- W empik go
Andromache - ebook
Andromache - ebook
Andromacha – tragedia grecka napisana przez Eurypidesa w V wieku p.n.e. Jest to jedno z 18 jego zachowanych do dzisiaj dzieł. Fabuła koncentruje się wokół losów Andromachy po upadku Troi. Andromacha – w mitologii greckiej, córka Eetiona, króla Tebe w Cylicji, żona Hektora. Miała z nim syna Astyanaksa. Po upadku Troi, stała się niewolnicą syna Achillesa – Neoptolemosa. Urodziła mu 3 synów: Pergamosa, Pielosa i Molossosa. Wzbudziło to zazdrość żony Neoptolemosa, Hermiony, która zgładziła Molossosa i pozbyła się Andromachy. Historia ta stała się właśnie tematem tragedii Eurypidesa Andromacha. (Za Wikipedią).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-842-6 |
Rozmiar pliku: | 223 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Osoby dramatu.
ANDROMACHE, wdowa po Hektorze, branka Neoptolemosa czyli Pyrrhusa.
SŁUŻEBNA.
CHÓR niewiast z Ftji.
HERMIONE, druga żona Neoptolemosa.
MENELAOS, jej ojciec.
MOLOSSOS, syn Andromachy i Neoptolemosa.
PELEUS, dziad Neoptolemosa, ojciec Achillesa.
PIASTUNKA Hermiony.
ORESTES, krewniak Hermiony.
GONIEC.
THETIS, bogini.
Rzecz dzieje się w mieście Ftji, przed pałacem Neoptolemosa, w pobliżu świątyni Thetydy.
ANDROMACHE.
Tebańskie miasto, grodów azjackich wzorze!
Z bogatych skarbów wianem wyszłam w onej porze
Z twych murów, aby przybyć do domu Pryama,
Gdzie stałam się małżonką Hektora. Dziś sama,
Najnieszczęśliwsza z niewiast, a przedtem tak godna
Zazdrości, Andromache, matka dzieciorodna,
Musiałam patrzeć na to, jak z ręki Achilla
Zmarł Hektor, mój małżonek, i jak przyszła chwila,
Gdy syn nasz, Astyanaks, padł ze szczytu wieży
Zrzucony, kiedy ciżba helleńskich żołnierzy
Zniszczyła niwy Troi. Najwolniejsze plemię,
Z słynnego wielce domu, dźwigam dzisiaj brzemię
Niewoli, do Hellady jako łup zagnana,
Trojańskiej wojny zdobycz, mam nad sobą pana,
Neoptolema, z rodu wyspiarzy. W Farsali
Sąsiedztwie i Ftiady mieszkam dziś, gdzie fali
Bogini morskiej, Thetis, w samotnej ustroni
Z Pelejem wiodła życie. Dziś to miejsce oni,
Mieszkańcy tessalijscy, zwią Thetidionem
Na pamięć tych zaślubin. W tem odosobnionem
Zamczysku mieszka dzisiaj syn Achilla, niwy
Farsalskie zaś ma w ręku Peleus sędziwy,
Gdyż pan mój nie chce sięgać po berło, dopóki
Przy życiu jest ten starzec. W tym domu to, juki
Niewoli dźwigająca, powiłam mu syna
I w dziecku tem nadzieja była mi jedyna —
Myślałam, że w niem znajdę od nieszczęść obronę.
Lecz odkąd pan mój pojął lakeńską Hermionę,
Wzgardziwszy tak sromotnie niewolnicy łożem,
Ta ściga mnie ohydą swych obelg: Niebożem.
Powiada, czarodziejstwem chcę na nią sprowadzić
Bezpłodność i w ten sposób miłość w nim wygładzić
Mężowską, abym sama mogła być tu panią,
Od łoża odrzuciwszy ją gwałtem. Tak ranią
Me serce jej potwarze. A klnę się na nieba,
Że łoża, które dzisiaj porzucać mi trzeba,
Tykałam się niechętnie. Lecz ona nie wierzy
I czyha na me życie. Z pomocą jej bieży
Jej rodzic, Menelaos, co przeto w te progi
Zawitał z swojej Sparty. I mnie, pełną trwogi,
Zagnała w ten przybytek Tetydy nadzieja,
Że ona mnie ocali. Bowiem dla Peleja
I dla potomków jego kaplica to święta,
Gdyż jego zaślubiny z boginią pamięta.
Zaś dziecko me jedyne, o jego się życie
Lękając, w innym domu umieściłam skrycie,
Gdyż ten, który je spłodził, żadnej nie wydoła
Dostarczyć mu pomocy i jest niczem zgoła
Dla dziecka: bawi w Delfach, pokutując srodze
Za grzech, za swe szaleństwo, któremu tak wodze
Popuścić śmiał, żądając, by Fojbos zdał sprawe
Ze śmierci jego ojca. Tam-ci na łaskawe
Czekając przebaczenie, chce zmazać swą winę.
Na scenę wchodzi
SŁUŻEBNA.
O pani! — gdyż tem mianem chcę i w tę godzinę
Nazywać cię, jak zwykłam cię w wierności swojej
Mianować, przebywając śród niw naszej Troi,
I tobie i mężowi oddana, gdy jeszcze
Przy życiu był. Przychodzę z wieściami, choć dreszcze
Chwytają mnie, ażeby który z naszych panów
Mych kroków nie wyśledził. Strzeż się i zastanów,
Co czynić: Razem z córką okrutne ci rzeczy
Gotuje Menelaos, a więc szukaj pieczy.
ANDROMACHE.
Współniewolnico droga, bo dziś cię inaczej
Władczyni twa, żyjąca w tak strasznej rozpaczy,
Mianować już nie może: Jakież ich zamysły?
Chcą zabić mnie, dla której dni szczęśliwe prysły?
SŁUŻEBNA.
Twe dziecko, któreś w innym umieściła domu,
Chcą zabić! Ach! jakiego dożyłaś pogromu!
ANDROMACHE.
Skąd wiedzą, żem ukryła mego jedynaka?
Nieszczęsnam! Że też przyszła na mnie dola taka!
SŁUŻEBNA.
Ja nie wiem. Od nich mam tę wiadomość: W złowrogiej
Tej myśli już Menelaj rzucił domu progi.
ANDROMACHE.
Giniemy, dziecko moje! Oto dwaj sępowie
Czyhają na twe życie, a ten, co się zowie
Twym ojcem, bawi w Delfach, ratować nie może!
SŁUŻEBNA.
Zapewne, gdyby on był obecny w tej porze,
Byłoby mniej straszliwie. Tak — jesteś bez druha.
ANDROMACHE.
A nie wiesz, czy Peleus prośby mej wysłucha?
SŁUŻEBNA.
To starzec! Nań się spuszczać nie ma snać przyczyny.
ANDROMACHE.
Posłałam-ci po niego nie po raz jedyny.
SŁUŻEBNA.
Czy myślisz, że posłaniec troszczy się o ciebie?
ANDROMACHE.
A może ty posłańcem będziesz w tej potrzebie?
SŁUŻEBNA.
Co mówić, żem tak długo za domem bawiła?
ANDROMACHE.
Kobieta-ś, łatwo znajdziesz i wykrętów siła.
SŁUŻEBNA.
Nie mało mnie Hermione strzeże! Ja się boję.
ANDROMACHE.
A widzisz, że w nieszczęściu rzucasz druhy swoje.
SŁUŻEBNA.
Bynajmniej! Mnie się taki zarzut nie przydarzy!
Tak, pójdę, choćby nawet los mnie spotkał wraży.
Bo jakąż może wartość mieć służebny życie?
ANDROMACHE.
Więc idź!... A my, jak zwykle, będziem te obficie
Płynące łzy, te skargi, te nasze wzdychania
Posyłać ku niebiosom! Niech nam nikt nie wzbrania,
Albowiem dla kobiety rozkosz to wrodzona
Mieć zawsze na swych ostach boleści brzemiona.
Nie jedno mi, lecz wiele opłakiwać pora —
Ojczyste moje miasto, śmierć mego Hektora
I własny los, co oto tak niezasłażenie
Na barki moje zwalił niewoli cierpienie.
Nie trzeba nigdy mówić o szczęściu człowieka,
Dopóki nie dożyje dnia, który go czeka,
A w którym on, skończywszy, skieruje swe kroki
Ostatnie między zmarłych, w Hadu mrok głęboki.
Nie żonę w twe progi
Wwiódł Parys, lecz mnogi,
O grodzie ty Troi!,
Grom ściągnął, gdy w swojej
Łożnicy Helenę
Umieścił! Za cenę
Tej dziewki, Ilionie!,
W krwi, w ognia utonie
Twe miasto! Z Hellady,
Na czele gromady
Okrętów, gniewliwy
Bóg wtargnie i niwy
Twe depce, zwycięża,
Zabiera mi męża,
By syn go Tetydy —
Dniu klęski, ohydy! —
Na hańby powrozie
Przy swoim wlókł wozie
Wokoło stolicy!
I mnie też ci dzicy
Zawlekli mężowie
Nad morze i głowie
Pod jarzmo niewoli,
Co tak mnie dziś boli,
Ach! zgiąć się kazali!
Tonęłam w łez fali
Ja, biedna niewiasta,
Zmuszona tak miasta
Opuszczać przybytki
I męża i wszytki
Dobytek i tyle,
Tarzając się w pyle,
Klęsk znosić! O Boże!
Czem dla mnie być może
Ten złoty blask słońca,
Gdy tak mnie, bez końca,
Wciąż ściga spieniony
Zły gniew Hermiony,
Mnie, biedną jej sługę,
Że oto, łez strugę
Lejąca, jak żywa
Ta woda, co spływa
Z opoki, w kościele
Tetydy się ścielę!...
Na scenę wchodzi
CHÓR.
Ty, co tak długi już czas
Tetydy zajmujesz świątynię,
Nie chcąc wychodzić za próg!
Ftiotka ci jestem, lecz wraz
Krok ten ku tobie czynię,
Ażeby wesprzeć cię mógł
W tym z Hermioną twym sporze
O syna Achilla łoże,
Które z nią, panią dziś twoją,
Dzielić tak jesteś zmuszona!
*
Poznaj swą dolę, znaj grom,
Co dzisiaj na ciebie tak spada!
Z władcami swoimi chcesz bój
Poczynać, chcesz zwalczać ten dom
Lakedemoński?... Ma rada:
Odwróć-że krok ten swój
Od ofiarnego ołtarza —
Siła twej pani przeważa —
Darmo się lica twe znoją,
Służebną ty jesteś, nie ona!
∗
Wstań! Rzuć promienny chram
Tej córki Nereuszowej!
Wszak między służebnemi
Na obcej jesteś ziemi,
Z przyjaciół nie masz nikogo
W tem obcem mieście, o srogo
Prześladowana niewiasto!
*
Źle zawitałaś tu k’nam,
W te naszych władców alkowy!
Trojanko, żal mi ciebie,
Ale w milczeniu pogrzebię
Mą żałość, gdyż bardzo się trwożę,
Że mi to za złe wziąść może
Latorośl córki Zeusa!
Na scenę wchodzi
HERMIONE.
Dyadem ten kosztowny, co mi tak wspaniale
Na głowie mojej błyszczy, i wzorzyste fale
Tych sukien, co tak bujnie członki mego ciała,
Jak widzisz, owiewają, jam ich nie zabrała
W postaci ślubnych darów z Peleja komory
Lub komnat Achillowych, nie! ten skarb, tak spory,
Mam jeszcze z mej lakeńskiej Spartjatów ziemi,
A wraz z kosztownościami dał mi go innemi
W posagu Menelaos, mój ojciec, że mogę
Swobodnie tu przemawiać, wszelką rzucić trwogę.
(Zwrócona do Chóru)
To dla was w odpowiedzi.
(Zwrócona do Andromachy)
A ty, wojny dłonią
Zdobyta niewolnico, chcąc mnie swą pogonią
Wypędzić z tego domu, by w nim rządzić sama,
Obmierzasz mnie mężowi: Bezpłodności plama
Na żywot ten mój padła przez twe tajne czary,
Że marnie więdnąć musi. Albowiem obszary
Waszego lądu znane są z kobiet, co wraże
W tych sprawach mają siły. Lecz ja ci zakażę,
Bo nic ci nie pomoże na twoje ohydy
Ten ołtarz, ten przybytek świętej Nereidy.
A gdyby jakie bóstwo, albo który z ludzi
Ocalić cię zechcieli, jakżeż się potrudzi
Twa pycha, tak do szczęścia przywykła! Kolana
Zginając w proch przedemną, będziesz mi co rana
Zamiatać me komnaty, do złocistej kruży
Twa ręka się służebna codziennie zanurzy
I rosą achelojską będzie skrapiać ziemię.
Przekonasz się, gdzie jesteś, nieszczęsna niewiasto! —
Nie Hektor tu, nie Pryam z swym skarbem, lecz miasto
Helleńskie! Na szaleństwa takie się wytęża
Twa dusza, że śmiesz z synem ojca, co ci męża
Twojego zamordował, wspólne dzielić stadło,
Obdarzać go potomstwem, choć z rąk jego padło
Wszak tylu z twych najbliższych! Lecz takim to światem
Wy naród barbarzyński! U was siostra z bratem,
Syn z matką, ojciec z córką! Mordują się wzajem
Najbliżsi i praw niema, coby z tym zwyczajem
Raz zerwać rozkazały! Nie waż się tej modły
I u nas zaprowadzać, bo zwyczaj to podły,
Jeżeli mąż dwie żony za wędzidło trzyma!
Wystarczy miłosnemi spoglądać oczyma
Na jednę, skoro pragnie posiąść szczęście w domu.
PRZODOWNICA CHÓRU.
O, mściwy jest ród niewiast i złości nikomu
Zjadliwszej nie pokaże, jak właśnie kobiecie,
Co śmie współzawodniczyć w kochaniu...
ANDROMACHE.
Na świecie
Źle ludzi sprawia młodość, zwłaszcza, jeśli człowiek
Ku cnocie nie chce zwracać swoich młodych powiek.
Lecz ja się tego lękam, czy też mi zaporą
Nie będzie w moich słowach niewola, choć skorą
Byłabym tu przytoczyć niejedno, czy, wreście,
Chociażbym zwyciężyła, mnie, biednej niewieście,
I szkoda nie wyniknie. Butni pyszałkowie
Nie lubią, gdy im prawdę człowiek słabszy powie.
Lecz ja się w swą zdrajczynię własną nie zabawię...
Odpowiedz-że mi, młódko, na jakiej podstawie
Twe prawe zrywam śluby? Że mniejszy od Troi
Jest gród lakedemoński? Żem jest w doli swojej
Szczęśliwsza, że mnie wolną widzisz tu przed sobą?
Że biję cię młodością, tą ciała ozdobą,
Kwitnącą tak przebujnie? Czy dufam tak wiele,
Że mnogie mam bogactwa? Że mam przyjaciele?
Dla tego mam panować w tym domu, miast ciebie?
Dla tego też, miast ciebie, mam składać w kolebie
Chłopięta, by się wlokły za matką służebną.
Jak łodzie za statkami? Po to-m ja potrzebną
W tym domu? Czy ktokolwiek za warunek kładzie,
Ażeby moje dzieci władały w Ftiadzie,
Gdy ty będziesz bezpłodną? Może dla Hektora
Grekowie mnie tak lubią i że byłam wczora
Bez sławy, że nie byłam frygijską królową?
O, nie przez moje czary swą małżonkę nową
Odtrąca dzisiaj mąż twój. Widać, że mu życia
Nie umiesz uprzyjemniać. Śród wspólnego bycia
I o tem pomnąc trzeba: Nie z wdzięków jedynie,
Lecz z cnót szczęśliwość wszelka dla małżonka płynie.
Urazi cię cokolwiek, w te tropy bez granic
Wysławiasz tylko Spartę, a Skyros masz za nic,
Masz siebie li za mienną, resztę za bogaczy................................