Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bachantki - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bachantki - ebook

Bachantki lub Bakchantki – ostatnia z tragedii Eurypidesa (406 p.n.e.), wystawiona podczas agonu roku 405 p.n.e., krótko po śmierci autora. Utwór jest adaptacją bachicznego mitu o początkach kultu Dionizosa oraz opozycji i kontrowersjach, jakie wśród co bardziej konserwatywnych mieszkańców Hellady wywoływały żywiołowe praktyki jego zwolenników. Utwór przedstawia dramatyczne dzieje króla Teb Penteusza, który swój sprzeciw wobec nowych, burzących stary porządek praktyk, przypłacił życiem. Wątek, wykorzystany już wcześniej przez Ajschylosa (Pentheus), wzbogacony został o element zemsty Dionizosa na siostrach swojej tragicznie zmarłej matki, publicznie podających w wątpliwość fakt jego boskości. (Za Wikipedią).

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-843-3
Rozmiar pliku: 240 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BACHANTKI

Bachantki.

Osoby dramatu.

DYONIZOS.

CHÓR BACHANTEK.

TEIREZYAS, wróżbita.

KADMOS, założyciel Teb.

PENTHEUS, król tebański.

SŁUGA.

GONIEC I.

GONIEC II.

AGAWE, córka Kadma, matka Pentheja.

Rzecz dzieje się w Tebach.

DYONIZOS.

A zatem na tebańskie przybyłem zagony,

Ja, Zeusa syn, Dyoniz, ongi urodzony

Z Semeli, latorośli Kadmowego domu,

Co zległa, rozwiązana łyskawicą gromu.

Na ziemskie kształty bożą zmieniwszy urodę,

Mam oto źródła Dyrki i Ismenu wodę,

Grobowiec mej, zabitej od pioruna, matki

I domu królewskiego dymiące ostatki:

Niebieskie jeszcze ognie tlą się w tej ruinie,

Od których, tak się stało, ma rodzica ginie,

Ofiara zemsty Hery. Kadma chwalę sobie,

Że kazał tak ogrodzić to miejsce przy grobie

Swej córki. I me ręce również osłoniły

Bogatym winogradem świętość tej mogiły.

Rzuciwszy ziemię Lidów, gdzie złota bez końca,

I Frygów, równie Persów, spalone od słońca,

Baktryjskie dalej mury, szare Medów niwy

Za sobą zostawiwszy; przebiegłszy szczęśliwy

Arabii kraj i Azyę całą u wybrzeży

Mórz słonych, co basztami pięknych miast się jeży,

Gdzie z tłumem barbarzyńców zmieszały się Greki,

Obrządek mój, me pląsy w tej strefie dalekiej

Zaprowadziwszy wszędzie, by miano w pamięci,

Że jestem bóg, do tego według mojej chęci

Przebyłem naprzód miasta, by tebańskie rzesze.

Nim inny kraj helleński zaprawię w uciesze,

Rozwydrzyć, ciała w skóry przyodziać jelenie,

Dać w ręce tyrs, bluszczowy ten mój bełt! Nasienie

Niedobre, siostry matki mojej, co się przecie

Bynajmniej nie godziło, zaczęły po świecie

Rozgłaszać, że Dyoniz to nie syn Zeusowy,

Że matka ma, Semele, z Kadmosa namowy

Na bóstwo całą hańbę swojej winy złoży,

Gdy człowiek ją śmiertelny, a nie władca boży,

Zapłodni i że potem — tak ją piętnowały —

Zeus matkę mą uśmiercił za ten wymysł cały.

I dla mnie w tej obeldze dość było powodu,

By zmysły im pomieszać i wypędzić z grodu,

Więc dzisiaj siedzą w górach z obłąkaną duszą

I w godła moich orgji przystrajać się muszą.

I jaka tylko żyła w tych murach niewiasta,

Musiała precz uciekać z Kadmowego miasta,

Ażeby wszystkie razem, z królewskiemi córy

Złączywszy się, bez dachu, na złomiskach góry

Samotnych, opoczystych, śród zieleni jodły

Swój żywot obłąkany dziś i zawsze wiodły.

Bo niechaj grodu tego uczują mieszkańce,

Z swą wolą czy wbrew woli, że dotąd o tańce

Bachijskie i obrzędy nie nazbyt się wiele

Troszczyli. Pragnę także i matkę, Semelę,

Obronić, gdy się ludziom jako bóg ukażę,

Którego Zeusowi porodziła w darze.

Król Kadmos rządy państwa przelał już w tym czasie

Na syna drugiej córki, Pentheja, ten zasię

Mą boskość lekceważy, w zalewkach nie sprzyja,

W ofiarach i modlitwach. Zobaczy on, czyja

Jest słuszność, kto mocniejszy! Żem bóg i że godnie

Należy uczcić boga, chyba udowodnię

I jemu i mieszkańcom jego Teb!... Pod nieba

Zaś inne, zarządziwszy tutaj, co potrzeba,

Wybiorę się w te tropy, aby ludziom w ślepie

Zaświecić swą boskością! Zacnie ja przetrzepię

Tych jego Tebańczyków, gdyby wściec się chcieli

I z gór moje bachantki pędzili. Jeżeli

W tej jawię się posturze, jeżeli się z boga

W człowieka przedzierżgnąłem, to na to, by sroga

Spotkała ich nauka: Menady zgromadzę

I huzia! hej! Zobaczą, kto ma tutaj władzę!

Niewiasty! Posłuchajcie! Za moim rozkazem

Od Tmolu, niw lidyjskich strażnicy, wy razem

Przyszłyście tutaj ze mną, wy, moje podróże

Z ziem cudzych wraz dzielące! Frygijskie — a nuże! —

Brać bębny, wynalazek mój i matki Rhei!

Otoczyć dom królewski z poszumem zawiei,

Bić w błony, co tchu starczy, na słychy i dziwy

Kadmosowego miasta! Ja teraz na niwy

Kithaironowe skoczę, w jar, gdzie jest zebrany

Korowód mych bachantek, i puszczę się w tany!

CHÓR.

Azyi smug,

Święty Tmol

Opuściłam śród swych dróg,

By mnie słyszał szumny bóg

,

By go uczcił okrzyk mój!

W Bacha cześć

Łatwo znieść

Ten nieznojny, święty znój!



Któż tam hej!

W gmachu tym?

Któż mi w drodze stanął mej?

Precz mi z oczu! Milczeć chciej,

Kto tu żyw jest, kto tu zdrów!

Bogu my

Ślemy tchy

Wrzących hymnów, wrzących słów!



Szczęśliwy, zaiste, człek,

Kto się do służby bożej

Całą swą duszą przyłoży,

Kto, życia swojego bieg

Kierując w góry

Na wtóry

I tańce bachijskie, najradziej

Im oddan, gładzi

Swe grzechy!

Szczęśliwy, kto się weseli

Wraz z nami

Pląsami

W cześć wielkiej Macierzy Kybeli.

Kto, pełen szalonej uciechy,

Tyrsos w swą ujmie dłoń,

Bluszczem uwieńczy skroń

I wielbi i chwali

Najdbalej

Dyonizową moc!...

Hej-że ku mnie

Tłumnie, szumnie

Ty bachantek ciżbo mnoga,

Coś szumnego tutaj boga,

Którego sam spłodził bóg,

Od górzystej Frygii dróg

Do helleńskich wiodła smug!...



Jakżeż-ci on ujrzał świat? —

Znosząc strasznych bólów siła,

Rodzica go poroniła,

Gdy Zeus z swym piorunem spadł.

I przerażona

Wraz skona

Pod razem strasznego gromu.

Lecz z zmarłej domu

Położnej

Kronida Zeus go zabierze

I w biodrze,

Przeszczodrze

Obwiódłszy je złotem, by Herze

Z przed ócz go usunąć, ostrożny,

Zamyka dziecię

I, wiecie,

Gdy Moiry porodu czas

Wydzwoniły,

Gromosiły

Zrodził bóstwo, co na czole

Pokazało rogi wole

Oraz wieniec, splecion z żmij:

Stąd, Menado, zbrojna w kij ,

Z wężów sobie warkocz wij!...



Tebański grodzie mój.

Ojczyste gniazdo Semeli!

Niech się, kto żyw jest, weseli!

W bluszczu leśnego zwój

Każdy swe czoło strój!

Strójcie się, strójcie się w kwiaty,

W powój, zielenią bogaty,

W gałęzie dębu czy jodłę

Na Bacha wesołą modłę!

Skóry zarzućcie jelenie

Na białe z wełny odzienie.

Swywolne chwyciwszy pręty,

Święćcie obyczaj święty,

A wnet, za wami w ślad,

Ruszy się cały świat,

W tan się on puści, w tan,

I ten nasz szumny pan

Do gór powiedzie, do gór

Swój rozpasany chór,

Tam czeka już gawiedź radosna,

Od płochy wygżona i krosna

Przez Dyoniza-boga!



Kuretów schronie, hej!

Zeusa prześwięta kolebo,

O Kreto, skąd się pod niebo

Z leśnych unosił kniej

Wrzask Korybantów, rej

Wiodących w bożej uciesze!

Wszakże-ci ongi ich rzesze,

Strojne w szyszaku trzy kity,

O, ten nasz skórą obity

Krąg wynalazły i świetnie

Frygijskie, łagodne fletnie,

Dźwięk ich przesłodki, przemiły,

Z jego rozhukiem spoiły!

Do Rhei-macierzy rąk

Bębenny dały krąg,

Ażeby głośniej brzmiał

Święty bachijski szał.

Od niej Satyrów tłum

Wziął go na huk i szum

W to uroczyste trzechlecie,

Którem się cieszy na świecie

Władca nasz Dyonizos.



O, jakiż słodki, rozkoszny to żar,

Gdy, górski rzuciwszy jar —

Kiedy ze skalnej krawędzi

W doliny nasz orszak boży

Pędzi —

Kiedy ta rzesza rozwiozła,

Spragniona wrzącej krwi kozła —

Gdy w niej żywego mięsa głód się sroży,

Kiedy jej pachnie krew,

Do Frygii czy Lydyi gór

W spłachciu z jelenich skór

Rwie się!

A przed nią po polu, po lesie

Hu! ha! krzyk Bacha się niesie!

I wraz po dolinie, wyżynie

Mleko strugami płynie

I wino płynie w bród

I płynie nektar-miód

I całą w okrąg błoń

Syryjska napełnia woń!

I Bachus żywiczne łuczywo

Wyciągnie z swej trzciny co żywo

I, potrząsając ogniami,

Tumani swój orszak i mami,

Do tańców-łamańców

Rwie

W lot!

I głosy w niebiosy

Śle —

Swój zew,

Swe wrzaski hukliwe

Na niwę

Rozlewa.

I bujne swe włosy,

Kędziorów splot,

Na wiater rozpuszcza, na wiew!

I leje się krzyków ulewa

Po polu,

Przez uroczyska

Kniej:

»Hej! cudna kraso Tmolu,

Co szczerem złotem tryska,

Bachantki moje hej!

O, wy bachantki me!

Hu!

Chodźcie tu! Chodźcie tu!

By, co tylko starczy tchu,

W Dyoniza cześć

Hymn rozgłośny wznieść!

Oszalała w swej ochocie

Przy straszliwym bębnów grzmocie

Oszalałe niech hejnały

Pierś wyrzuca! Oszalały

Chce ją słyszeć bóg!

A frygijskiej, dzikiej burzy,

Łagodząc jej huk,

Niechaj słodki dźwięk zawtórzy —

Niech świętego fletu święta

Płynie nuta i do gór

W ten swój wtór

Mych bachantek wiedzie chór!«

I w te tropy,

Wskroś przejęta,

Wyrzucając chyże stopy,

Jurna dziewka, jak źrebięta,

Przy klaczy, swej matce, na łące

Skaczące.

Pędzi za swoim bogiem...

Na scenę wchodzi

TEIREZJAS.

Przy bramie kto? Wywołać Agenora plemię,

Kadmosa, co sydońską porzuciwszy ziemię,

Basztami gród ten zjeżył, obwarował Teby.

Niech idzie kto i powie, że nie bez potrzeby

Teirezjas chce z nim mówić. Wie, po co się jawię

I w jakiej, stary z starszym, godziłem się sprawie:

Wdziać na się skórę sarnią, tyrs pochwycić w dłonie

I bluszczu latoroślą uwieńczyć swe skronie.

Z domu wychodzi

KADMOS.

Poznałem właśnie głos twój, usłyszałem, panie,

Mądrego iście męża przemądre wezwanie

I, gotów, idę z wszystkiem, co potrzeba będzie,

Ażeby według sił swych w świątecznym obrzędzie

Wziąć udział i przyczynić się do pomnożenia

Czci syna mojej córki, co jest dla plemienia

Ludzkiego na świat posłań jako bóg. Więc powiedz,

Gdzie tańczyć mam, na jaki zwrócić się manowiec

I siwą wstrząsać głową. Starszemu ty stary

Przewodzić chciej, boś mędrzec. A ja tu bez miary

Bluszczowym będę prętem bił o ziem, zapomnę,

Że starość mi pisana...

TEIREZJAS.

I ja też ogromne

Mam chęci! Odmłodniałem i do pląsów stanę.

KADMOS.

Na wozie brać się w góry? Czy to jest wskazane?

TEIREZJAS.

Nie! Mniej byśmy tak bożą uczcili wszechwładzę!

KADMOS.

Więc ja cię tam, człek stary, starca poprowadzę.

TEIREZJAS.

Sam bóg nam dzisiaj drogę bez trudu pokaże.

KADMOS.

Czy miasto weźmie udział w tym bachanckim żarze?

TEIREZJAS.

My jedni mamy rozum, innym on nie służy.

KADMOS.

Więc chwyć się mojej ręki, po co zwlekać dłużej?

TEIREZJAS.

A ty na mem ramieniu oprzyj się i w drogę.

KADMOS.

Śmiertelny człek, bogami gardzić ja nie mogę.

TEIREZJAS.

Tu na nic mędrkowanie! Wszelkie z niebem kwasy

Daremne. Wiary ojców, którą po te czasy

Przez wieki nam przodkowie nasi przekazali,

Nie zniszczy nikt, jej ustaw żaden mózg nie zwali,

Choć pomysł najbystrzejszy znajdzie człek w swej głowie.

Być może: »jesteś stary«, tak niejeden powie,

Lecz ja się tego wcale, nie wstydzę, ja w bluszcze

Przystroję skroń i w pląsy serdecznie się puszczę.

Bóg przecież nie przepisał, kto ma iść w zawody

Bachanckie: człowiek stary, czy też tylko młody.

Od wszystkich czci on żąda i nie z lat jedynie,

Nie z liczby ich cześć większa dlań lub mniejsza płynie.

KADMOS.

Ponieważ dnia bożego nie widzisz, więc ja się

Podaję za proroka, mój Teirezjasie,

I powiem ci, co widzą tej chwili me oczy:

Pospiesznie oto Pentej w stronę zamku kroczy,

Mój wnuku Echionida, któremu oddałem

Swe berło. Cóż mi powie? Jest, jak zdjęty szałem!

Na scenę wchodzi

PENTHEUS.

Bawiłem poza domem, powracam do kraju

I słyszę o złym, nowym w tem mieście zwyczaju.

Niewiasty oto nasze porzuciły domy

I, niby szał udając, przepełne oskomy,

W lesistych rozłożyły się górach, pląsami

Nowego wielbiąc boga — kim on między nami

Być może — Dyoniza. Są pijackie dzbany,

Co chwila ta lub owa w chuci rozpasanej

W ustronne znika miejsce, mężczyznom dogadza.

To znaczy: pod pozorem, że bożego władza

Natchnienia je porywa, niecne białogłowy

Dla Bacha i Kiprydy mają czas gotowy.

Ile ich pochwycono, każda ma już pęta

I w miejskiem jest więzieniu uczciwie zamknięta.

Na te, co jeszcze w górach, urządzę obławę —

Pochwycić każę Ino i matkę Agawę,

Co mnie Echionowi zrodziła i, dalej,

Nic tutaj Antonoy również nie ocali,

Rodzicy Aktaiona! W żelazne je dyby

Zakuwszy, wnet odwiodę od bachanckiej chyby.

Podobno miał z lidyjskiej przybyć tutaj ziemi

Czarownik jakiś, oszust z oczami ciemnemi

O słodkiej barwie wina; jak u Afrodity.

Włoś jasny ma, utrefion, w śliczne pukle zwity.

Z dziewkami on młodemi, ten młodzieniec chwacki,

Przepędza dnie i noce pod pozorem schadzki

Świątecznej na cześć bogów. Jeśli pod tym dachem

Pochwycę go, doprawdy! nie ujdzie li z strachem!

Przestanie on mi stukać o ziemię tyrsosem

I tłumić się po świecie z tym rozwianym włosem,

Gdy łeb mu od tułowia oddzielę! Zbyt szczodrze

Mieni się Dyonizem-bogiem i że w biodrze

Zeusowem był zamknięty, jakkolwiek rzecz znana

Iż z matką padł od ciosu gromowego pana,

Iż zginął od pioruna, gdy ta zaślubiny

Z Zeusem wymyśliła!... Czyż za takie winy

Nie warto go powiesić? Jak on śmie w ten sposób

Natrząsać się swą butą z wszelkich ludzkich osób,

Ten przybysz, kimbykolwiek był!... Lecz nowe cuda

Przed sobą mam! Teirezjas, wieszczek, nakrył uda

Skórkami jeleniemi, a tu — widok rzadki!

Trzymajcie mnie, bo pęknę ze śmiechu!... mej matki

Rodziciel z tyrsem w ręku szaleje! Zaiste!

Człek straci rozum, patrząc na to oczywiste

Błazeństwo! Co? Nie puścisz z ręki tego pręta?

Nie praśniesz tego bluszczu? Rzecz to niepojęta,

Ty, ojcze mojej matki!... Czyje to znów baje?

Teirezjasa pewnie?.. Czy się tobie zdaje.

Że, boga wprowadzając nowego śród ludzi,

Zysk nowy z wróżb mieć będziesz? Że ich znowu złudzi

Twój ogień, czy lot ptaków? Tylko włos twój siwy

Wstrzymuje mnie, że za ten obrzęd niegodziwy

Nie każę z bachantkami wrzucić cię do kaźni!

Obrządek to nicpotem, sam on siebie błaźni,

Jeżeli się podwika spija przy biesiadzie.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Ach! Cóż to za bezbożnik! Niebu ty na zdradzie

I plemieniowi Kadma, który rzucił w ziemię

Na mężów siew, ty, ojca Echiona plemię!

TEIREZJAS.

Gdy wątek mądry człowiek znalazł do przemowy,

Nie sztuka być wymownym. Język masz gotowy,

Obrotny, zdałoby się, że jakiś mądrala

Przemawia, lecz rozsądku twego nie zachwala

Ten sposób. Mąż zuchwały, pyskaty, a duży

Co do swojego stanu, jeśli mu nie służy

Rozsądek, złym doradcą będzie swego grodu.

Ten nowy bóg, z którego szydzisz bez powodu,

W Helladzie takie miejsce zajmie niepoślednie,

Że brak mi na to słowa! Dwie są rzeczy przednie

Na świecie — wiedz to, synu: Demeter, to znaczy

Mać-ziemia, bo tak zwij ją, albo tak, jak raczy

Twa wola. Suchą strawą karmi ludzi ona,

Zaś ten wynalazł płynny sok winnego grona;

Na rzecz całkiem przeciwną wpadł ów syn Semeli

I ludziom podał środek, który ich weseli,

Rozgrzewa serca biednych, uśmierza ich troski.

Zaciera pamięć dziennych mozołów i boski

Sprowadza sen — pokrótce mówiąc, dobry trunek

Zgotował człowiekowi na wszelki frasunek.

Ba nawet samym bogom leje się w ofierze

To bóstwo... Ciebie, widzę, pusty śmiech tu bierze,

Iż Zeus go zamknął w biodrze. Ja ci to wyjaśnię.

Pokażę ci, że sens jest w tej powieści właśnie:

Gdy Zeus go uratował z ognia swego gromu,

Wziął z sobą go na Olimp, by w niebiańskim domu

Pomieścić swą latorośl, przecież Hera w złości

Wyrzucić chciała dziecię z bożych wysokości.

I Zeus, jako że bogiem jest, miał środek na to:

Z powietrza przejrzystego, które tak bogato

Okrąża naszą ziemię, jakąś cząstkę zrywa

I postać z niej stworzywszy, która była żywa

Z pozoru, da ją Herze, by jej gniew uśmierzyć,

Dioniza zaś ukrył. I lud począł wierzyć,

To z owem pomieszawszy, jak to nieraz szczodrze

Zwykł czynić, że swe dziecko Zeus donosił w biodrze

To bóstwo jest i wieszczem, opętanie bowiem

Bachijskie i natchnienie wieszcze — to ci powiem —

Z wspólnego płyną źródła — szał mają proroczy;

Bo kogo, mówię, bóg ten przeniknie, ten zoczy

Przed sobą i obwieści nam przyszłość. I z wojną

Jest również w jakimś związku to bóstwo; wszak zbrojną

Rozprasza nieraz ciżbę niewymowna trwoga,

Nim chwycił broń przeciwnik. I to dziełem boga —

Od Dioniza idzie szał lęku! O, jeszcze

Śród skał delfickich ujrzysz ono bóstwo wieszcze,

Jak w blasku swej pochodni będzie brał dwie turnie,

Tyrsosem potrząsając, niosący się górnie

Ten możny pan Hellady! Przeto, Pentheusie,

Nie dawaj-że się dumnej porywać pokusie

I nie myśl, że kto królem, ten jest wszystkiem w świecie!

A jeśliś tego zdania, a zdanie to przecie

Jest fałszem, ty za mędrca się nie miej! W swe kraje

Nowego przyjmij boga i jego zwyczaje:

Ofiary i objaty składaj mu, swe czoło

Wieńcz bluszczem i w bachijskie rad pospieszaj koło.

Nie Dioniza rzeczą, wierzaj, uczyć sromu

Niewiasty, gdy Kipryda zagości w ich domu.

Wstydliwość zawsze bywa wrodzoną i szały

Bachijskie jeszcze żadnej z nich nie zepsowały,

Jeżeli były skromne z natury. Należy

Pamiętać o tem zawsze! A gdy do twych dźwierzy

Tłum ciśnie się, Pentheju, gdy twoje nazwisko

Rozbrzmiewa naokoło zdaleka i blisko,

Czyż ty się nie radujesz? Więc i on się cieszy,

Tak mniemam, gdy się spotka z czcią u ludzkiej rzeszy.

Więc ja, a ze mną Kadmos, z którego tak szydzisz,

Pójdziemy dzisiaj w pląsy: ty nam nie obrzydzisz

Ni bluszczu ani tańca, choć siwa z nas para!

Nie myślę walczyć z bogiem, choć mnie pchnąć się stara

Do tego twa namowa!... Szalejesz, człowieku!

Nic ciebie nie uleczy choć nie ujdziesz leku!

PRZODOWNICA CHÓRU (do Teirezjasa).

W Fojbosie słowa twoje nie obudzą wstrętu,

Bożego Rozwichrzeńca choć folgujesz świętu.

KADMOS.

Syneczku mój! Teirezjas dobre-ć dał przestrogi!

Bądź z nami i zakonu nie opuszczaj drogi.

Dziś skrzydła cię ponoszą i, jakkolwiek sądzisz,

Że rozum masz, w rozumie swoim wielce błądzisz.

Jeśli on nie jest bogiem, jak pleciesz, wmów w siebie

I krztynę pięknie pokłam, że nim jest — w potrzebie

Wszak warto się połudzić: Bóg to, choć Semele

Zrodziła go, świat mówi. I owszem, stąd wiele

Zaszczytu spada dzisiaj na nasz ród! A, proszę,

Pamiętaj, jakie sobie zgotował rozkosze

Aktajon! Toć psy własne, które sam wychował,

Rozdarły go na strzępy, bo wrzeszczał do pował

Niebieskich w swojej pysze, że w myśliwskiej sztuce

Bieglejszy, niż Artemis. Ażebyś nauce

Tej samej dziś nie uległ, bluszczem uwieńcz czoło,

Naszego uczcij boga, w nasze pospiesz koło.

PENTHEUS.

Precz z ręką tą! Idź, szalej, ile masz ochoty,

Lecz o mnie nie obcieraj tej swojej głupoty.

A mistrz twój, nauczyciel tej błazeńskiej nędzy.

Ten będzie miał się zpyszna!... (Do służby):

Niechże mi coprędzej

Pobiegnie kto do domu tego oto kpiarza,

O, tam, gdzie ten nasz wieszczek na lot ptaków zważa,

Uczciwym niech mu drągiem wszystko, jeśli łaska,

Połamie, pogruchoce, pobije, potrzaska!

Niech wszystko mu wywróci do góry nogami,

Niech bindy księże z wiatrem mu puści! Nie zmami

Nikogo już ten szalbierz! Będzie miał za swoje —

Najlepsza to jest kara, o to się nie beję!

Wy idźcie na prześpiegi! Włócząc się po mieście,

Ujrzycie może dudka, włóczęgę, niewieście

Podobniejszego raczej, co w niewiasty wpaja

Nieznaną dotąd sprosność! Schwyćcie mi hultaja,

Porubstwo szerzącego, spętać, przywieść do mnie,

Na śmierć ukamienować! Gorzko to ogromnie —

Przekona się — w mych Tebach siać bachantek szały!

TEIREZJAS.

Zuchwalcze! Sam ty nie wiesz, co mówisz! O, mały

Tyś zawsze miewał rozum, lecz dziś go już docna

Straciłeś! Chodź, Kadmosie! Może i owocna

Modlitwa nasza będzie za twojego wnuka,

Jakkolwiek nazbyt czelnie guza sobie szuka,

I za to miasto nasze, ażeby bóg na nie

Jakiego zła nie zesłał. Teraz ze mną, panie,

Z bluszczowym prętem w ręku! Wspierajmy się wzajem,

Ty mnie, a ja zaś ciebie. Nie żadnym to rajem

Tak w drodze paść dwom starcom! Wstyd! Lecz mniejsza o to!

Bachowi, Zeusowemu dziecku, służ, ochoto!

Bodajby dom twój, Kadmie, nie doznał strapienia

Przez tego utrapieńca . Nie z jasnowidzenia

To mówię, jeno z rzeczy, tak, jak jest! Rozpęta

Twój Penthej zło, gdyż głupcom w głupocie przynęta!

(Wychodzą).

CHÓR.

O zbożności boska ty,

Co nad ziemski wzlatasz łan

Na złocistem skrzydle swem!

Słyszysz, jak niezbożnym tchem

Penthej, z zgubnej pychy znan,

Szumnego nam boga lży?

O, tego syna Semeli,

Który się pierwszy weseli,

Który jest zawsze na przedzie

Przy bogów radosnej,

Strojnej w zieleń wiosny

Biesiedzie.

Albowiem dobrze się wiedzie

Na świecie,

Kiedy przy flecie

Taneczne pląsają grona,

Gdy dusza, od troski zwolniona,

Snać kona

Z radości —

Kiedy niebiańskich ucztujących gości

Wrzący rozpali sok,

Z winnych wyciśnion tłok —

Kiedy śród ludzi, zdobnych w bluszczu wian,

I puhar krąży i dzban,

Gdy jego władza

Sen na powieki sprowadza.



Co wędzidła nie chciał znać,

Sprośny język, już on szczezł!

Człek zbrodniczy, czelny człek,

Co wyrzuca bluźnierstw stek,

Rychło smutny znajdzie kres.

Za to skromna, cicha brać,

Co, żyjąc zawsze roztropnie,

Przenigdy prawa nie kopnie,

Ta w łasce żyje dużej:

Nie uderzy srogi

Grom w jej domu progi,

Nie zburzy!

Boć przecie widzą z swej stróży

Niebiosów

Ci naszych losów

Szafarze, choć tak zdaleka,

Wszelakie czyny człowieka!

I rzeka

Rozumu

Nie zawsze będzie rozumem! Śród tłumu

Śmiertelnych ciał

Bóg żyć nam krótko dał.

Kto zbyt się górnie pnie, ten nie wie snać,

Co daje mu Ziemia-mać!

Tylko szaleniec

Po taki tu sięga wieniec!



Na Cypru podążyć mi brzeg,

Na Afrodyty ostrowie,

Gdzie słodcy miłości bożkowie

Czarami ludzi tumanią,

Być mi po wiek!

Albo podążyć mi na nią,

Na oną ziemię stu rzek,

Które swą rosą

Owoce niosą

Łanom, ginącym w spiekocie!...

Na pierydzkie mnie płoski,

Błyszczące w słonecznem złocie,

Do stóp Olimpu, gdzie Muzy

Niebiosów blisko

Swe zbudowały siedlisko,

Wiedź, Rozwichrzeńcze ty boski!

Radosnych okrzyków śluzy

Wraz ze mną rzuć —

Szumny, szumiący tyś bóg —

Na ten rozkoszny smug!

Tam są Charyty, tam tężna jest Chuć,

Tam orgij bachijskich zakon!



Zeusowa latorośl, nasz król,

Lubi ucztować przy winie,

Kocha Pokoju boginię,

Pomnożycielkę narodu,

Tę krasę pól,

Ludzi chroniącą od głodu!

Wszelkiego człeka on ból

Słodkim napojem,

Rozkoszy zdrojem

Uśmierza! Rad-ci on raczy

Tym życiodajnym puharem

I biedny lud i bogaczy.

Lecz temu wieści on zgubę,

Kto z chmurnem czołem

Nie zechce w gronie wesołem

Bawić się uciech bezmiarem

W te jasne dnie i w te lube

Przytulne noce! Hej!

Precz z mądralami, precz!

Dobra jedynie jest rzecz,

Którą uprawia lud w mądrości swej —

I ja sobie ją cenię!

Związanego prowadząc Dionizosa, na scenę wchodzi

SŁUGA.

Pentheju! Już jesteśmy! Jest i łup..................................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: