Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

48 praw władzy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
29 października 2025
5949 pkt
punktów Virtualo

48 praw władzy - ebook

Pełna wersja największego bestsellera Roberta Greene’a po raz pierwszy wydana

w języku polskim.

Książka, która porusza, szokuje i uczy. 48 praw władzy to amoralny, przewrotny i głęboko pouczający przewodnik po mechanizmach rządzących światem wpływów. Ta kontrowersyjna publikacja jest nieodzownym kompendium dla każdego, kto pragnie zrozumieć istotę władzy – żeby ją zdobywać, chronić się przed nią lub po prostu przejrzeć jej mechanizmy.

Robert Greene i Joost Elffers zwięźle ujęli trzy tysiące lat historii walki o władzę w czterdziestu ośmiu fundamentalnych prawach. Inspirowali się zarówno dziełami klasyków myśli politycznej – Machiavellego, Sunziego i Carla von Clausewitza – jak i życiorysami postaci takich jak Henry Kissinger czy Phineas Taylor Barnum.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-874-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Przede wszyst­kim chciał­bym podzię­ko­wać Annie Bil­ler, która brała udział w reda­go­wa­niu tej książki i któ­rej bez­cenne spo­strze­że­nia wywarły decy­du­jący wpływ na formę i treść _48 praw wła­dzy_. Bez niej nie uda­łoby się osią­gnąć tego wszyst­kiego.

Jestem rów­nież wdzięczny mojemu ser­decz­nemu przy­ja­cie­lowi Micha­elowi Schwa­rzowi – to on wpro­wa­dził mnie do szkoły arty­stycz­nej Fabrica we Wło­szech, gdzie pozna­łem Joosta Eif­fersa, mojego współ­pra­cow­nika i współ­au­tora _48 praw wła­dzy_. To wła­śnie za sprawą intry­ganc­kiego świata Fabriki Joost i ja dostrze­gli­śmy ponad­cza­so­wość myśli Machia­vel­lego, a z naszych dys­ku­sji, które pro­wa­dzi­li­śmy w Wene­cji, zro­dził się pomysł na tę książkę.

Moją wdzięcz­ność zaskar­bił sobie także Henri Le Gou­bin, dostar­cza­jąc mi przez lata wielu aneg­dot w makia­we­licz­nym duchu, zwłasz­cza poświę­co­nych waż­nym fran­cu­skim posta­ciom histo­rycz­nym, które odgry­wają w tej książce zna­czącą rolę.

Pra­gnę podzię­ko­wać Lesowi i Sumiko Bil­le­rom, któ­rzy uży­czyli mi ksią­żek na temat histo­rii Japo­nii i pomo­gli w pisa­niu roz­działu poświę­co­nego japoń­skiej cere­mo­nii parze­nia her­baty. Dzię­kuję rów­nież mojej ser­decz­nej przy­ja­ciółce Eli­za­beth Yang, która słu­żyła mi pomocą w dzie­dzi­nie histo­rii Chin.

Pisząc książkę taką jak ta, musia­łem w znacz­nej mie­rze pole­gać na dostęp­nych źró­dłach, dla­tego podzię­ko­wa­nia należą się też Biblio­tece Nauko­wej UCLA; spę­dzi­łem wiele przy­jem­nych dni, korzy­sta­jąc z jej boga­tych zbio­rów.

Moim rodzi­com, Lau­rette i Stan­ley­owi Gre­ene’om, jestem dozgon­nie wdzięczny za ich cier­pli­wość i wspar­cie.

Nie mogę też zapo­mnieć o hoł­dzie dla mojego kota Borisa, który dotrzy­my­wał mi towa­rzy­stwa, gdy spę­dza­łem dłu­gie godziny przy pracy.

A co do ludzi, któ­rzy przez wiele lat tak umie­jęt­nie wyko­rzy­sty­wali taj­niki wła­dzy, aby mną mani­pu­lo­wać i zada­wać mi cier­pie­nia – nie żywię urazy i dzię­kuję wam za dostar­cze­nie mi inspi­ra­cji.

_Robert Gre­ene_PRZEDMOWA

Kiedy nie mamy wpływu na innych ludzi oraz rze­czy, które dzieją się wokół nas, bar­dzo źle to zno­simy – czu­jemy się bez­radni i nie­szczę­śliwi. Nikt nie chce pozby­wać się wła­dzy, każdy chce jej mieć jesz­cze wię­cej. Jed­nak w dzi­siej­szym świe­cie nie­bez­piecz­nie jest prze­ja­wiać zbyt­nią żądzę wła­dzy i otwar­cie do niej dążyć. Musimy spra­wiać wra­że­nie uczci­wych i szla­chet­nych. Powin­ni­śmy zatem zacho­wy­wać się sub­tel­nie – być uprzejmi, ale pod­stępni; spra­wie­dliwi, ale sprytni.

Ta cyniczna gra pozo­rów nasuwa sko­ja­rze­nie z chwiej­nym ukła­dem sił panu­ją­cym na daw­nym dwo­rze magnac­kim. Na prze­strzeni wie­ków dwór sku­piał się zawsze wokół osoby spra­wu­ją­cej wła­dzę – króla, cesa­rza albo innego przy­wódcy. Dwo­rza­nie znaj­do­wali się w szcze­gól­nie trud­nej sytu­acji – musieli słu­żyć swo­jemu panu, ale jeśli za bar­dzo mu nad­ska­ki­wali i zbyt jaw­nie pró­bo­wali zdo­by­wać jego przy­chyl­ność, inni mogli to zauwa­żyć i wystą­pić prze­ciwko nim. Dla­tego nale­żało sub­tel­nie zabie­gać o względy władcy. Nawet ci naj­bar­dziej wytrawni i zdolni do takiej sub­tel­no­ści nie­ustan­nie musieli się pil­no­wać, gdyż inni dwo­rza­nie cały czas knuli, pró­bu­jąc ich wygryźć.

Tym­cza­sem dwór miał być odzwier­cie­dle­niem naj­wyż­szego poziomu dobrych oby­cza­jów i wytwor­no­ści. Zbyt gwał­towne lub jawne dąże­nie do wła­dzy nie było mile widziane – oto­cze­nie cicho i pod­stęp­nie zwal­czało każ­dego, kto nad­uży­wał swo­ich wpły­wów. Na tym wła­śnie pole­gał dyle­mat dwo­rza­nina – ucho­dząc za wcie­le­nie ele­gan­cji, musiał wzno­sić się na wyżyny sub­tel­no­ści, aby prze­chy­trzyć swo­ich prze­ciw­ni­ków i uda­rem­nić ich zakusy. Z cza­sem uczył się, jak uni­kać bez­po­śred­niej kon­fron­ta­cji – jeżeli wbi­jał komuś nóż w plecy, robił to w bia­łych ręka­wicz­kach i z uśmie­chem na twa­rzy. Zamiast ucie­kać się do przy­musu lub jaw­nej zdrady, osią­gał swoje cele, posłu­gu­jąc się uro­kiem oso­bi­stym i pod­stę­pem, a w swo­ich poczy­na­niach zawsze pla­no­wał kilka ruchów naprzód. Dwor­skie życie było nie­koń­czącą się grą, która wyma­gała cią­głej czuj­no­ści i tak­tycz­nego myśle­nia; wojną toczoną w wytworny spo­sób.

W dzi­siej­szych cza­sach sta­jemy w obli­czu nie­po­ko­jąco podob­nych dyle­ma­tów jak dawni dwo­rza­nie. Wszystko, co robimy, musi wyglą­dać na cywi­li­zo­wane i przy­zwo­ite, zgodne z regu­łami demo­kra­cji i uczciwe. Ale jeśli będziemy ści­śle trzy­mać się tych zasad, jeśli potrak­tu­jemy je zbyt dosłow­nie, poko­nają nas ci, któ­rzy nie są aż tak naiwni. Jak napi­sał wielki dyplo­mata i dwo­rza­nin epoki rene­sansu Niccolò Machia­velli: „Każdy, kto chce być zawsze dobrym, popad­nie w ruinę wśród rze­szy takich, któ­rzy nie są dobrzy”. Dwór ucho­dził za szczyt wyra­fi­no­wa­nia, ale pod jego błysz­czącą powierzch­nią niczym w bul­go­cą­cym kotle kipiały mroczne emo­cje – chci­wość, zazdrość, żądza i nie­na­wiść. Dzi­siej­szy świat rów­nież uważa się za ostoję spra­wie­dli­wo­ści, ale buzują w nim te same ukryte plu­ga­stwa co przed wie­kami. Zasady gry pozo­stały nie­zmie­nione. Na zewnątrz musi­cie spra­wiać pozory uprzej­mych, lecz w głębi ducha – jeśli nie jeste­ście głupi – szybko uczy­cie się roz­wagi i postę­pu­je­cie tak, jak zale­cał Napo­leon: „Na swą żela­zną pięść nałóż białą ręka­wiczkę”. Jeżeli, podob­nie jak dawni dwo­rza­nie, zdo­ła­cie opa­no­wać sztukę mani­pu­la­cji, jeżeli nauczy­cie się uwo­dzić, cza­ro­wać, mamić i sub­tel­nie wpro­wa­dzać w błąd prze­ciw­ni­ków, wznie­sie­cie się na wyżyny wła­dzy. Ludzie będą wam ule­gać, nie zda­jąc sobie sprawy, że na nich oddzia­łu­je­cie. A skoro nie będą niczego świa­domi, nie musi­cie oba­wiać się z ich strony wro­go­ści ani oporu.

Dwór jest bez­sprzecz­nie ostoją galan­te­rii i dobrych oby­cza­jów, a bez nich stałby się sie­dli­skiem zbrodni i cha­osu. Ci, któ­rzy teraz się uśmie­chają i wymie­niają ser­deczne uści­ski, gdyby nie dwor­skie maniery, zaczę­liby się nawza­jem znie­wa­żać i dźgać szty­le­tami.

Hra­bia Che­ster­field

Nie­któ­rzy ludzie uwa­żają ideę świa­do­mych machi­na­cji w dąże­niu do wła­dzy – nie­ważne, jak pokręt­nych – za zepsuty i anty­spo­łeczny relikt prze­szło­ści. Są prze­ko­nani, że mogą wyco­fać się z gry, postę­pu­jąc w spo­sób, który nie ma nic wspól­nego z wła­dzą. Należy się wystrze­gać takich ludzi, bo cho­ciaż otwar­cie gło­szą oni swoje poglądy, należą do naj­bar­dziej wytraw­nych gra­czy. Sto­sują stra­te­gie, za pomocą któ­rych spryt­nie maskują praw­dziwą naturę swo­ich machi­na­cji. Na przy­kład czę­sto pre­zen­tują swoją sła­bość i brak wpły­wów jako rodzaj moral­nej cnoty. Jed­nak ktoś cał­ko­wi­cie bez­in­te­re­sowny nie obno­siłby się z takim wize­run­kiem, aby zyskać współ­czu­cie albo sza­cu­nek. Ta sub­telna i zwod­ni­cza stra­te­gia przy­nosi dosko­nałe efekty (zob. _Prawo 22: Sto­suj tak­tykę kapi­tu­la­cji: prze­kształć sła­bość w siłę_).

Inną stra­te­gią, którą sto­sują osoby rze­komo nie­za­an­ga­żo­wane w walkę o wła­dzę, jest doma­ga­nie się rów­no­ści we wszyst­kich dzie­dzi­nach życia. Ich zda­niem każ­dego należy trak­to­wać jed­na­kowo bez względu na sta­tus i siłę. Z takim podej­ściem wiąże się pewien pro­blem, gdyż nie­któ­rzy ludzie robią pewne rze­czy lepiej niż inni. Jeżeli trak­tu­jemy wszyst­kich tak samo, igno­ru­jemy dzie­lące ich róż­nice, a w rezul­ta­cie pro­mu­jemy mniej zdol­nych kosz­tem tych, któ­rzy potra­fią coś wię­cej. Wielu ludzi postę­pu­ją­cych w ten spo­sób czę­sto sto­suje ukrytą stra­te­gię, roz­dzie­la­jąc gra­ty­fi­ka­cje według wła­snego uzna­nia.

Że jagnięta czują urazę do wiel­kich pta­ków dra­pież­nych, to nie dzi­wota, lecz to jesz­cze nie powód, by brać za złe wiel­kim pta­kom dra­pież­nym, że pory­wają małe jagnięta. A jeśli jagnięta mówią mię­dzy sobą: „Te ptaki dra­pieżne są złe; a kto jest jak naj­mniej pta­kiem dra­pież­nym, ow­szem jego prze­ci­wień­stwem, jagnię­ciem – nie miał­żeby być dobry?”, to nie można takiemu posta­wie­niu ide­ału nic zarzu­cić, jak­kol­wiekby ptaki dra­pieżne nieco szy­der­czo na to spo­glą­dały i może mówiły sobie: „My nie gnie­wamy się na nie, na te dobre jagnięta, kochamy je nawet: nie ma nic smacz­niej­szego nad deli­katne jagnię”.

Frie­drich Nie­tz­sche, _Z gene­alo­gii moral­no­ści_

Kolej­nym spo­so­bem na odże­gna­nie się od makia­we­licz­nych roz­gry­wek jest cał­ko­wita szcze­rość i pro­sto­li­nij­ność, gdyż ludzie dążący do wła­dzy sto­sują na ogół tech­niki oparte na pod­stę­pach i tajem­ni­cach. Jed­nak wybie­ra­jąc taką drogę, na pewno zra­nimy lub obra­zimy wiele osób, a nie­które z nich zechcą odpła­cić nam pięk­nym za nadobne. Nikt nie uzna naszych bez­po­śred­nich wypo­wie­dzi za w pełni obiek­tywne i pozba­wione ukry­tych moty­wów. I słusz­nie. Szczera postawa jest w rze­czy­wi­sto­ści stra­te­gią, która ma na celu prze­ko­na­nie ludzi o naszej szla­chet­no­ści, dobro­dusz­no­ści i bez­in­te­re­sow­no­ści. Sta­nowi formę per­swa­zji, a nawet sub­tel­nego przy­musu.

_Jedy­nymi środ­kami do osią­gnię­cia swo­ich celów są siła i prze­bie­głość. Mówią też, że miłość, ale byłoby to jak cze­ka­nie na słońce, a w życiu liczy się każda chwila._

Johann Wol­fgang von Goethe

Wresz­cie są i tacy, któ­rzy spra­wiają wra­że­nie naiw­nych, aby zazna­czyć swój dystans do gry i unik­nąć oskar­żeń o dąże­nie do wła­dzy. Na nich rów­nież powin­ni­śmy uwa­żać, gdyż pozorna naiw­ność może być sku­tecz­nym środ­kiem mani­pu­la­cji (zob. _Prawo 21: Spra­wiaj wra­że­nie głup­szego niż twoja ofiara_). Nawet auten­tyczna naiw­ność nie jest wolna od sideł wła­dzy. Dzieci są naiwne pod wie­loma wzglę­dami, lecz w swoim postę­po­wa­niu czę­sto kie­rują się chę­cią uzy­ska­nia kon­troli nad oto­cze­niem. Bar­dzo cier­pią z powodu poczu­cia bez­sil­no­ści w świe­cie doro­słych, dla­tego wszel­kimi moż­li­wymi spo­so­bami zabie­gają o to, aby posta­wić na swoim. Nawet auten­tycz­nie naiwne osoby mogą dążyć do wła­dzy i są w tym pie­kiel­nie sku­teczne, gdyż nie prze­szka­dza im reflek­sja. W takich przy­pad­kach naiw­ność na pokaz może świad­czyć o czymś wręcz odwrot­nym. Takie rze­komo nie­za­an­ga­żo­wane osoby możemy roz­po­znać po tym, że afi­szują się ze swo­imi war­to­ściami moral­nymi, poboż­no­ścią i wyjąt­ko­wym poczu­ciem spra­wie­dli­wo­ści. W ten spo­sób pró­bują mydlić nam oczy i odwró­cić uwagę od swo­ich zagry­wek, ale nie dajmy się zwieść pozo­rom szla­chet­no­ści – wszy­scy kie­ru­jemy się żądzą wła­dzy. Jeśli przyj­rzymy się dokład­niej takim ludziom, prze­ko­namy się, że czę­sto cechuje ich wyjąt­kowa bie­głość w sztuce dys­kret­nej mani­pu­la­cji, nawet jeżeli nie upra­wiają jej świa­do­mie. Co wię­cej, bar­dzo im się nie podoba roz­po­wszech­nia­nie tech­nik, z któ­rych sami korzy­stają na co dzień.

Skoro świat jest jed­nym wiel­kim dwo­rem peł­nym intryg, w któ­rym tkwimy uwię­zieni, wszel­kie próby wyco­fa­nia się z gry nie mają sensu. Dopro­wa­dzi­łoby to jedy­nie do poczu­cia bez­sil­no­ści, które mogłoby nas uniesz­czę­śli­wić. Zamiast wal­czyć z nie­unik­nio­nym, zamiast toczyć pianę, narze­kać i zadrę­czać się poczu­ciem winy, o wiele lepiej jest dosko­na­lić się w kon­tro­lo­wa­niu innych. W grun­cie rze­czy im więk­szą osią­gnie­cie bie­głość w tej sztuce, tym lepiej będzie­cie sobie radzić jako przy­ja­ciele, kochan­ko­wie, mężo­wie, żony czy w ogóle ludzie. Podą­ża­jąc drogą dosko­na­łego dwo­rza­nina (zob. _Prawo 24_), nauczy­cie się popra­wiać innym samo­po­czu­cie – być dla nich źró­dłem przy­jem­no­ści. Ludzie staną się od was zależni i będą zabie­gali o wasze towa­rzy­stwo. Gdy opa­nu­je­cie reguły zawarte w tej książce, oszczę­dzi­cie bliź­nim cier­pień spo­wo­do­wa­nych nie­umie­jęt­nym obcho­dze­niem się z pra­wami wła­dzy – które jest jak igra­nie z ogniem bez zna­jo­mo­ści jego natury. Skoro gra o wła­dzę i tak wcią­gnie nas wszyst­kich, lepiej być w niej mistrzem, ani­żeli iść w zaparte albo odsta­wiać fuszerkę.

_Strzała, którą wypu­ści łucz­nik, może kogoś ugo­dzić albo i nie. Za to stra­te­gie mędr­ców mogą nawet zabi­jać ludzi w łonie matki._

Ćana­kja Kau­tilja, sta­ro­żytny indyj­ski filo­zof

Gra o wła­dzę narzuca szcze­gólny spo­sób patrze­nia na świat, dla­tego opa­no­wa­nie jej zasad wiąże się z koniecz­no­ścią zmiany per­spek­tywy. Wymaga to wysiłku i lat prak­tyki, gdyż pewne ele­menty gry nie przy­cho­dzą natu­ral­nie. Należy opa­no­wać kilka pod­sta­wo­wych umie­jęt­no­ści, dzięki któ­rym prak­tyczne sto­so­wa­nie praw wła­dzy sta­nie się o wiele łatwiej­sze.

Naj­waż­niej­szą z nich, a zara­zem jed­nym z fun­da­men­tów wła­dzy, jest umie­jęt­ność pano­wa­nia nad emo­cjami. Reak­cja emo­cjo­nalna w każ­dej sytu­acji jest naj­więk­szą prze­szkodą w dąże­niu do wła­dzy; błę­dem zbyt kosz­tow­nym, by zre­kom­pen­so­wała go chwi­lowa satys­fak­cja, jaką daje roz­ła­do­wa­nie napię­cia. Emo­cje przy­sła­niają zdrowy roz­są­dek, a brak jasnej oceny sytu­acji nie pozwala przy­go­to­wać się i zare­ago­wać na nią w spo­sób zapew­nia­jący jaką­kol­wiek formę kon­troli.

Naj­bar­dziej nisz­czącą reak­cją emo­cjo­nalną jest gniew, ponie­waż w naj­więk­szym stop­niu pozba­wia nas zdol­no­ści trzeź­wego osądu. Wyzwala rów­nież reak­cję łań­cu­chową, która zawsze utrud­nia pano­wa­nie nad sytu­acją i wzmaga deter­mi­na­cję prze­ciw­nika. Jeżeli chce­cie znisz­czyć kogoś, kto was zra­nił, o wiele roz­sąd­niej jest trzy­mać go na dystans, uda­jąc przy­jaźń, niż oka­zy­wać gniew.

Miłość i przy­wią­za­nie rów­nież mogą być destruk­tywne, ponie­waż spra­wiają, że nie dostrze­ga­cie wyra­cho­wa­nia osób, któ­rych ni­gdy nie podej­rze­wa­li­by­ście o nie­cne zamiary. Gniewu i miło­ści nie jeste­ście w sta­nie stłu­mić ani unik­nąć ich odczu­wa­nia – nie ma sensu nawet podej­mo­wać takich prób. Musi­cie jed­nak zacho­wać ostroż­ność w ich wyra­ża­niu i, co naj­waż­niej­sze, nie powinny one w żaden spo­sób wpły­wać na wasze plany i stra­te­gie.

_Pomy­śla­łem sobie, za pomocą jakich środ­ków, jakich pod­stę­pów, sztuk wsze­la­kich i zabie­gów stara się czło­wiek wyostrzyć swój umysł, aby prze­chy­trzyć dru­giego, a dzięki tej róż­no­rod­no­ści świat staje się jesz­cze pięk­niej­szy._

Fran­ce­sco Vet­tori, wło­ski dyplo­mata i przy­ja­ciel Machia­vel­lego

Z pano­wa­niem nad emo­cjami wiąże się umie­jęt­ność zacho­wa­nia dystansu do teraź­niej­szej sytu­acji, jak rów­nież obiek­tyw­nego myśle­nia o prze­szło­ści i przy­szło­ści. Niczym Janus – sta­ro­żytny rzym­ski bóg o dwóch twa­rzach, opie­kun drzwi, bram i mostów – powin­ni­ście być zdolni do patrze­nia w obu kie­run­kach jed­no­cze­śnie. Aby lepiej radzić sobie z nie­bez­pie­czeń­stwami, skąd­kol­wiek nadejdą, jedną twarz zwróć­cie ku przy­szło­ści, a drugą skie­ruj­cie w prze­szłość.

Jeśli cho­dzi o przy­szłość, motto brzmi: „Bądź­cie czujni każ­dego dnia”. Nic nie powinno was zasko­czyć, kiedy nauczy­cie się prze­wi­dy­wać pro­blemy. Zamiast marzyć o pomyśl­nej reali­za­cji swo­ich dążeń, skup­cie się na ana­li­zo­wa­niu wszyst­kich moż­li­wych sce­na­riu­szy i zapo­bie­ga­niu poraż­kom, które mogą pokrzy­żo­wać wam plany. Im bar­dziej dale­ko­wzroczni jeste­ście, z im więk­szym wyprze­dze­niem pla­nu­je­cie swoje posu­nię­cia, tym bar­dziej rośnie­cie w siłę.

Druga twarz Janusa powinna nie­ustan­nie spo­glą­dać w prze­szłość – lecz nie po to, by roz­pa­mię­ty­wać dawne krzywdy lub żywić urazy. To tylko nad­szarp­nę­łoby wasze siły. Połowa suk­cesu tkwi w zdol­no­ści zapo­mi­na­nia o minio­nych wyda­rze­niach, które was gnę­bią i pozba­wiają zdol­no­ści racjo­nal­nego myśle­nia. Jed­nak oglą­da­nie się za sie­bie ma nie­wąt­pli­wie war­tość edu­ka­cyjną – pozwala uczyć się od tych, któ­rzy żyli w daw­nych cza­sach. (Wiele przy­kła­dów histo­rycz­nych zawar­tych w tej książce ma słu­żyć wła­śnie temu celowi). Patrze­nie w prze­szłość daje wam punkt odnie­sie­nia dla waszych obec­nych poczy­nań. Jest to naj­lep­sza życiowa lek­cja, jaką może­cie otrzy­mać, ponie­waż opiera się na oso­bi­stych doświad­cze­niach.

_Nie ma na świe­cie zasad, są tylko wypadki, nie ma praw, są tylko oko­licz­no­ści. Czło­wiek wyż­szy umie korzy­stać z trafu i z oko­licz­no­ści. Gdyby były zasady i prawa stałe, to narody nie zmie­nia­łyby ich tak, jak się zmie­nia koszulę. Poje­dyn­czy czło­wiek nie jest obo­wią­zany być mędr­szym od całego narodu._

Honoré de Bal­zac, _Ojciec Goriot_

Zacznij­cie od przyj­rze­nia się swoim błę­dom z prze­szło­ści – tym, które oka­zały się naj­bar­dziej brze­mienne w skut­kach. Ana­li­zu­jąc je w kate­go­riach 48 praw wła­dzy, może­cie wycią­gnąć z nich naukę i zło­żyć sobie przy­rze­cze­nie: „Ni­gdy nie powtó­rzę takiego błędu. Ni­gdy wię­cej nie wpadnę w taką pułapkę”. Jeżeli potra­fi­cie spoj­rzeć na sie­bie z takiej per­spek­tywy i doko­nać samo­oceny, nauczy­cie się prze­ła­my­wać wzorce utrwa­lone w prze­szło­ści – co sta­nowi nie­zwy­kle cenną umie­jęt­ność.

Jed­nym z fun­da­men­tów wła­dzy jest umie­jęt­ność stwa­rza­nia pozo­rów. Aby opa­no­wać tę sztukę, musi­cie się nauczyć przy­wdzie­wa­nia wielu róż­nych masek i korzy­sta­nia z arse­nału zwod­ni­czych sztu­czek. Nie może­cie pogar­dzać fał­szem i misty­fi­ka­cją, uzna­jąc je za moral­nie naganne. Wszyst­kie rela­cje mię­dzy­ludz­kie pod wie­loma wzglę­dami opie­rają się na kłam­stwie, a tym, co odróż­nia nas od zwie­rząt, jest zdol­ność oszu­ki­wa­nia. Według mito­lo­gii grec­kiej, indyj­skiego poematu Maha­bha­rata czy sume­ryj­skiego eposu o Gil­ga­me­szu uży­wa­nie pod­stępu było przy­wi­le­jem bogów. W tej mate­rii rywa­li­zo­wał z nimi wielki boha­ter Ody­se­usz, który dorów­ny­wał im pod wzglę­dem prze­bie­gło­ści. Oszu­stwo jest wysoce zaawan­so­waną sztuką zna­mienną dla roz­woju cywi­li­za­cyj­nego i naj­po­tęż­niej­szą bro­nią w walce o wła­dzę.

Chcąc osią­gnąć bie­głość w tej sztuce, musi­cie nabrać nieco dystansu do wła­snego wize­runku – nauczyć się przy­wdzie­wać różne maski w zależ­no­ści od sytu­acji. Dzięki takiemu podej­ściu uwol­ni­cie się od wewnętrz­nego cię­żaru, który hamuje wielu ludzi. Sta­nie­cie się ela­styczni jak akto­rzy, co pozwoli wam ukry­wać swoje inten­cje i wabić innych w pułapki. Gra pozo­rów i sztuka pod­stępu mogą stać się źró­dłem przy­jem­no­ści, które ubar­wią wasze życie. Mają rów­nież klu­czowe zna­cze­nie w dąże­niu do wła­dzy.

O ile pod­stęp jest naj­groź­niej­szą bro­nią w waszym arse­nale, o tyle cier­pli­wość pełni funk­cję tar­czy. Chroni was przed popeł­nia­niem głu­pich błę­dów. Podob­nie jak umie­jęt­no­ści pano­wa­nia nad emo­cjami trzeba się jej uczyć, gdyż nie przy­cho­dzi natu­ral­nie. Ale wła­dza nie ma w sobie nic natu­ral­nego – jest bar­dziej boska niż cokol­wiek w ota­cza­ją­cym nas świe­cie. Cier­pli­wość jest naj­wyż­szą cnotą bogów, któ­rzy mają czasu pod dostat­kiem. Jeżeli potra­fi­cie cier­pli­wie cze­kać i wybie­gać myślami w przy­szłość, wszystko ułoży się po waszej myśli. Nato­miast niecier­pli­wość spra­wia jedy­nie, że wyglą­da­cie na sła­bych. Sta­nowi główną prze­szkodę na dro­dze do wła­dzy.

Wła­dza jest z natury amo­ralna i w dąże­niu do jej osią­gnię­cia liczy się umie­jęt­ność dostrze­ga­nia sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści, a nie odróż­nia­nia dobra od zła. Dąże­nie do wła­dzy jest grą – przy­po­mi­nać o tym ni­gdy za wiele – a w grze nie liczą się inten­cje, lecz efekty. Oce­niaj­cie stra­te­gię i siłę swo­ich prze­ciw­ni­ków na pod­sta­wie tego, co widzi­cie i czu­je­cie. Czę­sto się zda­rza, że ktoś robi dużo szumu wokół swo­ich inten­cji, ale jest to tylko zasłona dymna. Jakie ma zna­cze­nie, czy inny gracz – wasz sojusz­nik albo rywal – dekla­ruje dobre zamiary, skoro z jego dzia­łań wynika tyle zamie­sza­nia? Jest rze­czą cał­ko­wi­cie natu­ralną, że ludzie szu­kają naj­róż­niej­szych uspra­wie­dli­wień dla swo­ich poczy­nań, zawsze twier­dząc, że przy­świe­cały im szla­chetne cele. Może­cie śmiać się w duchu, ile­kroć sły­szy­cie takie zapew­nie­nia, ale ni­gdy nie oce­niaj­cie czy­ichś inten­cji i dzia­łań przez pry­zmat war­to­ści moral­nych, które są jedy­nie przy­krywką dla dąże­nia do wła­dzy.

Toczy się roz­grywka. Sie­dzi­cie naprze­ciwko swo­jego prze­ciw­nika. Zacho­wu­je­cie się jak dżen­tel­meni bądź damy, prze­strze­ga­jąc zasad gry i nie trak­tu­jąc niczego oso­bi­ście. Postę­pu­je­cie według obra­nej stra­te­gii i obser­wu­je­cie posu­nię­cia rywala z takim spo­ko­jem, na jaki tylko potra­fi­cie się zdo­być. W osta­tecz­nym roz­ra­chunku bar­dziej doce­ni­cie jego uprzej­mość ani­żeli pozor­nie dobre inten­cje. Naucz­cie się śle­dzić efekty jego poczy­nań i zewnętrzne oko­licz­no­ści, nie roz­pra­sza­jąc się niczym innym. Połowa waszego suk­cesu w grze o wła­dzę tkwi w tym, czego nie robi­cie – w co nie pozwa­la­cie się wcią­gnąć. Wła­śnie dla­tego należy ana­li­zo­wać wszyst­kie dzia­ła­nia pod kątem tego, ile was będą kosz­to­wać. Jak napi­sał Nie­tz­sche: „War­tość jakiejś rze­czy polega w pew­nych razach nie na tym, co się przez nią osiąga, lecz na tym, co się za nią zapła­ciło – co nas kosz­tuje”. Być może dopnie­cie swego i będzie to szczytny cel, ale za jaką cenę? Zawsze kie­ruj­cie się tą zasadą, rów­nież wtedy, gdy zasta­na­wia­cie się, czy pod­jąć z kimś współ­pracę albo wycią­gnąć do niego pomocną dłoń. Bądź co bądź życie jest krót­kie, sprzy­ja­ją­cych oka­zji nie ma zbyt wiele, a wasze zasoby ener­gii kie­dyś się wyczer­pią. W tym wzglę­dzie czas jest tak samo waż­nym czyn­ni­kiem jak każdy inny. Ni­gdy nie mar­nuj­cie cen­nego czasu, jak rów­nież spo­koju ducha na cudze sprawy – jest to zbyt wysoka cena.

Wła­dza jest grą spo­łeczną. Aby odno­sić w niej suk­cesy, musi­cie posiąść umie­jęt­ność ana­li­zo­wa­nia i rozu­mie­nia ludz­kich zacho­wań. Jak napi­sał wielki sie­dem­na­sto­wieczny myśli­ciel i kazno­dzieja Bal­ta­sar Gracián: „Pozna­nie cech i tem­pe­ra­men­tów ludzi jest waż­niej­sze niż wie­dza o kamie­niach czy zio­łach”. Aby osią­gnąć mistrzo­stwo w grze o wła­dzę, musi­cie być mistrzami psy­cho­lo­gii. Naucz­cie się roz­po­zna­wać motywy, któ­rymi kie­rują się inni, co pozwoli wam przej­rzeć każdą zasłonę dymną skry­wa­jącą ich poczy­na­nia. Umie­jęt­ność dostrze­ga­nia ukry­tych moty­wów jest naj­więk­szym atu­tem, jakim może­cie dys­po­no­wać w grze o wła­dzę. Otwiera przed wami nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści na polu mani­pu­la­cji, uwo­dze­nia i pod­stępu. Ludzi cechuje nie­by­wała zło­żo­ność i nie spo­sób ich w pełni zro­zu­mieć, nawet gdyby poświę­cić na to całe życie. Dla­tego tym waż­niej­sze jest, aby­ście roz­po­częli swoją edu­ka­cję już teraz. Musi­cie przy tym pamię­tać o pod­sta­wo­wej zasa­dzie: nie sto­suj­cie roz­gra­ni­cze­nia mię­dzy oso­bami, któ­rych zacho­wa­nia ana­li­zu­je­cie, a swo­imi naj­bliż­szymi. Ni­gdy nie ufaj­cie nikomu bez­gra­nicz­nie i bacz­nie obser­wuj­cie wszyst­kich, włącz­nie z przy­ja­ciółmi i uko­cha­nymi.

I na koniec musi­cie się nauczyć, jak w dąże­niu do wła­dzy zawsze obie­rać pośred­nią drogę. Maskuj­cie swoją prze­bie­głość i pla­nuj­cie każde posu­nię­cie w taki spo­sób, aby było jak naj­mniej oczy­wi­ste. Bądź­cie jak kula bilar­dowa, która odbija się wiele razy, zanim trafi do celu. Dzięki bie­gło­ści w sztuce pod­stępu może­cie świę­cić triumfy w śro­do­wi­sku nowo­cze­snego dworu jako wytrawni mani­pu­la­to­rzy ucho­dzący za uoso­bie­nie przy­zwo­ito­ści.

Potrak­tuj­cie _48 praw wła­dzy_ jako swego rodzaju pod­ręcz­nik sztuki lawi­ro­wa­nia. Każde z praw opiera się na dzie­łach osób, które osią­gnęły mistrzo­stwo w grze o wła­dzę. Pisma te pocho­dzą z okresu obej­mu­ją­cego ponad trzy tysiące lat i powstały w cywi­li­za­cjach tak odmien­nych jak sta­ro­żytne Chiny i Wło­chy epoki rene­sansu. Mimo to prze­wi­jają się w nich wspólne wątki i motywy nawią­zu­jące do istoty wła­dzy – zagad­nie­nia, które jesz­cze nie docze­kało się wyczer­pu­ją­cego opisu. _48 praw wła­dzy_ sta­nowi esen­cję mądro­ści, którą na prze­strzeni wie­ków zawarli w swo­ich dzie­łach wybitni stra­te­dzy (Sun Zi, Carl von Clau­se­witz), poli­tycy (Bismarck, Tal­ley­rand), dwo­rza­nie (Casti­glione, Gracián), uwo­dzi­ciele (Ninon de Lenc­los, Casa­nova) i hochsz­ta­ple­rzy (Joseph „Yel­low Kid” Weil).

Opi­sane w tej książce prawa są ponad­cza­sowe i osta­teczne. Wszyst­kie opie­rają się na pro­stym zało­że­niu – pewne dzia­ła­nia pra­wie zawsze zwięk­szają naszą siłę (prze­strze­ga­nie zasad), pod­czas gdy inne nas osła­biają, a nawet dopro­wa­dzają do upadku (łama­nie zasad). Zarówno prze­strze­ga­nie, jak i łama­nie zasad znaj­dują swoje odzwier­cie­dle­nie w przy­kła­dach zaczerp­nię­tych z histo­rii.

Może­cie wyko­rzy­stać tę książkę na kilka spo­so­bów. Czy­ta­jąc ją od początku do końca, może­cie wzbo­ga­cić swoją ogólną wie­dzę na temat istoty wła­dzy. Cho­ciaż nie­które prawa nie wydają się bez­po­śred­nio nawią­zy­wać do waszego życia, z cza­sem praw­do­po­dob­nie odkry­je­cie, że wszyst­kie mają jakieś odnie­sie­nia i w grun­cie rze­czy są ze sobą powią­zane. Zna­jąc ogólny zarys całego zagad­nie­nia, będzie­cie w sta­nie lepiej oce­niać swoje dotych­cza­sowe poczy­na­nia i zyska­cie więk­szą kon­trolę nad swo­imi spra­wami. Grun­towna lek­tura jesz­cze przez długi czas będzie was skła­niać do reflek­sji i prze­war­to­ścio­wań.

Może­cie rów­nież wer­to­wać tę książkę pobież­nie i sku­piać się na pra­wach, które w danej chwili mają naj­więk­sze zna­cze­nie. Powiedzmy, że doświad­cza­cie pro­ble­mów z sze­fem i nie potra­fi­cie zro­zu­mieć, dla­czego wasze wysiłki nie przy­no­szą wam uzna­nia ani awansu. Kilka opi­sa­nych tutaj praw odnosi się do rela­cji prze­ło­żony–pod­władny i nie­mal na pewno pasu­je­cie do któ­re­goś z nich. Krót­kie stresz­cze­nia poszcze­gól­nych roz­dzia­łów w spi­sie tre­ści pomogą wam wybrać ten, który was inte­re­suje.

W końcu może­cie także prze­glą­dać tę książkę dla roz­rywki, trak­tu­jąc ją jako pasjo­nu­jącą wyprawę w prze­szłość pełną dzi­wactw i wiel­kich czy­nów naszych przod­ków. Ale jeśli zamier­za­cie z niej korzy­stać w takim celu, miej­cie się na bacz­no­ści. Pomy­śl­cie, czy nie lepiej się wyco­fać. Wła­dza potrafi być na swój spo­sób nie­by­wale kusząca i zwod­ni­cza. Jest niczym labi­rynt – roz­trzą­sa­nie jej nie­zli­czo­nych zagad­nień pochło­nie wasz umysł i nagle odkry­je­cie, jak przy­jemny staje się ten stan zatra­ce­nia. Innymi słowy, wła­dza dostar­cza naj­wię­cej rado­ści, jeżeli trak­tu­je­cie ją poważ­nie. Bóstwa wła­dzy srożą się na lek­ko­du­chów – pozwa­lają dostą­pić speł­nie­nia tylko uważ­nym i wta­jem­ni­czo­nym, a karzą tych, któ­rzy śli­zgają się po powierzchni w poszu­ki­wa­niu bez­tro­skiej zabawy.

_Kto by zawżdy i wszę­dzie tylko dobrych uczyn­ków był zwo­len­ni­kiem, ten wśród mnó­stwa złych ludzi musi upaść. Przeto dla wła­snego utrzy­ma­nia przy­stoi każ­demu księ­ciu uczyć się być złym i z tej nauki korzy­stać lub nie korzy­stać, sto­sow­nie do potrzeby._

Niccolò Machia­velli, _Książę_PRAWO 1

Nie próbuj przyćmiewać swojego zwierzchnika

Nauka:

_Zawsze spra­wiaj, aby ci, któ­rzy są nad tobą, czuli się lepsi. Sta­ra­jąc się ich zado­wo­lić albo im zaim­po­no­wać, nie posu­waj się zbyt daleko w ujaw­nia­niu swo­ich talen­tów, możesz bowiem osią­gnąć prze­ciwny sku­tek – wzbu­dzić strach i nie­pew­ność. Spraw, aby twoi zwierzch­nicy czuli się bar­dziej bły­sko­tliwi, niż są w rze­czy­wi­sto­ści, a osią­gniesz wyżyny wła­dzy._

Jak czynić nie należy

Nicho­las Fouquet, mini­ster finan­sów w pierw­szych latach pano­wa­nia Ludwika XIV, był boga­tym czło­wie­kiem, który uwiel­biał wystawne uczty, piękne kobiety i poezję. Uwiel­biał także pie­nią­dze, ponie­waż żył z roz­ma­chem. Był inte­li­gentny i uwa­żał się za nie­za­stą­pio­nego, więc gdy w 1661 roku zmarł kar­dy­nał Jules Maza­rin, sto­jący na czele Rady Kró­lew­skiej, Fouquet miał nadzieję zostać jego następcą. Tym­cza­sem król zli­kwi­do­wał to sta­no­wi­sko. Mini­ster finan­sów ode­brał to jako nie­po­ko­jący sygnał i zaczął podej­rze­wać, że popada w nie­ła­skę, dla­tego posta­no­wił zjed­nać sobie władcę, orga­ni­zu­jąc naj­wspa­nial­sze przy­ję­cie, jakie kie­dy­kol­wiek widział świat. Ofi­cjal­nie Fouquet świę­to­wał zakoń­cze­nie budowy swo­jego pałacu w Vaux-le-Vicomte, ale w rze­czy­wi­sto­ści chciał zło­żyć hołd kró­lowi, który był gościem hono­ro­wym.

W uro­czy­sto­ści wzięła udział naj­zna­mie­nit­sza szlachta z wielu kra­jów Europy i kilka naj­tęż­szych umy­słów epoki – La Fon­ta­ine, La Roche­fo­ucauld i madame de Sévigné. Na tę oka­zję Molier spe­cjal­nie napi­sał sztukę, w któ­rej sam wystą­pił. Uczta zaczęła się od wykwint­nej kola­cji z sied­miu dań – na sto­łach zna­la­zły się dale­ko­wschod­nie przy­smaki, któ­rych jesz­cze nikt we Fran­cji nie kosz­to­wał, oraz potrawy stwo­rzone spe­cjal­nie na ten wie­czór. Bie­siad­ni­kom przy­gry­wała orkie­stra spro­wa­dzona na cześć króla.

Po kola­cji zaczęło się zwie­dza­nie pała­co­wego ogrodu, któ­rego wystrój stał się inspi­ra­cją dla Wer­salu. Fouquet oso­bi­ście towa­rzy­szył kró­lowi pod­czas prze­chadzki mię­dzy przy­strzy­żo­nymi żywo­pło­tami, klom­bami i fon­tan­nami. Po przy­by­ciu nad kanał ogro­dowy goście obej­rzeli pokaz sztucz­nych ogni, po któ­rym odbył się spek­takl. Przy­ję­cie trwało do póź­nej nocy i wszy­scy zgod­nie twier­dzili, że było to naj­wspa­nial­sze wyda­rze­nie, w jakim brali udział.

Następ­nego dnia Fouquet został aresz­to­wany przez dowódcę musz­kie­te­rów D’Arta­gnana. Trzy mie­siące póź­niej sta­nął przed sądem oskar­żony o mal­wer­sa­cje na szkodę skarbu pań­stwa. (Rze­czy­wi­ście dopusz­czał się kra­dzieży, ale w imie­niu króla i za jego zgodą). Uznany za win­nego tra­fił do naj­bar­dziej odlud­nego wię­zie­nia we Fran­cji, alpej­skiej twier­dzy Pine­rolo, gdzie spę­dził ostat­nich pięt­na­ście lat życia.

Wnioski

Ludwik XIV, Król Słońce, był dum­nym i aro­ganc­kim czło­wie­kiem, który zawsze pra­gnął być w cen­trum uwagi. Nie mógł znieść, że ktoś żyje wystaw­niej niż on, zwłasz­cza jego mini­ster skarbu. Na miej­sce Fouqu­eta powo­łał Jeana-Bap­ti­ste’a Col­berta, który zasły­nął jako ską­piec i gospo­darz naj­bar­dziej nie­cie­ka­wych przy­jęć w Paryżu. Col­bert dbał, aby pie­nią­dze uwol­nione z koron­nego skarbca tra­fiały pro­sto do rąk króla. Za te pie­nią­dze Ludwik wybu­do­wał wspa­niały pałac w Wer­salu, który swoim prze­py­chem przy­ćmił rezy­den­cję w Vaux-le-Vicomte. Zatrud­nił tych samych archi­tek­tów, deko­ra­to­rów wnętrz i ogrod­ni­ków co Fouquet. W Wer­salu wyda­wał przy­ję­cia jesz­cze bar­dziej eks­tra­wa­ganc­kie niż to, które Fouquet przy­pła­cił wol­no­ścią.

Prze­ana­li­zujmy sytu­ację. Wyda­jąc wspa­niałe przy­ję­cie na cześć króla, Fouquet wyobra­żał sobie, że w ten spo­sób okaże lojal­ność i odda­nie. Nie tylko liczył na przy­chyl­ność Ludwika; myślał, że poka­zu­jąc swoje bogac­two, konek­sje i dobry smak, zapre­zen­tuje się jako nie­za­stą­piony dwo­rza­nin i dosko­nały kan­dy­dat na pre­miera. Widząc jed­nak reak­cje zapro­szo­nych gości, Ludwik nabrał prze­ko­na­nia, że jego mini­ster wzbu­dza więk­szy zachwyt i uzna­nie niż on sam, dla­tego zaczął postrze­gać go jako kon­ku­renta. Zamiast przy­po­do­bać się kró­lowi, Fouquet swoim wystaw­nym przy­ję­ciem ura­ził jego próż­ność. Oczy­wi­ście monar­cha nie przy­znał się do tego, ale zna­lazł wymówkę, aby pozbyć się czło­wieka, który nie­umyśl­nie nadep­nął mu na odcisk. Taki wła­śnie los spo­tyka wszyst­kich, któ­rzy spra­wiają, że władca czuje się nie­pew­nie i powąt­piewa w swoją wybit­ność.

_Gdy zaczy­nał się wie­czór, Fouquet był na samym szczy­cie. Gdy zapa­dła noc, zna­lazł się na dnie._

Wol­ter

Postępowanie godne naśladowania

Na początku XVII wieku wło­ski astro­nom i mate­ma­tyk Gali­le­usz zna­lazł się w nie­bez­piecz­nej sytu­acji. Jak wszy­scy uczeni doby rene­sansu był zależny od hoj­no­ści magna­tów, któ­rzy finan­so­wali jego bada­nia, dla­tego musiał od czasu do czasu spra­wiać im pre­zenty ze swo­ich odkryć i wyna­laz­ków. Raz na przy­kład poda­ro­wał księ­ciu Man­tui Vin­cenzo Gon­za­dze kom­pas woj­skowy, który wyna­lazł. Następ­nie zade­dy­ko­wał księ­ciu Toska­nii Kosmie II Medy­ce­uszowi dzieło poświę­cone astro­nomii. Obaj moż­no­władcy byli zado­wo­leni, a dzięki nim Gali­le­usz zyski­wał wię­cej nowych uczniów. Jed­nak bez względu na to, jak wiel­kich odkryć doko­ny­wał, zazwy­czaj nagra­dzali go pre­zen­tami, a nie pie­niędzmi. W efek­cie cią­gle był od nich zależny i bra­ko­wało mu sta­bi­li­za­cji. Dla­tego szu­kał jakie­goś lep­szego spo­sobu na życie.

Nową stra­te­gię zasto­so­wał w 1610 roku, kiedy odkrył księ­życe Jowi­sza. Tym razem zamiast obdzie­lać wszyst­kich mece­na­sów efek­tami swo­jego odkry­cia – jed­nemu ofia­ro­wać tele­skop, któ­rego uży­wał, innemu zade­dy­ko­wać książkę itd. – jak czy­nił dotych­czas, posta­no­wił sku­pić się wyłącz­nie na wład­cach Flo­ren­cji. Wybrał ich nie bez powodu. W 1540 roku Kosma I, zało­ży­ciel dyna­stii Medy­ce­uszy, nawią­zu­jąc do świet­no­ści cesar­stwa rzym­skiego, usta­no­wił patro­nem rodu Jowi­sza – naj­po­tęż­niej­szego ze sta­ro­żyt­nych bogów, uoso­bie­nie wła­dzy wykra­cza­ją­cej ponad poli­tykę i wiel­kie for­tuny.

Gali­le­usz uczy­nił ze swo­jego odkry­cia wiel­kie astro­no­miczne wyda­rze­nie, które miało dodać splen­doru Medy­ce­uszom. Ogło­sił, że „jaśnie­jące na nie­bie gwiazdy” (księ­życe Jowi­sza) poja­wiły się w jego tele­sko­pie w tym samym cza­sie, gdy Kosma II został wiel­kim księ­ciem Toska­nii. Zazna­czył, że ciał nie­bieskich jest tyle samo – cztery – ilu potom­ków ksią­żę­cego rodu (Kosma II miał trzech braci), i krążą one po orbi­cie Jowi­sza niczym wnu­ko­wie Kosmy I wokół flo­renc­kiego tronu. To nie mógł być zwy­kły przy­pa­dek, że same nie­biosa odzwier­cie­dlają domi­na­cję Medy­ce­uszy. Gali­le­usz zamó­wił także emble­mat, który przed­sta­wiał rzym­skiego boga Jowi­sza sie­dzą­cego na chmu­rze w oto­cze­niu czte­rech gwiazd, i wrę­czył go księ­ciu jako sym­bol jego związku z kosmicz­nym porząd­kiem świata.

Wdzięczny Kosma mia­no­wał Gali­le­usza swoim nadwor­nym filo­zo­fem i mate­ma­ty­kiem, przy­dzie­la­jąc mu stałą pen­sję. Dla wiel­kiego uczo­nego był to życiowy prze­łom – czasy żebra­nia o mece­nat ode­szły już do prze­szło­ści.

Wnioski

Dzięki swo­jej nowej stra­te­gii Gali­le­usz jed­nym spryt­nym posu­nię­ciem osią­gnął wię­cej niż przez lata usil­nych zabie­gań. Powód był pro­sty – wszy­scy władcy chcą się pre­zen­to­wać bar­dziej impo­nu­jąco niż inni ludzie. Nie obcho­dzą ich odkry­cia naukowe ani prawda empi­ryczna; liczy się dla nich tylko wła­sna chwała. Nada­jąc imiona magna­tów cia­łom nie­bie­skim, Gali­le­usz przy­spo­rzył im nie­po­rów­ny­wal­nie wię­cej splen­doru, niż gdyby uczy­nił ich patro­nami jakie­goś instru­mentu badaw­czego albo odkry­cia nauko­wego.

Uczeni też pod­le­gali kapry­śnym regu­łom dwor­skiego życia i mece­natu. Tak samo jak reszta pod­da­nych musieli słu­żyć moż­nym, któ­rzy dys­po­no­wali kapi­ta­łem. W obli­czu ich nie­prze­cięt­nego inte­lektu nie­je­den magnat mógł poczuć się nie­pew­nie, jakby ocze­ki­wano od niego wyłącz­nie pie­nię­dzy – co swoją drogą jest upo­ka­rza­jącą i nie­wdzięczną rolą. Fun­da­tor wiel­kiego suk­cesu chciałby być kimś wię­cej niż tylko dostar­czy­cie­lem wspar­cia finan­so­wego. Chciałby ucho­dzić za kogoś kre­atyw­nego i potęż­nego, a także waż­niej­szego niż samo dzieło stwo­rzone w ich imie­niu. Zamiast poczu­cia nie­pew­no­ści spo­dzie­wał się splen­doru.

Swoim odkry­ciem Gali­le­usz nie pod­wa­żył auto­ry­tetu inte­lek­tu­al­nego Medy­ce­uszy ani nie spra­wił, by w jaki­kol­wiek spo­sób poczuli się gorsi – dosłow­nie wyniósł ich do gwiazd i dzięki niemu mogli błysz­czeć na tle innych rodów Ita­lii. Nie przy­ćmił swo­ich panów, ale pomógł im przy­ćmić wszyst­kich dookoła.

Tajniki władzy

Każdy nosi w sobie jakieś obawy. Kiedy pre­zen­tu­je­cie światu swoje talenty, natu­ralną koleją rze­czy wzbu­dza­cie nie­chęć, zazdrość oraz inne prze­jawy kom­plek­sów. Musi­cie być na to przy­go­to­wani. Nie może­cie przez całe życie zamar­twiać się małost­ko­wo­ścią innych. Jed­nak wobec tych, któ­rzy górują nad wami w hie­rar­chii, musi­cie zasto­so­wać inne podej­ście. Przy­ćmie­wa­nie władcy lub zwierzch­nika jest przy­pusz­czal­nie naj­gor­szym z błę­dów.

Myśli­cie, że świat się zmie­nił od cza­sów Medy­ce­uszy i Króla Słońce? Nic bar­dziej myl­nego. Ci, któ­rzy zaj­mują wysoką pozy­cję spo­łeczną, są dziś jak monar­cho­wie i magnaci. Chcą się czuć pew­nie na swo­ich sta­no­wi­skach, prze­wyż­sza­jąc wszyst­kich dookoła inte­li­gen­cją, dow­ci­pem i uro­kiem oso­bi­stym. Nie daj­cie się zwieść zgub­nemu, lecz sze­roko roz­po­wszech­nio­nemu prze­ko­na­niu, że demon­stru­jąc swoje talenty i umie­jęt­no­ści, może­cie sobie zaskar­bić względy zwierzch­nika. Wasz pan będzie symu­lo­wał uzna­nie, lecz przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji zastąpi was kimś mniej inte­li­gent­nym, mniej atrak­cyj­nym i mniej groź­nym, tak jak Ludwik XIV, który na miej­sce bły­sko­tli­wego Fouqu­eta powo­łał nija­kiego Col­berta. I tak jak Ludwik XIV nie wyjawi swo­ich praw­dzi­wych inten­cji, ale znaj­dzie pre­tekst, żeby się was pozbyć.

Prawo to obej­muje dwie zasady, które musi­cie sobie uświa­do­mić. Po pierw­sze może­cie nie­umyśl­nie przy­ćmić swo­jego zwierzch­nika, będąc po pro­stu sobą. Nie­któ­rych ludzi na wyso­kich sta­no­wi­skach cechuje taki brak pew­no­ści sie­bie, że wystar­czy oka­zać przy nich odro­binę cha­ry­zmy, aby poczuli się zagro­żeni.

Nikt nie mógł się poszczy­cić tyloma wro­dzo­nymi przy­mio­tami co Astorre Man­fredi, książę Faenzy. Naj­przy­stoj­niej­szy ze wszyst­kich mło­dych ksią­żąt zachwy­cał pod­da­nych swoją wiel­ko­dusz­no­ścią i otwar­to­ścią.

W 1500 roku Cesare Bor­gia oble­gał Faenzę. Kiedy mia­sto się pod­dało, miesz­kańcy spo­dzie­wali się naj­gor­szego po okrut­nym księ­ciu Roma­nii, ale ten oszczę­dził wszyst­kich. Zajął tylko twier­dzę i nie stra­cił żad­nego z obroń­ców, a księ­ciu Man­fre­diemu, który wów­czas liczył osiem­na­ście lat, pozo­sta­wił pełną swo­bodę wraz z całym jego dwo­rem.

Minęło jed­nak zale­d­wie kilka tygo­dni i mło­dziutki książę pod eskortą żoł­nie­rzy tra­fił do wię­zie­nia w Rzy­mie. Rok póź­niej wyło­wiono z Tybru jego ciało z kamie­niem przy­wią­za­nym do szyi. Bor­gia uspra­wie­dli­wiał ten okrutny mord spre­pa­ro­wa­nym oskar­że­niem o zdradę, lecz praw­dziwa przy­czyna tkwiła w jego próż­no­ści i niskim poczu­ciu wła­snej war­to­ści. Astorre Man­fredi wpę­dzał go w kom­pleksy, cho­ciaż nawet nie pró­bo­wał tego robić. Wystar­czyła sama jego obec­ność, by Cesare Bor­gia czuł się gor­szy. Nasuwa się pro­sty wnio­sek – jeśli nie potra­fi­cie nic pora­dzić na to, że jeste­ście atrak­cyjni i cza­ru­jący, sta­raj­cie się uni­kać takich zakom­plek­sio­nych potwo­rów jak Bor­gia. Ewen­tu­al­nie znajdź­cie jakiś spo­sób, by masko­wać swoje walory, prze­by­wa­jąc w ich towa­rzy­stwie.

Po dru­gie nie wyobra­żaj­cie sobie, że jeśli zwierzch­nik darzy was sym­pa­tią, może­cie sobie pozwa­lać na wszystko. Można by napi­sać wiele ksią­żek o fawo­ry­tach, któ­rzy brali swój sta­tus za pew­nik i popa­dli w nie­ła­skę, gdyż ośmie­lili się wywyż­szać ponad władcę.

Sen no Rikyū cie­szył się szcze­gól­nymi wzglę­dami cesa­rza Hidey­oshiego, który pano­wał w Japo­nii pod koniec XVI wieku. Był mistrzem cere­mo­nii parze­nia her­baty – sztuki nie­zwy­kle popu­lar­nej wśród ary­sto­kra­cji – oraz jed­nym z naj­bar­dziej zaufa­nych dorad­ców monar­chy. Miał swoją kwa­terę w pałacu cesar­skim i był powa­żany w całym kraju. Mimo to w 1591 roku Hidey­oshi wydał na niego wyrok śmierci, każąc mu popeł­nić sep­puku. Dopiero póź­niej wyszła na jaw przy­czyna tej rady­kal­nej zmiany nasta­wie­nia. Oka­zało się, że Rikyu, czło­wiek pocho­dzący z nizin spo­łecz­nych, zamó­wił drew­niany posąg, który przed­sta­wiał go w wynio­słej pozie i san­da­łach sta­no­wią­cych atry­but szla­chec­twa. Co wię­cej, kazał usta­wić swoją podo­bi­znę w pała­co­wej świą­tyni, gdzie rzu­cała się w oczy człon­kom rodziny cesar­skiej. Dla Hidey­oshiego był to jed­no­znaczny sygnał – jego fawo­ryt stra­cił poczu­cie umiaru. Cie­szył się takimi samymi przy­wi­le­jami jak szla­chet­nie uro­dzeni, jed­nak zapo­mniał, że niczego nie zawdzię­cza samemu sobie i jego pozy­cja jest zależna od cesa­rza. Nie­wy­ba­czal­nie prze­ce­nił swoją war­tość i za ten błąd zapła­cił życiem. Dla­tego pamię­taj­cie: ni­gdy nie bierz­cie swo­jej pozy­cji za pew­nik i nie pozwól­cie, aby zaszczyty ude­rzyły wam do głowy.

Skoro już wie­cie, jak nie­bez­pieczne może być wywyż­sza­nie się nad spra­wu­ją­cego wła­dzę, może­cie obró­cić to Prawo na swoją korzyść. Przede wszyst­kim musi­cie schle­biać władcy i kar­mić jego próż­ność. Jawne kom­ple­menty bywają sku­teczne, ale mają swoje ogra­ni­cze­nia – są zbyt bez­po­śred­nie i mogą razić innych dwo­rzan. O wiele lepiej dzia­łają zawo­alo­wane pochleb­stwa. Jeśli na przy­kład prze­wyż­sza­cie swo­jego pana inte­lek­tem, spra­wiaj­cie odwrotne wra­że­nie. Niech mu się wydaje, że jest mądrzej­szy od was. Graj­cie naiw­nia­ków. Zacho­wuj­cie się, jak­by­ście potrze­bo­wali jego rad. Popeł­niaj­cie nie­winne błędy, które nie zaszko­dzą wam na dłuż­szą metę, ale stwo­rzą oka­zję, by popro­sić go o pomoc. Władcy uwiel­biają takie sytu­acje. Czują potrzebę obdzie­la­nia pod­da­nych swoim doświad­cze­niem, a jeżeli nie mają takiej moż­li­wo­ści, odno­szą się do nich z urazą i oka­zują złą wolę.

Jeśli jeste­ście bar­dziej kre­atywni od zwierzch­nika, przy­pi­suj­cie mu swoje pomy­sły, w miarę moż­li­wo­ści na forum publicz­nym. Dawaj­cie do zro­zu­mie­nia, że wasze roz­wią­za­nia są tylko echem jego rad.

Jeśli prze­wyż­sza­cie go dow­ci­pem, może­cie wcie­lić się w rolę nadwor­nego bła­zna, jed­nak wasz pan nie powi­nien wyglą­dać na bez­dusz­nego i gbu­ro­wa­tego w porów­na­niu z wami. Posta­raj­cie się spra­wiać wra­że­nie, jakby to on dozo­wał wasze dow­cipy i dobry nastrój. Jeśli z natury jeste­ście bar­dziej towa­rzy­scy i wiel­ko­duszni, sta­raj­cie się nie prze­wyż­szać go pod tym wzglę­dem. Nie przy­sła­niaj­cie innym jego bla­sku – władca musi być w cen­trum uwagi, pro­mie­nie­jąc mocą i chwałą niczym słońce, wokół któ­rego wszy­scy krążą. Każda próba zaim­po­no­wa­nia komuś takiemu może oka­zać się zgubna – uczcie się od Fouqu­eta, żeby nie napy­tać sobie biedy.

Ukry­wa­nie swo­ich moc­nych stron nie świad­czy o sła­bo­ści, jeżeli w osta­tecz­nym roz­ra­chunku pro­wa­dzi do zdo­by­cia prze­wagi. Pozwa­la­jąc innym góro­wać nad sobą, zacho­wu­je­cie kon­trolę, zamiast paść ofiarą ich poczu­cia niż­szo­ści. Może­cie to wyko­rzy­stać w dniu, w któ­rym posta­no­wi­cie pod­nieść swój sta­tus. Jeżeli tak jak Gali­le­usz potra­fi­cie spra­wić, że wasz pan jesz­cze bar­dziej zabły­śnie w oczach innych, będzie­cie dla niego darem nie­bios i natych­miast otrzy­ma­cie nagrodę.

Wizja:
Gwiazdy na nie­bie. Świe­cić może tylko jedno słońce. Ni­gdy nie przy­sła­niaj jego bla­sku ani nie pró­buj świe­cić jaśniej. Posta­raj się raczej znik­nąć na nie­bie i znajdź spo­sób, by roz­ja­śnić blask swo­jego władcy.
Rze­czy­wi­stość: Nie przy­ćmie­waj swo­jego zwierzch­nika. Bycie gor­szym od kogoś to stan budzący nie­na­wiść, a odnie­sie­nie zwy­cię­stwa nad zwierzch­ni­kiem wynika albo z głu­poty, albo z fatal­nego zbiegu oko­licz­no­ści. Gwiazdy uczą nas tej sub­tel­no­ści. Są błysz­czą­cymi dziećmi Słońca, ale ni­gdy nie pró­bują go zaćmić (Bal­ta­sar Gracián, _Sztuka docze­snej mądro­ści_).

Wyjątki

Nie może­cie się przej­mo­wać uczu­ciami każ­dej napo­tka­nej osoby, gdyż w nie­któ­rych sytu­acjach musi­cie być okrutni. Jeśli wasz władca jest przy­ga­sa­jącą gwiazdą, bez obaw może­cie go przy­ćmie­wać. Nie znaj­cie lito­ści – wasz pan nie miał skru­pu­łów, kiedy piął się na szczyt. Oceń­cie jego siłę. Jeżeli jest słaby, dys­kret­nie przy­spie­szaj­cie jego upa­dek – w roz­strzy­ga­ją­cych momen­tach rób­cie wszystko, by go prze­chy­trzyć. Jeżeli jest bar­dzo słaby i zbliża się jego koniec, pozwól­cie natu­rze robić swoje. Nie ryzy­kuj­cie jed­nak otwar­tego wywyż­sza­nia się ponad słab­ną­cego pana, który może oka­zać się bez­względny i zja­dliwy. Jeśli nato­miast trzyma się mocno na swo­jej pozy­cji, cze­kaj­cie cier­pli­wie na odpo­wiedni moment. Natu­ralną koleją rze­czy każda wła­dza w końcu przy­ga­śnie i osłab­nie. Pew­nego dnia wasz pan upad­nie, a jeżeli wła­ści­wie roze­gra­cie swoją par­tię, prze­ży­je­cie go i przy­ćmi­cie swoim bla­skiem.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij