Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Centrala Europa - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
63,99

Centrala Europa - ebook

Napisana z rozmachem panoramiczna powieść historyczna nagrodzona National Book Award

„Chcecie wiedzieć, dlaczego Europa zachorowała na totalitaryzm? Tu jest odpowiedź”.
Joanna Bator
„W 37 historiach, których bohaterami są dyktatorzy, ich generałowie i towarzyszki życia, artyści i rewolucjoniści, Vollmann ukazał piekło fanatyzmu i tragedię XX wieku. Centrala Europa, jedno z najwybitniejszych dokonań nie tylko autora, ale też tłumacza Jędrzeja Polaka, to dzieło monumentalne i wspaniałe, popis pisarskiej wirtuozerii. Cieszy, że po 16 latach od premiery powieść w końcu
ukazuje się w Polsce. Czytajmy z niej wszyscy”.
Michał Nogaś


„Książka, która sprawia, że czytelnikowi może się zakręcić w głowie od ogromu wizji, szalonej erudycji i natężenia opisanego w niej zła. Wielka powieść, ambitne podsumowanie historii XX wieku, obrazoburcza i liryczna równocześnie. Niezwykła”.
Wojciech Chmielarz

Panoramiczna powieść historyczna. Książka w bardzo nowatorski sposób traktuje o narodzinach dwóch totalitaryzmów: niemieckiego i rosyjskiego – ścierających się na polach tytułowej Europy Środkowej. Europe Central to blisko 40 opowieści połączonych w nazistowsko-sowieckie pary i podporządkowanych jednoczącej metaforze centrali telefonicznej, łączącej podsłuchane głosy licznych postaci historycznych, m.in.: Krupską, Lenina, Fanię Kapłan, Annę Achmatową, Romana Karmena, Stalina, Hitlera, marszałka Paulusa, generała Własowa i przede wszystkim Dymitra Szostakowicza – którego recenzent New York Timesa uznał wręcz za alter ego autora.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-9285-3
Rozmiar pliku: 5,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

STAL W RUCHU

Śmiesznostki drugiego człowieka niekiedy budzą do niego sympatię, i tak było w przypadku Blumentritta, u którego najbardziej bawiła mnie jego słabość do telefonu czy wręcz fanatyzm w posługiwaniu się tym urządzeniem.

feldmarszałek Erich von Manstein (1958)

1

Przysadzisty czarny telefon, rzekłbym ośmiornica, bóg naszego korpusu łączności, ma w Berlinie własną nyżę (a raczej – co bardziej prawdopodobne – w Moskwie, określanej przez pewnego niemieckiego generała mianem „serca samej istoty wroga”). Gdzieś pomiędzy stalowymi rafami wibruje drut owinięty gutaperką: „Niniejszym… zzZZZZZ… krytyczne położenie… miażdżące uderzenie”. Ale ponieważ nikt nie autoryzował tych sformułowań (a także z tej przyczyny, że karą za podsłuchiwanie jest śmierć), nie warto przykładać ucha do najeżonego elektrycznymi kolcami drutu – lepiej siedzieć posłusznie i czekać, gdyż oczekiwanie nie będzie długie: zerwano negocjacje. Chamberlain ucieka z krzykiem: „Pokój naszym czasom!”. Francja karnie wyraża désintéressement rządami w Pradze. Kolumny zmechanizowane wtaczają się do Pilzna i toczą się dalej. Włochy liczą na nagrodę za awanturnictwo, której wolałyby nie odebrać, ale zahipnotyzowane dzwonkiem telefonu lunatykują prosto na balkon, z którego deklarują: „Nie czas na zmianę naszej polityki. Nie jesteśmy prostytutkami!”. Zawsze czujny somnambulik z Berlina bierze ślub z realistą z Kremla, którego zaraz oszwabi. „To ich zmiecie jak bomba!” – rechocze lunatyk. W całej Europie rozdzwaniają się telefony.

W okrągłej sali posiedzeń ze świetlikiem w kształcie wachlarza, z greckimi bogami stojącymi w rzędach za podium, w drewnianych ławach z najelegantszą czarną prostokątną intarsją siedzą sztywno jak kołki austriaccy deputowani. Jako pierwsi przystali na naszą przyszłość. Ich telefon zadzwonił już w trzydziestym ósmym. Bułgaria – nie otrzymawszy brytyjskiej pożyczki, która i tak by jej nie ocaliła – przyjmuje od somnambulika czterdzieści pięć milionów marek. Realista nie udziela pożyczek nikomu poza lunatykiem. Rumunia – tasując ikony jak talię kart – odmawia litanię do neutralności w nadziei, że o niej zapomną. Jugosławia przymila się o samoloty do Niemiec, a o pieniądze do Francji. Nad mokrym cieniem Warszawy unosi się paniczny dyszkant. Drut wibruje: „Fanatyczna determinacja gotowi na wszystko”.

Według telefonu (bo – przyznaję – zdarzyło mi się raz, podstępnie, przystawić ucho do drutu) Centrala Europa wcale nie jest siedliskiem państw, ale martwą strefą czarnych ikon i obramowanych złotem zegarów, której przypadkowe, nieustannie zmieniane granice (nic innego jak stare rzymskie mury) bez trudu wytyczymy na nowo według naszej woli: gauleiterzy i komisarze wybielą je do szarych kropkowanych linii z łatwością przepuszczających siły porządkowe. Nadszedł czas, by obrzucić spojrzeniem rowkowane czerwono fale dachów, pozieleniałe wyspy wieżyc unoszących się nad białymi fasadami uśmiechającymi się do nas otworami okien i zapadającymi pod naszymi stopami jak nie całkiem stelefonizowane rafy. Nadszedł czas, aby nacieszyć się rozkwitającymi jak anemony kawiarnianymi parasolami Centrali Europa, jej starymi posiniałymi od sinic dachami, stukotem jej kopyt, dzwonieniem jej dzwonów, cieniami rzucanymi przez jej mieszkańców w wąskich zaułkach. Najwyższy czas! Gdyż jutro wszystko to zostanie – jak oznajmia telefon – „zmiażdżone bez ostrzeżenia, zniszczone, zrównane z ziemią, zgermanizowane, zsowietyzowane, dosłownie zdruzgotane”. Taki jest rozkaz. Taka jest konieczność. Nie będziemy walczyć jak ci bojaźliwi tchórze, którym wchodzą w paradę wyrzuty sumienia. Zlikwidujemy Centralę Europa! Ale wciąż można negocjować… Jeśli w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin dacie nam wszystko, czego się domagamy, zrewanżujemy się wam ziemiami na bezkresnym Wschodzie.

W Meklemburgii przygotowaliśmy pokaz pierwszego na świecie samolotu napędzanego silnikiem rakietowym. Göring – chcąc unieść lunatyka w siódme niebo – obiecuje zbudowanie pięciuset napędzanych silnikami rakietowymi samolotów w mgnieniu oka. A potem pędzi na potajemną schadzkę z gwiazdą filmową Lídą Baarovą. W Moskwie marszałek Tuchaczewski ogłasza, że „operacje przyszłej wojny będą miały charakter szeroko zakrojonych manewrów na masową skalę”. Natychmiast zostanie rozstrzelany. Ministrowie Centrali Europa – którzy również zostaną rozstrzelani – pojawiają się na balkonach podtrzymywanych przez nagie marmurowe kariatydy. Wygłaszają z nich senne mowy, nadstawiając ucha na dzwonek telefonu. Centrala Europa, mówią, stawi opór, przynajmniej do rozpoczęcia Fall Weiss. Każdy mężczyzna zdolny do noszenia broni dostanie czarny naoliwiony karabin maszynowy, zapewne ręcznie odlewany, oraz dziesięć okrągłych ołowianych naboi, po trzy czarne granaty w kształcie gruszki – niewiele większe od pistoletowej kolby – i rozwidlony pulwersak z żółtej kości słoniowej ozdobiony wpisanymi w okrąg gwiazdami…

Telefon napawa się: „Oswobadzający atak… armie szturmowe… wskaźnik sił zmechanizowanych”.

Za następną granicą – gdzie każdy kołek w płocie stoi w inną stronę – dumni poeci wojskowi, nasze wspólne ofiary, tłumią wszelkie obawy, porównując Warszawę z roku 1939 ze Smoleńskiem z roku 1634. Gdy rozlokowują bezradne eszelony, wytyczamy nową granicę w pakcie Ribbentrop–Mołotow, który stemplujemy , co oznacza „tajne”. Czy na tym mamy poprzestać? Lunatyk dostaje Litwę, realista Finlandię. Nasze credo jest jak lampa, której wykalibrowany promień oświetla wytyczoną strefę. „To byli i są Żydzi – to oni sprowadzają Murzynów do Nadrenii. Dokładnie z tej przyczyny nasza partia uznaje trockizm za socjaldemokratyczne odchylenie linii partii”. Dzwoni telefon. Generał Guderian otrzymuje rozkaz przejścia do Fall Gelb. Rozniesiemy na cztery wiatry winne klonowe liście Centrali Europa i jej blade ośmiokątne kościelne wieżyce.

2

Nie będzie ci dane obejrzeć tego wszystkiego. W tym gabinecie nie ma okien, więc czasem bywa nudno, ale za to nigdy nie będziesz sam, gdyż na stalowym biurku, na wyciągnięcie ręki, przyczaiła się ośmiornica, której dziesięć okrągłych oczu – każde z wpisaną w nie cyfrą – przeszywa świat nienawistnym wzrokiem. „Pakt stalowy… właściwa decyzja… moja niezmienna wola… zgromadzeni wokół leninowsko-stalinowskiej partii”. W dolnej prawej szufladzie leży księga szyfrów, której zaklęcia regulują szybkość przepływu ładunków stali. Ale, ale… Pamiętaj, że ośmiornica patrzy! Chcesz zaryzykować? Masz zamiar się przekonać, co widzi dziesięcioro oczu? Mógłby ci to powiedzieć (choć tego nie zrobi) somnambulik w Kancelarii Rzeszy: to jego oczy – owalne, bez powiek, co nadaje im jednostajnie idiotyczny, by nie rzec histeryczny wygląd. W rowie na zewnątrz wtapia się w glinę setka innych głów z otwartymi oczyma. Nie mają nic wspólnego z ośmiornicą, której nienawistne wejrzenie czuwa na wieki.

A co ze słuchawką? Czy to prawda, że słyszy każdy twój oddech przez czarne otwory? Zmęczony realista, strzeżony przez pułk gwardzistów, siedzi za dużym biurkiem w podziemnej kwaterze i czeka na wezwanie telefonu. Choć ma wprawę w rzucaniu słuchawką z siłą artylerzysty ładującego pocisk przeciwpancerny do naszego przeciwczołgowego działa, rzuca ją rozwścieczony nimi, a nie telefonem, bez którego nie może się obejść. Podciągnął się do jego poziomu i słyszy wszystko: wie, kiedy Szostakowicz przywołuje jego imię nadaremno. Po pierwszym dzwonku wezwie generałów, aby towarzyszyli mu za stołem konferencyjnym przykrytym zielonym suknem.

Lunatyk ma tylko oczy, on tylko uszy. Spółkując, płodzą telefon.

3

Ten rodzaj świadomości może istotnie wypływać – jak stwierdzą amerykańscy zwycięzcy – z czynników czysto mechanicznych: w bakelitowej¹ czaszce istoty wisi – zagnieżdżony lub opleciony siatką szkarłatnych drucików – złośliwie złożony móżdżek, nie większy od orzecha ziemnego. Jego kora składa się z dwóch brązowo-żółtych półkul przetykanych włóknami cienkich miedzianych drucików. W nim skupiają się liczne idee, ułożone tak starannie jak lotki wyblakłego, żółtego orła z herbu Polski. „Siedlisko kontrrewolucji niemiecka prostoduszność kalumnie opozycji zdrowa teoria volkizmu”. Wie, jak się dobrać do każdego, od Achmatowej (która – choć wizjonerka – myli go z sercem z różowego koralu) do Żukowa (który oszukuje sam siebie, twierdząc, że można z nim igrać) i od Gersteina do Guderiana – tych bliźniaczych wolnomyślicieli, którzy tańczą samotnie w niebotycznym więzieniu z kul, co przywodzi na myśl przez analogię zanik telefonicznego mózgu w środku jego skorupy.

Nie wierz technikom, którzy będą cię zapewniać, że mózg ten jest „neutralny” – zaraz usłyszysz gniewne trzaski w słuchawce leżącej na widełkach. Kollwitz, Krupska i pozostali – pozbędzie się ich wszystkich, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zna ich numery. (Nie na darmo lunatyk strofował generała pułkownika Paulusa: „Należy być ciągle czujnym jak pająk w sieci…”). Słowem, wyegzekwuje zasadę jednoosobowego dowództwa.

Nawiązuje połączenia. Dzwoni.

Od słuchawki – klekoczącej teraz jak motocykl gońca po bruku Pragi – do czarnego zimnego korpusu biegnie spirala, której elastyczność wydłuża proces duszenia. (Dzięki temu telefonowi generał Własow zawiśnie na strunie fortepianu). Z odbytu mieszczącego się z tyłu tarczy wyłania się inne czarne jelito – cieńsze i mniej elastyczne od spirali słuchawki – pulsujące aż do samego gniazdka na ścianie. „Ponieważ nasze wojska zajęły…”. Jakaś marszcząca czoło rumuńska blondyneczka stoi nam na przeszkodzie. Musimy ją rozstrzelać. I dalej w głębokie zielone lasy Centrali Europa! „Stosunek sił w sektorze stalingradzkim… żelbetonowe umocnienia obronne”. Czy gumowane ścięgna czują? Czy można je skaleczyć? „Bezwzględny fanatyzm… znajdziemy sposób, aby się z nim rozprawić”. Falują, gdy telefon dzwoni.

Dzwoni telefon. Przykucnięty jak bożek. Jak mogłem pomylić go z ośmiornicą!

Za ścianą gumowane czarne macki rozciągają się przez całą Europę. Mapy wojskowe przedstawiają je jako linie frontów, okopy, przyczółki i kleszcze okrążeń. Politycy nazywają je granicami („zniszczonymi, zrównanymi z ziemią, dosłownie zdruzgotanymi”). Urzędniczy administracji publicznej wyobrażają je sobie jako drogi i rzeki. Urzędnicy opieki zdrowotnej widzą je jako czarne strużki ludności, zanikające z dnia na dzień na zamarzniętych ulicach Leningradu. Poeci znają je jako napięte żyły umęczonego ciała partyzantki Zoi. Są wszystkim. Mogą wszystko.

4

Za chwilę stal zostanie wprawiona w ruch, zrazu powolny niczym transporty wojska wyjeżdżające ze stacji, potem szybszy i wszechobecny. Kwadratowe tłumy zakutych w stalowe hełmy mężczyzn postąpią naprzód, osłaniane przez rzędy lśniących samolotów. Dalej czołgi, bombowce. Pociski przyśpieszą ponad wszelkie pojmowanie. (Przechwytywanie zdefiniuje się po raz pierwszy w uszach zabitego mężczyzny w rozszarpanej kulami marynarce, który opadł na stół, gdzie przyczaił się jego odbiornik radiowy zamknięty w kanciastym i kwadratowym – jak wieżyczka czołgu z uniesionymi włazami – pudle. Miał słuchawki na uszach, więc nie słyszał, jak nadlatują. Nieważne. Drugi eszelon nie zawiedzie. Wróg słucha). Polscy żołnierze bez przekonania maskują hełmy siatkami. Niemcy chodzą do kina, by zakochiwać się w gwiazdach. Gdy nie powiedzie się operacja Cytadela, będą się ślinić do Liski Malbran. Rosyjska kawaleria szarżuje na niemieckie czołgi. Niemieckie uczennice próbują wyeliminować z walki czołgi rosyjskie, wlewając wrzątek do wieżyczek. Zapory z balonów – tłustych i z płetwami jak ryby rysowane przez dzieci – płyną w powietrzu. Nie martwcie się! Wojska Centrali Europa wytrzymają, przynajmniej do operacji Barbarossa! (Ich plany strategiczne są zrudziałe i postrzępione jak dziewiętnastowieczne Biblie). Stal odnajdzie je wszystkie.

Stal – przesycona czarnoksięskim wejrzeniem somnambulika – błyska morderczo. (Wśród cmentarnej zamieci Leningradu ludzie leżą w trumnach i bez trumien. Stal to uczyniła). Szerokie smugi światła wystrzeliwanych z prowadnic nebelwerferów kierują wzrokiem ze stali, wyznaczają jej zasięg.

Zza metalowej pofałdowanej osłony wielkokalibrowego karabinu maszynowego DSzK spojrzenie żołnierza przyśpiesza bieg kul. Stal potrzebuje go, żeby się wystrzelić, ale czyż bogowie nie potrzebują wiernych? Z mózgu telefonu wystrzeliwują myśli pędzące w dół izolowanych miedzianych przewodników. Czas rozpocząć Fall Blau. Korpus łączności przygotowuje się do odbioru i retransmisji depeszy: „Brońcie osiągnięć władzy radzieckiej… surowa, lecz słuszna kara…”. A telefon znów dzwoni! Kto go odbierze tym razem? Może nikt z wyjątkiem korpusu łączności, którego flagi przymocowane do wyrastających ludziom ramion potrafią przekształcić każdy rozkaz w tęczę wymownych kolorów. Dzwoni telefon!

Telefon dzwoni. Słuchawka wczepia się w usta i ucho. (Skąd się tu wzięły? Myślałem, że należą do mnie). Kolejny rozkaz pędzi czarnym kablem, przepływa elastyczną spiralą, wpadając wprost do ucha: „Pod żadnym pozorem nie zgodzimy się na przygotowanie artyleryjskie, które jest stratą czasu i niweluje przewagę zaskoczenia”.

Dzwoni telefon zwycięstwa. Dzwoni telefon szturmowy. Dzwonią podkute buty na nierównych chodnikach Warszawy. Tyrwakianie wysadzili mosty w powietrze tureckim dynamitem. „Uważamy natomiast, że połączenie silnika z opancerzeniem umożliwi nam przeniesienie ognia na pozycje wroga bez przygotowania artyleryjskiego”.

W całej Europie dzwonią telefony, dalekopisy szczękają wygłodniałymi zębami, sygnalista korpusu łączności zezwala na start pierwszych samolotów, prędkość wstrzykuje się z wyjącym westchnieniem w pokryte stalowym pancerzem potwory (połączenie silnika i opancerzenia), których nity i łuski nabrały różnorodności zarazem strasznej i brudnej. W ich brzuchach siedzą na katapultach ludzie gotowi zabijać i umierać.

Tak przy okazji: czy nie powinniśmy teraz zadzwonić do naszych guzowatych szeregów pokrytych gadzimi łuskami? Każdy guz to czerwonoarmista w hełmie, szeregi maszerują przez śnieg ku kopułom Kremla, a mroźne pręgowane fioletowo niebo pędzi w tym samym kierunku. Białe pręgi chmur są pomiędzy nimi. Wyglądają jak okopcone, niemal czarne ikony. Dzwoni telefon: rozpocząć operację Mały Saturn. Wszystko staje się jedną ruchomą istotą o wielu wymownych segmentach. Nie martwcie się. W pałacowych kinach Lisca Malbran pomoże nam udać, że nic się nie dzieje.

Oto nadjeżdżają armaty wbite jak igły w okrągłe podstawy i armaty wystające spomiędzy dwóch szarych tarcz, i armaty wyrastające ze stalowych grzybów, i armaty długie jak domy na lawetach mieszczących i dwudziestu ludzi, i armaty, których lufy są rozmiarów torped, i działa samobieżne o grubych pyskach i wydłużonych odbojnikach. Wszystko jest kwestią czasu i siły bojowej. Zmechanizowane hordy pędzą więc przez wschód i zachód Europy.

5

Broniąc się przed zarzutami potomności, telefon sam się zdefiniował: „Z założeniem, że operacja spełnia następujące warunki: odpowiedni teren, zaskoczenie i masowe zaangażowanie”. Co więcej – ostrzega – każda część składowa musi być z metalu, musi być wymienna, niezawodna, szybka i śmiertelna. Mimo masowego zaangażowania brakowało części składowych. Operacja się nie powiedzie.

Pozbawiona napędu stal musi się kiedyś zatrzymać i pokryć rdzą. (Telefon błaga: „Zmechanizowane posiłki!”). Uśmiechnięci tragarze hełmu z gwiazdą uniosą wysoko czerwony sztandar – tak jak sfilmował to R.Ł. Karmen. „Nie oddamy darmo ostatniej kuli”. Potem w pogrążonej w milczeniu i wywołanym walką wstrząsie Europie, „która jest stratą czasu i niweluje przewagę zaskoczenia”, w śniegu zakwitną kostnice i szpitale psychiatryczne. W jednym z nich, w pozbawionej okien telefonicznej niszy, siedzę przy biurku, bawiąc się łuską geco 7,65.

6

Co wprawiło w ruch miliony kierowanych i niekierowanych pocisków? Niektórzy mówią „Niemcy”. Inni mówią „Rosja”. Z całą pewnością nie zrobiła tego Europa, a już na pewno nie Centrala Europa, która zawsze była grzeczną i posłuszną dziewczynką. Powtarzam: Europa jest łagodną jałówką, pucołowatą dzieweczką, dziewiczą siuśmajtką gotową do miłości, aniołem i pokornym cielęciem. Europa to Lisca Malbran. Europa nigdy nie spaliła ani jednej czarownicy, nie tknęła żadnego Żyda. Jakże opisać jej klejnoty? Na przykład: w Pradze o świcie przez łukowe sklepienia okien dzwonnic widuje się niebo, a niebo to staje się bardziej godne pożądania, gdy oprawi się je w wodno-perłową ramę, której podstawa – palec wieży – wyłania się z miąższu miasta: z jego pokrytych kwiecistymi stiukami, wolutami i głowami lwów fasad, z jego murów i krętych uliczek o tak wielu oczach. Europa powinna uważać, gdyż gwałcono ją tyle razy! Gwałcono jej oczy i gwałcono okna, które mimo to wciąż lśnią blaskiem ulicznych latarni. Pierwsze metalowe wszy skaczą już po jej skórze, która jest brukiem o ciemnoszarych i jasnoszarych kokonach. Europa zniesie wszystko, unosząc upierścienione chmurami palce kościołów do nieba, aby ją poślubiono.

Co wprawiło w ruch stal? Świętej pamięci SS-Obersturmführer Kurt Gerstein doradzał mi, bym szukał odpowiedzi w Piśmie, przez co miał na myśli stare greckie Biblie Centrali Europa z czerwonymi inicjałami i drzeworytami przerażających mumii wydobywających się z wąskich sarkofagów: parę dziesiątków tych woluminów przetrwało wojnę. Dla Gersteina „naświetlenie sprawy” stało się magicznym naparem, mocniejszym niż ksylol, w którym nasi kryminolodzy zanurzali dowody osobiste wykopane w Lesie Katyńskim. (W tej kąpieli atrament rozpuszczony przez trupie płyny wraca do życia). Widzieliście kiedyś cysternę z benzyną wybuchającą od ostrzału pociskami zapalającymi? „Naświetlenie sprawy” świeci jeszcze jaśniej! Gerstein pytał siebie o to, o co nie ośmielił się pytać surowego ojca: po co, po co tyle śmierci? Czerwone od krwi Biblie powiedziały mu po co.

Dzwoni telefon. Mówi mi, że odpowiedź Gersteina została odrzucona, że Gersteina powieszono, zniszczono, bezwzględnie zmiażdżono. Na linii jest teraz feldmarszałek Paulus.

Paulus twierdzi, że rozwiązanie każdego problemu jest kwestią czasu i siły bojowej.

Zabieram się zatem w tę mroczną zimową noc do przygotowań do ataku na sens Europy. Potrafię tego dokonać. Na pewno mi się uda, jak wtedy, gdy stając przy dziurze w murach zrujnowanego rumuńskiego fortu, spojrzałem na drugą stronę, na gęste korony lip. Widziałem, jak falują, zbijając się w ciżbę, a potem w oddali opadają gwałtownie wzdłuż pól.Wybawczynie. Przepowieść²kabalistyczna

1

Historia Fanny Kapłan – ciemnowłosej, bladolicej, szczupłej idealistki – opowiada się z posępną, właściwą jej czasom zwięzłością. Tyranobójstwa z pogardą odrzucają powolny wymiar sprawiedliwości, podobnie jak tyrani. Czyn od zadośćuczynienia dzielą tylko cztery dni, które w większości historii stanowiłyby nieledwie elipsę między słowami – kwartet kropek . . . . – które przy bliższym czytaniu powiększają się w kule, z których każda zawiera bezładny miot dwudziestu czterech szarych podziemnych godzin, podobny do osieroconych myszy. W miąższu każdej godziny roją się bezużyteczne chwile, podobne do mrówek, których królowa zginęła. A w każdej chwili niezliczona mnogość mgnień przypominających skierowane ku gwiazdom sylaby wytrząśnięte ze słów. U końca takiego interwału Fanny Kapłan przeszła przez taw – ostatnią literę mistycznego alfabetu. Jej zamach dokonał się 30 sierpnia 1918 roku. Pisze się, że po upadku Lenina na chodnik młoda skrytobójczyni uciekła w panice, lecz potem – przypomniawszy sobie kodeks moralny eserowców, wymagający od niej oddania życia w zamian za życie ofiary – przestała uciekać, zawróciła i w drżącej niemocie oddała się w ręce sił bezpieczeństwa. 3 września Fanny – która, nawiasem mówiąc, znana była ze swej „żydowskiej aparycji” – „została wyprowadzona na wąski dziedziniec Łubianki i zabita strzałem w plecy przez samego komendanta Kremla P.D. Małkowa. (Luminarz J.M. Swierdłow, który odegrał już tak konieczną rolę w likwidacji rodziny Romanowów, poinstruował Małkowa: „Po jej szczątkach nie może pozostać najmniejszy ślad!”). Podobnie jak po życiu i dziele czarnowłosej kobiety.

Historia narzeczonej Lenina, N.K. Krupskiej, stanowi szczęśliwszą przepowieść. A czyż przepowieść nie emanuje większą uczciwością, większą – moglibyśmy rzec – cnotą od pozostałych form literackich? Jej rozmaite konwencje tkają przecież gobelin świętego porozumienia i świętej zgody między czytelnikiem – który dostaje mistyfikację, jakiej pragnie, w pudełku rozmiarów bombonierki – a pisarzem, którego nieobecność czyni zeń figurę niemal boską. Fakt, siła przekonywania przepowieści wystrzeliwuje ją niekiedy w kosmos, nadając wydarzeniom absurdalny kształt snu. Tak jak w przypadku Krupskiej, która – gdyby nie niemalże stochastyczne małżeństwo – pozostałaby nikim w historii jak milcząca litera alef. Kimże ona była w swych panieńskich czasach? Nie chcemy nazywać jej zerem, nie możemy zaprzeczyć, że jej przepowieść, podobnie jak nasza, rozpoczęła się wraz z przyjściem na świat. Ale w tym gatunku (tak jak w poezji lirycznej) nie ma przygodnych przyczyn. Każda śmierć musi mieć właściwy powód. Każde słowo – aż po rozwierającą usta literę o w środku i zamykającą z uśmiechem usta literę o na końcu – musi odbijać się echem w zdaniu wcześniejszym i następnym, co – należy zwrócić uwagę – nie jest tym samym co przewidywalność, która bywa nudna. Po każdym przecinku jasno widzący przeszłość czytelnik powinien pytać siebie: dlaczegóż się tego nie domyśliłem? Fanny Kapłan, nawiasem mówiąc, nikt nie uprzedził, że idzie na śmierć. A mimo to, kiedy pierwsza kula Małkowa eksplodowała w jej kręgosłupie, doświadczyła wrażenia spójności, więc nie krzyczała ze zdziwienia, ale z rozpaczliwego strachu, oburzenia nawet, przed nieuniknionym. A co się tyczy Krupskiej: nazwijmy ją ulubienicą przepowiadaczy i przedstawmy jako „idealne uosobienie konwencji”. (Właśnie z tej przyczyny jej dzieła zebrane są tak śmiertelnie nudne). Trocki traktował ją protekcjonalnie. Stalin do końca jej rozkazywał. Lenin najzwyczajniej ją wykorzystywał. Historycy uznali ją za wierną szarą myszkę. Ja natomiast zawsze wyczytywałem w niej tęsknotę za łagodnością, za co należy ją cenić. Niewypowiedzianie typowa dla epoki – przez co paradoksalnie podobna do Fanny Kapłan – przez całe życie była trawiona gorączką. Ta sama litera może pojawiać się w dwóch słowach o przeciwstawnym znaczeniu, tak jak żywoty obu kobiet wpisują się w niemal identyczne charaktery. Kimże jestem, by twierdzić, że entuzjazm Krupskiej był obcy Fanny Kapłan? Pierwsza kochała rewolucję, druga jej nienawidziła. Jaka siła przekształciła je w przeciwieństwa, jeśli istotnie były przeciwieństwami?

2

Czytamy, że Krupska była początkowo (to znaczy, zanim ta przepowieść się rozpoczęła) pobożną dziewczynką, modlącą się przed ikoną w sypialni, a następnie popadła w zachwyt nad Tołstojem. Wraz z przyjaciółkami obrzuciła bogatego fabrykanta śnieżkami. Zastajemy ją przy sianokosach, gdy mając piętnaście lat, pomagała wrogim i niczego niepojmującym chłopom, a potem – w wieku lat dwudziestu dwóch – na wieczorowych kursach czytania i pisania dla robotników fabrycznych. Była jedną z tych zagubionych duszyczek, które pragną nade wszystko stać się pożyteczne dla świata. Bezwiednie dała się wciągnąć literze het, która przypomina grecką literę pi, i będąc graficznym odpowiednikiem bramy, odnosi się do własności. Pragnęła się oddać, stać się cudzą własnością, by wiedzieć, na czym stoi.

Kiedy miała dwadzieścia sześć lat, zaczęła otrzymywać, przepisywać i zanosić do nielegalnych drukarni pisane w więzieniu sympatycznym atramentem odezwy Lenina. Według legendy największą radość sprawiało jej przypatrywanie się zaczarowanym literom ukazującym się na kartce włożonej do wrzątku, jakby litery te składały się na tajemną wiadomość pisaną wprost do niej, a nie na kolejny zgrzytliwie bezosobowy apel do robotników. (A czyż ty, czytelniku, nie wolisz przypadkiem myśleć, że zadając sobie trud czytania tej przepowieści, wyniesiesz z niej coś dla siebie?). Z tej samej przyczyny, dla której nie nosiła modnych sukien, nie jadała słodyczy i wyrzekła się innych przyjemnostek, Krupska zdołała przekonać siebie, że w wyrzeczeniu się siebie kopistki leży jej przyszłość.

N.K. Krupska została aresztowana po raz pierwszy, kiedy miała dwadzieścia siedem lat. Uwolniono ją po dwumiesięcznym zatrzymaniu, uznawszy, że jest wstydliwym nikim, kto pomyłkowo wdał się w nielegalną działalność. Zaledwie po osiemnastu dniach trafiła na powrót do aresztu za odważną i egzaltowaną akcję obrony strajkujących robotników Kostromy.

I oto znów widzę bladolicą eserówkę o wystających kościach policzkowych – tę, która chciała zabić Lenina. Mówi się, że Fanny Kapłan była zaangażowaną anarchistką już w wieku szesnastu lat. Kiedy wpadli żandarmi, Fanny i jej towarzysze klęczeli wokół łóżka, składając ostrożnie bombę, jak kabaliści wpisujący w okręgi diagramy składające się na najeżone molekuły przeróżnych emanacji i przejawów Boga. Mówi się, że policjanci stanęli jak oczarowani na widok idealnie okrągłych, najeżonych kolcami jeżowców szarych kul, rozłożonych na białym prześcieradle dziewczyny. Bojąc się o życie cara, sąd skazał ją najpierw na śmierć, ale wziąwszy pod uwagę młody wiek i płeć terrorystki, złagodził wyrok do dożywocia katorgi na Syberii. Tam mieszkała – między skutą lodem rzeką a gwiezdnymi alfabetami konstelacji – do ogłoszenia amnestii przez rewolucję październikową. W tym czasie Fanny Kapłan znała już swe powołanie: musiała wybawić Rosję od przekleństwa władzy centralistycznej.

A jeśli chodzi o równie niereformowalną towarzyszkę Krupską: trzymali ją w ciemnicy przez pięć miesięcy, do czasu samospalenia się skazanej M.F. Wietrowej, która w ten sposób postanowiła wyrazić oburzenie z powodu niesprawiedliwości, jaka ją spotkała. W szacie płomieni kobieta ta (poza tym niemal zapoznana) podyktowała własną opowieść o cnocie. I któż ośmiela się twierdzić, że opowieści to tylko słowa? Władze – zaambarasowane propagandowym triumfem Wietrowej – poczuły się zmuszone do okazania wszystkim politycznym więźniarkom tej samej wielkoduszności, jaką okazały Fanny Kapłan. W marcu roku 1897, krótko po jej dwudziestych ósmych urodzinach, uwolniono Krupską z uwagi na zły stan zdrowia. (Fanny Kapłan miała również dwadzieścia osiem lat, kiedy uwolniły ją na zawsze kule Małkowa).

Fotografia z tego okresu ukazuje bladą i surową urodę Krupskiej. Jej gładkie czoło jaśnieje jak zimowe słońce na ośnieżonym polu, jej zaciśnięte wargi nie potrafią do końca wyrzec się własnej zmysłowości, a jej wzrok z bolesną szczerością podąża ku ideałowi (oczy ma ciemne, tęskne, krwawiące nieustannym pragnieniem sensu). Wysoki, stosowny kołnierzyk ukrywa ją niemal po brodę, jest więc tylko twarzą, zamkniętą, choć kryjącą w sobie jakąś obietnicę, niczym pąk kwiatu. Włosy ma surowo zaczesane do góry, krótko przycięte. Jest rekrutką, bojowniczką, zelotką.

3

Wiedząc, że przebywający na syberyjskim zesłaniu Lenin potrzebuje kopistki, i mając pewność, że także zostanie zesłana (policja mimo wszystko potrafiła właściwie odczytać słowo „niebezpieczeństwo”), przyjęła oświadczyny przywódcy, który zaproponował jej małżeństwo z rozsądku. Odpowiedziała mu owymi słynnymi słowy, ukazującymi jej całkowitą odporność na zalety burżuazyjnych instytucji społecznych: „I cóż… Jeśli trzeba być żoną, będę żoną”. W istocie mamy wszelkie powody, aby przypuszczać, że za tym wyzywającym zarozumialstwem kryła się bałwochwalcza namiętność. Krupska zjechała na Syberię w następnym roku (Fanny Kapłan miała wówczas lat dziesięć), a połączeni ateiści zgodzili się na pełną cerkiewną ceremonię ślubną w Szuszenskoje, nazywane tęsknie „syberyjską Italią”.

Prawo cerkiewne wymagało, aby wymienili się obrączkami. Zwolennicy najbardziej kabalistycznego gatunku literackiego – przepowieści w przepowieści – ci, którzy nie są w stanie oprzeć się potrzebie przeprowadzenia drobiazgowej analizy paradoksalnej symboliki dwóch miedzianych obrączek leżących obok siebie na czarnej aksamitnej poduszce³, teraz mogą się skoncentrować na tym najżałośniejszym epizodzie ceremonii. Mówi się, że kiedy odwiecznie dziewicza Krupska ujrzała obrączki, oblała się rumieńcem. Świeżo obrobiona miedź emituje osobliwą jasność niczym krwawe złoto. Nie zanurzajmy się jednak w mistyczne korelacje i analogie – Bóg przecież jest nieomylny. Mimo to wydaje się, że surowe światło obrączek ujawniło skrywane uczucia Krupskiej z całą olśniewającą mocą. Obrączki sporządził towarzysz z Finlandii, uczący się jubilerskiego fachu. Towarzysz ten był wdzięczny Krupskiej za przywiezienie mu potrzebnych do pracy narzędzi, zadał więc sobie trud wygrawerowania na obrączkach imion przyszłych małżonków, a uczynił to literami, których krępa toporność przywodziła na myśl siedemnastowieczne diagramy osadzonych w sobie sfer astrologicznych. Pod względem kształtu obrączki – jak się uważa – przypominają literę samech, rodzaj o, zwężającego się ku miejscu, od którego się zaczyna, i mającego na szczycie maleńki pączek, który rozmarzone narzeczone biorą za cenny klejnot. Czy muszę dodawać, że ta litera mistycznego alfabetu symbolizuje pomoc i sen? (Przypomnijcie sobie dwuznaczne przysłowie Marksa o religii jako opium dla mas).

Kto zna dzieje tych dwóch lśniących kółeczek? Obrączka, którą Krupska wsunęła na palec Lenina, przepadła bez śladu. Ta, którą Lenin wsunął na jej palec, została natychmiast zdjęta dla zachowania rewolucyjnych pozorów. Ślub dobiegł końca, wrócili do domu oddzielnie.

Stała się więc wołem roboczym i uczennicą, najlepszym żołnierzem, współspaczką (nieczęstą – należy dodać – współspaczką, gdyż w kremlowskim apartamencie Lenina każdy ze współmałżonków miał oddzielną sypialnię z wąskim, jednoosobowym metalowym łóżkiem⁴), nieszkodliwą szarą myszką, likwidatorką defetyzmu, amatorką przepisującą dzieła Lenina i cerującą jego koszule nocne. (Niemiecka komunistka Clara Zetkin, kobieta w porównaniu z Krupską światowa, odwiedziła szczęśliwych małżonków przed rewolucją i po niej. W swych wspomnieniach chwali pobłażliwie żonę za jej „uczciwość, prostotę i dosyć purytańską skromność”).

Nazywał ją Nadia. Ona mówiła na niego Wołodia.

4

Tamtego sierpniowego dnia dwie dekady później, kiedy ciemnowłosa, bladolica, szczupła, młoda kobieta znalazła się przy rolls-roysie Lenina i wycelowała w niego trzęsącą się, dzierżącą małego browninga dłonią, a w kącikach jej mocno zaciśniętych ust wyżłobiły się linie histerycznej determinacji, naczelne bóstwo Związku Radzieckiego powinno było trafić do nieba, unieść się ku jego sercu, jak litery hebrajskiego alfabetu wzlatujące na skrzydłach podczas pewnych kabalistycznych uniesień. Fanny Kapłan (pseudonim Dora) na pewno na to liczyła, gdy poddała się zgodnie z przykazaniem „życie za życie”. Ale czarnowłosej Kapłan, cieszącej się dobrą opinią (a przez to gotowej na samozmarnotrawienie) członkini Organizacji Bojowej Socjalistów-Rewolucjonistów, brakowało doświadczenia. Nasuwa się na myśl podobna historia ze zmontowaną do połowy bombą leżącą na łóżku dziewczyny. Czy przedwczesne odkrycie ładunku było zwykłym pechem, czy może Kapłan i jej towarzysze zapomnieli wystawić czujki? (W tym kontekście słuszne będzie przywołanie litery dalet, której kształt – prawa górna połowa kwadratu – zakłada zarówno wiedzę, jak i brak oświecenia, będąc drzwiami, które mogą się otworzyć i zamknąć. Młodzi anarchiści wierzyli⁵, że drzwi pozostaną zamknięte, dopóki nie ukończą oni przygotowań do zamachu na ministra spraw wewnętrznych. Policja je wyważyła. Tak czy inaczej, opowieść potoczyła się dalej, a drzwi pozostały). Czegóż innego moglibyśmy się spodziewać? Tak wielu rewolucjonistów to intelektualiści – klasa ludzi z aspiracjami wybiegającymi daleko poza ich możliwości. Pomyślcie tylko o paryskich komunardach z poprzedniego stulecia, którzy siadywali w kawiarniach i z okruszków chleba budowali przepiękne maleńkie barykady – wszyscy je podziwiali. Podczas zrywu wznieśli równie piękne barykady z kamieni, a żołnierze obeszli je od flanki. (Czy trzeba dodawać, że Krupska w ogóle nie umiała posługiwać się bronią, a jej kryptograficzne wysiłki wywoływały uśmiech na twarzach szpiegów carskiej ochrany?).

Z typowym dla siebie histerycznym ekscentryzmem Fanny Kapłan nacięła naboje krzyżem dum-dum, aby przedstawiały magiczne atomy, a następnie zanurzyła je w substancji, którą brała za kurarę, a która – jak się okazało – nie przyniosła żadnych skutków. A potem wyruszyła rzucić wyzwanie światu. Kiedy Lenin skończył piątkowe przemówienie do robotników, wystrzeliła trzy kule, które świsnęły jak litera mem. Pierwsza trafiła kobietę, która skarżyła się wcześniej na konfiskowanie chleba na dworcach kolejowych. Druga trafiła Lenina w bark, raniąc mu ramię. Trzecia poszybowała przez płuco ku szyi i utkwiła w bezpiecznym miejscu (jeśli tak można nazwać umiejscowienie kuli w ludzkim ciele). Twarz Lenina pobladła, upadł na chodnik, krwawiąc. Stracił przytomność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: