Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Zwycięzcy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zwycięzcy - ebook

Lily Thomas to mistrzyni narciarstwa przygotowująca się do igrzysk olimpijskich. Niestety jej udział w olimpiadzie został przekreślony przez tragiczny wypadek. Ojciec dziewczyny wszystkie nadzieje pokładał w córce. Teraz jego marzenia przepadły.
Z ich losami splecie się życie innych osób: Jessie – neurochirurg, która została jedynym rodzicem czwórki dzieci; Joego – finansisty, doprowadzonego do bankructwa z powodu nieuczciwego partnera; Carole – psycholog ze szpitala Mass General, która cudem wyleczyła się z raka piersi, a jej ciało oraz serce znaczą blizny po przebytej chorobie; Teddy’ego – mierzącego się z urazem kręgosłupa jeszcze poważniejszym niż Lily, marzącego o pójściu na studia i zostaniu artystą.
W zgliszczach dawnego życia cała szóstka znajdzie siłę, aby odmienić przeznaczenie, nie godząc się na przegraną. Gdy Bill zbuduje centrum rehabilitacyjne dla córki, zmieni się życie niezliczonej liczby osób.

Opowieść o ludziach, którzy za nic w świecie nie chcą uznać swojej porażki bez względu na to, z jak wielkimi przeciwnościami muszą się zmierzyć. Gdy Lily ponownie wsiądzie na narty i wystartuje w paraolimpiadzie, jej zmagania o nowe życie skończą się zwycięstwem.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67859-56-1
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

W śnieżny stycz­niowy po­ra­nek obu­dził Lily Tho­mas dzwo­nek bu­dzika. Otwo­rzyła na mo­ment oczy: za oknem wy­na­ję­tego przez ojca domu wi­ro­wały gę­ste płatki śniegu. Przez uła­mek se­kundy miała ochotę prze­wró­cić się na drugi bok i znowu za­snąć. Z dala do­bie­gły od­głosy wy­bu­chów dy­na­mitu, które miały za­po­biec osu­wa­niu się la­win. Wy­star­czyło jedno spoj­rze­nie, by wie­działa, co to za dzień... Pra­wie nic nie było wi­dać w gę­stej za­mieci i na­wet je­śli stoki były do­stępne, to nie na długo. Uwiel­biała jed­nak wy­zwa­nie, ja­kim była jazda w ta­kich wa­run­kach. To bę­dzie zna­ko­mity tre­ning, no i nie chciała stra­cić ani jed­nego dnia z ulu­bio­nym in­struk­to­rem, Ja­so­nem Yee.

Przy­jeż­dżali tu z oj­cem co roku na świą­teczne fe­rie. Ob­cho­dzili Boże Na­ro­dze­nie w domu, w De­nver, le­cieli sa­mo­lo­tem do San Fran­ci­sco, gdzie oj­ciec od­wie­dzał zna­jo­mych i za­ła­twiał ja­kieś sprawy biz­ne­sowe, głów­nie z fir­mami wy­so­kiego ry­zyka ka­pi­ta­ło­wego w Do­li­nie Krze­mo­wej, po czym je­chali do Squaw Val­ley. Lily uwiel­biała tę tra­dy­cję, po­dob­nie jak jazdę na nar­tach. Przy­jeż­dżali tu, od­kąd jako małe dziecko za­częła brać udział w za­wo­dach. Trzy lata temu, jako czter­na­sto­latka, zdo­była brąz w olim­pia­dzie ju­nio­rów. Te­raz tre­no­wała do ko­lej­nej zi­mo­wej olim­piady, która miała się od­być za rok. Tym ra­zem miała na­dzieję na złoto.

Prze­cią­gnęła się po raz ostatni w cie­płym, wy­god­nym łóżku, wstała i po­szła pod prysz­nic. Zer­k­nęła przez okno: śnieg wciąż pa­dał gę­sto, na ziemi było go z sześć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wię­cej niż wie­czo­rem. Uśmiech­nęła się na myśl o cze­ka­ją­cym ją ranku. Ob­fite opady mo­gły tro­chę spo­wol­nić ich tempo, ale Ja­son za­wsze wy­soko sta­wiał jej po­przeczkę, i to wła­śnie w nim lu­biła. Uwiel­biała z nim jeź­dzić, był faj­niej­szy niż tre­ner z De­nver, który przy­go­to­wy­wał ją do startu w olim­pia­dach, od­kąd skoń­czyła dwa­na­ście lat.

To był po­mysł ojca, żeby za­częła jeź­dzić na nar­tach, a po­tem, kiedy zo­ba­czył, że ma do tego ta­lent, star­to­wać w za­wo­dach. Uwiel­biał narty, kiedy był w jej wieku. Był głów­nie sa­mo­ukiem, pa­sjo­no­wał się tym spor­tem i jeź­dził na każ­dym sprzę­cie, na jaki mógł so­bie po­zwo­lić. Po skrom­nych po­cząt­kach w gór­ni­czym mie­ście w Pen­syl­wa­nii jako dwu­dzie­sto­pa­ro­la­tek był już wła­ści­cie­lem for­tuny, którą za­ro­bił na spe­ku­la­cji na rynku to­wa­rów, a póź­niej na in­we­sty­cjach wy­so­kiego ry­zyka przy­no­szą­cych gi­gan­tyczne zy­ski. Od­tąd in­we­sto­wał ostroż­niej i ma­ją­tek, który kie­dyś miała odzie­dzi­czyć Lily, był bez­pieczny. Ni­gdy o tym nie my­ślała, choć zda­wała so­bie sprawę, ja­kie ma szczę­ście. Oj­ciec za­wsze wy­zna­wał za­sadę dys­cy­pliny i cięż­kiej pracy, a Lily go w tym przy­po­mi­nała. Była do­sko­nałą uczen­nicą i uta­len­to­waną spor­t­smenką. Cho­dziła do szkoły śred­niej i miała na­dzieję do­stać się na któ­rąś z uczelni Ligi Blusz­czo­wej, ale na ra­zie ostro tre­no­wała do olim­piady. Miała trzy lata, kiedy zmarła jej matka, i od tej pory to ona była oczkiem w gło­wie ojca i ośrod­kiem jego ży­cia. Żył tylko dla niej, a ona go uwiel­biała.

Bill Tho­mas ukoń­czył sta­nowy col­lege w Pen­syl­wa­nii. Jego oj­ciec był gór­ni­kiem i zmarł, kiedy syn miał kil­ka­na­ście lat. Bill do­brze wie­dział, jak wy­gląda skrajna bieda, i je­dyne, o czym ma­rzył jako młody czło­wiek, to żeby ro­dzi­nie, którą miał na­dzieję kie­dyś za­ło­żyć, za­pew­nić lep­sze ży­cie, niż miał on. Sty­pen­dium umoż­li­wiło mu na­ukę w Ha­rvard Bu­si­ness School i od­mie­niło jego los. Dzięki ukoń­czo­nym tam stu­diom me­ne­dżer­skim i wła­snemu zmy­słowi przed­się­bior­czo­ści osią­gnął wszystko, co po­sta­wił so­bie za cel jako chło­piec. Matka nie do­cze­kała jego dy­plomu, a brat w wieku dzie­więt­na­stu lat zgi­nął w ko­palni. Tylko Bil­lowi udało się uciec do lep­szego świata i ni­gdy nie za­po­mniał, skąd po­cho­dzi i co osią­gnął. Był zna­ko­mi­tym biz­nes­me­nem. Speł­nił swoje ma­rze­nia i dziś, w wieku pięć­dzie­się­ciu dwóch lat, pra­co­wał w domu, za­rzą­dza­jąc in­we­sty­cjami, tak by jak naj­wię­cej czasu spę­dzać z Lily. Od czter­na­stu lat był dla niej oj­cem i matką, i był z niej nie­sły­cha­nie dumny.

Lily wzięła prysz­nic, ubrała się i po paru mi­nu­tach zja­wiła się przy stole. Była boso, w nar­ciar­skich spodniach i ter­mo­ak­tyw­nym pod­ko­szulku. Dłu­gie ciemne włosy miała wil­gotne po ką­pieli. Oj­ciec z uśmie­chem pod­niósł na nią oczy znad fi­li­żanki kawy.

– My­śla­łem, że za­śpisz. Na dwo­rze jest okrop­nie.

Za­le­d­wie to po­wie­dział, znowu dał się sły­szeć od­głos de­to­na­cji. Wy­ciągi krze­seł­kowe jesz­cze nie cho­dziły, ale Lily była pewna, że nie­długo za­czną, przy­naj­mniej na ja­kiś czas.

– Nie chcę stra­cić dnia – po­wie­działa, wsy­pu­jąc brą­zowy cu­kier do płat­ków owsia­nych, które za­mó­wił dla niej na śnia­da­nie. Po­siłki, jak co roku, do­star­czano im z po­bli­skiego ho­telu, który za­pew­niał im pełną ob­sługę. – Uwiel­biam jeź­dzić z Ja­so­nem, ta­tu­siu – do­dała, od­kry­wa­jąc resztę za­mó­wio­nego śnia­da­nia: ja­jecz­nicę, be­kon i tost z peł­nego ziarna. Skrzy­wiła się. – Nie dam rady zjeść tego wszyst­kiego.

Lily była szczu­pła, wy­spor­to­wana i w do­sko­na­łej for­mie. Ładna jak matka, miała ta­kie same jak ona la­wen­do­wo­błę­kitne oczy, ciemne włosy i kre­mową cerę, a uśmiech sze­roki jak u ojca. Bill był tak ja­sny, jak ona była ciemna, i nie wy­glą­dał na swoje lata. Nie oże­nił się po­now­nie i nie miał za­miaru, do­póki Lily była w domu. Od dwóch lat spo­ty­kał się z tą samą ko­bietą. Penny, nie­za­mężna i bez­dzietna, była bar­dzo za­jęta swoją pracą w PR i wiele po­dró­żo­wała służ­bowo. Nie prze­szka­dzało jej więc, że naj­waż­niej­szą ko­bietą w ży­ciu Billa jest Lily, że jej po­święca więk­szość czasu i nie­spe­cjal­nie in­te­re­suje się kim­kol­wiek in­nym. Mieli ze sobą mil­czącą umowę, która obojgu od­po­wia­dała: kiedy mieli czas i znaj­do­wali się w tym sa­mym mie­ście, spę­dzali ra­zem wie­czór, poza tym zaś każde z nich żyło od­ręb­nym ży­ciem. Ale było im miło, kiedy udało im się zejść.

Penny była przy­stojną, ru­do­włosą ko­bietą. Ciężko pra­co­wała, by utrzy­mać zna­ko­mitą syl­wetkę, w któ­rej tu i ów­dzie coś nie­coś po­pra­wiła i uwy­dat­niła. Bill lu­bił mieć ją u boku, kiedy gdzieś wy­cho­dzili. Była młod­sza od niego, ale nie na tyle, żeby czuł się głu­pio, kiedy wi­dziano ich ra­zem.

Udało im się na­wet wy­je­chać wspól­nie parę razy, zwy­kle do ośrod­ków, które re­pre­zen­to­wała Penny, tak że mo­gła upiec dwie pie­cze­nie przy jed­nym ogniu. Ni­gdy nie pro­po­no­wał jej wspól­nej przy­szło­ści ani też jej nie pla­no­wał, ona zaś, ko­bieta nie­za­leżna, zda­wała się jej nie pra­gnąć ani z nim, ani z kim­kol­wiek in­nym. Miała czter­dzie­ści dwa lata. Lily ją lu­biła; wie­działa, że Penny jej nie za­graża. Oj­ciec rzadko do­pusz­czał córkę do swego oso­bi­stego ży­cia, czas prze­zna­czony dla ro­dziny spę­dzali tylko we dwoje, tak jak tu­taj w Squaw. Penny była te­raz na otwar­ciu ja­kie­goś no­wego ośrodka na St. Bart’s. Bill ni­gdy jej nie za­pra­szał, by po­je­chała z nimi na fe­rie do Squaw Val­ley; lu­bił spę­dzać ten czas tylko z córką. W domu była za­wsze taka za­jęta, szkołą, ko­le­gami, spor­tem, za­ję­ciami po­za­lek­cyj­nymi... Nie cier­piał my­śli, że nie­długo wy­je­dzie na stu­dia, i pró­bo­wał ją na­mó­wić, by wy­brała ja­kąś uczel­nię w De­nver lub oko­licy. Lily jed­nak upodo­bała so­bie Ligę Blusz­czową na Wschod­nim Wy­brzeżu i miała od­po­wied­nie oceny, by się tam do­stać.

– Na pewno chcesz dzi­siaj wyjść? – spy­tał, gdy zja­dła tro­chę ja­jecz­nicy i skub­nęła be­konu.

– My­ślę, że dzi­siaj wcze­śnie za­mkną trasy. Chcę przed­tem za­li­czyć jak naj­wię­cej zjaz­dów – od­parła i wstała, by do­koń­czyć ubie­ra­nie.

– Je­śli bę­dzie za ciężko, masz wró­cić – przy­po­mniał jej. Po­dzi­wiał jej umie­jęt­no­ści i dys­cy­plinę, nie chciał jed­nak, by po­dej­mo­wała zbyt sza­lone ry­zyko pod­czas złej po­gody. Ale Lily była też roz­sądna.

– Wiem, ta­tu­siu – po­wie­działa z olśnie­wa­ją­cym uśmie­chem, oglą­da­jąc się na niego przez ra­mię. – Nie martw się, wszystko bę­dzie do­brze. Nikt tu nie zna gór tak jak Ja­son.

Była to jedna z przy­czyn, dla któ­rych Bill za­trud­nił go kilka lat temu. Chciał, żeby Lily miała roz­rywkę, ale nade wszystko chciał, żeby była bez­pieczna. Stra­cił kie­dyś żonę i nie chciał stra­cić także córki. Matka Lily, pro­wa­dząc wie­czo­rem sa­mo­chód, je­chała zbyt szybko i tra­fiła na ob­lo­dze­nie. Zgi­nęła na miej­scu w wieku dwu­dzie­stu pię­ciu lat, po­zo­sta­wia­jąc Billa sa­mego z trzy­let­nim dziec­kiem. Trak­to­wał więc Lily, jakby była ze szkła.

Po dzie­się­ciu mi­nu­tach wró­ciła, w swe­trze, nar­ciar­skich spodniach i bu­tach tu­ry­stycz­nych, z prze­rzu­coną przez ra­mię kurtką olim­pijką i ka­skiem w ręce. Narty wraz z bu­tami zjaz­do­wymi i kij­kami zo­sta­wiała co wie­czór w skrytce u pod­nóża gór. Te­raz mu­siała pod­je­chać tam wa­ha­dło­wym au­to­bu­sem, by spo­tkać się z Ja­so­nem. Wło­żyła kurtkę i za­cią­gnęła za­mek. Bill pod­niósł na nią wzrok od kom­pu­tera, przy któ­rym sie­dział, spraw­dza­jąc ry­nek to­wa­rów.

– Ślicz­nie wy­glą­dasz – po­wie­dział z sze­ro­kim uśmie­chem. Olim­pij­ska kurtka i kask mó­wiły same za sie­bie: była kimś. Na każ­dym stoku obie te rze­czy sta­no­wiły sym­bol sta­tusu. Na sam jej wi­dok znowu po­czuł przy­pływ dumy. – I wra­caj­cie, je­śli po­goda się jesz­cze bar­dziej po­gor­szy – przy­po­mniał, a ona schy­liła się, by po­ca­ło­wać go prze­lot­nie w czu­bek głowy.

– Ja­sne! – rzu­ciła po­god­nie. Już w drzwiach po­ma­chała ku niemu rę­ka­wi­cami i wy­szła, żeby po­jeź­dzić, ile się da, za­nim za­mkną trasy. Był pe­wien, że na­stąpi to około po­łu­dnia, i ona także.

Wstał i wyj­rzał za nią przez okno. Pa­trzył, jak idzie w stronę au­to­busu, jak wsiada. Ona go nie wi­działa. Bill po­czuł ucisk w pier­siach. Była taka ładna, taka młoda i tak po­dobna do zmar­łej matki! Wy­glą­dała nie­mal jak jej sio­stra. Wspo­mnie­nie żony jesz­cze te­raz roz­dzie­rało mu cza­sem serce. Mia­łaby trzy­dzie­ści dzie­więć lat, gdyby żyła... Trudno uwie­rzyć. W jego pa­mięci po­zo­stała na za­wsze młoda, nie­wiele star­sza od sie­dem­na­sto­let­niej obec­nie Lily. Wró­cił do kom­pu­tera. Oby ta Lily wró­ciła jak naj­szyb­ciej! Śnieg zda­wał się pa­dać gę­ściej, a na gó­rze za­lega mgła, wie­dział o tym. Tylko naj­twardsi, jak Lily, od­ważą się dzi­siaj wyjść... Miała urodę matki, ale de­ter­mi­na­cję, za­ja­dłość i upór ojca. Wła­śnie dla­tego był pe­wien, że ta­lent i nie­zmor­do­wany tre­ning przy­niosą jej złoto na olim­pia­dzie.

Ja­dąc wa­ha­dłow­cem do bazy, Lily miała czas, by na­pi­sać SMS-y do swo­jego chło­paka, Je­remy’ego, i naj­lep­szej przy­ja­ciółki, Ve­ro­niki. Oboje byli, jak ona, z olim­pij­skiej dru­żyny nar­ciar­skiej i tego dnia tre­no­wali w De­nver. Nie miała czasu, by przy­jaź­nić się z kim­kol­wiek spoza dru­żyny, a z Ve­ro­nicą znały się jesz­cze od przed­szkola. Je­remy od­pi­sał krótko: „Ko­cham cię”. Ve­ro­nica nie od­po­wie­działa; pew­nie jesz­cze spała.

Spo­tkali się z Ja­so­nem, zgod­nie z umową, przy skryt­kach. Miał na so­bie kurtkę szkółki nar­ciar­skiej i w po­łą­cze­niu z jej kom­bi­ne­zo­nem dru­żyny olim­pij­skiej wy­glą­dali bar­dzo ofi­cjal­nie. Wło­żyli buty i narty, zwy­kłe obu­wie za­mknęli w schow­kach i z kij­kami w rę­kach ru­szyli do wy­ciągu. Z po­wodu za­dymki oboje mieli go­gle. Po­ka­zali swoje ski­passy ope­ra­to­rowi, a gdy ski­nął głową, Ja­son z uśmie­chem spoj­rzał na Lily. Przed nimi cze­kało na krze­sełko tylko troje lu­dzi; wy­ciąg ru­szył za­le­d­wie parę mi­nut temu. Dwoje in­nych było już wy­soko w gó­rze. Lily od­pro­wa­dzała ich wzro­kiem. Ja­kie to pod­nie­ca­jące – być na ze­wnątrz w taki dzień! Uwiel­biała jazdę w za­dymce. To wła­śnie Ja­son w niej po­dzi­wiał: nic nie mo­gło jej po­wstrzy­mać.

– Albo mu­sisz być nie­nor­malna, skoro wy­szłaś w taki dzień jak dzi­siaj – po­wie­dział ze śmie­chem – albo bar­dzo młoda, albo jedno i dru­gie. Nie są­dzę, żeby trasy były zbyt długo otwarte. – Oboje wie­dzieli jed­nak, że jest bez­piecz­nie, ina­czej wy­ciągi by nie cho­dziły. No i tylko naj­lepsi od­wa­ży­liby się dziś jeź­dzić, a oni mieli od­po­wied­nie po temu umie­jęt­no­ści. Oboje byli do­sko­na­łymi nar­cia­rzami: on zwy­cię­żył w kra­jo­wych mi­strzo­stwach, kiedy miał tyle lat co ona, był także zna­ko­mi­tym na­uczy­cie­lem. Za­wsze uczyła się od niego cze­goś no­wego, choć jej stały tre­ner w De­nver rów­nież na­le­żał do mi­strzów w swoim fa­chu.

– To zna­czy, że je­stem nie­nor­malna – za­śmiała się Lily. – Mój tato też uważa, że je­ste­śmy czubki.

Znowu do­biegł ich od­głos wy­bu­chu. Lily wsia­dła do pierw­szego wol­nego krze­sełka, Ja­son po­cze­kał na ko­lejne, tuż za nią. Krze­sło unio­sło Lily w po­wie­trze. Spoj­rzała w dół, na drzewa i dzie­wi­czy śnieg na stoku, i po­czuła ten sam co za­wsze dreszcz eks­cy­ta­cji. Na sto­kach nie było wi­dać ani jed­nego nar­cia­rza; wi­docz­nie ta część gór zo­stała za­mknięta, kiedy zmie­rzali ku szczy­towi. Wiatr chło­stał ją po twa­rzy, a ona ra­do­wała się ci­szą, w któ­rej sły­chać było tylko szum wy­ciągu. Rap­tem usły­szała ko­lejny wy­buch dy­na­mitu, dziw­nie bli­sko, cał­kiem jakby to było tuż obok, i rów­no­cze­śnie, w chwili gdy zbli­żali się do żlebu, zo­ba­czyła w gó­rze jak gdyby sma­gnię­cie gi­gan­tycz­nego węża. Unio­sła głowę i w tejże chwili po­czuła, że spada. Nie miała na­wet czasu, by po­jąć, że to pę­kła lina, na któ­rej były za­wie­szone krze­sełka. Ru­nęła w śnieg. Przez chwilę wi­działa wo­kół wy­łącz­nie biel, po­tem oczy jej się za­mknęły i za­pa­dła w głę­boki sen. Nie zdą­żyła się obej­rzeć na Ja­sona, gdy spa­dali. Wy­lą­do­wał w żle­bie. W chwili upadku był mar­twy.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: