Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Żywienie dziecka w pierwszym roku życia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
5 marca 2018
25,60
2560 pkt
punktów Virtualo

Żywienie dziecka w pierwszym roku życia - ebook

Droga Mamo, drogi Tato!

Z doświadczenia wiemy, jak wiele wątpliwości dotyczących żywienia niemowlęcia mają rodzice. Karmić naturalnie? Jeśli tak, to jak długo? Czy dziecko jest już gotowe na nowości i stały pokarm? Kiedy zacząć podawać mu produkty zawierające gluten? Czy tak małe dziecko może jeść orzechy i truskawki? A jeśli tak, to kiedy? Czy porcje są wystarczające i czy maleństwo się najada?   Nie dajcie się zwariować! Polegajcie na swojej intuicji, a przede wszystkim wsłuchajcie się w potrzeby Waszego dziecka. Przyda się Wam też porządna porcja wiedzy oraz inspiracje, co i jak gotować – to wszystko znajdziecie w tym poradniku napisanym przez doświadczone dietetyczki!

Książka zawiera:
·         Ponad 120 sprawdzonych przepisów i inspiracji na pyszne śniadania, obiady i kolacje oraz słodkie, ale zdrowe przekąski dla maluszka.
·         Najbardziej aktualny stan wiedzy o zasadach żywienia niemowląt i prawidłowym rozszerzaniu diety dziecka w 1. roku życia.
·         Najnowsze informacje o karmieniu piersią i karmieniu sztucznym.
·         Informacje o responsive feeding.
·         Rady, kiedy wprowadzać produkty o stałej konsystencji, produkty alergizujące, soki; jak często karmić dziecko; jaką porcję podawać; jak rozpoznać, czy dziecko się najadło.
·         Plus i minusy gotowych dań w słoiczkach oraz przygotowywanych samodzielnie.
·         Informacje na temat BLW i diety wegeteriańskiej u dziecka.

Autorki książki – Magdalena Czyrynda-Koleda, Magdalena Jarzynka-Jendrzejewska, Ewa Sypnik-Pogorzelska i Monika Stromkie-Złomaniec – są specjalistkami do spraw żywienia, pracującymi na co dzień w poradni dietetycznej Dietosfera

Spis treści

Zamiast wstępu, czyli o naszych dzieciach i ich apetytach…
ZASADY ŻYWIENIA DZIECKA
Karmienie piersią
Skład mleka kobiecego
Dieta mamy karmiącej piersią
Karmienie sztuczne – rodzaje mleka modyfikowanego
Rozszerzanie diety – schemat żywienia dzieci w pierwszym roku życia
Zmiany w schemacie żywienia dzieci
Co to jest responsive feeding?
Naturalne karmienie do 6. miesiąca życia
Kolejność wprowadzania produktów
Jak i kiedy wprowadzać pokarmy stałe?
Posiłki o właściwej konsystencji
Czy moje dziecko się najadło?
Płyny w diecie dziecka
Dziecko a słodycze
Życie od kuchni, czyli kilka pożytecznych rad
Bezpieczeństwo mikrobiologiczne w kuchni
Robimy zakupy
Słoiczki – gotowe posiłki dla dzieci
Pierwsze warzywa
Pierwsze owoce
Zupki
Obiadki
Desery owocowe i owocowo-mleczne
Tadek niejadek
Co jedzą dzieci w Japonii i innych krajach?
Dzieci z dużym apetytem
Dzieci otyłe
Problemy żołądkowo-jelitowe, czyli kupka do obserwacji
Biegunka – kiedy zacząć się martwić?
BLW i inne metody rozszerzania diety dziecka
Wegetarianizm
Bibliografia
PRZEPISY
Zupy – pierwsza łyżeczka
Zupa marchewkowa
Zupa z cukinii
Zupa dyniowa z jabłkiem
Zupa dyniowa z marchewką
Zupa dyniowa z ziemniakiem
Zupa szpinakowa
Zupa buraczkowa
Zupa jarzynowa
Zupa cukiniowa z batatem
Zupa koperkowa z królikiem
Zupa brokułowa z łososiem
Zupa cukiniowo-pomidorowa z kurczakiem
Zupa dyniowa z kaszą jaglaną i jajkiem
Kaszki, płatki i owoce
Kasza jaglana z brzoskwinią i wanilią
Kasza manna z musem z truskawek
Kasza kukurydziana z suszonymi owocami
Owsianka z bananem i karobem
Płatki jaglane z musem z mango
Ryż z jabłkiem
Płatki ryżowe z musem jabłkowym i cynamonem
Owsianka z gruszką
Kasza manna z musem malinowym
Pierwszy jogurt z owocami
Płatki jaglane z suszonymi owocami
Budyń jaglany z jabłkiem
Zapiekanka z kaszy jaglanej i jabłka
Kokosowa gryczanka
Musy, koktajle, soki
Mus jabłkowy z cynamonem
Mus dyniowo-jabłkowy z goździkiem
Mus z suszonych śliwek na zaparcia
Mus z suszonych moreli
Mus z topinamburu i gruszki
Mus morelowo-jabłkowy
Kisiel z owoców
Kisiel truskawkowy z amarantusem
Karobowy pudding z tapioki
Sok z jabłek i marchewki
Sok z jabłek
Koktajl ananasowo-jarmużowy
Pasty
Pasta z buraków i twarogu
Pasta z zielonego groszku i jajka
Pasta z awokado i serka kanapkowego
Pasta z awokado i jajka
Pasta z łososia i twarogu
Pasta z bakłażana i fety
Pasta z brokułu i twarogu
Pasta z białej fasoli
Zupy – kolejne łyżeczki
Zupa z soczewicy i królika
Zupa szpinakowa z jajkiem
Zupa z ciecierzycą
Zupa z pieczonej papryki i marchewki
Zupa kalafiorowa z koperkiem i ziemniakiem
Zupa jarzynowa z komosą i indykiem
Zupa z soczewicy z dodatkiem cielęciny
Krem ze szpinaku z łososiem
Zupa buraczkowa z królikiem
Krem kukurydziany z kurczakiem
Krupnik jaglany
Zupa pomidorowa z lanymi kluskami
Zupa pomidorowa z soczewicą
Zupa rybna z brokułem i ryżem
Zupa z soczewicy
Jajecznice i omlety
Jajecznica na parze
Jajecznica na parze z awokado
Jajecznica na parze z pomidorem
Omlet z owocami
Omlet francuski z warzywami
Omlet biszkoptowy z cukinią i oliwkami
Dania z makaronem
Sos pomidorowy do makaronu
Spaghetti z sosem bolońskim
Makaron z brokułami i łososiem
Makaron ze szpinakiem
Makaron z pesto pietruszkowym i pomidorkami
Makaron z pesto bazyliowym i pestkami słonecznika
Makaron z łososiem i sosem pomidorowym
Makaron z wołowiną i warzywami
Chłodnik z makaronem, bananem i truskawkami
Risotto
Risotto z cukinią i indykiem
Risotto z buraczkami
Risotto z dynią i kurczakiem
Risotto z łososiem i szpinakiem
Kaszotto z warzywami
Dania wegetariańskie
Wegetariańskie leczo
Pieczone warzywa
Zapiekanka ziemniaczana
Mus dyniowy
Leczo z dynią i ciecierzycą
Placuszki z dynią i parmezanem
Placuszki jabłkowo-bananowe
Naleśniczki z musem jabłkowym
Pancakes bananowe
Kluski leniwe
Kluski kładzione z porem
Surówka z buraczka i jabłka
Kopytka szpinakowe
Kotleciki brokułowe z miętowym sosem jogurtowym
Kotleciki z kalafiora i kaszy jaglanej
Kasza gryczana z soczewicą i warzywami
Komosa ryżowa z dynią i ze szpinakiem
Dania z rybą
Pulpety z halibuta w sosie koperkowym
Ryba po grecku
Pulpety rybne w sosie koperkowym
Łosoś z ryżem i brokułem
Pieczone kotleciki rybne
Dorsz pieczony w papilotach
Pieczona ryba z purée z batatów
Dania z mięsem
Pulpety mięsne z ziemniakami na krupniczku
Indyk w marynacie jogurtowo-pomidorowej
Gulasz cielęcy
Kuskus z kurczakiem i pomidorami
Cielęcina z warzywami
Duszona wołowina z dynią
Potrawka z królika z selerem naciowym
Cukinia nadziewana mięsem z indyka i ryżem
Klopsiki wieprzowe w warzywach
Pulpeciki cielęce
Potrawka z kurczaka z zielonym groszkiem i fasolką szparagową
Krupnik z mięsnymi kulkami
Gołąbki dla malucha
Pieczony udziec z indyka
Pasztet drobiowy z warzywami
Klopsiki z wołowiny z sosem pomidorowym
Potrawka z kurczaka z dynią
Słodkie co nieco
Ciasteczka ryżowe
Ciasteczka maślane
Jogurt z ciasteczkiem ryżowym
Paluszki drożdżowe z sezamem
Domowe biszkopty
Szarlotka jaglana
Krakersy z kaszą manną

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7773-940-2
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zamiast wstępu, czyli o naszych dzieciach i ich apetytach…

Monika, dietetyk z 7-letnim doświadczeniem,
mama 7-letniego Huberta

Wcią­żę za­szłam pod ko­niec stu­diów. Z jed­nej stro­ny mia­łam oba­wy, że so­bie nie po­ra­dzę, a z dru­giej – cie­szy­łam się, że będę mo­gła w prak­ty­ce wy­ko­rzy­stać wie­dzę na te­mat ży­wie­nia nie­mow­ląt, a po­tem ma­łych dzie­ci. Gdy wresz­cie Hu­bert po­ja­wił się na świe­cie, było dla mnie oczy­wi­ste, że będę go kar­mić pier­sią. Znam wszyst­kie ar­gu­men­ty prze­ma­wia­ją­ce za kar­mie­niem na­tu­ral­nym, wiem, ile do­bre­go może ten po­karm wnieść w bu­do­wa­nie od­por­no­ści dziec­ka na naj­bliż­sze lata. Tu jed­nak za­czę­ły się schod­ki.

Po­łoż­na ze sto­ic­kim spo­ko­jem, nic nie tłu­ma­cząc, po­wie­dzia­ła do mnie na od­dzia­le: „Pani Mo­ni­ko, pro­szę przy­sta­wić dziec­ko do pier­si”. Nic trud­ne­go, prze­cież znam ten ob­ra­zek z po­rad­ni­ków, pla­ka­tów za­chę­ca­ją­cych do kar­mie­nia na­tu­ral­ne­go... Tyl­ko że u nas coś nie za­sko­czy­ło. Uło­że­nie do­bre (tak przy­naj­mniej mi się wy­da­wa­ło), usta dziec­ka skie­ro­wa­ne do pier­si, ale ono nie chwy­ta­ło jej i nie ssa­ło. „Dla­cze­go? Coś ze mną jest nie tak?” – za­sta­na­wia­łam się. Fakt, nie dys­po­no­wa­łam du­żym „bu­fe­tem” jak ko­le­żan­ka z sali, ale czy aby na pew­no to było ta­kie istot­ne? Na szczę­ście oka­za­ło się, że nie w tym leży pro­blem. Ta sama po­łoż­na wy­tłu­ma­czy­ła mi, jak trzy­mać syna pod­czas kar­mie­nia, że na­le­ży co każ­de kar­mie­nie po­da­wać inną pierś, aby sty­mu­lo­wać pro­duk­cję mle­ka w obu, że trze­ba de­li­kat­nie draż­nić usta ma­lu­cha sut­kiem i wy­ci­skać na­wet kil­ka kro­pli mle­ka (na za­chę­tę), aby za­czął ssać, no i się uda­ło. Nie po­wiem, że już po­tem pro­ble­mu z przy­sta­wie­niem do pier­si nie było, bo w pierw­szym ty­go­dniu trud­no­ści się po­wta­rza­ły, ale bar­dzo mi po­mo­gła pie­lę­gniar­ka lak­ta­cyj­na, któ­ra by­wa­ła u nas w domu w pierw­szych ty­go­dniach po po­ro­dzie. Dla­te­go ra­dzę – za­wsze ko­rzy­staj z ta­kiej moż­li­wo­ści. Na­wet je­śli prze­czy­ta­łaś wszyst­kie do­stęp­ne po­rad­ni­ki, to ża­den z nich nie za­stą­pi do­świad­czo­nej oso­by, któ­ra w pro­sty spo­sób może ci po­ka­zać, jak kar­mić dziec­ko, aby uła­twić to i jemu, i to­bie.

Nie­ste­ty nad­szedł mo­ment, kie­dy wy­da­wa­ło mi się, że mój po­karm jest dla syna nie­wy­star­cza­ją­cy. Dziec­ko szyb­ko ro­bi­ło się głod­ne, de­ner­wo­wa­ło się, że mle­ka jest mało. Po­sta­no­wi­łam to spraw­dzić – od­cią­gnę­łam por­cję, któ­rą praw­do­po­dob­nie Hu­bert wy­pi­jał, a wte­dy oka­za­ło się, że jest tego nie­wie­le po­nad 30 mi­li­li­trów. Za mało. Skon­sul­to­wa­łam to z le­ka­rzem. Po zwa­że­niu syna oka­za­ło się, że nie przy­bie­ra on na wa­dze tyle, ile po­wi­nien. Le­karz za­pro­po­no­wał więc kar­mie­nie mle­kiem mo­dy­fi­ko­wa­nym. Na­wet wspo­mniał, ja­kie po­win­nam ku­pić, więc na­tych­miast to uczy­ni­łam. Pa­mię­taj jed­nak – w ta­kiej sy­tu­acji, w ja­kiej się zna­la­złam, kar­mie­nie może, a na­wet po­win­no być mie­sza­ne. Je­że­li tyl­ko masz swój po­karm (na­wet w nie­wiel­kiej ilo­ści), sta­raj się przy­sta­wiać dziec­ko do pier­si, bo mle­ka mamy nie za­stą­pi żad­ne mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne.

Je­śli cho­dzi o smak, mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne sma­ku­je ina­czej niż po­karm ko­bie­cy, dziec­ko nie za­wsze od razu je ak­cep­tu­je. Ja pró­bo­wa­łam da­wać sy­no­wi chy­ba trzy róż­ne ro­dza­je mle­ka, za­nim tra­fi­li­śmy na ta­kie, któ­re mu za­sma­ko­wa­ło. Był też inny pro­blem zwią­za­ny z mle­kiem mo­dy­fi­ko­wa­nym – przy­go­to­wy­wa­nie mle­ka nocą. Fakt, mu­sia­łam wsta­wać i się roz­bu­dzać, samo przy­sta­wie­nie dziec­ka do pier­si jest jed­nak dużo prost­sze. Zna­la­złam i na to spo­sób. W sy­pial­ni trzy­ma­łam cie­płą wodę w pod­grze­wa­czu do bu­te­lek, a do­dat­ko­wo prze­go­to­wa­ną wodę zim­ną, aby w ra­zie po­trze­by ochło­dzić tę z pod­grze­wa­cza, do tego wy­pa­rzo­ną bu­tel­kę, smo­czek i pusz­kę mle­ka. Po pew­nym cza­sie noc­ne szy­ko­wa­nie mle­ka szło eks­pre­so­wo.

Nie chcia­ła­bym przed­sta­wiać ci pierw­sze­go roku ży­cia dziec­ka jako chwil sie­lan­ki, ra­do­ści, spo­ko­ju i sa­mych po­zy­tyw­nych do­świad­czeń. Nie po­wiem, by­wa­ły chwi­le ra­do­sne, słod­kie uśmiesz­ki nie­mow­la­ka przez sen, gło­śne bek­nię­cie po na­kar­mie­niu pier­sią (wte­dy masz po­czu­cie, że ma­lu­szek po­rząd­nie się najadł i na naj­bliż­sze go­dzi­ny po­win­naś mieć spo­kój), ale był to jed­no­cze­śnie okres bar­dzo trud­ny. Wcze­śniej, za­nim na świe­cie po­ja­wił się Hu­bert, zda­rza­ło mi się cho­dzić z mę­żem w week­en­dy na noc­ne se­an­se fil­mo­we, wra­cać nad ra­nem, a póź­niej spać do po­łu­dnia. Gdy uro­dzi­łam dziec­ko, czu­łam się uwię­zio­na w czte­rech ścia­nach. Nie mogę po­wie­dzieć, że nikt mi nie po­ma­gał. Po­ma­ga­li – mąż, ro­dzi­ce, te­ścio­wie, ale ko­niec koń­ców przy­cho­dził po­nie­dzia­łek, każ­dy wra­cał do swo­ich obo­wiąz­ków. By­łam per­ma­nent­nie nie­wy­spa­na, zmę­czo­na i po­de­ner­wo­wa­na. Dość wcze­śnie uro­dzi­łam dziec­ko, więc nie mia­łam ko­le­ża­nek w po­dob­nej sy­tu­acji. Wia­do­mo, że jest dużo raź­niej, gdy moż­na się z kimś po­dzie­lić co­dzien­ny­mi pro­ble­ma­mi mło­dej mamy, za­dzwo­nić do ko­goś po po­ra­dę.

Na szczę­ście gdy po­go­da sprzy­ja spa­ce­rom (ja uro­dzi­łam w wy­jąt­ko­wo mroź­nym grud­niu, więc na pierw­szy spa­cer wy­bra­li­śmy się po mniej wię­cej 4 ty­go­dniach), wy­cho­dzisz na ze­wnątrz i po­zna­jesz co­raz wię­cej ko­biet bę­dą­cych w po­dob­nej sy­tu­acji. Mo­żesz się wy­mie­nić z nimi do­świad­cze­nia­mi, po­spa­ce­ro­wać po par­ku i po­roz­ma­wiać o wszyst­kim i o ni­czym. Mnie to po­mo­gło. Trze­ba jed­nak za­cho­wać czuj­ność... Uwa­żaj na mat­ki prze­wraż­li­wio­ne, po­ucza­ją­ce i chwa­lą­ce się, cze­go to jej dziec­ko nie po­tra­fi, jak pięk­nie je i jak cu­dow­nie przy­bie­ra na wa­dze. Niech nie bu­dzi to w to­bie po­czu­cia bez­na­dziej­no­ści i obaw, że ro­bisz coś nie tak, bo twój ma­luch nie jest taki wspa­nia­ły. Pa­mię­taj: każ­de dziec­ko jest inne, jed­no roz­wi­ja się szyb­ciej, inne wol­niej, jed­no ma więk­szy, inne mniej­szy ape­tyt, a ty na pew­no ro­bisz wszyst­ko (bo ro­bisz!), aby twój ma­luch był szczę­śli­wy.

Przejdź­my jed­nak do za­gad­nie­nia, któ­re nur­tu­je mło­de mamy, gdy dziec­ko już tro­chę pod­ro­śnie – do roz­sze­rza­nia die­ty nie­mow­lę­cia. Mam to daw­no za sobą, mu­szę przy­znać, że nie było ła­two, ale może ty bę­dziesz kie­dyś ten okres wspo­mi­nać zu­peł­nie ina­czej.

Kie­dy przy­szedł czas na pierw­szą mar­chew­kę w die­cie Hu­ber­ta, by­łam pod­eks­cy­to­wa­na, że w koń­cu za­cznie wię­cej jeść, ja będę go­to­wa­ła pysz­ne zup­ki, a on ze sma­kiem bę­dzie je pa­ła­szo­wał. Za­czę­łam jed­nak od mar­chew­ki ze sło­icz­ka, bo pierw­sze por­cje są bar­dzo małe, 2–3 ły­żecz­ki na dzień. Go­to­wa­nie nie ma wte­dy więk­sze­go sen­su. Syn skrzy­wił się po­twor­nie i wy­pluł wszyst­ko na śli­niak. Pomy­śla­łam: „Nie za­sma­ko­wa­ło mu, spró­bu­je­my jesz­cze raz”. Było po­dob­nie. Oczy­wi­ście się nie pod­da­łam, w su­mie nie ma się co dzi­wić, w po­przed­nich mie­sią­cach dziec­ko piło tyl­ko mle­ko, a na­gle do­sta­ło coś o zu­peł­nie in­nym sma­ku i nie­zna­nej kon­sy­sten­cji. Z ty­go­dnia na ty­dzień było co­raz le­piej. Nie mogę po­wie­dzieć, że zja­dał dużo, ale coś tam zbie­rał z ły­żecz­ki. Ty też się nie pod­da­waj w ta­kiej sy­tu­acji. W koń­cu ma­luch za­cznie jeść ze sma­kiem. Na dal­szych eta­pach roz­sze­rza­nia die­ty wpro­wa­dza­łam ko­lej­ne wa­rzy­wa, owo­ce, mię­so. Naj­bar­dziej za­sma­ko­wały Hu­ber­to­wi jo­gur­ty. Moż­na je po­dać w dru­gim pół­ro­czu ży­cia dziec­ka i nie trze­ba cze­kać do 10.–11. mie­sią­ca. Ja mie­sza­łam jo­gurt na­tu­ral­ny z mu­sem owo­co­wym ze świe­żych, mro­żo­nych czy sło­icz­ko­wych owo­ców. Sta­no­wi­ło to po­żyw­ny pod­wie­czo­rek. Do dziś Hu­bert bar­dzo lubi cały na­biał, chęt­nie wy­pi­ja ke­fir czy ma­ślan­kę.

Pod­su­mo­wu­jąc, chcia­ła­bym ci po­wie­dzieć, że moje do­świad­cze­nia mogą być je­dy­nie małą wska­zów­ką co do tego, jak bę­dziesz funk­cjo­no­wać i dzia­łać w pierw­szym roku ży­cia swo­jej po­cie­chy. Je­śli bę­dziesz ro­bić coś ina­czej, to nie zna­czy, że źle, bo na pew­no z ser­cem. Za­rów­no moja opo­wieść, jak i opo­wie­ści po­zo­sta­łych au­to­rek mają cię je­dy­nie wspie­rać i po­ma­gać w tych waż­nych pierw­szych 12 mie­sią­cach ży­cia two­je­go dziec­ka.

Magda, dietetyk z 9-letnim doświadczeniem,
mama 3,5-letniego Jasia

Mam za sobą kil­ka lat do­świad­czeń ro­dzi­ciel­skich i z całą od­po­wie­dzial­no­ścią mogę stwier­dzić, że wy­cho­wa­nie dziec­ka to naj­trud­niej­sza rola w ży­ciu. W każ­dym zna­cze­niu tego sło­wa.

Jed­nak nie za­wsze tak my­śla­łam. Ileż to razy by­łam obu­rzo­na za­cho­wa­niem dzie­ci wo­kół mnie. Tym, że ska­czą nie tam, gdzie trze­ba, że same nie śpią, że nie je­dzą wszyst­kie­go, że wy­mu­sza­ją w skle­pie kup­no cia­stecz­ka… Pa­mię­tam jak dziś, że w du­chu po­wta­rza­łam so­bie: u mnie z pew­no­ścią tak nie bę­dzie. Bo prze­cież to tyl­ko kwe­stia za­sad i kie­ro­wa­nia się nimi. I co? Jest zu­peł­nie od­wrot­nie. Ja­siek za każ­dym ra­zem w skle­pie spo­żyw­czym się­ga po cze­ko­la­do­we cia­stecz­ko i kil­ka ład­nych mi­nut upły­wa, za­nim uda­je się nam osią­gnąć kom­pro­mis i sło­dycz wra­ca na pół­kę. Do tego do dziś śpi z nami w jed­nym łóż­ku. I szcze­rze przy­znam, że choć cza­sem wo­la­ła­bym, aby po prze­czy­ta­niu baj­ki prze­spał w swo­im łó­żecz­ku całą noc, to lu­bię to jego noc­ne przy­tu­la­nie i cie­pło. Może z wy­jąt­kiem cza­su, kie­dy jest prze­zię­bio­ny i noce nie na­le­żą do naj­przy­jem­niej­szych… Jesz­cze kil­ka lat i być może po­wie nam, że przy­tu­la­nie się to ob­ciach, ko­le­dzy się pa­trzą, nie chce mu się… Ko­rzy­sta­my więc z tego na ra­zie peł­ną parą.

Jak to się jed­nak wszyst­ko za­czę­ło? Mia­ło być tra­dy­cyj­nie: naj­pierw za­rę­czy­ny, póź­niej ślub i dziec­ko. O ile dwa pierw­sze punk­ty pro­gra­mu uda­ło się zre­ali­zo­wać cał­kiem spraw­nie, o tyle z trze­cim nie po­szło już tak gład­ko. Co praw­da wie­dzia­łam od daw­na, że moje pro­ble­my hor­mo­nal­ne mogą opóź­nić po­czę­cie dziec­ka, ale nie przy­pusz­cza­łam, że tak bar­dzo. Mi­ja­ły mie­sią­ce, póź­niej je­den rok, dru­gi i za­czę­ły się wę­drów­ki po le­ka­rzach, sto­sy ba­dań do wy­ko­na­nia. Nie­ustan­ne for­so­wa­nie teo­rii o wy­lu­zo­wa­niu do­pro­wa­dza­ło nas do szew­skiej pa­sji. W koń­cu tra­fi­li­śmy na le­ka­rza Fa­chow­ca, przez duże F. Pani Dok­tor była pierw­szą oso­bą, któ­ra nie wspo­mnia­ła o żad­nym nie­stre­so­wa­niu się, wy­lu­zo­wa­niu czy wy­je­cha­niu na urlop, gdzie na pew­no nam się w koń­cu uda. Spo­koj­nie opo­wie­dzia­ła nam o pla­nie dzia­ła­nia na naj­bliż­sze mie­sią­ce. Za­czę­ły się ba­da­nia, far­ma­ko­lo­gia, za­bie­gi i w koń­cu po kil­ku­na­stu mie­sią­cach sta­rań zo­ba­czy­li­śmy tę upra­gnio­ną, dru­gą kre­skę na te­ście – co praw­da bla­da, ale była. Oczy­wi­ście ogar­nę­ła nas ra­dość ogrom­na, ale ra­zem z nią po­ja­wił się rów­nie ol­brzy­mi strach przed ma­cie­rzyń­stwem. Głu­pie, praw­da? Prze­cież przez ostat­nie kil­ka­dzie­siąt mie­się­cy o ni­czym in­nym nie my­śla­łam, a gdy na­resz­cie usły­sza­łam, że je­stem w cią­ży, za­czę­łam się za­sta­na­wiać, czy to na pew­no do­bry mo­ment, czy damy radę, czy bę­dzie­my do­bry­mi ro­dzi­ca­mi. I mia­łam jesz­cze ty­sią­ce in­nych py­tań kłę­bią­cych się w gło­wie, co – jak się póź­niej oka­za­ło – jest czymś zu­peł­nie nor­mal­nym.

Pierw­sze mie­sią­ce cią­ży były na­praw­dę przy­jem­ne. Mu­szę przy­znać, że by­łam szczę­ścia­rą – lek­ko mę­czy­ły mnie mdło­ści i szyb­ko się skoń­czy­ły. Wte­dy też zro­zu­mia­łam, co to zna­czy, że w cią­ży ko­bie­ce zmy­sły są wy­ostrzo­ne… O tak, czysz­cze­nie lo­dów­ki ro­bi­ła­bym kil­ka razy w ty­go­dniu, a gdy je­cha­łam tram­wa­jem, mia­łam wra­że­nie, że pan sto­ją­cy obok mnie wy­lał tego dnia na sie­bie całą bu­te­lecz­kę per­fum. Po­nad­to ni­g­dy w ży­ciu nie sma­ko­wa­ło mi tak bar­dzo jaj­ko sa­dzo­ne z ziem­nia­ka­mi i su­rów­ką z ki­szo­nej ka­pu­sty, któ­re w pierw­szym try­me­strze było z pew­no­ścią obia­dem nu­me­rem je­den i nie mia­ło so­bie rów­nych. Po­zy­tyw­ne było też to, że mo­głam być ak­tyw­na za­wo­do­wo. Do cza­su jed­nak. Oko­ło 24. ty­go­dnia cią­ży po­ja­wi­ły się kom­pli­ka­cje – szyj­ka ma­ci­cy znacz­nie się skró­ciła i w try­bie na­tych­mia­sto­wym mu­sia­łam pójść na zwol­nie­nie, któ­re wią­za­ło się z pół­to­ra­mie­sięcz­nym bez­względ­nym le­że­niem w domu. Po­now­nie mo­głam się nie­co uak­tyw­nić i znów po­czuć uro­ki cią­ży po za­ło­że­niu pes­sa­ru. Był wte­dy czer­wiec, a ja nie ża­ło­wa­łam so­bie tru­ska­wek ani cze­re­śni, któ­re uwiel­biam. Wraz ze zbli­ża­niem się ter­mi­nu po­ro­du co­raz bar­dziej chcia­łam już uro­dzić, gdyż naj­zwy­czaj­niej w świe­cie mój „brzu­cho­wy współ­lo­ka­tor” da­wał mi wte­dy nie­źle w kość – do­słow­nie i w prze­no­śni.

Po­ród na­tu­ral­ny prze­biegł spraw­nie, bez żad­nych czar­nych sce­na­riu­szy, i mu­szę przy­znać, że na­praw­dę miło go wspo­mi­nam. Do­pie­ro póź­niej za­czę­ły się scho­dy, a mia­no­wi­cie wte­dy, kie­dy trze­ba było syn­ka na­kar­mić. Do tam­te­go mo­men­tu wy­da­wa­ło mi się, że po uro­dze­niu dziec­ka pier­si na­tu­ral­nie wy­peł­nia­ją się po brze­gi mle­kiem i try­ska ono samo, bez więk­szych pro­ble­mów. A tu nie­spo­dzian­ka. By­łam w tej gru­pie osób, któ­rą rze­czy­wi­stość nie­co przy­tło­czy­ła. Wie­dzia­łam, że na po­cząt­ku mogą się po­ja­wić trud­no­ści, ale my­śla­łam, że już dobę po po­ro­dzie pier­si wy­peł­nią się mle­kiem. Cze­ka­łam, cze­ka­łam i nic… Do tego do­szedł jesz­cze baby blu­es i pła­ka­łam, pa­trząc na inne, kar­mią­ce mamy. Na­tu­ra nie ob­da­rzy­ła mnie mi­secz­ką G, a skrom­ną 65D, ale uświa­do­mio­no mi, że nie w tym leży pro­blem. Od po­cząt­ku na­sta­wi­łam się, że będę syn­ka kar­mić na­tu­ral­nie. Wzię­łam się w garść i po­sta­no­wi­łam, że zro­bię wszyst­ko, by ten cel osią­gnąć. Nie uda­ło­by się to z pew­no­ścią bez od­po­wied­niej opie­ki oko­ło­po­ro­do­wej i me­gaw­spar­cia po­łoż­nych w szpi­ta­lu, w któ­rym ro­dzi­łam. Te­raz się nie dzi­wię, że jed­ną z częst­szych przy­czyn nie­kar­mie­nia pier­sią jest brak od­po­wied­nie­go wspar­cia lak­ta­cyj­ne­go. Ja też z pew­no­ścią w koń­cu bym się pod­da­ła, gdy­by nie te cu­dow­ne ko­bie­ty, na któ­re tra­fi­łam. W pew­nym stop­niu po­mo­gła też żół­tacz­ka Ja­sia, któ­ra wy­dłu­ży­ła nasz po­byt w szpi­ta­lu i tym sa­mym po­zwo­li­ła nam na do­tar­cie się pod ką­tem lak­ta­cji.

Póź­niej w domu też nie za­wsze było ła­two, zwłasz­cza gdy po­ja­wia­ły się tzw. kol­ki nie­mow­lę­ce, co ozna­cza­ło płacz, czę­ste bu­dze­nie się, „wi­sze­nie” przy pier­si. Choć mój zdro­wy roz­są­dek pod­po­wia­dał mi, że to nie wina die­ty, w koń­cu pod­da­łam się na­ci­skom i za­czę­łam sto­so­wać die­tę bez­mlecz­ną (gdyż to mle­ko i jego prze­two­ry uwa­ża­no za przy­czy­nę złe­go sa­mo­po­czu­cia Ja­sia). I co??? I nic, po dwóch ty­go­dniach jej sto­so­wa­nia (a w su­mie wiel­kich mę­czar­ni, gdyż na­biał uwiel­biam) nie za­uwa­ży­łam żad­nej, na­wet naj­mniej­szej po­pra­wy. Naj­lep­szym kol­ko­wym an­ti­do­tum oka­za­ły się cie­pły po­wiew i szum su­szar­ki, a nie zmia­na die­ty. Te­raz już nikt mnie nie prze­ko­na, że pod­czas kar­mie­nia po­win­nam zre­zy­gno­wać z po­ło­wy grup pro­duk­tów i ogra­ni­czyć się do ryżu z kur­cza­kiem i mar­chew­ką. Pierw­sze mie­sią­ce po po­ro­dzie to był tro­chę taki „dzień świ­ra” – kar­mie­nie, zmia­na pie­lu­chy, sen, kar­mie­nie, spa­cer, pie­lu­cha, sen (a ra­czej czu­wa­nie), ką­piel… W pew­nym mo­men­cie wy­nie­sie­nie ko­sza do śmiet­ni­ka wy­da­wa­ło mi się wspa­nia­łą for­mą roz­ryw­ki (choć mu­szę przy­znać, że wspar­cie męża mia­łam ogrom­ne). Zda­rza­ło mi się, że pierw­szy po­si­łek ja­da­łam w po­rze obia­du, a mój lunch wy­pa­dał o go­dzi­nie 20. Bar­dzo po­moc­ne oka­za­ły się jed­nak za­pa­sy za­mra­żar­ko­we zro­bio­ne tuż przed po­ro­dem, po­le­cam.

Pod­czas roz­sze­rza­nia die­ty dziec­ka rów­nież nie uda­ło się unik­nąć nie­spo­dzia­nek. Sta­ra­łam się go­to­wać sama, choć przy­znam szcze­rze, że ko­rzy­sta­łam też ze sło­icz­ków, któ­re cza­sem oka­zy­wa­ły się nie­za­stą­pio­ne. Było plu­cie, gry­ma­sze­nie, la­ta­nie ły­żecz­ką jak sa­mo­lo­tem. O ile mar­chew­ka, cu­ki­nia i jabł­ko były ak­cep­to­wal­ne, o tyle bro­kuł czy dy­nia już nie­ko­niecz­nie. Kie­dy za­czę­łam wpro­wa­dzać na­biał do die­ty syn­ka, to jo­gurt stał się da­niem nu­mer je­den, po­dob­nie jak póź­niej ma­ka­ron czy le­ni­we. Ale co się dzi­wić, prze­cież oj­ciec i mat­ka też klu­sko­wi i mlecz­ni. Do tego był pro­blem z pi­ciem, bo nasz syn NIE TO­LE­RO­WAŁ ŻAD­NEJ BU­TEL­KI!!! W koń­cu po wiel­kich bo­jach oraz przy za­cho­wa­niu że­la­znej kon­se­kwen­cji uda­ło się na­kło­nić syn­ka do pi­cia z kub­ka i uroz­ma­icić die­tę. Dziś Ja­siek wsu­wa prak­tycz­nie wszyst­ko, ze śle­dzia­mi włącz­nie.

Mimo że pierw­szy rok ży­cia dziec­ka nie za­wsze jest cza­sem sie­lan­ki, szyb­ko za­po­mi­na się o nie­przy­jem­nych mo­men­tach, a po­zo­sta­ją w pa­mię­ci te lep­sze. Gdy te­raz Ja­siek z ocza­mi jak kot ze „Shre­ka” pod­cho­dzi do mnie i mówi: „Ko­cham cię, ma­mu­siu”, cał­ko­wi­cie za­po­mi­nam o ja­kich­kol­wiek kol­kach, za­par­ciach czy nie­prze­spa­nych no­cach. Tego ży­czę rów­nież to­bie, dro­ga mamo.

Ta książ­ka po­wsta­ła nie po to, by przed­sta­wić ci je­dy­ny słusz­ny mo­del ży­wie­nia. To tyl­ko cen­ny dro­go­wskaz w pierw­szym roku ży­cia two­je­go dziec­ka.

Magda, dietetyk z 16-letnim doświadczeniem,
mama 2,5-letniej Julki

Mamą zo­sta­łam dość póź­no, w peł­ni świa­do­mie i zgod­nie z pla­nem. Prze­ba­da­łam się do­kład­nie, gdyż z po­wo­du za­bu­rzeń hor­mo­nal­nych uprze­dza­no mnie od lat, że ła­two nie bę­dzie i mogę się dłu­go sta­rać. Po­nie­waż mam skoń­czo­ne stu­dia z za­kre­su ży­wie­nia i już na­ście lat do­świad­czeń w za­wo­dzie die­te­ty­ka, przy­go­to­wa­łam się też ży­wie­nio­wo, za­dba­łam o wcze­śniej­szą su­ple­men­ta­cję i wszyst­ko, co było re­ko­men­do­wa­ne dla „póź­nych pier­wo­ró­dek”. A że w ży­ciu nie da się wszyst­kie­go za­pla­no­wać, a już na pew­no nie tak de­li­kat­nych spraw jak cią­ża i by­cie mamą, to cze­ka­ło mnie kil­ka nie­spo­dzia­nek. W cią­żę za­szłam wcze­śniej, niż skoń­czy­ła się dia­gno­sty­ka, wbrew ro­ko­wa­niom le­ka­rzy. Mimo bra­ku cho­rób przed cią­żą, pra­wi­dło­wej masy cia­ła i dba­nia o zdro­wą die­tę (w koń­cu za­wód mnie do tego ob­li­gu­je) do­pa­dła mnie cu­krzy­ca cią­żo­wa, po pro­stu nie dało się oszu­kać ob­cią­żeń ge­ne­tycz­nych po pra­bab­ci, bab­ci i ma­mie. A jesz­cze jed­ną nie­spo­dzian­ką był o 2 mie­sią­ce wcze­śniej­szy po­ród, zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­ny, nie­pla­no­wa­ny, ze szczę­śli­wym dla mnie i cór­ki roz­wią­za­niem przez ce­sar­skie cię­cie. Wy­da­wa­ło mi się, że cze­ka­ją mnie już tyl­ko same osła­wio­ne uro­ki ma­cie­rzyń­stwa i bę­dzie z gór­ki, a oczy­wi­ście jak każ­da mama wie, i ty pew­nie też się prze­ko­na­łaś, do­pie­ro wte­dy się za­czę­ło…

Jako mama ma­leń­kiej, przed­wcze­śnie uro­dzo­nej có­recz­ki, któ­ra za­miesz­kała nie­ste­ty w in­ku­ba­to­rze, a nie przy moim boku, a do tego mama ce­sar­ko­wa, mu­sia­łam naj­pierw po­wal­czyć o lak­ta­cję. Nie­ste­ty w ta­kich sy­tu­acjach na­tu­ral­nie mle­ko z pier­si nie try­ska. Wiem z do­świad­cze­nia swo­je­go i in­nych mam wcze­śnia­ków, że aby od­nieść suk­ces, lak­ta­cję trze­ba sty­mu­lo­wać, a poza sa­mo­za­par­ciem i oso­bi­stą de­ter­mi­na­cją po­trzeb­ni są mą­drzy prze­wod­ni­cy – le­ka­rze, po­łoż­ne, do­rad­cy lak­ta­cyj­ni. W przy­pad­ku wcze­śnia­ków do wszyst­kich oczy­wi­stych plu­sów kar­mie­nia mle­kiem mat­ki na­le­ży do­dać i to, że jest ono trak­to­wa­ne jako do­dat­ko­we le­kar­stwo dla ma­leń­stwa, a że jako bez­rad­na mama có­recz­ki w in­ku­ba­to­rze nie mo­głam jej ina­czej po­móc, to zro­bi­łam wszyst­ko, co mo­głam, żeby lak­ta­cję wy­wo­łać, sty­mu­lo­wać i utrzy­mać. Za­czę­łam re­gu­lar­ną (co 3 go­dzi­ny) pra­cę z lak­ta­to­rem (me­to­dą 7-5-3), co po­wo­do­wa­ło, że nie spa­łam wię­cej niż 2 go­dzi­ny bez prze­rwy. Bar­dzo po­mo­gła przy tym sama có­recz­ka, bo jed­ną z me­tod po­bu­dze­nia lak­ta­cji, a tak­że ad­ap­ta­cji wcze­śnia­ków, jest tzw. kan­gu­ro­wa­nie, czy­li przy­tu­la­nie ma­leń­stwa do pier­si (naj­le­piej „skó­ra do skó­ry”, czy­li do na­giej pier­si). Oczy­wi­ście ja­dłam i pi­łam wszyst­ko, co tyl­ko mo­gło po­bu­dzać lak­ta­cję, m.in. słód jęcz­mien­ny, her­bat­ki lak­ta­cyj­ne, wodę ko­ko­so­wą, mle­ko mig­da­ło­we…, ge­ne­ral­nie wszyst­ko, co – jak wy­czy­ta­łam w róż­nych źró­dłach – może wspo­móc pro­duk­cję mle­ka mat­ki. Było na­praw­dę cięż­ko, ale uda­ło się i kar­mi­łam có­recz­kę przez 11 mie­się­cy. Je­śli też je­steś prze­ra­żo­ną mamą wcze­śnia­ka, to chcia­łam ci do­dać otu­chy szczę­śli­wym za­koń­cze­niem mo­jej hi­sto­rii.

Przez pierw­szy rok z ra­cji wcze­śniac­twa i ni­skiej masy uro­dze­nio­wej bar­dzo sku­pia­łam się na pra­wi­dło­wym przy­ro­ście wa­go­wym cór­ki, bo jed­nak mia­ła co nad­ra­biać. W związ­ku z tym mimo kar­mie­nia pier­sią do­kar­mia­łam ją mle­kiem mo­dy­fi­ko­wa­nym. Na szczę­ście nie mia­ły­śmy pro­ble­mu z żad­ny­mi aler­gia­mi. Do­pa­dły nas oczy­wi­ście kol­ki i pro­ble­my z kup­ką, ale z per­spek­ty­wy cza­su wy­da­je mi się, że nie więk­sze niż u prze­cięt­ne­go nie­mow­la­ka.

Nie było też pro­ble­mu z roz­sze­rza­niem die­ty. Je­dy­nie z po­wo­du bra­ku rze­tel­nej in­for­ma­cji w przy­pad­ku wcze­śniac­twa mia­łam wąt­pli­wo­ści co do tego, kie­dy do ja­dło­spi­su Jul­ki wpro­wa­dzać nowe pro­duk­ty. Kie­ru­jąc się więc bar­dziej swo­ją in­tu­icją i do tej pory tyl­ko teo­re­tycz­ną wie­dzą o kar­mie­niu nie­mow­ląt, po­sta­no­wi­łam roz­sze­rzać die­tę có­recz­ki we­dług tzw. wie­ku ko­ry­go­wa­ne­go (czy­li od rze­czy­wi­ste­go wie­ku cór­ki od­ję­łam okres, któ­re­go za­bra­kło do wy­zna­czo­ne­go ter­mi­nu po­ro­du). W związ­ku z tym wpro­wa­dza­łam po­szcze­gól­ne pro­duk­ty z mniej wię­cej 2-mie­sięcz­nym opóź­nie­niem w sto­sun­ku do tego, co dyk­to­wał ka­len­darz.

Moja Jul­ka wy­rów­na­ła wszel­kie za­le­gło­ści wcze­śnia­cze. Jak na cór­kę ży­wie­niow­ca przy­sta­ło, jej die­ta jest uroz­ma­ico­na, chęt­nie pró­bu­je wszel­kich no­wo­ści i je prak­tycz­nie wszyst­ko. Nie mam żad­ne­go pro­ble­mu z ja­ki­mi­kol­wiek wa­rzy­wa­mi, owo­ca­mi, ry­ba­mi, ka­sza­mi czy in­ny­mi da­nia­mi, któ­re chcia­ła­bym, aby ja­da­ła. Nie­jad­kiem na pew­no nie jest, na ra­zie nie mamy też pro­ble­mu z nad­mier­nym ape­ty­tem, chy­ba że coś jej bar­dzo sma­ku­je, ale za­cho­wu­ję czuj­ność.

Ewa, dietetyk z 16-letnim doświadczeniem,
mama 6-letniego Michała i 2-letniego Filipa

By­cie mamą dwój­ki dzie­ci to za­szczyt, wiel­ka ra­dość i przy­jem­ność, ale nie ukry­wam, że rów­nież cięż­ka pra­ca. By­cie dziec­kiem die­te­ty­ka – to do­pie­ro nie lada wyz­wa­nie!

Je­stem mamą dwóch urwi­sów. Syn­ko­wie wy­peł­nia­ją całe moje ży­cie! Każ­dy z nich jest inny, wy­ma­ga in­ne­go po­dej­ścia i trak­to­wa­nia. Mało tego, ta ich in­ność do­ty­czy nie tyl­ko cha­rak­te­ru, ru­chli­wo­ści, lecz tak­że, o zgro­zo… ape­ty­tu!

Ale od po­cząt­ku. Za­wsze chcia­łam być ide­al­ną mat­ką (któ­ra by nie chcia­ła!). Cier­pli­wą, cie­płą, uśmiech­nię­tą, z po­czu­ciem hu­mo­ru oraz dy­stan­sem do sie­bie i świa­ta, dba­ją­cą o swo­je dzie­ci jak naj­le­piej… szcze­gól­nie je­śli cho­dzi o ży­wie­nie! W koń­cu je­stem die­te­ty­kiem, mam dużą wie­dzę na ten te­mat. By­łam prze­ko­na­na, że so­bie po­ra­dzę.

Cóż, moje wy­obra­że­nia i za­ło­że­nia zmie­rzy­ły się z rze­czy­wi­sto­ścią! Mój pierw­szy syn ape­tyt miał cał­kiem spo­ry i jak na swo­je po­cząt­ko­we 2800 g, zu­peł­nie do­brze so­bie ra­dził. Jed­nym sło­wem, co mie­siąc to nowy ki­lo­gram, a ja z prze­ra­że­niem pa­trzy­łam na ko­lej­ne po­mia­ry! Przez pierw­sze pół roku kar­mi­łam go tyl­ko na­tu­ral­nie i mimo że wie­dzę mia­łam dużą – przy­naj­mniej więk­szą niż prze­cięt­na mat­ka, po­ja­wi­ła się myśl, że coś mu­szę ro­bić źle, sko­ro syn cią­gle przy­bie­ra na wa­dze w ta­kim tem­pie. Te­raz się z tego śmie­ję, ale wte­dy nie było mi do śmie­chu. Nie wie­dzia­łam, co ro­bić, by­łam prze­ra­żo­na. Od­chu­dzać dziec­ko? Ab­surd! Pe­dia­tra tyl­ko no­to­wa­ła i mó­wi­ła, że pew­nie taka moja i jego uro­da i że­bym nic nie zmie­nia­ła w die­cie (ale mi po­mo­gła)! Do­dat­ko­wo mój nie­po­kój wzma­ga­ły ko­men­ta­rze: „Ooo, jaki on duży!”, co ja in­ter­pre­to­wa­łam jako: „Ooo, jaki on gru­by!!!”. Dla mat­ki die­te­tycz­ki nie był to za­pew­ne kom­ple­ment i ła­twa spra­wa, zresz­tą do tej pory nie jest. Mu­sia­łam się jed­nak ja­koś z tym zmie­rzyć. Ogar­nia­ło mnie prze­ra­że­nie, ale jed­no­cze­śnie z de­ter­mi­na­cją jesz­cze bar­dziej dba­łam o na­szą die­tę. Obie­ca­łam so­bie, że nie dam się zwa­rio­wać, ale też nie po­zwo­lę, aby moje dzie­ci w przy­szło­ści mia­ły ja­kie­kol­wiek pro­ble­my z wagą. Nad tym mogę prze­cież po­pra­co­wać i za­dzia­łać!

Po 6 uda­nych mie­sią­cach kar­mie­nia na­tu­ral­ne­go z roz­sze­rza­niem die­ty rów­nież nie mie­li­śmy pro­ble­mu. Może tyl­ko z wpro­wa­dze­niem glu­te­nu, bo mia­łam wte­dy mnó­stwo wąt­pli­wo­ści: kie­dy, ile, w ja­kiej po­sta­ci… Kto to wy­my­ślił, aby tak utrud­niać ży­cie ro­dzi­com?! Do­brze, że przy Fi­li­pie nie mia­łam już tego pro­ble­mu. Pierw­sza mar­chew­ka to była dla Mi­cha­ła sama roz­kosz i uśmiech na buzi, a po­tem też gład­ko po­szło. Dy­nia, ziem­niak, owo­ce, kasz­ki, kró­li­czek czy ryb­ki, szpi­nak, bro­ku­ły sma­ko­wa­ły mu tak, jak­by to jadł od daw­na, aż mu się uszy trzę­sły. Sama go­to­wa­łam. Cza­sem tyl­ko się­ga­łam po sło­icz­ki, w sy­tu­acjach, kie­dy nie mia­łam od­po­wied­nich pro­duk­tów albo po pro­stu mi się nie chcia­ło (też mie­wa­łam ta­kie chwi­le!). Dba­łam, z po­mo­cą mo­je­go cier­pli­we­go męża oraz nie­oce­nio­nej nia­ni Mi­cha­ła, Pani Zosi, o re­gu­lar­ność po­sił­ków i ugrun­to­wa­nie za­sad zdro­we­go ży­wie­nia. Do 2. roku ży­cia mo­je­go dziec­ka nie pa­mię­tam, aby mój syn gry­ma­sił przy je­dze­niu, do 13. mie­sią­ca ży­cia nie wie­dział, co to sło­dy­cze czy cze­ko­lad­ki (chy­ba że o czymś nie wiem!). Chło­pak sa­mo­dziel­nie zja­dał wszyst­ko, co miał na ta­le­rzu. A wszy­scy się za­chwy­ca­li, jaki to do­bry dzie­ciak.

Ape­tyt cały czas ma świet­ny. Tre­nu­je judo. Wśród swo­ich ró­wie­śni­ków na pew­no nie jest prze­cięt­ny. To cu­dow­ny i je­dzą­cy wszyst­ko mło­dy czło­wiek, acz­kol­wiek co­raz czę­ściej zda­rza­ją mu się małe ży­wie­nio­we fo­chy. Jest cie­kaw sma­ków, ale też wie­dzy na te­mat wa­rzyw i owo­ców! Przy róż­nych oka­zjach roz­ma­wia­my na te­mat je­dze­nia: cu­kru i tłusz­czu w die­cie dziec­ka i za­gro­żeń z tym zwią­za­nych, ale w przy­stęp­ny spo­sób, do­sto­so­wa­ny do wie­ku syna. Uwa­żam, że nie za­ka­za­mi, ale roz­mo­wą, prze­ka­zy­wa­niem wie­dzy, uświa­da­mia­niem mo­że­my zwal­czać nie­wła­ści­we na­wy­ki. Do­dam tyl­ko, że nie wpro­wa­dzam trud­nych do zre­ali­zo­wa­nia ogra­ni­czeń. Mi­chał, któ­ry jest Sło­dy­czo­wym Po­two­rem, do­sta­je cza­sem sło­dy­cze, ale w ra­mach roz­sąd­ku. Czę­sto po­ma­ga mi przy wy­pie­kach cia­stek czy in­nych do­mo­wych sma­ko­ły­ków, któ­re do­zu­ję i kon­tro­lu­ję. Nie ukry­wam, że w tej dro­dze do do­sko­na­ło­ści nie­raz bra­ko­wa­ło mi cier­pli­wo­ści!

O ile Mi­cha­ła moż­na było uchro­nić przed sło­dy­cza­mi do 13. mie­sią­ca ży­cia, o tyle Fi­li­pa nie­ste­ty już nie­ko­niecz­nie. Z wia­do­mych przy­czyn – przy­kład idą­cy od star­sze­go bra­ta robi swo­je! Wi­dzę jed­nak, że jest to cał­kiem inny typ kon­struk­cji fi­zycz­nej i psy­chicz­nej. Bar­dziej upar­ty, bar­dziej wy­bred­ny. Po­cząt­ki z Fi­li­pem, któ­re­go rów­nież przez 6 mie­się­cy kar­mi­łam tyl­ko na­tu­ral­nie, były po­dob­ne. Przy­bie­ra­nie na wa­dze – rów­nie oka­za­łe, wpro­wa­dza­nie no­wych pro­duk­tów – rów­nie bez­bo­le­sne, ale Fi­lip był już bar­dziej gry­ma­śny i chi­me­rycz­ny. Za to ja mia­łam więk­sze do­świad­cze­nie i pod­cho­dzi­łam do die­ty z więk­szym lu­zem. Nie trzy­ma­łam się kur­czo­wo ta­bel­ki z no­wy­mi pro­duk­ta­mi, szcze­gól­nie że trze­ba było przy­go­to­wy­wać po­sił­ki rów­nież dla Mi­cha­ła. Kie­ro­wa­łam się głów­nie na­szy­mi do­mo­wy­mi za­sa­da­mi ży­wie­nio­wy­mi, a uroz­ma­ica­jąc menu, pro­po­no­wa­łam do­bre ja­ko­ścio­wo pro­duk­ty w da­nym se­zo­nie. Młod­szy syn bar­dziej wy­brzy­dza przy na­szych ro­dzin­nych po­sił­kach (oj, wte­dy przy­po­mi­nam so­bie do­bre cza­sy z Mi­cha­łem!) i przy­znam szcze­rze, że cza­sem bra­ku­je mi cier­pli­wo­ści, ale wspie­ra­my się z mę­żem i dzia­ła­my ra­zem, za co mu bar­dzo dzię­ku­ję.

Kon­se­kwen­cja w dzia­ła­niu, do­bre na­sta­wie­nie oraz CIER­PLI­WOŚĆ mogą zdzia­łać cuda! Pa­mię­taj o tym!

Z per­spek­ty­wy cza­su jako mama dwój­ki ma­lu­chów mogę śmia­ło stwier­dzić, że obec­nie obo­wią­zu­ją­cy sche­mat roz­sze­rza­nia die­ty dziec­ka jest jak­by pi­sa­ny dla mnie! In­tu­icyj­ny, orien­ta­cyj­ny, po­zwa­la­ją­cy na więk­szą do­wol­ność.

PS. U Fi­li­pa glu­ten nie był już pro­ble­mem, po­da­łam mu po pro­stu ka­wa­łek chle­ba do „cium­ka­nia”.Kar­mie­nie pier­sią

Magdalena Czyrynda-Koleda

Kar­mie­nie pier­sią to chy­ba je­den z naj­częst­szych, za­raz po spo­so­bie po­ro­du, te­ma­tów po­ru­sza­nych na spo­łecz­nych fo­rach, zwłasz­cza wśród obec­nych i przy­szłych ro­dzi­ców. I po­mi­jam tu fakt, że pra­wie każ­da ko­bie­ta, ba, na­wet cza­sem męż­czy­zna, czu­je się eks­per­tem w tej dzie­dzi­nie. Czę­sto pada py­ta­nie o to, czy w ogó­le kar­mić. A je­śli tak, to jak dłu­go? Czy wpro­wa­dzić kar­mie­nie mie­sza­ne? Czy i jaką die­tę sto­so­wać i jak ra­dzić so­bie z bó­lem, któ­ry wie­lu ko­bie­tom wy­da­je się nie­odzow­nym ele­men­tem na­tu­ral­ne­go spo­so­bu kar­mie­nia dziec­ka? Wsłu­chu­jąc się w te dys­ku­sje, do­cho­dzę do wnio­sku, że przez cały czas je­ste­śmy w tej kwe­stii nie­do­in­for­mo­wa­ni. Za mało się o tym mówi w spo­sób rze­tel­ny me­ry­to­rycz­nie, za mało się po­da­je rze­czo­wych in­for­ma­cji, któ­re mogą uła­twić pod­ję­cie de­cy­zji.

Praw­da jest taka, że to ty, dro­ga mamo, po­dej­mu­jesz osta­tecz­ną de­cy­zję!!! Chcę ci za­tem przy­bli­żyć te­mat kar­mie­nia pier­sią, a zwłasz­cza wy­ja­śnić naj­bar­dziej nur­tu­ją­ce kwe­stie.

We­dług Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Zdro­wia (WHO) nie­mow­lę­ta do 6. mie­sią­ca ży­cia po­win­ny być kar­mio­ne wy­łącz­nie po­kar­mem na­tu­ral­nym. Pew­nie te­raz my­ślisz so­bie: „No do­brze, ale jak dłu­go moż­na dziec­ku po­da­wać pierś?”. Tu­taj nie ma jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi po­par­tej na­uko­wo. Czę­sto mówi się, że kar­mie­nie pier­sią po­win­no być kon­ty­nu­owa­ne tak dłu­go, jak dłu­go mama i dziec­ko od­czu­wa­ją taką po­trze­bę. Świa­to­wa Or­ga­ni­za­cja Zdro­wia wska­zu­je bar­dziej kon­kret­nie i re­ko­men­du­je kar­mie­nie na­tu­ral­ne przy­naj­mniej do 2. roku ży­cia dziec­ka.

Rze­czy­wi­stość jest jed­nak zu­peł­nie inna – tyl­ko po­ło­wa ko­biet po po­ro­dzie utwier­dza się w swo­jej de­cy­zji o kar­mie­niu pier­sią. Dla­cze­go? My­ślę, że bar­dzo duży wpływ mają na to na­sza nie­świa­do­mość i nie­wie­dza, róż­ne mity i prze­są­dy, któ­re na­ro­sły wo­kół tego te­ma­tu. Nie­ste­ty nie za­wsze jest tak, że chwi­lę po po­ro­dzie mle­ko samo try­ska z pier­si, przy­kła­dasz no­wo­rod­ka bez pro­ble­mu, on się ide­al­nie naja­da i wszy­scy są szczę­śli­wi. Oczy­wi­ście ta­kie sce­na­riu­sze się zda­rza­ją, ale nie­zwy­kle rzad­ko. Za­zwy­czaj lak­ta­cję trze­ba so­bie wy­pra­co­wać. Uwierz mi, pro­szę, wy­ma­ga to tro­chę wy­sił­ku i nie­prze­spa­nych go­dzin przy lak­ta­to­rze, ale na­gro­da, któ­rą otrzy­mu­jesz, jest war­ta swo­jej ceny. Nie­zwy­kle waż­na w ta­kiej sy­tu­acji bę­dzie po­moc po­łoż­nej czy do­rad­czy­ni lak­ta­cyj­nej. Pa­mię­taj, że nie ma tu zna­cze­nia wiel­kość pier­si. Cza­sem bu­do­wa bro­daw­ki może być ele­men­tem utrud­nia­ją­cym chwy­ce­nie pier­si przez no­wo­rod­ka, ale obec­nie jest do­stęp­nych wie­le na­kła­dek, któ­re uła­twia­ją kar­mie­nie i spra­wia­ją, że może być ono przy­jem­no­ścią. Po­nad­to zda­rza się tak, że to dziec­ko po­dej­mu­je de­cy­zję za nas i dal­sze opie­ra­nie się nie ma sen­su. Mię­dzy­na­ro­do­we dane ze­bra­ne od 4000 ko­biet miesz­ka­ją­cych na róż­nych kon­ty­nen­tach wska­zu­ją, że naj­waż­niej­szą przy­czy­ną za­prze­sta­nia kar­mie­nia pier­sią jest nie­wy­star­cza­ją­ca ilość po­kar­mu.

Jed­ny­mi z czę­stych po­wo­dów nie­kar­mie­nia pier­sią, o któ­rych ko­bie­ty nie mó­wią wprost, są strach przed utra­tą jędr­no­ści i do­bre­go wy­glą­du pier­si, jak rów­nież re­stryk­cyj­na die­ta, o któ­rej czę­sto sły­szy­my od na­szych mam, babć czy bar­dziej do­świad­czo­nych ma­tek, co ro­dzi ko­lej­ne na­sze oba­wy.

Czas oba­lić te mity. O ile za­sto­su­jesz die­tę mamy kar­mią­cej pier­sią omó­wio­ną w dal­szej czę­ści książ­ki, o tyle o atrak­cyj­ność swe­go biu­stu nie mu­sisz się bać już te­raz. Z naj­now­szych ba­dań, opu­bli­ko­wa­nych w „Aesthe­tic Sur­ge­ry Jo­ur­nal”, jed­no­znacz­nie wy­ni­ka, że samo kar­mie­nie pier­sią i jego dłu­gość nie przy­czy­nia­ją się do ob­wi­sło­ści pier­si. Mogą mieć na­to­miast zna­cze­nie: więk­sza masa cia­ła przed cią­żą, duży przy­rost wagi w trak­cie cią­ży, star­szy wiek mat­ki w chwi­li zaj­ścia w cią­żę, pa­le­nie pa­pie­ro­sów czy więk­szy roz­miar pier­si przed cią­żą. Jed­nym sło­wem, już w mo­men­cie sta­ra­nia się o dziec­ko war­to dbać o swo­je zdro­wie, zwłasz­cza przez sto­so­wa­nie od­po­wied­niej die­ty i ak­tyw­ność fi­zycz­ną.

Skład mleka kobiecego

Mle­ko mat­ki to po­karm, któ­ry zmie­nia się nie tyl­ko w za­leż­no­ści od eta­pu kar­mie­nia (ży­cia dziec­ka), lecz tak­że w cią­gu doby. Tuż po po­ro­dzie na­zy­wa­ny jest sia­rą, na­stęp­nie zmie­nia się w mle­ko przej­ścio­we, by pod ko­niec 2. ty­go­dnia ży­cia ma­lu­cha osią­gnąć po­stać doj­rza­łą.

Mle­ko pro­du­ko­wa­ne przez gru­czoł pier­sio­wy ko­bie­ty to do­sko­na­ła kom­bi­na­cja biał­ka, tłusz­czów, wę­glo­wo­da­nów, wi­ta­min i skład­ni­ków mi­ne­ral­nych. Taka, aby przez pierw­sze 6 mie­się­cy ży­cia nie­mow­lę­cia za­pew­nić mu wszyst­ko, co naj­lep­sze dla jego roz­wo­ju.

Głów­nym skład­ni­kiem mle­ka ko­bie­ce­go jest woda. Sta­no­wi ona znacz­ną część ca­łe­go po­kar­mu – aż do 90%. Uga­si pra­gnie­nie two­je­go ma­lu­cha w każ­dej sy­tu­acji, więc do­dat­ko­we do­pa­ja­nie nie­mow­lę­cia, któ­re jest kar­mio­ne wy­łącz­nie pier­sią, nie jest wska­za­ne.

Ko­lej­ny waż­ny skład­nik mle­ka sta­no­wi biał­ko – głów­ny bu­du­lec ludz­kie­go or­ga­ni­zmu. Mimo że jest go sto­sun­ko­wo nie­wie­le, bo oko­ło 1%, za­pew­nia ma­lu­cho­wi od­po­wied­ni wzrost i roz­wój oraz może go w wie­ku póź­niej­szym uchro­nić przed nad­wa­gą i oty­ło­ścią.

Głów­ny przed­sta­wi­ciel wę­glo­wo­da­nów za­war­tych w po­kar­mie na­tu­ral­nym to lak­to­za. Uła­twia ona m.in. wchła­nia­nie wap­nia. Po­nad­to oli­go­sa­cha­ry­dy wy­stę­pu­ją­ce w mle­ku sty­mu­lu­ją wzrost pra­wi­dło­wej flo­ry bak­te­ryj­nej prze­wo­du po­kar­mo­we­go nowo na­ro­dzo­ne­go dziec­ka.

Mle­ko ko­bie­ce za­wie­ra rów­nież tłusz­cze, któ­re peł­nią funk­cje ener­ge­tycz­ne i bu­dul­co­we dla ca­łe­go ukła­du ner­wo­we­go, mó­zgu i siat­ków­ki oka.

Koń­cząc te­mat skła­du mle­ka, war­to jesz­cze zwró­cić uwa­gę na skład­ni­ki mi­ne­ral­ne i wi­ta­mi­ny w nim za­war­te. Nie bra­ku­je w tym po­kar­mie ma­gne­zu, cyn­ku, chro­mu ani po­ta­su, jak rów­nież wi­ta­min roz­pusz­czal­nych w tłusz­czach. Są też wi­ta­mi­ny B6 i B12. War­to jed­nak pa­mię­tać, że od tego, ile do­star­czasz wi­ta­min z gru­py B swo­je­mu or­ga­ni­zmo­wi, za­le­ży po­ziom ich za­war­to­ści w mle­ku, któ­rym kar­misz dziec­ko. Stę­że­nie że­la­za na­to­miast bę­dzie nie­du­że, ale dzię­ki jego 50-pro­cen­to­wej przy­swa­jal­no­ści bę­dzie ono sta­no­wić waż­ną ba­rie­rę ochron­ną przed wy­stą­pie­niem u ma­lu­cha ane­mii.

Jak wy­ni­ka z ba­dań prze­pro­wa­dzo­nych wśród ke­nij­skich ma­tek, te za­miesz­ku­ją­ce bied­niej­sze re­gio­ny pro­du­ko­wa­ły tłust­sze mle­ko dla swych có­rek, na­to­miast mamy po­cho­dzą­ce z za­moż­niej­szej czę­ści Ke­nii ofe­ro­wa­ły mle­ko bo­gat­sze w tłusz­cze sy­nom.

Nie­za­leż­nie od tego, czy je­steś zwo­len­nicz­ką czy prze­ciw­nicz­ką kar­mie­nia pier­sią, nie spo­sób się nie zgo­dzić z tym, że daje ono bar­dzo dużo ko­rzy­ści za­rów­no to­bie, jak i two­je­mu dziec­ku.

Zalety karmienia piersią

Dla ko­bie­ty:

- więk­sza ochro­na przed no­wo­two­ra­mi pier­si i jaj­ni­ka,
- mniej­sze ry­zy­ko krwo­to­ku po­po­ro­do­we­go,
- szyb­sze ob­kur­cza­nie się ma­ci­cy,
- mniej­sze ry­zy­ko wy­stą­pie­nia cho­rób ukła­du krą­że­nia w wie­ku star­szym,
- wzmoc­nio­ne ko­ści.

Dla dziec­ka:

- więk­sza od­por­ność, a co za tym idzie, rzad­sze wy­stę­po­wa­nie za­pa­leń ucha środ­ko­we­go czy in­fek­cji dróg od­de­cho­wych,
- mniej­sze ry­zy­ko wy­stą­pie­nia nad­wa­gi i oty­ło­ści w póź­niej­szym dzie­ciń­stwie i wie­ku do­ro­słym,
- ła­twiej­sze za­sy­pia­nie,
- rzad­sze wy­stę­po­wa­nie lub ła­god­niej­szy prze­bieg za­ka­żeń ukła­du po­kar­mo­we­go.

Dla oboj­ga:

- za­spo­ka­ja­nie emo­cjo­nal­nej po­trze­by bli­sko­ści

Dieta mamy karmiącej piersią

Ten te­mat jest chy­ba źró­dłem naj­więk­szych mi­tów i sprzecz­no­ści. Naj­czę­ściej za­le­ce­nia, któ­re sły­szysz, za­wie­ra­ją mnó­stwo ogra­ni­czeń. We­dług „eks­per­tów” die­ta po­win­na być lek­ko­straw­na, trze­ba uwa­żać na ostre i wy­ra­zi­ste sma­ki, po­ło­wa pro­duk­tów jest nie­wska­za­na, naj­le­piej wy­klu­czyć na­biał... i tak da­lej, i tak da­lej. A jaka jest praw­da? Die­ta mat­ki kar­mią­cej po­win­na być uroz­ma­ico­na i zbi­lan­so­wa­na oraz za­wie­rać pro­duk­ty z róż­nych grup. Zda­niem gru­py eks­per­tów (w jej skład wcho­dzą spe­cja­li­ści zwią­za­ni z War­szaw­skim Uni­wer­sy­te­tem Me­dycz­nym, Szko­łą Głów­ną Go­spo­dar­stwa Wiej­skie­go w War­sza­wie, In­sty­tu­tem „Po­mnik – Cen­trum Zdro­wia Dziec­ka” oraz Cen­trum Me­dycz­nym „Że­la­zna” i Szpi­ta­lem Spe­cja­li­stycz­nym im. Świę­tej Ro­dzi­ny w War­sza­wie) w spra­wie za­le­ceń ży­wie­nio­wych dla ko­biet w okre­sie lak­ta­cji (z 2013 r.) spo­sób ży­wie­nia ko­bie­ty kar­mią­cej pier­sią po­wi­nien za­pew­nić mat­ce jak naj­lep­sze wa­run­ki prze­bie­gu lak­ta­cji. Pro­duk­cja mle­ka ma pierw­szeń­stwo przed in­ny­mi pro­ce­sa­mi me­ta­bo­licz­ny­mi za­cho­dzą­cy­mi w or­ga­ni­zmie ko­bie­ty, dla­te­go też stan od­ży­wie­nia mat­ki nie ma tu­taj tak du­że­go zna­cze­nia.

Podczas laktacji powinnaś pamiętać o takich kwestiach, jak:

- zwięk­sze­nie ka­lo­rycz­no­ści po­sił­ków

Je­śli kar­misz pier­sią, two­je za­po­trze­bo­wa­nie ka­lo­rycz­ne wzra­sta o 500 kcal na dobę w pierw­szych 6 mie­sią­cach kar­mie­nia i o oko­ło 400 kcal na dobę w ko­lej­nym pół­ro­czu.

- spo­ży­wa­nie pro­duk­tów do­brej ja­ko­ści

Wy­bie­raj pro­duk­ty bo­ga­te w tzw. do­bre tłusz­cze, m.in. za­wie­ra­ją­ce kwa­sy ome­ga-3. Znaj­dziesz je w róż­ne­go ro­dza­ju ole­jach ro­ślin­nych i oli­wie, ry­bach, głów­nie mor­skich, orze­chach, pest­kach i awo­ka­do. Gdy masz ocho­tę na słod­ko­ści, spró­buj sama coś przy­go­to­wać lub ko­rzy­staj z pro­duk­tów wy­so­kiej ja­ko­ści.

- czy­ta­nie ety­kiet

Uni­kaj pro­duk­tów peł­nych sztucz­nych do­dat­ków do żyw­no­ści.

- za­pew­nie­nie od­po­wied­niej ilo­ści wap­nia, że­la­za, jodu, wi­ta­mi­ny D3 i dłu­go­łań­cu­cho­wych nie­na­sy­co­nych kwa­sów tłusz­czo­wych

We­dług wspo­mnia­nej wcze­śniej gru­py eks­per­tów nie­do­bo­ry tych skład­ni­ków zda­rza­ją się naj­czę­ściej w przy­pad­ku ko­biet kar­mią­cych na­tu­ral­nie.

- uroz­ma­ice­nie die­ty

Mię­dzy baj­ki mo­żesz wło­żyć za­le­ce­nia spo­ży­wa­nia dań skła­da­ją­cych się głów­nie z go­to­wa­ne­go mię­sa, ryżu, ziem­nia­ków, star­tej mar­chew­ki i bu­ra­ka. Nie ozna­cza to, że nie moż­na jeść ta­kich po­traw. Wręcz prze­ciw­nie. Chcę ci jed­nak uświa­do­mić, że die­ta w trak­cie kar­mie­nia pier­sią nie musi być tak mo­no­ton­na i peł­na wy­rze­czeń. W two­im co­dzien­nym ja­dło­spi­sie nie po­win­no za­brak­nąć za­rów­no pro­duk­tów bę­dą­cych źró­dłem wę­glo­wo­da­nów zło­żo­nych, wspo­mnia­nych wcze­śniej tłusz­czów, bia­łek, jak i tych do­star­cza­ją­cych skład­ni­ków mi­ne­ral­nych oraz wi­ta­min. Mó­wiąc o tych pierw­szych, mam na my­śli nie tyl­ko „bia­ły” ma­ka­ron (z mąki pszen­nej), drob­ną ka­szę czy ryż, lecz tak­że, je­śli nie przede wszyst­kim, pro­duk­ty otrzy­ma­ne z mąki z peł­ne­go prze­mia­łu, np. ka­szę gry­cza­ną, pie­czy­wo żyt­nie ra­zo­we. W tej gru­pie znaj­dą się rów­nież róż­ne­go ro­dza­ju wa­rzy­wa. Biał­ko po­win­no po­cho­dzić z dwóch źró­deł, a mia­no­wi­cie po­win­no do­mi­no­wać to peł­no­war­to­ścio­we, po­cho­dze­nia zwie­rzę­ce­go (mle­ko i jego prze­two­ry, mię­so i jego prze­two­ry, ryby, jaja) i być uzu­peł­nio­ne tym po­cho­dze­nia ro­ślin­ne­go (głów­nie ro­śli­ny strącz­ko­we, orze­chy i ka­sze). Wi­ta­mi­ny i skład­ni­ki mi­ne­ral­ne znaj­du­ją się głów­nie we wspo­mnia­nym wcze­śniej na­bia­le, ja­jach, prze­two­rach zbo­żo­wych oraz wa­rzy­wach i owo­cach.

Spy­tasz się pew­nie te­raz, co ro­bić w sy­tu­acji, kie­dy nie­mow­lę ma kol­kę? Wte­dy na­le­ży za­cho­wać spo­kój i zdro­wy roz­są­dek. We­dług ofi­cjal­ne­go sta­no­wi­ska gru­py eks­per­tów kol­ka nie jest po­wo­dem, dla któ­re­go po­win­naś za­sto­so­wać die­tę bez­mlecz­ną lub bez­lak­to­zo­wą czy wręcz zre­zy­gno­wać z kar­mie­nia pier­sią.

- pi­cie od­po­wied­niej ilo­ści pły­nów

We­dług za­le­ceń ko­bie­ta kar­mią­ca pier­sią po­win­na wy­pi­jać w cią­gu dnia oko­ło 3 li­trów pły­nów, naj­le­piej gdy są to woda oraz nie­sło­dzo­ne her­ba­ty.

- ogra­ni­cze­nie uży­wek

Uprze­dza­jąc two­je py­ta­nie o kawę, od razu na­pi­szę, że we­dług za­le­ceń po­win­no się ogra­ni­czyć spo­ży­cie ko­fe­iny w trak­cie cią­ży i lak­ta­cji do 300 mg na dzień, co w prak­ty­ce ozna­cza 2 kub­ki do­brej ja­ko­ścio­wo kawy. Nie zapo­mi­naj jed­nak o tym, że ko­fe­inę za­wie­ra­ją rów­nież her­ba­ta, CZE­KO­LA­DA oraz na­po­je typu cola. Nie po­win­naś w ogó­le się­gać po al­ko­hol ani pa­pie­ro­sy. Al­ko­hol prze­ni­ka do mle­ka i może mieć wpływ na za­ha­mo­wa­nie roz­wo­ju psy­cho­ru­cho­we­go dziec­ka, na­to­miast pa­le­nie pa­pie­ro­sów źle wpły­wa na lak­ta­cję.

- nie­ogra­ni­cza­nie przy­praw, ziół

Wiem, te­raz po­my­ślisz so­bie, że za­pach i smak czosn­ku, ce­bu­li czy ostrej pa­pry­ki przej­dzie do mle­ka. I co z tego? Gdy by­łaś w cią­ży, sma­ki i aro­ma­ty po­traw, któ­re ja­da­łaś, też do­cie­ra­ły do dziec­ka wraz z pły­nem owo­dnio­wym. Dzię­ki temu twój ma­luch uczy się no­wych sma­ków i w przy­szło­ści chęt­niej bę­dzie się­gał po ży­wie­nio­we no­wo­ści.

- za­cho­wa­nie zdro­we­go roz­sąd­ku

„Eks­per­tów” w dzie­dzi­nie ży­wie­nia w trak­cie cią­ży i kar­mie­nia pier­sią spo­tkasz wie­lu. Za­ufaj jed­nak swo­jej in­tu­icji i pa­mię­taj o tym, że TWÓJ PO­KARM NIE PO­WSTA­JE Z SO­KÓW ŻO­ŁĄD­KO­WYCH, ALE Z KRWI. Nie trze­ba więc pre­wen­cyj­nie sto­so­wać diet eli­mi­na­cyj­nych. Nie mu­sisz re­zy­gno­wać z cy­tru­sów, ma­lin ani orze­chów tyl­ko w oba­wie przed roz­wo­jem aler­gii u two­je­go dziec­ka. Chy­ba że sama je­steś uczu­lo­na na któ­ryś z pro­duk­tów, wte­dy eli­mi­na­cja jest po­trzeb­na.

Po­nad­to ba­da­nia wska­zu­ją na to, że róż­no­rod­na, zdro­wa die­ta mat­ki pod­czas lak­ta­cji prze­kła­da się na zdrow­sze na­wy­ki ży­wie­nio­we dziec­ka za­rów­no w trak­cie roz­sze­rza­nia die­ty, jak i w póź­niej­szym dzie­ciń­stwie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij