- W empik go
Żyć naprzód - ebook
Żyć naprzód - ebook
Tematyka wierszy zawartych w tomiku dotyczy dylematów moralnych, z którymi borykają się ludzie dostrzegający poezję w otaczającym ich świecie. Autorka porusza takie wątki jak istota życia, sens śmierci, potęga miłości, ponura siła nienawiści. Poetka nie boi się nawiązywać do tematów, jakie na co dzień skwapliwie omijamy, jakich się wyrzekamy. Tomik został napisany również z myślą o tych, którzy nie potrafią dostrzec celowości świata i pragną zrozumieć sens swej obecności na tej planecie.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-837-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy to, co przypomina światło, jest
również niewłaściwie rozpoczętym czasem?
Czy to, przed czym skwapliwie
uciekamy, kojarzy się z ciszą,
tylko przekrzyczaną przez sumienie?
Boję się ran, które może zadać mi
twój obosieczny język.
Uciekam przez nadzieją
na przeciwną stronę cienia,
pomiędzy myśli, które nie mają prawa
stać się słowami.
Zamyślona nad sensem wszechświata,
kocham się we wspomnieniach,
w twoich wyrokach, spisanych
zbyt pochopnie.
Poczujmy z całych sił
ten uroczysty wszechświat,
tę czarno-białą łąkę, gdzie zostawiliśmy
wczoraj niepowtarzalną teraźniejszość.
Zanim zgaśnie w nas noc, powitajmy
bezsenny poranek, pustkę
poczętą w imię miłości.
Będzie nam jak w raju,
pomiędzy gwiazdami, przed którymi
nie ma ucieczki.
Dotknij czule moich świętych ust,
zostaw na nich pieczęć
cytrynowego pocałunku, zapomnianych
zbyt pośpiesznie dni,
niepokojąco chwiejnych godzin.Ku manowcom
Nie chcę, aby moja pustka
przypominała ci o mnie.
Nie chcę, żeby radość kojarzyła się
z pocieszeniem, w którego intencji
obawiam się modlić.
Wiem,
pewnego razu białe ptaki moich myśli
wzlecą ponad niebo,
ich serca zahaczą o czarne obłoki.
Nie doszukuj się
w moich wspomnieniach
tych paru chwil, dla jakich życie
śpiewa kołysankę.
Przybita chętnie do ściany, szukam drogi
powrotnej do okna.
Moje ciało przysiada na parapecie,
skąd ma idealny widok
na tutejszy raj.
Zanim odszukamy w sobie piętno,
zanim dopatrzymy się łzy
w oku — przeminiemy bez śladu
istnienia, bez krztyny litości,
dla której chciałabym zadedykować
mój jutrzejszy sen.
Nie chcę,
żeby życie roztrzaskało się o sumienie.
Nie zgadzam się, aby miłość należała
również do mnie.
Pozwól mi doświadczyć
twoich marnotrawnych zmysłów,
okłamanych zbyt pośpiesznie fantazji.
Wciąż grasz w tę samą grę,
droga nadal wiedzie ku manowcom.Życie a teraźniejszość
Bezlitosna noc wkradła się
między nasze wyświechtane serca.
Jeszcze bardziej okrutny poranek
odnalazł w nas krztynę
płowej egzystencji.
Zakochana do bólu
w nieistniejącym świecie,
pogrążona w ciepłolubnej melancholii,
usiłuję rozpoznać w tobie
tego człowieka, którego odbicie
zastałam dziś w lustrze.
Nie, nie możemy dłużej kochać —
to zbyt pochopne,
zbyt niebezpieczne.
Chciałabym zobaczyć w twoich oczach
resztkę moich łez, ujrzeć blask
na czerstwych ustach.
Nie domagaj się ode mnie
kłamstwa, przyszłość przybędzie
nie w porę.
Czy zgodzisz się, żebym odnalazła
twoje sprzedane serce?
Czy byłbyś gotów odejść, żeby poczuć
na cienkiej skórze mój śmiech?
Pokonana przez własny strach,
kołyszę się w objęciach nieba,
rozkoszuję świtem, który wtargnął
do naszego królestwa.
Nie bądźmy zbyt łatwowierni — wystarczy
odrobina cierpliwości, żeby oswoić łzy,
pokonać odległość.
Odrodzona z niewłaściwego wszechświata,
szukam cię
pośród moich słów,
między życiem a teraźniejszością.Od środka
Wszystko, co do bólu nieznośne,
nie przynosi prawdy,
nie przypomina porzuconego ciała.
Zakochałam się
w twoim śnie, w bolączkach,
na które nie warto czekać.
Poczujmy z całych sił
tę jedną jedyną samotność, tę głuszę,
która jest silniejsza
od zaginionego uśmiechu.
Nie przyznawajmy się do słów,
nie zasłużyły na uosobienie
w myślach.
Moje pragnienia, zbyt mocno
w sobie rozmarzone, prowadzą
w kierunku cienia, pomiędzy łzy,
uronione przez poranne niebo.
Zanim obudzisz się
z mojej tęsknoty,
zanim doświadczysz pełni spełnienia,
nie ograniczaj mnie do smutku,
nie przynoś martwego imienia.
Rozgoryczona napadami lojalności,
rozczarowana blaskiem
u twoich stóp — kołyszę się
leniwie w twoich wspomnieniach,
udowadniam przestrzeni,
że to, co naiwne, nie zawsze musi
zaczynać się od środka.Trudno zaufać
Chciałam ukoić
twój pierworodny strach,
ale miłość — ta skończona psychopatka —
znów zwleka
z powrotem do domu.
Pochmurna tęcza nie przyznaje się
do tęsknoty, nie koliduje
z prawdą, której tak trudno
zaufać.
Tak ciężko się pogodzić
z milczącym czasem, tak trudno
uwieźć samotność,
czekającą potulnie na swoją kolej.
Obudź w nas
poczucie winy,
zapoznaj ze strachem, który wciąż
lawiruje między łapczywymi łzami.
Znów wymierzasz smutne spojrzenie
prosto w serce.
Obyczajowość bezsennego poranka
nie jest poszukiwaną cząstką,
nie jest bezcennym przewinieniem.
Wciąż nie wiem,
jak ograbić moje sumienie
z resztek duszy.
Chciałabym napisać tę autobiografię
od nowa, ale pieczołowity smutek
nie pozwala mi tęsknić,
nie pozwala wołać o pomoc.
Nie przyznawajmy się do wspomnień,
od których wszystko zależy.Serce w piasek
Odkąd zrozumiałam, że twój smutek
zmierza w tę samą stronę,
moje łzy stały się prawdziwsze,
a sen — wytrwalszy.
Przegrałam kolejną rozmowę
ze współczesnym człowiekiem,
przegrałam samotność,
która należała się Bogu.
Niezaspokojona
przez nieprzychylne gwiazdy,
oddana do reszty twoim objęciom,
podryguję na zbyt cienkiej granicy,
chowam serce w piasek.
Rozgoryczona
przez naiwne przypływy radości,
tkwię pośród marnotrawnych proroctw,
rozglądam się
za zaginionym ciałem.
Moje serce, któremu rozkazano bić,
przegląda się w twojej duszy,
przypatruje myślom,
które ktoś przez przypadek porzucił.
Powracasz z moim niebem w ramionach,
z naiwną rozterką,
niewiarą w to, co posłuszne,
a co zdane na łaskę strachu.Pobrzmiewa krzyk
Wszystko, co najpiękniejsze,
rozkwita w twoim imieniu.
To, z czym tak trudno się pogodzić,
jest tylko gwiazdą,
przypiętą do niewłaściwego nieba.
Odkąd ujrzałam twoje odbicie
w lustrze,
odkąd moje łzy nasyciły
wyschniętą glebę serca — uznaję
moją miłość za smutną przypadłość,
przygodę
bez trafnego zakończenia.
W szepcie wciąż pobrzmiewa krzyk,
nikt tutejszy się go nie spodziewał.
Zanim dostrzeżesz mnie
w duszy, moje ciało stanie się
czczą mrzonką,
lojalną w stosunku do świata,
zaabsorbowaną przez sędziwy wiatr.
Twoje serdeczne melancholie
rozkwitają w świetle samotności,
skrupulatne zagadki mnożą się szybciej
niż uwolnione marzenia.Skrawki fantazji
Spodziewałam się
piękniejszego światła, lecz cisza
przybyła o właściwej porze.
Miłość, zakochana w sobie,
nie należy do tutejszych stron.
Rozpromieniona, zdradzona
przez własną nadzieję — płynę
pod prąd własnego wspomnienia,
pogrążam się w uśmiechu,
który serdecznie mi dedykujesz.
Zanim odzyskam wiarę
w proroctwo, moje łzy staną się
dostatecznie jasne, aby lśnić
jak pierworodne słońce.
Nie będzie w nas dość człowieczeństwa,
aby wykrzesać z oddechu
krztynę dobroci.
Otulam się twoimi ramionami
niby czułą pieszczotą,
kojarzysz mi się ze smutkiem,
jakiego trudno zapobiec.
Czy echo, którego namiastki
się nie doczekałeś, rozproszy się
pod powiekami nieba?
Rozpadam się na skrawki fantazji,
której piętno pozostanie
dożywotnią blizną.
Wskrzesi mnie twoja odległość,
twoja rychła przeszłość.Umarł we mnie świat
To, co do niedawna przypominało
o naiwności, stało się dowodem,
że człowiek wciąż istnieje.
Wszystko, co nie kojarzyło się
z samotnością, zostało lękiem,
dla jakiego warto odejść w nieznane.
Odkryłam we śnie ten jeden cień,
który nie przypomina już ciszy,
nie koliduje ze łzami.
Powróć,
przynieś kilka pamiątkowych gwiazd,
parę zaprzepaszczonych sumień,
które nie czekają już na świt.
Chciałam, aby omijały mnie
serdeczne chwile, żeby miłość odnalazła
w moim sercu swój własny kąt.
Pomyliły mi się autobiografie,
przypadkowy czas odnalazł smutek
w ramionach tęsknoty.
Od dłuższego czasu poszukuję cię
w moich myślach, lecz obawy
nie pozwalają dobrowolnie lśnić.
Nie, nie mogę żyć,
kiedy umarł we mnie świat.
Nie potrafię obudzić się, odkąd życie
zmaga się z nawrotem śmierci.Imię dla melancholii
Odnalazłam
pośród podekscytowanego szeptu
to jedno słowo, które nie pasuje
do żadnego zdania.
Odszukałam pasję, której żar
nasyca zziębnięte znaki zapytania.
Nie wiem, ilu godzin potrzeba,
aby nostalgia stała się kłamstwem,
gotowym odejść, kiedy szczęście
taktownie odwróci twarz.
Nie, to ktoś inny zadedykował ci
moje wspomnienia.
To nie ty odszukałeś imię
dla melancholii.
Nie wiem, od kiedy mój lęk
obrócił się w proch, z którego
nie zmartwychwstanie przyszłość.
Przez wiele epok czekałam
na uderzenie twojego serca,
na jeden czczy oddech — dusza
ukryła się w kącie, gdzie wciąż czuwa
moja przeszłość.
W sercu zadrżała trwoga — kolejny sen
nie będzie już nasz,
spod powiek umknie resztka pasji.
Podzieliłabym się z tobą
nadmiarem powietrza,
podarowałabym odległość tak rozległą,
że nie ogarną jej moje ramiona,
moje przepastne łzy.Resztki zmarszczek
Odgarniam z twojego czoła
resztki zmarszczek.
Odnajduję w pociemniałych oczach
tę krztynę wiary, która zaprowadzi
nas na skraj teraźniejszości.
Wiem, moje zmysły
nie współgrają z rzeczywistością,
ciało sprzeciwia się życiu.
Dopóki nie rozkochasz mnie
w swoim złudzeniu,
moje pragnienia pozostaną
równie ważne jak sen, który obudził się
w niewłaściwej epoce.
Nie chcę zatracać się w szaleństwie,
nie chcę szukać zawzięcie
luki w życiorysie.
Czy twoja radość przyniesie
łyk świeżego świata?
Czy twoje zniechęcenie stanie
na przeszkodzie ku wolności?
Moje myśli, poukładane
w kolejności alfabetycznej, nie są już
tym samym światłem,
które tak doskonale znałeś.
Wciąż szukam cienia w duszy.
Nadal rozkoszuję się wiernością,
którą zadedykowała mi nadzieja.
Nie umiem wyobrazić sobie milczenia,
jakie zastąpi bicie twojego serca.
Obojętność na słowa przyniesie
jedynie smutek i pokrzepienie.
Ostatni podryg życia, zmyślony bezmiar.Przyjemnie bezsenna
Uzależniona od szczęścia,
szukam cię pośród moich łez.
Rozebrana do naga
z ciała, czuję resztkami naiwności.
Zbliżasz się
do mojego własnego nieba,
pozostawiasz na sumieniu
kilka stęchłych skaz.
Los rozkazał nam mówić pomalutku,
bez zbędnych słów.
Zanim się odwrócisz, poczuj
całym sobą mój niepokonany lęk,
tę ciszę, z którą nie sposób
dalej żyć.
Tęsknię za twoim oddechem,
za niepokornym biciem serca.
Wspomnienie twojego zapachu
budzi we mnie poczucie winy.
Zasypiam, otulona twoim powietrzem,
samotnością.
Chciałam, aby moje sny były
do ciebie podobne — nie odnalazłam
zrozumienia u gwiazd.
Skłócona z własnym światem,
ograbiona z cierni, pożądam
twoich myśli, przesyconego dotyku.
Zmyślone pocałunki
zostawiły skazę na twoich ustach.
Dopóki trwa we mnie poranek,
noc pozostanie
przyjemnie bezsenna.Zamykam za sobą okno
Nie chcę myśleć o samotności —
nie wystarczy mi łez.
Nie chcę marzyć o miłości —
to zbyt oficjalne zakończenie.
Zatrzymaj dla mnie
choć jedno tchnienie,
choć jedno niewydarzone słowo.
Kocham się w twojej niewinności,
w szczęściu,
na które z pewnością czekałeś.
Zbliżam się nieubłaganie
do granicy światła i cienia,
zostawiam moje wspomnienia
poza marginesem.
Nie umiem śnić tak,
żeby wszystkim zrobiło się głupio.
Częstotliwość moich złudzeń
przewyższa senność,
staje się fundamentem
dla ciekawszej przyszłości.
Nie pozbawiaj mnie gwiazd,
nie każ wyprzeć się nocy.
Zamykam za sobą okno,
szukam choć jednej klamki.
Rozkwitam niby linia życia,
pławię się w milczeniu,
którego mamy pod dostatkiem.Podrygi namiętności
Nie pozwolę, aby senność
odebrała mi ostatni oddech słońca.
Nie rozumiem myśli,
które kłębią się
między cytrynowymi obłokami.
Nie rozumiem pragnień,
twoich podrygów namiętności.
Jest we mnie dość światła,
aby skradło ostatni cień.
Nie szukaj ukojenia
w bezpodstawnych marzeniach.
Nie wypatruj fantazji,
mogą zaprowadzić cię do czyśćca.
Tuż za rogiem czeka na nas Bóg
z koszem zakazanych owoców.
Cisza znika wraz z powrotem jesieni.
Proszę, nie pozbawiaj mnie
bezsenności.
Niech nasze przywidzenia
złączą antypody.
Skazana na dożywotnią wiarę,
rozebrana do naga z pragnień,
rozpościeram ramiona
ponad światem, szukam źródła
naiwności, która rozsiadła się
w mojej przeszłości.
Zanim obiecasz mi nowy dom,
zrozum łzy,
zrozum moją łatwowierność.Bez ukojenia
Zasypiam, choć noc nie daje ukojenia.
Gasnę, choć w moim sercu
wciąż podryguje iskra.
Dzisiejszy wieczór,
zamiast przeklętych łez, przynosi mi
resztkę okłamanej teraźniejszości.
Zgasła ostatnia z gwiazd,
ta, w której do dziś kwitły
czarne kwiaty.
Nie każ mi tańczyć
zbyt ostrożnie, nie pozwól,
aby moje zmysły obumarły
z braku cieni.
Współczuję twojej samotności.
Współczuję niebu,
które za sobą taszczysz.
Nie może być tak, że lęk zacznie
kojarzyć mi się z dotykiem,
z zmartwychwstałym pragnieniem.
Czuję całą duszą
ten niepokój, te myśli
porozrzucane na dalszej drodze.
Twoja obecność nie przeszkadza
moim modlitwom.
Wiem, że twojemu ciału brakuje
świtu, że sumienie przesiąka łzami.
Wznosisz mnie na fundament życia,
ponad czarne sumienie,
z którym tak ci do twarzy.Matczyne mleko
Myśl, napoczęta i pełna światła,
nie kojarzy się z przyszłością,
nie przypomina o kłamstwie,
którego się podjęłam.
Wszystko, co mi się śniło,
było bezpruderyjną samotnością,
przypadkiem,
dla jakiego warto
się zatrzymać.
Nie chcę, aby odległość wzbudzała
w nas łzy, żeby karmiła
matczynym mlekiem.
Nie zmierzajmy w stronę pragnienia,
nie mówmy o ciszy,
która jest taka podobna
do naszych łez.
Przypomnij mi o życiu,
jakie wiodłam na wszelki wypadek.
Zgodziłam się, aby łączył nas
wspólny oddech,
kilka byle jak skreślonych wierszy.
Urodziłam się z oddalenia,
z prawdy, na którą każdy czeka.
To niemożliwe, żeby świat stał się
ziarenkiem piasku,
uwięzionym w klepsydrze.
Nieprawdopodobne,
żeby niewybaczalny smutek
zgadzał się z miłością.
Podarujmy życiu nadzieję,
że nasze dusze mają dokąd iść,
mogą lśnić mimo bezdennych łez.Podatna na łzy
Przepełniona strachem, podatna
na nieznane łzy — lawiruję
pomiędzy pominiętymi zdaniami,
szukam źródła moich nadziei.
Pragnęłam, aby nasza samotność
była cudzołożną mrzonką,
przekleństwem,
którego nie może urodzić róża ust.
Jest mi ciepło, potulne sny
przypominają o zbawieniu —
nie mogę kochać tak, jakby Bóg
popełnił pomyłkę,
jakby strach przemienił się w czułość,
w namiętność, która połyskuje
na skórze, lśni niby gwiazda,
jaką wiatr wytrącił
z objęć zmierzchu.
Beznamiętne odruchy światła,
samotność wzbierająca
pod powiekami — to tylko kilka
znikomych ujęć, parę wdechów,
które przepełniają czas.
Chcę, aby nasze ucieleśnione sny
stały się spełnieniem,
dla jakiego opłaca się podążać
pod prąd, wbrew porządkowi,
wbrew nienawistnym życzeniom.
Podejdź, zaufaj lękowi
w mojej twarzy, poddaj się
czarnym kwiatom, które zerwałeś
własnym sercem.
Rozbierz mnie z westchnień,
z kęsów światła.Zbyt wiele literówek
Moje myśli mieszkają w lśnieniu gwiazd.
Słowa, spisane zbyt prędko,
stanowią świadectwo dla pragnień.
Nie rozumiem, skąd w tobie
tyle marzeń, skąd się wzięło aż tyle
pięknych nocy.
Miłość, sprzedana
po okazyjnie wysokiej cenie,
jest tylko wyobrażeniem martwego.
Odkąd zobaczyłam ciebie
w moim lustrze, dusza stała się
podłym skojarzeniem, zdaniem
bez znaków interpunkcyjnych.
Na mojej napiętej skórze
szeleści twój wciąż żywy oddech,
karmisz mnie przeidealizowanym czasem.
Uśmiech, przyszyty byle jak do twarzy,
to tylko kilka chwiejnych skrupułów,
lepszy świat, po którym każdy wciąż płacze.
Moje zmysły, boleśnie przekrwione,
są tylko bajką
bez szczęśliwego rozwiązania,
autobiografią, w której popełniłam
zbyt wiele literówek.
W gąszczu odpowiedzi retorycznych
wciąż szukamy pytań,
za jakimi wciąż się odwracamy,
niezmiennie pragniemy, by niebo
stoczyło się nam do nagich stóp.
Sprzedany pośpiesznie los nie powróci,
dopóki nie pęknie ostatnia myśl,
nie zapadną ciemności.Z bólem pod rękę
Spodziewałam się, że wkrótce napotkam
twój czas skazany na porażkę.
Wiedziałam, że cisza jest przedmową
do lepszych wspomnień.
Usiłuję wskrzesić w sobie tę noc,
ten marnotrawny świt,
u którego szukam pokrzepienia.
Przewrotny wiatr bawi się
moimi łzami, samotność pragnie
odnaleźć prawdę w twarzy słońca.
Usiłowałam dotrzeć na krawędź
spopielałej rzeczywistości,
lecz życie — nieznośny darmozjad —
znalazło sobie osobne wyjście.
Moje sny, dożywotnio wypożyczone,
są tylko odłamkiem nicości,
zrozumieniem, dla jakiego nie warto
iść z bólem pod rękę.
Nie umiem kochać tak, żeby łzy
były zbyt kwaśne, żeby wieczność
nosiła inną twarz.
Nie mogę śnić, dopóki ciało
sprzeciwia się duszy, a przyszłość mówi
własnym językiem.
Zanim okłamiesz moje zmysły,
zanim zrzucisz z piedestału
ostatniego człowieka — zastanów się
nad moim powrotem,
oswój myśli, które wciąż należą do słów.