- W empik go
Zrodzeni z sumienia - ebook
Zrodzeni z sumienia - ebook
Sumienie zawsze kołacze z tyłu głowy. Co się stanie, jeśli całkowicie zaniknie, by narodzić się na nowo?
Rene po latach niewoli seksualnej nie potrafi się odnaleźć w nowej codzienności. Przytłacza ją wolność, a opiekuńczy brat tylko potęguje jej potrzebę postępowania zgodnie z określonymi zasadami, tak jak została do tego przeszkolona.
Kobieta podejmuje decyzję o wstąpieniu do Zakonu Sióstr Milczenia. Pragnie, by w jej życiu znów zapanowały ład i porządek narzucone przez kogoś innego. Niestety ksiądz Miguel pokazuje jej, że w tym miejscu tego nie zazna, a to, o czym marzyła, może przynieść ból i zgubę, bo z Zakonu nie ma drogi powrotnej. Na dodatek szokujące odkrycie w piwnicy sprawia, że Rene wkracza na bardzo niebezpieczny grunt.
Miguel chciał należeć do Zakonu, odkąd pamięta. Od zawsze miał proste misję i cel, lecz potrzeba dominacji skruszyła się w murach starego klasztoru. Pewnego dnia jego spokój zostaje zaburzony przez nową zakonnicę – Rene. Jest w niej coś przyciągającego. Wewnętrzny dominator ukryty w Miguelu rwie się na wolność, kiedy ta kobieta jest blisko.
Mężczyzna będzie musiał jednak wybrać pomiędzy kobietą idealną a zemstą, na którą czekał.
Czy wszyscy, którzy upadli, narodzą się na nowo?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-68216-47-9 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Dlaczego właśnie w ten sposób? – pytam brata i zwijam dłoń w pięść, po czym rozluźniam palce. I tak trzy razy.
Dokładnie tak, jak mnie uczy.
– Ponieważ kiedyś możesz potrzebować mojej pomocy, a komunikacja słowem może zostać utrudniona. No nie wiem. – Drapie się po brodzie, na której zaczyna się pojawiać niewielki zarost. – O! Na przykład kiedy spotkam się z tobą i jakimś twoim chłopakiem, gdy będziesz go już miała oczywiście, chociaż wolałbym, by nigdy do tego nie doszło. – Puszcza mi oczko, a ja uderzam go w ramię. – Dobra, wracając do tematu: gdybyś nie mogła mi wtedy przekazać, że źle ci z nim, że gość cię zastrasza, bije, cokolwiek. Gdy będziesz chciała się po prostu uwolnić, ale obleci cię strach przed powiedzeniem tego na głos, wykonasz ten gest. – Znów demonstruje, jak wykonać zaciskanie pięści. – A ja od razu strzelę mu w łeb.
– Nie można zabijać ludzi ot tak – boczę się. Morderstwo nie jest rozwiązaniem. Chociaż kiedy obserwuję krąg, w którym przebywa mój brat, stwierdzam, że to faktycznie jedyne wyjście z każdej sytuacji.
– Jeżeli skrzywdzą moją siostrę, to można – odpowiada niewzruszony.
– Wiesz, ludzie uczą się na błędach. Może od razu wstąpię do zakonu, co? – Prycham, poprawiając fałdy sukienki. – Wtedy nikt nie będzie miał do mnie dostępu.
Chłopak zaciska usta w wąską linię, a następnie z powagą w głosie odpowiada:
– Nie zapłakałbym z tego powodu.
Mrużę oczy zezłoszczona, po czym rzucam w niego poduszką.
– A gdybym to ja chciała ci przekazać, że musisz uważać? Że jesteś w niebezpieczeństwie?
– Wymyśl coś. – Puszcza mi oczko, zakładając ramiona na piersi.
– Może… – Myślę, spoglądając na swoją dłoń. – Już wiem! Pokażę ci zewnętrzną stronę dłoni.
– Niech będzie, siostrzyczko.
Śmieję się beztrosko, nieświadoma, że za kilka lat zostanę uprowadzona i sprzedana jako towar. Nie myślę jeszcze o tym, że kiedy będę traciła przytomność w samochodzie, ostatkiem sił, zdesperowana będę raz za razem zaciskać i rozluźniać pięść z nadzieją, że mój brat to zobaczy. Nie myślę o tym, że będę bita, gwałcona i traktowana jak przedmiot, który nie ma uczuć. Nie spodziewałam się jednak, że po opuszczeniu więzienia zdecyduję się wejść do kolejnego.
Nie sądziłam, że ci, którzy mieli być bliżej Boga, okażą się jego zdrajcami.ROZDZIAŁ 1
Rene
Dzień uprowadzenia
Piękna maska zazwyczaj skrywa brzydkie oblicze
Zdenerwowana tupię stopą w chodnik. Gdzieniegdzie brakuje mu kostki brukowej, a kiedy źle staniesz na nim obcasem, złamanie nogi jest gwarantowane.
– No dalej, Roberto, odbierz – fukam do telefonu, rozglądając się. Samantha znalazła sobie jakiegoś kolesia i cała w skowronkach pofrunęła za nim, migdaląc się po drodze.
Na szczęście kojarzę go ze swojej okolicy. W porządku chłopak, więc się nie martwię, bo już wcześniej miała z nim kontakt.
Imprezy zbliżają do siebie ludzi oraz dają duże pole do popisu. Kilka drinków i jesteś nową osobą. Odważną, zadziorną, poszukującą wrażeń.
Ale nie ja.
Nie dość, że okłamałam brata, żeby wyskoczyć do tego klubu, to jeszcze mi się dostanie, bo potrzebuję od niego transportu do domu. Nie chcę wracać sama autobusem. Nie o tej porze.
– Tu Roberto – rozbrzmiewa w głośniku mocny głos mojego brata, a ja nastawiam się na kolejne odsłuchanie formułki. – Zostaw wiadomość.
– Odbierz, braciszku – jęczę sfrustrowana, obejmując wolną ręką drugie ramię. – Potrzebuję podwózki.
Kończę połączenie i piszę jeszcze jednego SMS-a.
Jakby to miało cokolwiek zmienić.
– Dlaczego dałam się wyciągnąć na tę głupią imprezę? – Wkurzona kopię leżący obok kamień. Przypadkiem trafiam nim w samochód stojący parę metrów przede mną.
Kiedy myślę, że nikt tego nie zauważył, nagle drzwi od strony kierowcy się otwierają. Przełykam ślinę, gdy zauważam duży, masywny czarny bucior.
Cholera.
– Jakiś problem? – Postawny brunet wysiada z auta, po czym nonszalancko się o nie opiera, krzyżując ramiona na piersi.
Mam w gardle gulę wielkości jego pięści.
– N-nie – jąkam, przesuwając wzrokiem po umięśnionym ciele.
Kiedy mężczyzna posyła mi uśmiech, zauważam dołeczki w policzkach.
– To dlaczego wyżywasz się na mojej bryce?
Zaciskam zęby, bo jest trochę niezręcznie.
– A ty dlaczego nie jesteś na imprezie, tylko siedzisz w aucie? – Unoszę zawadiacko brew.
Brunet zwęża oczy w szparki, bacznie mi się przyglądając.
– Może poluję na takie wariatki jak ty.
Uch, co za palant.
– Przepraszam, okej? – Unoszę dłonie w geście poddania. – Nie chciałam. Poczułam się lekko sfrustrowana, więc kopnęłam ten Bogu ducha winny kamień, a on niefortunnie popędził w stronę twojego wozu. Chyba nie narobił większych szkód?
– Nie – odpowiada, nawet nie sprawdzając. – Ale ty narobiłaś ich u mnie.
– W jakim sensie?
Odrywa się od pojazdu i nieśpiesznie kroczy w moim kierunku. Jak na złość, obok nie ma żywej duszy. Dobiegają do nas tylko dźwięki muzyki świadczące o tym, że impreza się rozkręciła.
– Zrobiłaś rysę na moim sercu – szepcze, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
Patrzę mu w oczy, liczę w myślach do trzech, po czym wydaję z siebie parsknięcie i zaczynam się śmiać w głos.
– O matko! Trafiłam na poetę! – Klaszczę w dłonie, by wyrazić podziw.
Mężczyzna spogląda na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Zapewne po takim górnolotnym zdaniu laski jedzą mu z ręki.
– Przepraszam. – Zakrywam usta dłonią, by go nie urazić. – Ale ten tekst na podryw jest kiepski.
– A myślałem, że zadziała jak zawsze.
Wzdycham, bo przynajmniej zleciał mi przy tym kolesiu czas.
– Wybacz. – Wskazuję komórkę, dając mu do zrozumienia, że muszę zadzwonić.
Kiwa głową, a ja znów próbuję się skontaktować z Robertem. Kolejna nieudana próba.
– Chłopak nie odbiera?
Układam usta w podkówkę i zastanawiam się nad odpowiedzią.
– Brat.
– Potrzebujesz podwózki?
– Tak jakby, ale spokojnie, zamówię taksówkę – mówię, szukając w telefonie numeru.
Kiedy rozjaśniam ekran, nagle przysłania mi go wielka dłoń mężczyzny.
– Wsiadaj, podrzucę cię – proponuje, zerkając na swój samochód.
– Nie chcę sprawiać problemu.
– To żaden problem.
Przyśpiesza mi oddech, bo zaczynam świrować. Roberto się wścieknie, jeśli wrócę z obcym chłopakiem.
– Nie wsiadam do samochodu nieznajomych – stwierdzam, próbując się wymigać.
– Taksówkarz też nie jest twoim przyjacielem.
Szlag.
– Słuszna uwaga. – Wyciągam w jego kierunku palec, nerwowo się uśmiechając.
Samantha! Zabiję cię, ty puszczalska pindo!
– Co ci szkodzi? Przecież widzę, że chcesz już wracać do domu.
To prawda.
– Okej, ale zwrócę za paliwo. – Poddaję się, bo jestem naprawdę zmęczona. Chowam komórkę do torebki i ruszam w stronę czarnego pojazdu.
– Daj spokój, już dostałem swoją zapłatę. – Wzrusza ramieniem, po czym otwiera mi drzwi od strony pasażera.
Dżentelmen.
– Jaką? – pytam, a on oznajmia:
– Będę wiedział, gdzie mieszkasz, żebym mógł cię nagabywać i prosić o pójście ze mną na randkę.
– Niezły z ciebie czaruś – prycham, zapinając pas.
Mężczyzna zamyka drzwi, obchodzi auto, a następnie zajmuje miejsce obok.
– Alejandro. – Podaje mi dłoń, a ja przyjmuję ten gest. – Dla przyjaciół: Al. – Całuje moje kłykcie, a ja posyłam mu uśmiech.
– Rene. Dla przyjaciół: Rene.
Alejandro się zaśmiewa, kręcąc głową.
– Miło mi cię poznać – odpowiada, puszcza moją dłoń i uruchamia silnik.
Kiedy włącza się do ruchu, podaję mu adres, lecz z niebezpieczną iskrą w oku odpowiada:
– O nie, maleńka. Jedziemy na moich zasadach.
– Okej, nie będę się mieszać do prędkości, z jaką jedziesz – zaczynam nerwowo. – Brat też tego nie lubi. Ale żeby dowieźć mnie na miejsce, musisz znać mój adres.
Alejandro nawet na chwilę nie zaszczyca mnie spojrzeniem. Zupełnie jakby na jego miejsce wszedł inny facet. Nie ten sam, uroczy, którego poznałam kilka minut temu. Kiedy zawiesza wzrok na lusterku i nieznacznie porusza głową, serce omal nie wyskakuje mi z piersi.
Próbuję opuścić pojazd, ale bezskutecznie, bo nagle zza moich pleców wyłaniają się dwie ręce. Jedna dociska mi szyję do oparcia fotela, a druga przysuwa pod nos coś śmierdzącego.
– Jedziemy do mojego małego królestwa, skarbie. – Uśmiech Alejandra jest przerażający. Jego oczy przypominają teraz pustkę. Dwa pozbawione blasku oczodoły. Pot spływa mi po plecach, a widok się zamazuje. – Dobranoc.
Walczę, mimo że nie mam najmniejszych szans z porywaczami. Bezskutecznie zaciskam, po czym rozluźniam pięści z głupią nadzieją, że brat to zobaczy.
Tak, jak mnie uczył.
Gdzie jesteś, braciszku?
– Wstawaj!
Zimna jest nie tylko woda, która zostaje na mnie wylana, ale także głos mężczyzny próbującego mnie przywołać do rzeczywistości.
Wciągam gwałtownie powietrze do płuc, nie jak osoba, która spała, tylko jak człowiek, który przez wiele godzin był podduszany.
– Co się dzieje? – jęczę, chwytając się za głowę. Próbuję przyzwyczaić wzrok do światła.
– Zaczynamy imprezę, maleńka. – Alejandro kuca przede mną, a moje ciało zaczyna przytulać strach. Kiedy mężczyzna wyciąga rękę, mimowolnie się odsuwam.
Mój policzek przeszywa ostry ból, kiedy męska dłoń styka się z delikatnym naskórkiem.
– Nie walcz – mówi cicho Alejandro, sunąc palcami wzdłuż mojej szyi. – Zaakceptuj to. Im szybciej się dostosujesz, tym łatwiej będzie ci to znosić.
– C-co mam z-znosić? – Szczękam zębami, bo przeszywa mnie przeraźliwe zimno.
Wodzi palcami po mojej bluzce w miejscu, w którym zarysowują się piersi. Kiedy spoglądam niżej, zauważam, że nie mam spodni ani butów.
Prędko zwiększam między nami dystans i zakrywam się ramionami.
– Miss mokrego podkoszulka się wstydzi? – Unosi brew, zbliżając się do mnie.
– Dlaczego to robisz? – Mój szept jest ledwie słyszalny.
– Bo to lubię – odpowiada, oblizując wargi. – A teraz skończ udawać cnotkę i pokaż, co masz mi do zaoferowania. – Sięga dłonią do mojej koszulki, a ja zaczynam odpychać jego wstrętne palce.
– Nie! – krzyczę, próbując się wyszarpnąć. – Zostaw mnie!
Alejandro ma gdzieś tę prośbę. Jego palce są niczym ślimaki, które ohydnie suną po moim ciele.
– Proszę… – Dławię się łzami, kiedy mężczyzna rozdziera mi ubranie.
– Pięknie prosisz. Dam ci to, czego wszystkie chcecie. – Śmieje się, rozpinając spodnie.
Łapie moje ręce i unieruchamia mi je nad głową. Leżę przyparta do zimnej podłogi, a mimo to nadal jak naiwna idiotka ściskam i rozprostowuję palce, by wezwać brata.
Ostatnia deska ratunku zawodzi, tak samo jak ludzie. Myślisz, że spokojnie dryfujesz, a tak naprawdę rekiny przegryzają drewno od spodu.
A później toniesz i dajesz się pożreć.
– Nie becz! – Alejandro wymierza mi cios w brzuch, wyduszając z moich płuc ostatnie strzępki powietrza. Mam wrażenie, jakby ktoś raz za razem wkładał mi ostrze pomiędzy żebra, gdy usiłuję chwycić niewielkie ilości tlenu. – Dusisz się? – pyta mężczyzna, a w jego źrenicach błyszczą szaleńcze iskierki. – Kurwa – jęczy, gdy się we mnie wbija.
Krzyk rozdziera mi gardło. Nie mogę już rozróżnić, co konkretnie boli. Kobiecość, która jest brutalnie deptana, czy gardło piekące tak mocno, że mam wrażenie, jakby ktoś kroił je wzdłuż tchawicy.
Zatkany od płaczu nos utrudnia mi oddychanie. Przez łzy mam zamazane pole widzenia. Ale to dobrze, bo wmawiam sobie, że skoro niczego nie widzę, to również nie będę nic czuła.
Bzdura.
Wlepiam wzrok w sufit. Mężczyzna rżnie mnie tak mocno, aż ból promieniuje do ud.
– Chodź, Rene. – Brat wyciąga do mnie rękę. – Mamy już nie ma. Umarła.
Nie chcę mu wierzyć. Szukam jakiekolwiek deski ratunku, by matka wróciła.
– Nie da się wskrzesić zmarłych – mówi Roberto i chwyta mnie w ramiona, bo nie przerywam kopania dłońmi w ziemi.
Wyduszam z siebie głośny szloch i opadam plecami na klatkę piersiową brata. Wpatruję się w mogiłę i zdjęcie matki pod drewnianym krzyżem.
– Bóg się nią zaopiekuje.
– A kto zaopiekuje się nami? – pytam, wycierając wierzchem dłoni nos.
Roberto wzdycha.
– Nie wiem, kto zaopiekuje się nami, ale wiem, że ja zaopiekuję się tobą, siostrzyczko.
Kłamałeś.
Kłamałeś przy grobie matki.
– A niech mnie! – Gwizd Alejandra przywraca mnie do rzeczywistości. Czuję, że już nie plądruje mojego ciała jak barbarzyńca. – Naprawdę jesteś cnotką. – Cmoka z uznaniem. – To znaczy byłaś.
Wybucham głośnym płaczem, gdy kładzie dłonie na moich udach i rozsmarowuje krew. Syczę z bólu.
– Ale nadal jesteś ciasna, jeśli to cię pocieszy.
Co za skurwiel.
– Mogę… – Krztuszę się własnymi słowami. – Mogę już wrócić do domu? – Nie patrzę na niego. Zawieszam spojrzenie na odrapanej ścianie.
– Domu? – Jego zdziwienie nie wróży niczego dobrego.
– Nikomu nic nie powiem, obiecuję – jęczę, okrywając piersi dłońmi.
– Och, skarbie. – Przysuwa mi do twarzy dłoń umazaną moją dziewiczą krwią i zaczyna wodzić wierzchem dłoni po policzku. – Ty już nigdy nie wrócisz do domu.
Na te słowa odwracam gwałtownie głowę w jego kierunku. Zapewne dostrzega w moich oczach milion pytań, strach i zagubienie.
– Teraz cię sprzedam kolejnemu facetowi i zgarnę dobrą kasę.
Próbuję mu się wyrwać, kiedy składa tę deklarację.
– Prrrr, koniku. – Zanosi się śmiechem, opadając na mnie ciężko. – Jeszcze nieraz na tobie pojeżdżą, aczkolwiek nie gwarantuję, że będą to tacy przystojniacy jak ja. – Porusza sugestywnie brwiami, a ja z płaczem pytam:
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Och, malutka. – Schodzi ze mnie, a następnie zapina spodnie. – Mogłem od razu oddać cię w ręce tego świra, ale chciałem coś dla ciebie zrobić.
Marszczę brwi, nie rozumiejąc, o czym mówi.
– Ty… – Wskazuje na mnie dłonią. – …przeżyłaś swój pierwszy raz z megaciachem. Nie każda może się tym pochwalić.
– Mam szesnaście lat, dupku! – wrzeszczę, podnosząc się z podłogi. – Jesteś pojebanym skurwysynem!
Po tych słowach w mężczyźnie zachodzi dziwna zmiana. Rzuca się na mnie niczym rozjuszone zwierzę i zaczyna okładać pięściami tak, że tracę przytomność.
Budzę się w piwnicy. Wąsaty mężczyzna stoi oparty o ścianę, a niewiele starsza ode mnie dziewczyna ze łzami w oczach ssie jego fiuta.
Tutaj przeszłam swoją pierwszą w życiu tresurę, zanim trafiłam do Mikaila, który starał się o nas dbać. Był gangsterem, który kolekcjonował kobiety i traktował je jak żywe lalki. Pod jego dachem poznałam Sonię, Ksenię, a później Perłę, której szczerze nie znosiłam. Ale to dzięki niej w naszym oprawcy zaszła wewnętrzna przemiana i mężczyzna zwrócił nam wszystkim wolność, wiążąc się z zakochaną w nim od zawsze Ksenią. Nie wiedziałam, że dom Mikaila był przystankiem w mojej podróży, bo gdy opuściłam bramy jego królestwa, po latach treningów bycia uległą wkroczyłam do piekła, by osobiście poznać szatana.ROZDZIAŁ 2
Rene
Dzień odzyskania wolności po niewoli u Mikaila
Przechodzisz przez bramy królestwa, które okazują się przejściem do świata bólu i łez
Siedzimy z dziewczynami przy toaletkach. Tak zostawił nas Mikail i nie uprzedził, czy zaraz wróci, czy może przyjdzie później. Zatem trwamy w oczekiwaniu.
Odkąd odesłał Perłę, chodzi jakby nieswój. Więcej czasu spędza z Ksenią i mam wrażenie, że już nas nie potrzebuje. Rzadko uprawia z nami seks – albo raczej nas gwałci, bo odkąd tutaj jestem, nie można tego nazwać inaczej. Tylko Ksenia oddaje mu się szczerze i z przedziwną miłością.
A ja mam dość, lecz dostosowuję się, bo chcę przeżyć.
Czy jeśli Mikail znudzi się swoimi laleczkami, to się ich pozbędzie?
Przełykam ślinę wystraszona.
– Dziewczyny – szepczę, by zwrócić na siebie ich uwagę.
– Rene, nie ruszaj się – syczy w moją stronę Sonia. – Widzisz, że Mikail chodzi jakiś struty. Nie wkurzajmy go bardziej.
– Właśnie o to mi chodzi. – Wzdycham, okręcając się na taborecie w stronę towarzyszek. – Mikail jest nieswój.
– Stracił Perłę – stara się go wytłumaczyć Sara, ale nie pozwalam jej na to.
– Dwa lata temu – podkreślam dobitnie. – Teraz więcej czasu spędza z Ksenią.
– W sumie mnie to nie przeszkadza. – Sonia wzrusza ramionami, na powrót wpatrując się w lusterko przed nią.
Odkąd Perła odzyskała wolność, Sonia także nie jest sobą.
Perła narobiła tutaj niezłego bałaganu.
– Ale mnie przeszkadza! – Uderzam dłonią o niewielki mebel.
Sara unosi wysoko brew.
– Brakuje ci gwałtów?
Zaciskam usta w wąską linię. Ale sobie wymyśliła! Też coś!
– Skończ pieprzyć głupoty, Sara. – Zakładam ramiona na piersi. – Chodzi mi bardziej o to, że skoro Perła odzyskała wolność, a Mikail i Ksenia mają się ku sobie, to co z nami? Ja też chcę być wolna.
– Prędzej dostaniesz kulkę w łeb – prycha Sonia, a ja się zastanawiam, czy właśnie tego teraz nie oczekuje.
– No przecież nie będziemy się tu kisić, skoro ewidentnie mu przechodzi to… zamiłowanie.
– Możliwe, że zakochał się w Kseni? – zastanawia się głośno Sara, a my przechodzimy w tryb zadumy.
– Perła nauczyła go kochać? – wypluwam, bo nie lubię tamtej kobiety, ale gdybym dzięki niej odzyskała wolność, nie zaprzeczam, że moje nastawienie mogłoby ulec zmianie.
– Nie jestem pewna, czy Mikail zna znaczenie słowa „miłość”. – Sonia nadal gdyba zapatrzona w swoje odbicie, a mnie się wydaje, że zna to uczucie.
– Może Perła miała rację? – Nie odpuszczam. – Może Mikail jest w stanie nauczyć się kochać?
– Dobra, załóżmy, że odzyskujemy wolność, a nie, jak przewiduje czarny scenariusz, dostajemy kulkę w łeb. Dokąd byście poszły? Ja wróciłabym do swojej rodziny. – Sara bez mrugnięcia okiem wkręca się w pogawędkę.
– Ja wróciłabym do brata. Mam tylko jego – odpowiadam smutno. Kocham Roberta całym sercem i boli mnie, że tak brutalnie nas rozdzielono. Chciałabym znów być jego małą siostrzyczką. Teraz pozwoliłabym mu się chronić i nie miałabym nic przeciwko jego trosce.
– A ty, Soniu? – zwraca się Sara do blondynki, a ta z westchnieniem mówi:
– Ja… miałabym kilka spraw do załatwienia.
– Spraw? – dziwię się.
– Chciałabym wyrównać rachunki z przeszłością. – Nie patrzy na nas, ale jej głos jest przeszyty mrokiem.
– To…
– Wybornie. – Mikail wchodzi nagle do środka, klaszcząc w ręce, a ja podskakuję w miejscu. Wszystkie zamieramy bez ruchu. – Rozluźnijcie się.
Okej, zatem zabawa skończona. Zza jego pleców wyłania się uśmiechnięta Ksenia.
– Postanowiłem być z wami szczery. – Mężczyzna krzyżuje ramiona na piersi, a jego sylwetka jest jakby wykuta z kamienia. – Jak wiecie, Perła odeszła dwa lata temu.
No nie… Znowu ona.
– Od roku nie spędzam z wami czasu… dość intensywnie. – Mlaszcze, a ja siedzę jak na szpilkach i czekam na puentę. – Bo od roku próbowałem się przekonać do życia z Ksenią.
Na dźwięk swojego imienia rudowłosa uśmiecha się promiennie i spogląda na mężczyznę z uwielbieniem w oczach.
Jedyna ofiara syndromu.
– Teraz okazało się, że Ksenia jest w ciąży…
Wszystkie zasysamy powietrze, kiedy słyszymy tę informację.
Co się tutaj dzieje?
– Nooo… – Mikail traci rezon i drapie się po głowie. – To dla mnie…
– Cud!
– Magia!
Przekrzykujemy się, ale on szybko ucina nasze zapędy.
– Żaden cud, żadna magia. Wiem, skąd się biorą dzieci.
Wybornie.
– Jako że nie chcę być taki sam jak mój ojciec… – Unosi dłoń, uciszając nas, zanim zdążymy otworzyć usta. – Nie pytajcie o ten etap z mojego życia, bo i tak wam nic nie powiem. Wracając do tematu… – Chrząka, a Ksenia wsuwa swoją dłoń w jego. Wytrzeszczam oczy, kiedy zauważam, jak splatają palce. – Postanowiłem zwrócić wam wolność.
W pokoju zapada cisza. Słychać tylko bicie naszych serc.
– Oczywiście odstawię was do waszych rodzin. I w zasadzie…
– „Przepraszam”? – Unoszę brew, wstając z taboretu. – Może nas przeprosisz?
– Za co? – pyta oburzona Ksenia. – Wam się nigdy nie dogodzi.
Zaciskam usta, by nie wybuchnąć, ale nie udaje mi się powstrzymywać zbyt długo.
– Mikailu, byłyśmy twoimi niewolnicami.
– Traktował was lepiej, niż jego poprzednicy! – Ksenia wyrywa dłoń z jego i staje przed nim, by go bronić.
– Kseniu! – grzmi Mikail. Na dźwięk jego głosu mimowolnie kulę się wystraszona.
Kobieta zaciska usta i powieki. Bierze parę głębszych oddechów, po czym rozluźnia ciało i znów staje za mężczyzną.
Wybrała bycie uległą w zamian za niego.
Nie zrozumiem tego, ale kim jestem, by ich oceniać?
– Wystarczy. – Mikail wypowiada to słowo ze spokojem, ale znamy go dobrze i wiemy, że w wibracji jego głosu można się doszukać groźby. – Skoro mamy załatwioną kwestię waszej przyszłości, musicie tylko obiecać, że nie pobiegniecie od razu na psy.
Boję się parsknąć na głos, więc robię to w myślach. Przecież żadna z nas nie znajdzie w sobie tyle odwagi, by pójść nakablować. Na swój sposób nadal mamy świadomość, że Mikail będzie węszył, żeby sprawdzić, czy nie obrobimy mu tyłka.
Poza tym… Ksenia ma w pewnym sensie rację, bo przecież to, co tutaj przeżyłyśmy, jest niczym w porównaniu z tresurą, jakiej poddano nas wcześniej.
Może i każda z nas ma spaczoną psychikę, ale niech oceni nas ten, kto przeszedł to samo.
– Nie pisnę ani słowa. – Wzdycham, siadając z powrotem.
– Ja również – oświadcza Sara bez cienia wahania w głosie.
– Soniu? – Mikail skupia wzrok na blondynce, która ostatnio jest bardzo wycofana.
– Mam tylko prośbę. – Koleżanka unosi spojrzenie, a w jej błękitnych tęczówkach pojawia się desperacja. – Podasz mi adres Perły?
Kiwam głową, bo to ma sens. Zaprzyjaźniły się. Może dlatego jest taka?
– Skąd pewność, że go znam? – Mężczyzna unosi brew, a my spoglądamy na niego z kpiną.
Nawet Ksenia.
– Okej, dobra. – Unosi dłonie, a Sonia wypuszcza z ulgą powietrze. – A teraz się zbierajcie. Kseniu… – Patrzy na nią i mogę przysiąc, że na jego ustach przez moment błąka się uśmiech. – Zaprowadź dziewczyny do jadalni.
– Oczywiście.
– Tam znajdziecie codzienne ubrania. Spakujcie, co będziecie chciały, bo dom i tak idzie na sprzedaż – wyjaśnia mężczyzna, a my ruszamy za rudowłosą.
Kiedy jednak się z nim zrównuję, wypowiadam z mocą:
– Nie lubiłam jej, ale cieszę się, że się zjawiła. – Nawiązuję do Perły, bo wiem, że zmiany w tym domu zaszły za jej sprawą.
Mikail kiwa jedynie głową, a ja wybiegam za dziewczynami.
Za kilka godzin ujrzę brata. Nie mogę się doczekać.