8 najlepszych komedii - ebook
8 najlepszych komedii - ebook
William Shakespeare (1564–1616) jest powszechnie uznawany za jednego z najwybitniejszych angielskich dramaturgów oraz reformatorów teatru. Napisał trzydzieści osiem sztuk, z czego około połowy to komedie. W wypadku dzieł tego autora nie można jednak mówić o komediach we współczesnym rozumieniu tego pojęcia. Komedie Shakespeare’a zawierają w sobie tzw. biegun tragiczny, czyli nie są pozbawione konfliktu dramatycznego. Uznawane za komediowe utwory kończą się czasami scenami śmierci lub innymi formami cierpienia głównych bohaterów. Jest tu wiele miejsca dla niepowtarzalnej poetyckiej zadumy nad losem człowieka, dla tolerancyjnej akceptacji niedoskonałości natury ludzkiej i stworzonej przez nią kultury. Wszystko to kształtuje jedyną w swoim rodzaju atmosferę komedii mistrza ze Stratfordu. W multibooku znalazło się 8 najpiękniejszych komedii autora, takich jak:
„Komedia omyłek”
„Stracone zachody miłości”
„Poskromienie złośnicy”
„Dwaj panowie z Werony”
„Sen nocy letniej”
„Jak wam się podoba”
„Wesołe kumoszki z Windsoru”
„Miarka za miarkę”
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8176-173-4 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Komedia omyłek
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Stracone zachody miłości
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Poskromienie złośnicy
Prolog
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Dwaj panowie z Werony
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Sen nocy letniej
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Jak wam się podoba
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Wesołe kumoszki z Windsoru
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piąty
Miarka za miarkę
Akt pierwszy
Akt drugi
Akt trzeci
Akt czwarty
Akt piątyKomedia omyłek
Osoby
SOLINUS – książę Efezu
EGEON – kupiec syrakuzański
ANTYFOLUS z Efezu, ANTYFOLUS z Syrakuzy – bliźniacy, synowie Egeona i Emilii, lecz wzajemnie sobie nie znani
DROMIO z Efezu, DROMIO z Syrakuzy – bliźniacy w służbie dwóch Antyfolów
BALTAZAR – kupiec
ANGELO – złotnik
PIERWSZY KUPIEC – przyjaciel Antyfolusa z Syrakuzy
DRUGI KUPIEC – mający stosunki handlowe z Angelem
SZCZYPAK – bakałarz i czarownik
EMILIA – żona Egeona, Ksieni w Efezie
ADRIANA – żona Antyfolusa z Efezu
LUCJANA – jej siostra
LUCJA – służąca Adriany
KURTYZAZNA
STRÓŻ WIĘZIENIA, słudzy sądowi, służba.
Scena w Efezie.Akt pierwszy
Scena pierwsza
Sala w pałacu książęcym.
Wchodzą Książę, Egeon, Stróż więzienia, słudzy sądowi, służba.
EGEON
Coś zaczął, książę, dokończ bez spóźnienia,
Niechaj się z życiem skończą me cierpienia.
KSIĄŻĘ
Marne twe słowa, kupcze z Syrakuzy,
Praw naszych gwałcić nie myślę dla ciebie.
Krwawa niezgoda, którą między nami
Zrodziło księcia twego okrucieństwo
Względem niewinnych kupców, mych poddanych,
Którzy, gdy życia okupić nie mogli,
Surowe prawo krwią pieczętowali,
Z mojego serca wypędziła litość.
Od czasu, gdy się zapaliła wojna
Między spółziomków twych tłuszczą a nami,
Na walnych zborach zapadły ustawy,
Tak w Syrakuzie, jak i w naszym mieście,
Że wszelki handel ustał między nami,
Że jeśli człowiek zrodzony w Efezie
Będzie schwytany na waszych jarmarkach,
Jak każdy kupiec rodem z Syrakuzy,
Co się w Efezie odważy pokazać,
Zapłaci gardłem i dóbr konfiskatą,
Jeśli tysiąca grzywien nie wyliczy
Na okup swego zuchwalstwa i życia.
Gdy twój dobytek, najwyżej ceniony,
Dochodzi ledwo stu grzywien wartości,
Ustawy nasze na gardle cię karzą.
EGEON
To mą pociechą, że z zachodem słońca
Cierpień mych wszystkich doczekam się końca.
KSIĄŻĘ
Lecz wprzódy w krótkich opowiedz mi słowach,
Dlaczego dom twój rodzinny rzuciłeś
I co cię mogło przygnać do Efezu.
EGEON
Z wszystkich boleści boleść jest największa
Żal opowiadać niewypowiedziany.
By jednak dowieść, że śmierć na mnie czeka,
Nie żebym pragnął wasze prawa gwałcić,
Lecz że poszedłem za głosem natury,
Powiem, co smutek dozwoli powiedzieć.
Ujrzałem światło dzienne w Syrakuzie,
Pojąłem żonę, która, gdyby nie ja,
Błogie by życie w swoim wiodła mieście,
Która i ze mną byłaby szczęśliwa,
Gdyby się losy na nas nie sprzysięgły.
Rósł mój majątek, radość była w domu,
Do Epidamnum każda moja podróż
Wielkie pieniądze przynosiła w zysku;
Wtem wieść odbieram, że agent mój umarł;
Trwoga o towar na szwank wystawiony
Z objęć małżonki wydarła mnie nagle.
Po długich sześciu miesiącach rozdziału,
Choć bolejąca pod słodkim ciężarem,
Który kobietom przeznacza natura,
Żona ma, wszystkie załatwiwszy sprawy,
Gdziem czekał na nią, przybyła bezpiecznie.
A za przybyciem została w dni kilka
Szczęśliwą matką rozkosznych dwóch chłopców,
A dziwnym trafem tak sobie podobnych,
Że imię tylko obu rozróżniało.
O jednej porze w tej samej gospodzie
Równie podobnych do siebie dwóch synów
Naraz uboga powiła kobieta;
Od biednej matki kupiłem bliźniaków,
Ażeby później dzieciom mym służyli,
Lecz wkrótce żona, z synów swoich dumna,
Co dzień nagliła o powrót do domu,
I ach! zbyt prędko uległem jej woli!
Więc w Epidamnum siedliśmy na okręt;
Lecz już o milę od brzegu bałwany,
Zawsze posłuszne wiatrom rozdąsanym,
I żal, i rozpacz w duszach nam zbudziły;
Za chwilę wszelka zagasła nadzieja.
Słabe światełko, co spadało z nieba,
Tylko straszniejsze dawało świadectwo,
Że lada chwila śmierć zajrzy nam w oczy.
Choć sam gotowy umrzeć bez szemrania,
Żony mej słysząc szlochania i krzyki,
Nieuniknionym losem przerażonej,
I słysząc płacze słodkich mych niemowląt,
Które kwiliły za przykładem matki,
Niebezpieczeństwa jeszcze nieświadome,
Dla mnie i dla nich szukałem ratunku,
Jedna została nam tylko nadzieja:
W łodzi szukali majtkowie ratunku,
Nam został okręt na pół zatopiony.
Żona troskliwa o młodsze niemowlę
Wiąże je, płacząc, do drąga, co zwykle
Służy wśród burzy na maszt zapasowy,
A razem jedno z dwóch kupionych bliźniąt:
Równą usługę jam dwóm drugim oddał.
Kiedy bolesną skończyliśmy pracę,
Z wlepionym okiem w skarby nam najdroższe
Ja się i żona moja nieszczęśliwa
Przywiązaliśmy do dwóch kończyn masztu.
Świszczące wichry i prądy nas niosły,
Jak się nam zdało, do brzegów korynckich.
Kiedy na koniec z chmur wyjrzało słońce,
Mgły rozpędziło wiszące nad nami,
Siłą promieni swych ukołysało
Ryczące fale, ujrzeliśmy razem
Z dwóch stron płynące dwa ku nam okręty,
Z Koryntu jeden, z Epidauru drugi.
Lecz nim dobiegły – nie wymagaj więcej –
Z tego, com wyrzekł, sam domyśl się reszty.
KSIĄŻĘ
Prowadź rzecz, starcze, bo nad twoim losem
Możemy płakać, nie mogąc przebaczyć.
EGEON
Gdyby bogowie tak jak ty zdziałali,
Skarżyć ich teraz nie miałbym powodów,
Że bez litości ongi dla mnie byli.
O pięć mil jeszcze statki od nas były,
Gdy nawa nasza trąciła o skałę,
A uderzenie było tak potężne,
Że maszt w pośrodku strzaskał się na dwoje.
Los, co sprowadził ten rozwód okrutny,
Zostawił razem mnie i żonie mojej
Słodkiej pociechy i łez gorzkich powód.
Jej część, niestety! niosącą na sobie
Nie mniejszą boleść, ale mniejszy ciężar,
Z większą chyżością wiatry pogoniły
I w naszych oczach z Koryntu rybacy,
Jak się nam zdało, troje ocalili.
Nas także wkrótce drugi okręt zbawił.
Gdym dzieje nasze majtkom opowiedział,
Dali gościnne rozbitkom przyjęcie,
Nawet pragnęli wydrzeć łup rybakom,
Tylko ich barki marsz nazbyt leniwy
Zmusił ich w końcu płynąć do ojczyzny.
Tak całe szczęście żywota straciłem.
Na to mnie tylko zły los mój oszczędził,
Bym nieszczęść moich smutne prawił dzieje.
KSIĄŻĘ
Opowiedz teraz, co się wydarzyło
Tobie i dzieciom, za którymi płaczesz,
Od dnia niedoli do dzisiejszej chwili.
EGEON
Syn młodszy, ale trosk mych przedmiot starszy,
Zaledwo doszedł osiemnastej wiosny,
Zaczął o losy brata się kłopotać,
Nalegał, aby z sługą, który także
Utracił brata jednego z nim miana,
W świat mógł wyruszyć i szukać go wszędzie.
Tęskny obaczyć zgubione me dziecię,
Na szwank stawiłem to, co mi zostało.
Gdym się po Grecji przez lat pięć wałęsał,
Gdym wszystkie Azji splądrował wybrzeża,
Płynąc z powrotem, wbiegłem do Efezu,
Nie tak w nadziei, że znajdę mą stratę,
Jak żeby miejsca jednego nie minąć,
Na którym ludzie obrali siedlisko.
Tu się żywota mego skończą dzieje,
A śmierć przedwczesną bez szemrania przyjmę,
Byłem usłyszał, że dzieci me żyją.
KSIĄŻĘ
Przez los skazany, biedny Egeonie,
Na wszelką cierpień ludzkich ostateczność,
Gdyby to prawu nie było przeciwne,
Mojej koronie, przysięgom, godności,
Których król zgwałcić, choćby chciał, nie może,
Wierzaj mi, byłbym sam twoim rzecznikiem.
Lecz chociaż wyrok zapadł już na ciebie,
Choć go odwołać nie w mojej jest mocy
Bez ciężkiej krzywdy dla mego honoru,
Jaką mi wolno, okażę ci łaskę:
Jeszcze ci jedną całą dobę daję,
Ażebyś szukał twojego zbawienia.
Próbuj przyjaciół, których masz w Efezie.
Żebrz lub pożyczaj, byłeś znalazł sumę
I żył – inaczej dług zapłacisz gardłem.
Prowadź go, stróżu.
STRÓŻ
Rozkaz się twój spełni.
EGEON
Nie ma ratunku! Nadzieja ucieka!
I śmierć się tylko na dobę odwleka.
Wychodzą.
Scena druga
Plac publiczny.
Wchodzą Antyfolus i Dromio z Syrakuzy, Pierwszy kupiec.
PIERWSZY KUPIEC
Radzę więc, udaj, żeś jest z Epidamnum,
Lub twym towarom konfiskata grozi.
Toć właśnie dzisiaj kupiec z Syrakuzy
Był w naszym mieście przyaresztowany,
A że swej głowy nie miał czym okupić,
Umrze, stosownie do przepisów prawa,
Nim dojdzie słońce znużone zachodu.
Zabierz pieniądze, któreś mi powierzył.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ponieś je, Dromio, do naszej gospody,
Tam czekaj na mnie, dopóki nie wrócę.
Jeszcze godzinę mamy do obiadu,
Czas ten poświęcę, aby miasto zwiedzić,
Gmachom się przyjrzeć, zważać obyczaje,
A potem spać się co prędzej położę,
Bo czuję długiej podróży fatygę.
Ruszaj!
DROMIO Z SYRAKUZY
Niejeden wziąłby cię za słowo
I z dobrą kieską ruszyłby daleko.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wierny to sługa, panie, który często,
Gdy troska czarną myślą mnie owieje,
Wesołym żartem pogodę mi wraca.
Racz teraz ze mną parę ulic zwiedzić
I obiadować ze mną w mej gospodzie.
PIERWSZY KUPIEC
Daruj, że przyjąć nie mogę zaprosin,
Lecz muszę śpieszyć do pewnego kupca,
Z którym się dobry nastręcza interes.
Jeżeli zechcesz, o piątej godzinie
Mogę na rynek przyjść na twe spotkanie
I zostać, póki spać się nie położysz;
Tylko na teraz opuścić cię muszę.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Do zobaczenia! Tymczasem, samotny,
Na chybił trafił będę się wałęsał.
PIERWSZY KUPIEC
A więc cię z własnym zostawiam twym szczęściem.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Kto z moim własnym zostawia mnie szczęściem,
Ten mnie zostawia w smutnym towarzystwie.
Jestem na świecie jak ta kropla wody,
Co drugiej kropli szuka w oceanie,
A co, nim znajdzie swoją towarzyszkę,
Ginie samotna i niepostrzeżona.
Tak ja, gdy gonię za matką i bratem,
Ich nie znalazłem, a sam, biedny, ginę.
Wchodzi Dromio z Efezu.
Lecz wraca żywy akt moich urodzin.
Cóż to się stało, że tak prędko wracasz?
DROMIO Z EFEZU
Tak prędko? Raczej, że tak późno wracam.
Kapłon się pali, prosię z rożna spada,
Już na zegarze wybiła dwunasta,
Pani na twarzy mej wybiła pierwszą,
A jej gorącość stąd, że obiad stygnie,
A obiad stygnie, bo pan nie powraca,
A pan nie wraca, bo pan nie jest głodny,
A pan nie głodny, bo pan post przełamał;
Lecz my, co znamy post i dni krzyżowe,
Pościm za grzechy nasze i panowe.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wstrzymaj kołowrót, a powiedz mi, proszę,
Gdzie są pieniądze, którem ci powierzył?
DROMIO Z EFEZU
Dziesiątak, który dał mi pan we środę
Na podogonie do siodła mej pani?
Już dawno, jak go siodlarzowi dałem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Pamiętaj tylko, że śmiać mi się nie chce;
Daj pokój żartom, powiedz, gdzie pieniądze?
W obcym nam mieście jak śmiesz taką sumę
Bez żadnej straży w gospodzie zostawiać?
DROMIO Z EFEZU
Zachowaj, panie, żarty do obiadu.
Od mojej pani przynoszę poselstwo
Na twarzy mojej przypieczętowane.
Nie wiem, dlaczego twój, panie, żołądek
Jak mój, bez posłów, na obiad nie dzwoni.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dromio, powtarzam, skończ żarty niewczesne,
Na dnie weselsze zachowaj je, proszę.
Gdzie złoto, które dałem ci przed chwilą?
DROMIO Z EFEZU
Panie, żadnego nie dałeś mi złota.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dość tego, błaźnie, skończ twoje błazeństwa.
Jak wykonałeś dane ci zlecenie?
DROMIO Z EFEZU
Moim zleceniem jest szukać cię, panie,
Byś szedł do domu twego „Pod Feniksem”,
Gdzie pani z siostrą na obiad cię czeka.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Raz cię ostatni pytam uroczyście,
Gdzie przechowałeś dane ci pieniądze?
Lub krotochwilną rozbiję ci czaszkę,
Co stroi żarty, gdy mnie smutek gniecie,
Coś zrobił z moim czerwieńców tysiącem?
DROMIO Z EFEZU
Mam, prawda, kilka czerwieńców wybitych
Twą ręką, panie, i ręką mej pani,
Lecz wszystkie razem nie robią tysiąca.
Gdybym chciał teraz oddać ci je wszystkie,
Nie wiem, jak wielką sprawiłbym ci radość.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wybitych ręką pani? Jakiej pani?
DROMIO Z EFEZU
Twej żony, pani mojej „Pod Feniksem”,
Co pości, póki nie wrócisz na obiad,
I prosi, żebyś na obiad się śpieszył.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
I ty śmiesz, łotrze, w oczy ze mnie szydzić?
Mimo zakazu? Weźże twoją płacę.
Uderza go.
DROMIO Z EFEZU
Panie, co robisz? Niechże od twej ręki
Moje mnie dobre pięty uratują.
Wybiega.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.