła, odniosła wrażenie, że zaraz zza kołnierza wylezą jakieś oślizłe robale, pluskwiaki czy grube pijawki żądne krwi i rozejdą się po pokoju, włażąc im na nogi i pod ubranie, i będą mieli ich wszędzie pełno. Na samą taką myśl zatrzęsło Viktorią dosyć mocno, na co zwrócił uwagę Roman.
Musiała wziąć się w garść, bo ważny był kontrakt, a nie sam kontrahent. Napiła się wody i wzięła głęboki oddech. Odsunęła nieprzyjemne myśli, słuchała i zastanawiała się, jak długo ta parodia negocjacji będzie trwała. I czy w ogóle uda się im osiągnąć jakieś porozumienie. Zaczynała mieć coraz większe wątpliwości.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-690-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
2. Roman Ossowiecki – kuzyn Viktorii, z którym wspólnie prowadzi rodzinną firmę
3. Ewelina Nowicka – przyjaciółka Viktorii
4. Genowefa Krzemieniecka – mieszkająca we Wrocławiu przybrana ciocia Viktorii
5. Jadwiga Dobrowolska – przyjaciółka Viktorii, która mieszka we Wrocławiu
6. Jasiu i Kasia – dzieci Jadzi
7. Krzysztof Lubieniecki – partner Jadzi
8. Zuzanna i Daniel Graniccy – przyjaciele Viktorii, architekci, którzy prowadzą pracownię architektonicznąDUBAJ
1. Adam Appia – przyjaciel Viktorii i Romana. Prawnik, który wspólnie z nimi prowadzi kancelarię
2. Sahid Nardili – znajomy Viktorii i Romana z Dubaju
3. Alam Bakir – przedsiębiorca z Dubaju, z którym Ewelina podjęła współpracę
4. Izabella Sielber – koleżanka Eweliny
5. Asim – chłopak z hotelu
6. Marek Jankowski – kolega Viktorii
7. Jacek Goldman-Leszczyński – specjalista w zakresie poszukiwań osób zaginionych
8. Jurek Brzozowski – współpracownik Jacka
9. Wojtek Okulski – współpracownik Jacka
10. William Taylor – współpracownik Jacka
11. Paweł Karowski – emerytowany lekarz wojskowy
12. Salim Hardili – znajomy Marka z Dubaju, oficer służb
13. Abdul Hamid – szef organizacji przestępczej, zajmującej się przemytem
14. Nadim Mahmud – syn Abdula Hamida
15. Kamal Abbasa – kuzyn Sahida
16. Carin Marenotti – analityk finansowy, przybrana córka Marka
17. Jasar Bakir – syn Alama BakiraCZWARTEK
20 CZERWCA
Podróż powrotną do Wrocławia odbyli znacznie spokojniej. Nikt im nie zajeżdżał drogi, tak jak to było, gdy wybierali się do Przesieki.
Ciocia Gienia powitała wszystkich z radością. Najpierw jednak należało wytarmosić zwierzęta. Kotka Kizia była trochę obrażona, ale łaskawie dała się udobruchać Viktorii świeżutką polędwicą. Wygłaskali również psy, które kręciły się dookoła nóg, utrudniając wejście do domu – trącały Viktorię i Romana mordkami, popiskiwały ze szczęścia i niecierpliwie czekały na swoją kolej do pieszczot.
– No nareszcie jesteście, myślałam już, że nie wrócicie. Nawet zastanawiałam się, czy do was nie pojechać. Moje dzieci kochane! – powiedziała ciocia, całując wszystkich. – Tak się cieszę, że wróciliście!
– My także, ciociu – powiedział rozbawiony Roman, przytulając ją do siebie i całując w czoło.
– Bo mi kości połamiesz, Romeczku! – krzyknęła rozradowana ciocia. – Tak to jeszcze nie było, żem sama tyle czasu pozostała w domku. No, Krzysiu i Łukaszek byli, ja wiem. Rozpakujcie się szybko, obiad podam za chwilę, a potem Vikusia opowie, co tam się działo – zaznaczyła ciocia Gienia z tajemniczym uśmiechem, spoglądając podejrzliwie zza okularów na Viktorię.
– Dzień dobry, ciociu Gieniu – powiedziały dzieci, ściskając ją mocno.
– Moje dzieciaczki kochane! – szepnęła wzruszona ciocia, przygarniając Jadzię i dzieci.
Roman i Viktoria wnieśli swoje bagaże od razu do sypialni. Jadzia z dziećmi poszła do siebie. Trochę czasu zajęły im wszystkie czynności, zanim wspólnie usiedli do stołu. Najważniejsze jednak, że atmosfera była przyjemna, niemalże sielska.
– Ponieważ tam jadaliście same frykasy, dzisiaj zrobiłam zwyczajny polski obiad. Schabowy z młodymi ziemniaczkami i do tego nasza kiszona kapustka z młodą marchewką, cebulką i pietruszką – powiedziała zadowolona gospodyni, uśmiechając się szeroko. – A na deser domowy budyń i nasze maliny z ogrodu.
– Wspaniale, ciociu – powiedział Roman, całując ją w rękę. – Uwielbiam prawdziwą polską kuchnię.
– Wszyscy uwielbiamy naszą kuchnię, może nie za często, ale od czasu do czasu jak najbardziej, a w wykonaniu cioci to mistrzostwo świata – dodała z uśmiechem Viktoria.
Prawda była taka, że Viktoria prawie nie jadała ziemniaków, a jeżeli już się na nie zdecydowała, wówczas rezygnowała z mięsa, nakładając sobie tylko surówki lub zapiekane warzywa. Ich dziadek postępował dokładnie tak samo. Ciocia jednak nie zapomniała o Viktorii i przygotowała jej ulubione kiperusze, czyli długą paprykę nadziewaną farszem z mięsa wymieszanego z odrobiną ryżu, podobnym jak do gołąbków.
– Po obiedzie, gdy już się rozpakujecie, zrobimy kawę i Vikusia opowie mi, co tam w Przesiece się działo – powiedziała ciocia Gienia, już drugi raz sygnalizując, że czeka na relację z Przesieki. Musiało do niej dotrzeć nieco więcej informacji.
Całkiem możliwe, że słyszała rozmowę Jadzi z Krzysiem, pomyślała Viktoria. Postanowiła więc zaraz po obiedzie opowiedzieć o wydarzeniach, nie poruszając jednocześnie drastycznych momentów, by niepotrzebnie nie denerwować cioci.
Po pysznym posiłku Jadzia zajęła się dziećmi, a Roman i Viktoria zabrali się za sprzątanie. Ciocia nie wytrzymała i poprosiła, by już teraz opowiedzieć o tym, co się stało w Przesiece. Przekazanie wszystkich wydarzeń z minionych dni oraz jaki przebieg miało całe wesele i co tak naprawdę się stało z sukienką Zuzanny, zajęło dłuższą chwilę. Na końcu, w miarę delikatnie, Roman wyjawił kilka szczegółów o napadzie na Viktorię. Podczas opowiadania porządkowali kuchnię, uzupełniając nawzajem swoje wypowiedzi. Ciocia natomiast uważnie słuchała, szykując podwieczorek.
– Potem Karol zawiózł mnie do szpitala, tam założono mi kilka szwów i nic takiego właściwie się nie stało – zakończyła Viktoria, odsłaniając lewy bok, by pokazać opatrunek.
– To przerażające! – powiedziała ciocia, załamując ręce. Zastanawiała się przez moment. Patrzyła na nich badawczo, coś tam powiedziała pod nosem i machnęła ręką. – A wracając do sukienki Zuzanny, przyznam, że ta cała pani Laura chyba nie jest normalna. Nie mówię o tym, co mogła zrobić własnemu synowi! I w ogóle, jak można postępować w taki sposób wobec ludzi?! A tych bandziorów to mam nadzieję, że skażą na długie lata więzienia. Sama bym ich sprała! – powiedziała oburzona, wyciągając zaciśniętą pięść. Ponownie dodała jakiś swój komentarz pod nosem, kręcąc głową i robiąc groźną minę.
Roman i Viktoria nie komentowali. Chcieli przede wszystkim szybko zmienić temat, więc zaparzyli kawę i przeszli do salonu, zabierając także ciasto.
Ciocia upiekła ich ulubiony pleśniak z truskawkami, a do tego zrobiła sos śmietankowy z odrobiną soku różanego.
– Pychotka, ciociu, uwielbiam pleśniak z sosem – powiedział zachwycony Roman, całując kobietę w rękę.
– Fakt! To ciasto w wydaniu cioci jest przepyszne – dodała z entuzjazmem Viktoria.
– Kochana ciociu, w poniedziałek wyjeżdżamy do Dubaju – zakomunikował Roman, by uprzedzić, jakie mają plany.
– Do jakiego Dubaju? I po co tam jedziecie? Toż dopiero przyjechaliście. Nie możecie posiedzieć trochę w domu, jak przyzwoici ludzie? – Ciocia wyraźnie się oburzyła, choć należy przyznać, że zawsze tak mówiła, gdy tylko przychodził czas na ich powrót do Szwajcarii lub na Sardynię.
– Jedziemy do Dubaju służbowo – wyjaśniła Viktoria. – Pamięta ciocia Ewelinkę?
– Naturalnie, że pamiętam. Taka pulchna piękność – odparła z zachwytem ciocia. – Aż dziw bierze, że jeszcze żaden chłop się na niej nie poznał. Za moich czasów za taką kobietą uganiałby się cały tabun mężczyzn, a tu nic!
Roman na te słowa zakrztusił się kawą.
– Co też Romek taki nieostrożny! Poklepać po pleckach? – Ciocia szybko podeszła i klepnęła go dosyć mocno. Cała scena wyglądała dość zabawnie, zwłaszcza że w jednej chwili Roman próbował uwolnić się od kaszlu, hamował wybuch śmiechu i starał się ukryć lekkie zakłopotanie. Po chwili jednak odzyskał głos.
– Tak jakoś samo wyszło, zdarza się czasami – odparł nieco zachrypniętym głosem, wypijając szybko pół szklanki wody. Odchrząknął kilka razy, a po chwili całkowicie odzyskał zdolność mówienia.
– Wyjaśnijcie dokładniej, co z tą Ewelinką? – poprosiła ciocia, trochę podejrzliwie przyglądając się Romanowi, ale nie ciągnęła tematu braku chłopów w życiu Eweliny.
– Jedziemy podpisać umowę z nowym dostawcą materiałów – wyjaśniła Viktoria. – Ona ma małe doświadczenie w tego rodzaju umowach. Ciocia rozumie, że sprawy związane z kontraktami należą do moich obowiązków. Poza tym Ewelina nie zna zasad negocjacji, których należy przestrzegać w krajach arabskich. Wspominam mój pierwszy kontrakt z przedsiębiorcą z Bliskiego Wschodu. Wówczas pomógł nam Adam Apia. To ten kolega Romana, pamięta go ciocia, także prawnik, a znają się z Romanem jeszcze ze Stanów Zjednoczonych. Gdyby nie on, moglibyśmy wówczas stracić bardzo dużo pieniędzy, nie wspominając o samym kontrakcie. Dlatego powinniśmy pojechać z Eweliną, samej jej tam nie puszczę, ciociu! Oprócz tego lecimy do Dubaju załatwić również nasze interesy – zakończyła z uśmiechem.
– Pana Adasia pamiętam. Miły i szczery człowiek – odparła ciocia, spoglądając na nich w dziwny sposób. Milczała krótką chwilę. – Na jedną rzecz muszę wam zwrócić uwagę – dodała, przyglądając się uważnie Romanowi. – Gdy już będziecie w tym Dubaju, Vikusiu, pilnujcie tej Ewelinki – powiedziała ciocia ściszonym głosem, tak jakby ktoś ich podsłuchiwał. Ale w dalszym ciągu przyglądała się tajemniczym wzrokiem Romanowi, co natychmiast zwróciło uwagę Viktorii, która zastanowiła się nad osobliwym zachowaniem cioteczki. – Mężczyźni w tamtych krajach zwracają dużą uwagę na takie piękne kobiety. Ona jest blondynką i ma niepowtarzalny kolor włosów, a do tego figurę, która rzuca się w oczy nawet z daleka. No, no! Moi kochani, pilnujcie jej tam – dodała, wyciągając w ich kierunku palec wskazujący, i ponownie zamyśliła się na krótki moment. Potem spojrzała na Romana, przyjrzała się mu uważnie, lecz nic nie powiedziała.
– Prawdę mówiąc, o tym akurat nie pomyślałam. Dobrze, że ciocia zwróciła na taki szczegół uwagę. Dziękuję – wtrąciła Viktoria.
Roman siedział do końca rozmowy z zagadkową miną, nie odezwał się ani jednym słowem, tylko się uśmiechał. Cała rozmowa była dla niego odrobinę niezręczna. Przecież dopiero co poznał Ewelinę. Czuł, że jest to kobieta jego życia i zależy mu na niej. Oczarowała go swoją osobowością, była naturalna i nie udawała kogoś innego. Miała niezwykłe poczucie humoru i to „coś”, czego brakowało jego wcześniejszym partnerkom.
Niestety, Viktorii i Romanowi nie przyszło do głowy, by słowa cioci potraktować znacznie poważniej. Gdyby się odrobinę zastanowili nad jej uwagą, być może uniknęliby nieprzyjemnych i przerażających doświadczeń, które mieli w niedalekiej przyszłości napotkać. Ich rozmyślania przerwało wejście Jadzi z Krzysiem.
Krzyś był brunetem, odrobinę wyższy od Jadzi, z gęstymi włosami i pięknym uśmiechem. Nie należał do przystojnych mężczyzn, ale miał w sobie pewnego rodzaju urok, a do tego niecodzienne poczucie humoru. Niewątpliwie był człowiekiem, z którym nie można się nudzić.
Viktoria wyszła z Jadzią do kuchni przygotować kawę, zostawiając ciocię z Romanem i Krzysiem w salonie, z którego dochodziły do nich śmiechy oraz głośna rozmowa. Chciały zamienić parę słów, jednak po chwili przyszedł Roman po dzbanek z wodą.
– To lubię! – powiedział w progu. – Sielska atmosfera i pełen luz. Można powiedzieć, że tego nam brakowało.
– A co? W Przesiece nie czujesz się dobrze? – zapytała Jadzia.
– Ależ skądże znowu! Tam jest cudownie, ale nasza ciocia potrafi stworzyć jedyny w swoim rodzaju klimacik i właśnie tego mi brakowało – odparł Roman. I dodał to, o czym rozmawiali w Przesiece: – Szkoda, że nie możemy mieszkać wszyscy razem w jednym miejscu.
– Podczas naszej ostatniej rozmowy na ten temat doszliśmy do wniosku, że jeden i drugi dom ma swoje zalety. Ja nie chciałabym wyprowadzać się z Wrocławia, a dom w Przesiece łączy całą naszą rodzinę. Zauważcie, że nawet nasze kuzynki bardzo chętnie przyjeżdżają do Przesieki i czują się tam swobodnie. Co prawda, gdy one tam przebywają, zaczyna się istny cyrk w całej wsi, a nasi sąsiedzi dopytują, kiedy one wreszcie wyjadą – zachichotała Viktoria.
– Masz rację! Coś jest w tym, co powiedziałaś. A właściwie powinienem dodać, że gdy Stephanie, Caroline oraz Melanie znajdują się razem w jednym czasie i miejscu, to wówczas zaczyna się koniec świata. I tylko Viktoria umie sobie z nimi trzema poradzić i zapanować nad ich temperamentem – stwierdził Roman.
– Nie zapominaj o naszej Nineczce, która także doskonale sobie z nimi radzi – wtrąciła Viktoria.
– No tak, masz rację. Ale one się jej po prostu boją – odparł Roman z drwiącym uśmiechem.
– Długo będziecie tak gadać w tej kuchni?! – krzyknęła do nich ciocia.
– Już idę! – odpowiedział Roman. – Pośpieszcie się, bo ciocia się niecierpliwi – dodał radosny jak skowronek i wyszedł.
– Co on taki rozbawiony? Wygląda jak Caroline, która wróciła z „balu karnawałowego w lipcowy poranek”! – stwierdziła Jadzia.
– Może się mylę, ale chyba chodzi o Ewi. Zauważ, że odkąd ją poznał, prawie się rozpływa ze szczęścia. No, poza tymi ostatnimi przykrymi doświadczeniami – dodała z lekką pretensją Viktoria.
Parę lat wcześniej Roman za namową kuzynki pojechał z nią do jednego z klubów w Poznaniu. Nie dość, że muzyka była kiepska, to jeszcze Caroline piła polskie drinki. Oczywiście wypiła ich o wiele za dużo. Skutek był taki, że rzucała się prawie każdemu chłopu na szyję i z tym Roman miał największy problem. W końcu udało się ją wyciągnąć z klubu i pojechali do domu. Ale Caroline kazała mu się zatrzymać w pobliskiej wsi, bo właśnie tam odbywała się wiejska zabawa. Na szczęście Roman trafił na chłopaków z Przesieki. Szybko się dogadali, a oni z dużą ochotą tańczyli z Caroline do samego rana. Natomiast na drugi dzień Caroline z zachwytem opowiadała, na jaką to wspaniałą imprezę zabrał ją jej kuzyn. Po kilku miesiącach wszyscy jej znajomi wiedzieli, jak świetnie bawią się ludzie w Polsce. A karnawał w Rio nie umywa się do tej zabawy, na której ona była w Przesiece. I tak oto powstała historia „karnawału w lipcu”.
– Chciałaś coś powiedzieć? Zaczęłaś, ale przerwał nam Romano – zauważyła Jadzia.
– No właśnie! Chciałam powiedzieć, że wykorzystamy nasze spotkanie i zaproponuję rozmowę o remoncie – wyjaśniła. – Potem może nie wystarczyć nam czasu. A w sobotę, gdy przyjadą Zuzia z Danielem, będziemy mieli już uzgodnione najważniejsze kwestie. Co sądzisz o mojej propozycji, Jadziu?
– Uważam to za dobry pomysł, ale najpierw kawa. Dzieci bawią się z Łukaszem na podwórku. Zostawiłam z nimi psy – powiedziała Jadzia. Zrobiły kawę, zabrały filiżanki oraz ciasto i wróciły do salonu.
– Skoro jesteśmy tu wszyscy razem, proponuję przedyskutować sprawę remontu, który zamierzamy przeprowadzić. To znaczy, wy będziecie remontować, bo ja niestety będę musiała pojechać do Szwajcarii – dodała Viktoria. – Wyjaśnię w paru zdaniach, co przyszło mi do głowy i jakie kroki z Romanem już podjęliśmy. Przedstawicie swoje uwagi, a potem uzgodnimy pozostałe sprawy!
– Słuchamy cię uważnie – odparła Jadzia.
– W sobotę przyjadą do nas Zuzanna i Daniel. Chcą się przeprowadzić do Wrocławia. Jak wiecie, zaproponowałam im już jakiś czas wcześniej sprzedaż kawałka ziemi i stodoły, która stoi obok waszego domu. Do domu, w którym Jadzia mieszka z ciocią Gienią i dziećmi, przylega budynek gospodarczy. Nikt z niego nie korzysta, dlatego chcę zaproponować – tu zwróciła się do Jadzi i Krzysia – przerobienie tego budynku na dom mieszkalny.
– No, w końcu ktoś rozumu nabrał do głowy! – stwierdziła nagle ciocia Gienia. – Toż to latanie dookoła Wojtek i noszenie się ze wszystkim nareszcie się skończy! – oznajmiła triumfalnie.
Viktorię trochę jej uwaga zbiła z tropu, ale reszta słuchaczy także miała dziwne miny. Można było odnieść wrażenie, że cioteczka ma lepsze rozeznanie w sprawach Jadzi i Krzysia oraz Eweliny i Romana, niż mogliby przypuszczać. No cóż! Doświadczenie życiowe robi swoje. A tego doświadczenia cioci, po tylu latach wspólnego zamieszkiwania pod jednym dachem, na pewno nie brakowało.
– Zuzia obiecała wykonanie projektu i uwzględnienie w nim wszystkich waszych potrzeb. Najlepszym wyjściem będzie, gdy sprzedamy wam część terenu jeszcze przed naszym wyjazdem do Dubaju. Chcemy, byście się czuli komfortowo i byśmy nie mieli do siebie nawzajem żadnych pretensji – kontynuowała z uśmiechem Viktoria, gdy złapała na nowo swoją myśl – Mam nadzieję, że wystarczy nam czasu. Zobaczymy.
– Ależ Viktorio, jest przecież dobrze. Nikt nie będzie miał pretensji – powiedział Krzysiu.
– Nie o to chodzi, Krzysztof! – wtrącił Roman. – Uwierz mi, że Viktoria ma rację, proponując wam zakup gruntu. Ta część powinna być waszą własnością. Takie rozwiązanie jest najlepsze nie tylko dla nas, ale i dla was. Musisz mieć poczucie, że robisz to dla Jadzi, dzieci i siebie. Jak już wspomniała Viktoria, Zuzannie i Danielowi także sprzedaje kawałek gruntu. Natomiast chcemy, by cała posesja była na nowo ogrodzona. Wymienimy istniejące ogrodzenie i dosadzimy krzewy tarniny, bo są miejsca w ogrodzeniu, gdzie nic nie rośnie. A tarnina stworzy zwarty i trudny do pokonania żywopłot. Nawiasem mówiąc, będzie to jednocześnie niezłe miejsce dla ptaków. Mamy jedną bramę wjazdową i na tym poprzestaniemy. Taki też projekt wykona Zuzia. Nie liczę przejścia w ogrodzeniu, które łączy się z twoim domem. W późniejszym czasie u ciebie także pomyślimy nad rozsadą tarniny – powiedział Roman, nie wiadomo dlaczego, odbiegając od głównego tematu i rozwodząc się nad zaletami tarniny.
– Już w tamtym roku pomyślałem o tarninie. Ale dajmy dokończyć Viktorii, bo odnoszę wrażenie, że ona chciała coś dodać – zasugerował Krzysztof.
– Dziękuję! – odparła, uśmiechając się do niego. – Mój dom remontowaliśmy parę lat temu, więc ten problem odpada. Teraz zacznę może od cioci Gieni, która będzie zajmowała swój obecny pokój, tylko odrobinę go powiększymy. Zresztą Jadzia za chwilę wyjaśni, jak to widzi, ona ma ciekawe pomysły – dodała. – Cały wasz budynek przejdzie gruntowną przebudowę. Od razu zaznaczam, że wymieniamy wszystkie instalacje. Obie z Jadzią uznałyśmy, że takie rozwiązanie będzie najlepsze dla wszystkich. Każdy będziecie miał swój azyl i odrobinę prywatności, a jednocześnie będziecie mieszkali razem i… – chciała powiedzieć jeszcze coś, ale Jadzia jej przerwała.
– To zrozumiałe, nie musisz tego tłumaczyć. Proponuję, by kuchnia pozostała w tym samym miejscu. Sądzę, że nie ma sensu jakoś bardziej jej rozbudowywać, bo i tak posiłki przeważnie przygotowujemy w kuchni u Viktorii. Niestety za bardzo wszyscy się do niej przyzwyczailiśmy i tutaj najlepiej nam się spędza wspólnie czas. Zresztą naszą kuchnię ciocia przeznaczyła na małe laboratorium – dodała z uśmiechem Jadzia, która czasami towarzyszyła Gieni w przygotowaniu różnego rodzaju wywarów, mazideł czy hydrolatów używanych później do produkcji kosmetyków i maści. – Małą służbówkę przerobimy na spiżarnię. Tam zawsze jest zimno, więc to idealne miejsce. Pokój od północy wyremontujemy i wykonamy odpowiednią wentylację. W nim ciocia będzie mogła suszyć zioła. My i tak go nie używamy. Pokój cioci połączymy z moim, a część przerobimy na toaletę i garderobę. Ciocia także musi mieć odrobinę swobody oraz miejsca dla siebie. Jadalnia zostanie powiększona o pokój dzieci. W ten sposób powstanie jeden wspólny, a poddasze, z przynajmniej jedną łazienką, przeznaczymy dla chłopaków. Kasię umieścimy na parterze w przybudówce. Tam również zaplanowałam łazienkę. Naszą sypialnię proponuję urządzić w przybudówce, na piętrze. Myślę, że takie rozplanowanie będzie wszystkim pasowało – stwierdziła Jadzia.
Ciocia Gienia nagle zakryła rękoma twarz i się rozpłakała. Viktoria i Jadzia zdziwiły się i usiadły obok niej.
– Ciociu, co się stało? Coś nie tak powiedziałyśmy? – zapytała Viktoria, zupełnie nie rozumiejąc, skąd taka reakcja cioci. – Wydawało mi się, że nasze plany spodobają się wszystkim, a cioci w szczególności.
– To są na razie tylko propozycje. Jeśli ciocia chciałaby coś dodać, możemy o tym porozmawiać i w miarę możliwości zmienić plany, tak by cioci bardziej pasowały – powiedział Roman, ale dość szybko przerwał, bo sam odkrył, że zupełnie nie o to chodzi.
– Nie myślałam, że na stare lata takie szczęście mnie spotka. Nie zostawicie mnie całkiem samej? – spytała, płacząc.
Teraz zamurowało ich kompletnie. Takiej odpowiedzi się nie spodziewali. Viktoria spojrzała na pozostałych, dostrzegając ich zaskoczenie. Dopiero po chwili dłuższego zastanawiania się dotarło do nich, że faktycznie poza nimi ona nie ma nikogo bliskiego.
– Ciociu, chcemy przeprowadzić remont, aby wszyscy dobrze się czuli. Trochę swobody przyda się wam wszystkim – wtrąciła Viktoria. – Jeżeli ciocia chce, może się przenieść do mojego domu. Sama już nie wiem, co powiedzieć. Jadzia i Krzysiu niedługo będą brali ślub i powinni mieć jakieś miejsce tylko dla siebie. To dlatego pomyślałam o wykorzystaniu przybudówki – powiedziała i w tym momencie zapanowała absolutna cisza, jakby wszyscy naraz przestali oddychać. Za to ona poczuła na sobie spojrzenie kilku par oczu, ich wzrok był tak osłupiały, że aż ciężki.
– Ślub? Toż too… to jest wspaniała nowina! Naprawdę? Nie kłamiecie mnie? – spytała rozpromieniona ciocia Gienia, zwracając się do Jadzi i Krzysia.
– To prawda. Jeżeli tylko Jadzia będzie mnie chciała, mogę potwierdzić, że oboje myśleliśmy, by podjąć takie kroki – odpowiedział Krzysiu, śmiejąc się szeroko. Wszyscy spojrzeli na Jadzię.
– No co?! Weźmiemy ślub, ale daty jeszcze nie mamy ustalonej – wybrnęła roześmiana Jadzia.
Śmiali się, żartując chwilę z zaistniałej sytuacji, należało jednak wrócić do właściwego tematu. Viktoria kontynuowała swoją myśl:
– Dlatego uważamy połączenie domu z budynkiem gospodarczym za najlepsze wyjście dla wszystkich. Najważniejszą sprawą jest poczucie komfortu. A cioci nikt nie zamierzał zostawić! Przeciwnie, Krzysiu tu się przenosi właśnie po to, by ciocia nie była sama, gdy zdarzy się podobna sytuacja jak ta z weselem Zuzanny, kiedy to Jadzia i my musieliśmy wyjechać. Na szczęście w domu przebywał Krzysiu. Oboje z Romanem w ostatnim czasie przyjeżdżamy do Wrocławia stosunkowo rzadko ze względu na ogrom pracy oraz planów, które powinniśmy jak najszybciej zrealizować – wyjaśniła Viktoria. – Jadzia z Krzysiem mogliby wyprowadzić się do domu Krzysia. Takie rozwiązanie natomiast nie byłoby najlepszym wyjściem dla nas wszystkich. Dopiero wówczas zaczęłaby się gonitwa po wszystkich domach, a to jeszcze bardziej skomplikowałoby życie. Na dodatek zamieszkają tu przecież Zuzia z Danielem. Wszystkim razem będzie trochę weselej – stwierdziła na koniec.
– Dobrze, już dobrze. Niech się Vikusia nie denerwuje. Wzruszyłam się tylko trochę. Wiecie przecież, że ja oprócz was nikogo na świecie nie mam – dodała ciocia, ale już przestała płakać. Drżał jej głos, więc wiedzieli, że faktycznie była bardzo wzruszona.
– A co ja mam powiedzieć? – nagle z zadumy ocknął się Roman. – Viktoria, dziadek i wy wszyscy jesteście jedyną moją rodziną. Moi rodzice i brat zginęli ładnych parę lat temu. Nie liczę kuzynostwa ze strony ojca. Z nimi nie jestem tak zżyty jak z wami. Dlatego rozumiem bardzo dobrze cioci rozterki – dodał.
Zrobiło się trochę smutno, przecież żona Krzysia nie żyje od ponad dziesięciu lat, każde z nich ma jakieś przykre doświadczenia z przeszłości. I to było powodem, dla którego tak się wspierali i rozumieli.
W takich chwilach Viktoria i pozostała część domowników zdawali sobie sprawę z tego, że przyjaźń i rodzina są jednak najważniejszą sprawą. Inne rzeczy także są ważne, ale nie aż tak, jak okazywanie najbliższym wsparcia i odrobiny serca w trudnych sytuacjach. Wszyscy się zamyślili i chyba każdy z nich myślał o tym samym – o tragediach z przeszłości, które nie oszczędziły tej rodziny. Viktoria do razu pomyślała o swojej przeszłości i być może zaczęłaby mówić o tragedii i bólu, który ją spotkał, ale na szczęście do pokoju wbiegły dzieci, ratując sytuację.
– Mamo, czy możemy wypić kompot, który zrobiła ciocia Gienia, i ukroić sobie trochę ciasta? – zapytał Jasiu.
– Oczywiście! – pierwsza odpowiedziała ciocia. – Chodźcie ze mną, ja wam uszykuję dzbanek i talerzyki. Zabierzecie tacę ze sobą na taras.
– No! Dobrze, że dzieci przyszły – stwierdziła Jadzia. – Niewiele nam brakowało, byśmy wszyscy sobie popłakali. Nie ma co się oglądać za siebie. Najważniejsze, że jesteśmy przez tyle lat razem i potrafimy się dogadać. Ja w każdym razie jestem zadowolona i tego będę się trzymać – dodała już żartobliwie. Jednak Viktoria wyczuła w jej głosie pewnego rodzaju niepewność i lekkie zdenerwowanie.
– Masz rację, Jadziu – poparł ją Roman. – Myślę, że życie mamy całkiem niezłe. Wystarczy popatrzeć, co się dzieje dookoła nas, najważniejsze, abyśmy potrafili zawsze ze sobą rozmawiać oraz wspierać się w trudnych chwilach. I ja także tego będę się trzymał – powiedział Roman, uśmiechając się do nich.
– Proponuję, abyśmy po kolacji, gdy dzieci pójdą spać, usiedli w salonie przy czymś mocniejszym i trochę podyskutowali o projekcie – zaproponował Krzysiu, wracając do właściwego tematu.
– Świetny pomysł. Teraz nic nie wymyślimy, bo widzę, że zaczynamy popadać w jakiś patos i melancholię. Nie sądziłam, że zwykłe spotkanie przy podwieczorku tak może działać na nas wszystkich – poparła go Viktoria.
Do salonu wróciła ciocia Gienia.
– Dzieci zjadły i poszły grać w jakąś nową grę do pokoju. Nie chciały iść na taras.
Prowadzili dyskusję przez godzinę, debatując o najbliższych tygodniach, a ponieważ każdy z nich miał jeszcze do załatwienia kilka zaległych obowiązków, udali się do swoich zajęć. Viktoria w pierwszej kolejności zadzwoniła do Eweliny.
– Cześć, Ewi! Jak się masz?
– Cześć, a całkiem nieźle – odpowiedziała, śmiejąc się serdecznie.
– Przyjedziesz razem z Zuzią i Danielem?
– Naturalnie, przyjedziemy razem, a co? – zapytała wesołym głosem Ewelina.
– Nic, tak pytam. Zabierz ze sobą te dwie sukienki dla mnie, o których ci wspominałam przedwczoraj!
– Pamiętam, mam już uszykowane – zapewniła ją Ewelina.
– Dużo roboty ci zostało?
– W zasadzie powinnam jeszcze popracować, ale myślę, że po powrocie nadrobię zaległości. Zostawiam dziewczynom w pracowni szczegółowy plan. Poradzą sobie, już nie pierwszy raz zostaną same przed pokazem. Zresztą do wrześniowego pokazu są ponad dwa miesiące – stwierdziła.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, umówiły się na sobotę, po czym się rozłączyły.
W następnej kolejności Viktoria wykonała telefon do Małgosi, by zapytać, czy wszystko u nich w porządku. Dowiedziała się od siostry, że rozmawiała z Jovitą, która potwierdziła swój przyjazd w niedzielę. Przyjadą także dziewczyny od Jakuba, a tak poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pożegnały się.
Viktoria musiała napisać i wysłać trzy pilne e-maile oraz przeprowadzić parę rozmów, co zajęło jej sporo czasu. Gdy załatwiła ostatnią sprawę, mogła wreszcie zejść do kuchni. Roman właśnie pomagał cioci w przygotowaniach do kolacji, po której Jadzia oraz Krzysiu zabrali dzieci i poszli do siebie.
***
Po dwudziestej pierwszej spotkali się w salonie przy małej zakąsce.
– Dzieci już śpią? – zapytał Roman.
– Jeszcze nie, ale na pewno są zmęczone, zostawiłam z nimi psy i oczywiście nasze koty zdążyły już się ulokować na łóżkach dzieci. Nie masz nic przeciwko temu? – spytała Viktorii.
– Nie, absolutnie. Po tych wszystkich przykrościach lepiej aby dzieci nie były same. Co prawda widać wasz dom z salonu, ale wiedząc, że psy są z nimi, będziemy trochę spokojniejsze. A koty, jak to koty, tylko patrzą, żeby się wcisnąć na jakąś mięciutką poduszeczkę. Gdy przyjechałam z Lozanny, pierwszą noc spały ze mną. Chodźmy do kuchni – poprosiła Viktoria, wstając. – Łukasz zostaje na noc w twoim domu? – zapytała w drzwiach.
– Tak. Kasia i Jasiu nie chcieli słyszeć o tym, że on musi iść do swojego domu. Na szczęście w pokoju dzieci jest sporo miejsca.
– Wiesz, Jadziu, to świetnie, że twoje dzieci i Łukasz tak dobrze się ze sobą dogadują – stwierdziła Viktoria.
– Przykład zawsze idzie z góry – odpowiedziała z uśmiechem Jadzia.
– Chodźmy, bo oni się nie mogą doczekać. Ciocia Gienia ma ochotę napić się z nami wina i z pewnością będzie chciała pójść do siebie. Aha, nie zapomnij o zmianie obroży przeciwkleszczowych naszym zwierzętom – dodała szybko, by nie zapomnieć. – Termin kończy się za dwa tygodnie, ale lepiej zrobić to teraz, tym bardziej że będziecie musieli pojechać do weterynarza i je zaszczepić.
– Także o tym myślałam. Nie martw się, poradzę sobie. Krzysiu z pewnością mnie zawiezie. Sama z czwórką zwierząt nie mam zamiaru jechać – odparła Jadzia.
Obie wróciły do salonu i ustawiły półmiski na stole.
– Posłuchaj, co chce powiedzieć Krzysiu – zaznaczył Roman, otwierając wino, gdy usiadły.
– Zamieniam się w słuch! – odparła Viktoria.
– Jak wiecie, obaj moi bracia studiują i pracują – zaczął Krzysiu. – Tomasz jest po mechatronice i dodatkowo zaczął studiować informatykę. Obaj prowadzą różne ciekawe projekty. Może pamiętacie, że Zbyszek, ten młodszy, kończy w styczniu informatykę. Rozmawiałem z nimi o tym, co się zdarzyło w Przesiece podczas waszego pobytu, a oni zaproponowali, że pomogą zainstalować we Wrocławiu oraz w Przesiece specjalny system. Nie wiem do końca, na jakich zasadach on działa, ale jest to jakaś nowoczesna technologia. Podobno kamer nie zobaczy nawet bardzo doświadczony specjalista. System jest niezależny i połączony z Internetem, jednak nikt z zewnątrz nie będzie mógł nim sterować. Dostęp do niego mają tylko osoby posiadające jakieś takie małe urządzenie. Nie pytajcie mnie o szczegóły, bo ja się na tym aż tak nie znam. Gdy wrócicie, o ile będziecie zainteresowani, spotkamy się z moimi braćmi i oni wam wszystko wyjaśnią. Potem ustalimy, co dalej z tym zrobić. I czy w ogóle coś będziemy robili. Z tego, co przekazał mi Roman, w Przesiece jesteście jakoś zabezpieczeni. Tu, we Wrocławiu, także mamy system przeciwwłamaniowy, lecz on podobno nie spełnia wszystkich wymagań. Roman wspominał, że Marek nawiązał kontakt ze Zbyszkiem – powiedział Krzysiu.
– No właśnie słyszałam, że w ostatnich dniach montowali w Przesiece jakieś urządzenie, o którym wspominał Roman i Karol. Nie wnikam w zasady jego działania, bo taka wiedza nie jest mi potrzebna. Najważniejsze, że wy się orientujecie – zaznaczyła Viktoria.
– Jakiejś szerokiej wiedzy nie mam, ale rozwiązanie, które zaproponował Zbyszek, w naszym przypadku jest bardzo dobre – odparł Roman. – A ten system, który mamy tutaj w domu, faktycznie nie jest najlepszy. Przydałoby się trochę bardziej wyszukanego sprzętu, tak w razie czego. Sam nie wiem, co powinniśmy zmienić. Najlepiej będzie, gdy faktycznie Marek dogada się z twoimi braćmi. Czy oni mają dostęp do nowinek technicznych?
– Oczywiście, już mówiłem, że mogą ściągnąć różne rzeczy, teraz wszystko można kupić legalnie. Powiecie tylko, co jest potrzebne i na kiedy – odpowiedział Krzysiu.
Viktoria pomyślała, że to dobry pomysł. Aczkolwiek sprzęt z najwyższej półki nie będzie łatwo dostępny. Zastanowiła się, w jaki sposób mogłaby ściągnąć urządzenia, którymi dysponuje ich kuzyn Sergiej. Ten temat jednak chciała przedyskutować z Romanem w późniejszym czasie.
– Czy my musimy aż takie cuda wyczyniać? Zawsze było jakoś bezpiecznie i nikt nie potrzebował takich wynalazków – wtrąciła odrobinę zdziwiona ciocia. Viktoria pomyślała, że przecież ciocia nie poznała wszystkich szczegółów z wydarzeń w Przesiece. Miała jednak szczególne zdolności w przewidywaniu pewnych wydarzeń. Czyżby zatem teraz nie dostrzegała żadnego zagrożenia?
– Ciociu, żyjemy w niezbyt bezpiecznych czasach – odparła Viki. – Nasza rodzina uchodzi za dosyć bogatą. Już dawno powinniśmy pomyśleć o jakichś konkretnych zabezpieczeniach. Tak jak stwierdził Romano, posiadamy zwykły monitoring. Mamy przecież troje dzieci, o które musimy zadbać. To znaczy, wy macie – poprawiła się szybko.
– Viki, daj spokój! – powiedziała Jadzia. – Dla Kasi i Jasia jesteś ważniejsza niż ktokolwiek inny. Nawet nie wiesz, jak dzieci przeżywały to, że zostałaś ranna.
– Wiem i przykro mi, że były świadkami tamtych wydarzeń, które nie powinny były mieć miejsca. Dlatego powinniśmy chronić nasze, czy raczej wasze, dzieci – zaznaczyła Viktoria.
– Przykre sytuacje nie powinny dotykać żadnego człowieka. A my wszyscy mamy niezły bagaż doświadczeń. Żyjemy przez wiele lat pod jednym dachem i łączy nas wiele wspólnych przeżyć – odparła Jadzia. – Nie wiem dlaczego, ale czasem wracają do mnie przeżycia z czasu, gdy byłam w ciąży. Ten strach, bezradność, odrzucenie przez ludzi, których uważałam za swoją najbliższą rodzinę. Chyba zbyt mocno we mnie tkwią tamte przeżycia, i to przez tyle lat. Przeraża mnie sama myśl, że coś takiego mogłoby spotkać nasze dzieci. Wiem już od dawna, że nic takiego się nie wydarzy, ale te myśli naprawdę mnie czasami gnębią, a gdy tylko się pojawiają, od razu wraca też strach. Przepraszam was bardzo, ale to silniejsze ode mnie – dodała i po chwili ciszy z głębokim westchnieniem kontynuowała: – Nigdy wam o tym nie mówiłam, a nawet gdy mnie pytaliście, zmieniałam temat i uciekałam do swojej pracy, ale teraz chyba chciałabym wam się do czegoś przyznać. Rok po narodzinach moich dzieci kilka razy jechałam pod dom rodziców, żeby zobaczyć, co się u nich dzieje. Mam pewność, że parę razy zza firanki przyglądała mi się matka. Ojciec pewnie też był w domu. Żadne z nich nie miało odwagi wyjść do mnie! Wiem również od Agnieszki, naszej wspólnej koleżanki, która zadzwoniła do ciebie, Viktorio, gdy wylądowałam na ulicy, że moi rodzice w ogóle nie interesowali się tym, gdzie mieszkam i czy w ogóle jeszcze żyję. Któregoś razu Agnieszka powiedziała im, że mają dwoje wnuków i że mieszkam z dziećmi u Viktorii. I co? Nic! Przez wszystkie te lata nie zadzwonili, nie przysłali nawet kartki na święta. Przez ponad dziesięć lat nie istniałam dla nich ja, ale… i to boli mnie najbardziej, nie istniały dla nich także moje dzieci. Do mnie mogą mieć żal, mogą czuć złość i mogą wykluczyć mnie ze swojego życia, ale co złego zrobiły im dzieci? Chyba właśnie dlatego tak ważne jest dla mnie, że możemy liczyć na was wszystkich i w was one mają prawdziwą kochającą rodzinę. Moi rodzice nie nauczyliby ich niczego, a już z pewnością nie tego, czym jest rodzina. I bardzo chciałabym, by los był dla nas wszystkich szczęśliwy i żebyśmy zawsze mogli się wspierać, tak jak dotychczas – zakończyła Jadzia. Zapanowała chwila milczenia. Wszyscy mieli coś do przemyślenia.
– Jadziu, wiesz, że na mnie możesz zawsze liczyć. I to się nigdy nie zmieni – szepnął Krzysztof.
– Proponuję, byśmy wreszcie coś wypili za naszą przyszłość – wtrąciła niespodziewanie ciocia Gienia, przerywając ponury nastrój.
Wypili toast, atmosfera się odrobinę poprawiła.
– A czy naprawdę wy jesteście tacy bogaci? – spytała ciocia i dodała: – No, ja wiem, że dziadziuś Vikusi był bardzo bogaty i jego ojciec też, ale czasy się zmieniły i dużo ludzi po wojnie zbiedniało. Przypuszczam, że sporo pieniędzy wam jeszcze zostało i nie musicie się martwić o przyszłość – stwierdziła ciocia, która miała raczej marne pojęcie o wielkości firmy prowadzonej przez Viktorię i Romana.
– Ciociu, biedni na pewno nie jesteśmy. Nie będę teraz o tym mówiła, bo omówienie spraw związanych z naszym majątkiem zajęłoby nam pół nocy – odpowiedziała Viktoria. – Nawet gdybyśmy byli średnio zamożni, to i tak musielibyśmy podjąć działania w kierunku waszego bezpieczeństwa. Najważniejsze są dzieci i wy. W późniejszym czasie, gdy Zuzanna i Daniel zamieszkają z nami, taki stan rzeczy będzie dotyczył także ich. Powinniśmy wszystko tak zorganizować, aby można było w miarę normalnie żyć. Przyznam, że do tej pory trochę lekkomyślnie podchodziliśmy do tematu bezpieczeństwa. Większość naszych znajomych od dawna ma całe systemy monitoringu na swoich posesjach, i to te najnowszej generacji. Co prawda, jak się okazuje, można obejść taki system całkiem sprawnie, gdy ktoś wie, jak to zrobić. Ale nie ulega wątpliwości, że już wiele lat temu powinniśmy zdecydować się na instalację nowoczesnego monitoringu na całej posesji! – odpowiedziała stanowczo Viktoria, mając nadzieję, że ciocia zrozumiała trochę lepiej całą sytuację.
– To ja też jestem bogata? – spytała ciocia z wielkim przejęciem, siadając na brzegu fotela i prostując plecy, czym ich rozbawiła.
Roman spojrzał na swoją kuzynkę i skinął głową, co oznaczało, że w tym momencie powinna ujawnić, jaką decyzję podjął dziadek.
– Tak, ciociu. Po powrocie z Dubaju pojedziemy do banku i pomogę załatwić wszystkie formalności. Dziadek przekazał cioci pewną sumę. Miałam zdradzić tę tajemnicę po powrocie, ale nic się nie stanie, jeżeli dowie się ciocia o tej sprawie właśnie teraz – wyjaśniła Viktoria.
– To znaczy, że nie jestem taką zwykłą gospodynią, jak to w dawnych czasach było? – spytała ciocia, robiąc jednocześnie zdziwioną minę. Te słowa ich trochę zaskoczyły.
– Ciociu! Jaką „zwykłą gospodynią”? – zapytała Viktoria, a Roman chwycił się za czoło, przewracając oczami. – Tyle lat mieszkamy razem. Jest ciocia dla nas kimś bardzo ważnym, bez kogo nie byłoby tego wszystkiego. Ciocia tworzy ten dom i dlatego chętnie tu wracamy. Gdyby nie nasz charakter pracy, bywalibyśmy we Wrocławiu dużo częściej! A kto wie, możliwe, że w ogóle byśmy zostali we Wrocławiu na stałe, bo to miasto jest wyjątkowe i chyba jedyne w swoim rodzaju – zakończyła Viktoria. Spojrzała na Romana i Jadwigę, oni także byli zaskoczeni słowami cioci, która siedziała z bardzo dziwną miną.
– To znaczy, że ja będę mogła napisać testament i będę mogła przeznaczyć pieniądze, komu chcę? – spytała ciocia, ale tak poważnym głosem, że zapanowało krótkie milczenie.
– Naturalnie, ciociu! – odparł Roman. – Sporządzimy testament. I zrobi ciocia z tymi pieniędzmi, co tylko będzie chciała, nawet może ciocia przepuścić całość w kasynie. Ale chyba nie musimy pisać testamentu już teraz?
– Nie, nie, Romeczku, a do kasyna się nie wybieram! – odparła, akcentując nieprzyjemnym tonem ostatnie dwa słowa i popatrzyła na Romana karcącym wzrokiem.
Kuzyn Viktorii niestety użył niefortunnego sformułowania. Cała rodzina znała historię brata ich pradziadka, który swoje pieniądze przepuścił w kasynach Monako oraz na zaspokojenie życzeń swoich kochanek. Po kilku latach zmarł w strasznej biedzie. Niestety, prawie w każdej rodzinie zdarza się jakaś czarna owca.
– To co ja mam teraz zrobić? – spytała bardzo zmartwiona ciocia.
– Nic! – odparł Roman. – Może ciocia żyć zwyczajnie, jak dotychczas. Tak jak my wszyscy.
– Romuś ma chyba rację. Ja muszę to sobie przemyśleć i poukładać po swojemu – stwierdziła poważnym tonem ciocia. – Wasze zdrowie!
Nie czekając na nikogo, ciocia jednym haustem rozprawiła się z zawartością prawie pełnego kieliszka wina, po czym się podniosła i pożegnała całe towarzystwo. Chyba jej nawet nie odpowiedzieli, bo ich nieco zaskoczyła. Gienia, która prawie w ogóle nie pije alkoholu, nagle łyknęła sobie tak, że nie powstydziłby się jej doświadczony weteran suto zakrapianych imprez. Jadzia wyszła razem z nią pod pozorem zajrzenia do dzieci. Chodziło o to, by ciocia nie szła sama do domu, nie ze względu na wypite wino, ale tak ze zwykłej ostrożności.
Po dwudziestu minutach Jadzia wróciła.
– Pomogłam jej się położyć do łóżka. Chyba za dużo wina, ona zazwyczaj wypija pół małej lampki, a dwie, w tak krótkim czasie, to dla niej za dużo. Ale wiecie, o co mnie poprosiła? Nigdy nie zgadniecie! – powiedziała z tajemniczym uśmiechem Jadzia.
– No, mów! – ponaglił ją Roman.
– Ciocia chce jechać ze mną na zakupy. Powiedziała, że musi kupić sobie nowe ubrania. Na moje pytanie „w jakim celu?”, odpowiedziała, że nie wiedziała o tym, że także jest bogata, a to zobowiązuje. Strój musi być odpowiedni. Nawet w kuchni! – dodała Jadzia, chichocząc, ale w tym żarcie było coś jeszcze. Coś o wiele bardziej subtelnego i naprawdę ważnego, czego Viktoria początkowo nie dostrzegła.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że to takie dla niej ważne. Przecież zawsze miała zapewnione wszystko, co potrzebne jest do życia – wtrąciła, a Roman jej przytaknął.
– Nie rozumiesz? – odparła Jadzia. – Ona całe życie poświęciła tej rodzinie. Nikt inny nie jest jej tak bliski jak my. Kochała i kocha nas całym sercem, a za ciebie, Gosię i Karola pewnie życie by oddała. Wiedziała, że jest bardzo bliską osobą dla was, ale chyba dopiero teraz naprawdę poczuła się pełnoprawnym członkiem rodziny i teraz chce wyglądać trochę inaczej, a na dodatek wszystko będzie kupowała za swoje pieniądze.
– Jadziu, gdy pojedziesz z nią na zakupy, miej oko na wszystko. Cioci Gieni mogą przyjść do głowy różne pomysły – ostrzegła Viktoria. – Chociaż mam nadzieję, że z niczym nie przesadzi. Zawsze była rozsądna w wydawaniu pieniędzy. A czasami nawet bardziej niż my obie.
– Przypuszczam, że nadal będzie rozsądna. Podobnie jak dotychczas. Obdaruje wszystkich, czym tylko będzie mogła, a dla siebie samej jak zwykle nie kupi nic, bo akurat nic ciekawego nie znajdzie. Taka to już jest ta nasza Gienia. – Mimo że atmosfera była nadzwyczaj radosna, Jadzia wypowiedziała te słowa z taką powagą, że na chwilę zamilkli. – Na szczęście ja mam bardzo dobre relacje z ciocią. Nie obawiaj się, Viki – dodała po chwili. Następnie wstała i poszła włożyć do piekarnika cztery chlebki, które wcześniej przełożyła do foremek i zostawiła, aby odrobinę urosły.
Jadzia miała sporo racji. Ilekroć ktoś z nich jechał z ciocią Gienią na zakupy, ona ze swoich zaskórniaków zawsze kupowała różne drobiazgi dla każdego z domowników. Należy jednak przyznać, że nigdy nie kupowała czegoś, co zaraz wylądowałoby w koszu na śmieci albo byłoby bezużytecznym gratem czy czymś w tym rodzaju. Ich ciocia zawsze miała świetne wyczucie i rozeznanie, co może się im spodobać i z czego będą się cieszyć. Czasem to był jakiś delikatny drobiazg, czasem książka lub bilety do teatru. Któregoś razu, gdy zbliżały się rozgrywki Euro 2012, przywiozła dla Karola dwa bilety na mecz Irlandia–Chorwacja na stadionie w Poznaniu, na których Karolowi bardzo zależało, a nie mógł ich już w żaden sposób kupić. Skąd ona je wytrzasnęła? Tego nikt nie wiedział. Ciocia po prostu miała niesamowity talent do zjednywania sobie przyjaciół i sprawy niemożliwe do załatwienia nawet dla wytrawnych specjalistów potrafiła załatwić sama. A gdy pytali ją, jak udało się załatwić daną rzecz, to albo tylko uśmiechała się szelmowsko, albo mówiła, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tyle tylko mogli się od niej dowiedzieć.
– Czy ciocia naprawdę nie ma rodziny? – zapytała Jadzia.
– Jak wiecie, ona skończyła niedawno sześćdziesiąt siedem lat, ale była z nami praktycznie od zawsze. I to niemal dosłownie – odparła Viktoria. W ogóle jej historia była interesująca, dlatego postanowiła wszystkim ją przypomnieć.Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się również:
Najwyzszy czas, by poznac wszystkie rodzinne tajemnice.
Energiczna bizneswoman, Viktoria Okrasińska, przyjeżdża na ślub przyjaciółki siostry do rodzinnej miejscowości Przesieka. Nie jest to jednak dla niej jedyny powód, by odwiedzić Polskę. Przed podróżą kobieta otrzymuje od swojego dziadka nietypowe i skomplikowane zadanie – w piwnicach jego domu ma odnaleźć ukryty tam podczas wojny majątek Sary Sielber, a następnie zwrócić go jej spadkobiercom. Szybko okazuje się, że chętnych do przejęcia kosztowności jest znacznie więcej, a wokół posiadłości Okrasińskich zaczynają się pojawiać nieproszeni goście.
Pierwsza z siedmiu części opisujących perypetie Viktorii, która będzie musiała rozwiązać kilka trudnych problemów i pokonać sporo przeszkód. A to dopiero początek…