-
promocja
Bob Dylan i muzyczna rewolucja - ebook
Bob Dylan i muzyczna rewolucja - ebook
Mistrzowsko nakreślony obraz wyjątkowego artysty.
Bob Dylan i muzyczna rewolucja była inspiracją dla twórców głośnego filmu Kompletnie nieznany, nominowanego do ośmiu Oscarów, w tym za najlepszy film, najlepszy scenariusz adaptowany i najlepszą rolę męską – dla Timothéego Chalameta.
Wieczorem 25 lipca 1965 roku Bob Dylan wszedł na scenę Festiwalu Folkowego w Newport w towarzystwie zespołu grającego na instrumentach podłączonych do prądu. Następnie wykrzyczał swój nowy rockowy przebój Like a Rolling Stone. Publiczność złożona z fanów muzyki folkowej i aktywistów politycznych, którzy obwołali Dylana swoim akustycznym prorokiem, zareagowała osłupieniem i buczeniem. Wyrazy uznania były nieliczne. Jednak ten dylanowski manifest muzycznej niezależności, został usłyszany na całym świecie. Dzisiaj uznawany jest za jedno z przełomowych wydarzeń w muzyce XX wieku – symboliczny koniec odrodzenia folku i narodziny rocka jako głosu pokolenia.
W książce Bob Dylan i muzyczna rewolucja Elijah Wald bada kulturowy, polityczny i historyczny kontekst przełomowego występu, który jasno ukazał, że lata sześćdziesiąte XX wieku były dekadą przemian. Dogłębnie analizuje odrodzenie folku, narodziny rocka oraz napięcia między tradycją a nowatorstwem w muzyce. Rzuca nowe światło na artystyczną ewolucję Boba Dylana, jego przywiązanie do bluesa, skomplikowane relacje z folkowym establishmentem i niegdysiejszym mentorem Pete'em Seegerem. A także ukazuje, w jaki sposób Dylan na zawsze odmienił muzykę popularną.
Odkrywająca nowe fakty w historii, która wydawała się dobrze znana, książka ta to dogłębna i błyskotliwa analiza wydarzenia w Newport, a także arcyciekawa refleksja nad jego długofalowym znaczeniem.
W tej mistrzowskiej książce Elijah Wald komplikuje uproszczony mit o pokoleniowej zmianie warty w Newport, oddając sprawiedliwość zdarzeniu, które słusznie nazywa „dylanowską deklaracją niepodległości”... To jedna z najlepszych książek o muzykach walczących o godność, jakie kiedykolwiek czytałem.
Todd Gitlin
autor książek The Sixties i Occupy Nation
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8382-527-4 |
| Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PODZIĘKOWANIA
Niniejsza książka eksploruje świat, w którym dorastałem, więc pierwsza partia podziękowań powinna sięgnąć daleko wstecz: należą się Pete’owi Seegerowi i Bobowi Dylanowi. Obaj wywarli na mnie ogromny wpływ, chociaż Dylana nigdy nie poznałem, a mój kontakt z Seegerem ograniczył się do kilku wizyt. Dziękuję Dave’owi van Ronkowi, od którego tak wiele się nauczyłem o muzyce, pisaniu i życiu, oraz Ericowi von Schmidtowi, który jako jedyny zatrudnił mnie jako muzyka – grałem na harmonijce ustnej. A także moim rodzicom – George’owi Waldowi i Ruth Hubbard, za to, że kupowali mi płyty, zabierali mnie na koncerty i pozwalali zgłębiać temat zmagań politycznych z lat sześćdziesiątych, choć niestety nigdy nie wzięli mnie na Festiwal Muzyki Folkowej w Newport.
Zawsze gdy to było możliwe, starałem się wracać do źródeł pierwotnych – nagrań dźwiękowych, filmów i tekstów z okresu, który opisuję. Miałem szczęście zdobyć szerszy dostęp do niektórych z kluczowych źródeł niż wielu badaczy zajmujących się tą tematyką wcześniej. Przede wszystkim miałem okazję wysłuchać odszumionych taśm z praktycznie wszystkich koncertów Festiwalu Muzyki Folkowej w Newport, wraz z komentarzem wyjaśniającym, kto wystąpił na każdym z koncertów i warsztatów i co śpiewał. To pomogło mi ulepszyć i rozbudować dotychczasowe opisy nie tylko setu Dylana, ale również występów Seegera, Joan Baez, Paul Butterfield Blues Band, The Chambers Brothers, Richarda i Mimi Fariñów i wielu innych. Największą przyjemność w tym projekcie sprawiały mi całe dnie spędzone na poznawaniu muzyki z różnych edycji tego festiwalu. Jeśli zamieszczam cytat lub opis z festiwalu w Newport bez przypisu końcowego, oznacza to, że pracowałem w oparciu o nagranie dźwiękowe lub wideo, uzupełnione o zakulisowy materiał z dyskusji i korespondencji komitetu festiwalowego. Większość taśm przechował Bruce Jackson i są one dostępne w Bibliotece Kongresu. Szczególnie dziękuję pracującemu tam Toddowi Harveyowi, który dostarczył mi także teczki Alana Lomaxa z materiałami ze spotkań i korespondencji komitetu, jak również Ann Hoog i Robowi Cristarelli, którzy zdigitalizowali taśmy i objaśnili mi niuanse dźwiękowe, które inaczej bym przeoczył. Pozostałe luki byłem w stanie wypełnić dzięki Fredowi Jasperowi z vanguard/Welk Music. Mam też dług wdzięczności u Murraya Lernera, reżysera filmów _Festival!_ i _The Other Side of the Mirror_ – niezrównanych źródeł informacji na temat Newport i Dylana – za dodatkowy kontekst i udzielenie dostępu do nagrań wideo przedstawiających chwile nieuwiecznione na taśmach audio. Na szczególne podziękowania (i kolację w Nowym Orleanie) zasługuje Mary Katherine Aldin – za unikalne spojrzenie na taśmy z Newport i nieskończoną cierpliwość. Podziękowania należą się Jeffowi Place’owi, Stephanie Smith, Gregowi Adamsowi i wszystkim z festiwalu Smithsonian Folklife, którzy przeprowadzili mnie przez materiały Ralpha Rinzlera zawierające protokoły posiedzeń i korespondencję komitetu festiwalu w Newport oraz zdjęcia Diany Davies. Mitch Blank – niezrównany dylanolog – zaprosił mnie do swojego domu i zasypał dokumentami i nagraniami. Dziękuję także wszystkim tym, którzy przez lata przechowywali taśmy z koncertami i wywiadami Dylana. Poza tym: Jasenowi Emmonsowi z Experience Music Project (obecnie Muzeum Kultury Popularnej w Seattle) za notatnik Roberta Sheltona z festiwalu w roku 1965, Herbowi van Damowi za dziennik skompilowany w tym samym roku razem z Judy Landers, Ronowi Cohenowi, który po raz kolejny otworzył swoje przepastne archiwum materiałów o odrodzeniu folku, Stevenowi Weissowi i Aaronowi Smithersowi odpowiedzialnym za Kolekcję Folkloru Uniwersytetu Karoliny Północnej, Dave’owi Samuelsonowi za nagrania elektrycznej sesji zespołu The Weavers, Jeffowi Rosenowi, Toddowi Kwaitemu, Nickowi Spitzerowi i Joemu Carducciemu za udostępnienie wywiadów z kluczowymi postaciami oraz wszystkim pomocnym pracownikom biblioteki Tufts University, Biblioteki Publicznej w Medford i Biblioteki Publicznej w Bostonie.
Podobny dług wdzięczności mam u wszystkich, z którymi rozmawiałem i którzy odpowiedzieli na moje pytania drogą mailową. Przepraszam tych, których nie zacytowałem – na pierwszym miejscu stawiałem źródła z epoki, często możliwe do zrozumienia tylko dzięki rozmowom z uczestnikami. Niektóre spośród najbardziej pomocnych konwersacji nie trafiły do książki. Na równie wielkie podziękowania zasługują więc, w porządku alfabetycznym: M. Charles Bakst, Jessie Cahn, Willie Chambers, Len Chandler, John Cohen, Jim Collier, John Byrne Cooke, Barry Goldberg, Bill Hanley, Jill Henderson, Bruce Jackson, Robert Jones, Norman Kennedy, John Koerner, Al Kooper, Barry Kornfeld, Jim Kweskin, Jack Landrón, Julius Lester, Raun MacKinnon Burnham, Janie Meyer, Geoff Muldaur, Maria Muldaur, Mark Naftalin, Tom Paley, Jon Pankake, Tom Paxton, Arnie Riesman, Jim Rooney, Mika Seeger, Betsy Siggins, Peter Stampfel, Jeffrey Summit, Jonathan Taplin, Dick Waterman, George Wein, David Wilson i Peter Yarrow. A także wielu innych uczestników Festiwali Muzyki Folkowej w Newport, którzy dostarczyli użytecznych uwag i ciekawostek, między innymi Peter Bartis, Christopher Brooks, Dick Levine, Ann O’Connell, Ruth Perry i Leda Schubert.
Kolejne podziękowania chciałbym przekazać wszystkim, którzy przychodzili z podpowiedziami, słowami zachęty i radami, a byli to między innymi: David Dann, Greg Pennell, Clinton Heylin, Ben Schafer i wszyscy, którzy odpowiedzieli na moje próby crowdsourcingu na Facebooku. Nie dałbym rady wymienić was wszystkich, więc wybaczcie pominięcia. Wśród niepominiętych chciałbym wyróżnić Petera Keane’a za wiele długich i owocnych rozmów i Matthew Bartona za przeczytanie surowej wersji i ocalenie mnie od kilku rażących błędów.
Jeśli chodzi o etap produkcyjny, muszę w pierwszej kolejności podziękować żonie, Sandrine Sheon (znanej też jako Hyppolite Calamar), która przerywała naukę gry na klarnecie, by pomagać mi w transkrypcji cytatów, wytrzymała sześć miesięcy paniki przed terminem oddania tekstu i użyła swoich zdolności do zaprojektowania wkładki fotograficznej. Moja znakomita agentka, Sarah Lazin, pracowała po godzinach, by znaleźć tej książce dobrego wydawcę, i postawiła mnie przed trudnym wyborem spośród kilku (dziękuję Suzanne Ryan i Benowi Schaferowi za zrozumienie i dalszą przyjaźń). Denise Oswald z Dey Street Books okazała się wydawczynią zawsze wspierającą, nieszczędzącą słów zachęty i w odpowiednim stopniu wymagającą. Heather Pankl dokonała szybkiej i solidnej transkrypcji licznych wywiadów. Redaktor Ben Sadock ocalił mnie przed kompromitacją i wysłał na kilka ciekawych misji w poszukiwaniu faktów. Jego obszerna wiedza o muzyce i językach pozwoliła odkryć niejedną ciekawostkę. Marilyn Bliss po raz kolejny użyczyła godnych podziwu zdolności indeksowania. Wam wszystkim oraz każdemu, kto pomagał i wspierał mnie w tym procesie, składam najserdeczniejsze podziękowania.WSTĘP
WSTĘP
Wieczorem 25 lipca 1965 roku Bob Dylan wszedł na scenę Festiwalu Muzyki Folkowej w Newport w czarnych dżinsach, czarnych wysokich butach i czarnej skórzanej kurtce, zamiast znajomej gitary akustycznej niosąc Fendera Stratocastera. Tłum zafalował niespokojnie, gdy Dylan zaczął sprawdzać, czy jest odpowiednio nastrojony, i kiedy dołączyło do niego pięciu muzyków towarzyszących. Po chwili zespół ostro uderzył w surowe chicago boogie, a Dylan, starając się być słyszalny mimo najgłośniejszej muzyki, jaka kiedykolwiek rozbrzmiała w Newport, zaczął gniewnie śpiewać pierwszy wers: _I ain’t gonna work on Maggie’s farm no more!_
Późniejsze wydarzenia giną w chaosie sprzecznych relacji. „The New York Times” donosił, że Dylan _został jednomyślnie wybuczany przez folkowych purystów, którzy uznali tę innowację za najgorszą herezję_. Według innych relacji Pete Seeger, tytan sceny folkowej, próbował przeciąć kable siekierą. Niektórzy tańczyli, inni płakali. Wielu reagowało rozpaczą i złością. Zdarzały się wiwaty, nie brakowało też osób przytłoczonych dziką, szokującą muzyką. Jeszcze inni wyglądali na zdumionych negatywnymi reakcjami.
Jakby rzucając wyzwanie wątpiącym, Dylan wykrzyczał początek _Like a Rolling Stone_ (_Jak błądzący łach_¹), swojego nowego hitu radiowego, w którym każdy refren konfrontował ich z pytaniem: „jakie to uczucie?”. Publika odpowiedziała rykiem, który wyrażał sprzeczne uczucia. Dylan już po trzech utworach zszedł ze sceny. Widzowie krzyczeli głośniej niż zwykle – niektórzy ze złości na Dylana za zdradę, której dokonał, ale tysiąckrotnie więcej dlatego, że przyszli zobaczyć swojego idola, a on prawie nie wystąpił. Peter Yarrow z grupy Peter, Paul and Mary próbował ich uciszyć, ale było to niemożliwe. Wreszcie Dylan pojawił się z pożyczoną gitarą akustyczną i zgotował Newport chłodne pożegnanie utworem _It’s All Over Now, Baby Blue._
Tak wygląda legenda o Dylanie w Newport i duża jej część jest prawdą. Seeger nie miał siekiery, ale ta historia tak się rozprzestrzeniła, że w końcu nawet on wpasował ją w swoje wspomnienia, twierdząc, że krzyknął: _Gdybym miał siekierę, przeciąłbym kabel od mikrofonu._ Niektórzy niewątpliwie buczeli, wielu klaskało, a późniejsi fani zagłębiali się w analizę fragmentów filmów z koncertu, próbując wybadać reakcje tłumu. Było to zadanie skazane na porażkę, bo większość fragmentów spreparowano tak, by pasowały do legendy – zrozpaczone krzyki po zejściu Dylana ze sceny zostały wkomponowane w inne części występu, by stworzyć złudzenie, że ta mityczna konfrontacja została uchwycona na taśmie.
Dlaczego to miało znaczenie? Dlaczego echa pojedynczego występu jednego muzyka nie milkną po pół wieku? Jedną z odpowiedzi może być to, że Dylan był ikonicznym głosem dekady słynącej z buntu, a Newport stanowiło epokowe zerwanie młodego rockmana z dawnym społeczeństwem, które go nie zaakceptowało. Był już uznawany za nieprzewidywalnego geniusza, uosobienie outsidera, porównywany z Woodym Guthriem, autorem _Bound for Glory_, Jackiem Kerouakiem, autorem _W drodze_, Marlonem Brando z filmu _Dziki_, Holdenem Caulfieldem z _Buszującego w zbożu,_ wyobcowanym Mersaultem z _Obcego_ Alberta Camusa i – najczęściej – Jamesem Deanem w _Buntowniku bez powodu._ Był bohaterem egzystencjalnym dekady, niezależnym przybyszem z zachodniej części kraju, snującym się nocami po ulicach Greenwich Village, gryzmolącym cięte wersy przy porysowanych stolikach zatłoczonych kawiarni, pędzącym z hukiem na motocyklu, nonszalanckim krokiem wchodzącym na scenę i gotowym w każdej chwili z niej zejść.
Dylan z Newport zapisał się w pamięci jako artysta wytyczający nowe ścieżki, kwestionujący zasady i niezważający na konsekwencje. Od tamtego czasu zwolennicy nowych trendów w muzyce – punku, rapu, hip-hopu, elektroniki – porównywali ich krytyków do nudnych folkowców, którzy nie zrozumieli, że jak śpiewał sam Dylan, czasy się zmieniają. Skomplikowany wybór skomplikowanego artysty w skomplikowanych czasach stał się przypowieścią: prorok nowej ery idzie własną drogą mimo odrzucenia przez kpiących dawnych fanów. Dylan rzucił wyzwanie establishmentowi: _Coś tu się dzieje, a pan nie wie co. Prawda, panie Jones?_ Sam zdefiniował własną transformację słowami: _Wtedy byłem znacznie starszy, teraz jestem młodszy._ Oddzielał siebie od ludzi, którzy próbowali go zawłaszczyć: _Staram się, jak mogę, by być, jaki jestem, ale każdy chce, bym był taki jak on_. A tych, którzy boją się chodzić nowymi ścieżkami, przestrzega: _Ten, kto się nie zajmuje swoim narodzeniem, jest zajęty umieraniem_.
W przypowieściach Dylan najczęściej reprezentuje młodość i przyszłość, a ludzie, którzy go wybuczeli, tkwią w umierającej przeszłości. Istnieje jednak jeszcze inna wersja, wedle której to publiczność reprezentuje młodość i nadzieję, a Dylan zamyka się za ścianą elektrycznego hałasu, w cytadeli z bogactwa, porzucając idealizm i nadzieję i sprzedając się komercji. W tej wersji festiwale w Newport były idealistycznymi zgromadzeniami, na których pielęgnowano kontrkulturę, próbami przed Woodstockiem i Latem Miłości, a buczący pielgrzymi nie odrzucali tej przyszłości, lecz próbowali ją ochronić.
Choć dzielenie historii na zgrabne dziesięcioletnie segmenty może się wydawać banalne, lata sześćdziesiąte były okresem dramatycznych przemian, a rok 1965 wyznaczał istotną granicę. Optymizm początku dekady został zachwiany przez zabójstwa Williama Moore’a, Medgara Eversa, czterech młodych dziewczyn w Birmingham, Johna F. Kennedy’ego, Goodmana, Schwernera i Chaneya, Violi Liuzzo oraz wielu innych, a następnie, w lutym, zabicie Malcolma X. Trzy tygodnie po festiwalu w Newport wybuchły zamieszki w Watts, dzielnicy Los Angeles, a wspólnotowy zew _We Shall Overcome_ (_Zwyciężymy_) został zagłuszony okrzykami: _Czarna siła!_ Zabójstwa Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy’ego miały się zdarzyć dopiero za trzy lata, a wielu ludzi wciąż wierzyło w marzenie o integracji, równości i powszechnej braterskiej wspólnocie. Jednak w weekend, w którym Dylan wszedł na scenę ze swoją gitarą Stratocaster, prezydent Lyndon B. Johnson ogłosił podwojenie liczby poborowych i zobowiązanie Stanów Zjednoczonych do zwycięstwa w Wietnamie.
Działo się to dwa lata przed _Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band_, trzy lata przed protestami nazwanymi Dniami Gniewu, cztery przed tragedią na koncercie The Rolling Stones w Altamont, pięć przed masakrą na uniwersytecie w mieście Kent. W uproszczeniach złożonych z legendy i mądrości po fakcie Dylan jest często pamiętany jako głos tych późniejszych lat i często się pomija, że po wypadku motocyklowym w roku 1966 usunął się w cień, przestał jeździć w trasy koncertowe, udzielał nielicznych wywiadów, a resztę dekady spędził na nagrywaniu zagadkowych albumów wyglądających na celowo nieświadome wydarzeń, o których krzyczały nagłówki gazet. W roku 1968, przyciśnięty przez starego przyjaciela, który chciał wyjaśnienia, dlaczego nie angażuje się bardziej w protesty w sprawie Wietnamu, odparł: _A skąd wiesz, że nie jestem… zwolennikiem wojny?_
My wiedzieliśmy, bo nie mógł nim być. Napisał _Masters of War_, ubrał w słowa niewyraźne uczucia całego pokolenia w piosence _The Times They Are a-Changin’_ (_Czasy nadchodzą nowe_²), utworem _Mr. Tambourine Man_ zapewnił ścieżkę dźwiękową do naszej poszerzającej się świadomości, w _Like a Rolling Stone_ wykrzyczał odczuwane przez nas osamotnienie i gdziekolwiek aktualnie przebywał i cokolwiek robił, te piosenki były wszędzie i znaczyły więcej niż kiedykolwiek. Cytowaliśmy go i rozpoznawaliśmy przyjaciół po tym, że kończyli za nas cytaty: _nie śledź przywódców… patrz na parkometry_, _pieniądze nie gadają… tylko przeklinają… niepotrzebna pogodynka… żeby znać kierunek wiatru_³_._ Był kimś więcej niż muzykiem, więcej niż poetą, z całą pewnością więcej niż dostarczycielem rozrywki. Był _Zeitgeistem_, duchem czasów.
Ta książka traktuje o Dylanie z czasów, zanim stał się uświęcony, a także o Festiwalu Muzyki Folkowej w Newport i Pecie Seegerze, który nigdy nie był duchem czasów, ale z całą pewnością patronował odrodzeniu folku. Opowiadam tu o szczególnym Dylanie – muzyku, który terminował jako nastoletni rockandrollowiec i wykorzystał energię, pasję i buntownicze nastawienie z czasów tych praktyk nocą, gdy się pojawił w Newport z zespołem elektrycznym. Który był zarówno oklaskiwany, jak i wyśmiewany, lecz wyszedł z tej konfrontacji silniejszy niż kiedykolwiek. Tego Dylana często przesłaniał inny: twórczy, medytacyjny autor piosenek, który nie był wielkim wokalistą, gitarzystą czy wirtuozem harmonijki ustnej ani też wspaniałym showmanem, ale pisał tak fascynujące teksty, że nie sposób było go zignorować. Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku prawie każdy słyszał piosenki Dylana, zanim usłyszał jego: w wykonaniu Seegera, Peter, Paul and Mary, Joan Baez czy Judy Collins, setek młodych muzyków, którzy śpiewali w kawiarniach, oraz tysięcy dzieciaków, które śpiewały dla przyjaciół, brzdąkając na gitarze, a później wykonywane przez Johnny’ego Casha, The Byrds i Cher. Najpierw były piosenki, a dopiero potem chudy młodzieniec o niesfornych włosach, który jakimś sposobem je stworzył. Łatwo więc zapomnieć, że zanim Dylan stał się poetą, nocami doskonalącym swoją ponurą sztukę, był profesjonalnym muzykiem zakorzenionym w country, westernie, rockabilly, R&B (rhythm and bluesie) i czystym bluesie albo że był chwalony w „The New York Timesie”, a wielka wytwórnia podpisała z nim umowę jako z wokalistą i gitarzystą, zanim stał się znany jako autor piosenek, recenzja w „Timesie” wspominała, że śpiewa utwory Blind Lemona Jeffersona, nie Woody’ego Guthriego, a w książeczce jego pierwszego albumu jako źródła inspiracji wymienieni są The Everly Brothers, Carl Perkins i Elvis Presley.
W roku 1965 Dylan miał dopiero dwadzieścia cztery lata, ale już doświadczył wielu zmian, a za każdą z nich był atakowany i krytykowany. Kiedy był nastoletnim rockandrollowcem, na jego pierwsze występy reagowano śmiechem i drwiną. Na muzykę folk przerzucił się ku zakłopotaniu swojej ówczesnej dziewczyny z liceum, która podzielała jego wczesne pasje i zaczęła pytać, dlaczego porzucił swój „ostry blues”. Kiedy ze śpiewania tradycyjnych utworów folkowych przeszedł do pisania własnych tekstów, dawni zwolennicy oskarżyli go o _melodramatyczność i cukierkowość_, a jeden, natknąwszy się na maszynopis _The Times They Are a-Changin’_, zapytał: _Co to za gówno?_
Kiedy zrezygnował z pisania ostrych, zaangażowanych tekstów na rzecz introspektywnych eksploracji politycznych, zwolennicy, którzy obwołali go głosem pokolenia, zaczęli lamentować, że schodzi z drogi prawdy i „marnuje ich cenny czas”. Po dołączeniu zespołu elektrycznego został wygwizdany na całym świecie przez swoich udręczonych wyznawców, a szczególnie w historii zapisał się ten, który krzyknął: _Judasz!_
Z każdą zmianą i każdym atakiem publiczność Dylana rosła, a nowi fani zawsze czuli się lepsi od tych starych, którzy go nie rozumieli. Każda kolejna fala obwoływała go zbuntowanym outsiderem. Elektryczna apostazja w Newport była najbardziej dramatyczną deklaracją niepodległości, symbolem dekady buntu i pokolenia, które nie chciało odnieść sukcesu na warunkach dyktowanych przez rodziców czy nauczycieli ani się poddać establishmentowi, systemowi, maszynie. Jeśli buczenie podczas festiwalowego występu często wyolbrzymiano, to dlatego, że było częścią legendy, stanowiło dowód, że niezależnie od tego, jak wysokie lokaty zajmowały utwory Dylana na listach przebojów, nie sprzedawał się ani nie próbował nikomu się przypodobać, lecz dzielnie podążał własną drogą.
To także książka o Newport i scenie folkowej, wczesnych latach sześćdziesiątych, ruchu obrony praw obywatelskich, triumfie rocka, światach, które kształtowały Dylana, odrzucały go, przyjmowały, uczyniły z niego ikonę i także podążały własną drogą – czasem z nim, a kiedy indziej bez niego. Festiwale Muzyki Folkowej w Newport z tamtego okresu nie przypominały żadnych innych zgromadzeń wcześniej czy później w historii, a niektórzy ludzie wspominający je ze szczególnym sentymentem nie interesują się Dylanem i nie potrafią nawet sobie przypomnieć, czy w ogóle widzieli go na scenie. Dla wielu z nich Newport było również symbolem buntu przeciwko żądaniom i oczekiwaniom mainstreamu – nie tylko tego oznaczającego segregację rasową i militaryzm, lecz przeciwko mainstreamowi sprzedającemu miliony egzemplarzy płyt gwiazd rocka, popu czy nawet muzyki folkowej.
W Newport występowało wielu artystów starszych i bardziej konserwatywnych od Dylana, nierzadko schludniejszych i bardziej przystępnych, a także wielu młodszych, dzikszych, trudniejszych, bardziej zaangażowanych, radykalnych lub mniej znanych. Odrodzenie folku był to zróżnicowany, ewoluujący świat, który z perspektywy czasu łatwiej pamiętać jako grupę miłych chłopaków i dziewczyn z gitarami, zapominając, że oprócz nich występowali Mississippi John Hurt, Eck Robertson, Moving Star Hall Singers, Blue Ridge Mountain Dancers, Jean Carignan, Spokes Mashiyane, Bill Monroe, Maybelle Carter, Son House, Muddy Waters i Reverend Gary Davis. W szoku wywołanym tym, że Dylan w elektryczny sposób stworzył się na nowo, łatwo pominąć fakt, że w ten sam weekend w Newport wcześniej od niego elektryczne sety zagrali Lightnin’ Hopkins, The Chambers Brothers i The Paul Butterfield Blues Band. Łatwo też oddzielić Dylana, samotnego geniusza, od przyjaciół, rówieśników i rywali, którzy mu pomagali, uczyli go, inspirowali i wywierali na niego wpływ. Byli to: Dave van Ronk, Eric von Schmidt, John Koerner, The Clancy Brothers, The New Lost City Ramblers, Jim Kweskin, Peter Stampfel, Len Chandler, Joan Baez, a także przedstawiciele starej gwardii, która ich powitała, czasem gorliwie, innym razem z obawami: Alan Lomax, Sis Cunningham, Irwin Silber, Odetta, Theodore Bikel, Oscar Brand i – zawsze obecny – Pete Seeger.
Seeger jest tu centralną postacią, bo historia Dylana w Newport jest również opowieścią o tym, co zbudował, co znaczyło dla niego to miejsce i o światłach, które przygasały, gdy wzmacniacze zaczynały pobierać prąd. To opowieść o tym, co zostało utracone, a co zyskane, o przeplatających się ideałach i marzeniach, które nigdy do siebie nie pasowały, i o ludziach, którzy próbowali to zmienić, wierząc, że się uda. W uproszczeniu Seeger i Dylan mogą reprezentować dwa ideały definiujące Amerykę: Seeger – ideał demokracji, ludzi, którzy współpracują i sobie pomagają, żyją, wierzą i traktują się jak członkowie optymistycznego społeczeństwa sobie równych, i Dylan – ideał twardego idealisty urządzającego sobie życie w dziczy i polegającego wyłącznie na sobie. W takim kontekście mogą też reprezentować dwie połowy lat sześćdziesiątych: w pierwszej muzyka folkowa była kojarzona z ruchem na rzecz praw obywatelskich, wspólnym śpiewaniem w duchu integracji nie tylko czarnych z białymi, lecz również starych z młodymi i teraźniejszości z przeszłością, ze starą Lewicą, ruchem robotniczym, klasą pracującą. „Być może wszyscy jesteśmy jedną wielką duszą”, „Zwyciężymy”. W drugiej połowie rock był ścieżką dźwiękową kontrkultury, Nową Lewicą, ruchem młodzieżowym poszerzającym naszą świadomość. „Jebać System!”, „Włącz się, dostrój, odpadnij”, „Uwolnij umysł, a twój tyłek podąży za nim”.
Oczywiście to uproszczenie zarówno postaci Dylana, jak i Seegera, dwóch skomplikowanych, utalentowanych, nieśmiałych, zdeterminowanych i często trudnych ludzi. Warto jednak o nich pamiętać, bo tak wielu pojmowało w tych kategoriach siebie i innych. W Newport w roku 1965 doszło nie tylko do konfliktu na tle muzycznym czy zerwania z przeszłością przez jednego artystę. Wyznaczało ono koniec odrodzenia folku jako ruchu masowego i narodziny rocka – dojrzałego artystycznego głosu pokolenia. W swoich połówkach dekady folk i rock symbolizowały znacznie więcej niż muzykę.
Pięćdziesiąt lat później zarówno muzyka, jak i buczenie wciąż pozostają żywe, bo Dylan nadal jest ikoną, a pokoleniu, któremu zależało, nadal zależy, ale też dlatego, że sam moment stał się ikoniczny. Książka śledzi wątki prowadzące do tego momentu, czasami próbując je rozplątać, kiedy indziej podkreślając, jak bardzo są wciąż splątane, a jeszcze innym razem podpowiadając, w których miejscach kronikarze mogli sobie wymyślić lub dodać kolejne, które nie istniały lub były niewidoczne. Czasem robili tak gwoli wyjaśnienia, a czasem, by podkreślić złożoność całej historii lub pokazać, jak dalece inaczej może wyglądać dobrze znana opowieść, jeśli spojrzymy na nią w nowym świetle. Pierwszym takim wątkiem jest Dylan, drugim festiwale w Newport, a trzecim Seeger. To oczywiście nie wszystkie, ale warto zapamiętać te trzy, ponieważ Dylan jest bohaterem, Newport scenerią, a nie sposób sobie wyobrazić Newport, Dylana czy sceny folkowej z lat sześćdziesiątych bez Pete’a Seegera.