Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Zwodnicze zmysły. Wzrok. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
28 października 2025
3399 pkt
punktów Virtualo

Zwodnicze zmysły. Wzrok. Tom 1 - ebook

Pierwsza część serii "Zwodnicze zmysły" z komisarz Julią Koselą, w której precyzja kryminału splata się z duszną atmosferą thrillera psychologicznego.

W centrum Krakowa zostaje odnalezione ciało kobiety. Pełno krwi, brak narzędzia zbrodni, żadnych świadków. Sprawa trafia do komisarz Julii Koseli, trzydziestoletniej singielki z bagażem życiowych doświadczeń. Szybko okazuje się, że ofiara to ceniona ginekolożka, żona znanego dziennikarza muzycznego. Ich małżeństwo od dawna istniało tylko na papierze. On znalazł już nową miłość, ona – własną śmierć.
W cieniu toczącego się śledztwa działa ktoś jeszcze. Ktoś, dla kogo zmysł wzroku stał się tajemną bronią – cichą, niepozorną i śmiertelnie skuteczną. Im mocniej Kosela angażuje się w sprawę, tym bardziej przekonuje się, że nic w tej historii nie jest takie, na jakie z pozoru wygląda, a zmysły potrafią zwodzić. I to w najmniej spodziewanym momencie.
Historia, która wystawi na próbę Twoje zmysły i nie pozwoli oderwać wzroku do ostatniej strony.

Wstaję z sofy i powoli ruszam do drzwi. Stawiam ostrożnie każdy krok, podłoga skrzypi pod moimi stopami; przeważnie nie zwracam na to uwagi, ale teraz, gdy dookoła panuje obezwładniająca cisza, słyszę nawet swój oddech. I coś jeszcze. To nieprzyjemne szuranie zza drzwi, przypominające przesuwanie paznokciem po drewnianej framudze. A potem kroki. Wyraźne uderzanie obcasów, jakby ktoś chodził w kółko albo tam i z powrotem. Ostatnie centymetry dzielące mnie do drzwi wyjściowych pokonuję na palcach, delikatnie zbliżam twarz do wizjera i przykładam do niego oko.
Ciemno. Czy ktoś zatkał wizjer dłonią? Cofam się o krok, mam wrażenie, że słyszę sapanie osoby po drugiej stronie drzwi. Ciężki, zziajany oddech i znów stuk, stuk, stuk. Brzmi to tak, jakby ten ktoś miał trzy nogi. Popadam w obłęd?
[fragment]

Magda Stachula - Autorka bestsellerowych thrillerów psychologicznych, prekursorka nurtu domestic noir w Polsce. Jej debiutancka Idealna (2016) zdobyła uznanie czytelników i krytyków, trafiła na listy bestsellerów i doczekała się wydań zagranicznych. Nieobliczalna została zekranizowana (Amazon Prime). Historie Magdy Stachuli wciągają od pierwszych stron i nie pozwalają oderwać się aż do zaskakującego finału. Pisarka słynie z misternie skonstruowanych intryg, psychologicznej głębi i nieustannie rosnącego napięcia. Mieszka w Krakowie, gdzie pełnoetatowo pracuje nad kolejnymi powieściami.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-659-6
Rozmiar pliku: 5,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Julia

– Mamy ciało – mówię i zastygam z telefonem w dłoni.

Mateusz zerka na mnie, uniósłszy głowę znad ekranu swojego komputera. To zawsze ten moment, kiedy w przestrzeni pomiędzy naszymi spojrzeniami coś zaczyna nieprzyjemnie wibrować. Jakby świat nagle się zatrzymał, a potem ruszył z podwójną prędkością.

– Policjanci z Trzeciego Komisariatu na Strzelców dostali zgłoszenie o kobiecie zamkniętej w aucie, pojechali na miejsce i okazało się, że to robota dla nas. – Odrywam od niego wzrok i zamykam komputer.

– Gdzie? – pyta, wstając z krzesła.

– Wieczysta.

Aspirant Kopczyński robi oczy, jakby podejrzewał, że w takim momencie zebrało mi się na żarty.

– Przechodzień, który zauważył kobietę, przypuszczał, że to zawał albo udar, i zadzwonił na numer alarmowy – powtarzam, co usłyszałam od gadatliwej policjantki, która pierwsza pojawiła się na Wieczystej. – Ale niestety na miejscu okazało się, że to robota dla kryminalnych. – Chowam telefon do kieszeni. – Naczelnik ze Strzelców już tam jest, Baczewski z Bogucką też się zbierają. – Zarzucam kurtkę na ramiona. – Jedziemy!

Mój partner, aspirant Mateusz Kopczyński, w wydziale kryminalnym Miejskiej Komendy Policji w Krakowie pracuje od blisko trzech lat, ja o półtora roku dłużej, choć nigdy nie podejrzewałam, że życie przygotuje dla mnie taki scenariusz. To zabawne, praca w policji była ostatnia na liście moich dziecięcych marzeń i ambitnych młodzieńczych planów, ale także nie przeszło mi przez myśl, że w wieku trzydziestu trzech lat będę singielką po rozwodzie.

Gdy przyjeżdżamy na miejsce, podchodzi do nas sierżant Monika Szczygieł z Trzeciego Komisariatu Policji w Krakowie, który ma pod sobą osiedle Wieczysta. Szczupła, energiczna i głośna, jakby samo nazwisko zobowiązywało ją do ciągłego trajkotania.

– Za chwilę ma być prokurator – rzuca, prowadząc nas w stronę aut zaparkowanych wzdłuż chodnika.

Z daleka zauważam samochód, który okazał się miejscem zbrodni. Ogrodzony policyjnymi taśmami, odznaczający się wśród innych, wykluczony, na zawsze naznaczony piętnem śmierci.

– Lekarz z karetki właśnie stwierdził zgon – dodaje policjantka, wskazując na szczupłego mężczyznę około trzydziestki zdejmującego jednorazowe rękawiczki.

Ruszam w jego stronę, omijając ogromne kałuże – ślad po ulewie, która przeszła nad miastem.

– Dzień dobry, komisarz Julia Kosela, wydział kryminalny – przedstawiam się.

– Dzień dobry. – Mężczyzna wyciąga do mnie dłoń pokrytą śladami białego talku ze zdjętej przed chwilą rękawiczki.

Nikt go nie nauczył, że to kobieta pierwsza podaje rękę? Mimo wszystko daruję sobie ten komentarz, uszczypliwość byłaby teraz nie na miejscu.

– Nazywam się Marek Woźniak – mówi i od razu przechodzi do konkretów, wskazując na ciało na oko czterdziestokilkuletniej ofiary: – Kobieta nie żyje od dwóch godzin, jeszcze nie nastąpiło stężenie pośmiertne. Rany kłute brzucha, zapewne przebita wątroba, trzustka, ale to trzeba dokładnie zbadać. – Odchrząkuje. Jasne, to już robota nie dla niego. – Straciła bardzo dużo krwi – dodaje, a ja zerkam przez jego ramię na beżowy płaszcz denatki, który z prawej strony przybrał kolor purpury. – Do ustalenia dokładnej przyczyny śmierci potrzebna będzie sekcja zwłok. Prokurator bez wątpienia ją zleci, dlatego teraz wystawię protokół stwierdzenia zgonu, a kartę zgonu denatki wypisze patomorfolog po wykonaniu sekcji. Z mojej strony tyle – oznajmia i rozkłada ręce.

– Dziękuję – mówię, a lekarz kieruje się do ambulansu.

Wracam do Kopczyńskiego i Szczygieł stojących przy samochodzie zmarłej. Duży, elegancki, czarny niczym karawan SUV marki Audi; jestem pewna, że Mateusz od razu rozpoznał, jaki to model. Na pierwszy rzut oka widać, że denatka była majętna. Auto jest nowe, jakby rano wyjechała nim z salonu.

Zabójstwo na tle rabunkowym? To pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Samochodu nie zdążono ukraść, bo ktoś temu przeszkodził? Obchodzę auto i zauważam na tylnej kanapie brązową torebkę od Gucciego. Kątem oka widzę, że Mateusz też to wychwycił.

– A więc to nie napad na tle rabunkowym – mówię głośno.

– No raczej. – Krzywi się.

Kobieta nie wygląda na zmarłą, raczej na śpiącą, jedynie ogromna plama krwi na jej brzuchu i nienaturalna bladość zdradzają, że już nie żyje. Głowa spoczywa na zagłówku fotela odsuniętego do tyłu, jakby celowo go rozłożyła, aby uciąć sobie popołudniową drzemkę.

Zawsze mi się wydawało, że śmierć to chwila. Krótki moment, kiedy serce się zatrzymuje, a płuca przestają oddychać, i po sprawie, nie ma nas. Ale kiedy zaczęłam pracować w wydziale kryminalnym i mieć więcej do czynienia ze śmiercią niż przez całe wcześniejsze życie, dowiedziałam się, że jest inaczej. Pewien lekarz, z którym rozmawiałam kiedyś na miejscu zbrodni, powiedział, że mózg ludzki funkcjonuje jeszcze około dziesięciu minut po ustaniu funkcji życiowych, zatem bardzo prawdopodobne, że możemy być świadomi własnej śmierci. Przerażające.

– Ktoś jej dotykał oprócz lekarza? – pytam gadatliwą policjantkę, która kręci się wokół nas.

– Niestety. – Szczygieł marszczy brwi. – Ten mężczyzna, który ją znalazł – wyjaśnia. – Wyszedł z psem na spacer i od razu zwrócił uwagę na kobietę. – Wskazuje na denatkę. – Podobno myślał, że zasnęła, ale nie zaczepiał jej, bo to nie jego sprawa. – Szczygieł parodiuje głos świadka. – Poszedł do parku Lotników i kiedy wracał po godzinie, a ona nadal tak leżała, przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Jego matka choruje na cukrzycę, facet jest wyczulony na punkcie dłuższych drzemek – dodaje, spoglądając na mnie z ukosa. – Zastukał w szybę, bez rezultatu, potem jeszcze raz i w końcu zdecydował się otworzyć drzwi. Potrząsnął nią, chcąc ją obudzić, ale wtedy zobaczył ogromną plamę krwi na brzuchu i od razu zadzwonił na numer alarmowy, tak w dużym skrócie – mówi na jednym oddechu. – Kiedy przyjechałam, karetka już była – dorzuca, wskazując ambulans, który właśnie wycofuje się na ulicę.

– Spisałaś tego mężczyznę, który ją znalazł? – pytam.

– Oczywiście. Miał wizytę z matką u lekarza, dlatego nie mógł poczekać, ale uprzedziłam go, że na pewno jeszcze będziemy się z nim kontaktować.

– Jakieś kamery w okolicy? – Rozglądam się dookoła.

Samochody zaparkowane są prostopadle wzdłuż osiedlowej uliczki, tuż za płotem znajduje się boisko klubu Wieczysta Kraków.

– Niestety nie. Co prawda jest jedna przed sklepem osiedlowym. – Wskazuje głową budynki po przeciwnej stronie ulicy. – Ale nie wydaje mi się, żeby obejmowała swoim zasięgiem miejsce, gdzie stoi auto. Oczywiście to do sprawdzenia – sugeruje, a ja kiwam głową. – Poza tym nie zapominaj, co tu się działo dwie godziny temu – mówi.

Dopiero po chwili do mnie dociera, że ma na myśli burzę, która przeszła nad Krakowem kilka minut po dwunastej. Dokładnie pamiętam godzinę, bo akurat z radia w pokoju Sławka Baczewskiego, naczelnika wydziału kryminalnego, rozlegał się na pół komendy hejnał z wieży Mariackiej, po którym pierwsza błyskawica przecięła niebo.

– Nawet jeśli znajdziemy jakieś nagranie, przypuszczam, że będzie kiepskiej jakości – kończy Szczygieł, głośno wzdychając.

– Mimo wszystko trzeba zabezpieczyć nagrania, sprawdzić, czy tą ulicą jeździ jakiś autobus, aby przejrzeć nagrania z monitoringu zewnętrznego – mówię.

Przyglądam się twarzy denatki. Była zadbaną i atrakcyjną kobietą. Długie blond włosy, gęste i błyszczące, opadające na obfite piersi, krągłości tu, gdzie trzeba; zapewne podobała się facetom.

Może zawód miłosny albo zdrada stały się przyczyną jej śmierci? Tych kilka lat w wydziale kryminalnym nauczyło mnie, że pieniądze i uczucia to najczęstszy motyw zabójstw.

– O, proszę, już jest – mówi Szczygieł, patrząc nad moją głową.

Oglądam się przez ramię i zauważam prokuratora. Daniel Mansfeld, facet po czterdziestce, wysoki i elegancki, potomek austriackiej rodziny, która jeszcze za czasów cesarza Franciszka Józefa przeprowadziła się do królewskiego miasta Krakowa. Pokazywał mi kiedyś zdjęcia swoich pradziadków, którzy zdecydowali się wyjechać z Wiednia do Galicji i najpierw we Lwowie, a potem ostatecznie w Krakowie zbudować nowe życie. Jest skrupulatny, wnikliwy i nieugięty, a to się liczy w tym zawodzie.

– Dzień dobry – rzuca, podchodząc do nas.

Stoimy w półokręgu, naczelnik naszego wydziału Sławek Baczewski ramię w ramię z naczelnikiem wydziału kryminalnego komisariatu ze Strzelców, pod którego jurysdykcję podlega ten obszar. Obok nich sierżant Aleksandra Bogucka i aspirant sztabowy Tobiasz Rosiński z naszego wydziału kryminalnego. Sprawy zabójstwa na terenie miasta Krakowa niezależnie od miejsca, gdzie się wydarzyły, ostatecznie trafiają do nas, do komendy miejskiej na Siemiradzkiego. Mansfeld rozluźnia szalik przy szyi, a potem odpina kilka guzików płaszcza.

– Co mamy? – Patrzy po naszych twarzach, nie zatrzymując się na żadnej z nich na dłużej.On

Dziewczyna siada naprzeciwko mnie. Jest piękna. Moje serce przyśpiesza, bo od razu wiem, że to właśnie jej potrzebuję. Oczami wyobraźni widzę ją nago. Centymetr po centymetrze dotykam jej skóry, jedwabiście gładka, przyjemna, podniecająca. Moje dłonie zaciskają się na jej piersiach, rozchylam palce, żeby zobaczyć jej sutki. Ciemne i sterczące szczyty niezbyt okazałych gór, przejeżdżam po nich językiem. Ta poprzednia miała gigantyczne kule, przywodzące na myśl boje morskie unoszące się z każdym jej oddechem, falujące bufory bezpieczeństwa na wzburzonym morzu cielesności – nie mogłem oderwać od nich wzroku.

Na wspomnienie tamtej kobiety znów czuję nieprzyjemne kłucie w piersiach. Jakby ktoś wwiercał się we mnie i rozrywał na strzępy moją wrażliwość. Narasta we mnie frustracja, jeszcze chwila, a znów dopadnie mnie nawracający ból głowy, nie pora teraz na wspomnienia. Popełniłem błąd i straciłem ją na zawsze, ale to się już więcej nie powtórzy. Teraz będę ostrożniejszy, nie warto roztrząsać tego, co było, jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo się pomylić. Jestem bogatszy o bolesną porażkę, pora otrzepać się z wyrzutów sumienia i znaleźć nowy cel, który nada sens mojemu życiu, a ta przede mną właśnie na taki wygląda.

Dziewczyna jest nieobecna, pogrążona w myślach, siedzi z pochyloną głową i wpatruje się w swoje dłonie. To jeszcze bardziej mnie do niej przekonuje. Nie jest jedną z tych współczesnych kobiet, które nawet na kilka sekund nie potrafią rozstać się z telefonem. Jest inna. Podoba mi się to. I ona mi się podoba.

Włosy ma błyszczące, jasne i proste, o idealnej długości, takie, jakie lubię najbardziej, do końca brody. Siedzi do mnie przodem, ale wiem, że gdybym stanął za nią, mógłbym obserwować jej szyję. Wibracja w dole brzucha, odwracam twarz do okna, muszę opanować emocje.

Zawsze podniecał mnie widok nagiego kobiecego karku. Tamta miała długie włosy, ale często wiązała je do góry i wtedy mogłem podziwiać jej szczupłą, zgrabną szyję. Ta przede mną też taką ma. Nie widzę jej, ale jestem o tym przekonany. Siedem kręgów, na których trzyma się ta jej piękna główka. Móc zacisnąć ręce na delikatnej, kruchej i długiej szyi, przejechać językiem wzdłuż linii kręgów, a potem wbić się pocałunkiem w jej ciało. Erekcja daje o sobie znać, poprawiam plecak na kolanach, upewniając się, że moje podniecenie nie jest widoczne.

Dziewczyna nagle zerka na mnie, aż przechodzi mnie dreszcz. Ma niebieskie oczy i pełne usta, pieprzyk nad górną wargą; moja matka mawiała, że takie pieprzyki to wabiki, które nie szpecą, tylko dodają kobiecie urody. Bez wątpienia miała rację – dziewczyna jest obezwładniająco piękna. Jej wzrok utkwiony we mnie, pławię się w tym doznaniu, bo wiem, że będzie trwało tylko chwilę. Na jej twarzy dostrzegam lekką konsternację, może cień współczucia, ale na pewno nie uwagę czy zainteresowanie. Jej spojrzenie znów ląduje na zaciśniętych w koszyczek dłoniach. Żadna z nich nie zatrzymuje dłużej wzroku na mnie, to nie ulega wątpliwości.

Lekko zagryza wargę, marszczy czoło, intensywnie nad czymś myśli. Jest młoda, dużo młodsza od tamtej, z taką urodą na pewno ma chłopaka, a może nawet już męża. Dziecko? Nie sądzę, choć tego nigdy nie wiadomo. Tamtą w myślach nazywałem Kaliope, imieniem najstarszej z muz, opiekunki filozofii i retoryki oraz poezji epickiej. Ale okazała się nic niewartą gnidą, nie miała nic wspólnego z gracją i eterycznością prawdziwej muzy. Ta będzie inna.

Nerwowo zaczynam podrygiwać nogą, czasem nad tym nie panuję, a powinienem, bo nie chcę zwracać teraz na siebie uwagi. Dzieje się tak zawsze, gdy znajduję nową muzę: trybiki w mojej głowie zaczynają poruszać się z niezwykłą prędkością, niemal dochodzi do przepalenia bezpieczników, ale wiem, że ten moment jest najważniejszy i nieodwracalny, powinienem pozwolić myślom pracować na najwyższych obrotach, przeanalizować za i przeciw i podjąć właściwą decyzję. Nie zawsze mam dużo czasu, tak jak teraz, przecież może wysiąść niespodziewanie, zanim zapadnie werdykt. Mężczyzna, który siedzi obok, zerka na mnie, najwidoczniej irytuje go moje nerwowe poruszanie nogą. Nieruchomieję, ale tylko na chwilę – to przecież może mnie zdradzić. Jeszcze dosłownie kilka sekund, aż ukryty w głębi mnie wulkan wybuchnie lawą przekonania, że to jest ta właściwa i warta mojego zachodu.

Tramwaj się zatrzymuje. Dziewczyna zerka za okno, upewnia się, że to nie jej przystanek, i znów przenosi wzrok na zaciśnięte w uścisku dłonie. Nie wiem, dokąd jedzie, ale wysiądę razem z nią. Zjawiskowa. Kobieca. Uzależniająca. Ona potrzebuje kogoś takiego jak ja, choć jeszcze o tym nie wie, za to ja zyskałem pewność, że to ona, i od tej chwili już nie będę potrafił z niej zrezygnować.

Są zupełnie inne. Kompletnie niepodobne, całkowite przeciwieństwa, ale jedno je łączy: działają na mnie podniecająco. Ta nowa, tak jeszcze ją nazywam, zanim nadam jej jakieś imię, ma w sobie coś nieuchwytnego, coś, co przywodzi na myśl koci instynkt. Cechę, która wyróżnia ją spośród pozostałych, która zaprasza do podróży do jej wnętrza. Przypomina dziewczynę z katalogu, modelkę z okładki kobiecego pisma, których pełno na wystawach sklepów. Nieoczywista uroda, szczupła, wręcz koścista sylwetka, w życiu nikt nie zaproponowałby jej rozbieranej sesji do „Playboya”. Zbyt płaska, zbyt chłopięca, za mało wyuzdana, ale ja pragnę, aby to ona znalazła się we władzy moich zmysłów. Nazwę ją Erato, jak muza poezji miłosnej.

Tramwaj nagle hamuje, pasażerami szarpie i dziewczyna lekko muska stopą moją łydkę. Przechodzi mnie dreszcz, a włoski na całym moim ciele momentalnie się unoszą.

– Przepraszam – mówi, znów zerkając na mnie.

Głos ma jedwabiście gładki, idealny, seksowny. Nic nie odpowiadam, tylko posyłam jej uśmiech.

Po chwili tramwaj zatrzymuje się na przystanku, dziewczyna spogląda za okno i wstaje – a więc tutaj wysiadamy.

– Przepraszam – teraz ja wypowiadam to słowo, w myślach rozwodząc się nad tym, jak uprzejmie i grzecznie zaczyna się nasza znajomość.

Kobieta zerka na mnie, jakby nie była pewna, czy mówię do niej.

– Czy pomoże mi pani wysiąść z tramwaju? – pytam, wyciągając do niej dłoń.

Jest skonsternowana, ale pozwala mi zacisnąć palce na swojej skórze.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij