Zuchwałe Kobiety, które chciały więcej - ebook
Różniło je wiele – pochodzenie, wiek, stan cywilny, klasa społeczna – ale połączyło jedno: sprzeciw wobec świata, w którym historie mogą tworzyć tylko mężczyźni. Żyły w czasach, w których to płeć definiowała prawa, obowiązki i zakres wolności. Podczas gdy ojcowie, mężowie i bracia prowadzili badania naukowe, robili politykę i dysponowali majątkiem, rola kobiet było dbanie o domowe ognisko oraz poświęcanie swoich potrzeb i ambicji. Drzwi do sfery publicznej były dla nich zamknięte. Postanowiły więc je wyważyć.
„Zuchwałe” to biografie kobiet, które podważyły podział na to, co „kobiece”, i na to, co „męskie”. Choć bez nich opowieść o ostatnich dwóch stuleciach nie byłaby pełna, za rzadko przypomina się ich nazwiska. Katarzyna Wężyk, tak jak bohaterki jej książki, zbuntowała się przeciwko pomijaniu herstorii. W fascynujący sposób opisała losy m.in.: byłej kurtyzany, która stała się pionierka równości płci w rodzinie – Olympe de Gouges; dziewczyny z ludu, której odkrycia wywołały naukowa rewolucje – Mary Anning; czy sufrażystki, która wywalczyła rodaczkom prawa wyborcze – Emmeline Pankhurst.
Trudno oderwać się od tej książki. I nie chodzi tylko o to, że jest świetnie napisana. Autorka przede wszystkim otwiera nam oczy na losy niezwykłych kobiet, które nawet za cenę życia nie pozwoliły narzucić sobie męskiego punktu widzenia. Dzięki swojej odwadze, inteligencji i uporowi sprawiły, że koło dziejów powoli zaczęło zmieniać swój bieg. Na wiele dekad ukarano je za to wymazaniem z historii i skazano na zapomnienie. Katarzyna Wężyk w znakomity sposób przywraca pamięć trzynastu z nich. Za nimi stoi legion, który wciąż czeka na swoje miejsce w herstorii.
Magdalena Grzebałkowska
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-838-0186-5 |
| Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ramie Targoff, Shakespeare’s Sisters
„Jeśli nie dadzą ci miejsca przy stole, przynieś składane krzesełko”.
Shirley Chisholm
Dla Gabrysi
WSTĘP
Odkrywała szkielety dinozaurów, zbierała na plaży prehistoryczne muszle, jako niemowlę przeżyła uderzenie pioruna, a jakby tego było mało, w poszukiwaniach towarzyszył jej najlepszy przyjaciel, pies Tray. Kiedy ośmioletnia Evie Swire usłyszała w szkole o Mary Anning, była zachwycona. I bardzo się zdziwiła, gdy się okazało, że tylko w Dorset uczniowie i uczennice poznają historię miejscowej pionierki paleontologii.
„Zapytałam mamę, dlaczego o Mary nie mówi się w szkołach. Powiedziała, że Mary została zapomniana. I że była niewykształcona, a w czasach wiktoriańskich osoby z klasy robotniczej nie miały wielu praw i były bardzo biedne. Poza tym Mary była kobietą, a to oznaczało, że nie mogła w nauce robić tych rzeczy, które robili mężczyźni. Gdybym miała wehikuł czasu, przeniosłabym się w przeszłość i powiedziała tym mężczyznom, że się mylą i że powinni słuchać Mary, bo była niesamowita i miała ważne rzeczy do powiedzenia. Tak mnie wkurzyli, że chciałabym im przyłożyć, ale zostałabym aresztowana, a od mamy wiem, że wiktorianie zamykali dzieci w więzieniach” – napisała Evie w 2018 roku (z drobną pomocą mamy).
Ta książka wyrosła z podobnych emocji. Z gniewu na to, że herstoria wciąż jest mniej ważna niż historia mężczyzn, pomijana w podręcznikach, bagatelizowana. Ale też z radości znalezienia kobiet, którym starczyło uporu, ambicji, talentu, pracowitości, tupetu, szczęścia oraz – często – punktów za pochodzenie, żeby się nie dać wymazać i uciszyć.
Przypominam trzynaście takich kobiet.
Listę otwiera francuska rewolucjonistka, która domagała się prawa wyborczego także dla obywatelek i która za radykalizm swoich postulatów zapłaciła głową. Zamyka brytyjska sufrażystka, która to prawo wywalczyła – a potem wstąpiła do Partii Konserwatywnej. Między nimi znalazły się: pierwsza dama, pisarka, królowa, naukowczyni, aktywistka, lekarka, podróżniczka, aktorka, reporterka, socjalistka i kapitalistka. Różniło je wiele: klasa społeczna, rasa, wykształcenie, majątek, stan cywilny, poglądy polityczne, stosunek do emancypacji kobiet, doświadczenie życiowe. Łączył, nie zawsze świadomy i wypowiedziany, bunt przeciwko obowiązującej wersji kobiecości, ambicje wykraczające poza sferę domową oraz zdrowa dawka egoizmu, dzięki której je zrealizowały. A także odwaga pójścia pod prąd i poniesienia konsekwencji tej decyzji.
Wszystkie przynajmniej zahaczyły – choć Olympe de Gouges ledwo – o „długi wiek XIX”, jak brytyjski historyk Eric Hobsbawm nazwał okres między rewolucją francuską (1789) a wybuchem I wojny światowej (1914). Obowiązywały wówczas – w klasach od średniej wzwyż – binarny podział płci i idea oddzielnych sfer, w których mężczyźni i kobiety powinni się realizować. Płeć miała zaś determinować niemal każdy aspekt charakteru i potencjału jednostki oraz jej miejsce w społeczeństwie.
Sfera publiczna, jak z uporem godnym lepszej sprawy przekonywali ówcześni intelektualiści, przywódcy polityczni i religijni oraz lekarze, była domeną mężczyzn. To im bowiem Najwyższy – później biologia – dał intelekt, zdolność do racjonalnego myślenia, wolę, bezwzględność oraz siłę fizyczną wymaganą, by skutecznie realizować wyzwania stawiane przywódcom, przedsiębiorcom czy naukowcom. Kobiety zaś, istoty z natury płoche, bierne, słabe, emocjonalne, moralne i aseksualne, należały do sfery prywatnej. Ich królestwem był dom i rodzina, trybem domyślnym – troska i poświęcenie, a jedynym celem życiowym – rola anioła domowego ogniska.
Owe sfery przenikały się wyłącznie przy kolacji, w łóżku i przy śniadaniu. Jednak jednokierunkowo: mężczyzna wracał do domu, by odpocząć, ale drzwi do sfery publicznej przed kobietą były zamknięte. Na wypadek gdyby zachciało jej się ów próg jednak przekroczyć, wiktoriańskie społeczeństwo miało na podorędziu wiele środków zniechęcających. Prawo odmawiało kobietom głosowania i wstępu na uniwersytety, a mężatkom jeszcze posiadania własności. Autorytety dowodziły, jak bardzo wyjście z domu byłoby destrukcyjne dla społeczeństwa i samej kobiety. Garderoba – ściskające talie gorsety i szorujące po ziemi ciężkie suknie – utrudniała nie tylko ruch, ale też wzięcie głębszego oddechu. Ideologia „prawdziwej kobiecości” mocno przypominała realny socjalizm: ustrój oficjalnie najlepszy z możliwych, ale granice zamykano głównie przed tymi, którzy z niezrozumiałych doprawdy powodów chcieli go opuścić.
TA KSIĄŻKA TO OPOWIEŚĆ O KOBIETACH, KTÓRE NIE DAŁY SIĘ ZNIECHĘCIĆ.
Nie wszystkie były feministkami – ba, niektóre wręcz oburzały się na myśl, że kobieta mogłaby być równa mężczyźnie. Ale wszystkie, nawet jeśli mimowolnie, udowadniały, że obowiązująca wówczas definicja kobiecości jest za ciasna.
Olympe de Gouges i Emmeline Pankhurst podział na męską sferę publiczną i kobiecą domową odrzucały całkowicie, domagając się wolności i równości. Caroline Norton i Abigail Adams uważały, że idea jest zasadniczo słuszna, ale detale – takie jak podważające fundamenty całego systemu przyznanie kobietom własności – należy poprawić. Elizabeth Blackwell, Nellie Bly i Isabella Bird uważały, że są wyjątkami potwierdzającymi regułę. Królowa Wiktoria i Sojourner Truth samym swoim istnieniem ową regułę podważały. Mary Anning nie miała czasu, by się zastanawiać nad definicją kobiecości i jej podrzędnym wobec męskości statusem – choć parę gorzkich uwag jej się wyrwało – bo musiała zarabiać na życie. Helena Modrzejewska i Hetty Green stawiane im wymogi po prostu ignorowały, realizując swoje niezbyt „kobiece” pasje. A Róża Luksemburg uważała, że są ważniejsze rzeczy niż równouprawnienie, konkretnie – światowa rewolucja.
Swój bunt przeciwko akurat je uwierającemu aspektowi patriarchatu realizowały różnie: przez wygłaszanie płomiennych przemówień i pisanie manifestów, wykorzystywanie dziur w systemie, wsuwanie stóp między drzwi, zajmowanie przyczółków w męskich dziedzinach, spełnianie się poza domem, odmowę poświęcenia ambicji i granie na siebie. I stopniowo, krok po kroku, przesuwały granice tego, co kobietom wolno i co wypada.
Długi wiek XIX był też okresem bezprecedensowo szybkich zmian. Wiekiem rewolucji przemysłowej i technologicznej, wiary w postęp i odczarowania świata, zniesienia niewolnictwa i ruchu na rzecz praw wyborczych kobiet, wreszcie wiekiem izmów – socjalizmu, nacjonalizmu, liberalizmu – które do dziś organizują politykę.
W 1748 roku, gdy Olympe de Gouges przyszła na świat, Europa wciąż tkwiła – przynajmniej jedną nogą – w feudalizmie. Gospodarka kontynentu opierała się na rolnictwie: głównym źródłem dochodów zarówno warstwy wyższej, jak i niższej była ziemia. Na terenach na wschód od Łaby i w amerykańskich koloniach kwitło niewolnictwo, w Europie nazywane pańszczyzną. Kapitalizm dopiero się rodził, w angielskich tkalniach i szwalniach. Religia organizowała zarówno kalendarz, jak i światopogląd znakomitej większości mieszkańców chrześcijańskiego kręgu kulturowego, a Księga Rodzaju odczytywana była dosłownie. W Europie, poza wyjątkami w rodzaju dogorywającej Rzeczypospolitej Polskiej i wchodzącej na ścieżkę imperialną Wielkiej Brytanii, dominującym ustrojem była monarchia absolutna. Obowiązywała odwieczna i sztywna hierarchia: na górze monarcha, pod nim arystokracja i wyższe duchowieństwo, niżej szlachta i kler, na dole mieszczaństwo i chłopi.
Mapa tego przednowoczesnego świata w znacznej mierze składała się z białych plam. Po morzach i oceanach podróżowano drewnianymi statkami, na lądzie pieszo, w siodle i pojazdami ciągniętymi przez konie. Podsumowując – powoli. Większość ludzi nie potrafiła czytać ani pisać, a życie spędzała w promieniu kilku kilometrów od miejsca urodzenia. Nawet w najbardziej zurbanizowanych państwach wciąż czterech na pięciu mieszkańców żyło na wsi. Ciemności nocy rozświetlało palenisko i świece. Wizerunki (nielicznych) dla potomności utrwalali malarze. Broń palną ładowało się od strony lufy i nie była szczególnie celna.
Średnia długość życia wynosiła niespełna czterdzieści lat, co przy stanie ówczesnej medycyny – nie znano antyseptyki ani znieczulenia, a leczenie zasadniczo sprowadzało się do puszczania krwi, lewatywy i podawania rtęci – i tak należy uznać za sukces. Kobieta rodziła średnio ośmioro dzieci; nawet połowa nie dożywała piątego roku. Z antykoncepcji dostępny był stosunek przerywany, płukanki oraz abstynencja. Małżeństwo było (niemal) nierozerwalne, zwłaszcza dla żony.
W 1928 roku, roku śmierci Emmeline Pankhurst, rolnictwo jako główne źródło utrzymania ludności dominowało już tylko we wschodniej i w południowej Europie, a prawie połowa mieszkańców kontynentu żyła w miastach. Kapitalizmowi wyrósł konkurent w postaci radzieckiej gospodarki planowanej, który na razie nieźle się sprawdzał w industrializacji, mniej w zaspokajaniu potrzeb konsumpcyjnych ludności. Klasa społeczna dalej w znacznej mierze determinowała szanse życiowe – chłopskie dziecko miało ich zdecydowanie mniej niż dziedzic fortuny – ale ścieżki awansu, dzięki powszechnej edukacji, były dużo szersze. Imperium brytyjskie niedawno osiągnęło szczyt terytorialnego zasięgu i już zaczynało wchodzić w fazę schyłkową, a do zajęcia pozycji nowego hegemona przygotowywały się Stany Zjednoczone.
I wojna światowa pokazała siłę nacjonalizmów, słabość międzynarodowej solidarności robotniczej i postęp w metodach eliminacji przeciwnika: artyleria, kule z karabinów maszynowych, granaty, gaz bojowy oraz, to już tradycyjnie, choroby i brak higieny zabiły około 10 milionów żołnierzy. Pozbawiła też tronów większość europejskich monarchów, umieściła na mapie kilka nowych państw i przyspieszyła decyzje o przyznaniu kobietom praw wyborczych. W 1928 roku głosować mogły już obywatelki dwudziestu państw, w tym Polski. Mężatki uzyskały prawo do posiadania własnych pieniędzy i do rozwodu: władza męża przestała być absolutna.
Kobiety uzyskały też wstęp na uniwersytety, choć nie na wszystkie. Zrzuciły gorsety i piętrowe kapelusze, malowały usta, a czasem nawet odważały się na noszenie spodni. Pracowały jako sekretarki, nauczycielki, sprzedawczynie i pielęgniarki – wciąż bardzo rzadko jako lekarki czy naukowczynie. Nadal jednak oczekiwano, że po założeniu obrączki przejdą na utrzymanie męża. Średnio rodziły około trojga dzieci, a kontrolować płodność mogły za pomocą kapturków i prezerwatyw. Przed piątymi urodzinami umierało jedno dziecko na dziesięcioro, a średnia długość życia wynosiła prawie sześćdziesiąt lat. Dłuższe i zdrowsze życie było efektem postępu w medycynie i higienie – lekarze nauczyli się myć ręce, zmieniać fartuchy i sterylizować narzędzia – oraz koncesji kapitału na rzecz pracy, czyli mniejszej liczby godzin, wolnych dni, zakazu zatrudniania dzieci.
Ale największe zmiany przyniosły wynalazki i ich przemysłowe wykorzystanie. Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku świat znacznie przyspieszył i się skurczył. Najpierw telegraf, a potem telefon sprawiły, że informacje pokonywały odległość z prędkością dźwięku. Podróż statkiem przez Atlantyk skróciła się do pięciu dni, a samolotem – w 1927 roku udało się to Charlesowi Lindberghowi – do trzydziestu trzech godzin. Po stałym lądzie podróżowało się koleją, samochodem i rowerem. Elektryczność oświetliła miasta, wciąż rzadziej tereny wiejskie, i usprawniła prace domowe. Pralka, żelazko i odkurzacz były dla kobiet prawdziwym przewrotem kopernikańskim. Fotografia zdemokratyzowała utrwalanie wizerunku, gramofon – słuchanie muzyki, do kin weszły pierwsze filmy dźwiękowe. A teoria ewolucji zdetronizowała nie tylko centralną pozycję człowieka w porządku stworzenia, ale i centralną pozycję religii w porządku społecznym.
Olympe nie poznałaby świata, w którym żyła Emmeline.
TA KSIĄŻKA OPOWIADA O KOBIETACH, KTÓRE W ZMIANACH UCZESTNICZYŁY, CZASEM JE WRĘCZ INICJOWAŁY. I SKORZYSTAŁY NA WOLNOŚCI, KTÓRE ONE PRZYNIOSŁY.
Bo nawet ultrakonserwatywna Wiktoria popchnęła do przodu rewolucję. Kiedy jej królewska wysokość nie mogła się nachwalić znieczulenia chloroformem przy porodzie, duchowni i lekarze przestali sarkać, że wszak Biblia każe kobietom rodzić w bólu. Olympe de Gouges, Sojourner Truth i Emmeline Pankhurst walczyły o prawa wyborcze. Caroline Norton i Abigail Adams o prawo do własnych pieniędzy. Elizabeth Blackwell otworzyła przed przedstawicielkami własnej płci zawód lekarki, a Isabella Bird – prestiżowe koło naukowe. Nellie Bly udowodniła, że dziennikarki mogą zajmować się czymś więcej niż kroniką towarzyską – oraz okrążyć świat w mniej niż osiemdziesiąt dni – a odkrycia Mary Anning zainspirowały Charlesa Darwina do stworzenia teorii ewolucji. Hetty Green budowała kapitalizm, Róża Luksemburg – socjalizm, a Helena Modrzejewska była jedną z pionierek zarządzania sławą.
Nie dostały miejsca przy stole, więc przyniosły składane krzesełka. Otworzyły przed kobietami drzwi wcześniej na głucho zamknięte. I zostawiły je co najmniej uchylone.RÓWNOŚĆ
CENTROWA REWOLUCJONISTKA OLYMPE DE GOUGES
rozdział pierwszy
Ostrze świszcze, głowa spada, krew tryska, człowiek przestaje istnieć. Dzięki mojej maszynie głowa zostaje odcięta w mgnieniu oka, w ogóle nie cierpisz – Joseph Ignace Guillotin jest co prawda lekarzem, nie inżynierem, ale ma dryg do reklamy. Sprzeciwia się karze śmierci – będzie potem pomstował, że narzędzie do zabijania zostało nazwane jego nazwiskiem – ale że na jej zniesienie we Francji roku pańskiego 1789 nie ma co liczyć, proponuje Zgromadzeniu Narodowemu humanitarną, a przy okazji równościową metodę egzekucji.
W przedrewolucyjnej Francji kaźń jest spektaklem, którego potworność ma pokazywać nieuchronność sprawiedliwości i odstraszać przyszłych przestępców. Spoiler alert: nie odstrasza, ale sam spektakl cieszy się ogromnym zainteresowaniem, na egzekucje przychodzą tłumy. Arystokracji odrąbuje się głowy mieczem lub toporem, plebs jest wieszany. Obie metody łączy to, że są mocno niedoskonałe: tępe ostrze wymaga czasem kilku ciosów, a wieszany często dusi się nawet kilkanaście minut. Jednak prawdziwa makabra zaczyna się przy sprawcach poważniejszych przestępstw: im serwuje się łamanie kołem, przypalanie gorącym żelazem, kastrację, rozczłonkowanie lub palenie na stosie. Albo wszystko po kolei.
W porównaniu z powyższymi metodami gilotyna, skonstruowana trzy lata później przez producenta klawesynów Tobiasa Schmidta i wypróbowana na snopkach zboża, owcy oraz osławionym rabusiu, jest metodą, która ekspresowo przenosi Francję z horroru średniowiecza do mechanicznego utylitaryzmu nowoczesności. Cięcie trwa pół sekundy i jest egalitarne – Zgromadzenie uchwala, że gilotyna będzie stosowana wobec wszystkich skazanych niezależnie od pochodzenia. A sprawny kat może obsłużyć kilkunastu klientów na godzinę, specjalnie się przy tym nie pocąc.
Obie te cechy, wydajność i równość, naród francuski może w pełni docenić już w 1793 roku. Podczas jakobińskiego terroru głowy traci około 17 tysięcy osób – hrabiny i praczki, lekarze i grabarze, król, królowa i wszyscy najważniejsi rewolucjoniści. A główny kat, Charles-Henri Sanson, skarży się w dzienniku, że 54 egzekucje dziennie to jednak przesada.
Pisarka, aktywistka, była kurtyzana i pionierka równości płci Olympe de Gouges w „Deklaracji praw kobiety i obywatelki” pisze, że skoro „kobiety mają prawo wejść na szafot, muszą również mieć prawo do wejścia na mównicę”.
Rewolucja francuska przyzna jej tylko to pierwsze prawo.
*
Przychodzą po nią 20 lipca 1793 roku. Powód: rozwieszanie plakatów z żądaniem plebiscytu w sprawie ustroju politycznego – to obywatele mieliby zdecydować, czy chcą żyć w republice, czy w monarchii konstytucyjnej. Brzmi jak logiczna konsekwencja oddania władzy w ręce ludu? Nie dla Komitetu Ocalenia Publicznego. Prawo od paru miesięcy pod karą śmierci zakazuje publikacji materiałów wzywających do przywrócenia monarchii. Olympe de Gouges, aktywistka polityczna, musi o tym wiedzieć. Ale wcale jej to nie powstrzymuje przed wyrażaniem swojego zdania.
*
Całe życie wystawała, uwierała, nie pasowała. Urodziła się 17 maja 1748 jako Marie Gouze. Nominalnie wywodziła się z drobnej burżuazji – była córką rzeźnika z prowincjalnego Montauban, Pierre’a Gouze, i jego żony Anne-Olympe, ale będzie utrzymywać, że jej prawdziwym ojcem był Jean-Jacques Lefranc de Caix, markiz de Pompignan, literat znany głównie z tego, że Wolter oskarżył go o plagiat.
Marie wyrosła na ładną pannę, zgrabną, ciemnooką, o okrągłej twarzy i pełnych, zmysłowych ustach. Miała niespełna siedemnaście lat, gdy ojciec wydał ją za syna karczmarza, Louisa Aubry, partię dużo poniżej oczekiwań córki. W półautobiograficznej – i mocno inspirowanej Niebezpiecznymi związkami – powieści Mémoire de Madame de Valmont napisze: „Poślubiłam mężczyznę, którego nie kochałam i który nie był ani bogaty, ani dobrze urodzony. Zostałam złożona w ofierze bez powodu i nic nie wynagradzało mi odrazy, którą czułam do tego człowieka”.
Małżeństwo potrwało nieco ponad rok: Aubry zginął w powodzi, zostawiając Marie syna Pierre’a. Osiemnastoletnia wdowa poprzysięgła sobie, że więcej za mąż nie wyjdzie – małżeństwo, napisze, to grób zaufania i miłości – i odcięła się od dawnego życia. Radykalnie: przechrzciła się na Olympe de Gouges i przy pierwszej okazji wyjechała wraz z synem do stolicy. Ową okazją był przedsiębiorca Jacques de Biétrix de Rozières.
*
Być może myśli, że znów się jej upiecze. Zdarzało jej się już iść pod prąd rewolucji, nawet jeśli wraz z jej postępującą radykalizacją robi się to sportem coraz bardziej ekstremalnym. Zaoferowała pomoc w obronie Ludwika XVI, bo uważała, że należy go wygnać z kraju, ale nie skracać o głowę. Napisała list otwarty krytykujący Robespierre’a – nazwała go dyktatorem i mordercą – i zadeklarowała, że się poświęci i wskoczy do Sekwany obciążona kulą armatnią, jeśli Wielki Nieprzekupny skoczy razem z nią.
I żyje.
Sama prowadzi więc komisarzy do biura, gdzie trzyma papiery – jest dobrą obywatelką, nie ma nic do ukrycia. Niedokończony rękopis sztuki La France sauvée ou le Tyran détrôné (Francja uratowana lub Tyran pozbawiony tronu) będzie jednym z koronnych dowodów podczas jej procesu.
*
Pierwsze dziesięć lat w Paryżu Olympe spędziła jako utrzymanka bogatych mężczyzn. Według ówczesnej prasy jedynym majątkiem młodej Olympe była jej ładna twarz, więc w Paryżu znana była tylko z usług, które świadczyła współobywatelom. Olympe zaprzeczała, pisząc, że to plotki mające na celu jej zdyskredytowanie i uciszenie. Reputacja kurtyzany będzie się za nią ciągnęła długo i przesłaniała jej osiągnięcia, tym niemniej w czasach ancien regime’u nie była to szczególnie szokująca kariera.
Olympe zresztą szybko przestało wystarczać brylowanie na salonach wyłącznie w charakterze ozdoby. Córka prowincjonalnego rzeźnika nie mogła liczyć na klasyczną edukację, ale w Paryżu ewidentnie nadrobiła te braki. W tekstach będzie się swobodnie poruszała w literaturze antycznej, w wiedzy o francuskim teatrze i w politycznej filozofii.
Olympe de Gouges brylowała na paryskich salonach – najpierw jako dama do towarzystwa, potem jako intelektualistka i pisarka.
Miała gdzie się uczyć. W latach 60. i 70. XVIII wieku paryskie salony były miejscem intelektualnego fermentu, a ich bywalcy dyskutowali o wywrotowych ideach wolności, równości i tolerancji. Snuli wizje świata odczarowanego: rządzonego racjonalnymi prawami, które wyzwolony z przesądów i uprzedzeń rozum jest w stanie poznać, a potem kontrolować. Dyskutowali o trójpodziale władzy, o odrzuceniu religijnego zabobonu, o nieograniczonym postępie naukowym. Bo przecież wystarczy tylko, jak wzywał z dalekiego Królewca Immanuel Kant, mieć odwagę posługiwać się własnym rozumem. Oświecenie to wszak „wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy”.
Czas najwyższy, uznała Olympe, żeby i kobieta została uznana za pełnoletnią.
*
Więzienie Conciergerie ma zasłużoną opinię „przedsionka szafotu”. Zamożniejsi osadzeni płacą za luksusy w rodzaju osobnej celi i łóżka, reszta tłoczy się w zbiorowych salach. Więźniarki nie unikają awansów strażników, przeciwnie – często same ich szukają; kobiety w ciąży dostają odroczenie wyroku śmierci.
Olympe nie przestaje pisać. Dwa teksty – relację z przesłuchań i potępienie terroru – udaje jej się opublikować. Nie pomoże jej to podczas procesu.
W liście skarży się synowi, że odmówiono jej adwokata. Usłyszała, że ma dość rozumu, by reprezentować się sama.
*
W przedrewolucyjnej Francji nieliczne kobiety parające się pisaniem publikowały teksty anonimowo albo dystrybuowały je w salonowych kręgach. Żadna nie mówiła o sobie per pisarka, femme de lettres. Literatura była domeną mężczyzn. Olympe złamała tę konwencję. Zamiast być anonimowa i skromna, bezczelnie wystawiała dramaty pod własnym nazwiskiem. Przez dziewięć lat, od 1784 do 1793 roku, opublikowała 41 sztuk, 29 utworów prozą i 63 polityczne manifesty. We wszystkich przewija się ten sam motyw – oburzenie na niesprawiedliwość.
Olympe de Gouges w swojej twórczości mieszała teatr z polityką – jej sztuki były polityczne, a publicystyka czerpała z pełnych pasji teatralnych monologów.
Jej zamiłowania to teatr i polityka, które mieszała w równych proporcjach. Jej sztuki były polityczne, a publicystyka miała coś z pełnych pasji teatralnych monologów. Paryskie teatry nie paliły się jednak do wystawiania jej utworów. Odstraszała je zarówno płeć autorki, jak i jej radykalizm. Popularny aktor Abraham-Joseph Bernard sarkał, że madame de Gouges to jedna z tych niewiast, którym najchętniej wręczyłby brzytwę, bo przez literackie pretensje tracą powaby swojej płci. Pisarka – niezależnie od talentu – to bowiem kobieta, która nie zna swojego miejsca. Konserwatywnej publiczności nie podobało się też, że Olympe porusza takie tematy jak rozwody czy nieślubne dzieci, a jej kobiece bohaterki nie są młode, słodkie i bierne (albo stare i wredne), tylko sprawcze i nierywalizujące ze sobą.
Olympe przez cztery lata walczyła z Comédie-Française o wystawienie l’Esclavage des Noirs, sztuki o niewolnictwie we francuskich koloniach. „Jedyna różnica między nami jest nieznaczna: to tylko kolor. Ale przewaga, jaką biali nad nami mają, jest ogromna. Używają nas jak zwierząt” – mówi w niej zbiegły niewolnik. Dla plantatorów z Haiti te słowa były niebezpieczne, cała ich gospodarka opierała się na dehumanizacji ludzi o ciemniejszym kolorze skóry.
Spór z teatrem Olympe upubliczniła na łamach gazet, gdzie zaciekle polemizowała z krytykami. – Jestem zdecydowana odnieść sukces i zrobię to mimo moich wrogów – zapowiadała. Wygrała: sztuka została wystawiona. Ale nacisk plantatorów doprowadził do zdjęcia jej z afisza po trzech przedstawieniach.
*
2 listopada 1793 roku de Gouges staje przed trybunałem rewolucyjnym. Zostaje oskarżona o chęć przywrócenia monarchii i „atak na suwerenność ludu”; jej teksty mają podważać republikański rząd, którego „pragnie większość Francuzów”. Owym atakiem miała być wspomniana broszura o różnych formach rządu oraz niedokończony dramat Francja uratowana. Maria Antonina jest w nim przedstawiona jako postać pozytywna, zdolna do refleksji, wątpliwości i słuchania patriotycznego głosu rozsądku, w sztuce uosobionego przez samą Olympe.
Egzekucja Marii Antoniny. Ostatnie słowa królowa skierowała do kata, któremu nadepnęła na stopę, wchodząc na szafot: „Przepraszam, monsieur, zrobiłam to niechcący”.
Dwa tygodnie wcześniej Maria Antonina została skrócona o głowę za zdradę stanu. Zniuansowany portret tego „potwora gorszego od Messaliny i Medyceuszy” jest więc z samej zasady kontrrewolucyjny.
*
Przedrewolucyjna Francja była państwem potwornie zadłużonym – pomoc zbuntowanym amerykańskim koloniom w ich oderwaniu się od Anglii mocno nadwyrężyła budżet. Pod koniec lat 80. na kryzys finansowy nałożyły się nieurodzaj i głód. Król i arystokracja pławili się w luksusach, królowa rzuciła beztrosko, żeby w razie braku chleba ludzie jedli ciastka – to akurat mit, ale pasował do narracji – a lud głodował. Narastające niezadowolenie w połączeniu z oświeceniowymi ideałami wolności i równości oraz ambicjami burżuazji stworzyły mieszankę wybuchową.
Konieczność uchwalenia nowych podatków ostatecznie zmusiła Ludwika XVI do wezwania – po raz pierwszy od ponad 170 lat – Stanów Generalnych. Każdy ze stanów miał w nich równą liczbę głosów, mimo że pierwszy i drugi, czyli duchowieństwo i szlachta, stanowiły raptem 2 procent ludności Francji. Stan trzeci obejmował pozostałe 98 procent, od robotników i chłopów po inteligencję i burżuazję. I te dwie ostatnie grupy coraz głośniej domagały się praw politycznych.
5 maja 1789 roku w Wersalu zebrały się Stany Generalne. Fasadowe w zamierzeniu ciało szybko wymknęło się spod kontroli, a król był zbyt słaby i nieudolny, by zdusić bunt w zarodku. W czerwcu reprezentacja stanu trzeciego ogłosiła się Zgromadzeniem Narodowym. 14 lipca tłum paryżan zdobył Bastylię, średniowieczną twierdzę, która służyła za więzienie. Lud zmasakrował załogę, uwolnił więźniów – całą siódemkę, żaden z nich nie był polityczny – a następnie zburzył twierdzę, która w międzyczasie awansowała do rangi symbolu tyranii i reakcji.
Rewolucja zaczynała się rozpędzać.
Szturm na Bastylię 14 lipca 1789 roku. Co prawda więźniów politycznych już w niej nie trzymano, ale rocznica zdobycia tego symbolu tyranii do dziś jest we Francji świętem narodowym.
*
Najpoważniejszym zarzutem wobec obywatelki de Gouges jest to, że w usta Marii Antoniny włożyła krytykę jakobinów. – Nie można nie dostrzec perfidnych intencji tej zbrodniarki, gdy patrzy się na jej dzieła, w których oczernia i pluje żółcią na najlepszych przyjaciół ludu i na ich najbardziej nieustraszonego obrońcę – grzmi prokurator Antoine-Quentin Fouquier de Tinville. I tak dalej w podobnym duchu: trucizny sączone w serca obywateli, kalumnie, sianie niezgody. Rewolucyjny patos i moralny ferwor zawsze kiepsko się starzeją, ale zapis rozprawy Olympe zahacza o autoparodię.
De Gouges – przedstawia się jako pisarka, lat trzydzieści osiem (odejmuje sobie siedem) – wypada bardziej rzeczowo. Królowa, argumentuje, mówiłaby właśnie takim językiem. Nie należy autorce przypisywać poglądów postaci. Ona sama była i jest zwolenniczką republiki.
Pisarz sądowy odnotowuje, że podczas czytania aktu oskarżenia osadzona nie przestaje się ironicznie uśmiechać i wznosi oczy do nieba; proces jest dla niej teatrem, a ona, z emfazą epoki, odgrywa rolę niewinnie oskarżonej.
*
Olympe chodziła na zebrania Zgromadzenia Narodowego i sama agitowała, upominając się przede wszystkim o najsłabszych. Domagała się zapomogi dla wdów, ludzi starszych i najuboższych, zniesienia niewolnictwa i programu robót publicznych. Ujmowała się za wyrzutkami – pannami z dziećmi, bękartami i sierotami – oraz piętnowała podwójne standardy. Postulowała zlikwidowanie kary śmierci, wprowadzenie powszechnej edukacji i prawa do rozwodu. Małżeństwo, uważała, powinno być związkiem zawartym z woli obu stron i trwać tylko tak długo, jak długo trwa uczucie, a po rozstaniu majątek pary powinien zostać podzielony.
Była zwolenniczką progresywnych podatków, świeckiego państwa i zniesienia celibatu. Krytykowała Kościół katolicki oraz jego opresyjną, zwłaszcza wobec kobiet, naukę i praktyki. Była też głęboko przekonana, że kobiety mają prawo, a nawet obowiązek uczestniczyć w życiu publicznym i społecznym tak samo jak mężczyźni. Bo wcale nie są „z natury” słabsze, mniej inteligentne czy mniej zainteresowane polityką. To tradycyjna rola kobiety i nierówność jej relacji z mężczyzną degraduje je do sfery domowej.
Podsumowując, Olympe urodziła się jakieś 200 lat za wcześnie – w jej postulatach odnalazłaby się druga fala feminizmu. Poglądy de Gouges dla jej współczesnych były egzotyczne, niezrozumiałe i niebezpieczne, a sposób ich artykułowania – śmiały, wręcz agresywny, z przekonaniem nie tylko o tym, że ma rację, ale że w ogóle ma prawo wypowiadać się publicznie – nieakceptowalny. Olympe jakby w ogóle tego nie widziała.
Światopogląd de Gouges był efektem jej własnych doświadczeń: bycia (domniemanym) bękartem, przymusowego małżeństwa, niepewnego statusu utrzymanki, kłód, które rzucano jej pod nogi, gdy chciała uczestniczyć w kulturze i w polityce. Na własnej skórze poczuła, jak to jest być uciszaną, wyśmiewaną, lekceważoną tylko z tego powodu, że miała pecha urodzić się kobietą. Stan trzeci po stuleciach dyskryminacji się zbuntował i zażądał sprawiedliwości, dlaczegóż więc ona nie miałaby domagać się tego samego?
Gdy w sierpniu 1789 Zgromadzenie Narodowe przyjęło Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, Olympe była rozczarowana: jej i pozostałym Francuzkom owe prawa nie przysługiwały. Niesprawiedliwość tym większa, że przecież kobiety udowodniły, że są obywatelkami, biorąc udział w rewolucji. W sierpniu ramię w ramię z mężczyznami ruszyły na Bastylię, a w październiku, w proteście przeciw cenom chleba, urządziły marsz na Wersal, który zmusił króla do przeniesienia się do Paryża. Miesiąc później grupa kobiet złożyła do Zgromadzenia Narodowego petycję domagającą się rozszerzenia równości na obywatelki. Nawet nie została rozpatrzona.
De Gouges napisała więc własną.
*
Sędziowie jednogłośnie uznają winę Olympe de Gouges i skazują ją na śmierć. Skazana wyciąga ostatnią kartę: – Moi wrogowie nie zobaczą mojej krwi. Jestem w ciąży i urodzę republice obywatela lub obywatelkę – mówi.
Republika odpowiada: sprawdzam. Więzienny lekarz stwierdza, że oskarżona nie jest ciężarna. Egzekucja zostaje wyznaczona na następny dzień.
*
15 września 1791 roku Olympe opublikowała „Deklarację praw kobiety i obywatelki”, tekst uznany później za pierwszy w historii feministyczny manifest. Jej 17 artykułów odpowiada 17 artykułom Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, ale w każdym słowo „człowiek” – po francusku brzmi to dobitniej, bo l’homme oznacza zarówno człowieka, jak i mężczyznę – Olympe zastąpiła słowem „kobieta”.
„Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi wobec prawa” zmieniła na: „Kobieta rodzi się i pozostaje wolna i równa mężczyźnie”. Domagała się powszechnego prawa wyborczego i dopuszczenia kobiet do „wszelkich honorów, stanowisk i funkcji publicznych”. Postulowała, by też obywatelkom przysługiwało święte i nienaruszalne prawo własności.
Nie żądała dla rodaczek przywilejów, tylko równości. „Wobec każdej kobiety uznanej za winną należy z całą surowością zastosować prawo” – pisze. Obywatelki, owszem, powinny na równi z obywatelami dokładać się do budżetu państwa, ale też mieć udział w ustanawianiu podatków. Olympe, i to też jest bardzo nowoczesne, odnotowała, że kobiety mają specyficzne potrzeby związane z ciążą i macierzyństwem, i dopisała prawo do domagania się uznania dzieci przez ich ojców.
Do „Deklaracji” autorka dołączyła postscriptum, w którym wzywa do walki. „Kobieto, obudź się, poznaj swoje prawa!” – apeluje. Obywatelki muszą same zażądać równości i wolności – już nie od władzy królewskiej, ale od męskiej tyranii – bo nikt za nich tego nie zrobi. „Jakiekolwiek byłyby ograniczenia, które na was będą nałożone, w waszej mocy jest uwolnić się od nich. Musicie tylko tego chcieć” – przekonuje.
Dziś postulaty de Gouges wydają nam się oczywiste, ale w 1791 roku były nieprawdopodobnie wręcz postępowe. Kobiety, pamiętajmy, nie miały wówczas żadnych politycznych praw, Kościół katolicki stał na straży patriarchalnego podziału ról, a filozofowie akurat w tej sprawie się z nim zgadzali. Autorytet w kwestii wychowania, Jean-Jacques Rousseau, przekonywał, że kobiety są z natury mniej inteligentne niż mężczyźni, a edukacja dziewcząt wykraczająca poza wpajanie im uległości jest stratą czasu. A de Gouges potraktowała kobiety jak za pół wieku Karol Marks proletariat: wezwała je do uzyskania świadomości, zjednoczenia, artykulacji wspólnych interesów i zrobienia rewolucji (płci).
*
De Gouges będzie jedyną kobietą skazaną podczas Wielkiego Terroru za wywrotowe działania. Współcześni nie kryją, że została ukarana także za transgresję: za ubzduranie sobie, że może być równa mężczyźnie.
„Od kiedy wolno wyrzekać się własnej płci? Od kiedy to kobietom wypada porzucać kołyski swoich dzieci i przychodzić do miejsc publicznych, na galerie, aby wysłuchiwać przemówień, do senatu?” – grzmi polityk Pierre-Gaspard Chaumette. „Pamiętacie bezwstydną Olympe de Gouges, która pierwsza zakładała kobiece kluby, która porzuciła domowe obowiązki, żeby zaangażować się w sprawy republiki, i której głowa upadła pod mściwym ostrzem prawa? Zginęła na gilotynie, bo zapomniała o cnotach swojej płci. Czy kobiety mają zgłaszać petycje? Czy kobiety mają stanąć na czele armii?”.
Chaumette z kolei zapomina, że rewolucja lubi zjadać własne dzieci. Pięć miesięcy później również skończy na gilotynie.
Cięcie trwało pół sekundy i było egalitarne: gilotyny używano niezależnie od pochodzenia skazanego. A sprawny kat przez godzinę mógł wykonać kilkanaście wyroków.
*
We wrześniu 1792 roku Konwent Narodowy zastąpił monarchię republiką, zniósł feudalizm i skazał obywatela Ludwika Kapeta (panująca dynastia wywodziła się od Kapetyngów) na śmierć. Wyrok wykonano 21 stycznia 1793 roku. Ostatnie słowa byłego króla brzmiały: „Obywatele, umieram niewinny”.
Ale gilotyna dopiero się rozpędzała. Na prowincji wybuchły kontrrewolucyjne powstania, wojna toczyła się ze zmiennym szczęściem, w Paryżu znów brakowało chleba, a frakcje rewolucjonistów coraz gwałtowniej walczyły o władzę. W kwietniu Konwent powołał Komitet Ocalenia Publicznego, który miał opanować chaos. Władzę przejęli jakobini z Robespierre’em na czele.
„Skoro kobiety mają prawo wejść na szafot, muszą również mieć prawo wejść na mównicę” – napisała Olympe de Gouges w „Deklaracji praw kobiety i obywatelki”. Rewolucja przyznała jej tylko to pierwsze prawo.
W jednym z pierwszych rewolucyjnych tekstów, z 1789 roku, Olympe apelowała, by umiarkowanie zastąpiło fanatyzm uosabiany przez Joannę d’Arc z mieczem w ręku. Przez następne cztery lata zdania nie zmieniła. Pozycjonowała się zawsze w centrum, nawet jeśli to centrum podczas rewolucji było mocno ruchome: to, co za czasów Zgromadzenia Narodowego było skrajną lewicą, za rządów jakobinów lądowało na prawicy. Konsekwentnie potępiała terror, demagogię i rozprawianie się z polityczną konkurencją za pomocą gilotyny.
Aż napisała o jedną centrową broszurę za dużo.
*
3 listopada 1793 roku Olympe de Gouges wchodzi na szafot na placu Rewolucji. Raczej na pewno obserwują ją tłumy, egzekucje są popularną rozrywką: można kupić pamiątki, program z listą nazwisk i posilić się w pobliskiej restauracji o wdzięcznej nazwie Cabaret de la Guillotine. Najwięksi fani przychodzą codziennie; grupa kobiet zwanych tricoteuses (dziewiarki) siada blisko szafotu i w przerwach między egzekucjami robi na drutach.
Początkowo stali bywalcy skarżyli się, że bez nieludzkiego wycia torturowanych to jednak nie to samo, że gilotyna jest za szybka, ale nauczyli się czekać na przedstawienie poprzedzające opadnięcie ostrza: demonstracyjną nonszalancję skazańców i zgrabne ostatnie słowa.
Olympe nie zawodzi. „Dzieci ojczyzny, pomścicie moją śmierć!” – mówi. I kładzie głowę w zagłębieniu gilotyny.
Ostrze świszcze, głowa spada, krew tryska, człowiek przestaje istnieć.
*
W „Deklaracji praw kobiety i obywatelki” Olympe de Gouges napisała: „Jeśli moja próba przyznania naszej płci honorowej i sprawiedliwej podstawy egzystencji postrzegana jest teraz jako przejaw mojej osobliwości i jako coś niemożliwego, wówczas pozostawiam zaszczyt zajęcia się tą materią ludziom przyszłości”.
Francuzki prawa wyborcze dostały 151 lat po jej śmierci.
Złoty pomnik Olympe de Gouges odsłonięty podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku.
Bibliografia
Olympe de Gouges, Deklaracja praw kobiety i obywatelki, tłum. Rafał Michalski, 2018.
Eric Hobsbawm, Wiek rewolucji: 1789–1848, 2014.
Lynn Hunt, The French Revolution and Human Rights: A Brief Documentary History, 1996.
Immanuel Kant, Co to jest Oświecenie?, tłum. Adam Landman Tadeusz Kroński, Kant, 1966.
Katarzyna Lewandowska, Rafał Michalski, Olympe de Gouges – szkic biograficzny Olympe de Gouges, „Deklaracja praw kobiety i obywatelki” przetłumaczona i wydana z okazji 100-lecia wywalczenia przez polskie kobiety praw wyborczych, 2018.
Donald Sassoon, Olympe de Gouges: the recalcitrant revolutionary „Engelsberg Ideas”, 5.11.2020.
Matthew D. Turner, The Most Gentle of Lethal Methods: The Question of Retained Consciousness Following Decapitation „Cureus”, 1.2023; 15(1).
Janie Vanpée, Performing Justice: The Trials of Olympe de Gouges „Theatre Journal”, tom 51, No. 1, 3. 999.
Edward White, The Bloody Family History of the Guillotine „The Paris Review”, 6.4.2018.
Darline Gay Levy, Harriet Branson Applewhite, Mary Durham Johnson, Women in Revolutionary Paris, 1789–1795, 1981.
PRZYPISY
E. Swire, A. Pearson, Mary Anning Rocks, https://trowelblazers.com/2018/11/12/mary-anning-rocks/ (dostęp: 26 listopada 2024 r.).
E. Hobsbawm, Wiek rewolucji: 1789–1848, tłum. M. Starnawski, K. Gawlicz, 2014.
M.D. Turner, The Most Gentle of Lethal Methods: The Question of Retained Consciousness Following Decapitation „Cureus”, 1.2023; 15(1).
E. White, The Bloody Family History of the Guillotine „The Paris Review”, 6.4.2018.
O. de Gouges, Deklaracja praw kobiety i obywatelki, tłum. R. Michalski, 2018.
O. de Gouges, Deklaracja..., op. cit.
I. Kant, Co to jest Oświecenie? T. Kroński, Kant, 1966.
K. Lewandowska, R. Michalski, Olympe de Gouges – szkic biograficzny O. de Gouges, Deklaracja..., op. cit.
D. Sassoon, Olympe de Gouges: the recalcitrant revolutionary „Engelsberg Ideas”, 5.11.2020.
D. Gay Levy, H. Branson Applewhite, M. Durham Johnson, Women in Revolutionary Paris, 1789–1795, 1981.
Ibidem.
Ibidem.
O. de Gouges, Deklaracja..., op. cit.
Ibidem.
Ibidem.
Ibidem.
L. Hunt, The French Revolution and Human Rights: A Brief Documentary History, 1996.
D. Sassoon, Olympe de Gouges..., op. cit.
O. de Gouges, Deklaracja..., op. cit.