Żyletkę zawsze noszę przy sobie. Depresja dzieci i młodzieży - ebook
Żyletkę zawsze noszę przy sobie. Depresja dzieci i młodzieży - ebook
„Lektura obowiązkowa, ważniejsza od wszystkich lektur z podstawy programowej języka polskiego”.
Paweł Lęcki
„Głęboko wierzę w to, że ludzie generalnie nie chcą umierać. Ale ci sami ludzie w określonych sytuacjach nie mogą kontynuować życia”. Brunon Hołyst, profesor nauk prawnych, suicydolog
Z DANYCH KOMENDY GŁÓWNEJ POLICJI WYNIKA, ŻE Z ROKU NA ROK ROŚNIE LICZBA PRÓB SAMOBÓJCZYCH PODEJMOWANYCH PRZEZ MŁODYCH LUDZI.
ROŚNIE TEŻ LICZBA SAMOOKALECZEŃ.
Dzieci często boją się, że zostaną niezrozumiane, że ktoś je oceni jako słabe, leniwe, głupie, uważają, że zawiodły swoją rodzinę. Przede wszystkim jednak boją się, że o ich chorobie dowiedzą się inni. Wstyd jest tu czynnikiem kluczowym.
Bardzo ważne jest głośne mówienie o tym, czym jest depresja i do czego prowadzi, jeśli jest nieleczona.
TA KSIĄŻKA JESZCZE NIGDY NIE BYŁA TAK POTRZEBNA.
Ta książka to manifest wołający o ratunek dla naszych dzieci. To my urządziliśmy im świat, który boli, przeraża i prowokuje do ucieczki (...) Ale dzieci nam mówią: żyletka będzie niepotrzebna, gdy znajdzie się ktoś, kto zechce porozmawiać.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska
Wiem, jakim wyzwaniem dla rodziców jest usłyszeć od swojego dziecka „Nie chcę żyć”. (...) To książka dla wszystkich – młodych, którzy zmagają się z doświadczeniem depresji, ale i tych, którzy im w tym jakkolwiek towarzyszą.
Małgorzata Musiał
• Marcin Łokciewicz (nauczyciel wychowawca w Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży w Zaborze),
• dr n. med. Maciej Klimarczyk (specjalista psychiatra i seksuolog),
• dr hab. n. med. Barbara Remberk (psychiatra),
• Przemysław Zakowicz (lekarz rezydent psychiatrii dzieci i młodzieży),
• Prof. Brunon Hołyst (pionier wiktymologii i suicydologii w Polsce)
• Paulina Dąbrowska (psychoterapeutka, trenerka, socjoterapeutka, konsultantka telefonu zaufania 116 111)
wyjaśniają, dlaczego tak wielu młodych ludzi choruje właśnie teraz i jak nie dopuścić do najgorszego – samobójczej śmierci młodego człowieka.
Pandemia COVID 19 dobitnie pokazała, że dziecko izolowane od grupy rówieśniczej, od nauczyciela, pozbawione możliwości wyjścia z domu i zwykłego kontaktu społecznego, doznaje jakiejś formy przewlekłego stresu. W związku z tym o wiele gorzej znosi bodźce, które wcześniej nie były dla niego stresogenne.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788382800470 |
Rozmiar pliku: | 517 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Joasia, 20 lat
(na depresję choruje
od ósmego roku życia)Wstęp
Wystarczy rzut oka do sieci, poranna prasówka, szybki przegląd nagłówków. Więcej nie potrzeba.
Duży wzrost liczby prób samobójczych wśród dzieci. Ekspertka: pandemia nasiliła problemy, które były od lat
Koniec środków na pomoc dzieciom w depresji. „Stoimy na skraju przepaści”
Co piąty polski nastolatek cierpi na depresję. „Wiele dzieci nie ujawnia się ze swoimi problemami”
Rośnie liczba samobójstw wśród dzieci i dorosłych. „Depresja będzie jedną z głównych przyczyn śmiertelności”
Samobójstwo jest jedną z głównych przyczyn śmierci osób w wieku od 10 do 19 lat
Od razu można zacząć się martwić. Właściwie to nawet trzeba, bo skala problemu, jakim jest pogarszające się zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży w Polsce, niebezpiecznie się rozszerza. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że z roku na rok rośnie liczba prób samobójczych podejmowanych przez młodych ludzi. – W 2021 roku 1496 dzieci i nastolatków poniżej 18. roku życia podjęło próbę samobójczą, aż 127 z tych prób zakończyło się śmiercią. W stosunku do 2020 roku jest to wzrost odpowiednio o 77 proc. pod względem podjętych prób oraz o 19 proc., jeśli chodzi o śmierci samobójcze – czytamy w zestawieniu Zachowania samobójcze wśród dzieci i młodzieży. Raport za lata 2012–2021, które na podstawie danych KGP przygotowali i opublikowali autorzy projektu „Życie warte jest rozmowy”.
Gorzej było tylko w 2012 i 2013 roku, kiedy życie skutecznie odebrało sobie odpowiednio 139 i 148 młodych osób. W sumie w ostatniej dekadzie samobójczą śmiercią zginęło aż 1181 chłopców i dziewcząt, a liczba wszystkich podjętych przez nich prób samobójczych sięgnęła 5658. Najmłodsi samobójcy mieli od 7 do 12 lat. Dramatycznie pogarsza się zwłaszcza emocjonalna i psychiczna kondycja dziewczynek. W 2021 roku liczba podjętych przez nie prób samobójczych wzrosła aż o 101 proc. w porównaniu do roku poprzedniego. W aż 1086 na 1496 zarejestrowanych w tym czasie przez policję przypadków to właśnie dziewczynki chciały odebrać sobie życie. Rok wcześniej zdecydowało się na to tylko 538 młodych kobiet.
– W Polsce problem samobójczych śmierci jest mało dostrzegany, mimo że każdego dnia więcej Polaków odbiera sobie życie, niż ginie w wypadkach drogowych – alarmuje na swojej stronie internetowej Forum Przeciw Depresji. A dane brzmią naprawdę niepokojąco, zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, że policyjne liczby mogą być mocno niedoszacowane. Bo według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na każdą odnotowaną w oficjalnych rejestrach śmierć samobójczą młodej osoby przypada od 100 do nawet 200 prób. Jeśli przyjmiemy, że faktycznie tak jest, trzeba by uznać, że tylko w zeszłym roku starania o odebranie sobie życia mogło podjąć od 12,7 do aż 25,4 tys. osób niepełnoletnich.
Naukowcy i badacze nie mają wątpliwości. Bardzo często to właśnie zaburzenia psychiczne z depresją na czele są tym, co może doprowadzić młodego człowieka do samobójczej śmierci. A z depresją mamy problem, globalny i lokalny. Z danych WHO wynika, że na depresję cierpi 3,8 proc. światowej populacji, czyli blisko 300 mln ludzi, z czego prawie ponad 1,8 mln w Polsce. Kraje o najwyższym współczynniku depresji według World Population Review to: Ukraina, gdzie na depresję cierpi 6,3 proc. całego społeczeństwa, USA, Estonia i Australia, w których choroba dotyka 5,9 proc. obywateli, oraz Brazylia (5,8 proc.), Grecja (5,7 proc.), Portugalia (5,7 proc.), Białoruś, Finlandia i Litwa. W tych trzech ostatnich państwach choruje 5,6 proc. wszystkich obywateli. W Polsce to 5,1 proc. ogółu.
Nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną, a jednak – mimo znanej i ogólnie dostępnej farmakoterapii – przeszło 75 proc. chorych się nie leczy. Jak wyjaśnia WHO, dzieje się tak między innymi ze względu na społeczne piętnowanie osób cierpiących na choroby psychiczne, do których zalicza się przecież także depresja.
Wierzę, że piętnowanie odmienności wynika z niewiedzy i niskiej świadomości. Z niezrozumienia problemu, z jakim boryka się ktoś inny, a nie ze złej woli, złośliwości czy zwykłego okrucieństwa. Dlatego właśnie mam nadzieję, że ta książka ma szansę wiele zmienić. Historie moich bohaterek – Martyny, Joasi, Natalii i Basi – różnią się w niemal każdym aspekcie i są najlepszym dowodem na to, że depresja ma wiele twarzy.
Martyna to nastolatka, której wypowiedzi dały tytuł tej książce. To także silna dziewczyna, która mimo niewielkiego wsparcia ze strony rodziny i rówieśników, zdecydowała się o siebie powalczyć. Choruje od kilku lat, leczy się od około dwóch.
Joasia w tym roku skończy 25 lat. Na depresję cierpi od ósmego roku życia. Leczenie farmakologiczne niespecjalnie pomaga, bo choroba przybrała w jej przypadku postać lekooporną. Przez lata pisała pamiętnik, którego fragmenty znajdziecie w tej książce i który pozwala zajrzeć w głąb duszy i umysłu dziecka i nastolatka chorego na depresję.
Natalia, dziś 23-latka, zachorowała siedem lat temu, ale dopiero niedawno zdecydowała się rozpocząć farmako- i psychoterapię. Na kilka tygodni przed premierą Żyletki… zdradziła mi, że wkrótce rozpoczyna na szpitalnym oddziale dziennym terapię grupową dla osób z depresją.
I w końcu Basia. Basia, która jako jedyna w książce nie mówi głosem swoim, lecz swojej mamy – Marty. Jej walkę o zdrowie psychiczne możecie więc śledzić właśnie z perspektywy dorosłych, rodziców, opiekunów.
Wszystkie cztery historie to wspaniały dowód na to, że warto chorych na depresję wspierać i leczyć, tak szybko, jak tylko się da. Ale także na to, że jedno dobre słowo może czasem zdziałać cuda. Im wcześniej zaczniemy działać, tym sprawniej uporamy się z palącym problemem, a im więcej szczęśliwych dzieci wychowamy, tym lepsze społeczeństwo stworzymy.
To przypadek, że wszystkie moje rozmówczynie są kobietami. Albo tylko potwierdzenie tezy, że w Polsce mężczyźni o swoich problemach niespecjalnie chcą opowiadać, a już na pewno nie chcą tego robić publicznie. To kolejny problem, z którym jako społeczeństwo powinniśmy się zmierzyć. Ponieważ w skali kraju to właśnie mężczyźni, ci dorośli, odbierają sobie życie kilka razy częściej niż kobiety. W magazynie „Twarze Depresji” aktor Marcin Bosak, ambasador 14. edycji kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam, akceptuję”, mówił o tym w ten sposób:
… myśląc o mojej pierwszej wizycie u psychiatry, czułem olbrzymi dyskomfort i wstyd. Pojawiły się myśli, że coś jest ze mną już bardzo „nie tak”, a wręcz, że jest bardzo źle i sobie nie radzę. Wydaje mi się, że wychowując się i dorastając w patriarchalnym schemacie, który jest tak popularny w naszej kulturze, miałem wdrukowany w głowie obraz mężczyzny, który radzi sobie ze wszystkim sam. I na tym polega jego siła. Jest oparciem dla innych. Natomiast nie mówi o swoich problemach, bo potrafi sam się z nimi zmierzyć i bez niczyjej pomocy je rozwiązać. Taka postawa zepchnęła mnie w stronę samotności. (…) Depresja wciąż wiąże się z wieloma stereotypami i często jest postrzegana jako oznaka słabości, a do słabości nie lubimy się przyznawać. Szczególnie teraz, kiedy świat kreowany przez media społecznościowe jest bez skazy, kolorowy i zawsze sexy. Podczas terapii uczę się, że potrafić powiedzieć: „Nie jestem idealny” i „Nie daję sobie z czymś rady”, to oznaka siły, a nie słabości. Kiedy w końcu uznałem, że tak jest, co nie było łatwe, poczułem się gotowy na to, żeby poprosić o pomoc.
Z myślą o wszystkich młodych ludziach, którzy na depresję chorują lub chorowali, a także o ich bliskich, dla których walka z depresją dziecka może być ogromnym wyzwaniem, wspólnie z ekspertami wyjaśniamy w Żyletce… genezę tej choroby. Próbujemy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego tak wielu młodych ludzi choruje właśnie teraz? Omawiamy czynniki ryzyka depresji, zastanawiamy się, co robić, gdy choroba zaatakuje, jak pomagać, w jaki sposób z dzieckiem rozmawiać, jak okazywać wsparcie, jak działać profilaktycznie i doraźnie, gdzie szukać specjalistycznej rady i pomocy, a przede wszystkim, jak nie dopuścić do najgorszego – samobójczej śmierci młodego człowieka. Zwracamy też uwagę na to, jak ważne jest kształtowanie u młodych ludzi zdrowego stosunku do internetu i wszelkich social-mediowych publikacji.
Zwłaszcza dziś warto gromadzić każdą wiedzę o depresji, bo wiele wskazuje na to, że w najbliższych latach zarówno nas, jak i nasze dzieci czeka jeszcze wiele niepokojów, stresu i wyzwań mogących stać się przyczynkiem do wystąpienia tej choroby. Prędzej czy później będziemy musieli się z nimi w jakiś sposób zmierzyć. Kiedy zaczynałam pisać tę książkę, za najbardziej destrukcyjną dla dziecięcej psychiki uznawano pandemię COVID-19 i szereg zmian, jakie wprowadziła do naszej codzienności. Kiedy kończę pisać do niej wstęp, trwa ósmy dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Dziś nad ranem podano, że wojska rosyjskie zdobyły Chersoń, a w ostrzale Charkowa zginęła członkini misji OBWE. Dzień wcześniej ogłoszono, że Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wszczął śledztwo ws. zbrodni wojennych popełnionych w Ukrainie. Tuż za naszą granicą codziennie giną ludzie, także cywile. Codziennie tysiące uciekinierów z Ukrainy przyjeżdża do Polski. Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin grozi użyciem broni nuklearnej. A to przecież nie koniec. Na świecie trwają inne wojny, równie, a może nawet bardziej brutalne, trwają kryzysy humanitarne, trwa też kryzys klimatyczny. 28 lutego 2022 r. ukazała się II część Szóstego Raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatycznych IPCC, dotycząca konsekwencji globalnego ocieplenia. Niekorzystne skutki zmiany klimatu nie ominą oczywiście Europy, w tym również Polski. Naukowcy ostrzegają, że możemy spodziewać się upałów skutkujących zmianami w ekosystemach oraz problemami zdrowotnymi u ludzi i wyższą śmiertelnością z tym związaną, susz powodujących problemy z uprawami, niedobory wody pitnej i straty ekonomiczne, a także powodzi i rosnącego nieubłaganie poziomu morza.
Taka ilość negatywnych informacji i komunikatów nie wpływa dobrze na nikogo z nas, ale szczególnie fatalnie oddziałuje właśnie na młodzież. Nie bez powodu Światowa Organizacja Zdrowia prognozuje, że do 2030 roku depresja będzie najczęściej diagnozowaną chorobą na świecie wśród dzieci i wśród dorosłych. Nie możemy już dłużej udawać, że tego problemu w naszym otoczeniu nie ma. O wiele lepiej byłoby, gdybyśmy zaczęli próbować chociaż w pewnym stopniu go rozwiązać. Wszystko wskazuje na to, że może nam się udać.
Zachowania samobójcze wśród dzieci i młodzieży. Raport za lata 2012–2021, zwjr.pl, bit.ly/3MmP0Jy (dostęp: 3 marca 2022).
Depression, WHO, who.int, bit.ly/3sDi9Im (dostęp: 3 marca 2022).
Depression Rates by Country 2022, worldpopulationreview.com, bit.ly/34bYia3 (dostęp: 3 marca 2022).
Depression, WHO, who.int, bit.ly/3sDi9Im (dostęp: 3 marca 2022).
Ibidem.
Nie wciąga mnie już mrok, „Twarze Depresji”, twarzedepresji.pl, bit.ly/3hDp4em (dostęp: 3 marca 2022).Joasia, 20 lat
Cześć, to mój pamiętnik. (…) Jeśli to czytasz, wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważnym człowiekiem. Dziękuję, że stworzyłeś przestrzeń, bym mogła Ci zaufać.
Depresja to nie ten mały wróbel ze złamanym skrzydłem, którego trzeba nauczyć ponownie latać. To szalony, krwiożerczy demon, z wymachującymi rękami, szczękającymi zębami i włosami fruwającymi w splątane, skręcone kawałki macek wokół złamanego, zakrwawionego, na wpół martwego serca. To nie tylko płacz o dwudziestej trzeciej, którym wybuchasz, bo czujesz się samotny i zdenerwowany. To krzyki, szlochanie i niczym nieuzasadnione rzucanie się na łóżku o trzeciej nad ranem. Zapadasz się i znikasz w tej ciemnej otchłani szaleństwa, a twoje ciało zaczyna się poddawać i rozpadać, tak jak robi to twój umysł; wypadające włosy, łuszcząca się skóra, pękające paznokcie, świszczący oddech – każdy aspekt ciebie zaczyna gnić i choć czujesz to w każdej sekundzie, nie możesz od tego uciec.
Możesz mieć dobrą godzinę, dobry dzień lub nawet dobry tydzień, ale depresja wciąż jest tam w środku. Zawsze tam jest, jak robaki pełzające pod twoją skórą, przeżuwające twoje wnętrzności, ciągłe przypomnienie własnej porażki.
Depresja jest wtedy, kiedy chcesz, by zostawiono cię w spokoju i kiedy chcesz przestać być dla innych ciężarem, nie niepokoić już tych, na których ci zależy. To wewnętrzny rozpad, kiedy chcesz i jednocześnie nie chcesz być sam, kiedy wierzysz, że to wszystko twoja wina. To odtrącanie każdego, kto próbuje ci pomóc i jednoczesne wmawianie sobie, że nikogo tam nie ma, bo przecież nikt się o ciebie nie troszczy.
Depresja to stan, w którym nie możesz mieć nadziei, że będzie lepiej. W ogóle nie możesz mieć nadziei, bo nie masz przed sobą przyszłości. Ciężka, szara warstwa trującego gazu osadza się na tobie. Widzisz, jak nadchodzi, ale nigdy nie oddalisz się wystarczająco szybko, by przed nią uciec. Twoje nogi ugrzęzły w błocie, a gęsty, ciemny smog napiera na ciebie, dławiąc każdy twój oddech. I chociaż każde włókno twojej istoty chce uciec, nie ucieknie. A potem, gdy trujący gaz skradnie ostatni oddech z twojej klatki piersiowej, w głowie będziesz słyszeć głos: to twoja wina, twoja wina, twoja wina.
To jest moja rzeczywistość. Jedyna, jaką znam. I to jest przerażające.* * *
Przemysław Zakowicz, lekarz rezydent psychiatrii dzieci i młodzieży, Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży oraz Zakład Genetyki w Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
Kryzys psychiatrii dziecięcej solidnie nas zaskoczył. Nie spodziewaliśmy się, że dzieci mogą chorować psychicznie na taką skalę jak dziś?
Rzeczywistość jest układem bardzo dynamicznym, oddziałuje tu na siebie wiele istotnych czynników. I na dobrą sprawę to ta rzeczywistość, którą w znacznej mierze sami dla siebie stworzyliśmy, zapędziła nas w kozi róg. Rzeczywistość sprowadzająca się do niekończącego się wyścigu. Okazało się przecież, że rzeczy, do których dążyliśmy, nie zdołały zapewnić nam poczucia bezpieczeństwa w czasach, gdy tego bezpieczeństwa nam zabrakło.
Populacja dzieci w Polsce nigdy nie była tak zadbana i tak duża jak dziś. Jakość pediatrii, opieki medycznej mamy na bardzo wysokim poziomie. Wiele spośród dzieci, które jeszcze pół wieku temu czekałaby śmierć z powodu chorób rzadkich czy wówczas nieuleczalnych, dzisiaj ma się całkiem dobrze. Wiele potrzeb dzieci jest spełnionych. Są dobrze odżywione, dobrze ubrane, mają szeroki dostęp do wiedzy, rozrywki, podróżują. A jednak wydaje się, że to sukcesywne zaspokajanie kolejnych potrzeb powoduje, że chcemy też coraz więcej. Pytanie brzmi: w którym miejscu się zatrzymamy, uznając, że mamy już wystarczająco dużo?
To, że akurat dziś ujawnia się problem psychiatrii dziecięcej, jest w mojej opinii nie tylko kwestią zaniedbań, do jakich doszło w minionych dziesięcioleciach, ale też specyfiki czasów, w których żyjemy. Ludzkość potrafi w miarę swojego rozwoju zwalczać kolejne choroby. Zwalczyliśmy infekcje – liczba zgonów z powodu gruźlicy, ospy prawdziwej, zapalenia płuc jest dziś o wiele mniejsza niż kilkadziesiąt lat temu. Ospy prawdziwej w zasadzie nie ma, poza dwoma laboratoriami, w których jest przechowywana. Potem zaczęliśmy stosunkowo dobrze radzić sobie z nowotworami. Odpowiednio szybko przeprowadzona diagnostyka, wdrożone leczenie, stosowane metody są i będą coraz lepsze. Radzimy sobie z tym i jesteśmy pełni nadziei, że nad rakiem – w każdej jego postaci – uda się w końcu zapanować. Następnym potężnym wyzwaniem, z którym przyjdzie się mierzyć medycynie, będą właśnie choroby psychiczne. Tajemnice, jakie kryje przed nami nasza własna osobowość, mogą okazać się naprawdę solidnym balastem, pod którym już dziś zaczynamy się uginać.
Dzieci są na nie mniej odporne niż dorośli?
Niekoniecznie. W przypadku dzieci w zasadzie zarówno kryteria diagnostyczne depresji, jak i czynniki ryzyka są takie same. Diagnostycznie depresja u dziecka nie różni się od tej, która może dotknąć człowieka dorosłego. W obu przypadkach jest równie poważną chorobą. Prawdziwa depresja u dziecka wygląda analogicznie jak u osoby dorosłej.
Depresja, podobnie jak inne choroby psychiczne – schizofrenia czy choroba dwubiegunowa – jest w gruncie rzeczy chorobą mózgu, chorobą ośrodkowego układu nerwowego człowieka. Mówiąc bardziej precyzyjnie – wszystko to są choroby sieci neuronowych, połączeń neuronalnych, mające swoje źródło w zaburzeniach plastyczności synaptycznej, neuroprzekaźnictwa czy tworzenia połączeń nerwowych i ich funkcjonowania.
Co – w przypadku depresji – może te zaburzenia powodować?
Depresja jest chorobą wynikającą z wielu różnych przyczyn. Literatura zna też czynniki ryzyka depresji. Wśród nich należy wskazać przede wszystkim obciążenie genetyczne pacjenta – są rodziny, w których wiele pokoleń choruje na depresję lub inne choroby psychiczne. I na tle genetycznym, według aktualnego naukowego konsensusu, ogromne znaczenie sprawcze mają czynniki środowiskowe, takie jak doświadczanie przemocy, bycie ofiarą przemocy, przeżycie różnego rodzaju życiowych tragedii i katastrof, wypadków, urazów. Czynnikami środowiskowymi są też niski status ekonomiczny, bieda bądź doświadczanie przewlekłego stresu. Ta ostatnia okoliczność jest w przypadku depresji czynnikiem spustowym, ponieważ powoduje zmiany neuroanatomiczne, dotyczące obumierania komórek hipokampa. Inaczej mówiąc, przewlekły stres, zarówno u dzieci jak i dorosłych, często prowadzi do depresji.
Wróćmy na chwilę do genetyki. Depresja wielopokoleniowa to częste zjawisko?
W praktyce klinicznej? Bardzo często spotykamy przypadki dziedziczenia chorób psychicznych. To na przykład oboje rodzice chorujący na depresję i dziecko chore na depresję bądź dziadkowie chorujący na schizofrenię, gdzie rodzice są zdrowi, ale ich dzieci, czyli wnuki schizofreników, cierpią z powodu depresji lub innej choroby psychicznej.
Przy czym dziedziczenie chorób psychicznych to dziedziczenie wielogenowe. Nie jest ono tak oczywiste jak dziedziczenie mendlowskie, autosomalne dominujące czy recesywne, gdzie depresja rodzica równa się 50 proc. ryzyka zachorowania u dziecka. Niemniej jednak komponenta genetyczna jest w dziedziczeniu chorób psychicznych bardzo silnie zaznaczona. Geny predysponują do rozwinięcia się choroby psychicznej. Nie determinują jej jednak w taki sposób, że mamy pewność, że konkretna osoba zachoruje. Ale wiemy na przykład, że przy dużym obciążeniu rodzinnym w tym zakresie podjęcie wysoce stresującej pracy przez daną osobę jest bardzo dużym czynnikiem ryzyka wystąpienia choroby psychicznej.
Geny predysponują, ale czy to wszystko? Co z wzorcami? Załóżmy, że mamy chorą na depresję babcię i matkę, ale dziecko zdrowe. Babcia i matka nie leczą swojej choroby, ich depresja przybrała już formę kliniczną. Na ile istotne w rozwinięciu się depresji u konkretnego dziecka są geny, a na ile wzorce, które dostaje na co dzień? Czy sam fakt, że babcia i matka nie zajmują się dzieckiem w sposób właściwy, nie uczą go rozumienia swoich emocji, sposobów na rozładowanie stresu, niepokoju, wystarczy, by wywołać depresję?
Dotyka pani dylematu dotyczącego pewnego sedna. Mianowicie: czy osoby genetycznie obciążone lądują w środowisku, w którym choroby psychiczne występują – nizinach społecznych bądź środowiskach przemocowych? Czy może raczej to środowiska przemocowe przez to, w jaki sposób funkcjonują, mogą sprzyjać rozwijaniu się chorób psychicznych? To ciekawe zagadnienia. Moim zdaniem jest tak, że to osoby genetycznie obciążone ryzykiem wystąpienia chorób psychicznych tworzą środowiska przemocowe.
Natomiast co do zachowań – oczywiście, że dziecko przejmuje zachowania dorosłego! Dzieci uczą się przez obserwację – to jest teoria społecznego uczenia się Bandury. Wynika z niej, że dziecko powiela zachowania dorosłych, modelując je – na podstawie obserwacji dedukuje, które zachowania mają pewne określone skutki, a następnie je powtarza, oczekując konkretnych rezultatów. Przy czym relacja z matką jest tą modelową. W swoich przyszłych relacjach dziecko będzie do niej nawiązywać. Generalnie jednak dziecko powiela zachowania rodziców, a także osób z najbliższego otoczenia.
Zatem geny predestynują, ale to wpływ środowiska decyduje ostatecznie o wystąpieniu lub niewystąpieniu choroby psychicznej?
Depresja, podobnie jak inne problemy psychiczne, jest wynikiem obu sfer – genetyki i środowiska. Wyjaśnię na modelu słoika, który bardzo chętnie wykorzystuję na zajęciach ze studentami. Za każdym razem mamy dwa rodzaje przedmiotów, które wkładamy do słoika – są to geny i środowisko. Dana osoba może mieć bardzo dużo obciążenia genetycznego, ale niewiele obciążenia środowiskowego, przez co słoik nam się nie przepełni i nie dojdzie do wywołania choroby psychicznej. Z drugiej strony jest ktoś, kto ma niewielkie obciążenie genetyczne, ale jest poddany szeregowi niekorzystnych czynników środowiskowych, takich jak przewlekły stres, przemoc. W konsekwencji rozwija chorobę psychiczną, choć nie zapowiadało się na to, gdy spojrzeć na genetykę.
To wszystko wynika w linii prostej z tego, jak funkcjonuje mózg człowieka. Mózg – oprócz tego, że jego kształt, jakość i łatwość tworzonych połączeń są genetycznie determinowane – tworzy połączenia przez całe życie człowieka. I to, w jaki sposób od urodzenia kształtuje się nasza osobowość, wynika w dużej mierze z życiowych doświadczeń. Niezależnie od tego, jakie mamy geny, ich ekspresją steruje środowisko. I to środowisko decyduje o tym, co się ujawni, a co się nie ujawni.* * *
W internacie ściany mają uszy. Zwłaszcza jeśli jesteś kimś, komu koledzy i koleżanki zawzięcie próbują dokuczyć. W domu też nie ma jak spokojnie pogadać. Na niewielkiej przestrzeni mama, tata, babcia i ona – Martyna. Rozmawiamy więc, kiedy jest na spacerze.
Kilka miesięcy temu, w 2021 roku, skończyła 18 lat. Od 16. roku życia chodzi na terapię. Psychiatra postawił diagnozę: depresja, zaburzenia osobowości, zaburzenia lękowe i adaptacyjne. Dlaczego? Bo Martyna miała zbyt dużo problemów – w domu i w szkole. Ciężko dzisiaj ocenić, od czego się zaczęło. Może od choroby taty?
– Tata cierpi na zaburzenia psychiczne, w tym także depresję – wyjaśnia mi Martyna już na początku rozmowy. Wsparcie ma tylko ze strony mamy, choć może chodzi raczej o prostą akceptację? Tę, której nie zapewniają jej ani ojciec, ani babcia, negująca istnienie choroby takiej jak depresja.
Jak trafiłaś na terapię?
Zasugerowała mi to szkolna psycholog, ale nie musiała mnie specjalnie długo namawiać. To był taki moment, kiedy już z niczym nie dawałam sobie rady. Miałam mocno obniżony nastrój, zaburzenia snu, objawy psychosomatyczne – codzienne nudności, brak apetytu, z kolei po jedzeniu miałam odruchy wymiotne, choć bardzo starałam się nie wymiotować. Kompletnie nie szła mi nauka. Na początku szkoły byłam wzorową uczennicą, miałam świadectwo z paskiem. A w tym najgorszym momencie choroby byłam zagrożona aż z pięciu przedmiotów. Miałam wtedy i mam nadal także zaburzenia widzenia na tle nerwowym. Okulista wykluczył jakiekolwiek problemy ze wzrokiem. Przeszłam szereg badań, ale wynika z nich tylko, że mam całkowicie zdrowe i sprawne oczy. Wychodzi więc na to, że to jeszcze jeden objaw psychosomatyczny.
Dlatego moja decyzja o rozpoczęciu terapii była przemyślana. A terapeutka, do której trafiłam, namówiła mnie także na rozpoczęcie farmakoterapii. Zresztą niedługo potem wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. To zresztą właśnie w tym szpitalu poznałam psychiatrę, która mnie leczy do dziś. To naprawdę bardzo fajna pani, mogę z nią pogadać o wszystkim i wiem, że nie zostanę wyśmiana.
Wiem, co ludzie mówią o szpitalach psychiatrycznych, ale w moim przypadku było zupełnie inaczej. Bardzo mi się tam podobało. Inne dzieciaki, które były ze mną na oddziale, były naprawdę spoko. Dogadywaliśmy się. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim. Nie czułam się przy nich wyobcowana, tak jak zwykle czuję się w szkole. Nie czułam się inna, nie czułam się też beznadziejna.
Przed pobytem na oddziale miałaś myśli samobójcze?
Tak, pojawiały się bardzo często. Okaleczałam się. Zupełnie nie kontaktowałam życia.
To był czas, kiedy trwała nauka zdalna. Codziennie zmuszałam się do tego, by wstać z łóżka, włączyć komputer i uczestniczyć w zajęciach. Gdy tylko lekcje się kończyły, ponownie szłam spać. Spałam bez przerwy, aż do wieczora. Wstawałam tylko na chwilę, żeby cokolwiek ogarnąć, ale o dwudziestej pierwszej byłam już tak śmiertelnie zmęczona, że znów kładłam się do łóżka. Następnego dnia powtarzał się cały rytuał.
Nauka zdalna pomagała ci przetrwać czy wręcz przeciwnie – sprawiała, że twój stan i nastrój dodatkowo się pogarszał?
W moim przypadku fakt, że nie muszę chodzić do szkoły, spotykać się z ludźmi, był jak zbawienie. Nauka zdalna odcięła mnie od tego wszystkiego i to było super.
Relacja z rówieśnikami sprawiały ci trudności?
Odkąd pamiętam, raczej od nich uciekałam i nadal uciekam. Jakoś nie możemy się dogadać. Rodzeństwa nie mam, a od kolegów z klasy trzymam się z daleka. I chyba też oni niespecjalnie na moją obecność lub nieobecność zwracają uwagę. Podam pani jako przykład jedną historię. Kiedy trafiłam do szpitala psychiatrycznego, spędziłam w nim około trzech miesięcy. W tym czasie kilka razy dostałam od kolegów z klasy SMS-y z pytaniami o zadane lekcje. Te osoby nawet nie zauważyły, że mnie nie ma, że od dawna nie przychodzę do szkoły.
Nigdy nie miałam specjalnie wielu znajomych. Od niedawna mam jedną jedyną przyjaciółkę, z którą mogę zawsze pogadać i która bardzo mnie wspiera.
Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tak jest?
Dzisiaj to wynik mojej świadomej decyzji, ale wcześniej byłam po prostu przez rówieśników odrzucana.
Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że miałam bardzo dobre oceny. Uznawano mnie za kujona. Byłam taką szarą myszką, po której nikt się wiele nie spodziewał, a która jednak radziła sobie świetnie z nauką. Gnębiono mnie za to już wcześniej, w podstawówce, choć faktycznie szczególnie ciężkie było to do zniesienia w pierwszej klasie technikum.
Na czym polegało to gnębienie?
Podam kilka przykładów tego, co dzieje się w internacie, w którym aktualnie mieszkam. Jedna z dziewczyn napluła mi do kubka, inna oskarżyła mnie o kradzież jakiegoś drobnego przedmiotu, jeszcze inna wysmarowała mi buty pianką do golenia. Takie bezsensowne zachowania, zupełnie złośliwe. Dzisiaj patrzę na to raczej z politowaniem. Jednak wtedy, mimo że już się wówczas leczyłam – byłam w trakcie psychoterapii i farmakoterapii – bardzo mnie to bolało. Często płakałam. A przecież szkołę z internatem wybrałam między innymi po to, żeby odciąć się od tego, co dzieje się w moim domu.
Oczywiście z racji choroby taty byłam obciążona ryzykiem zachorowania na depresję. Ale wpływ na mnie miało też jego zachowanie. Nigdy nie mieliśmy specjalnie dobrego kontaktu, bo też nie mieliśmy jak go zbudować. O cokolwiek pytałam, tata odpowiadał, że jest zmęczony. Nawet kiedy byłam młodsza, nie spędzał ze mną czasu, nie bawił się. Nie mam z nim żadnych wspomnień z dzieciństwa.
Tata się leczy?
Tak, leczy się. Przyjmuje leki, był nawet z powodu depresji hospitalizowany. Ale to niewiele daje, bo nie chce korzystać z psychoterapii. A same leki niewiele mogą przecież zmienić.
Pracuje?
Nie, jest na rencie. Właśnie z powodu depresji. Pracuje tylko mama.
Mama zauważyła, co się z tobą dzieje?
Być może. Pewnie się czegoś domyślała, ale nie rozmawiałyśmy o tym, dopóki ja nie zaczęłam tematu.
Dlaczego się okaleczałaś?
Rozładowywałam w ten sposób napięcie. Czasami pomagała mi w takich chwilach także rozmowa z kimś dorosłym, ale często nie miałam nikogo takiego przy sobie. Wtedy właśnie używałam żyletki.
Jak długo to robiłaś?
Nadal to robię. Żyletkę zawsze noszę przy sobie.
Nie myślałaś o tym, żeby ją wyrzucić? Żeby cię nie kusiła?
Nie, nigdy. Nie jestem na to gotowa, choć zdarza mi się, że nie tnę się przez dwa albo nawet trzy miesiące. Ale potem wszystko wraca. Zawsze w końcu przychodzi taki moment. Jeśli akurat jest wtedy koło mnie ktoś, z kim mogę porozmawiać, nie używam żyletki. W gimnazjum pomagały mi rozmowy z panią od religii. Raz pomógł mi też mój wychowawca.
Kto zaczynał te rozmowy?
Ja sama, ja do nich przychodziłam.
Mama wie, że się samookaleczasz?
Tak, ale nie rozmawiamy o tym. Nawet jej o tym nie mówiłam, po prostu któregoś dnia zobaczyła, że mam na rękach rany.
Często natomiast rozmawiam o tym z terapeutką, o tym, co się wydarzyło pomiędzy wizytami, o tym, co czuję i co mogę zrobić z daną sytuacją, jak się zachować.
Stosujesz się do jej zaleceń?
Różnie, staram się, ale bywa ciężko i nie zawsze udaje mi się zareagować tak jak trzeba. Ta moja psycholog nie jest zła, ale zastanawiam się nad tym, czy nie poszukać dla siebie innego terapeuty. Nie do końca dobrze się rozumiemy. Po którejś wizycie, kiedy doszła do wniosku, że wciąż mam myśli samobójcze, zadzwoniła na numer alarmowy, choć ja tego nie chciałam. Moja mama, którą powiadomiła o sprawie, też tego nie chciała. Mimo wszystko jednak psycholog zawiadomiła służby. Przyjechała po mnie karetka i musiałam jechać na izbę przyjęć. Lekarz, który mnie badał, miał stwierdzić, czy na tym etapie znów potrzebny jest szpital psychiatryczny. Na szczęście jednak się obroniłam, bo nie czułam wcale potrzeby powrotu na oddział. Nie miałam też wtedy świeżych śladów po cięciach. Jakoś przekonałam lekarza, że nie jest ze mną tak źle, i dostałam wypis.
Dlaczego nie chciałaś trafić na oddział, skoro za pierwszym razem ci się podobało i dostałaś tam odpowiednią pomoc?
Nie chciałam stracić praktyk, na które miałam iść niedługo później. Nie chciałam też kolejnych zaległości w szkole. Tak po prostu. Wtedy jeszcze zależało mi na szkole. Jestem w technikum, wybrałam kierunek „hodowca koni”, bo kocham te zwierzęta i marzyłam, żeby z nimi pracować. Dziś nie jestem pewna, czy to była dobra decyzja. Wszystko okazało się nie tak idealne, jak sobie wymarzyłam. Straciłam z oczu cel, sens działania.
To też niespecjalnie dobrze wpływa na moje samopoczucie, ale wciąż nad nim pracuję.
Jak często spotykasz się z terapeutką i psychiatrą?
Niespecjalnie często, bo korzystam z pomocy w ramach NFZ. Mieszkam w średniej wielkości mieście, nie ma tu nawet 70 tys. mieszkańców. Nie ma też jakoś specjalnie dużo specjalistów, a w konsekwencji nie ma też zbyt wielu terminów. Dlatego do psychiatry chodzę co dwa miesiące, a do psychologa tylko co miesiąc. Tyle musi wystarczyć.
Imię bohaterki zmieniono na jej prośbę.
Zaburzenia osobowości to jedna z głównych kategorii zaburzeń psychicznych, charakteryzująca się specyficznymi układami cech osobowości prowadzącymi do zachowań odbiegających od typowych dla danej kultury i społeczności. Wyróżnia się specyficzne zmiany osobowości, mieszane zaburzenia osobowości i trwałe zmiany osobowości. Do zaburzeń osobowości zalicza się m.in. zaburzenia identyfikacji płciowej, zaburzenia preferencji seksualnej, afektywne zaburzenia osobowości, osobowość lękliwą, zależną, dyssocjalną, paranoiczną, a także osobowość chwiejną emocjonalnie, w tym typu „borderline”. Cyt. za: Leksykon terminów: psychiatria i zdrowie psychiczne, tłum. Jacek Wciórka, Warszawa 2001, s. 105–110.
Zaburzenia adaptacyjne to zaburzenia emocji i nastroju związane z adaptacją do dużych zmian lub trudności życiowych. Ich objawy to przede wszystkim zaburzenia emocjonalne i nastroju – napięcie, niepokój, przygnębienie – utrudniające efektywne działanie, społeczne przystosowanie. U młodzieży objawem zaburzeń adaptacyjnych u młodzieży mogą być zaburzenia zachowania. Cyt. za: Wielki słownik medyczny, red. J. Komender et al., Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 1996, s. 1515.* * *
Joasia, 18 lat
Zaczęło się od diety, bo chciałam mieć „piękne ciało”.
Zaczęło się jako mechanizm radzenia sobie z depresją.
Zaczęło się od wyrażania na zewnątrz mojego wewnętrznego bólu, który moi rodzice postanowili zignorować.
Zaczęło się, gdy mój ojciec dotykał mnie i śmiał się.
Zaczęło się od obsesji, by być doskonałą pod każdym względem.
Zaczęło się od zabicia siebie bez natychmiastowego efektu umierania.
Zaczęło się od samookaleczenia, ale bez trwałych blizn.
Zaczęło się w wyniku innej choroby.
Zaczęło się, gdy moi przyjaciele popchnęli mnie, abym była taka jak oni.
Zaczęło się po tym, jak zostałam wykorzystana seksualnie.
Zaczęło się, ponieważ straciłam apetyt i przyjemność ze wszystkiego, co lubiłam.
Zaczęło się, kiedy trafiłam na stronę pro-ana.
Zaczęło się, gdy chude dziewczyny z mojej klasy zaczęły przyciągać starszych facetów.
Zaczęło się, bo chciałam znów zmieścić się w tych dżinsach w rozmiarze XS.
Zaczęło się, ponieważ było to wołanie o pomoc.
Zaczęło się, ponieważ wierzyłam, że chude dziewczyny są szczęśliwsze.
Zaczęło się, ponieważ nie byłam wystarczająca.
Zaczęło się z powodu mojej seksualności.
Zaczęło się, ponieważ mój lekarz nazwał mnie grubą.
Zaczęło się, ponieważ żadna inna dieta nie działała.
Zaczęło się, gdy życie było strasznie bolesne i nie chciało się już dłużej żyć.
Zaczęło się, gdy wstydziłam się samej siebie tylko za istnienie, a oddychanie sprawiało, że czułam się winna. Winna do tego stopnia, że nie mogłam przestać myśleć o samobójstwie. Chciałam więc tylko zniknąć i wszystkich odstraszyć.
Joasia, 20 lat
Każdy z nas ma jakąś szafę. Miejsce, gdzie możemy ukryć rzeczy, które sprawiają, że czujemy się słabi, podatni na krytykę i bezwartościowi. Niektórzy mogą ukrywać nadużycia, uzależnienie, depresję, samookaleczenia i wiele innych. I choć te uczucia są trudne do zniesienia, chowanie ich w szafie jest wygodne, bo otwarcie jej wymaga wiele wysiłku i wrażliwości. Naraża nas na osąd, krytykę i dezaprobatę. Daje innym możliwość dostrzegania rzeczy, które często kazano nam zachować dla siebie. I to jest straszna rzecz.
Głęboko we mnie siedzi coś, czego nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię tego wypowiedzieć. Nie potrafię tego nazwać. Mam różne stany, emocje, uczucia. Bywa, że nie potrafię znaleźć ani jednej pozytywnej myśli. Nie dociera do mnie, że może być lepiej, że to tylko gorszy dzień. To nie jest zwykły smutek. Czuję rozpacz, wszystko jest dla mnie nijakie. Ja jestem nijaka. Pusta. Słaba. Nie zasługuję na nic. Czuję, jak przez całe moje ciało przechodzi ból i dociera w mój najczulszy punkt. W moją psychikę. W takich stanach czuję się najbeznadziejniej na świecie. Myślę, że dla mnie dobre może okazać się tylko jedno rozwiązanie. Ale to przez moją niską samoocenę.
Wiem – nawet nie myślę, ja to WIEM – że do niczego się nie nadaję. Każda próba działania kończy się fiaskiem, szybko się zniechęcam. Ktoś powie, że wystarczy wytrwałości, cierpliwości i zaangażowania. Pewnie to też. Ale jak mam to zrobić, gdy jestem świadoma i nauczona, że ja nigdy nic nie osiągnę? Że jestem głupia? Że jestem słaba, emocjonalna, że widzę w sobie największy, kurwa, błąd? Że jestem strachliwa? Boję się wypadków, pożarów, utraty bliskich osób, śmierci, czasem innych ludzi. Póki co przynajmniej potrafię wyjść z domu. Jeden sukces, bo przecież inni mają gorzej…
Ciąg dalszy w wersji pełnej