Było, ale nie minęło - ebook
Było, ale nie minęło - ebook
Uważam tę książkę za najbardziej inspirującą i innowacyjną publikację na temat ustawień od wielu lat. Sieglinde Schneider kontynuuje fundamentalną pracę klasycznych ustawień rodzinnych, rozwijając ją w obszarze terapii indywidualnej.
Żywiołem Siglinde są relacje międzyludzkie. Jej żywa wymiana myśli z innymi oraz nieprzeparte zainteresowanie, a wręcz pasja do uchwycenia i zrozumienia ludzi oraz ich sposobu bycia, stanowią eliksir jej pracy. Siglinde bada, śledzi i odkrywa, gdzie i kiedy życie ludzkie, trudności w relacjach czy objawy chorobowe nabierają sensu, analizując je w kontekście wydarzeń, losów i różnych dynamik z przeszłości. W tej dziedzinie jest prawdziwą mistrzynią.
Kiedy obserwuję, jak pracuje z klientem lub z parą za pomocą figurek Playmobil, często kręcę głową i myślę: „Skąd u niej ta pewność siebie, by patrząc na ustawienie klientki, stwierdzić: «Tu kogoś brakuje!»”? Gdy następnie klientka dodaje do konstelacji dodatkową figurę, natychmiast odczuwa ulgę. Sieglinde często prosi swoich klientów, aby w domu sprawdzili, czy to, co ujawniono w ustawieniu, odpowiada rzeczywistości. Jeśli taki domniemany związek zostaje potwierdzony, staje się to jeszcze bardziej przekonujące.
Niesamowita trafność, z jaką Sieglinde Schneider – dzięki swojej intuicji, ogromnemu doświadczeniu i często zaledwie kilku pytaniom – odkrywa powiązania nadające całości sens, a tym samym umożliwiające nową perspektywę, za każdym razem fascynuje. Konfrontacja z prawdą wyzwala.
Niniejsza książka przynosi cały szereg różnorodnych i poruszających historii rodzinnych, w których czytelnik może śledzić drogę prowadzącą od problemu, z którym klient przychodzi, aż do ujawnienia skutków szczególnych wydarzeń lub rodzinnych losów i uwikłań.
Gunthard Weber
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Psychologia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8252-981-4 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wprowadzenie
Niniejsza książka właściwie nie potrzebuje wprowadzenia. Gabriele ten Hövel w swojej przedmowie z wielkim wyczuciem trafnie opisuje to, co istotne i wyjątkowe, co wyróżnia i czyni pracę Sieglinde Schneider niepowtarzalną. To dla mnie wielka radość, że ta długo wyczekiwana książka wreszcie się ukazuje i że jej treść jest teraz dostępna dla wszystkich. Towarzyszyłem powstawaniu tej książki i uważam ją za najbardziej inspirującą i innowacyjną publikację na temat ustawień od wielu lat. Szczególnie cieszę się, że Sieglinde Schneider kontynuuje fundamentalną pracę klasycznych ustawień rodzinnych, która została stworzona w latach 1980–2000, głównie przez Berta Hellingera, i z którą ja również czuję się związany, i dalej rozwija ją w niezależny i kreatywny sposób w dziedzinie terapii indywidualnej, co Bert Hellinger początkowo uważał za niemożliwe.
Każdy, kto zna Sieglinde Schneider, wie, że jej żywiołem są relacje z innymi ludźmi. Żywa wymiana zdań z innymi i jej nieprzeparte zainteresowanie, a wręcz pasja, żeby uchwycić i zrozumieć ludzi i ich sposób bycia, są eliksirem jej życia. Sieglinde bada, śledzi i odkrywa przy tym, gdzie i kiedy życie ludzkie i trudności w relacjach lub objawy chorobowe mają sens, patrząc na nie w kontekście wydarzeń, losów i różnych dynamik w przeszłości (zwłaszcza w rodzinach pochodzenia). Jest w tym mistrzynią. Gdy te zazwyczaj nieświadome powiązania ujrzą światło dzienne, wówczas możliwe staje się nawiązanie nowych relacji.
Z drugiej strony pisanie tekstów o własnej pracy nie jest mocną stroną Sieglinde Schneider. Dlatego szczęśliwie się złożyło, że Gabriele ten Hövel była gotowa, żeby wspólnie z nią spisać jej doświadczenia i spostrzeżenia na temat ustawień w pracy indywidualnej. Ponad dwadzieścia lat temu Gabriele ten Hövel udało się już razem z Bertem Hellingerem opublikować jego główne wglądy, odkrycia i metody w poczytnym tomie wywiadów _Anerkennen, was ist – Gespräche über Verstrickung und Lösung_ (_Uznać to, co jest – rozmowy o uwikłaniach i sposobach ich rozwiązywania_)².
Zaciekawiony, zadziwiony i poruszony brałem udział w wielu seminariach Berta Hellingera w latach 1988–1991. Moim celem było obserwowanie, doświadczanie i rozumienie z zewnątrz tego, co kierowało jego działaniami oraz jakie wglądy i założenia doprowadziły do konkretnych interwencji. Często powiązania, które Bert Hellinger dostrzegał, wydawały mi się na początku dziwne i obce.
Kiedy dziś patrzę, jak ustawienia robi Sieglinde Schneider, czuję się dokładnie tak samo. Kiedy widzę ją pracującą z klientem lub z parą za pomocą figurek playmobil³, często kręcę głową i myślę sobie: Skąd u niej ta pewność siebie, żeby patrząc na ustawienie klientki, twierdzić: „Tu kogoś brakuje!”? Gdy następnie klientka dostawi do konstelacji dodatkową figurkę, natychmiast czuję ulgę. Sieglinde często prosi klientów, żeby dowiedzieli się w domu, czy to, co wyszło na jaw w ustawieniu, odpowiada rzeczywistości. I faktycznie w tym konkretnym przypadku ojciec miał pierwszy związek, z którego urodziło się dziecko, ale o nim i jego matce nigdy się w rodzinie nie mówiło. Jeśli taki domniemany związek zostanie potwierdzony, jest to oczywiście jeszcze bardziej przekonujące. Niesłychana trafność, z jaką Sieglinde Schneider dzięki swojej intuicji, wielkiemu doświadczeniu i często za pomocą tylko bardzo niewielu pytań odkrywa powiązania nadające całości sens i tym samym umożliwiające nową perspektywę, jest za każdym razem frapująca. Konfrontacja z prawdą wyzwala.
Niniejsza książka przynosi cały szereg różnorodnych i poruszających historii rodzinnych, w których czytelnik może śledzić drogę prowadzącą od sprawy, z którą klient przychodzi, aż do ujawnienia skutków szczególnych wydarzeń lub rodzinnych losów i uwikłań. Ci, którzy sami pracują za pomocą ustawień, powinni wielokrotnie wczytać się w przytaczane przypadki i historie rodzinne, żeby zrozumieć – w zależności od przypadku i problemu – różne tropy i sposoby procedowania, które wybiera Sieglinde Schneider. Praca z figurkami na sesjach idywidualnych lub sesjach z parami umożliwia także ustawianie dużych systemów rodzinnych i pozwala poświęcić na to więcej czasu niż na warsztatach ustawieniowych w grupie. Widywałem ustawienia robione przez Sieglinde Schneider, w których stało prawie 30 członków rodzin danej pary, i mogłem obserwować, jak w trakcie procesu ustawiania pojawiało się coraz więcej wskazówek dotyczących podobieństw w obu rodzinach pochodzenia, co tłumaczyło, dlaczego ta para się związała i gdzie leży źródło jej trudności.
Warto przeczytać tę książkę!
_Wiesloch k/Heidelbergu, wiosną 2023_
_Gunthard Weber_PRZEDMOWA
Przedmowa
W tej książce pada wiele pytań: o podstawowe założenia, hipotezy, o to, jak w konkretnym przypadku przebiega droga od problemu klienta do wglądu w ukrytą dynamikę systemu rodzinnego. Pyta się o wszystko, co pomaga klientowi w przełamaniu trudności i w pójściu dalej. Również o to, skąd biorą się te pytania.
Książka ta proponuje szeroki wachlarz narzędzi, sugestii i pomysłów dla wszystkich, którzy prowadzą ustawienia lub chcieliby to robić w przyszłości: Jakie są podstawowe założenia właściwe dla ustawień; na co zwracać uwagę; w jaki sposób ustawiający mogą wyostrzyć swoje zmysły i percepcję; jak dochodzi się do hipotez i jak zamienia się je w pytania, testuje i przyjmuje lub odrzuca; jak wciąż od nowa otwierać się na to, co jest – bez trzymania się sztywnych „reguł” lub „porządków”.
Podstawowe założenie w pracy ustawieniowej odnosi się do doświadczenia – właściwego nie tylko dla ustawień: że to, co faktycznie było w historii rodziny, nadal ma wpływ na świadome i nieświadome ścieżki. _Było_, ale bynajmniej _nie minęło_.
Praca ustawieniowa czerpie z tego, że odnosi się do wydarzeń, które mogą sięgać nawet czterech pokoleń wstecz. Na przykład: Jak wyglądało życie na gospodarstwie chłopskim w Bawarii? Jak dziwna może być logika wiejskiej społeczności? Co stanowi stały repertuar rodzinnych historii: kazirodztwo, porzucone, podrzucone lub zmarłe dzieci, milczący ojcowie, wygnane i zgwałcone kobiety, szalone lub słabowite ciotki.
Niniejsza książka jest zbiorem historii i opowieści. Można ją po prostu przeglądać i czytać poszczególne historie. W szczegółowym spisie treści rozpoznasz, która historia może cię zainteresować. Każda historia fascynuje na swój sposób, wciągając w swój własny świat. Czasami można odnieść wrażenie, że po jednorazowym przeczytaniu dana historia wcale się nie kończy.
Są to historie, które pisało życie: dziwne, zagmatwane, dramatyczne, niesprawiedliwe, zaskakujące, brutalne. Czegóż ludzie nie robią! Cierpią, trwają w ślepej lojalności lub miłości – trudno wręcz uwierzyć! Te historie nikogo nie pozostawiają obojętnym. Są tak różnorodne i barwnie opowiedziane, że każda i każdy z łatwością znajdzie coś dla siebie, nawet jeśli ta strawa może być czasami ciężka.
Ta książka jest łatwa w czytaniu i z pewnością nie jest pozbawiona wartości rozrywkowej. Nie, nikt tutaj nie stroi żartów ani nie bawi się czyimś kosztem. Jest to rozrywka, ponieważ historie są wciągające, wzruszające, zaskakujące, a nawet mogą poruszyć coś w czytelniku – przywołać wspomnienia, być może wzbudzić współczucie, ulgę lub zdziwienie: „Aha! Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób!”.
Tę książkę można czytać od początku do końca lub też czytać to, co nas pociąga. Niektóre rozdziały mają charakter bardziej teoretyczny (z praktycznymi przykładami dla ilustracji), inne dotyczą konkretnych tematów. Korzystaj z tej książki tak, jak tego potrzebujesz: jako zbioru historii i opowieści, zestawu ćwiczeń lub źródła inspiracji.
Pisanie tej książki było bardzo ekscytujące. Sieglinde Schneider wnosi swoje doświadczenie, wyobraźnię społeczną, mistrzowski kunszt, świetną technikę zadawania pytań, empatię i nieustępliwość oraz wszystko, czego potrzebują i czym są zafascynowani ludzie, którzy mają problemy. W razie potrzeby mówi wprost, bez ogródek i bezpośrednio. Ma też zdrowe poczucie humoru i luz, choć nie każdy klient jest natychmiast entuzjastycznie nastawiony do tego, co Sieglinde Schneider z nim „robi”: zadaje pytania, sonduje, jest szczera do bólu, a następnie rozpakowuje figurki playmobil („Co jest grane? Chyba nie jesteśmy w przedszkolu!”).
Oto kilka typowych dla Sieglindy zdań i pytań:
_W zastępstwie kogo się tak buntujesz?_
_Dlaczego realizujesz projekty, które spełzają na niczym?_
_Czy zawsze ciężko pracowałeś w swoim życiu?_
_Kiedy straciłeś radość życia?_
_Nie ma się szans u wymarzonego księcia._
_Wznieś toast za przyjemność!_
_Dusza potrzebuje wspólnego grobu dla ofiar i sprawców._
Sieglinde Schneider ma coś, czego nie można się nauczyć, lecz co jest komuś dane i z czasem może się rozwinąć: bystrość, zwinność i elegancję, z jaką nawiguje przez nieznane historie rodzinne. Jak kapitanka, która zna mielizny i kaprysy morza, żeglując po nim od lat bez koła ratunkowego. Kojarzy, znajduje i podsuwa rozwiązania, a ty zadajesz sobie pytanie: jak ona na to wpadła?
Sieglinde Schneider jest także geniuszem językowym: bez względu na to, kto przychodzi – czy to bezdomny, czy sławny dyrygent, wysoko postawiona arystokratka czy zwykły rolnik, rzemieślnik czy menedżer, dziedziczka milionera czy ktoś na zasiłku – dociera do wszystkich na częstotliwości, której potrzebują, aby zacząć widzieć, czuć i pamiętać. W ten sposób otwiera przed nimi zamknięte wcześniej okna, umożliwiając zupełnie inne spojrzenie na ich własne życie i krajobraz rodzinny.
Byłam nieustannie zafascynowana i osobliwie usatysfakcjonowana, widząc, jak ludzie wchodzą w kontakt z głębią i banalnością swoich historii i doświadczeń, a w końcu są w stanie zawrzeć pokój ze sobą i innymi ludźmi.
Mam nadzieję, że poczujesz to samo.
_Hamburg, styczeń 2023 r._
_Gabriele ten Hövel_CZĘŚĆ I
USTAWIENIA W PRACY INDYWIDUALNEJ
GABRIELE TEN HÖVEL: _„Ustawienie daje przestrzeń duchowym obrazom i siłom. Wprowadza nas w wymiary, które bardzo trudno opisać. Możemy doświadczyć czegoś w rodzaju zjawisk duchowych, które wykraczają daleko poza zwykłą obserwację”. To są twoje słowa. Co one znaczą? Jakie jest podstawowe założenie, które się za tym kryje?_
SIEGLINDE SCHNEIDER: Wszyscy mamy nieświadomy, wewnętrzny obraz naszej rodziny, który ma również wpływ na nasze działania. W ustawieniach ten obraz wychodzi na jaw – w moim przypadku za pomocą figurek playmobil ustawianych na stole.
Kiedy ustawiamy z pomocą przedstawicieli w grupie, wtedy ważne są zarówno ich relacje do innych, jak i dynamika tych relacji. Przeżywają pewien wewnętrzny proces. Nie da się go łatwo odczytać z zewnątrz. Dlatego zadajemy reprezentantom pytania.
W ustawieniu za pomocą figurek, a więc bez przedstawicieli, jest trochę inaczej. Ale tutaj też widzimy więcej niż tylko: gdzie patrzą ustawieni? Również tutaj „widzimy”, co nimi powoduje.
Gdy klient ustawia obraz relacji w rodzinie i opisuje, co robi, jak i dlaczego, zaczyna już – można by powiedzieć – „opisywać odczuwająco”. I już się coś dzieje: Wewnętrzny obraz, z którym klient przyszedł, zaczyna się zmieniać.
_Jak to konkretnie wygląda? Czy da się to jakoś opisać?_
Klientka ustawia figurki na stole. Już w trakcie tego procesu coś się zaczyna w niej dziać. Widzi obraz, coś czuje, coś mówi, nagle rozpoznaje powiązania.
Następnie ja opisuję to, co widzę. Pytam o fakty, o wspomnienia, które mogą wyjaśnić to, co stoi na stole i działa.
Mały przykład: Pewien mężczyzna ma określony symptom, jakiś objaw – wybiera dla tego symptomu jakąś figurkę i stawia obok dziadka ze strony ojca. Oni patrzą na siebie.
Wtedy pytam: „Czy pan coś wie o tym dziadku?”.
„Nie”.
Ja: „Jak to jest, gdy symptom i dziadek patrzą na siebie?”.
On: „Wtedy robi mi się jakoś dziwnie… Ach! Teraz mi się jeszcze coś przypomniało…”
Dzięki temu pojawiają się nagle wspomnienia lub fragmenty informacji, które wcześniej nie były dostępne.
Jesteśmy tylko kontrolerami lotów, dajemy jedynie impuls
_Jaką „lukę” wypełniają ustawienia rodzinne w pracy indywidualnej?_
Ludzie na coś cierpią, ale nie potrafią tego sobie wytłumaczyć rzeczywistością, w której żyją. Przychodzą na konsultacje po poradę i mówią: „Właściwie mam się dobrze. Mam świetną pracę, kocham moją żonę, moje dzieci dobrze się rozwijają, a jednak mam uczucie, że moje życie jest nędzne i beznadziejne, jakbym grał w niewłaściwym filmie”.
Albo ktoś mówi: „Siedzę niejako za szybą z matowego szkła, a za nią płynie życie”.
Albo: „Czuję się, jakbym szedł obok siebie”.
Wtedy zadaję sobie pytanie: Gdzie te uczucia lub zachowania mają sens w rzeczywistości klienta – gdzie mogą mieć sens? W tym miejscu pomocna jest praca ustawieniowa, ponieważ klienci mogą doświadczyć, że w rzeczywistości, w której żyją, odzwierciedla się często inna rzeczywistość.
_A więc: Gdzie ktoś jest uwikłany w coś, co należy do innego losu?_
Tak, to kluczowy aspekt mojej pracy. Zawsze jestem trochę poirytowana, gdy ktoś dzwoni i mówi: „Pilnie potrzebuję ustawienia rodzinnego, to dla mnie jedyny ratunek”. To nieprawda. To nie tak. Prawdziwa pomoc jest możliwa, gdy cierpię z powodu czegoś, czego nie mogę sobie wytłumaczyć w oparciu o moje własne życie. Zdarza się to jednak bardzo często.
_Istnieje również przekonanie, że ustawienie jest już rozwiązaniem._
Praca ustawieniowa coś porusza, wprawia w ruch. Gdy podczas ustawienia zmienia się wewnętrzny obraz, klient zyskuje nowy obraz. To prowadzi do zmiany.
Nie wiemy, jak ten proces przebiega u konkretnej osoby, jakie jest ostateczne rozwiązanie. Czasami klienci wracają do domu w dobrym samopoczuciu i z doznaną ulgą. Ale po trzech dniach dzwonią, ponieważ nie czują się już tak dobrze.
_Masz jakiś przykład?_
Kiedyś przyszła do mnie młoda kobieta. Podczas pracy z nią w pewnym momencie pojawiła się jej babcia, która doświadczyła strasznych rzeczy. Wnuczka była w stanie dobrze to odczuć podczas sesji. Ale później klientkę ogarnął z całą mocą żal i ból. Gdy potem wnuczka mogła poczuć ten żal i jednocześnie przypisać go swojej babci, była od niego wolna.
Nie wiemy, co pomaga klientowi
Irvin Yalom opowiedział taką piękną historię w jednej ze swoich książek⁴: Pracował z koleżanką, którą dobrze znał. Była bardzo chora, w szpitalu wpadła w depresję i zadzwoniła do niego. Miał z nią około dziesięciu sesji. Kilka miesięcy później znów ją spotkał. Wyglądała na bardzo aktywną i promienną. Ucieszył się i pomyślał: „Świetnie, naprawdę jej pomogłem”.
Rozmawiał z nią i czekał, aż powie: „Miło, że byłeś dla mnie obecny” lub coś w tym rodzaju.
W końcu nie mógł już dłużej wytrzymać i zapytał: „Co się stało, że tak dobrze się masz?”.
Ona zaś powiada: „Muszę ci coś opowiedzieć. Mieliśmy w szpitalu taką przełożoną pielęgniarek, która była taka wredna, że zawsze się cieszyłam, gdy wychodziła z mojego pokoju. Pewnego dnia znów byłam wykończona i pomyślałam sobie: Moje życie nie ma sensu, wszystko na próżno i tak dalej. Wtedy weszła ta pielęgniarka, pochyliła się nade mną i powiedziała: »Pokaż swojej rodzinie, że masz klasę«. To zmieniło moje życie. Racja, gdy tak jęczę: »Teraz muszę chyba umrzeć«, co oni sobie o mnie pomyślą!”.
Yalom był trochę rozczarowany. Tak to już jest! Nie wiemy, co w końcu pomaga klientowi. My jedynie dajemy impuls. Reszta nie jest w naszych rękach. A przekonanie, że znamy rozwiązanie, byłoby zuchwalstwem. Jesteśmy tylko kontrolerami lotów.
_Jak daleko sięgasz wstecz?_
Tak daleko, jak daleko sięga pamięć w danej rodzinie, a więc zwykle do dziadków i pradziadków. Również jako dziecko zwykle pamiętamy swoich dziadków, jeśli żyją, a czasem nawet pradziadków. Znamy babcię, a z opowiadań być może nawet jej rodziców. W przypadku firm, arystokracji i gospodarstw rolnych pamięć może sięgać jeszcze dalej. Zawsze chodzi o to, co ma znaczenie dla mojego życia, dla mojej egzystencji. Na przykład w przypadku szlachty jest to naprawdę ekscytujące, z jak odległych czasów żywe są pewne sprawy.
„Sumienie grupowe”
_Mówisz, że losy rodziny często wychodzą na jaw dopiero jedno lub więcej pokoleń później. Dlaczego tak jest? Co się za tym kryje?_
Często działa tam na ślepo coś, co wypływa z pewnego rodzaju „sumienia grupowego”, jak nazwał to Bert Hellinger. To sumienie grupowe nie toleruje wykluczenia ani niesprawiedliwości. Gwarantuje rekompensatę na rzecz lub poprzez potomków – jak powiedziałam: zupełnie nieświadomie.
Jesteśmy po prostu kochającymi dziećmi i chcemy, żeby każdy mógł przynależeć. Dzieci są tymi, które chcą zapewnić zadośćuczynienie, gdy ktoś był skrzywdzony, niewidziany, podrzucony lub wykluczony.
_Dlaczego?_
Z dziecięcego współczucia, z dziecięcej fantazji o wielkości. Dzieci chcą sprowadzić tych, którzy do nich należą. Chcą uczynić zadość i zrekompensować. Dzieci myślą, że muszą pomóc swoim rodzicom lub dziadkom i naprawić w swoim życiu to, co poszło źle. Dzieci są głęboko lojalne wobec swoich rodziców i innych osób, którym wiele zawdzięczają. Trudno im żyć dobrze, gdy tym, których kochają, wiedzie się źle.
_Kiedy mówisz „dzieci chcą…”, brzmi to tak, jakby był to świadomy akt. Jednak „grupowe sumienie” działa poniżej progu świadomości._
Tak, oczywiście. Zobaczmy to na przykładzie:1. Historia
„Dzieci są kochankami”
Przyszedł do mnie kiedyś młody mężczyzna i powiada: „Jestem stuknięty”.
„Nie jest pan na pewno stuknięty – odrzekłam – ale może jest pan »prze-sunięty«”.
Zdał maturę bardzo dobrze (same piątki, wynik 1,0), ale tego nie świętował. Mówi, że prawie wpadł w depresję. Jako student zdał egzaminy z wysoką oceną 2,0. Potem złamał sobie udo i trafił do szpitala. Powiada: „Wtedy byłem szczęśliwy”. Młody człowiek, który jest szczęśliwy w szpitalu?
_Dlaczego myślał, że jest szalony? Ponieważ nie umiał wytłumaczyć sobie swojego zachowania?_
Tak. On oczywiście nie był szalony. Zadałam sobie pytanie: Dla kogo on to robi? Dla kogo nie potrafi się cieszyć swoimi zdolnościami i czuć się szczęśliwym?
W ustawieniu umieścił siebie bardzo blisko dziadka ze strony ojca. Ten dziadek miał 17 lat, gdy spłonęło gospodarstwo jego rodziców. Byli bardzo biedni i z trudem starali się jakoś odbudować i podnieść. Wtedy dziadek musiał iść na wojnę i wrócił ciężko ranny. Niedługo potem musieli uciekać ze Śląska. Musieli zostawić wszystko. Dziadek znów musiał zacząć wszystko od początku. Ale często trafiał do szpitala i nigdy tak naprawdę nie stanął już na nogi.
„Widzi pan swoją głęboką miłość do dziadka. On nie miał szczęścia i nic nie mógł wskórać. Jak pan w ogóle mógłby pozwolić sobie na sukces i szczęście?”
Młody mężczyzna siedział i płakał. Przez kwadrans po prostu płakał. Zadałam sobie pytanie: Czy to jego żal z powodu dziadka, czy też jest to nieprzeżyty żal i ból jego dziadka?
Powiedziałam: „Proszę sobie wyobrazić, że idzie pan na grób dziadka, przynosi mu piękny, kolorowy bukiet kwiatów jako symbol pełni życia i mówi: »Dziadku, zobacz, wszystko idzie dobrze«”.
„Czy mogę? Czy mogę naprawdę żyć szczęśliwie?” – zapytał bardziej siebie niż mnie.
„Tak – odpowiedziałam – nic bardziej nie ucieszy dziadka niż to, że pan coś zrobi ze swoim życiem”.
Żeby przynależeć, dzieci zrobią wszystko – nie zdając sobie z tego sprawy
Często jest tak, że w głębi duszy jesteśmy lojalni jak dzieci, mimo że już dawno dorośliśmy. Jesteśmy wtedy jak „prze-sunięci”, wkręceni do życia kogoś innego.
_Dzieci są kochankami. Ale nie wiedzą, co robią – czy to nie jest raczej archaiczny, duchowy proces?_
Bert Hellinger na podstawie swoich obserwacji powiedział, że sumienie nie reaguje na to, co jest dobre lub złe. Miarą sumienia jest: Czy przynależę, czy nie przynależę, jeśli żyję, jak żyję, i jeśli robię, co robię? Żeby przynależeć, dzieci zrobią wszystko. Nawet jeśli dorastam na przykład w rodzinie mafijnej, chcę przynależeć: Istnieje głęboka lojalność również w losie i przeznaczeniu. Głęboka, ślepa więź – to właśnie nazywamy „dziecięcą miłością”.
Często nieświadomie postrzegamy to jako zdradę, jeśli radzimy sobie lepiej niż nasz ojciec, matka lub inni członkowie rodziny. Jest to jeden z powodów, dla których tak wiele osób nie ma odwagi odnieść sukcesu. Doświadczenie mówi nam, że ludzie działają w swoim życiu w sposób, który ma coś wspólnego z ich przodkami, chociaż o tym nie wiedzą.
W nieświadomości jesteśmy podłączeni, w nieświadomości wiemy o wszystkim na dwa, trzy, cztery pokolenia wstecz, nawet jeśli tylko ułamek tego dociera do naszej świadomości.
Wszyscy znamy świadomie przeżywaną dynamikę: chcę przynależeć, chcę być lojalny. Ale nie zdajemy sobie sprawy, jak głęboko jest to nieświadomie zakotwiczone. To jest archaiczne. Nawet dzieci, które są naprawdę źle traktowane, maltretowane, seksualnie wykorzystywane, nadal są głęboko przywiązane do swoich rodziców. Dziecko wtedy żyje, jakby mówiło: „Naprawię to dla ciebie” lub odwrotnie: „Nie może mi być lepiej niż tobie”.
Jesteśmy bardziej sprawcami z miłości niż ofiarami
_Czy nie można tego po prostu nazwać archaicznym instynktem przetrwania? W końcu jako mała istota ludzka nie można przetrwać bez przynależności do grupy._
Dla mnie jest to jedno i drugie. Pragnienie przynależności jest zakotwiczone w naszym biologicznym instynkcie przetrwania. Nie mogę przetrwać bez innych. Ale pojęcie dziecięcej miłości jest dla mnie bardzo ważne. Wskazuje na to, jak aktywnie dzieci, a także dorośli w swoich dziecięcych uczuciach, wpływają na otoczenie.
Dla mnie jest jeszcze coś bardzo ważnego: Wiele rzeczy łatwiej jest zmienić lub zaakceptować, gdy widzimy miłość stojącą za dziwnym zachowaniem. Jesteśmy bardziej „sprawcami z miłości” niż ofiarami. W poradnictwie i terapii pytanie „Dla kogo to wszystko robisz, za kogo żywisz to uczucie?” zmienia natychmiast całą sytuację.
_To oczywiście otwiera także pewne zasoby. Na przykład gdy klienci nie czują się ofiarami, ale raczej rozumieją siebie samych, jak i dlaczego działają i są aktywni – nawet jeśli w rezultacie wychodzi im to bokiem. Masz na to jakiś przykład?_2. Historia
„Tato nie chce tego”
W Meksyku na kursach szkoleniowych pracowałam z dziećmi ulicy, które przyprowadzili ze sobą terapeuci.
Był tam chłopiec, który w wieku dwunastu lat był tak agresywny, że w domu, do którego trafiały dzieci ulicy, zdecydowano: „Nie możemy go dłużej trzymać”.
Terapeutka powiedziała też: „Do niego już nie potrafimy dotrzeć”.
Nigdy nie patrzył na nauczycieli ani na terapeutkę, kiedy do niego mówili. Terapeutka zapowiedziała mu: „Dziś będzie ktoś, kto pracuje z dziećmi. Chodź ze mną do niej, bo inaczej nie będziesz mógł dłużej zostać w tym domu”.
Chłopiec siedział sobie, na mnie też nie patrzył – ale podobały mu się figurki playmobil.
Powiedziałam mu: „Miguel, nie musisz w ogóle nic mówić. Po prostu wybierz figurki i ustaw siebie i swoich rodziców”.
Rzeczywiście je ustawił i mogłam z nim pracować.
Było zupełnie jasne. Jego postać patrzyła na ojca. Ojciec był mordercą. Zadźgał nożem kilka osób. Również Miguel już wielokrotnie atakował i ranił nożem innych na ulicy.
Powiedziałam do niego: „Tak, spójrz tu, ty też to robisz. Czy chcesz także iść do więzienia jak twój tata?”. Jego ojciec popełnił samobójstwo w więzieniu. „Jak twój tata patrzy na ciebie, kiedy ty też to robisz?”
Odpowiedział bardzo cicho: „On nie chce tego”.
Kazałam jego figurce spojrzeć na tatę i powiedzieć:
„Tato, pozostaniesz moim tatą, nawet jeśli będę żył inaczej niż ty. Nawet jeśli pójdę do szkoły, wyuczę się zawodu, będę zarabiał pieniądze i będzie mi się dobrze powodzić”.
Podszedł do stołu, wziął swoją figurkę i poszukał dla niej miejsca. Następnie dostawił jeszcze dwie figurki jako swoich zastępczych rodziców. Umieścił ich z tyłu za sobą.
Uciekł ze swojej rodziny zastępczej. Ale rodzice zastępczy chcieli przyjąć go z powrotem i być w kontakcie z jego matką. Do tej pory zawsze odmawiał. Nie chciał nigdzie iść. Teraz miał za sobą rodzinę zastępczą.
Powiedziałam do niego: „Jesteś tam w dobrych rękach, mama też będzie się cieszyć”.
Wtedy wstał i powiedział: „Tak, teraz jest tak”.
Podszedł do mnie, pocałował mnie w policzek i poszedł do terapeutki i ją też pocałował. Potem wyszedł.
Obie rozpłakałyśmy się.
Wszyscy, którym zawdzięczamy coś egzystencjalnie istotnego, potrzebują miejsca w systemie
_Kto jest często zapominany? Kto nie ma miejsca i ponownie „zgłasza się” później?_
Byli partnerzy, zmarłe dzieci, nieślubne dzieci, porzucone dzieci, oddane dzieci, odrzuceni. Członkowie rodziny, którzy wyrządzili lub doznali niesprawiedliwości lub czegoś złego: na przykład ciotka, która została zabita na oddziale psychiatrycznym w okresie Trzeciej Rzeszy, losy ofiar wojny i tym podobne.
_Dlaczego byli partnerzy są tak ważni?_
Po prostu: Gdyby jedno z rodziców pozostało z poprzednim partnerem, nie byłoby dziecka. Gdyby pierwsza żona dziadka nie umarła, gdyby dziadek nie ożenił się z babcią, ich dziecko i wnuki nie istniałyby. Ta pierwsza żona musi otrzymać należne miejsce.
_Co to dokładnie znaczy „otrzymać miejsce”? Czy wystarczy powiedzieć: „Aha, ona też istnieje”?_
Nie, to nie wystarczy. Trzeba ją uhonorować. Zrobiła miejsce dla innej i w ten sposób umożliwiła tej innej kobiecie przekazanie życia. Inny przykład: Kiedy dziecko z pierwszego małżeństwa jest adoptowane przez drugiego męża, biologiczny ojciec jest często wymazywany.
„Matryca podstawowa”
Na seminarium z rodzicami niepełnosprawnych dzieci miałam kiedyś ojca, który powiedział: „Jestem żonaty po raz drugi. Anulowałem moje pierwsze małżeństwo”. Zapytałam: „Dlaczego?”. Odpowiedział: „Z powodów religijnych. Jestem katolikiem, podobnie jak moja druga żona. Ślub kościelny był dla nas ważny. Rodzina mojej drugiej żony nalegała na to”.
Jednak unieważnienie małżeństwa często oznacza: wymazuję faktyczną część mojej historii. Jednym z ewentualnych powodów kościelnego unieważnienia małżeństwa jest to, że nigdy nie było woli zawarcia małżeństwa. Musisz wtedy udowodnić z pomocą świadków, że zawarłeś to małżeństwo tylko dlatego, że zostałeś do niego zmuszony. Drugim powodem jest to, że małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane. Ale jak to możliwe w przypadku tego mężczyzny? Miał troje dzieci z pierwszą żoną. Jak udało mu się uzyskać unieważnienie, tego nie wiem.
_Co systemowo oznacza unieważnienie małżeństwa?_
Jest to zaprzeczenie małżeństwa, więzi – tak jakby jej nigdy nie było. Ma to swoje konsekwencje. To tak, jakby systemowe sumienie nieświadomie nalegało na to, żeby za to złożyć jakąś ofiarę. Wtedy czasami umiera pierwsze dziecko z drugiego małżeństwa lub staje się niepełnosprawne. Czasami kolejne dzieci same pozostają bezdzietne. Albo kolejne dziecko nigdy nie wchodzi w związek małżeński lub doświadcza bolesnego porzucenia.
_A jeśli późniejsze dzieci o tym wiedzą?_
Jeśli o tym wiedzą – ze wszystkimi istotnymi powodami – pierwsze dzieci i pierwsza żona znów mają swoje miejsce w systemie.
_Brzmi to trochę moralistycznie._
Nie, z moralnością to nie ma nic wspólnego – absolutnie nic. Chodzi tylko o to, żeby dzieci nie musiały „bezwiednie i bezwolnie” układać sobie życia wedle „anulowanej” osoby lub osób.
_Czy dzieje się to automatycznie?_
Jest to przynajmniej możliwe. Sednem pracy ustawieniowej jest bowiem to, że poprzez wiedzę, zrozumienie i poznanie tego, co wydarzyło się w naszym systemie rodzinnym, możemy pozbyć się uwikłań i, na ile to możliwe, uwolnić się od nich. Wszyscy, którym zawdzięczamy coś egzystencjalnie doniosłego, potrzebują miejsca w systemie. Wszyscy, którzy zapłacili jakąś cenę, muszą zostać uhonorowani, w przeciwnym razie ich potomkowie nie będą w stanie czerpać swoich korzyści. To jest „matryca podstawowa”, którą zawsze mam w głowie, formułując swoje hipotezy.
_Kto jeszcze musi być widziany w rodzinie?_
Dzieci nieślubne są czasami ukrywane, dzieci, które zmarły przedwcześnie lub wskutek poronienia, często nie są już wspominane i zapomniane. Wcześniejsze związki, jeśli były już połączone „stołem i łóżkiem”, muszą być otwarcie uznane.
_Czy liczy się sam związek, czy dopiero gdy pojawią się dzieci?_
Sam związek również może być znaczący. Ale kiedy rodzi się dziecko, nieważne, czy z jednonocnej przygody, czy z krótkiego związku, czy z długiego romansu, i niezależnie od tego, czy żyje, czy umiera, łączy dwoje ludzi na stałe – nawet jeśli dawno się rozstali. To wymaga miejsca. Nie wolno ich ukrywać, zapominać ani wykluczać.
Jeśli dzieci wiedzą, że mama lub tata byli wcześniej z kimś innym w związku małżeńskim, ale się rozstali, jeśli wiedzą, że mama i tata opiekują się również dziećmi z pierwszego małżeństwa lub poprzedniego związku, wtedy wszystko jest w porządku.
_Dlaczego jest to tak ważne dla dzieci? Wielu pewnie powiedziałoby: Było, minęło, dla dzieci liczy się tylko tu i teraz._
Dzieci muszą wiedzieć: Tata jest drugim mężem mamy i był pierwszy mąż. Więc jako dziecko zawdzięczam moje życie temu rozstaniu z pierwszym mężem. To jest egzystencjalnie ważne.
Zawsze zadziwia mnie, jak wielu klientów tu siedzi i nie mieli pojęcia na przykład, że ich matka lub ojciec byli kiedykolwiek w innym związku małżeńskim. A cóż dopiero o „nieformalnych” historiach, o których dawniej się nigdy nie mówiło. Nie ma to nic wspólnego z moralnością, ale z uznaniem tego, co było.
O klaunach i dzieciach-ratownikach: Właściwe miejsce
_Przy różnych okazjach krytykowano, że idea „dobrego rozwiązania dla wszystkich” w ustawieniu wynika z myślenia życzeniowego. Co ty na to?_
Mogę stać silna w świecie tylko wtedy, gdy mam swoje miejsce i gdy je zajmę. To spostrzeżenie zawdzięczamy Bertowi Hellingerowi. Nie ma w tym nic naiwnego, to nie jest dziecinne myślenie życzeniowe.
Jeśli na ustawieniach prowadzonych z pomocą reprezentantów tak zamienimy miejsca, żeby wszystkim było w miarę dobrze, to oczywiście nie zmienia nic w realnej historii rodziny. Ale przekazuje nowy obraz duchowy. Klient może sobie wyobrazić, kto gdzie stał na właściwym miejscu. Ten obraz „właściwego miejsca” często przynosi prawdziwe pozytywne zmiany w relacjach. I we własnej duszy powstają uzdrawiające obrazy. Pomagają nam jakoś pożegnać się z przeszłością w pokoju.
_Jak to robisz w swojej pracy? Nie masz przecież reprezentantów. Na czym skupiasz się w ustawieniu?_
To, co zgłaszają lub robią sami reprezentanci w ustawieniu, ja badam poprzez zadawanie pytań klientom. W ten sposób porządkuję przestrzeń we współpracy z klientami.
Klient za pomocą figurek ustawia swój system relacji, na przykład rodziców i rodzeństwo. Następnie słyszy moje pytania i ewentualnie wprowadza taką czy inną zmianę do ustawienia. Być może dostawione zostaje coś jeszcze, na przykład symptom. Z tego wyłania się często nowe spojrzenie – które nas prowadzi dalej – na obecną sytuację życiową i na sprawę, z którą przyszedł klient.
Wtedy zwykle wracam z klientem do historii jego rodziny, aby mógł zobaczyć, jak i z kim jest związany przez swój problem. Następnie umieszczam obok siebie figurki rodziców, a naprzeciw figurkę klienta. Stopniowo dodawane są wszystkie osoby, które należą do rodziny: Niektórzy stoją obok rodziców, na przykład gdy chodzi o byłych partnerów, z którymi mają wspólne dzieci. Lub jeśli, na przykład, rodzice mają rodzeństwo o szczególnym losie.
Po rodzicach przychodzą dziadkowie z osobami, które należą do tego pokolenia. To sięga tak daleko wstecz, jak to konieczne.
Wtedy klient spogląda jako dziecko swoich rodziców na wszystkich, którzy do tego przynależą. Pytanie brzmi: Kto miał szczególny los? Jak to wpłynęło na niego jako dziecko? Jak wpłynęło to na jego relacje? I jak ostatecznie wpłynęło to na jego życie jako dorosłego człowieka? Chodzi o bieg życia i o to, jak on lub ona się w nim odnajdują.
_Często używasz tego obrazu ustawieniowego, aby opowiedzieć klientowi o wydarzeniach rodzinnych jak jakąś historię. Ma to ogromny wpływ na klientów. Są emocjonalnie poruszeni, płaczą, potwierdzają lub uzupełniają to, co powiedziałaś – to wydaje się bardzo ważne i jest czymś więcej niż czysto intelektualną rozmową._
Naturalnie. To znacznie więcej. Chodzi o to, by zobaczyć, poznać i zrozumieć, gdzie tak naprawdę jest miejsce ciężarów, które ktoś nosi w swoim życiu. To przynosi ludziom ulgę i pozwala im czuć się i działać inaczej.
W ten sposób śledzimy w tych ustawieniach nurt życia. Przychodzi do nas z tyłu i płynie dalej do przodu. Dzięki temu możliwe jest pozostawienie za sobą czegoś, co było ciężarem i przeszkodą.
_Pozostawić go tam, skąd pochodzi? Czy odłożyć z powrotem tam, skąd pochodzi? Tam, skąd faktycznie pochodzi i do kogo należy? Więc jest to proces poszukiwania i rodzaj rozplątywania?_
Tak, dokładnie tak. Chodzi o jedno i drugie. Co robimy jako dzieci, gdy widzimy, że nasi rodzice są w potrzebie? Robimy się duzi i postrzegamy naszych rodziców jako małych. Stajemy się „dziećmi-ratownikami”. Dziecięca megalomania sprawia, że dzieci wierzą, że mogą uratować świat i swoich rodziców: „Jeśli tata jest zły na mamę, lepiej niech mnie zbeszta”. Stają się piorunochronami: „Wolę, żeby to trafiło we mnie, zrobię to. Biorę to na siebie”. Albo stają się klaunami. Hape Kerkeling⁵ jest dobrym tego przykładem. W swoim autobiograficznym filmie rozwesela wszystkich: staje się klaunem, gdy wszyscy są tacy smutni.
Aby pomóc, dzieci ingerują na różne sposoby w losy swoich rodziców i przodków. Oczywiście nie zdają sobie sprawy z tego, co to pociąga za sobą – dzieje się to przecież nieświadomie.
_Jak to jest, gdy siedzisz naprzeciwko ludzi, którzy patrzą pogardliwie lub lekceważąco albo dają do zrozumienia poprzez swoje gesty i mimikę, że wcale tego nie uważają za ważne i prawdziwe? Jak zachowujesz swój wewnętrzny kompas?_
To nie ma żadnego znaczenia. Jestem pewna swego. Nie dlatego, że mam jakąś idée fixe. Moja pewność wynika z faktu, że klient ustawił figurki. Jak tylko system zostanie ustawiony, rozpoczyna się proces – niezależnie od tego, dokąd prowadzi. Czasami wcześniej dochodzi do „utarczki”. Ale skoro ludzie już przyszli! Więc zakładam, że czegoś chcą.
I czasami bardzo jasno stawiam sprawę wobec klientów. Oto przykład:3. Historia
„Nie mam ojca” – Jak biologiczny ojciec może otrzymać należne mu miejsce?
Wiele lat temu pracowałam z szesnastoletnim chłopakiem, który był bezczelny, kompletnie niezainteresowany i lekceważący. Urząd ds. młodzieży przysłał go do mnie na konsultacje. Rozwalił się na krześle i powiedział: „W dupie mam to, czego oni chcą. Teraz muszę spędzić u pani trzy kwadranse”.
Wtedy usiadłam, rozparłam się na krześle i nic nie powiedziałam.
On na to: „Co jest grane? Musi pani coś zrobić!”.
Mówię: „Nic nie muszę. Muszę spędzić z tobą godzinę”. Dopóki on tak siedział, nie mogłam przecież z nim pracować.
„Tak zarabia pani kasę? Też bym chciał, żeby to było takie proste”.
Odpowiadam: „To naucz się czegoś mądrego. Nie mogę ci pomóc. Przysłał cię urząd ds. młodzieży. Mogę z tobą pracować tylko wtedy, jeśli będziesz gotowy, żeby przyjrzeć się, dlaczego marnujesz swoje życie”.
Rozpakowuję figurki playmobil.
„Czy wylądowałem w przedszkolu?” – pyta zaczepnie.
„Nie mów do mnie takim tonem – mówię. – Jeśli chcesz, żebym ci pomogła, a nie wiem, czy mogę, to coś ci pokażę. Odpowiesz mi na cztery pytania. W czasie, gdy będę ci to pokazywać, nie przerywaj mi. Jeśli potem powiesz _shit_, to w porządku, ale nie w trakcie pracy”.
„No dobra”, mówi.
„Kim jest twój ojciec? Kim jest twoja mama? Skąd jesteś? Dlaczego tu jesteś?”
Co się okazało?
Początek historii Petera
Jego matka pochodzi z Rosji. Chłopiec nie zna swojego ojca. Jego matka przyjechała z nim do Niemiec, gdy miał rok. Wyszła ponownie za mąż za jego ojczyma Georga. Matka nie chciała przyjść na konsultacje. Wcześniej rozmawiałam z nią tylko raz przez telefon.
„Nie chcę już mieć nic wspólnego z tym typem – powiedziała o swoim synu. – On wszystko rujnuje. Niech urząd ds. młodzieży się nim zajmie. Jeszcze zniszczy moje małżeństwo”.
Pytam, co się dzieje z jego rosyjskim ojcem.
Odpowiada: „Nie wiem, czy został zamordowany, czy nie. Był zamieszany w nieuczciwe sprawy, mafijne historie albo z KGB, nie wiem. To było po prostu złe. Nie mogłam już tego znieść, ale mój syn nigdy nie może się o tym dowiedzieć!”.
Podczas sesji mówię do Petera: „Ustaw swoją matkę, męża matki, siebie i swojego ojca”.
„Nie mam ojca”, mówi.
Mówię mu, że on też ma ojca, nawet jeśli go nie zna. Jak inaczej mógłby się urodzić?
Zrzędząc, ustawia matkę. Zastępczego ojca daleko, obok matki, siebie w niewielkiej odległości po przekątnej przed matką, ale tak, że odwraca od niej wzrok.
Swojego ojca ustawił daleko na drugim końcu stołu, ale mniej więcej na linii swojego wzroku.
_Jaką hipotezę lub jaki obraz miałaś na podstawie tej topografii ustawienia?_
Mój obraz był taki: On patrzy na swojego nieznanego ojca. Moja hipoteza brzmiała: W swoim autodestrukcyjnym zachowaniu jest bardzo podobny do swojego ojca i – oczywiście nieświadomie – jest z nim połączony.
_Nie wiedział zupełnie nic o swoim ojcu?_
Nie, rzeczywiście nic.
„Mamo, nie wiem zupełnie nic o tacie, czasami jest to dla mnie trudne”
„Peter, teraz ci coś pokażę i nie przerywaj mi. Wyobraź sobie, że twoja mama wciąż jest w Moskwie. Ty masz rok. Twój ojciec przytula matkę z małym Peterem w ramionach. Twój ojciec mówi: »Mam ciężkie życie i nie wiem, jak ono się dalej potoczy«. A mama mówi: »To życie jest dla mnie za ciężkie. Jest dla mnie zbyt niebezpieczne. Chcę żyć z naszym synem bezpiecznie. Muszę odejść, nawet jeśli oznacza to, że stracisz swojego syna«.
Ojciec mówi: »Bardzo mnie to boli. Będzie mi brakować chłopca. Ale będę się cieszył, jeśli wyrośnie i będzie mu się dobrze powodzić«. To jest długie pożegnanie.
Wyobraź sobie, że masz 16 lat, patrzysz na swoją mamę i mówisz do niej: »Mamo, przecież nic zupełnie nie wiem o tacie. To dla mnie czasami trudne. Tak, urodziłem się w Rosji. W jakimś sensie jestem Rosjaninem«. A do swojego przybranego ojca mówisz: »Witaj, Georg, dziękuję za to, że troszczysz się o mnie, ale jestem i zawsze będę Rosjaninem«.
Następnie spójrz na swojego ojca i powiedz: »Tato, nie znam ciebie, nie pamiętam cię. Nie wiem, co się dzieje w twoim życiu. Nie mogę się odnaleźć w Niemczech. Marnuję swoje życie, jakbym nie mógł tu dobrze żyć. Tato, może jestem wtedy bardzo blisko ciebie«. A wtedy widzisz swojego ojca, jaki smutny się wydaje”.
Kiedy to mówiłam, chłopiec patrzył na swoje buty. Teraz podniósł wzrok i przerwał: „On nie wygląda na smutnego, on jest wściekły”.
„A zatem powiedz: »Cześć, tato, bez względu na to, jak wygląda twoje życie, jestem bezpieczny tutaj, w Niemczech. Zawsze będę Rosjaninem, a ty zawsze będziesz moim ojcem. Tato, zrobiłem dużo szajsu. Jakikolwiek jest twój los, ja nie muszę być kryminalistą. Teraz będę dobrze obchodził się z darem życia, który mam od ciebie. Mamo, spójrz życzliwie, jeśli będę kochał też tatę«.
Z tym, co teraz zobaczyłeś i powiedziałeś, możesz teraz robić, co chcesz”.
Długa pauza.
Potem mówi: „Dużo rzeczy spieprzyłem. Ale pani jest doradczynią. Teraz niech mi pani powie, jak zostać inżynierem”.
Coś mu tam powiedziałam.
On na to: „Kiedyś będę inżynierem, dam sobie radę. Potem będę podróżował i pewnego dnia pojadę do Rosji. Wtedy się temu przyjrzę”.
Kiedy się żegnaliśmy, zapytał: „Czy mogę wziąć ze sobą figurkę mojego ojca? Chcę ją teraz nosić w kieszeni spodni”.4. Historia
Zawsze tylko numer dwa
Kto by pomyślał, żeby wiązać brak sukcesów sportowych z historią rodziny? Nie tak łatwo wpaść na to, że to może mieć coś wspólnego z „miejscem” w rodzinie. Tym bardziej zaskakujące jest, gdy zwycięstwo lub porażka ma z tym coś wspólnego. Oto przykład: Miałam być coachem znanej sportsmenki. Jej mama zalała się łzami. Córka zawsze zajmowała pierwsze miejsce na treningach lub w eliminacjach. Ale na mistrzostwach, mistrzostwach Niemiec, mistrzostwach Europy, zawsze zajmowała w finale drugie miejsce.
Zapytałam: „Czy w rodzinie jest nieślubne dziecko? Czy jest martwe dziecko?”.
Klientka zaczęła niespokojnie wiercić się na krześle. „Jeśli ująć to w ten sposób, to tak. Jest martwe dziecko, byłam w siódmym miesiącu ciąży z moim pierwszym dzieckiem, dostałam infekcji i dziecko zmarło. Lekarz powiedział wtedy, że nigdy nie powinnam mówić o tym późniejszemu rodzeństwu”.
„W takim razie pani żyjąca córka jest drugą, a nie pierwszą”, powiedziałam.
Ustawiłam to dla niej: Ją samą, obok pierwsza córka, która przyszła martwa na świat, a potem druga, żyjąca.
„Proszę spojrzeć, pani córka jest drugą w rodzinie. Ona nie może stać się pierwszą. Dopóki nie wie o swojej martwo urodzonej siostrze i myśli, że jest pierwsza, co dzieje się nieświadomie z pani córką? Nieświadomie koryguje w swoim życiu, że nie jest pierwsza, ale druga. I robi to, zajmując drugie miejsce w sporcie.
Jeśli pani martwo urodzona dziewczynka będzie pierwszą w rodzinie, pani córka może być drugą w rodzinie. W sporcie i w innych dziedzinach życia, jest wolna. Wtedy może być pierwsza w sporcie i pierwsza w swojej karierze”.
„To jest miejsce twojej siostry”
Matka na początku nie była przekonana. Odeszła trochę zirytowana.
Cztery tygodnie później zobaczyłam w wiadomościach: Córka została mistrzynią Europy. Matka zadzwoniła do mnie jeszcze tego samego wieczora: „Pani jest bardzo, bardzo dobra. Co takiego pani zrobiła? Byłam taka zła w drodze do domu i myślałam sobie: Co za bzdury mi polecono.
Ale w domu powiedziałam o tym mężowi. Usiedliśmy razem i po raz pierwszy wspólnie rozmawialiśmy o martwym dziecku. Potem otworzyliśmy butelkę wina i wznieśliśmy toast za to, że mamy drugie dziecko”.
Następnego dnia kobieta nakryła do śniadania jeszcze jedno miejsce. Córka zapytała: „Czy babcia będzie na śniadaniu?”. Matka odpowiedziała: „Nie, to miejsce twojej siostry”. Rodzice opowiedzieli jej o martwej siostrze. Córka chciała tylko wiedzieć, dlaczego nie słyszała o tym wcześniej. Następnie zapytała: „Jak miałaby na imię?”.
Teraz była wolna i mogła w bieganiu być pierwsza, ponieważ nie musiała nic korygować.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Daniel Speck (ur. 1969), niemiecki pisarz i scenarzysta (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
2.
Książka ta ukaże się ponownie w Wydawnictwie Czarna Owca w ramach _Jubileuszowego Wydania Dzieł Berta Hellingera_ z okazji setnej rocznicy urodzin twórcy ustawień rodzinnych.
3.
playmobil to seria zabawek z tworzywa sztucznego, podstawą systemu jest uśmiechnięta figurka (ludzik) o wysokości 7,5 cm, z obracającą się głową i ruchomymi kończynami.
4.
Ta opowieść znajduje się w książce: Irvin D. Yalom: _Istoty ulotne. Opowieści psychoterapeutyczne_. Tłumaczenie: Paweł Luboński. Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2015, s. 96, rozdział 6 pt. „Pokaż swoim dzieciom”.
5.
Hape Kerkeling – niemiecki komik teatralny i telewizyjny, autor, reżyser itd.