Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Życie warte życia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
19 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Życie warte życia - ebook

Śmierć dziecka – koszmar wszystkich rodziców.

Ponad stuletni profesor wydaje ostatnie tchnienie w klinice eutanazyjnej w Szwajcarii, co spotyka się z powszechnym zrozumieniem jako rozsądna decyzja.

W jednym ze szwedzkich więzień osadzony odmawia jedzenia, co prowadzi do jego śmierci – nikt go nie powstrzymuje.

Człowiek jest jedyną istotą, która sama odbiera sobie życie – samobójstwo jest częstszą przyczyną zgonu niż wojny i morderstwa razem wzięte. W dwunastu rozdziałach profesor psychiatrii Christian Rück rzuca nieco światła na ten tragiczny w skutkach czyn i różne jego niuanse.

Szwecja jako pierwszy kraj na świecie zamierza ograniczyć liczbę samobójstw do zera, chociaż szwedzkie społeczeństwo w dużym stopniu popiera samobójstwa wspomagane. Kto ma prawo umrzeć i o czym mówi sam fakt, że w ogóle dochodzi do samobójstw? Czy zdołamy lepiej zrozumieć życie, z całym jego pięknem i kruchością, jeśli zestawimy je z tym, co najkoszmarniejsze? Rück pisze w swojej książce także o nadziei – o tym, jak człowiek odnajduje poczucie, że życie ma sens.

Czym więc właściwie jest życie warte życia?

Książka zdobyła prestiżową nagrodę August Prize 2024 w kategorii Najlepsza książka non-fiction. W uzasadnieniu werdyktu jury pisze:

„Książka o samobójstwie w historii, kulturze i ludzkiej świadomości. Christian Rück, profesor psychiatrii z Instytutu Karolinska w Szwecji, pisze z ogromną wrażliwością, głębokim zrozumieniem i niezwykłą klarownością o tym wyjątkowo trudnym zagadnieniu. Choć na pierwszy rzut oka tekst wydaje się anegdotyczny, jednak krótkie historie osób, które odebrały sobie życie, chciały to zrobić lub obawiały się tego, tworzą spójną, poruszającą całość. Książka przemawia do tych, którzy doświadczyli mroku życia, tych, którzy stali obok, oraz tych, którzy tylko słyszeli o tym, nie będąc bezpośrednio zaangażowani. To publikacja, która przełamuje wszystkie tabu otaczające ten temat.”

Książka dostępna także w formie elektronicznej.

Christian Rück jest psychiatrą, profesorem psychiatrii w sztokholmskim Instytucie Karolinska, doradcą do spraw naukowych w American Foundation for Suicide Prevention oraz jednym z ekspertów w największym szwedzkim dzienniku „Dagens Nyheter”. Życie warte życia to jego druga książka, wcześniej napisał Olyckliga i paradiset. Varför mår vi dåligt när allt är så bra? (2020, Nieszczęśliwi w raju. Dlaczego czujemy się tak źle, kiedy mamy tak dobrze?).

Kategoria: Psychologia
Język: Inny
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67709-42-2
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1. JA, 11 LAT

Zadzwonił telefon. Odebrała go mama – tak mi się przynajmniej wydaje – i zaraz przekazała słuchawkę tacie. Z poruszonych głosów i szeptów rodziców wywnioskowałem, że stało się coś poważnego. Czterdziestodwuletnia ciotka Liz została znaleziona martwa w swojej wannie w Zurychu. W wodzie była suszarka, a ciotka zginęła od porażenia prądem. Tak w każdym razie powiedziano nam, dzieciom.

Pamiętam, jak później tamtego dnia poszliśmy na spacer do lasu i stojąc na górce, z której dziś nikt już nie zjeżdża na nartach, patrzyliśmy na wyblakłe blokowiska. Czekaliśmy, aż tata coś powie, i choć nie zapamiętałem jego słów, wiem, że było to coś bardzo poważnego. Miałem jedenaście lat. Co takiego się stało? Na pytanie, jak ciotka Liz zmarła, istnieją dwie odpowiedzi: zdecydowanie lepsza z nich mówi, że był to wypadek, gorsza – że odebrała sobie życie. Ta druga opcja zdawała się czymś naprawdę strasznym. Wprawdzie nikt nie powiedział dlaczego, ale było to dość oczywiste nawet dla dziecka.

*

Jako psychiatra w swoim życiu zawodowym spędzam bardzo dużo czasu, starając się przewidzieć, czy któryś z pacjentów popełni samobójstwo. Na dyżurach jest to moje główne zadanie i czasem sięgamy po przymusowe leczenie psychiatryczne, żeby powstrzymać kogoś przed odebraniem sobie życia. Dane mi jest też widzieć, jaki wpływ na bliskich, przyjaciół i personel medyczny ma czyjeś samobójstwo. Mogłem obserwować to na przykładzie swoich dziadków. To, że przyszło im pochować własne dziecko, było dla nich tym dotkliwsze, że ich córka odebrała sobie życie.

Historycznie rzecz ujmując, popełnianie samobójstwa było zakazane praktycznie we wszystkich kulturach niezależnie od epoki. Brało się to przeważnie stąd, że życie postrzegano jako coś danego człowiekowi przez społeczeństwo, rodziców lub Boga, więc nie wolno mu tego niszczyć. Życie nie jest bowiem jego własnością, lecz jedynie mu go użyczono. Dziś tych, którzy chcą się zabić, uznajemy za chorych psychicznie i możemy tylko ich przed tym powstrzymywać, nawet kosztem pozbawienia wolności, chociaż odebranie sobie życia nie jest czymś nielegalnym.

Riksdag zdecydował, że Szwecja przyjmie politykę „zero samobójstw”. To znaczy, że będzie dążyć do tego, żeby nikt nie odbierał sobie życia. Pomimo tego poparcie dla udzielania pomocy w zakańczaniu życia jest wśród obywateli dość szerokie.

W książce postaram się zrozumieć, co kryje się za samobójstwem, zabiciem samego siebie, i co mówi nam to o życiu, jego pięknie i troskach. Skąd w ogóle wzięło się samobójstwo? Czy jest coś złego w odbieraniu sobie życia? Czy da się być całkowitym przeciwnikiem samobójstwa, a zarazem popierać pomoc w zakańczaniu życia?

Codzienna śmierć

Moja ciotka Liz Rück zmarła w łazience na drugim piętrze kamienicy przy Beckenhofstrasse 43, rzut kamieniem od gwarnego dworca głównego w Zurychu. Jedna z przyjaciółek nie mogła się z nią skontaktować, zadzwoniła więc do Theres, siostry Liz, która się zaniepokoiła. Natychmiast ogarnęło ją przeczucie, że stało się coś bardzo złego, i razem z drugą siostrą, Vreni, pojechała do mieszkania Liz. Kiedy dotarły na Beckenhofstrasse 43, okazało się, że nie da się otworzyć drzwi, zobaczyły jednak zaparowane okno łazienki i z jakiegoś powodu wydało im się to niepokojące.

Nie znałem Liv jakoś szczególnie dobrze, nawet trochę się jej bałem, bo pewnego razu poprosiła mnie i moje rodzeństwo, żebyśmy kupili jej butelkę whisky. Przerażały mnie jej problemy z alkoholem.

Długi cień, jaki samobójstwo rzuca na czyjąś egzystencję, kładzie się też na nasze wspomnienia. Pamiętamy ostatnie przedsięwzięcie tej osoby, ostatnią minutę jej życia. Dobre lata przestają się wtedy liczyć.

Theres martwiła się o siostrę, bo Liz nie czuła się zbyt dobrze i była uzależniona od alkoholu. Dlatego często u niej bywała, chciała ją chronić samą swoją obecnością, a tym, że z nią jest, nadać jej życiu pewien rodzaj stabilności. Theres robiła za nią pranie, ale czasem się wstydziła, wioząc tramwajem cuchnące dymem i whisky ubrania.

Mieliśmy w domu zdjęcie Liz. Theres wciąż trzyma takie samo oprawione w ramkę. Czarnobiałe, w dzieciństwie napawało mnie grozą. Liz miała na nim krótkie, ciemne włosy, obcięte na pazia, wyglądała bardzo nowocześnie, jak przeniesiona z innej epoki. Jej wygląd symbolizował wiele skomplikowanych i nieco przerażających tematów rozmów dorosłych. Alkoholizm. Samobójstwo. Destrukcyjny styl życia, o którym nie rozmawialiśmy. To zdjęcie przypomniało mi się – a może dopiero teraz łączę ze sobą te dwa zdarzenia – kiedy nauczycielka muzyki Ulla-Kajs Andersson kazała nam w gimnazjum zaśpiewać piosenkę Krisa Kristoffersona i Janis Joplin _Me and Bobby McGee_. W podręczniku do muzyki obok nut i tekstu, który my, dzieci, usiłowałyśmy śpiewać z takim samym entuzjazmem jak nasza pani, zamieszczono zdjęcie wyniszczonej Janis Joplin. Napisano pod nim, że umarła wkrótce po nagraniu tej piosenki, a przyczyną śmierci były narkotyki. Nigdy nie lubiłem tego kawałka.

*

Jak to często bywa, gdy ktoś popełnia samobójstwo, śmierci Liz można się było spodziewać, a zarazem spadła na nas niespodziewanie. Spodziewać się jej można było dlatego, że życie ciotki nie należało do łatwych. Wiele rzeczy, których się chwytała, kończyło się porażką. Jej śmierć była jednak też niespodziewana, bo Liz nigdy wcześniej nie próbowała odebrać sobie życia, nie zdradzała takich skłonności ani nie zostawiła wyjaśnienia, dlaczego jej krewni będą musieli odtąd żyć z taką broczącą raną. Pozostały im tylko domysły, zgadywanie, co mogła sobie myśleć, jak bardzo cierpieć, czy byli w stanie jakoś temu zaradzić. Tego rodzaju domysły powodują jedynie poczucie winy. Nic nie czyni człowieka bardziej obecnym niż jego wieczna nieobecność.

Zawsze wszystko robić

Ośmioro rodzeństwa dorastało na północy Szwajcarii, w Trim-bach, mniej więcej w połowie drogi z Bazylei do Zurychu. Była to katolicka rodzina, ich dom znajdował się tuż obok wieży protestanckiego kościoła, w którym zegar bił co piętnaście minut.

Szwajcaria, podobnie jak Szwecja, należała do krajów, które w czasie wojny zrobiły ogromny skok gospodarczy. Pamiętam, jak mój dziadek – czyli ojciec Liz – mówił często, że najważniejsze w życiu jest „schaffen, schaffen, immer schaffen” (zasuwać, zasuwać, w kółko zasuwać). U dziadków w Trimbach był ogromny – a przynajmniej tak go wtedy odbierałem – sad wiśniowy i z dużymi, plecionymi koszami, przymocowanymi grubymi rzemieniami w talii, wspinaliśmy się po bardzo starych, drewnianych drabinach, żeby zbierać wiśnie, które dziadek zawoził do destylarni na _kirsch_. Przeważnie dziadek odchodził stamtąd rozczarowany, że nie dostał prawie nic za swoje wiśnie.

Jeśli pilnie mu się pomagało, można było zostać „Schaff-cheib”, „zasuwaczem”, a dla dziadka bardziej liczył się fakt, że pracowało się ciężko, niż osiągane sukcesy. Pracował w fabryce butów i z powodzeniem utrzymywał dużą rodzinę. Bicie zegara na wieży kościoła przypominało wszystkim o upływie czasu i o tym, że nie wolno go marnować na głupoty. „Od odpoczynku się rdzewieje”, mawiano.

Liz była najstarszą z trzech córek moich dziadków. Przyjęła to imię, kiedy wybiła się w branży reklamowej, porzucając mniej miejsko brzmiące Elisabeth. Trimbach zamieniła na bardziej nowoczesny Zurych, a wraz z pracą w branży reklamowej pojawiły się nowe nawyki. W biurze czymś normalnym było picie małej whisky do porannej kawy.

Theres mieszka dziś niedaleko Beckenhofstrasse 43, gdzie umarła Liz, i często mija jej dom. Nie ma wyrzutów sumienia. Robiła wszystko, co mogła, żeby wesprzeć siostrę, i jest zdania, że nie dało się jej już bardziej pomóc.

Pewien szczególny powód motywował ją do wspierania siostry, a odnajdziemy go, cofając się o pokolenie. Moja babka – mama Liz i Theres – miała siedmioro rodzeństwa. Dorastali w gospodarstwie w pobliżu Trimbach, „na górze”, jak powiedziano by w Szwecji, a co w Szwajcarii zdecydowanie uchodziło za pagórek, coś w rodzaju namiastki Jury.

Najstarszy brat babci mieszkał kilka dolin dalej. W jego gospodarstwie źle się działo, brat miał problemy finansowe. Po śmierci żony został sam ze zwierzętami i córką. Pewnego wieczoru ta, już wówczas nastoletnia, córka usłyszała, jak krowy głośno muczą – tamtego dnia nikt ich nie wydoił – i poszła szukać ojca. Znalazła go martwego w garażu. Zagazował się.

O samobójstwie mówi się, że to najbardziej samotna śmierć. Śmierć, którą człowiek spotyka w pojedynkę, a przygotowuje się do niej ukradkiem, jak złodziej nocą. Znalezienie w dzieciństwie martwego ojca zamkniętego w samochodzie w garażu wiejskiego gospodarstwa, gdzie muczenie krów niesie się po pagórkowatej okolicy, otwiera drzwi tej najbardziej samotnej z samotności.

Samobójstwo zawsze było czymś szokującym i uważanym za rzecz wstydliwą. Kiedy Theres opowiada, dlaczego pomagała Liz – odzywała się do niej i jadała z nią kolacje dzień w dzień przez dwa miesiące – to jasne jest, że tak się robi, gdy nad rodziną ciąży poczucie winy wywołane samobójstwem. Babcia zawsze pluła sobie w brodę, że nie zadzwoniła do brata właśnie tamtego dnia. Dla Liz chcieli więc zrobić wszystko, co tylko mogli.

Wstyd mówić w takim języku

Druga siostra Liz, Vreni, dobrze pamięta tamten dzień przed czterdziestoma laty, kiedy Liz umarła. Wspomnienia sióstr znacząco się jednak różnią w kwestii tego, co dokładnie się stało, a nawet w tak istotnym punkcie jak to, kto był obecny, kiedy znaleziono Liz. Każdy kształtuje własne wspomnienia, które jak gałęzie drzewa rozrastają się na wszystkie strony. Po matce językiem samobójstwa jest wstyd, po ojcu – cisza. To, że ludzie tak odmiennie pamiętają różne rzeczy, wynika z tego, że nie rozmawia się zbyt wiele o tym, co się działo – inaczej powstałaby jedna, wspólna wersja.

Vreni wcale nie spodziewała się, że Liz odbierze sobie życie, nawet jeśli wcześniej wiele razy martwiła się, że siostra zapiła się na śmierć, bo nie odbiera telefonu, albo gdy do niej jechali, a ona nie otwierała drzwi, bo była tak skacowana. Kiedy przyszła do Liz tamtego dnia, to na widok zaparowanego okna i zapalonych wszystkich świateł ogarnęło ją bardzo złe przeczucie. Policjanci, którzy otworzyli drzwi, poprosili, żeby siostry zaczekały na zewnątrz. W wodzie leżała suszarka, wciąż włączona, jeśli jest to w ogóle możliwe, a na brzegu wanny stała szklaneczka whisky. Vreni nie ma najmniejszych wątpliwości, że to było samobójstwo, a nie nieszczęśliwy wypadek. Ale jej rodzice, moi dziadkowie, nigdy tak tego nie nazwali.

Grobu Liz już nie ma, ale Vreni zachowała z niego kuty żelazny krzyż i co roku w dzień Wszystkich Świętych stawia przy nim zapaloną świeczkę, żeby pamięć o Liv nie wyblakła i całkiem nie zniknęła.

Nieoczekiwane trzęsienie ziemi

_Sunday, bloody Sunday_, _Billy Jean_ i _Every breath you take_ grano w radio niemal bez przerwy w 1983 roku, w roku śmierci Liz. Nena śpiewała o dziewięćdziesięciu dziewięciu balonach, murze między wschodem a zachodem, strachu przed wojną i bronią jądrową. Niemiecki ruch pokojowy utworzył między Stuttgartem a Neu-Ulm stuośmiokilometrowy żywy łańcuch, w którym 300 000 ludzi trzymało się za ręce w proteście przeciwko planowanemu ulokowaniu tam przez NATO pocisków z ładunkiem atomowym. Lot Koreańskich Linii Lotniczych z Nowego Jorku do Seulu KAL 007 został zestrzelony przez rosyjski myśliwiec, który wziął go omyłkowo za samolot szpiegowski, i 269 pasażerów będących na pokładzie zginęło nad Morzem Japońskim. W powietrzu czuć było niepokój.

Budowa powojennego społeczeństwa weszła w nową fazę, na szczycie władzy w Wielkiej Brytanii była Margaret Thatcher, zamykano kopalnie i stocznie. Olof Palme miał być premierem już tylko przez trzy lata, po czym socjalizm umarł wraz z nim na Sveavägen. W Szwecji technik komputerowy Björn Eriksen odebrał pierwszą wiadomość elektroniczną w historii. Brzmiała ona: „Hello”.

W tym okresie nastąpił też rozwój medycyny, długość życia wzrosła i ludzie zaczęli wychodzić z chorób oznaczających wcześniej pewną śmierć. Podtrzymywanie funkcji życiowych stało się możliwe dzięki dializom, respiratorom i coraz bardziej zaawansowanej opiece medycznej. Postępy w tej dziedzinie doprowadziły jednak do powstania nowego zagrożenia: że człowiek będzie żyć zbyt długo i wegetować niczym roślina na oddziale szpitalnym, odarty z godności i możliwości samostanowienia.

Niecałe dziesięć lat wcześniej – 15 stycznia 1975 roku – nad Zurychem wiał ciepły górski wiatr. Ordynator szpitala Triemli, Urs Peter Haemmerli, wciąż spał, kiedy o godzinie szóstej rano do jego drzwi załomotali policjanci w kamizelkach kuloodpornych. Haemmerli został zatrzymany i przewieziony do aresztu. Powodem było to, że lekarz w rozmowie na temat liczby łóżek w szpitalu powiedział odpowiedzialnej za służbę zdrowia polityczce Reguli Pestalozzi, że nieprzytomnych pacjentów w beznadziejnych przypadkach nie dokarmia się już kroplówkami, tylko podaje im się płyny fizjologiczne i pozwala umrzeć. Pestalozzi zareagowała ostro i złożyła zawiadomienie o przestępstwie. Wiadomość o aresztowaniu Haemmerliego dotarła do opinii publicznej dopiero trzy dni później i tysiące szwajcarskich obywateli zaczęło dzwonić do szpitala – większość po to, żeby wyrazić swoje wsparcie dla zatrzymanego lekarza.

Czy to znaczy, że w szwajcarskich szpitalach zabija się pacjentów? Nie dochodziło tam do aktywnego pomocnictwa w zakańczaniu życia, rezygnowano jedynie z terapii, która niepotrzebnie wydłużała bezsensowne cierpienia, twierdził Haemmerli. Tak, wziął on na siebie pełną odpowiedzialność za to, co robiono. Twierdził, że zrobiłby dokładnie tak samo z własnym ojcem lub z własną matką, i chciałby, żeby inni postąpili tak w jego przypadku.

Po kilku dniach Haemmerli został wypuszczony z aresztu. W prasie cieszył się dużym poparciem i wielu uważało, że stał się ofiarą nadużywania prawa. Odpowiedzialna za to polityczka kilka miesięcy później przegrała wybory do rady gminy, zajmując ostatnie miejsce pośród kandydatów. Haemmerli wrócił na stanowisko ordynatora.

Takie wsparcie ogółu było pewną niespodzianką, gdyż pomoc w zakańczaniu życia uchodziła za temat tabu – w nazistowskich Niemczech mordowano chorych nie dalej jak trzydzieści lat wcześniej. Opracowano tam program pozbawiania życia między innymi tych, którzy cierpieli na choroby dziedziczne („Erbkranke”), nazywany często Aktion T4 od berlińskiego adresu, pod którym znajdował się stosowny urząd, Tiergartenstrasse 4. W latach 1940–1941 zabito 70 000 chorych, między innymi osoby cierpiące na padaczkę, schizofrenię, paraliż i demencję. Akcja przebiegała systemowo, a wspierały ją w tym prawodawstwo i propaganda, która przedstawiała przewlekle chorych jako ludzi zdegenerowanych i jako pasożyty na zdrowym ciele narodu.

Czasopismo wydawane przez Urząd Polityki Rasowej NSDAP „Neues Volk” zamieściło na okładce zdjęcie mężczyzny z podpisem: „Ten dziedzicznie chory kosztuje naszą wspólnotę narodową przez całe swoje życie 60 000 reichsmarek. Towarzyszu, to także twoje pieniądze”¹.

Chorzy nie byli jednymi z „nas”, stanowili wyłącznie koszty. Padli ofiarą morderstwa, nazywanego jednak eufemistycznie eutanazją. Po badaniu medycznym kierowano ich na „łaskę śmierci”. Dlatego można zrozumieć, że po wojnie silne negatywne uczucia i sceptycyzm wywoływało wszystko to, co choćby w niewielkim stopniu przypominało tamte praktyki.

Wymuszona eutanazja a pomoc w zakończeniu życia, o którą prosi sam umierający, to dwie diametralnie różne sprawy, krytycy ostrzegają jednak, że nawet dobrowolna eutanazja może okazać się równią pochyłą i część chorych zostanie uznana za obciążenie, które należy wyeliminować dla dobra wspólnoty.

*

Kilka dni po zatrzymaniu Haemmerliego głos w dzienniku „Neue Zürcher Zeitung” zabrał profesor Rossier². Napisał, że on też nie podaje pokarmu wielu nieprzytomnym, często sparaliżowanym pacjentom. Nazywał ich „ludzką powłoką bez duszy, dopustem, torturą dla bliskich”.

I Rossier, i Haemmerli mówili więc o pacjentach, którzy ze względu na swój stan nie wyrazili jasno swojej woli, przez co inni zmuszeni byli robić różne założenia na temat tego, co jest właściwe. Żeby wykluczyć tego typu dylemat, stowarzyszenia lobbujące za legalizacją pomocy w zakańczaniu życia podniosły kwestię tak zwanego testamentu życia, po angielsku _advanced directives_, w którym można zawrzeć swoje życzenia na wypadek, gdyby zaistniała konieczność sztucznego podtrzymywania życia. Profesor Rossier zakończył swój wywód z namaszczeniem: „Mam rację czy jej nie mam? O tym nie może zdecydować żaden urząd, prokurator ani sąd. Leży to tylko w gestii bogów”.

Szwajcarzy nie chcieli jednak pozostawiać tej kwestii do rozstrzygnięcia ani Bogu, ani bogom w białych fartuchach, tylko rozpoczęli zbieranie podpisów. Ponieważ obowiązuje tam demokracja bezpośrednia, po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów przeprowadzane jest w danej sprawie referendum. I doszło do niego we wrześniu 1977 roku. Zaproponowano, żeby ci, którzy są nieuleczalnie chorzy, cierpią potworny ból albo z całą pewnością nie da się ich wyleczyć, mogli poprosić lekarza o to, żeby ich zabił. Miało to nastąpić po odnotowaniu tej prośby przez dwóch lekarzy oraz po stwierdzeniu przez psychiatrę, że dana osoba jest w pełni poczytalna.

Propozycja ta szła więc dużo dalej niż tylko zaniechanie uporczywej terapii, jak robił to Haemmerli. Zaskoczeniu nie było końca, kiedy za tym rozwiązaniem opowiedziało się 58% osób biorących udział w referendum. Czy należy to uznać za protest przeciwko medykalizacji śmierci, przeciw temu, że niemożliwe stało się umieranie bez męczącego i bezsensownego przedłużania cierpienia?³ Ta propozycja nie doprowadziła ostatecznie do zmiany w prawie, ale wysłała jasny sygnał, że społeczeństwo popiera pomoc w zakańczaniu życia.

*

Samobójstwo Liz było jednym z 1621 przypadków, do których doszło tamtego roku w Szwajcarii. W 2021 roku „zwyczajnych” samobójstw było w tym kraju 1005, odnotowano więc znaczący spadek i to pomimo tego, że populacja wzrosła o ponad dwa miliony. Wspomaganych samobójstw, czyli tego, co nazywamy pomocą w zakańczaniu życia, było z kolei więcej niż tych zwyczajnych.

Szwajcarskie stowarzyszenie EXIT, założone w 1982 roku i skupiające obecnie 155 000 członków, należy do najskuteczniejszych, jeśli chodzi o legalizację pomocy w zakańczaniu życia. Fundamentem jego powstania było odebranie władzy „bogom w białych fartuchach”, czyli lekarzom⁴. Od 1985 roku stowarzyszenie oferuje samobójstwa wspomagane, a w 2022 roku ze wsparcia organizacji skorzystało 1125 osób.

W Szwajcarii dozwolone jest obecnie asystowanie komuś przy umieraniu, jeśli nie robi się tego z „pobudek egoistycznych”, ale nie ma żadnego specjalnego prawa regulującego pomoc w zakańczaniu życia, jak to ma miejsce na przykład w Holandii i Belgii. W Szwajcarii działają także inne stowarzyszenia, które oferują samobójstwa wspomagane i które w przeciwieństwie do EXIT przyjmują również zgłoszenia od cudzoziemców, przybywających do Szwajcarii na przykład ze Szwecji.

Wspomagane samobójstwo oznacza w Szwajcarii tyle, że otrzymuje się pomoc w zdobyciu zabójczej substancji, a także poradę, jak należy ją przyjąć, ale zażywa się ją samemu. W kilku innych krajach, na przykład w Belgii, prawo zakłada, że to lekarze podają śmiertelną dawkę.

Stowarzyszenia lobbujące za pomocą w zakańczaniu życia istnieją na całym świecie. Szwedzkie nosi nazwę Rätten till en värdig död, francuskie – Le Choix, amerykańskie – Death with dignity. Nazwy tych stowarzyszeń zawierają często takie słowa, jak „godność”, „samostanowienie”, „wybór” – terminy, po które na ogół się nie sięga, gdy mowa o zwykłych samobójstwach. Te ostatnie zaś uważa się za niegodne i nieprzyjemne i strofuje się każdego, kto mówi o samobójstwie jako wyborze. W gruncie rzeczy nie jest to żaden wolny wybór, tylko coś, na co człowiek decyduje się pod wpływem na przykład depresji – robi więc wtedy coś, czego w rzeczywistości wcale nie chce zrobić. To, że przeważająca część osób, które przeżyją próbę odebrania sobie życia, nie popełnia później samobójstwa, tylko umacnia hipotezę, że nie chodzi tu o długotrwałe, dobrze przemyślane pragnienie śmierci, ale raczej o coś tymczasowego, co po drugiej stronie, jeśli tylko się przez to przejdzie, ma życie, wystarczająco dobre życie.

Pomoc w zakańczaniu życia kwestionuje jednak nasz kulturowy zakaz samobójstwa. Stawia też pytanie o to, komu właściwie przysługuje prawo odebrania sobie życia.

------------------------------------------------------------------------

¹ „Neues Volk” 1937, plakat. Zob. https://encyclopedia.ushmm.org/content/en/photo/poster-promoting-the-nazi-monthly-publica-tion-neues-volk.

² P.H. Rossier, _Eine Erklärung von Prof. Rossier_, „Neue Zürcher Zeitung”, 23 stycznia 1975.

³ „Der Bund”, 27 września 1977, s. 6.

⁴ D. Keller, _Sie gab dem Tod die Würde_, „Die Zeit”, 23 czerwca 2022.ROZDZIAŁ 2. DLACZEGO NIE WOLNO ODBIERAĆ SOBIE ŻYCIA?

Rocznie na całym świecie około 800 000 ludzi popełnia samobójstwo, co sprawia, że takich osób jest więcej niż ofiar wojen i morderstw razem wziętych. Dwie z trzech osób odbierających sobie życie to mężczyźni, a próby samobójcze podejmowane przez mężczyzn częściej kończą się śmiercią⁵. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie doszło do eskalacji przemocy z użyciem broni palnej i gdzie strzelaniny w szkołach stały się narodową plagą, większość osób z blisko 50 000, które zginęły w wyniku postrzelenia w 2021 roku, to samobójcy. A mimo to milczy się na ten temat. Dlaczego?

Samobójstwo nie jest pierwszym lepszym działaniem – tym, co obarcza je specjalnym ciężarem, jest samoudręczenie. Filozof Ludwig Wittgenstein, którego trzej bracia popełnili samobójstwo, pisał: „Jeżeli samobójstwo jest dozwolone, to wszystko jest dozwolone. Jeżeli coś nie jest dozwolone, to samobójstwo nie jest dozwolone”⁶.

W perspektywie historycznej postrzeganie tego, że ktoś odbiera sobie życie, przestało być problemem moralnym, polegającym na tym, że człowiek – w zależności od zaistniałych okoliczności – uznawał akt samobójczy albo za godny pochwały, albo za coś nagannego. Zaczęto podchodzić do niego w bardziej naukowy sposób: obecnie samobójstwo postrzega się jako coś, co dotyka człowieka w związku z nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności lub ze względu na chorobę psychiczną i dlatego nie można go pociągnąć za to do odpowiedzialności.

Absurdem może wydawać się rozważanie argumentów za i przeciw temu, żeby jakaś osoba mogła odebrać sobie życie. Większość, niemal wszyscy, uważa samobójstwo za złą decyzję, zły wybór. Ale jeśli postrzegane jest ono jako błąd, a czasem się go nawet zabrania, to jakie argumenty przemawiają za samobójstwem jako możliwym wyborem?

Ten najklarowniejszy jest taki, że każdy ma prawo do podejmowania decyzji o sobie. Skoro chodzi tu o moje życie, to powinienem mieć prawo decydować o swojej śmierci. Inny argument za tym, żeby nie zabraniać samobójstwa, jest taki, że daje ono szansę na uniknięcie cierpienia. Współczucie jest więc w oczach niektórych czymś, co sprawia, że samobójstwo i pomoc w zakańczaniu życia powinny być legalne.

Przeciwne argumenty głoszą, że samobójstwo jest rezultatem swoistego stanu wyjątkowego, a jednostka nie potrafi, będąc w takim stanie, rozważyć prawidłowo wszystkich za i przeciw, bo jej ocena jest wypaczona, na przykład przez choroby psychiczne. Ponieważ samobójstwo jest czymś nieodwracalnym, nieprzemyślane popełnienie go byłoby czymś szczególnie katastrofalnym, zwłaszcza w przypadku młodych osób, takich jak na przykład Johan, który odebrał sobie życie pod wpływem impulsu. Niewiele osób chce uszanować w pełni prawo człowieka do decydowania o sobie, ponieważ pragnienie śmierci nie jest postrzegane jako przejaw tego, czego człowiek naprawdę chce. Stąd też ludzie wolą ratować taką osobę i upewnić się, czy będzie z nią lepiej. Samobójstwo ma także negatywny i niekiedy bardzo poważny wpływ na otoczenie.

*

Chociaż jest zabronione na całym świecie, występuje we wszystkich nowoczesnych kulturach ludzkich. Przy tym niektóre samobójstwa uchodzą za akceptowalne: jeśli poszukamy w historii, da się znaleźć wiele przykładów motywacji, które uchodziły za uzasadnione.

W starożytnej Grecji samobójstwo było zakazane, a samobójców chowano na uboczu, nie oddając im honorów. Platon należał do osób kategorycznie potępiających samobójstwo, choć wyjątek stanowili dla niego ci, którzy doświadczyli bolesnej próby lub wstydu nie do zniesienia. Arystoteles, uczeń Platona, do uzasadnionych motywacji zaliczał silne bóle i choroby.

Czy Lukrecja musiała umrzeć?

O samobójstwie, które stało się preludium do powstania Republiki Rzymskiej, pisze się już od ponad 2000 lat. Nie jest wcale pewne, że Lukrecja naprawdę żyła, ale jej historia daje nam pewien wgląd w to, jak postrzeganie samobójstwa ewoluowało z upływem czasu⁷.

Był rok 510 p.n.e. i władzę wciąż sprawował ostatni król rzymski Tarkwiniusz Pyszny. Jego syn Sekstus i kilkoro innych patrycjuszy przechwalało się przymiotami swoich żon. Jednym z tych mężczyzn był mąż Lukrecji – Lucjusz. Mężczyźni obstawiali, który z nich ma najbardziej cnotliwą żonę, i Lucjusz nawet nie przypuszczał, jaki brzemienny w skutki błąd popełnia, twierdząc, że to właśnie jego żona jest najdoskonalsza.

Następnie mężczyźni pojechali do Rzymu, żeby sprawdzić, który z nich ma rację.

Przywitał ich widok żon pijących i plotkujących, Lukrecji to jednak nie dotyczyło. Zajmowała się przędzeniem wełny, otoczona przez pracujące służki. Bardzo cnotliwie.

Lucjusz miał rację, co znaczyło tyle, że syn królewski Sekstus przegrał zakład. A że nie umiał przegrywać, więc wpadł we wściekłość i zapragnął zbrukać cnotę Lukrecji. Dlatego powrócił tam kilka dni później, kiedy ojciec i mąż Lukrecji wyjechali, i został przez nią przyjęty w gościnę. W nocy zakradł się do kobiety i ją zgwałcił.

„Milcz, Lukrecjo! Jestem Sekstus Tarkwiniusz, mam w ręku miecz, zginiesz, jeżeli słowem się odezwiesz”.

Lukrecja jednak pozostała nieugięta, nawet w obliczu groźby śmierci. Wtedy Sekstus sięgnął po inną broń: groźbę hańby, i oświadczył, że położy zamordowanego niewolnika przy jej zwłokach, żeby wyglądało to tak, jakby doszło do „nieczystej zdrady małżeńskiej”. Po gwałcie Sekstus odjechał.

Krótko po tym Lukrecja wysłała posłańca do męża i ojca, prosząc ich, żeby wrócili do domu. Opowiedziała im, co się stało, i kazała przysiąc, że ją pomszczą. „A miała nóż schowany pod suknią. Ten wbiła sobie w serce i kładąc się na bok zraniony padła nieżywa”⁸, pisze historyk Liwiusz.

Ciało Lukrecji przewieziono do Rzymu, na Forum Romanum, a ten niecny czyn wzbudził takie oburzenie, że zapoczątkował rewolucję. Rodzina królewska została obalona. Powstała Republika Rzymska, a król i jego syn – gwałciciel Sekstus – zostali zabici. Męża Lukrecji i jej kuzyna wybrano na pierwszych konsulów mających pokierować republiką, która istniała do czasu, aż August ogłosił się cesarzem Imperium blisko pięćset lat później.

Tak więc samobójstwo Lukrecji miało ogromne znaczenie dla mitu założycielskiego Republiki Rzymskiej i przez kolejne dwa tysiące lat przedstawiano je w sztuce – od obrazów Botticellego do Rembrandta i po wiersze Szekspira.

W starożytnym Rzymie, za życia Lukrecji, samobójstwo było zakazane, ale mimo wszystko nie uważano go jeszcze za grzech. Takie myślenie pojawiło się dopiero później, wraz z szerzeniem się chrześcijaństwa. Państwo traciło na tym, że na przykład jakiś żołnierz odebrał sobie życie, niezależnie od tego, czy był to grzech, czy też nie.

W rzymskim prawodawstwie istniał pewien wyjątek potwierdzający tę regułę. Na ogół państwo konfiskowało cały majątek samobójcy, odbierając wszystko jego spadkobiercom. Wyjątkami były _taedium vitae_, zmęczenie życiem, nażycie się już w bród, _dolor_, rozpacz i ból, _inpatientia_, gdy cierpienie stawało się nieznośne, również w wyniku choroby. Mogło chodzić o kamienie nerkowe, ból głowy i inne dolegliwości, na które w tamtym czasie nie znano skutecznej terapii⁹. Samobójstwo w następstwie _furor_ (nagłego szaleństwa) także nie było karalne.

Ale właściwie dlaczego Lukrecja musiała umrzeć? Nie mogła przyłączyć się do obalania króla? W tamtych czasach w Rzymie najwyższą wagę przykładano do honoru i szacunku oraz do prezentowania godności innym. Być może najczęstszą akceptowaną przyczyną samobójstwa był _pudor_, wstyd. Żołnierz wolał upaść na własny miecz, niż zostać pojmany, ktoś inny zabijał się, bo popadł w długi lub jego dziecko swoim zachowaniem przynosiło hańbę całej rodzinie. Szokującą kategorią były zgwałcone kobiety, bo wstyd okrywał w takich przypadkach ofiary, a nie sprawców. I to właśnie one mogły poprzez samobójstwo odzyskać swój honor, tak jak zrobiła to Lukrecja¹⁰.

Samobójstwo staje się grzechem

Augustyn, ojciec Kościoła i jeden z najważniejszych myślicieli chrześcijańskich, napisał w 410 roku książkę _Państwo Boże_, w której dowodził, że chrześcijaninowi nie wolno odebrać sobie życia w żadnych okolicznościach¹¹. Na tym kończy się starożytne postrzeganie samobójstwa jako czegoś honorowego i heroicznego, zaczyna się je widzieć w sposób bardziej zbliżony do tego, jak postrzegamy je dzisiaj, a więc zdecydowanie negatywnie, chociaż z innych powodów. Przykazanie „Nie zabijaj” odnosi się także do nas samych, twierdzi Augustyn. A ponieważ to Bóg nas stworzył, zniewagą wobec boskiego stworzenia (takiego jak my) jest odebranie sobie życia.

Słowo „samobójstwo” (i oznaczające to samo łacińskie _suicid_) jest pozostałością tego, jak poważnie traktowano kiedyś takie działanie. Stopniowo zaczęto je oceniać jako gorsze niż morderstwo. Brytyjski pisarz z XVI wieku Robert Burton pisał: „ten, kto dźga drugiego, może zabić jego ciało, ale ten, kto dźga siebie, zabija swoją dusz改². Ten, kto odebrał sobie życie, nie ma szans na żal za grzechy, pokutę i łaskę.

Augustyn obszernie pisze o Lukrecji. Jego zdaniem jej czystość pozostała bez skazy – zbrukano ciało, lecz dusza pozostała nietknięta. Dlatego popełnienie przez nią samobójstwa było w jego opinii błędem, absolutnie nie musiała odzyskiwać honoru, odbierając sobie życie, bo to ona była ofiarą, a nie sprawcą.

Urodzony w Italii w 1225 roku Tomasz z Akwinu, którego teksty są kluczowe dla całego chrześcijaństwa, ugruntował postrzeganie samobójstwa jako bezwarunkowego błędu. Miał przeciwko niemu trzy argumenty. Po pierwsze – pisał – „każdy kocha siebie samego i dlatego z natury dąży do zachowania swojego istnienia”¹³. Zabicie się jest przeciwko naturalnemu pragnieniu życia. Ten argument, że samobójstwo stoi w sprzeczności z jakimś upragnionym porządkiem natury, da się również zauważyć w wywodach osób świeckich. Jego drugi argument przeciwko samobójstwu głosił, że wszyscy jesteśmy częścią pewnej całości i ten, kto zabija sam siebie, szkodzi tym samym wspólnocie. Życie opiera się na założeniu, że warto jest żyć, albo przynajmniej że powinno się żyć, i kiedy ktoś zadaje sobie śmierć, to założenie zostaje zakwestionowane. A po trzecie, życie jest darem i wyłącznie Bóg może je dawać lub odbierać, jak dowiódł tego już Augustyn. Wniosek był więc taki, że samobójstwo jest grzechem śmiertelnym i nie wolno dopuszczać żadnych wyjątków.

W napisanej na początku XIV wieku _Boskiej komedii_ Dante Alighieri umieścił tych, którzy popełnili samobójstwo, razem z mordercami w piekle – na siódmym z dziewięciu kręgów. Tam po kres wieczności miały ich dręczyć harpie, potworne pół ptaki, pół ludzie. Lukrecja – mimo samobójstwa – uniknęła tych wiekuistych piekielnych męczarni i trafiła do limbo razem z Juliuszem Cezarem, Platonem i Sokratesem. Limbo jest w świecie Dantego czymś w rodzaju ułomnego raju, gdzie karą jest to, że trzeba po wsze czasy wieść swoje ziemskie życie i traci się przy tym wszelkie rajskie bonusy.

Kara śmierci

Chrześcijański pogląd na samobójstwo jako grzech kształtował sposób myślenia i prawodawstwo na Zachodzie. Może wydawać się czymś absurdalnym, żeby karać tego, kto odebrał sobie życie, bo ta osoba jest już przecież martwa. Społeczeństwo jednak często karało rodzinę zmarłego lub tych, którzy przeżyli próbę targnięcia się na swoje życie, starając się w ten sposób desperacko nie dopuścić do tego, żeby więcej osób poszło w ich ślady. Państwo zajmowało dobytek zmarłego. Kościół karał go, nakazując katowi pochować zwłoki w lesie w niepoświęconej ziemi (nie na cmentarzu), a więc pozbawiał go szansy na zaznanie łaski bożej. W Szwecji dopiero w 1908 roku zaczęto chować samobójców na cmentarzach publicznych.

Ten, kto przeżył próbę samobójczą, mógł zgodnie ze szwedzkim prawem z 1734 roku zostać skazany na „karę więzienia o wodzie i chlebie, ziarnie lub ryżu, w zależności od okoliczności”. Do istotnego zdarzenia, które wpłynęło na sposób postrzegania samobójstwa, doszło w Prusach w 1751 roku, kiedy król Fryderyk II nakazał znieść karę, jaka za nie groziła. W 1823 roku Wielka Brytania uchyliła wymóg, żeby chować samobójców na rozstaju dróg i z kołkiem wbitym w ciało. W Indiach, gdzie liczba samobójstw wykracza ponad średnią, dopiero w 2017 roku zniesiono karę – nawet rok więzienia – za próbę samobójczą, wciąż jednak istnieją kraje, gdzie próby samobójcze są penalizowane.

W latach 60. XVII wieku szwedzki proboszcz Mäster Samuel Hammarinus znalazł służącą, która się powiesiła, zdjął ją ze sznura i pochował na cmentarzu¹⁴. Wieśniacy z parafii narzekali, że „sprofanował ich cmentarz”. Gdy w niedzielę wygłaszał kazanie, kościół świecił pustkami, wierni nie zjawili się na mszy w ramach protestu. Dobroduszny pastor został usunięty z parafii, kiedy sprawa przeszła przez sąd i rozpatrzył ją konsystorz. Wprawdzie z czasem pozwolono mu powrócić do duszpasterstwa, jednak nigdy już nie został proboszczem. W dzisiejszych czasach słynie przede wszystkim z tego, że jego imieniem nazwano ulicę w centrum Sztokholmu – Mäster Samuelsgatan.

Sądy jednak nie zawsze były równie surowe. Wydaje się, że podchodziły do prawa ze zrozumieniem: że to, co dziś nazwalibyśmy problemami psychicznymi, jest przyczyną, za którą nie należy karać. Przykładem takiego rozumowania sądu jest proces z Lycksele z 1823 roku, w którym oskarżonym był nieszczęsny Jakob Andersson z Ruskselse:

…w wyniku doznanych obrażeń, a później słabości spowodowanej wzbudzonym stanem ducha był w dwóch różnych sytuacjach, do których doszło w minionym listopadzie, o krok od odebrania sobie życia, za pierwszym razem próbował się utopić, za drugim usiłował podciąć sobie gardło, ale niczego nie udało mu się skutecznie przeprowadzić i jedynie w tym drugim przypadku ranił siebie, rana jednak już się zagoiła.

Jakob Andersson skarżył się na „bolesny niepokój, który doprowadził go aż do znużenia życiem”. Świadkowie zeznawali przed sądem:

Kaznodzieja Jon Anders Nenzén zaświadczył, że w podanym terminie odwiedzał chorego Jakoba Anderssona i widział, że znajduje się w stanie poważnej melancholii.

Sąd zdecydował, że nie pociągnie oskarżonego do odpowiedzialności za próby popełnienia samobójstwa, bo

wprawdzie w stanie szaleństwa próbował skrócić sobie życie; ale solennie zapewnił, że w przyszłości, jeśli melancholijne myśli wciąż miałyby do niego powracać, szukać będzie ucieczki, kierując prośby i modlitwy do Boga.

Gdyby miało go „szaleństwo na nowo dopaść”, miał zostać przywieziony do szpitala w Umeå. Sąd wziął więc pod uwagę chorobę jako wyjaśnienie próby samobójczej.

Nie, to przecież zabronione, jestem muzułmaninem

Islam podziela podstawowe zasady religijne chrześcijaństwa i judaizmu: jest tylko jeden bóg, prorocy pomagają ludziom odnaleźć właściwą drogę do boga i czeka nas dzień sądu, a wtedy to, co robiliśmy za życia, pośle nas do nieba albo do piekła.

„Nie, to przecież zabronione, jestem muzułmaninem”, słyszę czasem od pacjentów w odpowiedzi na rutynowe pytanie, czy myślą o tym, żeby odebrać sobie życie. To _haram_, obszar, na który muzułmaninowi nie wolno wkraczać. Rzadko się zdarza, żebym otrzymywał tak kategoryczną odpowiedź od pacjentów innych wyznań.

Islamski zakaz ma podobne przyczyny jak ten chrześcijański. Allah jest stwórcą życia i tylko on może zdecydować, kiedy je komuś odbierze. Samobójstwo jest więc aktem nieposłuszeństwa wobec Allaha¹⁵. Zabronione jest także dlatego, że można je popełnić w stanie braku równowagi psychicznej. Po przybyciu do nieba, albo raczej do _dżahannam_ – płonącego ogniem islamskiego piekła – nie ma miejsca na zmianę decyzji.

Ten pogląd – że samobójstwom trzeba zapobiegać, bo ludzie w chwili ich popełniania nie są w pełni przy zdrowych zmysłach – jest w gruncie rzeczy identyczny z tym, jaki prezentuje współczesna psychiatria. Oczywiście również wśród wyznawców islamu dochodzi do samobójstw i są kraje muzułmańskie, które wykazują tak niską liczbę samobójstw, że mamy powody sądzić, iż pewna ich część pozostaje mroczną rodzinną tajemnicą.

Podejście judaizmu do tej kwestii nie różni się zbytnio od tego prezentowanego przez islam i chrześcijaństwo: życie jest święte i trzeba je chronić. Samobójstwo z zasady jest błędem, ale w nowoczesnym judaizmie – tak samo jak w innych religiach – rozumie się, że nierzadko jest ono częścią procesu chorobowego. Tutaj także można znaleźć przypadki, których nie potępiano. W Starym Testamencie pierwszy król Izraela, Saul, woli się zabić, niż trafić w ręce wroga.

I Saul powiedział do swego giermka: Dobądź swojego miecza i mnie nim przebij, by nie przyszli ci nieobrzezańcy i oni mnie przebili, po czym mną poswawolili! Jednak jego giermek wzbraniał się, bo bardzo się obawiał. Wtedy Saul chwycił miecz i rzucił się na niego. A jego giermek widząc, że Saul zginął, także się rzucił na swój miecz i zginął przy nim¹⁶.

*

A więc także i tutaj zdarzały się akceptowalne samobójstwa.

W hinduizmie i w buddyzmie wiara w reinkarnację wpływa na sposób postrzegania samobójstwa. Na ogół ten, kto odbierze sobie życie, ryzykuje, że odrodzi się jako gorsza istota albo nawet nie odrodzi się wcale¹⁷, ¹⁸.

Akceptowalną formą samobójstwa jest w hinduizmie samospalenie. Aż do 1987 roku, kiedy zakazano tego procederu, zdarzało się, że w Indiach wdowy rzucały się na płonące stosy, na których leżeli ich mężowie, tradycja ta była znana jako _sati_¹⁹. Tym sposobem można było uniknąć losu biednej wdowy i zapewnić powodzenie swojej duszy.

Podobnie jak inne religie również buddyzm i hinduizm negatywnie odnoszą się do samobójstwa, ale ze względu na miejsce i kulturę bywa to interpretowane nieco inaczej.

Odwaga, honor, dyscyplina

W Japonii seppuku (znane też jako harakiri) jest tysiącletnią tradycją mającą swoje źródła w kulturach samurajskich i militarnych. Seppuku oznacza, że dana osoba wbija sobie nóż w lewą stronę brzucha, po czym wykonuje poziome cięcie tak, że wypływają wnętrzności. Do śmierci nie dochodzi na ogół natychmiast i trudno jest też zrobić takie cięcie, bo przeszkadzają w tym silne mięśnie brzucha. Opisuje się to jako najbardziej bolesny sposób odbierania sobie życia, a jako że może rozciągnąć się w czasie, tym samym przyczynia się do utrwalenia przeświadczenia, że potrzebna jest „nadludzka odwaga i wytrzymałość”, żeby temu podołać.

Seppuku zawsze fascynowało ludzi poza Japonią. W książce z 1968 roku pewien amerykański autor pisze:

Kiedy przeciętny mieszkaniec Zachodu słyszy słowo _harakiri_, przed oczami staje mu obraz niedającego się znieść bólu, który ktoś sam sobie zadał; głębokie, zabójcze cięcie. Dla Japończyków ten typ samobójstwa ucieleśnia odwagę, honor i dyscyplinę najwyższej klasy²⁰.

Pozycja, jaką zajmuje seppuku w kulturze japońskiej – jako coś wzniosłego i honorowego – różni się diametralnie od naszego postrzegania samobójstwa jako czegoś katastrofalnego, godnego pogardy i będącego wynikiem choroby. Wywodzi się ono z japońskiej kultury, w której tradycyjna religijność shinto została zabarwiona tradycją buddyjską i rozwiniętym przez samurajów kodeksem etycznym bushido (drogą wojowników). Do najważniejszych zadań w życiu należało znalezienie właściwego miejsca lub czasu, żeby umrzeć. Zamiast po prostu się starzeć i tracić sprawność fizyczną, samuraje woleli przejąć kontrolę nad własną śmiercią, umrzeć w sposób ceremonialny i estetyczny. Samuraj miał wolną rękę zarówno w kwestii życia, jak i śmierci. Dyscyplina, godność i lojalność były najwyższymi ideałami, a dało się je zademonstrować, popełniając seppuku. Trafienie do niewoli uchodziło za upokarzające, więc także w tej sytuacji seppuku było sposobem na zademonstrowanie swojej godności.

Kiedy cesarz Meiji, o którym często mówi się, że zmodernizował i otworzył Japonię na świat, zmarł w 1912 roku, a kondukt pogrzebowy opuścił teren pałacu cesarskiego w Tokio, generał Maresuke Nogi i jego żona popełnili seppuku. Takie podążanie na śmierć za przywódcą stanowiło dowód ich wiecznej lojalności.

Odebranie sobie życia przez Nogiego wzbudziło pewną sensację, ale nie w taki sposób, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni dzisiaj, kiedy dociera do nas wiadomość, że jakaś znana osoba popełniła samobójstwo. Dopatrywano się w tym jego dobrego charakteru, ofiarności i lojalności, uderzyło to w nostalgiczną strunę, przypominając ludności dawne ideały samurajskie. Zgodnie z tradycją japońskiej religii shinto zaczęto go dzięki temu postrzegać jako kogoś na wzór świętego, a w domu w eleganckiej tokijskiej dzielnicy, gdzie on i jego żona przecięli sobie brzuchy, stworzono na ich cześć piękną świątynię, która wciąż jest użytkowana.

Obecnie seppuku jest zromantyzowanym i zmitologizowanym aktem, do którego już praktycznie nie dochodzi. Długo jednak Japonia miała wyższy niż w innych krajach odsetek śmierci samobójczych, a tę większą akceptację można połączyć z tym, jak ikoniczne i kulturowo usankcjonowane było seppuku²¹.

------------------------------------------------------------------------

⁵ S. Fazel, B. Runeson, _Suicide_, „The New England Journal of Medicine” 2020, 382(3), s. 266–274, doi:10.1056/NEJMra1902944.

⁶ L. Wittgenstein, _Dzienniki_ _1914–1916_, tłum. M. Poręba, Wydawnictwo Spacja, 1999.

⁷ I. Donaldson, _The rapes of Lucretia: a myth and its transformations_, Clarendon Press, 1982.

⁸ Tytus Liwiusz, _Dzieje Rzymu od założenia miasta_, tłum. A. Kościółek, Księgi I–V, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, 1968, s. 72–73.

⁹ A.J.L. van Hooff, _From autothanasia to suicide: self-killing in classical antiquity_, Routledge, 2011.

¹⁰ R. Langlands, _Sexual morality in ancient Rome_, Cambridge University Press, 2006.

¹¹ Święty Augustyn, _Państwo Boże_, tłum. ks. W. Kubicki, Wydawnictwo Antyk, 1998.

¹² R. Burton, _The anatomy of melancholy,_ New York Review of Books, 2001. (Po polsku ukazał się wybór w tłum. Michała Tabaczyńskiego: _Anatomia melancholii_, Wydawnictwo Ha!art, 2020, ale nie ma w nim cytowanego tu fragmentu).

¹³ Święty Tomasz z Akwinu, _Suma teologiczna w skrócie_, oprac. F.W. Bednarski OP, Wydawnictwo Antyk, 2000.

¹⁴ A.S. Ohlander, _Kärlek, död och frihet: historiska uppsatser om människovärde och livsvillkor i Sverige_, Norstedt 1986.

¹⁵ M. Madadin, H.S. Al Sahwan, K.K. Altarouti, S.A. Altarouti, Z.S. Al Eswaikt, R.G. Menezes, _The Islamic perspective on physician-assisted suicide and euthanasia_, „Medical, Science and the Law” 2020, 60(4), s. 278–286, doi:10.1177/0025802420934241.

¹⁶ Nowa Biblia Gdańska, 1 Księga Samuela, 31:4–5.

¹⁷ L. Vijayakumar, _Hindu religion and suicide in India_, D. Wasserman, C. Wasserman (red.), _Oxford textbook of suicidology and suicide prevention_, Oxford University Press, 2021, s. 23–30, doi:10.1093/med/9780198834441.003.0004.

¹⁸ S. Promta, P. Thomyangkoon, _A Buddhist perspective on suicide_, _Oxford textbook of suicidology…_, s. 31–40, doi:10.1093/med/978 0198834441.003.0005.

¹⁹ M. Prazak, R. Bacigalupi, K. Adams, _Reincarnation beliefs and suicidality: social, individual and theological factors_, „Journal of Religion and Health”, opublikowany online 10 października 2023, doi:10.1007/ s10943-023-01926-0.

²⁰ J. Seward, _Hara-kiri: Japanese ritual suicide_, Tuttle Publishing, 2012.

²¹ J.M. Pierre, _Culturally sanctioned suicide: euthanasia, seppuku, 170 and terrorist martyrdom_, „World Journal of Psychiatry” 2015, 5(1), s. 4–14, doi:10.5498/wjp.v5.i1.4.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: