Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Misja Ambasadora - ebook

Data wydania:
15 czerwca 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Misja Ambasadora - ebook

Sonea jest przerażona, kiedy jej syn, który właśnie ukończył studia, postanawia dołączyć do grupy Ambasadorów Gildii, wybierających się do Sachaki. Kiedy nadchodzi wiadomość, że zaginął, Sonea chce koniecznie ruszyć na poszukiwania, ale nie może opuścić miasta, nie łamiąc prawa zabraniającego czarnym magom opuszczania Imardinu. Kiedy pojawia się u niej Cery, prosząc o pomoc, ponieważ większość jego rodziny została zamordowana, Sonea dowiaduje się, że w półświatku od lat toczy się śmiertelna wojna między Złodziejami. Podejrzane przypadki śmierci sprawiają, że Gildia zaczyna się martwić, czy aby nie ma do czynienia z dzikimi magami.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62170-24-1
Rozmiar pliku: 940 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Pi­sa­nie tej książ­ki było cu­dow­nie wol­ne od stre­sów i spraw roz­pra­sza­ją­cych uwa­gę, któ­re tak bar­dzo utrud­nia­ły ukoń­cze­nie po­przed­niej, to­też po­dzię­ko­wa­nia będą krót­kie.

Dzię­ku­ję Pau­lo­wi.

Wiel­kie bra­wa dla ze­spo­łu z Or­bit, zwłasz­cza Dar­re­na Na­sha i Jo­an­ny Kra­mer – za­wsze byli cier­pli­wi i świet­nie się z nimi pra­co­wa­ło, na­wet w okre­sie fru­stru­ją­cych kło­po­tów tech­nicz­nych. Szcze­gól­ne ukło­ny na­le­żą się miej­sco­wej dru­ży­nie wy­daw­nic­twa Or­bit, zwłasz­cza Ade­le, Amy, Lin­dzie i Tod­do­wi, któ­rzy wo­zi­li mnie na spo­tka­nia au­tor­skie w księ­gar­niach w swo­ich au­stra­lij­skich mia­stach i byli świet­ny­mi kom­pa­na­mi.

Dzię­ku­ję szcze­gól­nie Ma­rian­ne de Pier­res za sty­lo­wą pre­mie­rę Uczen­ni­cy Maga i sta­ty­sty­ki, któ­re zdu­mia­ły na­wet mnie.

Dzię­ku­ję, jak za­wsze, Fran i Liz, i wszyst­kim agen­tom na ca­łym świe­cie, któ­rzy za­ła­twia­ją za mnie roz­ma­ite trud­ne spra­wy.

A tak­że pierw­szym czy­tel­ni­kom: Don­nie, Ni­co­le, Jen­ny, Ma­mie i Ta­cie.

A na ko­niec, jak za­wsze, czy­tel­ni­kom. Niech nig­dy nie za­brak­nie wam do­brych ksią­żek do czy­ta­nia.

ROZDZIAŁ 1 DAWNI I NOWI

Naj­słyn­niej­szym i naj­czę­ściej cy­to­wa­nym wier­szem po­ety Re­wi­na, naj­lep­sze­go z ca­łej zgrai, któ­ra po­ja­wi­ła się w No­wym Mie­ście, jest Pieśń mia­sta. Opo­wia­da on o tym, co moż­na usły­szeć nocą w Imar­di­nie, je­śli tyl­ko za­trzy­mać się i po­słu­chać: o nie­koń­czą­cym się, stłu­mio­nym i od­le­głym szu­mie dźwię­ków. Gło­sów. Pio­se­nek. Śmie­chu. Jęku. Krzy­ku. Wrza­sku.

W ciem­no­ści pa­nu­ją­cej w no­wej dziel­ni­cy Imar­di­nu pe­wien czło­wiek przy­po­mniał so­bie ten wiersz. Za­trzy­mał się, by na­słu­chi­wać, ale za­miast dać się po­nieść pie­śni mia­sta, sku­pił się na jed­nym zgrzy­tli­wie brzmią­cym po­gło­sie. Dźwię­ku, któ­ry tu nie pa­so­wał. Dźwię­ku, któ­ry się nie po­wta­rzał. Par­sk­nął ci­cho i ru­szył przed sie­bie.

Kil­ka kro­ków da­lej z mro­ku tuż przed nim wy­nu­rzył się ja­kiś kształt. Był to męż­czy­zna, któ­ry na­chy­lał się groź­nie. W ostrzu noża od­bi­ło się świa­tło.

– Da­waj kasę – ode­zwał się szorst­ki, zde­cy­do­wa­ny głos.

Na­pad­nię­ty nie od­po­wie­dział, tyl­ko stał bez ru­chu. Wy­glą­dał, jak­by za­marł z prze­ra­że­nia. Albo jak­by był po­grą­żo­ny w my­ślach.

Kie­dy wresz­cie się po­ru­szył, zro­bił to nie­zwy­kle szyb­ko. Trzask, szarp­nię­cie rę­ka­wa – i ban­dy­ta krzyk­nął, pa­da­jąc na ko­la­na. Nóż za­brzę­czał o bruk. Czło­wiek po­kle­pał go po ra­mie­niu.

– Wy­bacz. Wy­bra­łeś nie­wła­ści­wą noc i nie­wła­ści­wy cel, a ja nie mam cza­su, żeby ci to tłu­ma­czyć.

Kie­dy ban­dy­ta upadł twa­rzą na bruk, prze­kro­czył jego cia­ło i ru­szył da­lej. Chwi­lę póź­niej za­trzy­mał się i spoj­rzał przez ra­mię na dru­gą stro­nę uli­cy.

– Eja! Gol. Mia­łeś być moim ochro­nia­rzem.

Z cie­nia wy­nu­rzył się ko­lej­ny po­tęż­ny kształt – i pod­szedł na­tych­miast.

– Mam wra­że­nie, że wca­le mnie nie po­trze­bu­jesz, Cery. A ja ro­bię się na sta­rość po­wol­ny. To ja po­wi­nie­nem ci pła­cić za ochro­nę.

Cery skrzy­wił się.

– Wzrok i słuch masz wciąż do­bre, praw­da?

Gol za­mru­gał po­wie­ka­mi.

– Rów­nie do­bre jak ty – od­po­wie­dział po­nu­ro.

– Wła­śnie – wes­tchnął Cery. – Po­wi­nie­nem się wy­co­fać. Ale Zło­dzie­je nie prze­cho­dzą w stan spo­czyn­ku.

– Chy­ba że prze­sta­ją być Zło­dzie­ja­mi.

– Chy­ba że zo­sta­ją tru­pa­mi – po­pra­wił go Cery.

– Ty nie je­steś ja­kimś tam Zło­dzie­jem. Cie­bie chy­ba nie do­ty­czą zwy­kłe za­sa­dy. Nie za­czy­na­łeś w zwy­czaj­ny spo­sób, to dla­cze­go miał­byś zwy­czaj­nie skoń­czyć?

– Chciał­bym, żeby wszy­scy inni tak my­śle­li.

– Ja też. Mia­sto by­ło­by lep­szym miej­scem.

– Gdy­by wszy­scy my­śle­li tak jak ty? Ha!

– Dla mnie na pew­no.

Cery ro­ze­śmiał się i ru­szył przed sie­bie. Gol trzy­mał się kil­ka kro­ków za nim. Nie­źle ukry­wa strach, po­my­ślał Cery. Za­wsze tak było. Ale z pew­no­ścią my­śli o tym, że obaj mo­że­my nie prze­żyć tej nocy. Zbyt wie­lu już zgi­nę­ło.

Po­nad po­ło­wa Zło­dziei – przy­wód­ców grup prze­stęp­czych pół­świat­ka Imar­di­nu – zgi­nę­ła w cią­gu ostat­nich kil­ku lat. Każ­dy w inny spo­sób, ale więk­szość z przy­czyn nie­na­tu­ral­nych. Za­szty­le­to­wa­ni, otru­ci, ze­pchnię­ci z wy­so­kich bu­dyn­ków, w po­ża­rze, uto­pie­ni albo za­sy­pa­ni w pod­ziem­nym tu­ne­lu. Nie­któ­rzy twier­dzi­li, że od­po­wia­da za to jed­na oso­ba – czło­wiek na­zy­wa­ny Łow­cą Zło­dziei. Inni twier­dzi­li, że to po­ra­chun­ki mię­dzy sa­my­mi Zło­dzie­ja­mi.

Gol ma­wiał, że za­kła­dy nie do­ty­czą tego, kto zgi­nie na­stęp­ny, ale – w jaki spo­sób.

Oczy­wi­ście sta­rych Zło­dziei za­stę­po­wa­li mło­dzi, cza­sa­mi w po­ko­jo­wy spo­sób, cza­sa­mi po krót­kiej, krwa­wej wal­ce. Moż­na się było tego spo­dzie­wać. Ale ci zu­chwa­li nowi też nie byli od­por­ni na śmierć. Ko­lej­ną ofia­rą mógł zo­stać rów­nie do­brze nowy, jak i star­szy Zło­dziej.

Mię­dzy za­bój­stwa­mi nie było wi­docz­nych po­wią­zań. Zło­dzie­je ży­wi­li do sie­bie licz­ne ura­zy, ale żad­na z nich nie by­ła­by wy­star­cza­ją­cym po­wo­dem do tylu mor­derstw. A mimo że za­ma­chy na ży­cie Zło­dziei nie były ni­czym nie­zwy­czaj­nym – w su­mie sta­no­wi­ły ele­ment ka­rie­ry – za­dzi­wia­ło, że się uda­wa­ły. Za­dzi­wia­ło rów­nież to, że za­bój­ca czy też za­bój­cy nie prze­chwa­la­li się swo­imi suk­ce­sa­mi i nig­dy nikt ich nie wi­dział.

W daw­nych cza­sach zwo­ła­li­by­śmy spo­tka­nie. Prze­dys­ku­to­wa­li­by­śmy stra­te­gię. Stwo­rzy­li wspól­ny front. Mi­nę­ło jed­nak tyle cza­su, od­kąd Zło­dzie­je ze sobą współ­pra­co­wa­li, że za­pew­ne nie wie­dzie­li­by­śmy te­raz, jak się do tego za­brać.

Cery do­strzegł nad­cho­dzą­ce zmia­ny za­raz po tym, jak po­ko­na­ni zo­sta­li na­jeźdź­cy icha­ni, ale nie przy­pusz­czał, że na­stą­pią one tak szyb­ko. Kie­dy tyl­ko za­prze­sta­no Czy­stek – co­rocz­ne­go wy­pę­dza­nia bez­dom­nych z mia­sta do slum­sów – slum­sy uzna­no za część mia­sta, a do­tych­cza­so­we gra­ni­ce prze­sta­ły obo­wią­zy­wać. Za­chwia­ły się przy­mie­rza mię­dzy Zło­dzie­ja­mi, po­ja­wi­li się nowi ry­wa­le. Zło­dzie­je, któ­rzy pod­czas na­jaz­du współ­pra­co­wa­li, by oca­lić mia­sto, zwró­ci­li się prze­ciw­ko so­bie, pra­gnąc utrzy­mać stan po­sia­da­nia, od­zy­skać utra­co­ne te­ry­to­ria i wy­ko­rzy­stać nowe moż­li­wo­ści.

Cery mi­nął czte­rech mło­dych męż­czyzn opar­tych o ścia­nę na rogu za­uł­ka i szer­szej uli­cy. Zmie­rzy­li go wzro­kiem i utkwi­li oczy w nie­wiel­kiej od­zna­ce przy­pię­tej do płasz­cza, ozna­cza­ją­cej, że wła­ści­ciel jest czło­wie­kiem Zło­dzie­ja. Na­tych­miast ukło­ni­li się z sza­cun­kiem. Cery ski­nął im gło­wą, po czym za­trzy­mał się w wej­ściu do za­uł­ka, cze­ka­jąc, aż Gol mi­nie tam­tych i do nie­go do­łą­czy. Lata temu ochro­niarz uznał, że le­piej mu idzie wy­ła­py­wa­nie po­ten­cjal­nych za­gro­żeń, je­śli trzy­ma się nie­co da­lej – a Cery był w sta­nie po­ra­dzić so­bie z więk­szo­ścią na­pa­ści sam.

Cery cze­kał. Wpa­tru­jąc się w czer­wo­ną li­nię wy­ma­lo­wa­ną w po­przek wej­ścia do za­uł­ka, uśmiech­nął się roz­ba­wio­ny. Król, uznaw­szy slum­sy za część mia­sta, ze zmien­nym szczę­ściem usi­ło­wał prze­jąć nad nimi kon­tro­lę. Ulep­sze­nia w nie­któ­rych czę­ściach pro­wa­dzi­ły do pod­wyż­sze­nia czyn­szów, co wraz z wy­bu­rze­niem nie­bez­piecz­nych bu­dyn­ków zmu­sza­ło naj­bied­niej­szych do gro­ma­dze­nia się w co­raz to mniej­szych czę­ściach mia­sta. Oko­py­wa­li się tam i za­własz­cza­li te miej­sca, bro­niąc ich z dzi­ką de­ter­mi­na­cją, ni­czym osa­czo­ne zwie­rzę­ta, i na­da­jąc tym dziel­ni­com na­zwy ta­kie jak Czar­ne Uli­ce czy Twier­dza Byl­ców. Po­wsta­ły nowe gra­ni­ce, nie­któ­re ma­lo­wa­ne, inne tyl­ko sym­bo­licz­ne. Ża­den straż­nik miej­ski nie od­wa­żył­by się ich prze­kro­czyć bez to­wa­rzy­stwa kil­ku ko­le­gów – a na­wet w ta­kiej sy­tu­acji mógł się spo­dzie­wać wal­ki. Je­dy­nie obec­ność maga za­pew­nia­ła bez­pie­czeń­stwo.

Kie­dy ochro­niarz zrów­nał się z nim, Cery od­wró­cił się i ra­mię w ra­mię ru­szy­li przez szer­szą uli­cę. Mi­nął ich po­wóz oświe­tlo­ny dwie­ma ko­ły­szą­cy­mi się la­tar­nia­mi. Wszech­obec­ni straż­ni­cy prze­cha­dza­li się dwój­ka­mi – nig­dy nie tra­cąc z oczu są­sied­nich par i obo­wiąz­ko­wo no­sząc la­tar­nie.

Była to nowa uli­ca prze­lo­to­wa, bie­gną­ca przez nie­bez­piecz­ną dziel­ni­cę mia­sta zna­ną jako Dzi­ka Dro­ga. Cery za­sta­na­wiał się z po­cząt­ku, dla­cze­go Król w ogó­le za­wra­cał so­bie gło­wę tą czę­ścią mia­sta. Prze­chod­nie ry­zy­ko­wa­li na­paść ra­bu­siów gra­su­ją­cych po obu stro­nach uli­cy, a może na­wet dźgnię­cie no­żem. Sama uli­ca była jed­nak sze­ro­ka, nie da­wa­ła na­past­ni­kom do­bre­go schro­nie­nia, a bie­gną­ce pod nią tu­ne­le, sta­no­wią­ce nie­gdyś część pod­ziem­nej sie­ci pod na­zwą Zło­dziej­skiej Ścież­ki, zo­sta­ły za­sy­pa­ne pod­czas bu­do­wy. Wie­le ze sta­rych, prze­lud­nio­nych bu­dyn­ków po obu stro­nach zbu­rzo­no i za­stą­pio­no więk­szy­mi, bez­piecz­niej­szy­mi do­ma­mi, na­le­żą­cy­mi do kup­ców.

Roz­dzie­lo­ne w ten spo­sób po­łą­cze­nia w ob­rę­bie Dzi­kiej Dro­gi zo­sta­ły wy­łą­czo­ne z użyt­ku. Jak­kol­wiek Cery był prze­ko­na­ny, że roz­po­czę­to już pra­ce nad no­wy­mi tu­ne­la­mi, po­ło­wę lo­kal­nej lud­no­ści zmu­szo­no do prze­nie­sie­nia się w inne nie­cie­ka­we re­jo­ny, pod­czas gdy resz­ta zo­sta­ła roz­dzie­lo­na przez uli­cę. Dzi­ka Dro­ga, gdzie nie­gdyś przy­by­sze po­szu­ki­wa­li do­mów gry albo ta­nich la­dacz­nic, nie ba­cząc na ry­zy­ko na­pa­ści i śmier­ci, prze­sta­ła ist­nieć.

Cery jak zwy­kle czuł się nie­pew­nie na otwar­tej prze­strze­ni. Spo­tka­nie z na­past­ni­kiem nie­po­ko­iło go.

– My­ślisz, że wy­sła­no go, żeby mnie spraw­dził? – spy­tał.

Gol nie od­po­wie­dział od razu, a jego dłu­gie mil­cze­nie upew­ni­ło Cery’ego, że na­my­ślał się nad od­po­wie­dzią.

– Wąt­pię. Chy­ba ra­czej po pro­stu miał wiel­kie­go pe­cha.

Cery po­ki­wał gło­wą. Też tak my­ślę. Ale cza­sy się zmie­ni­ły. Mia­sto się zmie­ni­ło. Cza­sem czu­ję się tak, jak­bym miesz­kał w ob­cym kra­ju. Albo tak, jak so­bie wy­obra­żam miesz­ka­nie w ja­kimś in­nym miej­scu, bo prze­cież nig­dy nie wy­jeż­dża­łem z Imar­di­nu. Dzi­wacz­nie. Inne za­sa­dy. Nie­bez­pie­czeń­stwa czy­ha­ją­ce w nie­spo­dzie­wa­nych miej­scach. Nig­dy dość ostroż­no­ści. A na do­da­tek idę prze­cież na spo­tka­nie z naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­cym Zło­dzie­jem w Imar­di­nie.

– Hej, ty! – ktoś za­wo­łał.

W kie­run­ku Cery’ego zmie­rza­li dwaj gwar­dzi­ści. Je­den z nich trzy­mał wy­so­ko unie­sio­ną la­tar­nię. Cery osza­co­wał od­le­głość dzie­lą­cą go od dru­giej stro­ny uli­cy, po czym za­trzy­mał się z wes­tchnie­niem.

– Ja? – spy­tał, od­wra­ca­jąc się w kie­run­ku straż­ni­ków. Gol mil­czał.

Wyż­szy z gwar­dzi­stów za­trzy­mał się o krok bli­żej niż jego krę­py to­wa­rzysz. Nie od­po­wia­dał, ale kil­ka­krot­nie prze­no­sił wzrok z Cery’ego na Gola i z po­wro­tem, aż w koń­cu utkwił go w Ce­rym.

– Imię i ad­res – rzu­cił.

– Cery z uli­cy Rzecz­nej, Pół­noc­na Stro­na – od­rzekł Cery.

– Obaj?

– Tak. Gol jest moim słu­gą. I ochro­nia­rzem.

Straż­nik ski­nął gło­wą, le­d­wie za­szczy­ca­jąc Gola spoj­rze­niem.

– Do­kąd się uda­je­cie?

– Na spo­tka­nie z Kró­lem.

Mil­czą­cy do­tych­czas straż­nik gło­śno wcią­gnął po­wie­trze – i za­ro­bił kar­cą­ce spoj­rze­nie zwierzch­ni­ka. Cery przy­glą­dał im się, roz­ba­wio­ny da­rem­ny­mi pró­ba­mi ukry­cia kon­ster­na­cji i lęku. Po­wie­dzia­no mu, że ma udzie­lać gwar­dzi­stom ta­kiej od­po­wie­dzi, a jak­kol­wiek brzmia­ła ona ko­micz­nie, oni naj­wy­raź­niej uwie­rzy­li. Albo, co bar­dziej praw­do­po­dob­ne, wie­dzie­li, że to kod.

Wyż­szy ze straż­ni­ków wy­pro­sto­wał się.

– Ru­szaj­cie za­tem. I… bez­piecz­nej dro­gi.

Cery ru­szył więc. Ra­zem z Go­lem, któ­ry trzy­mał się o krok za nim, prze­mie­rzył uli­cę. Za­sta­na­wiał się, czy ta in­for­ma­cja po­wie­dzia­ła straż­ni­kom, z kim do­kład­nie za­mie­rzał się spo­tkać, czy też tyl­ko tyle, że oso­ba, któ­ra tak od­po­wie­dzia­ła, ma zo­stać pusz­czo­na wol­no, bez opóź­nień.

Tak czy siak, wąt­pił, że na­tknę­li się na je­dy­nych sko­rum­po­wa­nych straż­ni­ków na uli­cy. Za­wsze znaj­do­wa­li się gwar­dzi­ści go­to­wi współ­pra­co­wać ze Zło­dzie­ja­mi, ale obec­nie pro­blem ko­rup­cji był po­waż­niej­szy niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. W Gwar­dii byli uczci­wi, mo­ral­ni lu­dzie, któ­rzy sta­ra­li się wy­kry­wać prze­stęp­ców we wła­snych sze­re­gach, ale od pew­ne­go cza­su prze­gry­wa­li tę wal­kę.

Wszy­scy są wplą­ta­ni w ja­kiś ro­dzaj woj­ny. Gwar­dia zwal­cza ko­rup­cję, Domy to­czą wal­ki mię­dzy sobą, bo­ga­ci i bied­ni no­wi­cju­sze w Gil­dii kłó­cą się nie­ustan­nie, Kra­iny Sprzy­mie­rzo­ne nie mogą dojść do po­ro­zu­mie­nia, co zro­bić z Sa­cha­ką, a Zło­dzie­je wal­czą mię­dzy sobą. Fa­ren uwa­żał­by, że to wszyst­ko bar­dzo za­baw­ne.

Ale Fa­ren nie żył. W prze­ci­wień­stwie do in­nych Zło­dziei zmarł cał­ko­wi­cie zwy­czaj­nie na cho­ro­bę płuc zimą pięć lat temu. Cery już wte­dy od bar­dzo daw­na z nim nie roz­ma­wiał. Czło­wiek, któ­re­go Fa­ren przy­go­to­wy­wał na swo­je­go na­stęp­cę, prze­jął ste­ry jego prze­stęp­cze­go im­pe­rium bez wal­ki czy prze­le­wu krwi. Ten czło­wiek miał na imię Skel­lin.

To z nim miał się dziś spo­tkać Cery.

Idąc przez krót­ki od­ci­nek Dzi­kiej Dro­gi, któ­ry za­cho­wał swój daw­ny cha­rak­ter, Cery nie zwra­cał uwa­gi na za­czep­ki la­dacz­nic i na­ga­nia­czy z do­mów gry, ale za­sta­na­wiał się, co wie o Skel­li­nie. Fa­ren przy­jął do swej świ­ty mat­kę na­stęp­cy, kie­dy ten był jesz­cze dziec­kiem, ale czy zo­sta­ła ona żoną lub ko­chan­ką Fa­re­na, czy też tyl­ko dla nie­go pra­co­wa­ła, po­zo­sta­wa­ło ta­jem­ni­cą. Sta­ry Zło­dziej trzy­mał tę dwój­kę bli­sko sie­bie i w ukry­ciu, jak za­zwy­czaj po­stę­pu­ją Zło­dzie­je z tymi, któ­rych ko­cha­ją. Skel­lin oka­zał się uta­len­to­wa­nym mło­dzień­cem. Zaj­mo­wał się wie­lo­ma spra­wa­mi w pół­świat­ku i sam przed­się­wziął nie­jed­ną, po­peł­nia­jąc przy tym nie­wie­le błę­dów. Miał opi­nię spryt­ne­go i nie­ustę­pli­we­go. Cery są­dził, że Fa­re­no­wi nie spodo­ba­ło­by się cał­ko­wi­cie bez­li­to­sne po­stę­po­wa­nie na­stęp­cy. Ale po­nie­waż opo­wie­ści z pew­no­ścią ubar­wia­no w ko­lej­nych wer­sjach, trud­no było zgad­nąć, czy Skel­lin za­słu­żył na swo­ją re­pu­ta­cję.

Cery nie znał żad­ne­go zwie­rzę­cia, któ­re na­zy­wa­no by „skel­li­nem”. A za­tem na­stęp­ca Fa­re­na był­by pierw­szym z no­wych Zło­dziei, któ­ry ze­rwał z tra­dy­cją po­słu­gi­wa­nia się zwie­rzę­cy­mi przy­dom­ka­mi. Nie zna­czy­ło to, oczy­wi­ście, że tak wła­śnie na­praw­dę się na­zy­wał. Ci, któ­rzy tak uwa­ża­li, po­dzi­wia­li od­wa­gę ujaw­nia­nia imie­nia. Po­zo­sta­łych nie­zbyt to ob­cho­dzi­ło.

Za­kręt ko­lej­nej ulicz­ki za­pro­wa­dził ich w nie­co czyst­szą część dziel­ni­cy. Czyst­szą z po­zo­ru. Za drzwia­mi tych po­rząd­nych, do­brze utrzy­ma­nych do­mów miesz­ka­li lu­dzie za­moż­ni: pro­sty­tut­ki, pa­se­rzy, prze­myt­ni­cy, płat­ni mor­der­cy. Zło­dzie­je na­uczy­li się, że Gwar­dia – nie­zbyt w koń­cu licz­na – nie za­glą­da do środ­ka, je­śli fa­sa­da pre­zen­tu­je się przy­zwo­icie. Po­nad­to Gwar­dia, po­dob­nie jak nie­któ­rzy za­moż­ni lu­dzie z Do­mów po­sia­da­ją­cy wąt­pli­we po­wią­za­nia, na­uczy­ła się rów­nież, że od­po­wied­nio ulo­ko­wa­ne do­ta­cje na cele cha­ry­ta­tyw­ne uspo­ka­ja­ją miej­skich do­bro­czyń­ców, któ­rzy mo­gli­by się nie­po­ko­ić nie­po­wo­dze­nia­mi w roz­wią­zy­wa­niu tego pro­ble­mu.

Obej­mo­wa­ło to rów­nież lecz­ni­ce pro­wa­dzo­ne przez So­neę, któ­ra wciąż po­zo­sta­wa­ła bo­ha­ter­ką bie­do­ty, mimo że bo­ga­ci mó­wi­li tyl­ko o wy­sił­kach i po­świę­ce­niu Ak­ka­ri­na w wal­ce z na­jaz­dem icha­nich. Cery czę­sto za­sta­na­wiał się, czy ona zda­je so­bie spra­wę, ile pie­nię­dzy ofia­ro­wy­wa­nych na jej dzia­łal­ność po­cho­dzi ze źró­deł o wąt­pli­wej re­pu­ta­cji. A je­śli wie, to czy ją to ob­cho­dzi?

Obaj z Go­lem zwol­ni­li kro­ku, kie­dy do­tar­li do skrzy­żo­wa­nia ulic wy­mie­nio­nych we wska­zów­kach, któ­re otrzy­mał Cery. Na rogu po­wi­tał ich dzi­wacz­ny wi­dok.

Ja­sno­zie­lo­na pla­ma wy­peł­nia­ła miej­sce, gdzie nie­gdyś stał dom. Ro­śli­ny, małe i duże, ro­sły mię­dzy sta­ry­mi fun­da­men­ta­mi i roz­wa­lo­ny­mi ścia­na­mi. Wszyst­kie oświe­tlo­ne set­ka­mi wi­szą­cych lam­pek. Cery ro­ze­śmiał się pod no­sem, kie­dy przy­po­mniał so­bie, gdzie wcze­śniej sły­szał na­zwę „Sło­necz­ny Dom”. Bu­dy­nek zo­stał znisz­czo­ny pod­czas na­jaz­du icha­nich, a jego wła­ści­cie­la nie było stać na od­bu­do­wę. Za­miesz­kał więc w piw­ni­cach zruj­no­wa­ne­go domu i ro­bił wszyst­ko, żeby uko­cha­ny ogród za­rósł resz­tę – oko­licz­nych miesz­kań­ców za­chę­cał zaś do od­wie­dzin i za­baw w ogro­dzie.

Było to dzi­wacz­ne miej­sce na spo­tka­nia Zło­dziei, ale Cery do­strze­gał jego za­le­ty. Było sto­sun­ko­wo otwar­te – nikt nie zdo­łał­by się zbli­żyć ani pod­słu­chi­wać nie­zau­wa­żo­ny – a za­ra­zem na tyle pu­blicz­ne, że wszel­kie wal­ki czy ata­ki zo­sta­ły­by za­uwa­żo­ne, co po­win­no znie­chę­cać do zdra­dy i prze­mo­cy.

Wska­zów­ki mó­wi­ły, że ma za­cze­kać obok po­są­gu. Cery i Gol we­szli do ogro­du i do­strze­gli rzeź­bę na po­stu­men­cie w sa­mym środ­ku ruin. Była wy­ko­na­na z czar­ne­go ka­mie­nia, żył­ko­wa­ne­go sza­ro­ścią i bie­lą. Przed­sta­wia­ła męż­czy­znę w pe­le­ry­nie, zwró­co­ne­go ku wscho­do­wi, ale spo­glą­da­ją­ce­go na pół­noc. Pod­cho­dząc bli­żej, Cery uświa­do­mił so­bie, że jest w tym czło­wie­ku coś zna­jo­me­go.

To ma przed­sta­wiać Ak­ka­ri­na, zro­zu­miał nie bez zdu­mie­nia. Zwró­co­ny ku Gil­dii, spo­glą­da w stro­nę Sa­cha­ki. Pod­szedł bli­żej, żeby przyj­rzeć się ry­som twa­rzy. Nie­zbyt po­dob­ny.

Gol wy­dał stłu­mio­ny dźwięk ozna­cza­ją­cy ostrze­że­nie i Cery na­tych­miast sku­pił uwa­gę na oto­cze­niu. Zbli­żał się ku nim ja­kiś męż­czy­zna, dru­gi zaś szedł za nim.

Czy to jest Skel­lin? Musi być ob­co­kra­jow­cem. Na do­da­tek nie na­le­żał do żad­nej zna­nej Cery’emu na­cji. Jego twarz była szczu­pła, ko­ści po­licz­ko­we i pod­bró­dek zbie­ga­ły się w wą­ski klin. Za­ska­ku­ją­co wy­ra­zi­ste usta wy­da­wa­ły się za duże w sto­sun­ku do twa­rzy. Oczy na­to­miast, jak rów­nież łu­ko­wa­te brwi, były nie­zwy­kle har­mo­nij­ne – nie­mal pięk­ne. Skó­ra tego czło­wie­ka była ciem­niej­sza niż u Ely­nów i Sa­cha­kan, ale za­miast błę­kit­no­czar­nej, cha­rak­te­ry­stycz­nej dla Lon­mar­czy­ków, mia­ła czer­wo­na­wą bar­wę. Jego wło­sy lśni­ły czer­wie­nią, bar­dzo ciem­ną w po­rów­na­niu z ży­wy­mi ko­lo­ra­mi spo­ty­ka­ny­mi wśród Ely­nów.

Wy­glą­da, jak­by wpadł do ka­dzi z far­bą i nie zdo­łał jej zmyć, po­my­ślał Cery. Wiek? Dał­bym mu dwa­dzie­ścia pięć lat.

– Wi­taj w mo­jej sie­dzi­bie, Cery ze Stro­ny Pół­noc­nej – ode­zwał się męż­czy­zna bez cie­nia ob­ce­go ak­cen­tu. – Je­stem Skel­lin. Skel­lin Zło­dziej albo Skel­lin Brud­ny Cu­dzo­zie­miec… za­le­ży, z kim roz­ma­wiasz albo też jak bar­dzo wsta­wio­ny jest twój roz­mów­ca.

Cery nie był pew­ny, jak po­wi­nien za­re­ago­wać.

– To jak mam się do cie­bie zwra­cać?

Skel­lin uśmiech­nął się pro­mien­nie.

– Samo Skel­lin wy­star­czy. Nie lu­bię wy­szu­ka­nych ty­tu­łów. – Prze­niósł wzrok na Gola.

– Mój ochro­niarz – wy­ja­śnił Cery.

Skel­lin ski­nął nie­znacz­nie gło­wą w stro­nę Gola, po czym zwró­cił się po­now­nie do Cery’ego.

– Mo­że­my po­roz­ma­wiać na osob­no­ści?

– Oczy­wi­ście – od­parł Cery.

Dał znak Go­lo­wi, któ­ry od­su­nął się poza za­sięg słu­chu. To­wa­rzysz Skel­li­na uczy­nił po­dob­nie.

Zło­dziej pod­szedł do jed­ne­go z roz­wa­lo­nych mur­ków i usiadł.

– Bar­dzo nie­do­brze, że Zło­dzie­je tego mia­sta nie spo­ty­ka­ją się już i nie współ­pra­cu­ją ze sobą – po­wie­dział. – Jak za daw­nych cza­sów. – Zmie­rzył Cery’ego wzro­kiem. – Ty znasz daw­ne zwy­cza­je i kie­dyś ży­łeś we­dług nich. Tę­sk­nisz za nimi?

Cery wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Świat zmie­nia się cały czas. Coś tra­ci­my, coś zy­sku­je­my.

Skel­lin uniósł jed­ną ze swo­ich pięk­nych brwi.

– Czy to, co zy­sku­je­my, prze­wa­ża nad po­no­szo­ny­mi stra­ta­mi?

– Dla jed­nych tak, dla in­nych nie­ko­niecz­nie. Ja nie sko­rzy­sta­łem wie­le na tym roz­pa­dzie, ale nadal do­ga­du­ję się z in­ny­mi Zło­dzie­ja­mi.

– Do­brze sły­szeć. My­ślisz, że jest szan­sa na ja­kieś po­ro­zu­mie­nie?

– Szan­sa jest za­wsze. – Cery uśmiech­nął się. – Za­le­ży, cze­go ma do­ty­czyć to po­ro­zu­mie­nie.

Skel­lin po­tak­nął.

– Oczy­wi­ście. – Umilkł na chwi­lę, przy­bie­ra­jąc po­waż­ny wy­raz twa­rzy. – Chciał­bym zło­żyć ci dwie pro­po­zy­cje. Pierw­szą zło­ży­łem już kil­ku in­nym Zło­dzie­jom, a oni się zgo­dzi­li.

Cery po­czuł dreszcz za­in­te­re­so­wa­nia. Wszy­scy się zgo­dzi­li? Inna spra­wa, że nie wiem, ilu to jest tych „kil­ku”.

– Sły­sza­łeś o Łow­cy Zło­dziei? – spy­tał Skel­lin.

– Kto nie sły­szał?

– My­ślę, że on ist­nie­je.

– Jed­na oso­ba po­za­bi­ja­ła wszyst­kich Zło­dziei? – Cery uniósł brwi, nie kry­jąc nie­do­wie­rza­nia.

– Owszem – od­po­wie­dział z po­wa­gą Skel­lin, wy­trzy­mu­jąc spoj­rze­nie Cery’ego. – Po­py­taj do­oko­ła… po­py­taj lu­dzi, któ­rzy co­kol­wiek wi­dzie­li… w tych za­bój­stwach są pew­ne po­do­bień­stwa.

Mu­szę ka­zać Go­lo­wi przyj­rzeć się temu po­now­nie, po­my­ślał Cery. Po czym przy­szło mu coś do gło­wy. Mam na­dzie­ję, że Skel­lin nie uwa­ża, że moja po­moc w od­na­le­zie­niu sa­cha­kań­skich szpie­gów udzie­lo­na Wiel­kie­mu Mi­strzo­wi Ak­ka­ri­no­wi przed in­wa­zją icha­nich ozna­cza, iż zdo­łam te­raz zna­leźć dla nie­go tego Łow­cę Zło­dziei. Tam­tych było ła­two wy­pa­trzeć, gdy już się wie­dzia­ło, cze­go szu­kać. Łow­ca Zło­dziei to zu­peł­nie inna spra­wa.

– A więc… co chciał­byś w tej spra­wie zro­bić?

– Chciał­bym two­jej zgo­dy na to, że je­że­li do­wiesz się cze­go­kol­wiek o Łow­cy Zło­dziei, przyj­dziesz z tą in­for­ma­cją do mnie. Zda­ję so­bie spra­wę, że Zło­dzie­je rzad­ko ze sobą roz­ma­wia­ją, to­też chęt­nie oso­bi­ście wy­słu­cham wszel­kich wie­ści o Łow­cy. Może je­śli bę­dzie­my współ­pra­co­wać, uda nam się go po­zbyć z po­żyt­kiem dla wszyst­kich. Albo przy­najm­niej ostrze­gać lu­dzi o moż­li­wym ata­ku.

Cery uśmiech­nął się.

– To ostat­nie brzmi opty­mi­stycz­nie.

Skel­lin wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Tak. Moż­li­we, że Zło­dziej nie prze­ka­że ostrze­że­nia, je­śli bę­dzie wie­dział, że Łow­ca Zło­dziei pla­nu­je za­bój­stwo ry­wa­la. Ale pa­mię­taj, że każ­dy za­bi­ty Zło­dziej to mniej­sze moż­li­wo­ści zdo­by­cia in­for­ma­cji, któ­re mogą nam po­móc po­zbyć się Łow­cy i za­pew­nić so­bie bez­pie­czeń­stwo.

– Szyb­ko znaj­dzie się na­stęp­ca.

Skel­lin zmarsz­czył czo­ło.

– Czy­li ktoś, kto może nie mieć ca­łej wie­dzy po­przed­ni­ka.

– Nie przej­muj się. – Cery po­krę­cił gło­wą. – Nie ma obec­nie ni­ko­go, kogo nie­na­wi­dził­bym do tego stop­nia, żeby mu coś ta­kie­go zro­bić.

Tam­ten ro­ze­śmiał się.

– A za­tem umo­wa stoi?

Cery za­sta­no­wił się. Nie prze­pa­dał za tym ro­dza­jem in­te­re­sów, któ­rym zaj­mo­wał się Skel­lin, ale od­rzu­ce­nie tej ofer­ty by­ło­by głu­po­tą. Ten czło­wiek chciał je­dy­nie in­for­ma­cji od­no­szą­cych się do Łow­cy Zło­dziei, nic wię­cej. Nie pro­po­no­wał żad­ne­go pak­tu, nie żą­dał przy­siąg – czy­li gdy­by Cery nie mógł prze­ka­zać mu in­for­ma­cji ze wzglę­du na wła­sne bez­pie­czeń­stwo czy in­te­re­sy, nikt nie po­wie­dział­by, że zła­mał sło­wo.

– Tak – od­rzekł. – Mogę na to przy­stać.

– A za­tem umo­wa stoi – po­wtó­rzył Skel­lin, uśmie­cha­jąc się sze­rzej. – Zo­bacz­my, czy z dru­gą też się po­wie­dzie.

– Za­tarł ręce. – Z pew­no­ścią znasz głów­ny przed­miot mo­ich in­te­re­sów.

Cery po­tak­nął, nie kry­jąc nie­sma­ku.

– Nil. Czy też, jak ma­wia­ją nie­któ­rzy, „gnil”. Nie in­te­re­su­je mnie to. Sły­sza­łem też, że kon­tro­lu­jesz cały han­del.

Skel­lin przy­tak­nął.

– Owszem. Fa­ren umarł, po­zo­sta­wia­jąc mi kur­czą­cy się ob­szar dzia­łań. Mu­sia­łem ja­koś się usta­wić i wzmoc­nić moje wpły­wy. Pró­bo­wa­łem róż­nych to­wa­rów. Do­sta­wy nilu były nie­spraw­dzo­ną no­wo­ścią. By­łem zdu­mio­ny, jak szyb­ko Ky­ra­lia­nie to po­lu­bi­li. Oka­za­ło się cał­kiem do­cho­do­wym in­te­re­sem, i to nie tyl­ko dla mnie. Domy też nie­źle za­ra­bia­ją na wy­naj­mie pa­lar­ni. – Skel­lin urwał. – Ty też mógł­byś zy­skać na tym in­te­re­sie, Cery z Pół­noc­nej Stro­ny.

– Samo Cery wy­star­czy. – Uśmiech­nął się, ale szyb­ko spo­waż­niał. – Miło mi, ale Stro­nę Pół­noc­ną za­miesz­ku­ją lu­dzie zbyt bied­ni, żeby pła­cić za nil. To do­bre dla bo­ga­czy.

– Stro­na Pół­noc­na bo­ga­ci się dzię­ki two­im wy­sił­kom, a nil ta­nie­je, po­nie­waż jest co­raz ła­twiej do­stęp­ny.

Cery po­wstrzy­mał się od po­sęp­ne­go gry­ma­su, sły­sząc tę po­chwa­łę.

– Nie­do­sta­tecz­nie, jak do­tych­czas. I prze­sta­nie się bo­ga­cić, je­śli nil zo­sta­nie tam wpro­wa­dzo­ny zbyt wcze­śnie i zbyt szyb­ko. – A je­śli zdo­łam to po­wstrzy­mać, to w ogó­le nie bę­dzie­my mieć gni­lu. Wi­dział, co dzie­je się z ludź­mi ule­ga­ją­cy­mi przy­jem­no­ści, któ­rą daje nil: za­po­mi­na­ją o je­dze­niu i pi­ciu, za­po­mi­na­ją kar­mić dzie­ci, a za­miast tego dają im nar­ko­tyk, żeby prze­sta­ły skar­żyć się na głód. Nie je­stem jed­nak tak głu­pi, żeby wie­rzyć, że uda mi się za­blo­ko­wać to na za­wsze. Je­śli ja nie zaj­mę się sprze­da­żą, ktoś inny to zro­bi. Mu­szę zna­leźć spo­sób, któ­ry nie na­ro­bi zbyt wie­lu szkód. – Na­dej­dzie chwi­la, kie­dy bę­dzie moż­na wpro­wa­dzić nil do Stro­ny Pół­noc­nej – po­wie­dział w koń­cu. – A kie­dy to na­stą­pi, będę wie­dział, z kim roz­ma­wiać.

– Nie od­wle­kaj tego, Cery – ostrzegł go Skel­lin. – Nil jest po­pu­lar­ny, po­nie­waż jest nowy i mod­ny, ale w koń­cu sta­nie się jak spyl: ko­lej­ną sła­bo­ścią mia­sta, upra­wia­ną i przy­go­to­wy­wa­ną przez każ­de­go. Mam na­dzie­ję, że do tego cza­su będę miał inny to­war, któ­ry za­pew­ni mi byt.

– Urwał i po­pa­trzył w dal. – Ja­kiś sta­ry, po­rząd­ny zło­dziej­ski in­te­res. A może na­wet coś cał­ko­wi­cie uczci­we­go.

Od­wró­cił się znów ku Cery’emu z uśmie­chem, ale na jego twa­rzy był ślad smut­ki i nie­za­do­wo­le­nia. Może to jed­nak uczci­wy czło­wiek, po­my­ślał Cery. Je­śli nie spo­dzie­wał się, że nil roz­prze­strze­ni się tak szyb­ko, to może nie li­czył się z ta­ki­mi szko­da­mi… ale to nie prze­ko­na mnie do tego in­te­re­su.

Uśmiech na twa­rzy Skel­li­na za­stą­pi­ło za­my­śle­nie.

– Są tacy, któ­rzy chęt­nie za­ję­li­by two­je miej­sce, Cery. Nil może być two­ją naj­lep­szą obro­ną przed nimi, tak jak był nią dla mnie.

– Za­wsze znaj­dą się lu­dzie, któ­rzy by się mnie chęt­nie po­zby­li – od­parł Cery. – A ja odej­dę, kie­dy będę go­tów.

To naj­wy­raź­niej roz­ba­wi­ło dru­gie­go Zło­dzie­ja.

– Na­praw­dę wie­rzysz, że mo­żesz wy­brać miej­sce i czas?

– Tak.

– I na­stęp­cę?

– Tak.

Skel­lin za­śmiał się.

– Po­do­ba mi się two­ja pew­ność sie­bie. Fa­ren też taki był. Po czę­ści mu się uda­ło: wy­brał so­bie na­stęp­cę.

– Był spry­cia­rzem.

– Dużo mi o to­bie opo­wia­dał. – Na twa­rzy Skel­li­na ma­lo­wa­ła się te­raz cie­ka­wość. – O tym, że nie zo­sta­łeś Zło­dzie­jem w zwy­kły spo­sób. Że przy­czy­nił się do tego nie­sław­ny Wiel­ki Mistrz Ak­ka­rin.

Cery po­wstrzy­mał się od spoj­rze­nia w stro­nę po­są­gu.

– Wszy­scy Zło­dzie­je zy­sku­ją wła­dzę dzię­ki ła­skom po­tęż­nych tego świa­ta. Ja mia­łem szczę­ście, że od­da­łem kil­ka przy­sług naj­po­tęż­niej­sze­mu.

Skel­lin uniósł brwi.

– Czy on uczył cię ma­gii?

Cery wy­buch­nął śmie­chem.

– Chciał­bym, żeby tak było!

– Ale do­ra­sta­łeś ra­zem z ma­gicz­nie uzdol­nio­ną dziew­czy­ną i do­sze­dłeś do swo­jej po­zy­cji dzię­ki po­mo­cy by­łe­go Wiel­kie­go Mi­strza. Coś tam mu­sia­łeś pod­ła­pać.

– Ma­gia tak nie dzia­ła – wy­ja­śnił Cery. A on z pew­no­ścią o tym wie. – Trze­ba mieć ta­lent, a na­stęp­nie na­uczyć się kon­tro­li i po­słu­gi­wa­nia się nim. Nie da się tego na­uczyć, pod­pa­tru­jąc in­nych.

Skel­lin pod­parł pod­bró­dek na dło­ni, przy­pa­tru­jąc się Cery’emu uważ­nie.

– Wciąż jed­nak po­sia­dasz zna­jo­mo­ści w Gil­dii, praw­da?

Cery po­krę­cił prze­czą­co gło­wą.

– Nie wi­dzia­łem się z So­neą od lat.

– Tro­chę to dziw­ne, zwa­żyw­szy, cze­go do­ko­na­łeś – cze­go do­ko­na­li wszy­scy Zło­dzie­je – żeby im po­móc. – Skel­lin uśmiech­nął się krzy­wo. – Oba­wiam się, że two­ja re­pu­ta­cja przy­ja­cie­la ma­gów znacz­nie prze­wyż­sza rze­czy­wi­stość, Cery.

– Tak bywa z re­pu­ta­cją. Za­zwy­czaj.

Skel­lin po­tak­nął.

– Zga­dza się. Cóż, miło było po­roz­ma­wiać, cie­szę się, że przed­sta­wi­łem moje pro­po­zy­cje. Przy­najm­niej do­szli­śmy do ja­kie­goś po­ro­zu­mie­nia. Mam na­dzie­ję, że wkrót­ce zgo­dzi­my się i w in­nych spra­wach. – Pod­niósł się. – Dzię­ku­ję za spo­tka­nie, Cery z Pół­noc­nej Stro­ny.

– Dzię­ku­ję za za­pro­sze­nie. Po­wo­dze­nia w po­lo­wa­niu na Łow­cę Zło­dziei.

Skel­lin uśmiech­nął się, skło­nił uprzej­mie gło­wę, po czym od­wró­cił się i od­szedł w kie­run­ku, z któ­re­go przy­był. Cery pa­trzył za nim przez chwi­lę, a na­stęp­nie zer­k­nął po­now­nie na po­sąg. Na­praw­dę nie był zbyt po­dob­ny.

– Jak po­szło? – spy­tał ci­cho Gol, kie­dy Cery pod­szedł do nie­go.

– Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi – od­parł Cery. – Je­śli nie li­czyć.

– Je­śli nie li­czyć? – po­wtó­rzył Gol, po­nie­waż Cery nie do­koń­czył.

– Zgo­dzi­li­śmy się na wy­mia­nę in­for­ma­cji w spra­wie Łow­cy Zło­dziei.

– A więc on ist­nie­je?

– Skel­lin tak uwa­ża. – Cery wzru­szył ra­mio­na­mi. Prze­szli przez uli­cę i ru­szy­li z po­wro­tem w stro­nę Dzi­kiej Dro­gi. – Ale nie to było naj­dziw­niej­sze.

– Tak?

– Za­py­tał, czy Ak­ka­rin uczył mnie ma­gii.

Gol za­trzy­mał się.

– To wca­le nie jest aż ta­kie dziw­ne. Fa­ren ukry­wał So­neę, za­nim od­dał ją Gil­dii, w na­dziei że zo­sta­nie jego ma­giem. Skel­lin pew­nie o tym sły­szał.

– My­ślisz, że chciał­by mieć swo­je­go maga na usłu­gi?

– Na pew­no. Cho­ciaż ra­czej nie wy­na­jął­by cie­bie, po­nie­waż uwa­ża cię za Zło­dzie­ja. Może ma na­dzie­ję, że mógł­by do­ga­dać się z Gil­dią za two­im po­śred­nic­twem.

– Po­wie­dzia­łem mu, że od daw­na nie wi­dzia­łem się z So­neą. – Cery za­chi­cho­tał. – Na­stęp­nym ra­zem kie­dy się spo­tka­my, mogę za­py­tać, czy chcia­ła­by po­móc jed­ne­mu z mo­ich zło­dziej­skich przy­ja­ciół, choć­by po to, żeby zo­ba­czyć jej minę.

W za­uł­ku przed nimi po­ja­wił się ja­kiś czło­wiek, zbli­ża­jąc się pręd­ko. Cery szyb­ko roz­wa­żył moż­li­we dro­gi uciecz­ki i kry­jów­ki.

– Po­wi­nie­neś jej po­wie­dzieć, że Skel­lin za­da­wał te py­ta­nia – po­ra­dził Gol. – Może pró­bo­wać szu­kać gdzie in­dziej. I może mu się udać. Nie wszy­scy ma­go­wie są tak nie­prze­kup­ni jak So­nea. – Gol zwol­nił. – To. To Neg.

Ulgę, że to nie ko­lej­ny na­past­nik, szyb­ko za­stą­pił nie­po­kój. Neg pil­no­wał głów­nej kry­jów­ki Cery’ego. Wo­lał to od włó­cze­nia się po uli­cach, po­nie­waż otwar­te prze­strze­nie przy­pra­wia­ły go o za­wrót gło­wy.

Neg zo­ba­czył nad­cho­dzą­cych i pod­biegł zdy­sza­ny. Na jego twa­rzy coś po­ły­ski­wa­ło ja­sno i Cery po­czuł, że ser­ce mu za­mie­ra. Ban­daż.

– Co się sta­ło? – spy­tał gło­sem, któ­ry sam z tru­dem roz­po­znał­by jako wła­sny.

– Przy… przy­kro mi – dy­szał Neg. – Złe wie­ści. – Wziął głę­bo­ki od­dech, po czym wy­pu­ścił na­gle po­wie­trze z płuc i po­trzą­snął gło­wą. – Nie wiem, jak ci po­wie­dzieć.

– Po­wiedz – roz­ka­zał Cery.

– Oni nie żyją. Wszy­scy. Se­lia. Chłop­cy. Nie wi­dzia­łem, kto to zro­bił. Po­ko­nał wszyst­kie za­bez­pie­cze­nia. Nie wiem jak. Zam­ki są całe. Kie­dy przy­sze­dłem. – Neg beł­ko­tał, prze­pra­sza­jąc i tłu­ma­cząc się, szyb­kie sło­wa plą­ta­ły się, a Cery czuł, że w jego uszach wzbie­ra prze­raź­li­wy szum. Przez chwi­lę jego umysł szu­kał in­ne­go wy­ja­śnie­nia. To musi być po­mył­ka. Ude­rzył się w gło­wę i ma­ja­czy. Przy­śni­ło mu się.

Zmu­sił się jed­nak do sta­wie­nia czo­ła temu, co mu­sia­ło być praw­dą. To, cze­go się oba­wiał od lat – co wi­dział w kosz­mar­nych snach – sta­ło się. Ktoś przedarł się przez wszyst­kie za­bez­pie­cze­nia i stra­że i za­mor­do­wał jego ro­dzi­nę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: