Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
22,00

Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania - ebook

Wybór obejmuje najważniejsze teksty prozatorskie Elizabeth Bishop, które ukazały się w formie książkowej dopiero po jej śmierci i stanowią istotne dopełnienie jej twórczości poetyckiej. Bohaterów tych imponujących klarownością opowiadań i szkiców łączy poczucie wyobcowania, ale też umiejętność intensywnego doświadczania dziwności świata. W swych autobiograficznych wspomnieniach autorka rozprawia się – o wiele bardziej otwarcie niż w wierszach – z demonami przeszłości, ale też okazuje się uważną, wyczuloną na detal obserwatorką pejzaży, zdarzeń, ludzi i ich dzieł. I choć ostatecznie to poezja uczyniła Bishop jedną z najważniejszych amerykańskich autorek XX wieku, to w pisanych przez nią w ciągu czterech dekad prozach odnajdziemy zapis nie mniej fascynujących literackich światów.

Spis treści

Chrzest / The Baptism

Morze i jego brzeg / The Sea & Its Shore

W więzieniu / In Prison

Gregorio Valdes / Gregorio Valdes

Szpital Mercedes / Mercedes Hospital

Dzieci farmera / The Farmer's Children

Gosposia / The Housekeeper

Gwendolyn / Gwendolyn

W osadzie / In the Village

Zerówka / Primer Class

Prowincjuszka / The Country Mouse

Amerykańska Szkoła Pisania / The U.S.A. School of Writing

Wycieczka do Vigii / A Trip to Vigia

Pora deszczowa, kraj podzwrotnikowy / Rainy Season; Sub-Tropic

Do botequim i z powrotem / To the Botequim & Back

Starania czułości: wspomnienie o Marianne Moore / Efforts of Affection: A Memoir of Marianne Moore

Wujek Neddy we wspomnieniach / Memories of Uncle Neddy

 

Posłowie (Juliusz Pielichowski)

Nota bibliograficzna

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66487-83-3
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Chrzest

Był listopad. Jak morskie rośliny pochylały się w półmroku nad stojącym pośrodku ciemnym stołem, nakrytym obrusem niczym skała pokryta wodorostami. Zdawało się, że ledwie powiew mógłby nimi zauważalnie zakołysać. Lucy, najmłodsza, nieustannie wyręczająca swoje siostry, wstała, by przynieść chustki i zapalić lampę. Westchnęła. Jak przetrwają zimę?

– Mamy przyjaciół!

Tak, były w tych słowach prawda i pociecha. Miały kilkoro przyjaciół. Były stara pani Peppard i młoda pani Gillespie, stara kapitanowa Green oraz drobniutka pani Kent. Któraś z nich wpadała niemal każdego popołudnia.

Gdy dopisywała pogoda, same mogły je odwiedzać, choć wolały przyjmować u siebie w domu. Bardziej panowały nad rozmową, gdy siedziały blisko siebie przy swoim stole. Naprzemiennie opowiadały swoim przyjaciółkom o śnieżycy, zdrowiu i wydarzeniach z życia parafii. Oczywiście był i kościół.

Gdy śnieg robił się zbyt głęboki – przyrastał przez całą zimę, tak jak zboże rosło przez całe lato, aż w końcu usychało niezżęte w kwietniu – stary pan Jonson, który był teraz kierownikiem poczty, w drodze do domu przynosił gazetę.

Poradziłyby sobie, ale zimy z każdym rokiem były coraz dłuższe. Lucy myślała o konieczności przynoszenia drewna z szopki i o tym, że podrapie sobie ręce o korę. Emma myślała o praniu, które zamarzało, zanim udało się je zawiesić na sznurku. Zwłaszcza prześcieradła – było to niczym walka z ogromnymi lodowymi mewami. Flora myślała jedynie o uciążliwości wstawania i ubierania się o szóstej każdego ranka.

Pilnowały, by było napalone w dwóch piecach: kuchennym i hermetycznym w salonie. Obieg ciepła w ich małym domku wyglądał następująco: w suficie nad piecem kuchennym znajdował się otwór z metalową kratką. Przekazywał trochę ciepła do pokoju, w którym spały Lucy i Emma. Rura z pieca w salonie przechodziła przez pokój Flory, ale oczywiście nie była już tak gorąca.

Raz w tygodniu piekły chleb. W drugiej sypialni wisiały całe sznury suszonych jabłek. Żywiły się musem jabłkowym, jabłecznikiem, pierogami z jabłkami oraz rodzajem placka z ułożonymi na wierzchu plasterkami jabłek. Do każdego posiłku piły dużo herbaty i zjadały mnóstwo kromek chleba. Czasami kupowały w sklepie pół funta sera, a czasem kawałek wieprzowiny.

Emma robiła na drutach szale, ściereczki, skarpetki do spania – pełną czułości pajęczynę otulającą Florę i Lucy. Flora odpowiadała za bardziej wymyślne prace i przygotowywała tak dużo świątecznych prezentów, że wystarczało dla wszystkich – dla nich i dla przyjaciół. Lucy nie miała drygu do prac ręcznych. Jej zadaniem było czytać na głos, gdy one pracowały.

Miały już za sobą wiele starych książek podróżniczych, które należały do ich ojca. Jedna zatytułowana była Cuda świata, inna opowiadała o Palestynie i Jerozolimie. Choć potrafiły usiedzieć spokojnie, gdy Lucy czytała o drzewie, które dawało mleko niczym krowa, o Eskimosach, którzy żyli w ciemnościach, o Mechanicznym Turku i tym podobnych, to Lucy niezwykle ekscytowała się opowieściami o Morzu Galilejskim, a rycina Ogrójca takiego, jakim przedstawia się on dzisiaj, przyprawiła ją o łzy. Zakrzyknęła „O Boże!”, patrząc na ilustrację Ogrodu Oliwnego z przykucniętymi Arabami, oraz „Wielkie nieba!” na widok prawdziwej Stajenki o kamiennym sklepieniu, ze skałami na rycinie przypominającymi duże czarne odciski kciuka.

Przeczytały także: (1) Davida Copperfielda, dwukrotnie, (2) Pogromcę zwierząt, (3) Samanthę na targowisku świata i (4) Despotę na śniadaniu.

Ponadto dwie lub trzy książki z biblioteki szkółki niedzielnej, które żadnej z nich się nie podobały. Jednak ze względu na źródło ich pochodzenia słuchały równie grzecznie, co kazania pastora. Głos Lucy przejął nawet coś z jego intonacji i wydawało się, że przebrnięcie przez nie zajmuje całą wieczność.

Były prezbiteriankami. Wieś dzieliła się na dwa uzbrojone w Biblie obozy: baptystów i prezbiterian. Siostry miały przyjaciół po obu stronach.

Spotkania modlitewne odbywały się w piątkowe wieczory. Poza tym były szkółka niedzielna oraz msze w niedziele, a także spotkania Towarzystwa Pomocy Kobiet zbierającego się co dwa tygodnie w innym domu. Emma uczyła najmłodsze dzieci w szkółce niedzielnej. Lucy i Flora nie chciały uczyć, wolały uczestniczyć w spotkaniach dla dorosłych prowadzonych przez samego pastora.

Teraz każda układała chustkę na ramionach, a gdy tylko Lucy zapaliła lampę, zjawiła się stara pani Peppard. Otworzyła tylne drzwi bez pukania i powiedziała: – Czy jest tu kto? – Tak nakazywał obyczaj. Miała na sobie bardzo stary płaszcz, brązowy niczym błoto, z dużymi czarnymi zapięciami z przodu, i czarny kapelusz z woalką z aksamitnym kwiatkiem.

Przyniosła wieść, że dziecko jej siostry zmarło dzień wcześniej, choć zrobili wszystko, co było w ich mocy, by je ocalić. Razem z Emmą, Florą i Lucy przez dłuższą chwilę rozprawiały o kwestii potępienia niemowląt.

Następnie rozmawiały o uprawie begonii i pani Peppard wzięła dla siebie szczepkę. Flora zawsze miała rękę do roślin.

Gdy pani Peppard wyszła, Lucy była bardzo pobudzona i nie dała rady przełknąć chleba z masłem, wypiła tylko trzy filiżanki herbaty.

Oczywiście, jak przewidziała Emma, z powodu herbaty Lucy nie mogła w nocy spać. W pewnym momencie szturchnęła Emmę i obudziła ją.

– Emmo, myślę o tym biednym dziecku.

– Przestań o nim myśleć. Idź spać.

– Nie sądzisz, że powinnyśmy się za nie pomodlić?

Był środek nocy i nie chciała się modlić. Emma udawała, że śpi. Rzeczywiście była pogrążona we śnie, ale nie tak głębokim, żeby nie poczuć, jak Lucy wstaje z łóżka. Następnego dnia wspomniała o tym Florze, która przyłożyła palec do ust i powiedziała tylko: – Ciii. – Później obie nazywały to „początkiem”, a Emma żałowała, że z powrotem zapadła wtedy w sen.

Na spotkaniu modlitewnym w piątek pastor zachęcał do wstąpienia do wspólnoty i poprosił niektórych spośród tych, którzy niedawno dołączyli do kościoła, aby zabrali głos. Wstał Art Tinkham. Długo mówił o Bożej dobroci i powiedział, że teraz przez cały czas czuje się szczęśliwy. Czuł się tak szczęśliwy, że gdy zajmował się jesienną orką, nie przestawał śpiewać, a z końcem każdej bruzdy recytował werset z Biblii.

Po chwili pastor poprosił Lucy o odmówienie modlitwy. Zrobiła to, modlitwa była dość długa, a pod koniec jej głos zaczął drżeć. Ledwie była w stanie powiedzieć „amen” i bardzo szybko usiadła. Potem jej siostry powiedziały, że była to bardzo ładna modlitwa, ale nie pamiętała z niej ani słowa.

Emma i Lucy najbardziej lubiły marzycielskie hymny, które zawierały niejasne aluzje do ogrodów, szklistych mórz, wysokich wzgórz i tym podobnych. Flora lubiła hymny o bardziej gwałtownym charakterze; jej ulubionym był „Warownym grodem jest nasz Bóg”.

Ulubionym Lucy był „Czasem światło spływa na chrześcijanina, gdy śpiewa”, a Emmy – „Jest gdzieś zielone wzgórze nieobwarowane murami”.

Lucy nie była jeszcze członkiem kościoła. Emma i Flora należały do niego, ale Lucy była jeszcze za młoda, by dołączyć razem z nimi. Czasami pytała siostry, czy jest wystarczająco dobra.

– Jesteś dla nas aż za dobra, Lucy.

– Nie to miałam na myśli – mówiła Lucy.

Nocami czuła, że modlitwy Emmy kończą się zbyt szybko. Jej trwały czasami niemal godzinę, ale nawet wtedy nie wydawały się wystarczająco długie. Z jakiegoś powodu dręczyło ją poczucie wielkiej winy. Martwiła się tym tak bardzo, że pewnego dnia niemal przekonała Florę, że musi być winna jakiegoś najcięższego występku, który może popełnić młoda dziewczyna. Ale wcale tak nie było.

Nastał czas Bożego Narodzenia. Śnieg sięgał do parapetów, a właściwie ponad nie, jak gdyby mieszkały na tonącym statku. Poczucie winy Lucy stawało się coraz silniejsze. Bez przerwy rozprawiała o tym, czy powinna dołączyć do kościoła, czy nie.

W Boże Narodzenie stara misjonarka, panna Gillespie, ciotka młodego pana Gillespie, wróciła do domu z Indii na urlop. Towarzystwo Pomocy Kobiet zorganizowało specjalne spotkania z nią. Na nich ta wysoka, licząca sobie sześćdziesiąt cztery lata kobieta o ciemnobrązowych włosach, z wąsikiem, niemal krzyczała, godzinami opowiadając o dziele swojego życia. Rozdawano fotografie. Byli na nich chłopcy o delikatnych licach oraz młodzi mężczyźni z białymi przepaskami na biodrach i kolczykami w uszach. Następnie pokazano tych samych chłopców i młodych mężczyzn w zabrudzonych pasiastych spodniach i z koszulami wyłożonymi na spodnie. Było kilka fotografii kobiet, nieostrych, na których unosiły one dłonie, aby zakryć swoje twarze, albo uciekały przed chrześcijańskim okiem aparatu.

Emma i Flora nie lubiły panny Gillespie. Flora powiedziała nawet, że jest „despotyczna”. Ale Lucy bardzo ją polubiła i kilka razy odwiedziła. Potem przez trzy tygodnie mówiła tylko o wyjeździe na misję. Ponownie przejrzała wszystkie książki podróżnicze.

Flora i Emma tak naprawdę nie sądziły, że kiedykolwiek wyjedzie, ale myśl o życiu bez niej czasami przerażała to jedną, to drugą. Pod koniec trzeciego tygodnia przestała o tym mówić i zrobiła się bardzo nierozmowna.

Lucy była coraz chudsza. Skóra na jej czole wydawała się zbyt mocno napięta i choć nigdy wcześniej nie odznaczała się silnym charakterem, to Flora i Emma zauważyły, że czasami musi się hamować, żeby nie odezwać się ze złością.

Jej ruchy stały się bardzo powolne. Podczas kolacji zjadała pół kromki chleba, a drugą połowę wkładała z powrotem do pojemnika na chleb.

Flora, która miała więcej odwagi niż Emma, gdy trzeba było spojrzeć prawdzie prosto w oczy, powiedziała: – Przez nią mam poczucie, że nie jestem tak dobra jak ona.

Pewnego razu, gdy Lucy wyszła po drewno do szopki, przez piętnaście minut nie wracała. Emma, uświadomiwszy sobie nagle, jak długo jej nie ma, wybiegła na zewnątrz. Lucy, bez płaszcza i chustki, stała przed domem. Wpatrywała się w oślepiający blask słońca na lodowej skorupie pokrywającej sąsiednie pole. Wydawało się, że nuci coś pod nosem, a żarzący się jasno pas zmusił ją do przymknięcia oczu. Emma musiała złapać ją za rękę, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Słowa już nie wystarczały.

Dzień później, nocą, zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

Lucy prowadziła pamiętnik. Spisany był ołówkiem w zeszycie z napisem „Jumbo Gryzmoła”, skreślonym czerwonymi literami na brązowej okładce. Był to zapis jej duchowego rozwoju.

3 stycznia. Poranek znów był pogodny, Flora zrobiła pranie i rozwiesiłyśmy je w ogrodzie, chociaż nie było to łatwe ze względu na wiatr. Na obiad zjadłyśmy smaczną potrawkę z resztek jagnięciny z marchewkami, które przyniósł pan Jonson. Napisałam, że potrawka była smaczna, ale nie przełknęłam nawet kęsa. Pan wydaje się bardzo daleko. Ciągle pytam dziewczyny o to, kiedy będę mogła dołączyć, ale niczego się od nich nie dowiedziałam.

W tym miejscu Lucy przepisała trzy wersety biblijne. Czasami przez kilka dni pamiętnik składał się wyłącznie z takich cytatów.

16 stycznia. Ostatniej nocy było osiemnaście stopni poniżej zera. Musiałyśmy przynieść stary bawoli płaszcz ojca z pokoju gościnnego. Nie podobał mi się jego zapach, ale Emmie nie przeszkadzał. Gdy lampa zgasła, modliłam się długo, a chwilę po tym, jak położyłam się do łóżka, znowu poczułam, że zbliża się do mnie ta twarz. Nie mogę jej rozpoznać, ale jest bardzo duża i znajduje się blisko mojej. Wydawało mi się, że porusza ustami. Czy to nagana?

Cztery dni później po południu Lucy zaczęła płakać i przepłakała niemal cały wieczór. W końcu Emma również zaczęła płakać. Flora potrząsnęła nią za ramię, ale Lucy zostawiła w spokoju.

Emma żałowała, że nie śpi z Florą zamiast z Lucy, bo mogłyby porozmawiać o niej na osobności.

Flora powiedziała: – Cóż złego ona zrobiła, Emmo? Dlaczego miałaby rozpaczać nad swoją duszą?

Emma powiedziała: – Zawsze była uosobieniem dobroci.

20 stycznia. Nareszcie, nareszcie zrozumiałam, co muszę zrobić – zaczęła – a raczej przestałam się tym zadręczać. Dołączę do kościoła tak szybko, jak tylko będę mogła. Ale zamierzam dołączyć do kościoła baptystów, i nie wolno mi wcześniej nic wyjawić Florze ani Emmie. Nie mogę jeść, jestem tak szczęśliwa. Ostatniej nocy o czwartej wiał okropny wiatr. Myślałam, że połamie wszystkie drzewa, słyszałam trzask gałęzi uderzających o dom. Myślałam, że przewróci się komin. Dom zatrząsł się i pomyślałam o Domu zbudowanym na Skale. Byłam okropnie przestraszona. Emma się nie obudziła. Ciągnęło się to przez wiele godzin w ciemności i modliłam się, abyśmy wszystkie zostały szczęśliwie ocalone. Potem nastała cisza. Było bardzo ciemno, a moje serce waliło jak młot, myślałam, że umieram. Nie mogłam przywołać słów modlitwy. Nagle cichy głos zaczął mówić u wezgłowia łóżka. Nie mogłam rozróżnić słów, nie były to dokładnie te słowa, jakie znałam, ale zdawało mi się, że je rozumiem. Co za ciężar spadł mi z serca! Potem byłam tak szczęśliwa, że obudziłam Emmę i powiedziałam: – Emmo, Emmo, Chrystus jest tutaj. Był tu teraz, w tym pokoju. Wstań i módl się ze mną. – Emma wstała z łóżka i uklękła, a potem powiedziała, że podłoga jest zimna, i chciała wsunąć dywanik pod kolana. Powiedziałam: – Nie, Emmo. Po co dywany, skoro Chrystusowa miłość ogrzewa nasze serca? – Po tych słowach już nie protestowała, a ja długo modliłam się za Florę. Gdy wróciłyśmy do łóżka, powiedziałam Emmie o głosie, który słyszałam.

Następnego dnia Lucy wezwała pastora baptystów i powiedziała mu, że postanowiła dołączyć do jego kościoła. Był bardzo surowy, starszy od pastora prezbiteriańskiego, i Lucy od razu poczuła, że jest znacznie lepszym człowiekiem.

Ale pojawił się problem, którego nie wzięła pod uwagę. Teraz gorliwie wierzyła w sens pełnego zanurzenia praktykowanego przez baptystów, zgodnie z ich rozumieniem metody Jana Chrzciciela. Bez tego nie mogła dołączyć, a rzeka oczywiście była zamarznięta. Będzie musiała poczekać, aż spłynie lód.

Zniosła to z trudem. W swoim pragnieniu chrztu i rozczarowaniu, jakie ją spotkało, zapomniała, że zamierzała nie mówić siostrom o swojej zmianie wyznania. Wyglądało na to, że nie mają nic przeciwko, ale kiedy zapytała o nie, powiedziały, że nie planują zmieniać swojego wyznania razem z nią.

Była tak podekscytowana, że kazały jej iść spać o piątej po południu. Emma zawinęła w płótno gorącą fajerkę z pieca, by ułożyć ją pod jej stopami.

25 stycznia. Zeszłej nocy czułam się bardzo źle i dużo płakałam. Przypomniałam sobie, jak matka zawsze dawała mi wszystko, co najlepsze, bo byłam najmłodsza, a ja wszystko brałam i nie myślałam o swoich siostrach. Emma powiedziała: – Na litość boską, Lucy, przestań płakać. – Wyjaśniłam jej wszystko i złagodniała. Wstała i zapaliła lampę. Światło lampy na jej twarzy sprawiło, że rozpłakałam się na nowo. Poszła i obudziła Florę, która włożyła na siebie swój szary szlafrok, weszła do pokoju i usiadła na bujanym fotelu. Chciała mi coś zaparzyć, ale powiedziałam: Nie. Lampa zaczęła kopcić. Dym sięgał sufitu i pachniał bardzo mocno i słodko, jak pelargonia. Zaczęłam płakać i śmiać się równocześnie. Flora i Emma rozmawiały ze sobą, ale zdawało mi się, że także inni ludzie coś mówili, i ten głos u wezgłowia.

Kilka dni później Lucy bardzo posmutniała. Nie była w stanie się modlić ani nic zrobić w domu. Cały dzień przesiedziała przy oknie.

Po południu wskazała ręką drogę, która biegła w stronę gór pomiędzy dwoma rzędami drzew, i powiedziała: – Floro, jakie to ma znaczenie, dokąd prowadzi droga?

Emma i Flora rozpruły niebieską jedwabną sukienkę Emmy i przerabiały ją na bluzkę. Mól pełzł po szybie okna. Emma powiedziała: – Lucy, przynieś packę.

Lucy wstała, następnie usiadła i powtórzyła: – Jakie to ma znaczenie?

Wyciągnęła zeszyt i zapisała w nim z pamięci wszystkie zwrotki „Powróć, o niebieska gołębico, powróć”.

Po kolacji wydawała się weselsza. Wieczorami siadały teraz w kuchni, bo było w niej cieplej. Za całe oświetlenie służyła jedna lampa, więc w pokoju było dość ciemno, dzięki czemu uwidaczniały się czerwone kręgi wokół fajerek pieca.

Lucy nagle wstała.

– Emmo, Emmo, Floro. Widzę Boga.

Wskazała na piec.

Mój Boże, Bóg siedział na kuchennym piecu i świecił się, żarzył, wypełniając całą kuchnię pysznym ciepłem i zapachem tłuszczu oraz słodyczy.

Lucy bardziej była świadoma jego ciała niż twarzy. Jego piękny, masywny płomień rozchodził się promieniście jak słonecznik. Rozjaśniał twarze Flory i Emmy po obu stronach pieca. Piec nie był w stanie go sparzyć.

– Jego stopy tkwią w piekle – powiedziała siostrom.

Potem przez długi czas Lucy była szczęśliwa i wszystko wyglądało niemal tak, jak poprzedniej zimy, z wyjątkiem tego, że Lucy sama chodziła do kościoła baptystów i na spotkania modlitewne.

Często mówiła o dołączeniu do wspólnoty. Raz lub dwa razy zdarzyło się, że gdy ktoś chciał dołączyć zimą, w lodzie wykuwano otwór, który służył za chrzcielnicę. Lucy błagała pastora, aby i dla niej tak zrobić, ale ten czuł, że w jej przypadku nie jest to konieczne.

Jeden z owych ludzi był farmerem, który przestał pić i maltretować żonę. Sam wykuł dla siebie przerębel. Drugi był młodym człowiekiem, również nawróconym pijakiem, już nieżyjącym.

Flora powiedziała: – Och, Lucy, zaczekaj, aż spłynie lód.

– Tak – powiedziała z goryczą Lucy – aż moja dusza zostanie na wieki potępiona.

Modliła się o wczesną wiosnę.

Dziewiętnastego marca Flora obudziła się i usłyszała znajomy dźwięk, słyszany tu co roku – przytłumiony ryk, któremu towarzyszył odgłos tłuczonego szkła.

„Dzięki Bogu – pomyślała. – Teraz może nawet Lucy nie będzie chciała być ochrzczona”.

Wszyscy słyszeli, jak lód zaczął pękać pomiędzy wzgórzami, i zgromadzili się na moście. Lucy, Emma i Flora też poszły. Lód wystrzelił w górę lśniącymi, wysokimi na piętnaście czy dwadzieścia stóp ścianami, w sam raz do niebiańskich pałaców, a następnie powoli ruszył w dół rzeki.

Raz po raz pojawiała się plama ciemnej, brązowawej wody. Rozdrażniło to Lucy, która wyobrażała sobie wodę, w jakiej zostanie ochrzczona, jako krystalicznie czystą albo jasnoniebieską.

Chrzest miał miejsce dwudziestego czwartego. Niczym się nie różnił od innych – mieszkańcy wsi byli wręcz przyzwyczajeni do tak wczesnych chrztów, choć zwykle dotyczyły one gorliwych młodych mężczyzn.

Na brzegu stało kilka powozów należących do członków chóru, którzy stali w płaszczach i kapeluszach, trzymając po jednym hymnarzu na trzy lub cztery osoby. Większość świadków stała na moście, gapiąc się w dół. Oczywiście zawsze jakiś chłopiec albo młody człowiek ośmielił się splunąć przez barierkę.

Woda była mętna, wysoka, z plamami żółtej piany. Niebo wydawało się jedną wielką chmurą, szarą i misternie pofałdowaną. Flora zauważyła lodowate korzenie drzewa sięgające rzeki i ośnieżone brzegi, żółte jak piana.

Szata pastora, którą zakładał tylko na takie okazje, falowała, dopóki woda nie ściągnęła jej do dołu. W ręku trzymał czystą, złożoną chusteczkę, aby w odpowiednim momencie zakryć nią usta Lucy. I ona miała na sobie szatę, dzięki której wyglądała na wyższą i szczuplejszą.

Chór śpiewał słowa: „Idę, Panie, idę ku Tobie”, które zawsze przeciągali, oraz „Zbierzmy się nad rzeką, gdzie stąpały jasne aniołów stopy”. Po chrzcie mieli zaśpiewać coś radosnego i szybszego, ale siostry nie zostały, żeby posłuchać.

Lucy zniknęła cicho pod wodą, a Flora i Emma pomyślały, że już nigdy nie wypłynie.

Flora trzymała w gotowości ciężki płaszcz Emmy, żeby ją nim otulić. Dość nietypowo, Emma siedziała w powozie, pożyczonym od pani kapitanowej Green, aby ruszyć do domu, gdy tylko Lucy wyjdzie na brzeg. Trzymała lejce i musiała się powstrzymywać, żeby drugą ręką nie sięgnąć po bat.

W końcu było po wszystkim. Usadziły ociekającą wodą Lucy pomiędzy sobą. Jej włosy opadły. Dzięki Bogu nie mieszkały daleko od rzeki!

Następnego dnia mocno bolała ją głowa. Emma i Flora opiekowały się nią przez tydzień, ale później przeziębienie zagnieździło się w jej piersi. Nie chciała położyć się do łóżka. Wszystko, do czego były w stanie ją zmusić, to żeby położyła się na kanapie w kuchni.

Pewnego popołudnia myślały, że ma wysoką gorączkę. Później tego samego dnia Bóg znowu nawiedził ich kuchnię. Lucy podeszła do pieca, krzycząc na całe gardło.

Emma i Flora odciągnęły ją do tyłu, ale nie na tyle szybko, żeby nie oparzyła sobie dotkliwie prawej ręki.

Tamtej nocy sprowadzili lekarza, ale kolejnej Lucy zmarła, wykrzykując ich imiona.

Dzień, w którym została pochowana, był pierwszym przyjemnym dniem kwietnia, i mieszkańcy wsi przybyli licznie, mimo że drogi tonęły w błocie. Jed Leighton ofiarował piękną roślinę, którą przysłał z miasta, obsypaną białymi kwiatami. Wszyscy inni ścięli swoje pelargonie – czerwone, białe i różowe.

1937

Przełożył Juliusz Pielichowski

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: