Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Ballada o świątkarzu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
7 kwietnia 2025
7,49
749 pkt
punktów Virtualo

Ballada o świątkarzu - ebook

"Ballada o świątkarzu" Emila Zegadłowicza to poruszająca, poetycka opowieść o ludowym rzeźbiarzu, którego dłonie potrafią tchnąć życie w kawałek drewna. W niezwykłej, nasycona beskidzkim folklorem narracji, autor zabiera czytelnika w duchową podróż przez świat wiejskiego artysty, który w samotności tworzy święte figury, wkładając w nie całą swoją duszę i wrażliwość. Zegadłowicz z niezwykłą wrażliwością maluje słowem świat, gdzie sacrum miesza się z profanum, a prosta wiara ludowa z głęboką filozofią istnienia. Ukazując zmagania świątkarza z materią i własnym talentem, poeta dotyka uniwersalnych pytań o sens twórczości, relację człowieka z Bogiem oraz poszukiwanie piękna w codzienności. Ta refleksyjna ballada, nasycona ekspresjonistyczną metaforyką i rytmem beskidzkich pieśni, stanowi jeden z najpiękniejszych utworów w dorobku twórcy "Powsinogów beskidzkich".

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8349-103-5
Rozmiar pliku: 977 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BALLADA O ŚWIĄTKARZU

WE WSI GORZENIU DOLNYM, TUŻ PRZY GRANICY GORZENIA GÓRNEGO, ŻYJE OSTATNI SNAĆ ŚWIĄTKARZ BESKIDZKI, JĘDRZEJ WOWRO, TWÓRCA CHRYSTUSÓW FRASOBLIWYCH, CHRYSTUSÓW W PIWNICY, CHRYSTUSÓW PRZY SŁUPIE, CHRYSTUSÓW UPADAJĄCYCH, ŚWIĘTYCH FLORJANÓW, JANÓW NEPOMUCENÓW I T. D. CHŁOP NIEMRAWY, SUMIASTY, GRANIATY, NAJSZCZERSZY ARTYSTA POLSKI DZIELĄCY WIELKOŚĆ SWEJ PROSTOTY Z SZEREGIEM BEZIMIENNYCH SNYCERZY LUDOWYCH. — GDY SZUKAM RZEŹBY POLSKIEJ WIDZĘ JEDYNIE STWOSZA, DUNIKOWSKIEGO I WOWRA (JUŻ JAKO GROMADNE POJĘCIE BEZPOŚREDNIEJ TWÓRCZOŚCI) — — LECZ SERCU NAJDROŻSZY WOWRO. —
Z JĘDRKIEM ZNAM SIĘ BEZMAŁA ĆWIERĆ WIEKU — SZCZYCĘ SIĘ JEGO PRZYJAŹNIĄ; JEJ ZAWDZIĘCZAM ODKRYCIE TAJEMNICY TWORZYWA WOWROWEGO: ŁOCY BIEDA, GŁOWA I PALICE: CIEKAWOŚĆ PATRZĄCA I WIDZĄCA, MIŁOŚĆ POTRZEBUJĄCA, ROZUMIENIE RADOSNE I WIEDZA TECHNICZNA — A TO JUŻ JEST WSZYSTKO. — DROGI KUMOTRZE, KIEDYŚ, GDY JUŻ CIEBIE I MNIE ŚWIĘTA ZIEMIA BESKIDZKA POCHŁONIE, GDY GROBY NASZE ZAROSNĄ DZIEWANNĄ, ŻMIJOWCEM I BRATKAMI POLNEMI — MOŻE BĘDZIE MI POLICZONA ZA ZASŁUGĘ NIEJAKĄ TA O TOBIE KRONIKA WIERNA — PRZETO JUŻ DZIŚ CHCĘ RZEC TOBIE, KTÓRY JEJ — LITER NIEZNAJĄCY — CZYTAĆ NIGDY NIE BĘDZIESZ, ŻE WŁAŚNIE TOBIE PATRZY SIĘ ZAPOMLIWA PAMIĘĆ POTOMNOŚCI — BRACISZKU ŚWIĘTEGO FRANCISZKA — — —

— JUŻ WYŚPIEWAŁEM BALLADĘ, A CIĄGLE ZDA SIĘ MAŁO — WIDZĘ WCIĄŻ OCZY TWE BLADE I POKURCZONE CIAŁO I ŚWIĘTOŚĆ TWOJĄ WIDZĘ — POTROSZE I ZAZDROSZCZĘ, ŻE TO TAK Z BOGIEM W LIDZE JAK TY W TEM ŻYCIU NIE GOSZCZĘ —;— CHRZEŚCIJANINIE CICHY NIC NIE WIEDZĄCY O TEM, ŻE CHODZISZ TAK BEZ PYCHY POD PACHĄ Z SŁOŃCEM ZŁOTEM —!— —KTOŚ IDZIE — DO DRZWI PUKA — A! — WOWRO —!— BRACIE DROGI —!— PRZEŚWIĘTA DZIŚ NAUKA W BEZBOŻNE WESZŁA PROGI — — —

* * *

BOŻĄ SIĘ I KAPLICZĄ
wierzby i topole —
przychyla się do stóp ich
bławatami pole —
rozwidlają się drogi
całe i niecałe —
pod skrzyżowanie ino
na tę bożą chwałę —
kapliczki uwieńczone
jakby na wesele —
Bóg swe serce człowieczy
w drewninowem ciele

— ktos tes to tak majstruje te przydrożne świątki
dające pozór sielny na wsiowe porządki
na porządki drogowe przyleśne upłazki
na ścieżek śródwądolnych kręte wywijaski —
— ka ino spojrzyć drogom idącemu wsiowom
wszędy dojrzy figure tu starom tu nowom
kazdo grubso topola, wierzba i przypłocie
wprasa świentom opatrzność znużonej tęsknocie —

— Chrystusiki frasowne Matkiboski zielne
Barbary Floryjany — i świente kościelne
któryk się wypierają wszyśkie kalendorze
cujne rozumiejące okazują tworze —
— stróżują zadumaniem wiecznej tożsamości
za swą istność darzący z przebrania miłości
ścieżki, drogi, rozstaje, gadzinę, psy, koty,
idących, wracających z zgarbionej roboty — obojętnych,
wierzących — wszystkich w równej mierze
nizają różańcowo na dzienne pacierze —
— prostują życzliwości niestronniczej znakiem
drogę krętą przed dzieckiem, kostera pijakiem
— otaczają rąk wątłych niewidomym szańcem
wertepy i bajora poprzed obłąkańcem —
— błogosławią pogrzebom krzcinom i weselom
złodziejskim zatrwożeniom — celom i bezcelom —
— darzą równością wszystkich, którzy życia brzemię
niosą z śmiechem czy wzgardą przez bezżyzną ziemię
— tak każdy świątek obręb stróżstwa swego krzepi
by dobrym było dobrze a złym jeszcze lepiej —
a zaś nocą gdy śpienie nieprzebudzające
zamyka jaskrom oczy na podmokłej łące
by nie patrzyły na to co się zdarzyć może —
— zsuwa się blady Chrystus po korze po korze
a tuż za nim patronów wsiów beskidzkich wiela
kuśdykuje jak ucznie do nauczyciela —

zbierają się w porójkę koślągi wielebne
Katarzyny kwiaciaste, Magdaleny zgrzebne
Floryjany, Kaźmierze, Izydory — inni
którzy z jakichś powodów też tu być powinni —
niepatrzeni niewidni wichrzą się kryjomie
przy tej chałpie na górce przy drogi załomie
kędy w żółtym migocie nikłego kaganka
struga świątkarz kozikiem —
— daleko do ranka —
— lecą wiórka lecą z lipowego pniaka
będzie zaś figurka i nieladajaka —
— skąd się wzion stary Wowro nik nie wi — nik nie wi —
ani go dąb pamięto ani las modrzewi —
tak ci razu jakiegoś wzion się z — nikąd z — nagła —
jedna spróchniała wierzba widać go zapragła —
bo zaroz na dzień trzeci wystrugoł ji Boga —
w te pędy się zbożyła wkrąg mamiąca droga —
w wierzbie — z którą — pedali djeboł sie ożenił —
wraz sie serce — i więcej: cały duch odmienił
rozkwitła wybujała fujarkowem pręciem
i jakiemś zadumanem wiecznem przedsięwzięciem
wiatr co niegdyś wężowem żądlił w niej strachaniem
dziś się modli weselnie srebrzystem śpiewaniem —
i tak się to poczęło —
a potem co kwilka na rozstajach przydrożach miedzach
i wertepach wyrastały świątki
jak wonne zioła ruty z marcinowej grządki —

zabożyły się drogi skapliczały miedze
i wiodły odtąd wiernie w niezbadaną wiedzę —
rozwidlają się drogi
całe i niecałe —
pod skrzyżowanie ino
na tę bożą chwałę —
patrzy Chrystus przykucły frasobliwy bardzo
i chude pokutniki które ciałem gardzą —
Barbary i Agnieszki z okrągłym rumieńcem
otoczyły to okno prześwietlonym wieńcem —
patrzą i dziwują się i głowami kręcą
przegibują się w pasie i sercem się smęcą
i patrzą nieruchomą źrenicą farbioną
i westchnieniem drewniane wyskrzypują łono —
— patrzą —

RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij