Facebook - konwersja

„Staram się patrzeć na życie przez różowe okulary” – wywiad z Katarzyną Bereniką Miszczuk

Blog - baner - „Staram się patrzeć na życie przez różowe okulary” – wywiad z Katarzyną Bereniką Miszczuk

Głowa pełna pomysłów, bujna wyobraźnia i poczucie humoru – za to czytelnicy uwielbiają Katarzynę Berenikę Miszczuk. Autorka i tym razem nie zawiodła swoich fanów, publikując przezabawną komedię kryminalną Ja Cię kocham, a Ty miau. Przy tej okazji Katarzyna Berenika Miszczuk w wywiadzie dla Virtualo opowiada o źródłach inspiracji, o najważniejszej dla siebie roli, a także o planach na przyszłość. Jesteście ciekawi? Przeczytajcie cały wywiad!

Katarzyna Berenika Miszczuk niedawno polecała nam swoje TOP6 ebooków i audiobooków. Dziś rozmawiamy z nią o jej najnowszej książce Ja Cię kocham, a Ty miau.

Planowałam przeprowadzić ten wywiad inaczej. Chciałam, żebyśmy się spotkały, na spokojnie porozmawiały. Sytuacja wszystkich nas jednak zaskoczyła. Okazuje się, że jesteśmy w stanie przeorganizować swoje życie i projekty. Jedną z takich osób jest Pani – zdecydowała się Pani nie przekładać terminu premiery swojej najnowszej powieści Ja Cię kocham, a Ty miau. Stąd moje pytanie: pisarka, mama, lekarka – która z tych ról jest dla Pani w obecnej sytuacji szczególnie ważna, najtrudniejsza?

Obecnie najtrudniejsza i najważniejsza jest dla mnie rola mamy. Jestem na urlopie macierzyńskim, więc nie pracuję teraz w przychodni. Myślałam, że pisanie także odstawię na półkę, ale jest to mój sposób na relaks i wyczyszczenie głowy. Okazało się, że podczas opieki nad małym dzieckiem jest potrzebna taka odskocznia, bo macierzyństwo wygląda inaczej i jest znacznie trudniejsze niż sobie to wcześniej wyobrażałam. Chociażby drzemki – nie sądziłam, że moje dziecko nie będzie ich potrzebować, a tu niespodzianka! Pomimo, że Piotruś jest jeszcze mały (ma obecnie jedenaście miesięcy) to zamknięcie w małym mieszkaniu daje nam się wszystkim we znaki. Już nie mogę się doczekać, kiedy wyjdziemy na porządny spacer. Siedzenie na balkonie bardziej irytuje niż relaksuje.

Jeśli chodzi o premierę Ja Cię kocham, a Ty miau, to wspólnie z wydawcą ustaliliśmy, że nie przesuwamy jej terminu. Głównie dlatego, że sporo osób zamówiło książkę w przedsprzedaży. Nie chcieliśmy, by czuli się zawiedzeni, gdyby musieli na nią czekać kilka miesięcy dłużej. Nie ukrywam jednak, że bardzo obawiam się premiery w czasie kwarantanny. Duża część moich czytelników nie kupuje książek przez internet, tylko w sklepach stacjonarnych albo wypożycza je z bibliotek. Oni niestety premierę przegapią.

W wieku 15 lat napisała Pani swoją pierwszą powieść. Jak to się w ogóle stało, że zaczęła Pani pisać? W czym według Pani tkwi sukces Pani książek?

Odkąd pamiętam, wymyślałam i spisywałam różne historie. Jestem jedynaczką, która zawsze bawiła się sama. Nie potrzebowałam wielu zabawek. Wystarczała mi jedna lalka Barbie, a wyobraźnia robiła resztę. Nogi od stołu i krzeseł stawały się gęstym lasem, kanapa stromym zboczem, dywan łąką, a podłoga morzem.

Później w szkole podstawowej i w gimnazjum pracowałam w gazetkach szkolnych, na ich łamach publikowałam wiersze i pierwsze opowiadania. Zabawę lalkami pod stołem w naturalny sposób przeniosłam na papier. Nadal poruszałam postaciami i wkładałam im do ust kwestie, tylko tym razem za pomocą kartki i długopisu. To dlatego pisanie powieści tak mnie relaksuje. To wciąż jest dla mnie zabawa. Być może czytelnicy to wyczuwają? Poza tym staram się spisywać takie historie, które sama chciałabym przeczytać, albo których bohaterką chciałabym się stać. Być może to sprawia, że wiele osób lubi po nie sięgać.

Pakt z diabłem, słowiańskie wierzenia i… kot-detektyw. Skąd czerpie Pani pomysły na tak nietuzinkowe (i uwielbiane przez czytelników!) fabuły swoich powieści?

Szczerze mówiąc, to nie wiem! Pomysły same pojawiają się w mojej głowie. Czasem zainspiruje mnie usłyszana w radiu piosenka albo jakiś przechodzień na ulicy. Rzadko kiedy od razu spisuję pomysły, przeważnie pozwalam im kiełkować w mojej głowie kilka miesięcy. Dopiero kiedy nie mogę już pozbyć się jakiejś historii ze swoich myśli, to siadam do jej spisania. Nie każda jednak doczekuje się od razu wydania.

Mam na komputerze duży folder z pomysłami, które cierpliwie czekają w kolejce. Częściowo z powodu braku czasu. W ostatnich latach, pomimo codziennej pracy lekarza, udawało mi się pisać dwie powieści rocznie, niestety odbywało się to kosztem życia prywatnego. Teraz, odkąd jestem mamą, muszę przemyśleć plan działania, ponieważ obowiązków mi tylko przybyło. Być może w przyszłości ograniczę pracę lekarza, a skupię się na pisaniu i rodzinie? Jeszcze nie wiem. Na razie staram się żyć z dnia na dzień.

Pomysł na napisanie Ja Cię kocham, a Ty miau pojawił się w mojej głowie na początku urlopu macierzyńskiego. Najpierw odsuwałam go od siebie, ponieważ miałam plan zacząć pracę nad inną powieścią, ale kot Lord wygrał. Nie pozwolił mi o sobie zapomnieć. Po prostu musiałam usiąść do pisania.

Bestsellerowa seria o Szeptusze zapewniła Pani popularność i rozpoznawalność. Jak zmieniło się od tego momentu Pani życie? Skąd zainteresowanie słowiańskimi wierzeniami?

Nie zauważyłam, żeby moje życie jakoś specjalnie się zmieniło. Chociaż chyba pojawiłam się w tym momencie na Wikipedii. To było dla mnie takie „wow – istnieję jako pisarka”! Pomysł na napisanie serii Kwiat paproci powstał w mojej głowie podczas wizyty u rodziny mojego męża. Jestem mieszczuchem, po raz pierwszy to właśnie tam wybrałam się na spacer po lesie (i to nie byle jakim, ponieważ był to spacer jednym ze szlaków Świętokrzyskiego Parku Narodowego). W cieniu ogromnych drzew moja wyobraźnia od razu zaczęła pracować. Byłam przekonana, że ktoś mnie obserwuje zza jakiegoś grubego pnia, a być może to nawet samo drzewo mnie obserwuje! Jako, że wówczas nie wiedziałam kompletnie nic o mitologii słowiańskiej, to zaczęłam na ten temat dużo czytać. Po trzech latach byłam już gotowa, żeby zacząć pisać przygody Gosławy.

Z jednej strony stąpająca twardo po ziemi lekarka, a z drugiej – pisarka, której z pewnością nie brakuje polotu i fantazji. Z Pani powieści można wywnioskować, że ma Pani duże poczucie humoru. Czy taka w rzeczywistości jest Katarzyna Berenika Miszczuk?

O to chyba trzeba zapytać moją rodzinę i przyjaciół. Podejrzewam, że będą bardziej obiektywni. Staram się patrzeć na życie przez różowe okulary, uwielbiam się śmiać, ale tak naprawdę jestem pesymistką. Do każdej sytuacji (nawet do wyjścia do sklepu) mam zawsze przygotowanych kilkanaście scenariuszy, co może pójść nie tak. Jestem mentalnie przygotowana prawie na wszystko. Chociaż, jak ostatni miesiąc pokazał, nie byłam przygotowana na ogólnoświatową pandemię. Sądziłam, że prędzej ktoś wciśnie guzik w piwnicy i odpali bombę atomową. Łudziłam się też, że może zobaczę epidemię zombie, a tu takie rozczarowanie.

Narratorem Pani najnowszej powieści Ja Cię kocham, a Ty miau jest kot Lord. To jego oczami oglądamy wszystkie wydarzenia. Skąd pomysł na taką perspektywę? Czy trudno było Pani zbudować tę nietypową narrację?

Już od wielu lat jestem właścicielką dwóch kotów. Zwłaszcza teraz, kiedy ze względu na dziecko więcej czasu spędzam w domu, mam doskonałą okazję, żeby przyglądać się ich codziennemu życiu. Owszem, dużo czasu przesypiają, ale sama jestem zaskoczona jak różne i złożone mają charaktery. Nasza kotka Misza to typowa neurotyczka, odrobinę obsesyjno-kompulsywna, niemniej to świetny łowca i kotek tzw. kolankowy. Z kolei kocur Sushi jest leniwy, łakomy, despotyczny, złośliwy i tak niezgrabny, że przez to aż rozczulający. Pomimo, że są w podobnym wieku, to śmiertelnie się nienawidzą, jednocześnie nie mogąc bez siebie żyć. Obserwując moją dwójkę wyjątkowo łatwo było mi wczuć się w kota narratora.

Co zainspirowało Panią do sięgnięcia po ten gatunek? Nie wiem, czy słusznie, ale dla mnie ta powieść to jak spotkanie Eduardo Mendozy z Agathą Christie. Z jednej strony przezabawna narracja bohatera wplątanego w kryminalną intrygę, a z drugiej – motyw zamkniętego pokoju i ginący jeden po drugim bohaterowie.

Chciałam spróbować swoich sił. Mam na swoim koncie już kryminał (wydaną przed laty Pustułkę), a także thrillery (Obsesja i Paranoja). Z kolei wątki komediowe przemycam do większości swoich powieści. Jednak nigdy nie połączyłam komedii i kryminału. Muszę powiedzieć, że sprawiło mi to bardzo dużo frajdy. Świetnie bawiłam się podczas pisania.

Lord, bezgranicznie oddany swojej pani, ma charakterek – jest złośliwy, psotliwy i nieco zadufany w sobie. Mimo tego zaskarbia sobie sympatię czytelnika od pierwszych stron. Ala zaś jest dobrą duszą – ciepłą i trochę niewierzącą w siebie osobą. Czy wzorowała Pani na kimś konkretnym swoich głównych bohaterów?

Kot Lord powstał z połączenia moich dwóch pupili. Jest zawzięty i sprytny niczym moja kotka, ale jednocześnie łakomy i otyły jak mój kocur. Czerpałam garściami z zachowań moich sierściuchów. Jeśli chodzi o Alę, to nie ma swojego pierwowzoru.

Ja Cię kocham, a Ty miau to lekka i przezabawna powieść, którą błyskawicznie się czyta. Komu poleciłaby Pani tę książkę?

Wszystkim, którzy chociaż na chwilę chcą zapomnieć o tym, co się aktualnie dzieje na świecie. Wydaje mi się, że komedia kryminalna świetnie się sprawdzi jako lekki przerywnik od niemiłych wiadomości z telewizji i internetu. Na pewno polecam ją też wszystkim kociarzom, ale nie tylko. Uważam, że przeciwnicy kotów też powinni ją przeczytać. Może dzięki Ja Cię kocham, a Ty miau polubią koty? A jeśli nie, to ewentualnie utwierdzą się w tym, żeby im nie ufać.

Jakie pomysły trzyma Pani w zanadrzu dla swoich czytelników? Czy mogą spodziewać się kolejnej części jednej z dobrze znanych już serii, czy czeka na nich kolejna niespodzianka, nowy gatunek, nowy pomysł?

Aktualnie piszę czwartą część przygód Wiktorii Biankowskiej (diablicy/niedoszłej anielicy), bohaterki powieści Ja, diablica, Ja, anielica oraz Ja, potępiona. Nosiłam się z zamiarem powrotu do tej historii już od kilku lat. Wiki jest postacią, z którą najbardziej się zżyłam, a także której podarowałam najwięcej swoich cech. Poza tym pisałam tamten cykl w momencie, kiedy byłam szaleńczo zakochana (w moim obecnym mężu). Dzięki temu mam do tej historii olbrzymi sentyment. Pomysł na dalsze przygody bohaterów przyszedł mi do głowy już cztery lata temu, ale skupiłam się na Kwiecie paproci, który „wygrał moją uwagę”. Teraz nie pozwolę się już rozproszyć, wracam do Los Diablos i do Arkadii. O ile z powodu pandemii nie nastąpią żadne opóźnienia, to powieść Ja, ocalona powinna ukazać się tej jesieni. Jej akcja będzie się rozgrywać dziesięć lat później, czyli mniej więcej tyle czasu, ile minęło odkąd skończyłam pisać pierwszy tom przygód Wiktorii.

 

Rozmawiała: Katarzyna Urbaniak-Bil

Zdjęcia autorki: Wojtek Biały

Kategorie: