- W empik go
Achilleis. Sceny dramatyczne - ebook
Achilleis. Sceny dramatyczne - ebook
Achilleis. Sceny dramatyczne – oparty na motywach Iliady dramat Stanisława Wyspiańskiego, powstały w 1903 roku, po raz pierwszy wystawiony na scenie w roku 1925. Fabuła koncentruje się wokół oblężenia i upadku Troi, konstrukcja jest luźna, oparta na szybkiej zmianie planów i ostro kontrastujących pod względem nastroju scen. Utwór stanowi wyraz kontynuacji młodzieńczych zainteresowań Wyspiańskiego starożytnością, a zarazem przemiany poglądów na starożytność. (za Wikipedią).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-349-0 |
Rozmiar pliku: | 130 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NA BOISKU PRZED NAMIOTAMI.
ACHILLES
Rycerze miecza i mężowie czynu,
wy, których ludów rzesza mnoga słucha,
którzy chadzacie w gałęziach wawrzynu,
chcę w was obudzić myśl i potrząść ducha.
Lud nasz, nad którym wództwo jest nam dane,
zarazą mrze, pokotem u nóg wam się wali;
rażą go Apollina groty weń ciskane;
umyśliłem, że lud ten ofiara ocali.
Przed Bogiem się oczyścim skruchą w naszej winie
i ofiarę oddamy, – Bóg wstrzyma się w czynie.
Jeden z nas winien hańby, za którą Bóg karze:
oto porwano córę temu, co ołtarze
pieści Apollinowe...
AGAMEMNON
Zamilcz, – ty zuchwały.
Wiem już, co chcesz powiedzieć.
ACHILLES
To i cóż drżysz wdały?
Czas, żebyś oddał dziewkę.
AGAMEMNON
A twoją zabiorę;
A ciebie tym rozkazem raz przygnę w pokorę!
ACHILLES
Nie o sobie ja rzekłem, bo z krzywdą niczyją
bawię się dziewką moją, której sam dobyłem,
gdy cały ród królewski jej trupem zwaliłem.
Nie wydarłem jej Bogu, lecz mnie Bóg ją nadał,
żebym do woli miał.
AGAMEMNON
Tożeś wygadał,
Zadługo ty się bawisz w miłośnym bezwstydzie,
ulegając kobiecie; – gdy oręż twój władny,
dla którego cię cenim, rdzewieje próżniaczo.
ACHILLES
Niemów tak, – bo mój oręż dziś rano bieliłem,
o ostry porając go krzemień.
A nie przymawiaj mi, – gdy wiesz co słowa znaczą,
bo zejmę z ramion mych rzemień
i poznasz, gdy kobiety w twym domu zapłaczą,
ktom jest i jaki Bóg mnie broni,
gdy cios wymierzę przykładny.
NESTOR
Widzę, że się spieracie i upust dajecie
złości, złej przewodniczce mędrców i młodzieży.
Przyznaję ci Atrydo, – żeś dojrzały w lecie
i nie chcesz wołać prożno. Przyznaję Pelido,
że chcesz dobra, – lecz Bogom zostawcie działanie.
Gdzie wy macie jakiekolwiek pojęcie,
jak trzeba gadać, gdy się co chce zrobić?
Nie dość jest kogo ukarać lub obić,
trza umieć słowem powolnie i święcie
przekonywać i działać ot językiem raczej.
Za moich czasów inni byli ludzie.
Otóż ci inni ludzie gadali inaczej.
Przedewszystkiem umieli gadać, co jest sztuką.
Byli w swej mowie powolni, wytrwali,
Wy zaś jesteście tacy, co się tłuką
i pięścią chcecie wodzić rej. – Pamiętam jeszcze...
Zaraz przypomnę sobie, – co mówiłem
lat temu sporo i jak mnie słuchano
dla mej wymowy, słów potoczystości;
bo miałem zdolność mówienia ogromną
i myśl rozważną, spokojną, przytomną.
Zaraz przypomnę sobie, – jak to było,
gdy dwóch za moich czasów się kłóciło.
Jakżeż się zwali? Mniejsza o imiona;
ja należałem wtedy do ich grona.
Byli wielcy i tacy dziś w powieści gminu
żyją po latach mnogich. Posłuchajcie dalej,
zaraz wam powiem, jak ci mnie słuchali,
rozmową krzepiąc myśl w przededniu czynu.
Nie tacy byli, jak wy, – inni wcale.
ACHILLES
Gdy Pejritoos na swojem weselu
pałą mordował swoich weselników;
syna gdy Tezeus zabijał;
gdy żywa pamięć zbrodni Pelopidów
klątwą ciąży, – gdzież ty ucztowniku
bywałeś wtedy. Myśmy nieodrodni
i za kpów mamy, stary przyjacielu,
tych, co szukają duszy na języku.
Gdy ze mnie pożar bije, ten językiem miele,
tak pies kręci się w kółko, gdy barłóg swój ściele.
NESTOR
(usiada)
ACHILLES
W namiocie moim człowiek padły leży,
porażon słońcem dzisiaj. Wczoraj dwoje legło:
mąż jeden, co przy koniach był i z niewiast jedna.
A wiem, że w nocy wywleczono trupy
z waszych namiotów Atrydzi kryjomie
a wy ani pojrzycie, kto jest czerń ta biedna.
Złote robactwo obsiadło im lice,
krew ssając czarną, co z nozdrzy im ciekła.
Jeźli nie lunie deszcz, to te złotnice,
Apollinowe wysłanniki piekła,
pocałunkami darząc nas strasznymi,
zarazę wszczepią w krew, że zczeźniem z nimi.
Wiem, że ty sądzisz, że Bóg sobie zbierze
sam tyle ofiar w ludziach, ile zechce.
Lecz ja to mówię, – ja, co w Boga wierzę,
żem mocen wstrzymać tę każącą rękę,
że tej Apollinowej kaźni znosić nie chcę!
I że w imieniu ludu, postawion nad ludy,
wzywam Boga, by wyrzekł, czego po nas czeka;
by nas wszystkich nie karał w srogości bez miary
za przewinę jednego człowieka.
(wskazuje Agamemnona)
OFIARNIK
Rzeknę to tedy, którym milczał poty,
że prawie bluźnisz twem słowem młokosie.
Choć kto zawinił, niezmienne są loty
słonecznych grotów, które Bóg ten ciska.
Wy słów się strzeżcie. Niech się nikt nie zbliża
zbytnio ku światłu. We wysokie drzewa
biją najszybsze groty, co powalą.
Nie wyrastaj ty słowem Pelido, – bo zginiesz.
Od miecza jeno ci słynąć.
A gdy się z sławą mieczową rozminiesz,
z niczem ci przyjdzie odpłynąć.
ACHILLES
Wspomniałeś, – może mi przyjdzie się zbierać.
Nie rzekłem jeszcze wszystkiego, co taję,
ku czemu serce bije.
Kiedym się zbierał tu lecieć pod Troję,
mój ojciec cudną darował mi zbroję;
tę matka bogini przyniosła mu w darze,
sam Hefaist ją kował w podziemnej pieczarze,
tę, co dziś pierś mą kryje.
Rzekł ojciec, mój synu, – rzekł mi, dziecię moje,
to jest dar Bogów, w tej zbroi jest siła:
Gdy zechcesz zło czynić, nie będzie walczyła.
W tej zbroi nie wolno zawinić.
Idź w bój ten, gdzie męże
skrzyżują oręże,
gdzie męże miotają oszczepy, –
lecz strzeż się człowieka,
co wyrósł nad inne,
którego jest serce prawością niewinne
i Boża nad którym opieka.
AGAMEMNON
Na Zewsa, Atrydzi, czy wiecie, gdzie zmierza?
Wszak mało zgaduję, co mówi.
Być może z Iljonem już szukał przymierza
i złamał przysięgę królowi.
ACHILLES
Przysięgim nie złamał,
lecz nie czas, bym kłamał,
gdym nadział świętą zbroję.
Nie zadrżę przed wami,
mocnymi królami,
lecz Bogów słonecznych się boję.
Dziś walkę tę rzucę, – zabiorę okręty
z któremi tu płynąłem.
Was samych ostawię na bój ten przeklęty.
Ze śmiałem stawam tu czołem.
I ojcu, gdy wrócę,
do kolan się rzucę
i rzekę, całując skraj szaty:
Znalazłem człowieka.
Dalekom go szukał
i mnogie przebiegłem dlań światy.
AGAMEMNON
Słuchajcie królowie, jak on nas oszukał:
Z Hektorem oto jest w zmowie!
ACHILLES
Nie, ja nie będę wam walczył z Hektorem.
Ja zrozumiałem już dziś w sercu mojem,
gdy nadarzyła się chwila z tym sporem
z tobą Atrydo, – że wy, jako sępi
tuście zlecieli, gdzie mąż ten nad męże
nad grodowisko ojców wzniósł oręże,
by bronić chaty i żony i dziecka;
że go tam w sieci dzierży garść zdradziecka
głupców, bezczelnych zbójów z Parysem na czele,
których on jeden przerósł duchem wiele
i ta jego istota, dusza, co nim rządzi,
mnie go każe szanować – i niech Zews mnie sądzi.
Wy się źrecie, jak sępy o padła kawalce,
nie myśląc cale o tem, z kim stajecie w walce?
Oszukujecie lud własny i chłopów,
że klątwa cięży na ojczystej ziemi;
że gwiazda jasna w morze wam uciekła,
tuście ją gonić przybiegli mocarni;
nienasycone łupem pełniąc wory
dla was samych, nie dbając o lud, co gruz orze.
Gdy was poznaję nikczemni i marni,
że klątwa wasza wlecze się za niemi,
imieniem czego żądacie pokory?
AJAS
(do odchodzącego Achillesa)
Co postanawiasz?
ACHILLES
Już postanowiłem,
bo tu nie z prośbą, z nakazem przybyłem.
AGAMEMNON
Ja dziewki nie dam.
ACHILLES
A ja nie dam mojej.
ODYS
Pewna, że kłótnią nie weźmiecie Trojej.
ACHILLES
Mądry Odyssie, nad twą mądrość wzrosłem;
nie chcesz uznać, że słusznym gniewem się uniosłem.
ODYS
Synu Peleusa, lubię kiedyś ty rumiany
gniewem, bo to zapowiedź, że krew w tobie pali,
że skoro się do lotów zerwie, Iljon zwali.
Pomnisz, jakom cię przywiódł i wśród dziewek poznał,
gdyś ty za miecz uchwycił, – ot jako tej chwili,
gdy się rwiesz ku Atrydzie, –
AGAMEMNON
Więc Odys się sili
miłemi słowy ugłaskać Pelidę.
Więc ja niejako jestem winien?
ODYS
Myślę.
AGAMEMNON
Poczekajcież, więc zaraz pachołków dwu wyślę,
niech przywiodą kochankę moją tu na radę
i zobaczycie, czyli ja jej przymus kładę,
żebym ją dla się miał...
CHRYZES
(wchodzi)
(w godowym stroju Apollinowego kapłana)
AGAMEMNON
(milknie)
OFIARNIK
(do Chryzesa)
Lepiej byś starcze uczynił, byś ostał
zdala i nieprzychodził do władców tej pory.
CHRYZES
Nie przychodzę ich błagać, karać jestem skory.
Bóg jest ze mną, – Ten wicher, co się rwie upalny,
żenie tu na was pomór i piasek gna skalny.
Ludziska wasze mrą – i wy pomrzecie,
gdy mnie w bezwstydzie dziecko marnujecie.
AGAMEMNON
Możesz ją sobie zabrać.
CHRYZES
Nie drwij ze mnie królu
i bodajbyś nie zaznał nigdy tego bólu,
który ja ojciec znam.
AGAMEMNON
Więc poznaj radość.
Możesz odebrać córkę, już miałem jej zadość.
CHRYZEIS
(wchodzi)
(wprowadzona przez zbrojnych)
CHRYZEIS
(bezradna)
Ojcze – ....
(do Agamemnona)
Panie mój, – królu,...
CHRYZES
Głupia, obłąkana.
ODYS
Opętana miłością, – przylgnęła do męża.
Nie pójdzie z tobą stary. Więc rzuć Apollina
i przyjm te kubły złota odeń, jako dary
za chowaną dziewczynę.
CHRYZES
Wam nic jej sromota?!
OFIARNIK
Nie widzę tu sromoty, ni żadnej bezcześci,
gdy ją najpierwszą z dziewic mąż najpierwszy pieści.
I cale być nie miała na to przeznaczona,
jak inne, by kolejno iść w innych ramiona.
Jest kochanicą króla nad mnogiemi ludy
i sądzę, że przesadne twe żale a trudy
i zachód niepotrzebny. Co więcej tem zyskasz,
że się rzucasz na mężów mocniejszych od ciebie,
że się klniesz Apollinem?
CHRYZES
Pomór was pogrzebie!!
(do ofiarnika)
Ty, coś fałszerzem świętych praw i świętej woli;
ty, co wiesz, że jedynym sędzią przeznaczenie,
śmiesz urągać łzom moim i krzywdzie, co boli?
Przekupny, – możesz złoto zagarnąć, co dają.
Ja nie zabiorę nic. Tu dar przyniosłem.
(do córki)
Ze mną chodź, –
CHRYZEIS
(do ojca)
Tu zostanę, – gdzie chcesz mnie wieść?
(do Agamemnona)
Panie.
On tak oczyma rzuca, – straszno patrzy ku mnie, –
a ty milczysz, – i jeno uśmiechasz się do mnie.
Czemże byłam dla ciebie? – –? A więc ty się lękasz,
ty się lękasz mnie przyjąć napowrót do łoża?
Kędyż pójdę? – – Mnie ojciec zabije...
CHRYZES
(chwyta ją za rękę)
Dłoń Boża.
Zrozumiałem. Wy drwicie ze mnie i z dziewczyny.
Hańba człowieka, to są wasze czyny.
Chcecie, bym u nóg waszych jak pies leżał podły
i wył, skomlał o litość, – a wy moje modły
jako czczy dym zgonicie przed Apolla tronem,
sutą go łbów stu pastwą darząc, – i mym zgonem.
Jestem Jego kapłanem, – ludziom pośredniczę,
człowiecze jeno ciało kryje mego ducha,
aż oto dziś się zrywa Boża zawierucha
i inne mam przyjąć oblicze.
Niechaj was spali żar i ogień z nieba.
Niechaj was zawiść żre i miecz niech was wytępi,
Którzyście przyszli tu rycerze-sępi, –
za moje dziecko.
(ofiarnym nożem zabija córkę)
CHRYZEIS
Ach –
CHRYZES
Nóż Apollina!!
WSZYSCY
(dobywają mieczów)
CHRYZES
Przekleństwo mieczom tym! Bóg was przeklina!!
(grom bije)
WSZYSCY
(upadają na kolana)
CHRYZES
(wznosi ręce)
Chciałeś tej krwi, – oddałem ją Tobie, Mocarzu.
Śpiewasz tam na tych stropach wysokich pod niebem.
Wtóruj mi gromem, gdy idę z pogrzebem;
rzuciłeś ich na kolana.
Hańba już zmyta i dziewka skalana
ofiarnym nożem zabita.
(dźwiga trupa)
Pójdź moje dziecię, biorę cię na ręce
i pójdę, – – precz odpłynę –
na głębie morskie, – idę w męce...
(zastępują mu drogę)
Puszczajcie mnie!
WSZYSCY
(podnoszą się z miejsc, jak klęczeli)
CHRYZES
Dajcie mi łódź czerwoną, strojno
i lud niech stanie przy mnie zbrojno
i córę niech poniosą...
AGAMEMNON
(klęcząc)
Dajcie mu łódź i zbrojny lud
niech wniesie w łódź dziewczyny ciało
i z ojcem niech odpłyną.
CHÓR
Cud!
Patrzajcie, co się stało!
OFIARNIK
Niebo chmurami się zakryło.
Zciemniało.
(gromy)
CHRYZES
(do Agamemnona)
A jeśli miłość znała z tobą,
nie kryj się pod zawojem. –
Nie żałuj jej, wydzierco praw,
Jej żal jest prawem mojem.
(odchodzi)
(za nim zmierzają wszyscy; wśród nich Achilles).
(Tegoż ostatniego spostrzega Agamemnon i z klęczek wstaje.)
AGAMEMNON
(do swoich wskazując Achillesa)
Nie dopuść Bóg,
by mnie śmiał lżyć
i mnie przekleństwo nieść.
Przez cały obóz niech dmie róg
i wieści moją wieść:
Pelidzie każę dziewkę wziąć
i oddać w łoże mnie.
Niech wie, gdy Bogiem śmiał mnie kląć,
czyja go ręka gnie.
Hej, nie straciłem jeszcze nic
z mej władzy i przemocy.
Klnę się na Olymp i na Stygs,
że pojmę ją tej nocy.
NESTOR
(którego podtrzymuje dwóch młodzieńców)
Prowadźcie mnie. – Pójdziemy się przyjrzeć ofiarom.
Wiek mój jest już zgrzybiały i postać mam starą.
Choć człowiek z wiekiem zyska jakie doświadczenie,
zawsze przecie swą młodość w najpierwszej ma cenie.
Częściej-em gadał z młodu, – mniej na starość gadam;
przysłuchuję się innym i rad w kącie siadam.
Choć jakie doświadczenie człowiek w starość zyska,
przedsię piękna ta młodość, co przebój się ciska.
Prowadźcie mnie, wam młodym ten zaszczyt przypada.
Nikt tak płynnie jak Nestor o wszystkiem nie gada.
(odchodzi za innymi)
ODYS
(zbliża się teraz ku Agamemnonowi)
Słowo rzec chciałem, nakłoń ucha.
AGAMEMNON
Mów, chociaż patrzą, nikt nie słucha.
ODYS
Niech to, co stanie się tej nocy
a o czem jeszcze nie wiem wiele,
lecz wiem, że w mej się rodzi głowie,
niech to nie zadziwi ciebie.
AGAMEMNON
W dziwnych zagadek błądzisz mowie.
ODYS
Czyn, co się z mojej zrodzi mowy,
jeśli wysłuchasz jej rozumnie,
wyniosły Jljon w gruz zagrzebie.
Znasz mię, że ważę każde słowo,
że słowo czynem jest u mnie.
Zamyślam wielką rzecz tej nocy.
Więc jeśli Troję chcesz mieć w mocy,
zmilcz i nie żądaj, jak ci z gminu,
bym popisywał się z wymową,
gdy czasu skąpo mam do czynu.
AGAMEMNON
(słucha)
ODYS
Udaj, że idziesz spać, –... a zasię
czuwaj w strzeżonym twym szałasie.
Każ, niech straż będzie przy twym boku
a zrób tak, byś straż miał na oku,
byś był sam jeden, ten, co czuwa.
AGAMEMNON
Z kłębu się widzę wąż wysnuwa.
ODYS
Czy zamierzona rzecz się uda,
potrzebną moja jest obłuda.
By ktoś na twojem poległ słowie,
potrzebna tobie szczerość w mowie.
Ktokolwiek w nocy przyjdzie k’tobie,
przyjmiesz go godnie w twym namiecie.
Obdarzysz szatą i dziewczyną
i pić dasz, co najlepsze wino
i bacz, by nikt prócz ciebie
jego nie widział, nim ja wrócę.
AGAMEMNON
Gdzie idziesz?
ODYS
Jeźli noc ta minie
a nikt u ciebie się nie stawi,
znaczyć to będzie, – że ten zginie,
(pokazuje na siebie)
co cię tą sztuczną mową bawi.
(nagle kończy)
(gdy inni się zbliżają i okalają ich)
(spiesznie się oddala).WĄWÓZ SKALNY.
REZOS
Znużony jestem.
PENTEZILEA
To czary wieczoru.
REZOS
Czar twoich oczu i ust twoich czary.
Rozkosz z nich piłem zeszłego wieczoru
i przypominam tę rozkosz, gdy patrzę.
PENTEZILEA
Spieszmy co prędzej, gdy napoją konie,
spieszno mi widzieć Iljon i rycerzy.
REZOS
Wiem, pragnę twoje to spełnić życzenie,
skorszy ku twojej naginać się woli,
niż ty ku mojej –
PENTEZILEA
Słuchałam cię wczora.
REZOS
Lecz dziś wróciła znów ta sama pora
i noc nam druga miłośna się zbliża.
Kędyż się spieszysz, jeżeli nie ku mnie?
Wszystkie pragnienia moje zwracam k’tobie.
PENTEZILEA
Tam nas czekają w Iljonie.
REZOS
Źle robię,
że zwlekam chwilę, – wiem że to źle czynię,
lecz przez tę chwilę pragnę żyć dla ciebie,
twoją miłością i twemi ramiony
ujęty, w szczęściu, które wieczór niesie.
Słyszysz te głosy i szum ten po lesie
i strumień, jak deszczem dzwoni.
Jutro ze świtem wstaniemy w rydwanie,
w złocistym moim wozie;
wóz zaprzęgniemy w czworo białych koni
i w pełnem słońcu będziemy w Iljonie.
PENTEZILEA
Mówią, że Parys jest piękny.
REZOS
Niech więc od jutra, gdy pięknym się zjawi,
swoją pięknością jak dziewka cię bawi.
PENTEZILEA
Że nikt nie sprosta mocy Achillesa.
REZOS
Niechże od jutra, gdy ujrzysz go w dali,
ogień cię żądzy ku niemu rozpali.
PENTEZILEA
Chwila nas dzieli od celu podróży.
REZOS
Chwila ta raz się drugi nie powtórzy.
PENTEZILEA
Wierzysz, że miłość moją tylko kłamie?
REZOS
Obecność innych miłość naszą złamie.
PENTEZILEA
Mówią, że Hektor życie swoje całe
jednej niewieście ślubował niezłomnie.
Mówią, że Parys gdy się na dziewczynę
którą przypatrzy, to już ona musi
przyjść sama w nocy do jego łożnicy;
że dar mu taki dała Afrodite,
więc, że są jego zaloty niezbyte.
REZOS
Mówią o tobie, że czyjej się mocy
poddasz raz jeden, to już każdej nocy
szukać go będziesz, – oto noc zapada, –
że czar ten tylko przez noc tobą włada.
PENTEZILEA
Ufam tej mocy, która wróci do mnie,
gdy noc się skończy – gdy w słońcu zasłynę.W NAMIOCIE MENELAOSA.
(W otoczeniu ofiarników czuwa:)
MENELAOS
Uchylcie płócien, – niech patrzę na morze,
na drogę ku mojej ojczyźnie,
gdzie dom mej żony, gdzie ona mię czeka. –
Jakże mi smutno. – Toń jaka daleka.
Jak ciemno. – – Czy gwiazdy płoną?
Zda mi się zgasły dla mnie.
Czy jest mój śpiewak? – –
Widzicie tam, w oddali
tę postać? Idzie przez odmęty,
stęskniona idzie ku mnie.
Gwiazd wlecze orszak święty,
uśmiecha się ku mnie z fali. – –
Jestem dotknięty chorobą tęsknoty.
Dopokąd jeszcze świeci się dzień złoty,
to w blasku światła i w złocie promieni
tłumi się żałość i lice rumieni
i garnę się na wojnę.
Lecz, gdy noc zajdzie i orszaki zbrojne
rozejdą się po namiotach;
myśl moja w lotach,
za temi biegnie mroki tajemnemi
strwożona, –
snać dusza moja znaki niebieskiemi
tem się miarkuje
i tęskni ku czemu stworzona.
Czas kiedyś przyjdzie, gdy oręż odłożę
i okręt czarny spalę.
Aż ci wyginą, którym ja obrożę
mojego wództwa rzuciłem na szyję.
Ich pierś się w piasku pustynię zaryje,
goniących ku próżnej chwale.
O nie daj Boże powrócić nikomu.
Niech giną, zginą przeklęci,
gdy żagiew kłótni wnieśli w pokój domu
i łup wydzierców ich nęci.
Ja pan zostanę przed Zewsa obliczem.
Daj trupom sławę, – pozwól wrócić z niczem
AGAMEMNON
(wchodzi)
MENELAOS
(się nie zwraca)
AGAMEMNON
Brat twój.
MENELAOS
Przychodzisz o niezwykłej porze.
AGAMEMNON
Chcę z tobą mówić.
MENELAOS
Mów. – Patrzę na morze:
jak fale lecą i dziwne skorpiony
cisną na brzegi, tu pod stopy moje.
AGAMEMNON
Takie przed chwilą usłyszałem słowa,
że jako skorpion wpełzły mi do głowy,
że pragnę z tobą dzielić treść tej mowy:
Odys...
MENELAOS
Wiem. Sprawa ta dla mnie nie nowa.
W jego zwycięztwie jest sprawy połowa.
AGAMEMNON
W czemżesz spełnienie sprawy jest objęte?
MENELAOS
Gdy wąż, co splotem swym sidła ofiary,
sam zasłużonej doczeka się kary.
AGAMEMNON
Czyliż i ze mną myśl więzisz tę samą?
MENELAOS
Więc myśl mą wyjaw i ogłoś mi jawną
a padniesz pierwszy pod chmurą kamieni,
bo nie uwierzy nikt, żeś ty jest inny,
bo stanu twego słowo twe nie zmieni. –
Posiędziesz Iljon. – Przeczekam spokojny
czas tej wędrówki, czas tej wielkiej wojny,
aż wszyscy wielcy, pół-boże olbrzymy
we wichrze zdarzeń zwieją się, jak dymy. –
Skończyłem, – resztę sam sobie rozważaj
i śmiej się treścią słów, lub się przerażaj.
AGAMEMNON
Przestałeś być człowiekiem czynu.
MENELAOS
To tak z nocą.
Dzień moje czyny ogląda, noc myśli.
Noc patrzy się na moje myśli. – Twoja wina,
żeś przyszedł nocą. Już działać zaczyna
chwili tej świętość. – Zagaście ognisko. –
Słyszysz jak fala szumi....?
(szum fali)
MENELAOS
(daje znak bratu, by się zbliżył)
AGAMEMNON
(zbliża się i pochyla nad siedzącym bratem)
MENELAOS
(szepce pochylonemu)
W ostępie kamiennej pustyni
spoczywa rycerz, człowiek prawy,
z pomocą idący w miasto.
Tego przyjmiesz, – jako wódz łaskawy
i uraczysz winem i niewiastą.
Odys jest człowiekiem czynu.
Tyś jest człowiekiem, co rządzi,
a ja jestem ten, który sądzi
i czeka znaku, – czeka na: zjawisko.
(wznosi ręce)
Ocal nas Zewsie, ty któryś sam zwalczył
plemię olbrzymów,
nas, którzy świątyń bożych domy białe
w oliwnych gajach zbudujemy
i opanujem przy twojej pomocy
śpiewem i pieśnią ziemie tych, co padną.
Dozwól im upaść, jak zwaliłeś syny
ziemi, co przeciw tobie szli w dumie.
Strąć je w noc ciemną, już strąciłeś tylu –
a nad naszemi domostwy świętemi
niech świt się płoni i jutrznia promieni.
(do ofiarników)
Wzywajcie cienie umarłych.
OFIARNICY
(klękają nad brzegiem morza, ręce wznoszą i ku morzu ręce wyciagają)
(szum fal)
AGAMEMNON
(się oddala).W NAMIOCIE ACHILLESA.
HIPODAMIA
Przez to ciebie lubiłam, żeś ty miał mnie za co
i zrozumiał, że jestem sierota
i że ten człowiek, gdy mnie wziął ku sobie
a mnie czekała zbrodnia i sromota;
to życie moje dziś zawdzięczam tobie, –
żeś moje piosnki śpiewał przed Pelidą,
aż litość jego serce skruszyła
i miłością ku mnie zniewoliła.
(nuci)
miałam ci ja dwór i dom,
byłam jedną z siedmiu cór,
króle o mnie wiedli spór....
(płacze)
(nagle urywa)
Patrzysz, czy po mnie idą?
Jeśli mnie przyjdą wziąć i on pozwoli,
nóż ten położy koniec mej niewoli.
PATROKLOS
Ty się chcesz zabić?
HIPODAMIA
Nie mówiłam tego.
PATROKLOS
Cóżeś się odgrażała?
HIPODAMIA
Zabiję tamtego.
PATROKLOS
To pomyśl o tem, by nóż nie był tępy.
HIPODAMIA
Dzieciaku.
PATROKLOS
Jak cię goźdźmi wywleką na puszczę
będą miały biesiadę z ciała twego sępy.
HIPODAMIA
Wyjdę pojrzeć, czy idą...?
PATROKLOS
Czekaj tu.
HIPODAMIA
Pies, – zginie!
ACHILLES
(wchodzi)
HIPODAMIA
(rzuca się ku niemu)
ACHILLES
Nie nudź mię!
HIPODAMIA
(oddala się w bok)
PATROKLOS
(podchodzi ku Achillesowi)
ACHILLES
Daj mi pokój.
(nagle zwrócił się ku Hipodamii)
Odejdź precz, – pieścidło.
Już mi ujęcie ramion twych obrzydło.
Pójdziesz innym w uciechę.
HIPODAMIA
Nie kłam!
ACHILLES
Milcz!
HIPODAMIA
Rozumiem.
Umiałam kochać i pomścić się umiem.
ACHILLES
Mścij się, – niewolną jesteś, – dzisiaj cię oddaję.
Pójdziesz precz, coś więziła mnie czarów urokiem.
HIPODAMIA
Nie pójdę ani krokiem ztąd, nie pójdę krokiem.
ACHILLES
Wypędzam cię, – służebni ciebie odprowadzą.
HIPODAMIA
Czy to o mnie królowie na sejmie tym radzą?
ACHILLES
Zostaw mnie moje myśli, – caleś mną odwładła.
Teraz widzę, jak wszystko wiesz języku składny
i jak dobrze, że ciebie biorą.
HIPODAMIA
Czy on ładny?
PATROKLOS
(wybucha śmiechem)
HIPODAMIA
(usiłuje śmiech pokryć)
ACHILLES
(patrzy na nią)
HIPODAMIA
Pójdę. – Jutro obaczysz kto jestem, ktom była;
czylim ja go przyjęła, czylim pogardziła?
ACHILLES
Co? Ty byś pogardziła? Marna niewolnica.
HIPODAMIA
Kochanka Achillesa! Wstyd bije mi w lica.
Jabym miała pójść w łoże z innym?
ACHILLES
Ruszaj sobie.
HIPODAMIA
Oto wiedz, że ja miłość ślubowałam tobie.
I że jeśli się waży król mnie wlec do łoża,
(rzuca nóż na ziemię)
zamorduję.
PATROKLOS
(zasuwając zasłony namiotu)
Już idą.
HIPODAMIA
(biegnie ku drzwiom)
ACHILLES
(uśmiechnął się)
Zapominasz noża.
HIPODAMIA
(Podnosi nóż i chowa a patrzy w twarz Achillesowi)
WYSŁANNICY
(wchodzą)
(przystają w milczeniu u skraju namiotu)
HIPODAMIA
(owija się cała zasłoną, że głowę i twarz kryje i wychodzi)
WYSŁANNICY
(idą za nią)
ACHILLES
(nie poruszony)
TERSYTES
(wchodzi)
O najmożniejszy królu świata, o człowieku,
któryś godzien królować królom...
ACHILLES
Psie, co szczekasz?
TERSYTES
O łaj mnie; krzycz, co zechcesz, ty podobny Bogu;
jeno mnie tu od stopy twojej precz iść nie karz.
PATROKLOS
Wynoś się.
TERSYTES
(do Patroklosa)
Czy ty chłopcze umiesz to ocenić,
że to jest człowiek wielki?
(do Achillesa)
Myśl tę samą miałem,
jak ty. Już dawno precz ztąd płynąć chciałem.
Bo co za zysk? Nie dla mnie bojowe te harce.
I cóż miał naród zyskać na tej gospodarce
kilku tyranów?
ACHILLES
(do Patroklosa)
Wyrzuć tego szpiega.
TERSYTES
Mówię to, że Atrydzi są łotrzy, bezczelni oszuści.
Powtórzę to, – lecz jeno niech młokos mię puści.
PATROKLOS
(puszcza go)
TERSYTES
(szeptem)
Powtórzę to, coś mówił, synowi Pryama:
Hektorowi...
ACHILLES
To jako?
TERSYTES
Otworzy się brama
dla mnie, tam gdzie zamknione dla Atrydów zwory.
Wiem, że Pryam wysłuchać wieści będzie skory,
gdy go ujrzę tej nocy...
(klęka przed Achillesem)
ACHILLES
Precz stąd niewolniku.
(kopie go nogą)
TERSYTES
Krzyczysz, wielki Pelido? – Poprzestań na krzyku.
Idę. Zews mnie prowadzi. Myśl miałem tę samą.
ACHILLES
Wrócisz, – jak psa cię każę powiesić pod bramą.
TERSYTES
(wyszedł)
ODYS
(wchodzi)
ACHILLES
(legł na skórach i nie zwraca się ku Odysowi)
PATROKLOS
(legł w innym kącie namiotu)
ODYS
(ku Achillesowi)
Byłeś niczem, dziewką byłeś. Tyle byłeś wart, co dziewka rozrośnięta i głupia.
Byłeś niczem i dopiero ja wywiodłem cię z domostwa niewoli głupoty i nieświadomości. Przybyłeś tutaj z nami.
Możesz być i nadal niczem i nie będę się silił, żeby cię dźwigać co parę staj drogi w górę i pchać, jak ciężki głaz nieociosany.
Trudził się nie będę tobą i twojemi myślami. Borykaj się z myślą sam i truj. Większa to dla takich głów zaraza, niźli ta Apollinowymi grotami przygnana. Z tej się nie dźwigniesz. A jeno kiedyś, gdy cię szaleństwo obejmie, śmiech mój posłyszysz.
Przy mnie tylko i ze mną i przezemnie być możesz. Odchodzę. – Teraz rozumiem, że takim jak ty, wyczytać można z oblicza ich przeznaczenie.
(wyszedł)
ACHILLES
(do Patroklosa)
Zobacz, czy odszedł?
PATROKLOS
Cóż on cię obchodzi?
ACHILLES
To jest ten człowiek, z którego oblicza
fałsz czytam zawdy, ilekroć fałsz knuje.
Ale to człowiek jest, co patrzy w duszę
i wzlot mój każdy jasno przewiduje.
Moja się dusza tak przed nim kształtuje.
Więc on potrzebny jest do mego lotu.
Rozumem idąc, daremno się trudzi.
Wzgardę zdobędzie u Bogów i ludzi.
Kiedyś się ocknie, żeby mnie wspominać.
Będzie już późno, by żywot zaczynać.
(do Patroklosa)
Podaj orfejkę.
PATROKLOS
(podaje mu lutnię)
ACHILLES
(porusza stróny)
Nie. Dźwięk strun mię drażni.
(lutnię położył)
Tylu już ludzi zwodziło mię co dnia.
Twojej jedynej chcę ufać przyjaźni.
Gdy się przed tobą palę jak pochodnia,
czyli ty dziecko płomień ten rozumiesz,
czyli ty czujesz żar i poznać umiesz?
PATROKLOS
Od ciebie się nauczyłem wiązać zbroje.
Od ciebie się nauczyłem wodzić konie.
Od ciebie się uczyłem bełt rzucać.
Od ciebie się uczyłem imać tarczy.
Tyś pouczał, jak kierować wędzidło.
Tyś rękę ze strónami zapoznał.
Tyś me usta otworzył do śpiewu.
Ty mi dałeś dziewczynę i męstwo,
tyś się cieszył na pierwsze zwycięstwo.
Twoją sławą i prawdą twą żyję,
więc mi za nic są prawdy niczyje.
ACHILLES
Oni może będą tobie mówić,
żebyś śledził me kroki i myśli.
Będą może chcieli z ciebie dobyć,
co zamierzam uczynić, gdzie dążę?
Bo, skoro wiedzą, że przyjaźń nas wiąże,
będą chcieli te węzły rozerwać,
bym ja sam był i ostał samotny,
żebym nigdzie nie dobył się serca
i bym uznał mój los za sromotny,
ja, tylu mężów morderca,
ja, mocarz Atrydów najemny,
którym przejrzał dziś, – raz pierwszy poczuł,
że szczuto mnie, jak psa;
że mordowani przezemnie – niewinni
i że w tych czynach szlachetni – – bezczynni.