- W empik go
Zwierciadło domu pod cierniami - ebook
Zwierciadło domu pod cierniami - ebook
Różne osoby, różne historie, wspólne pokrewieństwo a inne charaktery. Wspólne wspomnienia i zapiski są stracone przez ciągłe unikanie tego co schowane w cieniach muru ogniska domowego, zakryte pozorami kłamstw jak i prawdziwych odcieni życia. Zgoda nie spowoduje usunięcia wszystkich tajemnic tylko pokaże kto kim chciałby się stać a jaki jest.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-462-2 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W domu panował chaos na zmianę przekrzykiwały się siostry. Co za szum i tylko chodzi o wyjście na przyjęcie, pomyślał Preston spoglądając na zegar. A na górze w pokojach obie już uczesane i prawie ubrane. Tiana ciągle zmieniała suknie, a Liliana siedziała przy toaletce i bawiła się jej łańcuszkiem.
— Przestań się nim bawić, urwiesz go.- powiedziała zniecierpliwiona Tiana.
— Za mało ich masz? Jeden mniej nie zaszkodzi.
— To mi zapnij a nie baw. Bawić będziesz wieczorem, zatańczymy, poflirtujemy.
— Dobre dla ciebie. Ja wole zostać niż smętnie chodzić po salonie z wami.
— Może jednak na kogoś trafisz. Ten hrabia ponoć chciał ostatnio zatańczyć.
— Obłudnik i nic więcej.
— Córcie, przestańcie. Ty gotowa a Tiana jak zwykle. Tą weź, ładnie ci w niej.
— Tylko ładnie.- rzekła oburzona córka.
— Nie marudź, i tak nikogo lepszego od tych co będą nie złapiesz w sieć.
Spojrzała się na nie wymownie, po czym Lilia wyszła i zostawiwszy matkę i siostrę zeszła na dół. W salonie wygodnie się rozsiadł ojciec i czytał gazetę. Usiadła na fotelu i zrobiła smętną minę. Spojrzał na nią i się roześmiał.
— Nie lubisz być ciągana na przyjęcia? Tak chętnie chodziłaś.
— Tiana chce koniecznie wyjść za mąż.
— Może jednak ktoś będzie wart uwagi.
— Zobaczymy. Zrobię dobrą minę i pójdę na pożarcie.
— Ty to masz humor. Gotowa? Chyba nie chcecie się spóźnić.
— Skądże znowu.- rzekła żona.
Od razu po pojawieniu się na miejscu u ich boku pojawiła się Harriet. Uradowane poszły od razu w tłum. Wciągały ją także, przeciskając się do następnego pomieszczenia ledwo szło czym oddychać.
— Spójrz tam.
— Patrzy jakbyś była koniem do sprzedania.
— Ty to potrafisz ostudzić zapał do wyboru. Tiana już wsiąkła. Chodźmy do sali.
Liliana kierując w stronę sali u boku Harriet, która była coraz bardzie podekscytowana wizją tańca i zaproszonymi miała wrażenie uczestniczenia w towarzystwie nie osobą lecz myślami. Dopiero w wejściu zauważyła całe towarzystwo, kłębiło wokół par mając różne odczucia na twarzach wymalowane obojętnością i ledwie zauważalnego zainteresowania. Przelotnie spoglądając na twarze osób w pomieszczeniu ledwo można było oddychać. Jedynie balkon był otwarty dając niewiele świeżego powietrza przesączonego ciepłem.
Nie zauważając wchodzących dopiero przelotne spojrzenie pewnej damy przykuło uwagę. Patrzył gdzie zmierza, znajoma u boku już została poproszona do tańca, a ona zmierza ku kanapie. Wyszedł z grupy gdzie stał i sączył brandy. Odłożywszy szklaneczkę spadła i potoczyła pod stolik. Nie dbając o to gdzie ją znajdą poszedł w stronę damy. Minęła go, prowadził ją jeden z pobliskiej grupki. Stanął w pchnięty prawie w kąt i przyglądał się jej jak uśmiecha się z dystansem.
Po tańcu Harriet zwróciła uwagę jej ale puściła słowa mimo tonu jakim zostało powiedziane.
— Który to? Dlaczego mi to mówisz?
— Gdyby patrzył na inną nie powiedziałabym tobie. Śledził każdy ruch podczas gdyby dobrze się bawiłaś.
— Ten pod ścianą wyglądał na znudzonego.- odrzekła z małym zainteresowaniem.
— Właśnie zmierza ku wyjściu. Skoro nie zwracasz uwagi na niego to pewna harpia chce się na niego rzucić. Gdzie Tiana, widziałaś może?
— Zmierzając ku wyjściu zaczepiła go mimo że nie powinna.
— Przepraszam, kim pan jest?
— Ja również się bym spytał.- Przyglądał się jej twarzy.
— Ja zadałam pierwsza pytanie więc oczekuje odpowiedzi. Co za impertynent.
— A jeśli nie powiem i nie wyda pani swojej tożsamości to co zrobi?
— Chociaż imię lub uprzywilejowanie a powiem tylko imię.- odpowiedziała podnosząc głowę żeby lepiej widzieć jego twarz. — Słowo daję. Więc dowiem się czy pan wychodzi i zapomina człowieka?
— A zdołam? Pani mi zaszła drogę.
— Obraca kota ogonem.
— Arthur, wicehrabia. Pani kolej.
— Nie kłamstwo? Brat hrabiego na to wychodzi. Liliana, córka diuka.
— Jeszcze ma czelność mi zarzucać kłamstwo. Zbyt delikatne imię dla tak śmiałej kobiety. — powiedział patrząc bardziej szczegółowiej.
— Skoro wiemy to może jednak pan zostanie?
— Właściwie tak jeśli poświęci mi pani tańce do czasu pani wyjścia.
— Ale śmiałość z pańskiej strony. Tak jeśli nie będę być w towarzystwie pańskiego brata.
— To służę.
— Dziękuję.- powiedziała kładąc dłoń na jego ramieniu.
Po tańcach i pilnych obserwacjach przez brata partnera musiała jeszcze zostać aby potowarzyszyć hrabiemu.
Podszedł do niej i przyprowadził do innej grupki. Pomimo uprzejmości z jego strony sama nie mogła do końca skupić się na rozmowie.
— Widzę, że cię ciągle coś rozprasza.
— Ależ skąd. Wolałam bym wrócić do domu.
— Co tak zajmuje myśli? — zapytał nachylając się nieco.
— Sama nie wiem, co ciekawego się dzieje?
— Tutaj? — spytał zniesmaczony domyślając o kim myśli.
— I to może być dobre.
— Ktoś z towarzystwa zajmuje rozmową pani siostrę i znajomą.
— Jak się pan bawi dzisiaj?
— Trudno mi zająć rozmową i tańcem panią, milady. Myślałem, że ten który był towarzyszem nie wyjdzie i nie podejdę.
— Naprawdę tak trudno podejść do innej kobiety nawet?
— Przyznam, jestem zaabsorbowany tobą a nie inną. Ma pani lubianą bratową.
— Dziękuję, dla brata to prawdziwy skarb.
— Dobrze mieć w domu taki skarb. Chce zaprosić na spacer pojutrze.
— Nie mogę, będę poza domem na wyjeździe.- odpowiedziała spokojnie wyczuwając usilne namowy do tego.
— Szkoda. To nawet na spacer odmówi, milady?
— Lepiej poszukam siostry lub matki. Dziękuje za towarzystwo tak wyczekiwane. Tak, lepiej już pójdę.
— Przyjemność po mojej stronie.
Po dotarciu do domu chciał zajrzeć do kochanki ale coś go ciągnęło do domu. W wejściu zobaczył jak krząta się gospodyni jeszcze aby nic nie było nie tak. Na jego widok wzięła od razu brudne naczynia sprzątając ze stolika.
— Spokojnie, dziękuję za to.
— Czy udał się panu wieczór? Nie powinnam się wtrącać ale czy nie lepiej jest się ożenić?
— Wiem, trzydziestka mi padnie za kilka tygodni. — odparł spokojnie gospodyni, która była dla niego jak matka.
— A była tam?
— Tak, tańczyłem i rozmawiałem z nią, jest inteligentna o uroczej twarzy.
— Czyli była ta, która zainteresowała pana.
— Zaszła mi drogę do wyjścia.
— Oho, to już coś. Proszę się położyć.
— Jeśli usnę jeszcze … — dodał ciszej.
Po odejściu hrabiego lepiej się czuła, miała wrażenie, że przytłacza ją. Podeszła Harriet nie ukrywając zainteresowania. Harriet została u nich w domu.
— Kto to był z kim tak chętnie tańczyłaś?
— Wicehrabia Arthur.
— Nie uciekł kiedy zaszłaś mu drogę.- stwierdziła siostra widząc zakłopotanie w oczach.
— Właściwie namówiłam żeby został.
— Ale żebyś mu towarzyszyła.- dodała Tiana.- Choć jego brat to przeciwieństwo.
— Te rumieńce wtedy to też jego sprawka. — potwierdziła Regina zbliżając się do córek. Lilia ojciec o ciebie pyta.
— Więc jak się bawiłaś? — zapytał z oddali Preston.
— Świetnie, tańczyłam i rozmawiałam aż miło się mi zrobiło.
Uniósł brew.
— To kto był?
— Wicehrabia.
— Brat hrabiego, tak Tiana?
— Tak. Ponoć hulaka.
— Ale przystojny i miło się z nim rozmawia. Coś może się za tym kryje?
Zaskoczyła ich tym, z wrażenia nie powiedzieli ani słowa tylko zajęli się czym innym.
— A co z Danielem?
— Zostali w domu z dziećmi.
— Przyznaj wicehrabia Montrou zrobił lepsze wrażenie niż jego brat.
— Tak, pewny siebie choć przez moment był zadumany jak wspomniał słowem o matce.
— Jest tajemniczy. Niewiele o nim wiem nawet Daniel nie wie tyle. Tianę przeraża taka tajemnica a ciebie zainteresowała. Wolisz coś logicznego a nie odwrotnie i tutaj tak jest.
— Sam powiedziałeś, że tajemnicę są nie zbyt bezpieczne ale są takie kiedy warto poświęcić czas na nie.
— Jak mi wytłumaczysz pociąg do tego dżentelmena?
— Według swoich odczuć wobec niego.
— Po części, pewne więzi się tworzą kiedy kogoś widujesz rzadziej lub częściej. W tym przypadku zobaczymy które.
— Isabelle jest przeciwieństwem Daniela a tworzą szczęśliwe małżeństwo z miłości. A wy … niby podobni a uzupełniacie się i odwrotnie. Ale jesteście razem.
— Czyli też chcesz jak brat mieć. Życie nie jest proste i nigdy nie wiesz co cię spotka.
— Życie jest bezsensu.
— Dlaczego? — wtrąciła się matka.
— Kiedy was nie będzie.- wyparowała Lilia.
— Dlatego chcemy byście wyszły za mąż.
— Wiesz co?
— Co takiego?
— Jesteście kochani. — ucałowała ojca w policzek.
— Idźcie się położyć, my was też. — ucałował córki w czoło przytulając do siebie.
Następnego dnia od rana siedziała przy stoliku i uporczywie stukała palcami w stolik zastanawiając się jakby napisać Isabelle tak jak zawsze próbowała przekazać listownie. Patrząc w okno zapatrzyła się zbyt długo i wylała prawie kałamarz zrywając się do sformułowanego zdania.
-Jeszcze piszesz? — spytała matka przyglądając się z ukosa.
— Tak, nie końca sama wiem jak o tym napisać.
— To prostszymi słowami opowiedz.
— Puste słowa są czasami nudne. Nie lepiej …
— Ale się nimi posługujemy więc jaki jest czasami sens żeby używać ich logicznie.
— Nie zawsze mają się tak układać, tak mówisz.
— No właśnie, chodź zrób sobie przerwę.
Nie chętnie się oderwała od zajęcia ale wzięła matkę pod rękę i zeszły na dół. Wyciągnęła ją na zewnątrz i powąchała jedną z róży przy krzaku różanym. Widząc uśmiech córki zerkając na nią zerwała kwiat róży i włożyła w loczek ułożony na głowie córki.
— Ładnie wyglądacie — odparł Preston zauważając domowników- do twarzy ci.
— Dziękuję, coś nowego słychać oprócz plotek?
— Same nudy, co porabiacie? Isabelle napisała?
— Tak. — odpowiedziała nieco zniesmaczona Lilia.
— Nie trzeba każdego dnia wiesz o tym.
— Próbowałam wyperswadować ale się uparła na logikę.- broniła się matka.
— No cóż, niepotrzebna czasami logika.- przyznał jej rację.
— I kto to mówi.- powiedziała cicho córka.
— Tak, słyszałem.
— A co jeśli się coś czuje to jak powiedzieć albo pokazać?
— Tak — przytulił żonę do siebie- albo coś o tym powiedz.
— A zostawicie to sobie do sypialni, jesteście w ogrodzie.
— Sama się zakochasz to zobaczysz.- skwitowała matka.
Zaśmiali się widząc dziwną i nie zrozumiałą minę córki. Odwróciła głowę i posmutniała, miłość jest wyrachowana.
— Szkoda czasu na miłość. A nawet małżeństwo.
— A miłość rodzicielska lub wzajemna między rodzeństwem? To też szkoda czasu?
— Nie rozumiem już nic.
— Rozumiesz ale nie do końca pojmujesz jego znaczenie.
Patrzyła na nich pytająco.
— Jeśli któryś nie będzie kochał cię taką jaką jesteś to niech żałuje ale jeśli tak to doceń również to jakim ten ktoś jest. Działa to w obie strony.
— Więc to co wy dajecie nam…
— Tak, dobrze zrozumiałaś i najlepsze co dostaliśmy pomimo różnicy waszych charakterów.
— Was dwóch? — wtrąciła się Tiana- Nie siostra?
— Ty zaskakujesz zawsze? — spytała Lilia ironicznie po czym siostra odpowiedziała jej cwanym uśmiechem.
— Dzień dobry — ucałowała w policzek matkę i ojca — ale piękna pogoda, co myślicie?
— Owszem.
— Wypijemy herbatę lub lemoniadę i zjemy ciasteczka? Ogród jest taki kolorowy.
— Dobry pomysł. Poczekaj.
— Preston, co ty …. — zerwał po różyczce i włożył każdej we włosy pomimo nagan żony wzrokiem wywołując uśmiech.
— A tu masz ty. Tak, co za kolory. — włożyła w kieszonkę męża.
— Potwierdzam. Ktoś idzie?
— Daniel z dziećmi.
— Ale radość.
— Dzień dobry, Rose trudno czymś zająć, co słychać?
— Wiesz, jak Isa?
— Lepiej niż ja narodziny następnego dziecka. Teraz rozumiem o chodziło z tymi obowiązkami i tak dalej.
— Dobrze, że zrozumiałeś. Ważne, że zdrowe.
Po popołudniu spędzonym w ogrodzie w altanie popijając herbatę lub lemoniadę w towarzystwie rodziny. Po tym poszła do biblioteki szukając nie wiadomo czego a kiedy już znalazła i zaczynała czytać usłyszała rozmowę z zewnątrz co przez otwarte okno uznała za hałas. Wyglądając z okna zauważyła brata z nim. Rozmawiali tak głośno, że ledwo było słyszeć innych. Liliana tylko patrzyła a słowa uwięzły jej w gardle. Spojrzał ciekawski na nią ale uderzyło go jak szybko zmieniło się spojrzenie z poważnego na ciepłe; tak uznał sam. Wtedy uciekła z okna ukrywając się za filarem przypominając jakie zrobił na niej wrażenie przedtem. Patrzyła z ukrycia czy wciąż tam jest a kiedy zniknął rozglądała się wokół na tyle z okna czy nie ukryli się kawałek dalej.
Wtedy usłyszała głoś za sobą.
— Ponoć nie zostawia się lektury na podłodze. Miło zobaczyć ciekawską pannę.
— Ja nie mogłam ….. skupić się przez was.
— Po co te tłumaczenia? Wystarczyło zamknąć okno.
— I tak za głośno.- odpowiedziała naburmuszona.
— W takim razie wolałem się przywitać skoro zauważyłaś i wyjrzałaś.
— Ale tupet. — podchodził coraz bliżej naruszając odległość między nimi, zamknęła okno i znalazła się w jego uścisku.
— Botanika- nie powinna leżeć na podłodze. Masz tupet. Słyszałem że okropnie nas krytykujesz.
— Jesteście nie do zdarcia na dłużej.
— A twoja bratowa wytrzymuje więc może zmienisz choć o mnie.- chwytając ją od tyłu za talię, podczas gdy ona chciała się wyrwać.
Obrócił twarzą do siebie, władczo otaczając jej osobę. Serce zaczęło jej łomotać, nawet sama nie wiedziała czy go odpycha czy przyciąga. Wpierw lekko musnął jeden kącik potem drugi co spowodowało że rozwarła lekko wargi. Rzuciła ręce na ramiona i zachciała poczuć jego usta na swoich.
Pogłębił pocałunek biorąc z tego przyjemność podobnie jak ona. Wpiła się i inicjatywa była pod jej kontrolą. Jak chętnie go przyciągała do siebie, przyjmując z radością do momentu gdy ktoś zapukał w drzwi.
Lucas wszedł nie słysząc odpowiedzi, odsunęli się od siebie tak szybko że uderzyła o ścianę. Odwróciła wzrok próbując się uspokoić unikając wzroku Arthura. Śledził każdy jej ruch, patrząc przepastnie i niebezpiecznie na jej nabrzmiałe usta i szklisty wzrok.
Darmowy fragment