100 wierszy wypisanych z języka angielskiego - ebook
100 wierszy wypisanych z języka angielskiego - ebook
„Krótki kurs poezji anglojęzycznej ostatnich dziesięcioleci” obejmujący twórczość blisko czterdziestu autorów, w tym takich poetów jak: Simon Armitage, Leonard Cohen, James Fenton, Lavinia Greenlaw, Seamus Heaney, Jackie Kay, Philip Larkin, Malcolm Lowry, Hugh MacDiarmid, Paula Meehan, Nuala Ní Dhomhnaill, Brian Patten, Craig Raine, Christopher Reid, Charles Simic, Raymond Souster, Charles Tomlinson i Derek Walcott, a także podsumowanie trzydziestu lat pracy przekładowej autora Jerzego Jarniewicza.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-75-2 |
Rozmiar pliku: | 556 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tak oto dostajemy nowe porównanie
I mówimy: Dusza jest na podobieństwo
Błystki, którą dziecko przypadkiem odkrywa
Pod drewnianą zasuwką piórnika,
Raz mignie i na zawsze zostaje w pamięci,
Wzlatuje swobodnie, wystrzeliwszy znikąd –
Gwiazda, która w mrok się coraz wyżej wzbija.
Ucieka dziecku z ręki, uciekając, parzy,
Jak jedyna kropla, której pragnął Bogacz,
Gdy spadał w wiecznym locie do wielkiej otchłani.
Potem znika – błyszczący szyszak bohatera
Złożony na śródokręciu nad rozczochraną tonią.
Albo zabawka ze światła, pod prąd zarzucona,
Przelatuje przez dziecko, nie zahacza o nic.
Seamus HeaneyInca
Imperium Inków ze stolicą w Cuzco, Peru, osiągnęło największy zasięg w XV wieku, rozciągając się od północnego Chile do Ekwadoru. Pomimo braku koła oraz systemu pisma charakteryzowało się wysokim poziomem cywilizacyjnym.
Longman’s English Larousse
Inca. Teraz jest tylko to.
Skoro przeszłość już przeszła,
przyszłość staje się fikcją:
ogród otoczony murem,
gdzie stoję w innym życiu,
pełen blasku leżak,
nieruchomy jak świerszcz
w dusznej poświacie księżyca.
Zegar słoneczny zapisuje cienie
wyblakłe od świateł pobliskich domów.
A łabędzie wystawiają na pokaz
ociekające dzioby,
lecz twoje wargi rozchyliły się,
by całować lub mówić.
Nie wiem sam. Inca.
Teraz jest tylko to:
derwisz w ogrodowej polewaczce,
palisandrowy taktomierz,
od którego kluczyk gdzieś zaginął
i nigdy się nie odnajdzie.
Inca. Będziemy patrzeć na gołębie
zmieniające szarość na biel,
jakby je kto szarpnął
niczym żaluzje
w tej drugiej sypialni.
Gdzie śpi dziecko. Inca.
Zagubiłem się w myślach,
próbując pisać.
Beczka pełna wody żongluje
kroplami deszczu. Inca.
Łzy zbierają się w twoich oczach,
kiedy czytasz pustą kartkę,
nie wiedząc, co chce ci powiedzieć.
Teraz jest tylko to:
długi, nienapisany wiersz,
który nieomal czci
pasternakowe pięty mojej córki
i jej doskonałe, blade brodawki,
jak blizny, które zostały po liściach.
Inca. Jak unosi się jej nocna koszulka...
gdy nadchodzi z poważną miną
ze wszystkich stron ogrodu,
w garści trzymając sekret,
który chce mi pokazać,
jak gdyby w jakiś sposób
wynalazła koło. O, Inca.
Craig RaineJęzyk mojego ojca
Ojciec siedzi w wysokim, skórzanym krześle,
a pokój go ujmuje, jak moja głowa ujmuje tę myśl
o nim. Jak gdyby w nadciągającej ciemności,
którą oswoi niezmienna pozycja dywanu albo lampy,
nie zanikał na rzecz cieni i chaosu.
Jak gdyby nie ginął w strumieniu wieku.
Alzheimer, tj. powolne gromadzenie strat.
Najpierw pamięć: najbliższy brzeg jego życia,
o który biją fale, zaczyna mrocznieć i słabnąć,
by wkrótce odpływ zmył ją całkowicie.
Więc najpierw pamięć. I język. Co to za proces zużycia
każe mu wrócić do mówionej odmiany staroangielskiego
(„splątki”, podpowie poradnik, „blaszki amyloidowe”)?
Jego język grzechoce wśród niknących rzeczowników.
Wszystko jest „to to”. „No, gdzie jest to to do tego?”
„Gdzie to to może być? No, to to, wiesz przecież?”
(w tej pustyni suchych kości, gdzie zmarły rzeczowniki,
„córka” czasami może pomylić się z „żoną”).
Mówię mu: To to nie zginęło, tato. Masz, tato.
Masz to. Masz to to, tato, weź to.
Leontia FlynnKolejowe dzieci
Kiedyśmy się wspinali na zbocze wykopu,
Na poziomie oczu miałem białe kubki
Słupów telegraficznych i skwierczące druty.
Rozciągały się daleko jak odręczna kreska
Na wschód i na zachód za nami, zwisając
Pod ciężarem zmęczonych jaskółek,
Wiedzieliśmy, dzieciaki, że nie wiemy nic,
Co winniśmy wiedzieć. I że słowa wędrują po drutach
W lśniących sakiewkach kropel po niedawnym deszczu,
Jak worki pełne ziarna, tylko że ze światłem
Prosto z nieba, z lśnieniem drutów, z nami,
Którzyśmy się skurczyli tak całkiem bez granic,
Że mogliśmy się przecisnąć przez ucho igielne.
Seamus HeaneyNa lekcjach
Staram się, ale słowo nie przychodzi;
Przyznaję, moja mowa kuleje.
Jestem dzieckiem z wypalonym językiem.
Chryste, jak dudni mi w czaszce
Ten dźwięk, którego nie mogę wyrzucić,
Nabrzmiewa, wypełniając
Świadomość. Jedno kruche słowo
Pułapka, której tylko cisza uniknie.
Gdy inni czytają,
Zalewam się potem,
Słyszę, jak podróżuje moja krew,
Cichy błękitny puls, który bije nad okiem.
Wystarczy jednak, że wrzasnę,
A znienawidzona szkoła gna do mnie
Z zadyszką. Tępe twarze chłopaków
To kamyki, które włożono mi do ust.
Robert MinhinnickPoezja i nauka
Nauka to rachunek różniczkowy umysłu,
sztuka to rachunek całkowy; osobno mogą być
piękne, ale wielkie – tylko wtedy, gdy są razem.
sir Ronald Ross
Niezwykłą wartość wiedzy naukowej
Mało kto rozumie – człowiek,
Który nie jest botanikiem, nie potrafi pojąć,
Że wiedza specjalistyczna może pogłębić
Estetyczną satysfakcję z oglądania kwiatów.
Częściowo dlatego, że aby nazwać roślinę,
Musisz przyjrzeć się jej dokładniej
Niż zazwyczaj, a wtedy
Zobaczysz subtelne kolory, proporcje i kształty,
Zbyt małe, żeby je ot tak zauważyć.
Co więcej – wydaje się, że wiedza botanika
O wszystkich aspektach struktury roślin
(Podobnie jak wiedza rzeźbiarza o budowie kości i mięśni),
Wiedza o układzie korzeni rozwidlających się pod ziemią,
O wyrastaniu łodyg,
O ukrytych w przylistkach pąkach i
Rozkładzie żyłek na liściu,
Wzbogaca i nadaje trójwymiarowości
Temu, co już wiemy o ich skomplikowanym pięknie.
Dlatego też moim celem jest poezja faktów. Nawet
Najgłębsze powinowactwo wszystkich żywych organizmów
Staje się jasne, jeśli wiemy o krążeniu w nich związków chemicznych.
Bez choćby podstaw chemii człowiek pozostanie
Oniemiałym z wrażenia dzikusem,
Który przygląda się decydującym o życiu reakcjom.
Te piękne zależności,
Które ukazuje nam tylko biochemia,
Zastąpią oszałamiające poczucie cudu
Czymś bardziej cudownym,
Bo naturalnym i dającym się zrozumieć.
Przyroda jest większym cudem,
Kiedy może być zrozumiana, przynajmniej po części.
Takie rozumienie rodzi się
W laiku, kiedy czyta on
O biochemii gruczołów,
O ich związkach z chorobowymi zmianami takimi jak wole
I wpływie, jaki mają na wzrost, seks i reprodukcję.
Zaczyna wtedy co nieco rozumieć
Z subtelności i piękna działania
Enzymów, wirusów i bakteriofagów,
Tych substancji na granicy
Świata żywego i nieożywionego.
Zrozumie, dlaczego biochemik
Może zastanawiać się nad możliwością
Syntezy życia i nie bać się,
Że plecie androny lub bluźni.
Zrozumie, że, przeciwnie,
Odkrywa on coraz więcej,
Bo szuka nieskończonego –
„Nawet nasze najgłębsze emocje
Mogą zależeć od obecności
Pochodnych fenantrenu!”.
Hugh MacDiarmidDysgu
Po dwóch miesiącach ze słuchawkami na uszach
Radzimy sobie z mową codzienną,
O ile zdania toczą się powoli.
Pole jest jednak zaminowane:
„Jesteś daleko- czy krótkowidzem?”,
„Mieszkam pięć minut stąd”.
Podczas przerwy na kawę
Maxwell Sirenya
Czyta wiadomości ze świata.
Jest uchodźcą z RPA,
Mówi po walijsku
Z akcentem khosan.
Newland, najstarszy z nas, pamięta
Jazdę rowerem do domu
Wzdłuż kanału w Glamorganshire,
Kiedy kanał był jeszcze kanałem:
Szpic światła, który wrzynał się w mrok,
I rytmiczny plusk żab.
Każdy ma swój powód, żeby tu być
I mówić z zaciśniętymi zębami;
Najwyższy czas, pomyślałem, przestać
Obcować z walijskością,
Dowiedzieć się czegoś o korzeniach,
Choćby etymologicznych.
Oliver Reynolds
Dysgu – (walijski) nauka.Las Trampas, USA
dla Roberta i Priscilli Bunkersów
Przedzieram się przez malwy
w suchym ogrodzie, do
domu,
pukam, potem proszę
po angielsku o klucze
do kościoła w Las Trampas.
Stara kobieta
mówi do mnie po hiszpańsku: ja
nie mówię po angielsku,
pytam więc: gdzie
są klucze do kościoła,
po hiszpańsku.
Widzisz tych
trzech robotników: ty
ich spytaj. Wchodzi
do środka, ja
ruszam za nią,
mam zamiar zapytać
ich po hiszpańsku:
serwus, mówią
po amerykańsku. Witam,
mówię i pytam
po angielsku:
gdzie są klucze
do kościoła, a oni mi
mówią: on je ma,
i wskazują na czwartego,
który pracuje z motyką na polu
niedaleko, a do niego
(po hiszpańsku): gdzie są
klucze do kościoła? A on:
ja mam. – Okej,
mówią
w hiszpańskiej angielszczyźnie:
przynieś je (a do mnie po angielsku)
przeniesie ci je. Ty
poczekaj na niego
przy drzwiach kościoła.
Dziękuję, mówię, a oni
odpowiadają mi po amerykańsku:
nie ma za co. Idę
tam znowu i
czekam w cieniu na
klucze: facet,
który mi je przynosi, to nie ten
z motyką, ale
jeden z trójki
robotników,
z kastylijskim wdziękiem
wpuszcza mnie do
środka,
gdzie chłód, z dala
od tego sierpniowego słońca.
Charles TomlinsonEmpatia i wiosna
in memoriam James Schuyler
Wiosna nadeszła, i kto poznawszy, w czym rzecz,
nie wyszedłby przed szereg jako syn salw śmiechu?
Nie przyłączył się do tańca zielonego zwycięzcy?
Jakaś fala się niesie od ziem pięknych, niezdrowych,
a my wyskakujemy z wanny, bo chcielibyśmy wiedzieć,
czy to zapach, czy ptak, czy coś tak rzadkiego jak kaprys
– odkładamy książkę, niech sobie sama radzi.
Pod kolumnadą pośpiech, rejwach, przepychanka,
wszyscy biegną, by mieć lepszy widok na górną partię nieba,
bo nowy akt podniosłego dramatu światła
ujawnił niecodzienne zrękowiny w mieście:
metalu z wodą, snu z metaforą, plastyku z barokiem.
Tak, wiosna nadeszła, i kto, budząc się pośród
kolosalnych szyfrów, nie chciałby ich na nowo ponazywać?
Zarzućmy doskonałość na rzecz nieregularności, a na razie
uczcijmy wiosnę tatuażem z miniaturowym drozdem.
David Kennedy