Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

(A)seks - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
10 kwietnia 2025
25,00
2500 pkt
punktów Virtualo

(A)seks - ebook

M. ma trzydzieści pięć lat, jest kawalerem, pracuje jako krytyk teatralny, wykłada też na wydziale teatrologii. Zofia, matka M. jest emerytowaną aktorką, wiąże się z mężczyzną w wieku jej syna. Młody kochanek zamieszkuje z Zofią, powodując ochłodzenie relacji między matka i synem. Ojciec M. zostawił rodzinę, kiedy ten był mały. M. wciąż wydaje się, że jedna z jego studentek jest w nim zakochana. Z retrospekcji M. dowiadujemy się o jego pierwszych doświadczeniach damsko-męskich, które zawsze kończyły się dla niego traumami. M. od lat cierpi na depresję i jest aseksualny, obie te rzeczy umiejętnie ukrywa przed otoczeniem. Jedyną przyjaciółką M. jest Basia, którą poznał kilka lat wcześniej na uczelni. Basia jest typem chłopczycy, twardo stąpa po ziemi, trwa dzielnie w związku na odległość.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 145 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Micha³ Weicher

Didaskalia

1

le spa³em tej nocy. Obudzi³em siê niewyspany, obola³y w okolicach ramion, z karkiem œcierpniêtym. Kolejna noc w nowym mieszkaniu. Powinienem by³ siê przyzwyczaiæ, w koñcu jestem tu ju¿ dwa miesi¹ce. Dok³adnie pamiêtam ten dzieñ, gdy siê przeprowadza³em. Ciep³y, nieœmia³o tylko zachmurzony majowy dzieñ. Rozchodz¹ce siê przez powietrze widma lata. Obserwowa³em, jak ekipa remontowa uwija³a siê w pocie czo³a z przenoszeniem moich drogocennych pami¹tek. Wydawa³o mi siê, ¿e traktuj¹ je jakby by³y pozbawionym sensu, przejrzystym szmelcem. Kartony wype³nione p³ytami winylowymi z muzyk¹ powa¿n¹ by³y dla mnie czymœ wiêcej, ni¿ to ca³e nowe mieszkanie. To by³em ja. Tak samo rzeŸby, opakowywane przeze mnie dok³adnie i owiane dodatkowo szmatami, ¿eby siê nie poobija³y w trakcie przenosin. Oni zaœ rzucali kartonami, jakby w œrodku by³y ziemniaki. Ilekroæ im zwraca³em uwagê, to s³ysza³em tylko te ich „sie wie szefuniu”,”wszystko sie tam trzyma panie”. Pali³em te¿ wtedy papierosa na moim nowym balkonie. Pierwsze prywatne wspomnienie. Modli³em siê ¿eby nic siê nie sta³o moim skarbom. Rozpakowa³em potem kartony i obejrza³em dok³adnie wszystko po kolei. Nic siê nie sta³o, nic nie zosta³o zniszczone, pot³uczone, poobdzierane, porysowane czy rozgniecione. By³em jakby ocalony.

Nie spa³em jednak dobrze w przeci¹gu tych dwóch miesiêcy. Idealnie sterylna przestrzeñ, przestronne pokoje, z których bi³ jakiœ ch³ód. Lubi³em chyba tak naprawdê ciasne, zagracone klitki. Nigdy w ¿yciu nie zagraci³bym tego mieszkania. Swoje stare meble pozostawi³em studentom, którym wynajmuje ukochane gniazdko w wiekowej kamienicy. Wcale nie chcia³em siê przenosiæ, nie chcia³em nowych mebli, nowego powietrza, nowego widoku z okna, nowych s¹siadów, nowego ³ó¿ka, nowego œwiat³a. Wszystkie te meble, nowe, pachn¹ce nowoœci¹, lœni¹ce, b³yszcz¹ce od niej. Strach dotkn¹æ, a co dopiero ¿yæ. Nie by³y wybrane przeze mnie, ale przez przyjació³kê. Barbarê. Najlepsz¹ przyjació³kê, a tak naprawdê to jedyn¹. Byæ mo¿e jedyn¹ osobê, która mnie rozumie na tym œwiecie. Jak widaæ nie do koñca.

– Musisz siê wynieœæ mój drogi, to miejsce to rudera. Nie sprzyja twojej pracy. Nie dziwiê siê, ¿e nie potrafisz siê tu skupiæ. Zobacz jak tu ciemno – zwyk³a mawiaæ o moim by³ym domu. Nie mia³a do niego serca. Nie dostrzega³a duszy, któr¹ nale¿a³o powoli poznawaæ, zapominaj¹c na moment o bruzdach i niedoskona³oœciach. Za nimi kry³o siê przecie¿ coœ, co pozwala³o bezpiecznie spaæ, jak w miêkkim kokonie.

Moja matka za to rozumia³a to przywi¹zanie do starych miejsc. Widzia³a tê duszê, czasem lekko upiorn¹, czasem po prostu przyprószon¹ nostalgi¹, zawsze zaœ naznaczon¹ intymn¹ histori¹. Sama mieszka³a od lat w miejscu, gdzie porzuci³ j¹ m¹¿, czyli mój ojciec. Uwa¿a³a, ¿e w ten tylko sposób zachowa o nim dobre wspomnienia. Codziennie obcowa³a z jego echem w znajomych k¹tach. Nie wiem, czy pomog³o. Matka z ojcem rozwiedli siê, kiedy mia³em dziesiêæ lat. Potem zosta³y ju¿ tylko te echa, zaklête gdzieœ g³êboko w œcianach, których s³ucha³em bêd¹c u matki.

Mia³em swoje roœlinki. Jedyne ¿ywe istoty, jakie zabra³em ze starego mieszkania. Uwielbia³em je ogl¹daæ, gdy s¹ zdrowe, wykwit³e. Lœni¹ olejkami, jakimi je raczê, wdziêcz¹ siê do s³oñca, jakby by³y wieczne. Mawiam wtedy do nich, ¿e rozpiera mnie duma. Nas¹czam waciki piwem i delikatnie g³aszczê listki. Kwiatów mam du¿o i to ró¿nych rodzajów. Nale¿a³o czymœ zape³niæ to puste mieszkanie. Trzymam g³ównie fikusy i paprocie, ale pelargonie czy tuje s¹ te¿ mile widziane. Ka¿dy z nich ma jakieœ imiê i ka¿dy wymaga osobnego podejœcia. Kiedy kwiaty nie rosn¹ albo s¹ chimeryczne, poœwiêcam im podwójn¹ uwagê. Szukam przyczyn i pomagam. Tyle jeszcze mogê zrobiæ. Czasem wydaje mi siê, ¿e to one mnie maj¹.

Nie by³em chyba typem samotnika. By³em raczej postrzegany jako osoba towarzyska, potrafi¹ca siê odnaleŸæ w ró¿nych sytuacjach. Ludzie widz¹ we mnie osobê szarmanck¹, dobrze wychowan¹. Rozmawiam ze wszystkimi serdecznie, bo tak mnie nauczono. Znaj¹ mnie w³aœnie takim.

Mo¿na powiedzieæ, ¿e jestem ju¿ du¿ym autorytetem w dziedzinie teatru. Posiadam doktorat z teatrologii i wyk³adam na uniwersytecie. Oprócz tego pracujê w prasie jako krytyk. Kiedyœ ktoœ za¿artowa³, ¿e moja recenzja, jak za starych dobrych czasów, jest w stanie zapewniæ nowej sztuce wielki sukces lub spowodowaæ jej katastrofê. Nie wierzê w tak¹ moc s³owa. Nie wierzê ju¿ w sztukê. Dostajê dziêki swojej pracy liczne zaproszenia na premierowe spektakle. Na bankietach chc¹ ze mn¹ rozmawiaæ, chc¹ wiedzieæ, co czujê.

Dla studentów jestem ³agodny. Teatr by³ kiedyœ moj¹ pasj¹. Teatr by³ wszystkim. Wydaje mi siê wiêc, ¿e potrafiê o teatrze mówiæ z pasj¹. Przynajmniej na tyle, ¿eby nikogo nie zanudziæ. Jedynym moim marzeniem jest wywo³aæ u studentów podobn¹ mi³oœæ do teatru. Zawodowo mówiê o teatrze i tyle tylko siê ode mnie wymaga. O niczym innym ju¿ nie muszê mówiæ. Mam trzydzieœci piêæ lat i odk¹d pamiêtam, by³ teatr.

Matka od najm³odszych lat wpaja³a mi, ¿e pochodzê z rodziny o wielkich tradycjach. Pielêgnowa³em rodzinn¹ tradycjê teatru. Cieszy³em siê, ilekroæ dostawa³em zaproszenia na premiery. Mia³em wtedy okazjê zobaczyæ swoich dobrych znajomych, których znam tylko z takich spotkañ. W teatrze by³o wszystko i wszystko siê wokó³ teatru krêci³o.

Nowe mieszkanie nie doskwiera³o mi za bardzo pod wzglêdem po³o¿enia i komfortu. By³o ca³kiem przystêpne. Basia mia³a racjê, doradzaj¹c mi tê lokalizacjê. Wokó³ spokój i porz¹dek. Chodzi³o tu raczej o coœ innego. Czu³em to, siedz¹c przed telewizorem z nogami wygodnie usadowionymi na szklanym stoliku. Jad³em owoce pokrojone w kostki i zanurzone w jogurcie. Wygodna skórzana kanapa w bia³ym kolorze by³a niezmiernie wygodna, ale nie czu³em siê na niej odpowiednio. Lubi³em porz¹dek. Nawet w starym mieszkaniu, zagraconym a¿ po sufit, wszystko by³o pouk³adane. Nie by³o siê gdzie ruszyæ, ale wszystko sta³o na swoim miejscu. Ta sterylna, pe³na miejsca przestrzeñ nowego mieszkania, nie bêdzie nigdy zape³niona. Lubi³em czuæ otaczaj¹c¹ mnie historiê, blisk¹ mi, bo gromadzon¹ przez lata. Historia zawsze jest przypadkowa, nie dostaje siê jej na zamówienie.

– Musisz zmieniæ mieszkanie. To miejsce nie wp³ywa dobrze na twój rozwój. Kisisz siê tu. Nie mo¿esz siê skupiæ na pracy, siedz¹c wci¹¿ w tej dziurze – mówi³a Basia. By³ to jej zdaniem koronny argument, ¿eby siê w koñcu stamt¹d wynieœæ.

Problemem by³ jednak paniczny strach przed zmian¹. W zasadzie czêsto czu³em siê niekomfortowo. Gdyby spytano mnie o to, jakie uczucie towarzyszy mi najczêœciej, to odpowiedzia³bym, ¿e to dyskomfort. Potrzebowa³em wielu miesiêcy, ¿eby uznaæ to nowe miejsce za swoje w³asne. Dyskomfort tego co poza domem jest jak ocean. Potrzeba mniejszego z³a.

Myœla³em o pozytywach przeprowadzki. Chcia³em je nawet spisaæ wszystkie. Okaza³o siê, ¿e nowe mieszkanie niesie za sob¹ jak¹œ nadziejê. W poprzednim lokum zostawi³em wœcibskiego s¹siada. To ju¿ jeden plus. W pokoju przez wiêksz¹ czêœæ dnia goœci s³oñce. Œciany s¹ jaœniejsze. Wokó³ wiêcej s³oñca. Z okna jest bardzo ³adny widok na park. Trawa tak równo przyciêta, jak równe s¹ elementy wyposa¿enia domowego. Otoczenie czyste i harmonijne. Chcia³em tego przecie¿. Nie potrzebowa³em wiêcej chaosu, ni¿ sam noszê.

Na depresjê cierpiê od lat. Zacz¹³em j¹ leczyæ dopiero w klasie maturalnej. Rozpamiêtuj¹ca rozwód i chude lata kariery matka, dopiero wtedy zauwa¿y³a jak lichej psychiki by³em. Wys³a³a mnie natychmiast do psychiatry, u którego sama siê od kilku lat leczy³a. W ten sposób i dla mnie zacz¹³ siê okres faszerowania antydepresantami, który trwa do dziœ.

Chcia³em siê tylko jak najszybciej przyzwyczaiæ. Chcia³em siê zaprzyjaŸniæ z nowym rodzajem rozpaczy.

2

Jak w ka¿d¹ sobotê by³em odwiedziæ swoj¹ matkê. Normalnie staram siê to te¿ robiæ w inne dni tygodnia, tym razem nie mia³em si³. Jestem bardzo z¿yty ze matk¹, mimo i¿ w ogóle siê z ni¹ nie dogadujê. Zazwyczaj to ona mówi, a ja s³ucham. Ojca prawie nie ma w tej historii. By³ przez pierwsze 10 lat mojego ¿ycia, to znaczy ma³o. Ledwie te lata pamiêtam, obraz ojca jest zamazany. „Ojciec” to pojêcie bardzo ubogie w odnoœniki w moim s³owniku.

Mia³em mieszane odczucia. Niby nie czu³em siê niekomfortowo – akurat u niej w mieszkaniu jestem zawsze „na miejscu”. Chodzi³o raczej o moje obecne wcielenie. To tak, jakbym nigdy nie by³ w stanie byæ w pe³ni sob¹ w jej oczach. Odczuwam w takich sytuacjach dyskomfort w samym sobie. Ten najgorszy dyskomfort, kiedy cz³owiek Ÿle siê gnieŸdzi we w³asnym ciele i mózgu.

Wyj¹tkowo d³ugo wiêc miesza³em herbatê srebrn¹ ³y¿eczk¹, która a¿ lœni³a. Wszystko u matki by³o idealnie pouk³adane. Po kimœ to musia³em odziedziczyæ. Mieszkanie matczyne, bardziej ni¿ domowe ognisko, przypomina³o muzeum. Wszêdzie porozstawiane liczne pami¹tki, zdjêcia, obrazy, rzeŸby, ksi¹¿ki, albumy, ka¿de niezwykle cenne. Matka by³a kiedyœ uwa¿ana za wielk¹ aktorkê teatraln¹. Ca³¹ Europê zjeŸdzi³a, wystêpuj¹c na deskach najwiêkszych i najbardziej presti¿owych scen. Wiêkszoœæ z tego czasu by³a w Pary¿u, gdzie mia³o te¿ miejsce pierwsze osiem lat mojego ¿ycia.

Byæ mo¿e to przeprowadzka z powrotem do Polski sprawi³a, ¿e sprawy potoczy³y siê tak a nie inaczej. Nic tutaj nie by³o pozytywne. Ojciec w ogóle nie dogadywali siê z matk¹. Podobnie jak ja, tyle ¿e ojciec móg³ zawsze odejœæ. Co zreszt¹ zrobi³. Matka zaœ zosta³a. Matka bardzo kocha³a swojego syna. Szuka³a przez lata zastêpstwa dla niewiernego mê¿a i ojca. Tak oto zmuszony by³em do goszczenia, w dzielonym teoretycznie tylko z matk¹ mieszkaniu, coraz to nowszych mê¿czyzn. Poznawa³em ich a zaraz potem ¿egna³em. Nie pozostawa³ po nich nawet kurz A raczej próbowa³em poznaæ, bo w wieku pokwitania by³em zajêty g³ównie sob¹. To co matka wyczynia³a z owymi mê¿czyznami, nie by³o moj¹ spraw¹. Nie chcia³em tego wiedzieæ, wymyka³em siê myœlami.

Czeka³em, a matka wci¹¿ nie potrafi³a zatrzymaæ ¿adnego z mê¿czyzn na d³u¿ej. Jednych lubi³em bardziej, innych mniej. W ostatecznoœci nie mia³o to ¿adnego znaczenia. To ona decydowa³a o œwiecie. Dzieli³em mieszkanie z matk¹ i z mê¿czyznami, ale okreœlenie „mê¿czyŸni” w praktyce nie oznacza³o nic. Matka chyba zaczyna³a to rozumieæ, bo jak siê od niej w koñcu wyprowadzi³em, to zaprzesta³a na jakiœ czas zawieraæ znajomoœci. By³o to te¿ pewnie spowodowane jej podupadaj¹c¹ karier¹. Nie mog³a siê pogodziæ z opadaj¹cym aplauzem. Czêsto upija³a siê w samotnoœci, a potem wzywa³a mnie nocnymi telefonami. Mówi³a wtedy w upitych lamentach o widmie tego „skurwiela”, które roztacza³o siê nad jej g³ow¹ przez lata. Przyrównywa³a jego pod³oœæ do bomby z opóŸnionym zap³onem albo choroby popromiennej po zag³adzie atomowej. Gas³a, mimo ¿e on ju¿ nie istnia³.

Zupe³nie inny jej obraz widnia³ na zdjêciach, które zachowa³y siê z przesz³oœci. By³a kiedyœ piêkn¹ kobiet¹, w jej twarzy widaæ by³o niezm¹con¹ niczym pasjê ¿ycia. Na rumianych policzkach têtni³o po¿¹danie krwistego ¿ycia. By³y to tylko p³askie fotografie, ju¿ dawno przeterminowane. Chodzi³a teraz, mijaj¹c fotografie, pami¹tki, udaj¹c chyba, ¿e s¹ jej obojêtne. Zerka³a w ich kierunku tylko wtedy, kiedy któraœ z nich krzywo sta³a. Chodzi³a i roznosi³a wokó³ siebie k³êby dymu. Roztacza³a za sob¹ równomierne smugi w powietrzu, podobne do tych, które samoloty rysuj¹ na niebie. By³o mi a¿ niedobrze, od siedzenia w tej zawiesinie dymnej. Jej sylwetka ledwie majaczy³a w szaroœci. Otworzy³em wiêc okno i usiad³em na parapecie. Przy okazji zapali³em samemu. Palenie by³o kolejn¹ rzecz¹, jak¹ odziedziczy³em po swej matce. Palenie by³o dla mnie nieszczêsnym rytua³em, by³o niezbêdne w ka¿dym dniu.

Matka jednak mnie wyraŸnie w tym upodobaniu przegania³a, skoro stê¿enie dymu by³o tu zawsze tak du¿e. Wci¹¿ tylko chodzi³a po pokoju, rozgl¹daj¹c siê nerwowo za nie wiadomo czym, sypi¹c popió³ i udaj¹c zainteresowanie mn¹.

– Czyta³am recenzjê Witczyka. Podoba³o mi siê. NieŸle mu dowali³eœ. Szczególnie te fragmenty o „jarmarcznej wra¿liwoœci” i „bazarowej tandecie uczuæ”. Moja krew. Ciê¿ko bêdzie mu siê po tym podnieœæ. Choæ ten buc ma tward¹ dupê, wiesz o tym doskonale kochanie.

– No nie powiedzia³bym moja droga. Wiem tylko tyle, ¿e nigdy siê ju¿ do mnie nie odezwie. Có¿ za strata, ty tylko wiesz jaka Zofio...

Mówi³em do swojej matki po imieniu. Sama o to prosi³a. Stara³a siê w ten sposób utrzymywaæ ze mn¹ kole¿eñskie relacje. Co prawda kole¿ank¹ by³a dla mnie równie kiepsk¹ jak i matk¹. Gdyby jednak s³ysza³a ode mnie za ka¿dym razem: „niech mama”, „a mo¿e mama”, „proszê mamê” by³aby pewnie popad³a w histeriê. Tak by³o dla niej lepiej. W ten sposób siê nie starza³a.

Bêdê j¹ wiêc od teraz tak tytu³owa³, skoro sama sobie tego ¿yczy³a.

– Szczerze mówi¹c – kontynuowa³a. – Nawet nie mam ochoty na to iœæ. W ogóle ostatnio rzadko z domu wychodzê wieczorami. Ciebie ledwie mi siê udajê doprosiæ, ¿ebyœ przyszed³, a co ja sama mam lataæ po mieœcie w takie noce...

– Ale¿ Zofio – odpar³em, siedz¹c wci¹¿ przy otwartym oknie. – Nie mów tak proszê. Masz przecie¿ teraz tego... tego, no jak mu tam?

– Oj ty niewdziêczny! – ¿achnê³a siê. – Wiesz doskonale, ¿e nikt nie zast¹pi mi ciebie. ¯aden mê¿czyzna, nigdy. A jeœli ju¿ pytasz, to wiedz, ze to nic powa¿nego, bo ja nie potrafiê siê tak od razu anga¿owaæ. Ja to bym wola³a kogoœ na sta³e, najwy¿szy czas na to. A on? On po prostu mi siê wydaje jeszcze na to zbyt niedojrza³y.

Rzeczywiœcie ów mê¿czyzna, którego imiê tylko Zofia pamiêta, mia³ na oko tyle lat co jej syn. W przybli¿eniu, gdy¿ dok³adny jego wiek zna równie¿ Zofia tylko. Ja widzia³em go tylko raz, obœciskuj¹cego siê z Zofi¹ w mojej ulubionej kawiarni. Od tamtej pory owa ulubiona kawiarnia nie jest mi ju¿ tak bliska. Straci³a niewinnoœæ. Znalaz³em sobie now¹, gdzie przesiaduje czasem w po³udnie, czasem popo³udniami, przy kawie, przy oknie, przy ksi¹¿ce.

– A wiesz, ¿e kiedyœ na jednym spotkaniu bran¿owym, dodam ¿e suto zakrapianym, to on siê do mnie ostro podwala³?

– Kto taki znowu¿? – spyta³em, wyczuwaj¹c tê niewygodn¹ chwilê, kiedy dyskusja z Zofi¹ zbacza w kierunku ¿ycia intymnego.

– No patrzcie go, pyta jakby nie widzia³. Witczyk, a o kim mówimy? To by³o ³adnych parê lat temu. Ja wtedy, jak pamiêtam, mia³am za sob¹ premierê „Oczyszczonych”, gdzie pamiêtasz, siê nago pokazywa³am, a mia³am wtedy co pokazaæ jeszcze! Piêkne cia³o mia³am, mimo wieku wci¹¿ osza³amiaj¹ce. Oj tak... Tak pisali w gazetach! Takie by³y fakty! I on siê tak straszne na mnie napali³ wtedy, jak mnie zobaczy³ na bankiecie, a wiedzia³ przecie¿, kim ja jestem. Taki nieœmia³y by³ raczej, nie powiedzia³byœ – zaœmia³a siê, wypuszczaj¹c nosem dwie stró¿ki dymu – No ró¿nica wieku by³a miêdzy nami, ale przecie¿ z tego co s³ysza³am, to on raczej siê nie patyczkowa³ w tych sprawach. Widocznie mia³am w sobie jeszcze to coœ, co onieœmiela mê¿czyzn...

Przesz³a jeszcze raz przez pokój, ¿eby otworzyæ barek i nalaæ sobie drinka z kryszta³owej karafki. Nasta³a na ten moment niezrêczna cisza. Nie chcia³em jej jednak przerywaæ. Siedzia³em wci¹¿ na parapecie, mimo ¿e papieros ju¿ dawno zgas³ miêdzy palcami.

– Potem, jak sobie wypi³, ha! – kontynuowa³a nagle rozochocona. – WyobraŸ sobie, ¿e podszed³ do mnie taki wstawiony, koszula rozpiêta chyba na trzy guziki, kogucik taki. Wychodzi³am akurat z toalety, jak mnie dopad³. Nic nie mówi³, ale wyczu³am, ¿e chce iœæ ze mn¹ do œrodka i to zrobiæ...

– Jezu, przestañ! Nie mogê tego s³uchaæ. Poza tym, ja przecie¿ te¿ by³em na tym przyjêciu. Naprawdê coœ takiego mia³o tam miejsce?

Nie wytrzymuj¹c, zeskoczy³em w koñcu z parapetu. Na nieszczêœcie Zofia odpali³a kolejnego papierosa i przesz³a znów przez pokój, zanosz¹c za sob¹ kolejny mêtny ob³ok.

– Wyszed³eœ wtedy kochanie bardzo wczeœnie. Pamiêtasz? Podobno mia³eœ uci¹¿liw¹ migrenê czy coœ?

Zofia poprawi³a stoj¹ce na pó³ce zdjêcie z sam¹ sob¹ sprzed dwudziestu paru lat. Mia³a jeden ze swoich ostatnich wystêpów na paryskich scenach. Gra³a wtedy Rozanetê w „Szkole uczuæ” Flauberta. Wygl¹da³a na tym zdjêciu kusz¹co, frywolnie, niezwykle sensualnie. Sprawia³a wra¿enie kobiety zepsutej, ale dumnej. Jej lico, mimo czarno–bia³ej fotografii, zdawa³o siê p¹sowieæ w nieskoñczonoœæ. Zofia by³a piêkn¹ kobiet¹. Mia³a gêste krêcone w³osy, ciemne i lœni¹ce. By³a doœæ wysoka, obdarzona kr¹g³ymi biodrami oraz jêdrnym biustem. Mia³a bardzo blad¹ skórê i w¹skie, umalowane zazwyczaj krwistoczerwon¹ szmink¹ usta. By³a typem kobiety tajemniczej, niebezpiecznej, takiej która obezw³adnia zmys³y.

Zofia mia³a dziœ piêædziesi¹t osiem lat. Zbli¿a³a siê do szeœædziesi¹tki, co nie napawa³o jej optymizmem. Entropia towarzyszy przecie¿ wszystkiemu. Zmieni³a siê po latach, ale w jej smutnym wzroku i przykrytej spor¹ iloœci¹ pudru twarzy, pozosta³ wci¹¿ ten wœciek³y pierwiastek. Mimo to, bardzo Ÿle radzi³a sobie z uciekaj¹cym czasem. Pogr¹¿a³a siê wci¹¿ w coraz to nowszych dziwactwach.

Miewa³a romanse bêd¹c ¿on¹ Henriego – mojego ojca. Potem zosta³y jej ju¿ same romanse. Wszystkie cielesne uciechy, którymi dotychczas siê poi³a by³y ulotne i trwa³y teraz jedynie w jej pamiêci. Tylko ja by³em prawdziwy.

– A mo¿e drinka byœ siê napi³ M.? – zaproponowa³a. – Jesteœ dziœ taki nerwowy.

– A wiesz, ¿e dzisiaj bardzo chêtnie – odpar³em. – Czasem nie rozumiem, po co mi to wszystko mówisz. Jak ja teraz spojrzê temu facetowi w oczy? W ¿yciu bym nie pomyœla³, ¿e ty i on...

– Oj do niczego nie dosz³o, jeœli chcesz ju¿ wiedzieæ. Proszê – poda³a szklankê ze szkock¹ – Sp³awi³am go. Staæ mnie by³o na kogoœ lepszego. Zreszt¹ mia³am wtedy kogoœ i by³o mi dobrze.

– Tak, wiem. Pewnie tak by³o. Chodzi mi jednak o to, ¿e ty w ogóle mi mówisz takie rzeczy zawsze. Zofio, jestem twoim synem. S¹ jakieœ granice intymnoœci przecie¿.

– Przesadzasz kochanie. Zapominasz chyba, ¿e wychowywa³am ciê w przyjacielskich relacjach. To zawsze by³ wolny dom, w którym mo¿na by³o mówiæ o wszystkim. Nie wiem, dlaczego niby jesteœ taki skryty. Zupe³nie jak nie mój syn. A odk¹d siê wyprowadzi³eœ, to ju¿ o ogóle. Jesteœ jeszcze gorszy do ¿ycia. No ja nie wiem.

£ykn¹³em whisky. Od razu rozpali³o prze³yk. Dziura w gardle.

– Swoj¹ drog¹ masz kogoœ? Mo¿e dlatego mi nic nie mówisz? Mo¿e sypiasz z kimœ i siê wstydzisz tego. – Zofia uparcie dr¹¿y³a temat.

– Ja nie lubiê o takich rzeczach mówiæ. Mo¿e to ci siê wyda dziwne. Dzieli nas tu ocean. A prawda jest taka, ¿e przeprowadza³em ostatnio i nie mia³em czasu na inne rzeczy. Myœlê za to o tym, ¿eby sprawiæ sobie jakiegoœ kotka, wiesz takie zwierz¹tko w domu.

Zofia zaœmia³a siê nerwowo.

– Kotka? Powinieneœ sobie znaleŸæ kobietê raczej. Wiêc chcesz kotka przytulaæ, to takie smutne. Myœla³am, ¿e jak nowe mieszkanie sobie sprawisz, to i ¿ycie zaczniesz uk³adaæ z jak¹œ kobiet¹. Ja g³upia liczy³am, ¿e w³aœnie dlatego siê przeprowadzi³eœ. No jesteœ przecie¿ bardzo przystojnym i interesuj¹cym mê¿czyzn¹.

Podesz³a i pog³aska³a mnie czule po policzku. Mia³a na sobie szlafrok, który rozsun¹³ siê na moment, ods³aniaj¹c jej zgrabne nogi w poñczochach z podwi¹zkami. Na szczêœcie mia³a na sobie bieliznê i nie by³o zagro¿enia, bym zobaczy³ przypadkiem jej wzgórek ³onowy. Liberalne podejœcie do wychowania syna, zak³ada³o te¿ swobodê w kontekœcie cia³a. Zofia od zawsze lubi³a chodziæ nago po mieszkaniu. W moich nastoletnich latach zaczê³o siê to robiæ bardzo krêpuj¹ce.

– Martwiê siê po prostu, ¿e mój jedyny syn, który siê ode mnie przeprowadzi³ ju¿ lata temu, wci¹¿ jest sam jak ten palec. Szczególnie, ¿e urodê to ty odziedziczy³eœ po matce. Wysoki, szczup³y, klasyczne rysy twarzy, w³osy krêcone, posiwia³e lekko, ale to tylko dodaje powagi. Nawet w tych rogowych okularach ci do twarzy. Ubrany zawsze elegancko. Strój nienaganny, wyprasowany, ³adne krawaty. Po co ci to? Marnuje siê tylko.

– Mam teraz du¿o pracy. Sama wiesz, ¿e nied³ugo bêdzie wysyp premier, na uczelni dojd¹ mi nowe przedmioty do poprowadzenia. Zajmujê powa¿ne stanowisko. Muszê siê g³ównie na tym skupiaæ – odpowiedzia³em, mijaj¹c wzrokiem jej obna¿one kolano.

– Mia³eœ przecie¿ wakacje. Zamiast siê wci¹¿ zadrêczaæ przeprowadzk¹, mog³eœ wyjechaæ gdzieœ, odpocz¹æ, zabawiæ siê. Kto to widzia³ ¿eby tak nudne ¿ycie prowadziæ? Zreszt¹ masz przecie¿ tyle okazji, ¿eby kogoœ poznaæ. Choæby i ta twoja przyjació³eczka, ta... jak jej tam?

– Basia.

– No w³aœnie. Tyle czasu z ni¹ spêdzasz i nic? Co z ciebie za mê¿czyzna?

– Przecie¿ nie lubisz jej – odpowiedzia³em trochê zbyt nerwowo. – Narzekasz, ¿e siê z ni¹ zadajê, a nawet jej nie znasz. Dlaczego teraz takie pomys³y masz?

– Bo mo¿e chcia³abym j¹ wreszcie poznaæ i oceniæ, jaka jest naprawdê? Nie pomyœla³eœ o tym?

Zofia nie zna³a Basi, ale nie podoba³ jej siê wp³yw, jaki tamta rzekomo mia³a na mnie. Basia by³a moj¹ znajom¹ z uczelni. Pozna³em j¹, gdy by³em na studiach doktoranckich. Ja robi³em doktorat z teatrologii, Basia studiowa³a na Gender Studies.

– Nie s¹dzê ¿eby to by³ dobry pomys³ – powiedzia³em znów wychodz¹c z roli. – Szczerze mówi¹c nie wyobra¿am sobie nawet, ¿eby ona tutaj przysz³a. To tylko moja przyjació³ka. Nic nas nie ³¹czy w takim sensie, w jakim ty myœlisz.

Podszed³em do okna. Odstawi³em wypit¹ do koñca szklankê. Lekko mêtnym wzrokiem wyjrza³em przez okno. Ulic¹ sz³a grupka kobiet. By³y zbyt lekko ubrane jak na dzisiejsz¹ pogodê.

– No skoro jest twoj¹ przyjació³k¹, to bardzo chêtnie j¹ poznam. Czy nie mo¿e tutaj przyjœæ? Co ona, jakaœ dzika jest czy co? A mo¿e to mnie siê wstydzisz?

Tak w³aœnie pomyœla³em, milcz¹c. Zachowanie Zofii by³o kompletnie nieprzewidywalne. Mog³a siê upiæ, powiedzieæ coœ niew³aœciwego, popaœæ w zbyt dobry nastrój, albo co gorsza rozkleiæ siê. Lepiej ¿eby do tego spotkania nigdy nie dosz³o.

– Nie wstydzê siê, po prostu nie uwa¿am, ¿eby to by³o komukolwiek z nas potrzebne.

– A ja myœlê, ¿e móg³byœ siê zachowaæ jak prawdziwy mê¿czyzna i po prostu zaprosiæ tê swoj¹ przyjació³eczkê do mnie na kolacjê.

– Dobrze Zofio. Powiem jej o twoim zaproszeniu.

Nie rozmawialiœmy ju¿ zbyt wiele tego wieczora. Oziêb³a atmosfera zatrzyma³a siê na na etapie zdrêtwia³ej apatii. Wszystko zaczê³o siê tutaj. W tym rodzinnym domu nasi¹k³em melancholi¹ chwil utraconych. Z nudów ogl¹da³em ukradkiem zdjêcia, na których by³em z Zofi¹. Obydwoje zdawaliœmy na nich szczêœliwi, choæ nie pamiêtam dok³adnie, jak wtedy by³o. Pary¿ i okres tu¿ po nim. Mo¿e to by³o szczêœcie.

Rzeczywiœcie sam równie¿ czu³em siê tu zawsze dobrze. Oboje stworzyliœmy sobie tutaj swoje prywatne skanseny mitycznych dobrych czasów. Ba³em siê, ¿e wraz z kolejnymi latami bêdê coraz bardziej dziwaczeæ, podobnie jak ona. Czy rzeczywiœcie by³o kiedyœ lepiej? Obawiam siê, ¿e kiedyœ bêdê w to ju¿ tylko œlepo wierzy³.

Na szczêœcie obecny kochanek matki mia³ tego wieczora nie zjawiæ siê u niej. Zosta³em wiêc do pó³nocy. Gdy zobaczy³em, ¿e Zofia przysnê³a, zm¹cona alkoholem, przykry³em j¹ kocem i wyszed³em.

3

2001 r.

Mój pierwszy kontakt z kobiet¹ mia³ miejsce, gdy mia³em dwadzieœcia lat. Dla niektórych to pewnie póŸno. Mo¿e nawet dla wielu. Nie ma sprawdzonych wzorców. W moim akurat przypadku nast¹pi³o to w momencie ca³kowicie nieoczekiwanym. Kobieta, z któr¹ to siê mia³o staæ, nie zna³a mnie. Nie mog³a nic wiedzieæ o mnie. Poznaj¹c mnie, zagaduj¹c, musia³a myœleæ, ¿e wiem, co robiê.

Na pierwszym roku teatrologii wiêkszoœæ grupy stanowi³y dziewczêta. Dlaczego jednak ona? Mog³a byæ ka¿d¹. Mog³o nie byæ ¿adnej. Wtedy w ciemnym pokoju, gdy by³o zbyt intymnie, chcia³em byæ kimœ innym. Ona mog³a zostaæ.

By³em raczej nieœmia³y w stosunku do kobiet. Choæ na pierwszy rzut oka nie da³o siê tego zauwa¿yæ. Toczy³em z nimi rozmowy w sposób zupe³nie naturalny. Nie inaczej ni¿ z mê¿czyznami. Myœlê nawet, ¿e zawsze wola³em towarzystwo kobiet. Œwietnie siê z nimi dogadywa³em. Problemem by³a tylko ró¿nica p³ciowa. Przez ni¹ kobieta i mê¿czyzna rozmawiaj¹ ze sob¹ inaczej, ni¿ z przedstawicielami w³asnej p³ci. Ja nie potrafi³em tego rozgraniczyæ. W zasadzie nie bardzo nawet chcia³em.

Sfera fizyczna w ogóle mnie nie interesowa³a. Przynajmniej nie w takim stopniu, jak moich rówieœników. Nie czu³em naturalnego instynktu. Nie doœwiadczy³em w pe³ni burzy hormonów. Nie by³em œwiadom niczego. By³em mê¿czyzn¹, a one by³y kobietami. To wszystko. Pewien wstyd odczuwa³em chyba. Wstyd przed obna¿aniem. Wstyd przed otwarciem. Nie widzia³em siebie z kimœ w sytuacji intymniejszej ni¿ rozmowa w autobusie. Ma³o zat³oczonym autobusie. Podchodzi³em do sprawy ze stoickim spokojem i wcale nie przypuszcza³em, ¿e mogê byæ przez to jakiœ nienormalny. Czeka³em a¿ przyjdzie moment, gdy bêdzie inaczej. Rówieœnicy p³ci mêskiej nie zauwa¿ali po mnie ¿adnych oznak innoœci. Ja po prostu o tym nie mówi³em. Nie uczestniczy³em w rozmowach na temat cia³a. Nie musia³em zreszt¹. Wszyscy mnie znali jako syna aktorki, naznaczonego szlachetnym piêtnem artystowskiego ducha. Taki duch zawsze zwi¹zany jest z wypaczeniem. Dziwak to nie obelga w tej sytuacji. Po prostu nie mówi³em o sobie wiele i wszyscy zak³adali, ¿e robiê to, co robi¹ oni, tylko nie mówiê o tym. A ja przecie¿ nie czu³em siê nawet jak oni, o czym nikt nie wiedzia³. Nikt nic o mnie nie wiedzia³.

Jak wiêc do tego dosz³o? Sam nie wiem. Nie wiem, jak z czeluœci niereformowalnego niechcenia, da³em siê wci¹gn¹æ w tak¹ sytuacjê. Najwstydliwsze by³o ju¿ samo obna¿enie, a co dopiero dotkniêcie? By³em za bardzo pijany i dlatego j¹ odprowadzi³em do studenckiego mieszkania. By³em za bardzo pijany i dlatego za ni¹ wszed³em. By³em za bardzo pijany, ¿eby byæ sob¹.

Ona by³a mniej pijana. Mo¿e nawet wcale. Mo¿e kontrolowa³a wszystko, kontrolowa³a mnie. Musia³a mi przez ca³y wieczór wysy³aæ te sygna³y, których znaczenia nigdy nie potrafi³em odczytaæ. Nie mog³em wiedzieæ, ¿e widzi we mnie coœ wiêcej ni¿ kolegê do rozmowy. Nie mog³em wiedzieæ, ¿e interesujê j¹ ju¿ jako mê¿czyzna–obiekt seksualny. Chcia³em tylko byæ mi³y. Gdybym zawsze coœ podejrzewa³, sta³bym siê paranoikiem, zwariowa³bym. Jeszcze tego brakowa³o.

W jakim szoku by³em, gdy ju¿ w drzwiach z³apa³a mnie za ty³ g³owy i objê³a gwa³townie. Nie by³o mowy o powrocie na klatkê. Zdrêtwia³em. Nieruchomy zupe³nie, wyczuwa³em jedynie jej usta przyciskane do moich. Ta chwila zastyg³a w wilgotnym uniesieniu. Odda³em siê wiêc w jej rêce, czuj¹c w niej jak¹œ tajemnicz¹ wiedzê. Jakbym obcowa³ z kap³ank¹, znaj¹c¹ tajniki magii. Krok po kroku oddawa³em siê jej dzia³aniom. Serce bi³o mi okrutnie, co pewnie odczytywa³a jako podniecenie. Cia³o mia³em jak z waty, bezwolne. Ca³owa³a mnie i jednoczeœnie prowadzi³a na oœlep do pokoju. Jednoczeœnie mnie prowadzi³a i rozbiera³a. Wszystko w idealnej synchronii. Nie wiem, jak to robi³a. Wci¹¿ znajdowa³em siê w jej rêkach, samemu b³¹dz¹c po tej nieznanej ziemi. Jak cudzoziemiec przyjmuj¹cy z pokor¹ obce zwyczaje.

Jej wargi by³y miêkkie i rozgrzane, jêzyk by³ mokry i giêtki. Zastanawia³em siê, ile taki poca³unek mo¿e trwaæ? Zdawa³ siê ci¹gn¹æ w nieskoñczonoœæ. Chcia³em zrobiæ to, co robi¹ wszyscy, ale by³em zbyt niepewny, zbyt wyobcowany. Wymuszone uniesienia po omacku. Aktor, którego brakowa³o na scenie, mimo ¿e jego kwestie zosta³y wypowiedziane. W ciemnym pokoju widzia³em tylko jej oczy szkl¹ce siê w bladym œwietle z ulicznej latarni.

Czy by³a piêkna? Wieczorem wydawa³a siê doœæ urodziwa. W zwierzêcym akcie, który siê przetacza³, jej wygl¹d by³ niemal ca³kiem mglisty. Przebitki z otumanionego umys³u mówi³y mi: zrób coœ, rozbierz j¹, zadzia³aj. Le¿a³a na mnie, rozpina³a moj¹ koszulê. Pewnie myœla³a, ¿e jestem nieœmia³y. Byæ mo¿e wiedzia³a ju¿ wtedy, ¿e to dla mnie pierwszy raz. W momencie, w którym wsadzi³a mi rêkê w spodnie, zda³em sobie sprawê z tego, ¿e mam erekcjê. Myœla³em ju¿ tylko o tym, ¿eby doprowadziæ to do koñca. Szybko i ³apczywie zdj¹³em z niej bluzkê. Ze stanikiem by³ wiêkszy problem. Wci¹¿ widzia³em wiêcej ciemnoœci ni¿ jej. Mog³em j¹ postrzegaæ wszystkimi zmys³ami prócz wzroku. Czu³em swym policzkiem jej stercz¹ce piersi. Mia³a gêsi¹ skórkê, jej sutki by³y twarde. S³ysza³em, jak nerwowo dyszy. Zastanawia³em siê, czy tak w³aœnie objawia siê mi³oœæ?

Nic nie mówi³a. W ciszy i ciemnoœci przerywanej tylko jej oddechem i muœniêciami nagiego cia³a, czu³em siê tak, jakby mnie tu w ogóle nie by³o. Oddala³em siê coraz bardziej, a by³ to dopiero pocz¹tek. Zdjê³a mi spodnie i wziê³a nabrzmia³ego cz³onka do ust. Tych samych gor¹cych, wilgotnych ust, którymi mnie wczeœniej ca³owa³a. Masowa³a przy tym swoj¹ waginê. Patrzy³em w dó³ na jej rozczochrane w³osy, czuj¹c j¹. Nie mog³em wytrzymaæ tego, ¿e nie widzê jej twarzy. Unios³em wiêc jej g³owê i ju¿ chcia³em coœ zrobiæ, ale z³apa³em siê na tym, ¿e jestem zastyg³y w niemym strachu. Paradoksalnie penis dalej wykazywa³ chêæ dokonania separacji z moj¹ g³ow¹. Zaœmia³a siê. To by³ pierwszy raz, kiedy prawie coœ powiedzia³a. Le¿a³em zupe³nie niedolny do wykonania czegokolwiek. Nie chcia³em ju¿ nic robiæ.

Brzydzi³em siê szczerze jej ust, które splugawione zosta³y chwilê wczeœniej. Mimo ¿e by³ to przecie¿ mój w³asny organ w tych ustach. Myœla³em tylko o tych ustach. By³a od tej chwili ustami, niczym poza nimi.

Nie poca³owa³a mnie jednak. Zaœmia³a siê niewinnie i wyuzdanie jednoczeœnie. Odesz³a na chwile od ³ó¿ka i przez moment poczu³em ulgê, ¿e to ju¿ koniec. Wyrzuci mnie st¹d, a potem z kole¿ankami wyœmieje moje niedoœwiadczenie. Wszyscy zapomnimy o tym incydencie, którego przecie¿ nie by³o. Wróci³a jednak po chwili, wy³aniaj¹c siê z ciemnoœci z okr¹g³¹ gumk¹ w rêku. Naci¹gnê³a prezerwatywê na mojego, pozostaj¹cego w absurdalnym wzwodzie, cz³onka. Usiad³a na mnie okrakiem, zanurzaj¹c go w swych ciep³ych miejscach.

Poczu³em te¿ wilgoæ, która by³a gorsza od jej ust. Obcy œluz by³ zapalnikiem bomby schowanej g³êboko w mojej g³owie. WyobraŸni nie starcza³o, ¿eby obj¹æ co czu³em. Dziewiczo nieœwiadomy organ, nieu¿ywany do zmys³owego postrzegania rzeczywistoœci, by³ jedynym, co ³¹czy³o mnie z t¹ sytuacj¹. Gdyby nie szumi¹cy g³êboko pod czaszk¹ alkohol, nie by³bym w stanie tak znikn¹æ. Z ka¿dym ruchem jej bioder, z ka¿dym podskokiem na moim brzuchu, z ka¿dym jej spazmatycznym westchniêciem nie by³o mnie coraz bardziej.

Najgorsza by³a jednak myœl, ¿e jestem w niej, ¿e mój cz³onek jest zanurzony w ociekaj¹cym œluzem intymnym otworze innego cz³owieka. Wziê³a mnie w swoje wnêtrze, zaprosi³a, lepi¹c bezpieczne wejœcie.

Miarowy ruch, groteskowo mechaniczny, a ja wci¹¿ w niej, w obcym ciele, zanurzony w p³ynach. Nie mia³em ju¿ tylko jednego cia³a. Nie zna³em ju¿ swojego w³asnego. W³osy jej podskakiwa³y w bladym blasku latarni, wlatuj¹cym spomiêdzy kratek ¿aluzji. Niebo za oknem robi³o siê niebieskie. Zbli¿a³ siê œwit. Koniec nast¹pi³ jednak wczeœniej.

Wyj¹tkowo nieprzyjemny w jej oczach koniec. Rysowa³o siê na jej twarzy niezadowolenie i zdegustowanie, które mo¿na by³o zdzieraæ p³atami. Penis mi opada³, ona ze mnie zesz³a. Nie mia³em ju¿ na sobie jej spoconego cia³a. ¯adna z jej wydzielin nie mia³a ju¿ byæ bliska. Jej zapach siê oddali³, st³umi³. Byliœmy znów autonomicznymi cia³ami. Nie mieliœmy ze sob¹ nic wspólnego. To pewnie dziwne, ale wola³em tê nieprzyjemn¹ ciszê, która nasta³a. Lepsze milczenie, ni¿ beznadziejna improwizacja.

Chwilê wczeœniej nast¹pi³ moment kulminacyjny, najwy¿sze seksualne uniesienie, orgazmiczny wstrz¹s, tak przynajmniej s³ysza³em. Pozosta³em bez p³ynów, bez z³udzeñ. Zaczê³a siê ubieraæ jako pierwsza. Nie czu³em siê upokorzony, nie czu³em w zasadzie nic prócz myœli, ¿e nie by³o mnie tam tak naprawdê. Zacz¹³em siê wiêc ubieraæ bez s³owa. Nie pamiêtam, czy jakiekolwiek s³owo tam wtedy pad³o. Wiem tylko tyle, ¿e wyszed³em cicho, wyblak³y jak cieñ. By³a pijana, wci¹¿ mia³a mêtny wzrok. Ledwie siê trzyma³a na nogach, opieraj¹c o framugê. W niebieskim œwietle znów zobaczy³em jej twarz w pe³nej krasie. By³a ³adna, ale jej cera by³a mimo m³odego wieku zniszczona, stwardnia³a od pudru. Wyszed³em jak najszybciej. Nigdy wiêcej jej nie ujrza³em. Mia³a na imiê Agnieszka. By³a ca³a p³ynem ustrojowym.

4

Wakacje s¹ zmor¹. W dodatku pojawiaj¹ siê co roku. Zastyg³e ¿ycie teatralne, uczelniana przerwa i stagnacja wdziera siê w ¿ycie bezlitoœnie. Kiedy pracujê, przebywam wœród ludzi, jestem w obiegu, nie mam czasu na uœpienie. Przep³yw œwie¿ej krwi, drogocenny, tak potrzebny dla zasuszonego w lecie cia³a. To tak, jakby ¿ycie znajdowa³o siê tylko na zewn¹trz – gdy znika³y jego przejawy, w œrodku nie zostawa³o prawie nic.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij