Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cooper i jego pragnienia - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 listopada 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cooper i jego pragnienia - ebook

To był krótki, lecz namiętny romans. Indy zupełnie przypadkiem poznaje Coopera podczas koncertu granego na jej uniwersytecie. Oboje nie są w stanie zapanować nad pożądaniem i bez chwili namysłu decydują się pójść na całość. Szybki numerek z nawiązką spełnia ich oczekiwania, lecz wkrótce Indy znika bez słowa. Cooper nie potrafi jednak zapomnieć o przygodzie pełnej wrażeń.

Sześć lat później bohaterowie spotykają się ponownie. Dziewczyna otrzymuje nową posadę w dobrze prosperującej firmie, którą zarządza Cooper. Wspomnienie ognistej nocy przeszywa go ze zdwojoną siłą. Ale teraz mężczyzna jest szefem Indy i powinien stłumić swoje seksualne fantazje. Czy uda mu się zachować dystans wobec niezwykle pociągającej podwładnej?  Byłby to nie lada wyczyn, ponieważ erotyczne napięcie, jakie zapanowało między nimi, nadal pozostaje tak silne jak za pierwszym razem…

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-174-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY
W KA­ŁUŻY
LI­STO­PAD 2017 ROKU

INDY

Bie­głam tak szybko, jak tylko się dało, w sza­rych za­mszo­wych bu­tach na wy­so­kim ob­ca­sie. Gwał­tow­nie za­trzy­ma­łam się w ka­łuży desz­czu, woda roz­chla­pała się wo­kół mo­ich stóp. Sta­łam na Pią­tej Alei przed lobby Man­hat­tan Pen­tho­use, ele­ganc­kiego lo­kalu, który wiel­kie kor­po­ra­cje wy­naj­mo­wały na przy­ję­cia.

Po­trzą­snę­łam pa­ra­solką, zdję­łam kap­tur i wy­gła­dzi­łam dło­nią spu­szone te­raz dłu­gie brą­zowe włosy.

– Cho­lerne ku­dły – mruk­nę­łam i po­ża­ło­wa­łam, że z mo­jej ma­łej ko­per­tówki nie wy­łoni się za sprawą cza­rów żadna szczotka do wło­sów. Dziś z pew­no­ścią nie spo­tka mnie ta­kie szczę­ście. Na­ło­ży­łam na usta kilka warstw no­wego ciem­no­czer­wo­nego błysz­czyku. Mu­sia­łam pod­nieść so­bie po­przeczkę i po­ka­zać, kto tu rzą­dzi. – Bar­dzo się de­ner­wu­jesz, Indy? – wy­mam­ro­ta­łam.

Na li­tość bo­ską, je­steś do­ro­słą pro­fe­sjo­na­listką, masz świetną pracę, dasz radę. Prze­pra­co­wa­łaś z nim wiele go­dzin. Dla­czego te­raz mia­łoby być ina­czej? Bo już tu nie pra­cuję i nie na­leżę do jego świata.

– Tak, ga­dam do sie­bie, kiedy się de­ner­wuję, a ty nie?

Przy­znaję, strasz­nie pod­ko­chi­wa­łam się w moim sze­fie. Zda­niem mo­jej współ­lo­ka­torki Anny, przy­szłej pri­ma­ba­le­riny New York City Bal­let, je­stem ska­zana na za­gładę.

– A nie mó­wi­łam? – Je­stem z niej taka dumna! Nie­długo ona też bę­dzie miała wła­sną hi­sto­rię. Ale na ra­zie wciąż mó­wimy o mnie. Tak bar­dzo za­prze­czam temu, że spa­dłam już z klifu mi­ło­ści.

Jed­nak Anna za­wsze po­wie mi prawdę. Sły­szę jej głos w swo­jej gło­wie: „I co za­mie­rzasz z tym zro­bić?”.

Dla two­jej in­for­ma­cji: Nic, ab­so­lut­nie nic. Nul. Zero. Nie mam złu­dzeń i nie są­dzę, by co­kol­wiek do­brego mo­gło wy­nik­nąć z po­goni za męż­czy­zną, który na­wet nie chciał, że­bym na niego cze­kała. Za­ko­cha­nie się w sze­fie było głu­pie, a my­śle­nie, że on od­wza­jemni moje uczu­cia, jesz­cze głup­sze. Ale jak na ra­zie nikt nie za­bro­nił mi ma­rzyć, a przez kilka ostat­nich ty­go­dni on da­wał mi na­dzieję. Na wię­cej.

Gdyby okre­ślić mo­jego szefa mia­nem przy­stoj­nego, by­łoby to grube nie­do­po­wie­dze­nie. Za­raz! Stop! By­łego szefa. Jest ab­so­lut­nie cu­downy i do­sko­nale zdaje so­bie z tego sprawę. Przy każ­dej nada­rza­ją­cej się oka­zji ten za­ro­zu­miały drań pręży mu­skuły pod ide­al­nie do­pa­so­wa­nym gar­ni­tu­rem. Ma gę­ste brą­zowe włosy z ja­śniej­szymi pa­sem­kami, po któ­rych mam ochotę prze­je­chać dłońmi. Mo­gła­bym też je szar­pać, krzy­cząc pod­czas epic­kiego or­ga­zmu. Pry­wat­nie na­zy­wam go już Pa­nem Or­ga­zmicz­nym, i to on jest gwiazdą mo­ich spro­śnych ma­rzeń, gdy w dro­dze do siód­mego nieba wspo­ma­gam się Pa­nem Bo­bem – moim przy­ja­cie­lem na ba­te­rie. Nie osą­dzaj mnie; gdy­byś tak jak ja nie miała per­spek­tyw na żadną ak­cję, też ku­pi­ła­byś so­bie Boba. Anna wie o Panu Or­ga­zmicz­nym, bo praw­do­po­dob­nie wy­krzy­ki­wa­łam jego imię tak gło­śno, że nie mo­gła go nie usły­szeć przez cien­kie jak pa­pier ściany w na­szym miesz­ka­niu. A ten jego ta­tuaż, który wi­dać przy koł­nie­rzyku ko­szuli… Że o róż­nych ko­lo­rach tu­szu na skó­rze skry­wa­nych pod man­kie­tami ko­szuli nie wspo­mnę.

Je­stem w stu pro­cen­tach pewna, że do­sko­nale wie, co robi. Drań. Ale cóż to za za­je­bi­ście cu­downy drań.

– Dla­czego? Dla­czego to spo­tyka aku­rat mnie?

W pracy by­łam na każde jego za­wo­ła­nie. Je­śli chcesz wie­dzieć, ozna­czało to wiele prze­pra­co­wa­nych go­dzin, spo­tkań, ko­la­cji biz­ne­so­wych i so­bót w biu­rze.

– Czy wspo­mnia­łam, że był moim sze­fem, czyli bez­po­śred­nim prze­ło­żo­nym?

On jest wła­ści­cie­lem i dy­rek­to­rem ge­ne­ral­nym Co­oper’s Lo­unge, jed­nej z naj­lep­szych agen­cji re­kla­mo­wych na Man­hat­ta­nie, a ja by­łam jego dy­rek­torką do spraw mar­ke­tingu w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Co­oper’s Lo­unge to jego start-up i in­we­sty­cja w przed­się­bior­czość, a Co­oper’s Inc. to firma matka. Co­oper’s Inc. jest główną firmą kon­sul­tin­gową. Pełni funk­cję do­radcy stra­te­gicz­nego dla in­nych kor­po­ra­cji, kan­ce­la­rii praw­nych i firm pry­wat­nych. Zro­biło się o niej gło­śno po tym, jak wspie­rała inne przed­się­bior­stwa pod­czas kry­zysu fi­nan­so­wego w la­tach 2008–2009. Dzięki no­wym stra­te­giom wej­ścia na ry­nek po­ma­gała im prze­trwać, prze­or­ga­ni­zo­wać się i prze­bran­żo­wić bez ko­niecz­no­ści zwal­nia­nia do­tych­cza­so­wych pra­cow­ni­ków.

– Wła­śnie po­pu­ści­łaś w majtki? Bo gdy ja usły­sza­łam o tym po raz pierw­szy, do­kład­nie tak za­re­ago­wa­łam.

I nie mia­łam wtedy jesz­cze po­ję­cia, że to wła­śnie on – mroczny i na­chmu­rzony bad boy wo­ka­li­sta – z któ­rym pra­wie się zwią­za­łam sześć lat wcze­śniej.

Co za za­je­bi­ste ba­gno. Prze­pra­szam za mój ję­zyk. W go­dzi­nach pracy za­cho­wuję się jak pro­fe­sjo­na­listka, ale w my­ślach klnę jak szewc. Tak to jest, gdy do­ra­sta się w oto­cze­niu chło­pa­ków. Od naj­młod­szych lat mu­sia­łam umieć wal­czyć, bo nie dość, że by­łam środ­ko­wym dziec­kiem, to jesz­cze dziew­czynką. Bra­cia za­wsze mnie kry­ty­ko­wali, pró­bo­wali zro­bić ze mnie jedną z nich. Strasz­nie ich ko­cham. Star­szy brat, Luke, jest praw­ni­kiem, który od­niósł suk­ces w Wa­szyng­to­nie. A młod­szy, Har­ri­son, zo­stał pro­fe­sjo­nal­nym sur­fe­rem i po­dró­żuje po ca­łym świe­cie.

– A może twoim zda­niem Indy to za­bawne imię?

To skrót od In­diany. Tak, w la­tach osiem­dzie­sią­tych moi ro­dzice uwiel­biali In­dianę Jo­nesa. Uro­dze­nie się dziew­czynki nie prze­szko­dziło im w wy­ko­rzy­sta­niu imie­nia uko­cha­nego bo­ha­tera. Więc nie, nie je­stem z In­diany, jak my­śli więk­szość lu­dzi. Po­cho­dzę z Chi­cago, przed czte­rema laty skoń­czy­łam na­ukę jako naj­lep­sza w kla­sie i ciężko pra­co­wa­łam, aby zna­leźć się w tym miej­scu, w któ­rym je­stem dzi­siaj. Przez tego za­ro­zu­mia­łego su­kin­kota pra­wie stra­ci­łam pracę. Może za­brzmi to dra­ma­tycz­nie, ale po­sta­wi­łam na szali swoją ka­rierę.

By­łam już w in­tym­nej re­la­cji z jego ustami i umię­śnio­nym brzu­chem, ale nie­stety wszystko się skoń­czyło, za­nim na do­bre się za­częło.

Kie­ro­wa­łam dzia­łem so­cial me­diów w Co­oper’s Lo­unge i świet­nie mi szło. Jesz­cze pół roku temu było re­we­la­cyj­nie. Mój stary ze­spół na­dal od­nosi ta­kie same – a może na­wet więk­sze – suk­cesy jak wtedy, współ­pra­cuje z ma­łymi i śred­nimi fir­mami, po­maga im w ukła­da­niu stra­te­gii mar­ke­tin­go­wych i pro­wa­dze­niu kont w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych.

A ja je­stem te­raz tylko roz­dy­go­taną, na­pa­loną, za­ko­chaną wa­riatką, która mu­siała zo­sta­wić swoją wy­ma­rzoną pracę dla fa­ceta swo­ich ma­rzeń.ROZ­DZIAŁ DRUGI
IM­PREZA Z OKA­ZJI HAL­LO­WEEN W BRAC­TWIE PHI DELTA THETA
CHI­CAGO, NOR­TH­WE­STERN UNI­VER­SITY, 6 LAT WCZE­ŚNIEJ

INDY

Anna i ja śmia­ły­śmy się i za­ta­cza­ły­śmy, idąc ulicą w pa­su­ją­cych do sie­bie stro­jach. Nie­źle szu­miało nam już w gło­wach od wina, które wy­pi­ły­śmy pod­czas przy­go­to­wań na naj­waż­niej­szą im­prezę hal­lo­we­enową w kam­pu­sie. Ona prze­brała się za aniel­ską uwo­dzi­cielkę, ja za dia­blicę. Za­ło­ży­ły­śmy krót­kie, prze­świ­tu­jące i za­chę­ca­jące su­kienki, bo tego wie­czoru szu­ka­ły­śmy tylko jed­nego: do­brej za­bawy.

– Wiesz, że Chest­nut Ave­nue grają? – Anna wska­zała scenę, gdy wresz­cie zna­la­zły­śmy się w sta­rym wik­to­riań­skim bu­dynku Phi Delta Theta i pró­bo­wa­ły­śmy ogrzać zmar­z­nięte koń­czyny.

– Dżi­zas! Na ze­wnątrz jest cho­ler­nie zimno, a to jesz­cze na­wet nie li­sto­pad. Ale Chi­cago to Chi­cago, prawda? – Od­wró­ci­łam głowę w stronę słabo oświe­tlo­nej, wciąż pu­stej sceny. – Chest­nut Ave­nue, wow! Alex i Grant są po pro­stu ta­aak przy­stojni i sek­sowni, w uczel­nia­nej ga­zetce prze­czy­ta­łam, że Grant śpiewa tylko go­ścin­nie i nie jest już człon­kiem żad­nego ze­społu.

Le­dwo skoń­czy­łam zda­nie, na sce­nie po­ja­wiło się dwóch po­dob­nych do sie­bie chło­pa­ków. Mieli na so­bie roz­pięte białe ko­szule, dżinsy i oku­lary prze­ciw­sło­neczne. Roz­po­częli a cap­pella utwór Back­street Boys. Reszta ze­społu za­jęła swoje miej­sca i za­częła grać.

Grant, naj­wyż­szy z nich, chło­pak ze zdję­cia w ga­zetce, krzyk­nął do nas:

– Je­ste­ście go­towi dać czadu na tej im­pre­zie? Na­prawdę nie mo­gli­śmy się do­cze­kać, żeby wy­stą­pić dla was dziś wie­czo­rem!

Wszy­scy wrzesz­cze­li­śmy:

– TA­AAAK!

Po chwili kon­ty­nu­ował swoim sek­sow­nym ba­sem:

– To mój brat Alex, praw­dziwy główny wo­kal tego ze­społu, ja je­stem tylko zwy­kłym ama­to­rem, który udaje sław­nego raz na ja­kiś czas w week­endy, kiedy to ma dość praw­ni­ków, księ­go­wych i ca­łej tej ka­ru­zeli dla cho­mi­ków. – Uśmiech­nął się do nas i każ­dej z obec­nych na sali dziew­czyn rzu­cił na­miętne spoj­rze­nie.

Po­miesz­cze­nie za­pło­nęło. Mu­zyka ry­czała, lu­dzie tań­czyli i śpie­wali. Anna na­lała do dwóch jed­no­ra­zo­wych kub­ków eg­zo­tyczny poncz. Z ra­do­ścią wzię­łam od niej je­den z nich i od razu wy­pi­łam po­łowę za­war­to­ści.

– To ja­kieś sza­leń­stwo! – krzyk­nę­łam, po­cią­gnę­łam przy­ja­ciółkę na par­kiet i za­czę­łam się po­ru­szać w rytm mu­zyki.

Anna, stu­diu­jąca ba­let na Ju­il­liard School, krzyk­nęła z ra­do­ści i za­częła po­trzą­sać swoim chu­dym, ale pięk­nie umię­śnio­nym cia­łem w syn­chro­ni­za­cji z moim. Zwy­kle wy­ko­ny­wała w tańcu pozy ba­le­towe, dziś jed­nak by­ły­śmy na­sta­wione na do­brą za­bawę i fa­ce­tów.

Spoj­rza­łam w górę na scenę. Wła­śnie skoń­czyli grać pierw­szy utwór. Alex prze­jął mi­kro­fon i za­czął przed­sta­wiać człon­ków ze­społu, pod­czas gdy Grant pił wodę z bu­telki. Obaj zdjęli oku­lary prze­ciw­sło­neczne i wy­da­wało mi się, że wi­dzia­łam, jak ten drugi pa­trzy na mnie po­nad wszyst­kimi gło­wami. Jak na dziew­czynę by­łam wy­soka – mia­łam metr sie­dem­dzie­siąt wzro­stu – ale je­śli do­dać do tego jesz­cze la­kie­ro­wane szpile na trzy­na­sto­cen­ty­me­tro­wym ob­ca­sie, wy­róż­nia­łam się spo­śród po­zo­sta­łych uczest­ni­czek im­prezy. Pu­ścił do mnie oko, a ja uśmiech­nę­łam się do niego le­ni­wie i po­my­śla­łam, że je­śli tego wie­czoru chce być mój, to się na to zga­dzam.

– Za­biorę go dziś do domu albo pójdę tam, do­kąd on ze­chce mnie za­brać – za­śmia­łam się do Anny.

Moja przy­ja­ciółka tylko po­ki­wała głową i wró­ciła do tań­cze­nia. Była już przy­zwy­cza­jona do tego, że wy­bie­ram so­bie fa­ceta i pró­buję go zdo­być.

Nie za­wsze mia­łam szczę­ście, ale kiedy by­łam zde­ter­mi­no­wana, nic nie mo­gło mnie po­wstrzy­mać. Tej nocy Grant miał być mój. Całe metr dzie­więć­dzie­siąt tego wy­so­kiego, ciem­nego, mu­sku­lar­nego i sek­sow­nego wo­ka­li­sty.

Alex za­czął śpie­wać, po chwili do­łą­czył do niego Grant i na sali roz­brzmiał utwór _Give Me Eve­ry­thing_ Pit­bulla. Śpie­wa­łam ra­zem z nimi, za­do­wo­lona z ta­kiego do­boru re­per­tu­aru.

Wró­ci­łam do tańca i do­brej za­bawy, ale pa­trzy­łam mo­jemu wy­bran­kowi w oczy tak czę­sto, jak tylko mo­głam. Wy­da­wało mi się, że zwró­ci­łam na sie­bie jego uwagę, jed­nak co ja tam wie­dzia­łam? Prze­cież ga­piły się na niego prak­tycz­nie wszyst­kie dziew­czyny.

– Zro­bimy so­bie krótką prze­rwę, włą­czymy ja­kąś mu­zykę i w tym cza­sie pój­dziemy do baru się cze­goś na­pić. Je­ste­ście nie­sa­mo­wici, dawno nie gra­li­śmy dla tak sza­lo­nej pu­blicz­no­ści.

Pu­ścili _On The Floor_ Jen­ni­fer Lo­pez, więk­szość lu­dzi po­zo­stała na par­kie­cie.

– Mu­szę do to­a­lety – krzyk­nę­łam przy­ja­ciółce do ucha. Wła­śnie ob­ra­cał ją ka­pi­tan dru­żyny fut­bo­lo­wej, więc tylko kiw­nęła głową i się do mnie uśmiech­nęła.

Przedar­łam się przez tłum i po­bie­głam ko­ry­ta­rzem do to­a­lety. Po chwili do­ce­ni­łam to, jak ła­two się sika w krót­kiej spód­niczce i naj­cień­szych moż­li­wych strin­gach. Nie mu­sia­łam zdej­mo­wać raj­stop, moje czarne poń­czo­chy były przy­pięte czer­wo­nymi pod­wiąz­kami pa­su­ją­cymi do sta­nika i maj­tek. Umy­łam ręce i wy­ru­szy­łam na po­szu­ki­wa­nie Anny.

Przed to­a­letą za­trzy­ma­łam się gwał­tow­nie na wiel­kiej, pra­wie na­giej twar­dej piersi.

– Do­kąd idziesz, skar­bie? – Spo­częło na mnie spoj­rze­nie cie­płych zie­lo­nych oczu. Męż­czy­zna po­ło­żył dło­nie na mo­ich ra­mio­nach.

To był główny wo­ka­li­sta, Grant.

– Ups, prze­pra­szam, nie za­uwa­ży­łam cię – wy­du­ka­łam i spoj­rza­łam w jego ra­do­sne oczy. Po chwili sta­nę­łam na pal­cach i go po­ca­ło­wa­łam, nie po­tra­fi­łam się po­wstrzy­mać.

Na se­kundę za­marł, za­sko­czony, ale po­tem z całą mocą od­wza­jem­nił mój po­ca­łu­nek. Za­czął li­zać ję­zy­kiem moją górną wargę, pro­sił, że­bym otwo­rzyła dla niego usta. Wpu­ści­łam go. Na­sze ję­zyki roz­po­częły sza­lony ta­niec. Grant do­ci­snął mnie do ściany, prawą dłoń oparł nad moją głową, drugą ręką zje­chał po moim le­wym boku. Za­trzy­mał się na bio­drze, pod­cią­gnął krótką spód­niczkę, a po­tem przy­su­nął palce nie­bez­piecz­nie bli­sko roz­pa­lo­nego kro­cza.

– Kuźwa, aleś ty cu­downa, pra­gnę cię, po­czuj to. – Zła­pał mnie za rękę i przy­ci­snął ją do twar­dego wy­brzu­sze­nia w swo­ich spodniach. – Chcesz tego tak bar­dzo jak ja? Zo­ba­czy­łem cię w tłu­mie, roz­świe­tli­łaś całą salę, i nie cho­dzi tylko o tę twoją cho­ler­nie sek­sowną kieckę. – Ogar­nął wzro­kiem całe moje ciało.

Po­ki­wa­łam głową i po­ca­ło­wa­łam go w szczękę, za­czę­łam ssać skórę na szyi aż do płatka ucha, a po­tem wró­ci­łam do ust i po­now­nie je za­ata­ko­wa­łam. W ten spo­sób po­wie­dzia­łam mu, że pra­gnę go tak samo jak on mnie.

Z gło­śni­ków ryk­nął utwór Ri­hanny i Ca­lvina Har­risa _We Fo­und Love_.

– Prze­rwa za­raz się skoń­czy, ale mu­szę cię po­sma­ko­wać, te­raz, na­tych­miast. Je­śli mi na to po­zwo­lisz, obie­cuję ci, że po kon­cer­cie spę­dzimy ze sobą wię­cej czasu.

Na­pa­lona jak ni­gdy do­tąd – a by­łam prze­cież młodą, cie­szącą się ży­ciem stu­dentką – po­da­łam mu dłoń. Po­cią­gnął mnie do ciem­nej wnęki na ko­ry­ta­rzu i padł przede mną na ko­lana. Pod­wi­nął spód­niczkę i od­su­nął na bok cienki pa­sek czer­wo­nych strin­gów.

Zer­k­nął na mnie w ciem­no­ści, po­now­nie py­ta­jąc o po­zwo­le­nie, a po­tem po­szedł na ca­łość. Dmu­chał na moje na­brzmiałe kro­cze, a na­stęp­nie zna­lazł ję­zy­kiem łech­taczkę. Li­zał po­woli, naj­pierw w górę i w dół, po­tem do­okoła. Wplo­tłam palce w ciem­no­brą­zowe włosy, cią­gnę­łam za nie, wi­łam się. Po­chy­lił się jesz­cze bar­dziej i wło­żył we mnie ję­zyk. Po chwili wró­cił od li­za­nia łech­taczki, wsu­nął we mnie je­den, po­tem drugi pa­lec. De­li­kat­nie je wy­giął i za­czął nimi po­ru­szać.

– Dojdź dla mnie – szep­nął, na chwilę za­darł­szy głowę. – Wiem, że tego chcesz. – Po­ru­szał pal­cami co­raz gwał­tow­niej, jego usta na mnie pło­nęły.

Wow, po pro­stu wow. W tej chwili zro­zu­mia­łam, że seks oralny już ni­gdy nie bę­dzie taki sam. Jego wargi i palce były tak zręczne… Co za uro­czy, sek­sowny, przy­stojny i sza­lony fa­cet.

– Boże, jaki ty je­steś do­bry, za­raz dojdę, pro­szę, po­zwól mi…

Za­śmiał się, li­zał i po­ru­szał pal­cami co­raz moc­niej i szyb­ciej.

– Ci­cho, skar­bie, prze­cież nie chcesz, żeby ktoś nas przy­ła­pał.

Czu­łam jego uśmiech na mo­jej cipce.

– Do­cho­dzę… liż da­lej… nie prze­sta­waj… – po­wie­dzia­łam zdy­szana i tak strasz­nie pra­gnąca or­ga­zmu.

Wresz­cie całe moje ciało się spięło. Trzę­słam się i ję­cza­łam naj­ci­szej, jak po­tra­fi­łam. Ale or­gazm był tak po­tężny, że siłą rze­czy za­cho­wy­wa­łam się gło­śno. Dzięki Bogu za mu­zykę i ha­łasy wo­kół nas. Po chwili moje ciało opa­dło bez­wład­nie na ścianę. Grant mnie przy­trzy­mał. Gdyby tego nie zro­bił, na pewno zwa­li­ła­bym się na pod­łogę.

Wstał, ob­li­zał palce i po­ca­ło­wał mnie w usta. Nie ma nic sek­sow­niej­szego niż męż­czy­zna roz­ko­szu­jący się za­pa­chem ko­biety. A on był taki mę­ski.

Po­ru­szył ustami, mó­wiąc:

– Nie ma za co. – A po­tem do­dał już gło­śniej: – Mu­szę wra­cać na scenę, Alex już do mnie pi­sze. Pra­gnę cię i chcę, że­byś na mnie po­cze­kała. Pro­szę, wróć ze mną do ho­telu, do­brze? – bła­gał.

Kiw­nę­łam głową.

I już go nie było.

Mu­sia­łam wró­cić do to­a­lety i ze­brać się do kupy. Moje włosy były w kom­plet­nym nie­ła­dzie, poza tym po­sta­no­wi­łam zdjąć majtki, bo po tym sza­leń­czym or­ga­zmie były całe mo­kre.

– Jezu, co ja zro­bi­łam?ROZ­DZIAŁ TRZECI
MOVE LIKE YOU MEAN IT
CHI­CAGO, NOR­TH­WE­STERN, IM­PREZA BRAC­TWA

CO­OPER

Zła­pa­łem mi­kro­fon, który po­dał mi brat, wy­pi­łem bu­telkę wody i wbie­głem na scenę.

Ze­spół grał już wstęp do _Mo­ves Like Jag­ger_.

Na ustach i ję­zyku wciąż czu­łem jej smak. Mój ku­tas wcale nie był za­do­wo­lony z ta­kiego ob­rotu spraw. Udało mi się ogar­nąć sy­tu­ację, więc moje pod­nie­ce­nie nie rzu­cało się aż tak strasz­nie w oczy.

Za­czą­łem śpie­wać.

Bli­sko przy­jaź­ni­li­śmy się z Ma­roon 5. Oni prze­szli już na za­wo­dow­stwo, a my na­dal by­li­śmy ama­to­rami, ale i tak od­no­si­li­śmy suk­cesy.

Tłum po­now­nie za­czął sza­leć.

Śpie­wa­jąc i tań­cząc, roz­glą­da­łem się w po­szu­ki­wa­niu jej brą­zo­wych wło­sów i osza­ła­mia­ją­cych nie­bie­skich oczu. Ale jej nie zo­ba­czy­łem.

Do­strze­głem ją do­piero po kilku pio­sen­kach.

Od tej chwili ga­pi­li­śmy się na sie­bie przez cały czas, a ja śpie­wa­łem da­lej.

Pa­no­wała mię­dzy nami nie­sa­mo­wita che­mia. Co to za ko­bieta?

Póź­niej, kiedy już się spa­ko­wa­li­śmy, im­preza trwała w naj­lep­sze; roz­glą­da­łem się po sali za moją wy­branką, chcia­łem jak naj­szyb­ciej się stąd za­brać. Z sa­mego rana le­cia­łem do No­wego Jorku z O’Hare i mia­łem za­miar jak naj­le­piej wy­ko­rzy­stać tę noc.

– Chło­paki, pójdę te­raz ko­goś po­szu­kać. Mo­żemy spo­tkać się w lobby o siód­mej i ra­zem zła­pać tak­sówkę na lot­ni­sko?

Alex, Mi­chael i Cory uśmiech­nęli się sze­roko.

– Nie mar­nu­jesz czasu, co? – Mi­chael po­kle­pał mnie po ple­cach. – Przed­sta­wisz ją nam? – Zna­cząco wy­szcze­rzył zęby.

– Chło­paki, nie ma mowy, nie chcę jej od­stra­szyć, za­nim to coś mię­dzy nami za­cznie się na do­bre. To na ra­zie! – Ze­sko­czy­łem ze sceny w mo­rze tań­czą­cych osób.

Dziew­czyna o nie­bie­skich oczach przy­glą­dała mi się z dru­giego końca par­kietu, gdzie są­czyła swo­jego drinka.

Uśmiech­ną­łem się i kiw­ną­łem głową w stronę drzwi, da­jąc jej znać, że­by­śmy się tam spo­tkali. Po­chy­liła się i szep­nęła coś do swo­jej przy­ja­ciółki, a na­stęp­nie wzięła kurtkę.

Roz­da­łem kilka au­to­gra­fów, za­dba­łem o to, by na mo­jej pra­wie na­giej piersi nie po­zo­stały żadne ślady szminki, a po chwili prze­pro­si­łem fanki i ru­szy­łem do drzwi.

Ale dziew­czyny tam nie było.ROZ­DZIAŁ CZWARTY
NOWY SZEF
SZEŚĆ MIE­SIĘCY WCZE­ŚNIEJ

INDY

„Indy, mo­żesz przyjść do mo­jego biura, pro­szę? :)” – na­pi­sała do mnie na Jab­be­rze sze­fowa, Lo­uisa Clarke.

„Pew­nie, za­raz będę, o co cho­dzi?” – od­po­wie­dzia­łam.

Za­mknę­łam lap­topa i za­ło­ży­łam be­żowe szpilki, które wcze­śniej zdję­łam i zo­sta­wi­łam pod biur­kiem w ga­bi­ne­cie. Za­wsze no­si­łam do pracy buty na ob­ca­sach, ale przy każ­dej oka­zji zsu­wa­łam je ze stóp. Zwłasz­cza po po­łu­dniu, gdy po ca­łym dniu mia­łam już ser­decz­nie dość. Wy­gła­dzi­łam nie­sforne fale i na­ło­ży­łam świeżą war­stwę błysz­czyka. Mia­łam na so­bie jedną ze swo­ich ulu­bio­nych su­kie­nek, gra­na­tową, zwę­żaną w ta­lii, z ma­łymi be­żo­wymi gu­zi­kami od góry do dołu i cien­kim be­żo­wym pa­skiem. Za­nim wy­szłam na ko­ry­tarz, przej­rza­łam się w lu­strze. Wy­glą­da­łam pro­fe­sjo­nal­nie, ale ko­bieco.

W biz­ne­sie ko­biety wcale nie mu­szą się upo­dab­niać do męż­czyzn. Mo­żemy być wpły­wowe i po­tężne bez ko­niecz­no­ści no­sze­nia gar­ni­turu i ko­szuli. Po­dob­nie jak w przy­padku męż­czyzn na­szą siłą są mó­zgi.

Do­ga­dza­nie so­bie pięk­nymi ubra­niami, bu­tami i bie­li­zną było moją pa­sją. Poza pracą nie wio­dłam zbyt in­te­re­su­ją­cego ży­cia. Od czasu ukoń­cze­nia stu­diów przed pię­cioma laty cał­ko­wi­cie po­świę­ci­łam się ka­rie­rze.

Och, jak ja ko­cha­łam swoją pracę. W wieku dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu lat zo­sta­łam dy­rek­torką do spraw mar­ke­tingu w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych w nowo po­wsta­łej agen­cji. Nic mnie nie ogra­ni­czało, wszyst­kie roz­wią­za­nia do­pa­so­wy­wa­li­śmy do klien­tów. By­łam bar­dzo wdzięczna za szansę, którą otrzy­ma­łam, gdy pół roku wcze­śniej po­zna­łam Lo­uisę w mo­jej po­przed­niej pracy w Chi­cago. Lo­uisa spo­tkała się na pry­wat­nym grun­cie z moim by­łym sze­fem Steve’em, po­nie­waż kie­dyś łą­czyła ich przy­jaźń. Dzia­łali w tej sa­mej branży, ale w róż­nych miej­scach. Steve rzą­dził w Chi­cago i na Środ­ko­wym Za­cho­dzie, pod­czas gdy Co­oper’s Lo­unge z Lo­uisą na czele był naj­lep­szy na Wschod­nim Wy­brzeżu. Od czasu do czasu wi­dy­wali się, aby nad­ro­bić za­le­gło­ści. Steve za­pro­sił mnie na spo­tka­nie, bo po­sta­no­wił po­móc mi w roz­woju za­wo­do­wym. Nie tylko po­zwo­lił mi pro­wa­dzić wła­sny ze­spół w tak mło­dym wieku, lecz także po­ka­zał mi ten biz­nes od pod­szewki. Jego wiara we mnie wy­warła ogromny wpływ na moje ży­cie. Steve miał około pięć­dzie­siątki, żonę i dzieci i czuł się na tyle pew­nie, że po­zwa­lał pra­cow­ni­kom roz­wi­jać ta­lenty i wy­ko­rzy­sty­wać moż­li­wo­ści.

Krótko mó­wiąc, Lo­uisa i ja od razu przy­pa­dły­śmy so­bie do gu­stu. Chciała mnie z mar­szu za­trud­nić i jesz­cze tego sa­mego dnia do­stała na to zgodę od wła­ści­ciela firmy, Co­opera Granta. Steve nie bar­dzo się pa­lił, żeby się ze mną roz­sta­wać, ale w końcu się opa­mię­tał i po­wie­dział:

– Indy, taka oka­zja może się już nie po­wtó­rzyć, idź pra­co­wać dla Co­opera. Lo­uisa jest ide­alną men­torką. Co­oper z pew­no­ścią znaj­dzie ci od­po­wied­nie miej­sce w swo­jej fir­mie.

W dro­dze do biura Lo­uisy przy­wi­ta­łam się ze współ­pra­cow­ni­kami. Mie­li­śmy po­li­tykę otwar­tych drzwi. Trak­to­wa­li­śmy to do­słow­nie, co ozna­czało, że drzwi były za­mknięte tylko wtedy, gdy prze­pro­wa­dza­li­śmy pry­watne lub po­ufne roz­mowy i spo­tka­nia.

Harry, mój główny me­ne­dżer, po­wie­dział:

– Indy, świet­nie wy­glą­dasz, gdzie scho­wa­łaś swój ba­cik? Ukry­łaś w tym swoim wiel­kim ga­bi­ne­cie ja­kie­goś chłop­ta­sia, że cie­szysz się jak kot, który opił się śmie­tanki?

Był jed­nym z mo­ich naj­lep­szych przy­ja­ciół i za­wsze do­ku­czał mi z po­wodu mo­jego imie­nia. Ja jed­nak nie po­tra­fi­łam się na niego gnie­wać. Od­krzyk­nę­łam:

– Nie dzi­siaj, Har, zo­sta­wi­łam ko­chanka w domu, przy­wią­za­nego do łóżka, ale przy­nio­słam pejcz. Chcesz się za­ba­wić w od­gry­wa­nie ról? – Za­trzy­ma­łam się w drzwiach jego biura. Harry, ru­do­włosy fa­cet o ja­snej kar­na­cji, za­ru­mie­nił się od pod­bródka do li­nii wło­sów. Od­wró­ci­łam się ro­ze­śmiana i… zde­rzy­łam się ze ścianą mię­śni.

To było _déjà vu_ czy... pa­mięć mię­śniowa?

– Pejcz? Pra­cu­je­cie dla no­wej firmy, o któ­rej jesz­cze nie wiemy, czy mamy sek­sowny wto­rek? Po­wi­nie­nem był przy­nieść ze sobą klamry na sutki?

– O mój Boże. Roz­stąp się, pod­łogo i za­bierz mnie pro­sto do pie­kła – po­wie­dzia­łam to gło­śno, a po­tem spoj­rza­łam w górę.

Wy­pro­sto­wa­łam się na tyle, na ile mo­głam w swo­ich szpil­kach, i za­czę­łam wy­my­ślać sto­sowną ri­po­stę. Ale… o raju. On był wyż­szy ode mnie. Nie zdą­ży­łam jesz­cze spoj­rzeć mu w oczy, bo mój wzrok za­trzy­mał się na bar­dzo wą­skiej ta­lii i klatce pier­sio­wej, któ­rej mię­śnie od­zna­czały się pod ja­sno­nie­bie­ską ko­szulą.

– Ale pan wy­soki! – tylko tyle by­łam w sta­nie wy­du­kać.

Z jego gar­dła wy­do­był się głę­boki, cie­pły śmiech. Męż­czy­zna wy­cią­gnął rękę.

– Tak za­bawna i prze­bo­jowa, jak opo­wia­dała Lo­uisa. Je­stem Co­oper Grant, szef two­ich sze­fów. Miło mi cię po­znać, Indy z pej­czem, a nie ba­tem.

Nie­stety nie udało mi się wy­my­ślić żad­nej ri­po­sty, spró­bo­wa­łam jed­nak wziąć się w garść i za­pa­no­wać nad mi­miką. Wy­cią­gnę­łam do niego rękę. Przy­naj­mniej za­cho­wa­łam odro­binę do­brych ma­nier.

I wresz­cie spoj­rza­łam mu w oczy.

Na­tych­miast go roz­po­zna­łam, za­sko­czona cof­nę­łam się o krok.

To był mój zie­lo­no­oki, brą­zo­wo­włosy bóg, który dał mi tak cu­downy or­gazm.

Gwoli ści­sło­ści: by­łam cał­ko­wi­cie świa­doma tego, że w Co­oper’s Lo­unge mogę się na­tknąć na Co­opera Granta. Prze­cież by­łam ma­niaczką me­diów spo­łecz­no­ścio­wych i po na­szym spo­tka­niu sprzed sze­ściu lat prze­świe­tli­łam go na wszyst­kie strony. Gdy go­dzi­łam się na tę pracę, do­my­śla­łam się, że kie­dyś w końcu na niego wpadnę.

Ale nie by­łam przy­go­to­wana na to, co wła­śnie się wy­da­rzyło.

Z ca­łych sił sta­ra­łam się ukryć emo­cje. Nada­łam swo­jej twa­rzy neu­tralny wy­raz.

– Bar­dzo prze­pra­szam, ale w fir­mie za­wsze za­cho­wu­jemy się swo­bod­nie. W ogóle nie je­ste­śmy po­ważni, cią­gle żar­tu­jemy na te­mat seksu, jed­nak nie je­ste­śmy bandą na­pa­lo­nych pra­cow­ni­ków. Chcia­łam po­wie­dzieć, że je­ste­śmy bar­dzo po­waż­nym i od­no­szą­cym suk­cesy dzia­łem. – Do­bry Boże, je­śli nie masz dla mnie miej­sca w nie­bie, to jak naj­szyb­ciej znajdź dla mnie miej­sce w pie­kle. Bła­gam.

– O tak, wiem, i od­no­si­cie ogromne suk­cesy, dla­tego Lo­uisa i ja chcie­li­by­śmy za­mie­nić z pa­nią słowo w jej biu­rze. I pro­szę się nie mar­twić, daję z sie­bie tyle, ile do­staję. – Pu­ścił do mnie oko.

Po jego ostat­nim zda­niu bły­snęła mi w gło­wie myśl, że może on jed­nak wie­dział, kim je­stem.

– Na mi­łość bo­ską, mu­sisz się opa­no­wać – mruk­nę­łam do sie­bie.

– O co cho­dzi? – po­now­nie zwró­cił się do mnie ze zło­śli­wym uśmiesz­kiem na przy­stoj­nej twa­rzy.

– Och, o nic. – Szłam za nim, co ja­kiś czas się po­ty­ka­jąc.

– Lo­uisa czeka z kawą w swoim biu­rze. – Wska­zał drzwi prawą ręką, a ja prze­szłam obok niego.

Spoj­rzał na mnie z góry, tak strasz­li­wie mę­ski. Zie­lone oczy ze zło­tymi plam­kami, ciem­no­brą­zowe włosy, cu­dow­nie wy­rzeź­bione mię­śnie i ten uśmie­szek na wspa­nia­łych war­gach, z któ­rych dolna była peł­niej­sza od gór­nej. Od­da­ła­bym wszystko, by móc po­now­nie je po­li­zać. Wy­su­nę­łam ję­zyk, by ob­li­zać usta. Nie umknęło to uwa­dze Co­opera.

I w ten spo­sób sta­łam się na­pa­loną biu­rową ję­dzą, flir­tu­jącą ze swoim sze­fem, któ­rego rze­komo po­zna­łam za­le­d­wie kilka mi­nut wcze­śniej. WEŹ SIĘ W GARŚĆ, NA­TYCH­MIAST.ROZ­DZIAŁ PIĄTY
NOWY SEK­SOWNY SZEF
PÓŹ­NIEJ TEGO SA­MEGO DNIA

INDY

– Ko­cha­nie, wró­ciiii­łam! – krzyk­nę­łam i pa­dłam na ka­napę. Zdję­łam buty i roz­pię­łam górne gu­ziki su­kienki, od­sła­nia­jąc tro­chę wię­cej skóry. W biu­rze ubie­ra­łam się ko­bieco, ale za­cho­waw­czo. Jed­nak w domu czę­sto od­sła­nia­łam tro­chę wię­cej ciała.

Do po­koju we­szła Anna z dwoma du­żymi kie­lisz­kami wina.

– Ale nic się nie zmie­niło, wy­cho­dzimy dzi­siaj, prawda?

Rzadko piła, te­raz jed­nak świę­to­wa­ły­śmy to, że do­stała ważną rolę w ba­le­to­wej wer­sji _Mia­steczka Hal­lo­ween_. Tre­ningi i próby za­czy­nały się do­piero za ty­dzień. Czyli w ten piąt­kowy pla­no­wa­ły­śmy iść do klubu.

– Dzię­kuję, żonko, je­steś naj­lep­sza. I tak, zde­cy­do­wa­nie wy­cho­dzimy. Mu­szę po­tań­czyć, na­pić się i spu­ścić tro­chę pary.

– Czy ma to coś wspól­nego z pew­nym wy­so­kim, mrocz­nym i przy­stoj­nym no­wym sze­fem? – Wzięła łyk wina, po­trzą­snęła blond wło­sami i się do mnie uśmiech­nęła.

Wcze­śniej tego dnia na­pi­sa­łam do niej ese­mesa po tym, jak do­wie­dzia­łam się, że przez naj­bliż­szy mie­siąc Co­oper – a nie Lo­uisa – bę­dzie moim sze­fem. Miał le­piej po­znać dzia­ła­nie swo­jej firmy. Lo­uisa na­to­miast miała za­jąć jego miej­sce w cen­trali i do­wie­dzieć się wię­cej o, jak to mó­wił Co­oper, „spółce”. Jesz­cze w tym roku Lo­uisa miała się prze­nieść na Za­chod­nie Wy­brzeże.

Anna i ja by­ły­śmy jak ogień i woda. Ona wy­soka i szczu­pła, z pła­ską klatką pier­siową, wą­skimi bio­drami i ma­łym tył­kiem. Uoso­bie­nie pri­ma­ba­le­riny. Była moją wspól­niczką zbrodni, moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką na za­wsze. Do­ra­sta­ły­śmy ra­zem na przed­mie­ściach Chi­cago, cho­dzi­ły­śmy do jed­nej klasy aż do szkoły śred­niej. Po­tem ja po­szłam na Nor­th­we­stern stu­dio­wać biz­nes i ko­mu­ni­ka­cję, a ona do­stała sty­pen­dium w Ju­il­liard Dance i zro­biła li­cen­cjat ze sztuk pięk­nych. Za­wsze by­ły­śmy bli­sko, pi­sa­ły­śmy do sie­bie i łą­czy­ły­śmy się przez Fa­ce­time’a. Nie mia­ły­śmy przed sobą ta­jem­nic, dla­tego wie­działa wszystko o moim sek­sow­nym nie­zna­jo­mym z im­prezy hal­lo­we­eno­wej sprzed sze­ściu lat. Do dia­bła, po­wie­dzia­łam jej wszystko tuż po tym, jak upra­wia­li­śmy seks – prze­cież ona była ze mną na tej im­pre­zie!

Za­wsze ma­rzy­ły­śmy o tym, żeby ra­zem za­miesz­kać. Kiedy przy­ję­łam pracę w No­wym Jorku, mo­gły­śmy wresz­cie speł­nić na­sze ma­rze­nie. Za­czę­ły­śmy świet­nie za­ra­biać, więc stać nas było na miesz­ka­nie z dwiema sy­pial­niami przy East 39th Street, za­le­d­wie kilka prze­cznic od mo­jego biura. Ja za­wsze mo­głam się wy­pła­kać na ra­mie­niu Anny, a ona na moim. Wy­ty­kała moje kre­tyń­skie za­cho­wa­nia i wy­słu­chi­wała mnie, gdy mia­łam zła­mane serce.

– Więc… no tak. Jak ja zdo­łam pra­co­wać u jego boku dzień w dzień? – Wes­tchnę­łam gło­śno. – Ni­gdy nie wi­dzia­łam pięk­niej­szego męż­czy­zny. Jest śmier­tel­nie nie­bez­pieczny i do­sko­nale zdaje so­bie z tego sprawę – do­da­łam smutno. – Pra­co­wa­łam z nim dzi­siaj przez całe cztery go­dziny. Ze dwa­dzie­ścia razy mu­sia­łam się po­wstrzy­my­wać przed rzu­ce­niem się na niego, a świa­do­mość, że w tych swo­ich ele­ganc­kich spodniach od gar­ni­turu skrywa pierw­szo­rzędny sprzęt, wcale nie po­maga. O ja pier­dziu – jęk­nę­łam.

Anna ro­ze­śmiała się gło­śno i po­ło­żyła się na ka­na­pie.

– Spo­tka­łaś swo­jego boga seksu, ale bę­dzie za­bawa! Chodź, ubie­rzemy cię w naj­sek­sow­niej­szy strój, jaki uda nam się zna­leźć, i ru­szymy na po­szu­ki­wa­nia in­nego przed­sta­wi­ciela mę­skiego ga­tunku, z któ­rym bę­dziesz mo­gła świet­nie się za­ba­wić. Za­po­mnisz o tym wy­so­kim, mrocz­nym i sek­sow­nym go­ściu.

Nie by­ły­śmy pru­de­ryjne i tak jak wszyst­kie go­rą­co­kr­wi­ste ko­biety w na­szym wieku uwiel­bia­ły­śmy do­bry seks i prze­lotne re­la­cje. Anna wy­bie­rała wy­so­kich, blon­d­wło­sych, chło­pię­cych cza­ru­siów, a ja lu­bi­łam fa­ce­tów wy­so­kich, ciem­no­wło­sych i w stylu bad boyów. Cho­dzi­ły­śmy na łowy ra­zem, bo ni­gdy nie po­cią­gał nas ten sam typ męż­czyzn i za­wsze dba­ły­śmy o swoje bez­pie­czeń­stwo. Tylko raz by­ły­śmy bli­skie za­ko­cha­nia się w tym sa­mym fa­ce­cie, ale skoń­czyło się tak, że obie z niego zre­zy­gno­wa­ły­śmy, bo przy­jaźń była dla nas waż­niej­sza. Po tym epi­zo­dzie za­war­ły­śmy pakt, że bę­dziemy za­kle­py­wać so­bie fa­ce­tów i po­ma­gać so­bie na­wza­jem w ich zdo­by­wa­niu.

Trój­kąty to nie na­sza bajka; raz się ca­ło­wa­ły­śmy i tro­chę pie­ści­ły­śmy, żeby spraw­dzić, czy warto za­pusz­czać się w te re­jony. Skoń­czy­ły­śmy na pod­ło­dze, tur­la­jąc się ze śmie­chu.

Otrzy­ma­łam wia­do­mość na te­le­fon.

Szef Co­oper: Czy może Pani przyjść w po­nie­dzia­łek rano o 7.30?

Ja: Tak, ja­sne, coś się dzieje?

Szef Co­oper: Chciał­bym przej­rzeć nowe ra­porty, za­nim reszta do­łą­czy do nas na spo­tka­niu o 8.30.

Ja: Brzmi świet­nie, przyjdę. Mam przy­go­to­wać ja­kąś pre­zen­ta­cję?

Szef Co­oper: A ma Pani ja­kąś ogólną do­ty­czącą me­diów spo­łecz­no­ścio­wych?

Ja: No pew­nie. Je­śli poda mi Pan na­zwę firmy i prze­śle logo, to ją do­sto­suję. Wtedy bę­dzie wy­glą­dała bar­dziej pro­fe­sjo­nal­nie.

Szef Co­oper: Za­raz wy­ślę wszystko ma­ilem.

Ja: Przy­siądę do tego w wolne dni. Do zo­ba­cze­nia w po­nie­dzia­łek i ży­czę mi­łego week­endu!

Szef Co­oper: Do zo­ba­cze­nia i wza­jem­nie. Tylko pro­szę nie sma­gać bi­czem zbyt wielu nie­win­nych męż­czyzn ;-)

Ja: WTF?????

Szef Co­oper: Prze­pra­szam, nie mo­głem się po­wstrzy­mać, prze­cież mnie Pani nie zna… jesz­cze. My­ślę, że mamy ta­kie samo po­czu­cie hu­moru.

Ja: Och, w po­rządku. Na szczę­ście bicz jest bez­piecz­nie scho­wany. Na ra­zie.

Co­oper: .

– Kto to był?

– Mój nowy szef dał mi za­da­nie do wy­ko­na­nia i przy oka­zji chciał mi po­ka­zać, ja­kie ma po­czu­cie hu­moru – od­po­wie­dzia­łam w za­my­śle­niu.

– Wo­lisz od­sło­nić dzi­siaj uda czy brzuch?

Gdy Anna się od­wró­ciła, zo­ba­czy­łam, że w jed­nej ręce trzyma długą spód­nicę i krótką ko­szulkę, a w dru­giej czer­woną su­kienkę, bar­dzo krótką, ale nie na tyle, by od­sło­nić po­śladki. Nie umia­ła­bym świe­cić tył­kiem. Ćwi­czy­łam i by­łam w do­brej kon­dy­cji, jed­nak moje wiel­kie, ukła­da­jące się w kształt serca pół­dupki to jedna wielka ka­ta­strofa.

Wzię­łam do ręki su­kienkę. Miała dłu­gie rę­kawy i była bar­dzo ob­ci­sła, pod­kre­ślała za­równo piersi, jak i uda. Bę­dzie wy­glą­dać fan­ta­stycz­nie w ze­sta­wie­niu z mo­imi dłu­gimi no­gami i fi­gurą klep­sy­dry.

– Ja będę dziś czer­woną dia­bel­ską do­miną, a ty bę­dziesz moją dia­blicą, je­śli za­ło­żysz tamtą fio­le­tową kieckę, którą mia­łaś na so­bie, gdy pod­ry­wa­łaś tego blon­dyna po­dob­nego do Thora.

Ob­lała się ru­mień­cem. Wie­dzia­łam, że jesz­cze nie za­po­mniała o tam­tym wi­kingu, ale przy­je­chał do No­wego Jorku tylko na kilka ty­go­dni w in­te­re­sach, a po­tem wró­cił do Lon­dynu. Spo­tkali się kilka razy i od tej pory Anna nie była sobą.

– A wiesz, że on znowu jest w No­wym Jorku? Tro­chę pi­sa­li­śmy w tym ty­go­dniu. – Przy­gry­zła dolną wargę i się uśmiech­nęła. – Może po­win­nam go za­pro­sić dziś na wie­czór?

– Skoro jest w mie­ście, to ab­so­lut­nie, ale naj­pierw po­móż mi się zro­bić na bó­stwo, że­bym nie utknęła w ba­rze nie­zau­wa­żona przez ni­kogo. Po­trze­buję dziś po­rząd­nego or­ga­zmu. – Pu­ści­łam do niej oko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: