Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cory dostaje drugą szansę - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
7 grudnia 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cory dostaje drugą szansę - ebook

Cory – popularny koszykarz licealnej drużyny – oraz Sasha – nieśmiała i nieco wycofana dziewczyna. Oboje chodzą do tej samej szkoły i są najlepszymi przyjaciółmi, odkąd skończyli czternaście lat. Łączące ich uczucie to jednak coś więcej niż zwykłe kumpelstwo. Nie mogąc już dłużej skrywać prawdziwych uczuć, wyznają sobie miłość.

Wszystko układa się po ich myśli do czasu, gdy Cory popełnia największy błąd w swoim życiu… Sasha jest zdruzgotana. Razem z matką przeprowadza się do innego miasta, a związek nastolatków staje się wspomnieniem bolesnej przeszłości.

Dwadzieścia lat później bohaterowie spotykają się ponownie, tym razem jako dorośli ludzie. Wciąż łączy ich chemia, którą nietrudno wyczuć. Ale czy Cory dostanie drugą szansę? Czy będzie mógł naprawić błędy młodości?

„Cory dostaje drugą szansę” to trzecia część serii zatytułowanej „Kobiece żądze”. Louisa Sherman opowiada o tym, że zawsze warto przebaczać.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-176-9
Rozmiar pliku: 825 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NOTKA OD AU­TORKI

To moja trze­cia po­wieść i na­dal czuję, że je­stem na wcze­snym eta­pie mo­jej pi­sar­skiej po­dróży. Jak każda osoba, która wy­ru­sza w nową drogę, mam pewne obawy. Jed­nak hi­sto­rie, które pra­gnę opo­wie­dzieć, zaj­mują tak wiele miej­sca w mo­jej gło­wie… Aż się pro­szą, by się nimi z Tobą po­dzie­lić.

Je­śli masz ma­rze­nia, nie cze­kaj z ich re­ali­za­cją. Każ­dego dnia sta­raj się wnieść do swo­jego ży­cia odro­binę przy­gody.

Je­śli ko­chasz, ko­chaj ca­łym ser­cem i na za­wsze. Dbaj o naj­bliż­sze osoby, na­wet je­śli dzieli Was duża od­le­głość.

Sa­sha i Cory opo­wie­dzieli mi hi­sto­rię mi­ło­ści mło­dych lu­dzi i kom­pli­ka­cji, które się z nią wią­zały. Nie­któ­rzy mó­wią, że czas le­czy rany. Ale można stra­cić ko­goś tak dro­giego, że rana ni­gdy się nie za­goi lub otwiera się przy naj­lżej­szym do­tyku. Nie cho­dzi o to, że nie mo­żesz żyć bez tej osoby. Cza­sem do­sta­jesz od losu w kość i mu­sisz do­ro­snąć. Ale jak to zro­bić, gdy twoje ży­cie zo­sta­nie wy­wró­cone do góry no­gami? Jak so­bie z tym po­ra­dzić? To opo­wieść Cory’ego i Sa­shy o dru­giej szan­sie.

Chcę pi­sać o tym, w jaki spo­sób do­ko­nane przez nas wy­bory nas de­fi­niują, ale też o tym, że mamy moc i mo­żemy wszystko zmie­nić.

Te słowa są skie­ro­wane do wszyst­kich przy­ja­ciół i ro­dziny, któ­rzy wie­rzą we mnie i w drogę, którą po­dą­żam. Naj­ser­decz­niej­sze po­dzię­ko­wa­nia kie­ruję do mo­jej re­dak­torki, wy­dawcy i ko­rek­to­rów – bez Was nie da­ła­bym rady.

Je­śli chcesz się ze mną po­dzie­lić swo­imi prze­my­śle­niami, na­pisz do mnie.

www.wri­terl­sher­man.com

Mo­że­cie za­pi­sać się na mój new­slet­ter, śle­dzić mnie w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych i na­pi­sać do mnie wia­do­mość.

Dzię­kuję xoxo

Lo­uisaROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

MAJ 1998 ROKU

NA­TA­SHA

Jego pa­lec kre­ślił de­li­katny wzór wo­kół mo­jego sutka, który skur­czył się i stward­niał pod wpły­wem jego do­tyku i chłod­nego po­wie­trza w po­koju. Le­że­li­śmy w zu­peł­nej ci­szy obok sie­bie na moim łóżku. Przy­kry­li­śmy się koł­drą, ale moje piersi i jego tors były od­sło­nięte.

Wspólna na­uka za­sko­czyła nas oboje i prze­ro­dziła się w se­sję piesz­czot, a po­tem cze­goś wię­cej. Jak to zwy­kle by­wało, mia­łam dom dla sie­bie. Miesz­ka­łam tylko z mamą, która wy­je­chała w de­le­ga­cję.

Wes­tchnę­łam za­do­wo­lona i za­mknę­łam oczy, roz­ko­szu­jąc się jego piesz­czo­tami i na­szą bli­sko­ścią.

To mój naj­lep­szy przy­ja­ciel, a te­raz także ktoś o wiele waż­niej­szy.

– Jak okre­ślić to, co nas łą­czy? – wy­pa­li­łam ni z gruszki, ni z pie­truszki.

Za­sko­czony Cory otwo­rzył oczy i spoj­rzał na mnie.

– Co masz na my­śli?

– Czy je­stem te­raz twoją dziew­czyną? – Może to było dziwne py­ta­nie, prze­cież le­ża­łam naga w łóżku z chło­pa­kiem, w któ­rym za­ko­cha­łam się od pierw­szego wej­rze­nia już trzy lata wcze­śniej.

– Chcesz, że­bym zo­stał twoim chło­pa­kiem? – Uśmiech­nął się do mnie wred­nie, ten przy­stojny drań, i znów mnie do sie­bie przy­cią­gnął.

– Ja… Nie wiem, Cory. Wiesz, że cię ko­cham, i to bar­dzo, ale trudno prze­wi­dzieć, czy nam się uda. – Znów ode­zwała się moja nie­pew­ność. Wie­dzia­łam, że je­stem nie­brzydka, by­łam jed­nak tylko ku­jo­no­watą naj­lep­szą przy­ja­ciółką tego lu­bia­nego wy­spor­to­wa­nego chło­paka, któ­rego za­wsze ota­czał wia­nu­szek naj­pięk­niej­szych dziew­czyn. – Je­steś zbyt po­pu­larny i mo­żesz prze­bie­rać w la­skach. Nie moja liga.

Jego dłoń czule pie­ściła moje ra­mię, ale przez dłuż­szy czas nie od­po­wia­dał.

– Sa­sho, je­steś naj­pięk­niej­szą dziew­czyną, jaką kie­dy­kol­wiek spo­tka­łem, a by­cie z tobą, zwłasz­cza w taki spo­sób, spra­wia, że staję się naj­szczę­śliw­szym fa­ce­tem na świe­cie.

Od­prę­ży­łam się i wtu­li­łam się w niego. Le­że­li­śmy na ły­żeczkę, de­lek­to­wa­łam się do­ty­kiem jego twar­dych mię­śni i dłu­gich koń­czyn. Cory był sil­nym skrzy­dło­wym w na­szej li­ce­al­nej dru­ży­nie ko­szy­kar­skiej i co­dzien­nie miał tre­ningi – te­raz, po se­zo­nie, tro­chę mniej, ale i tak mu­siał utrzy­mać formę. To było lato przed ukoń­cze­niem szkoły. Jesz­cze tylko kilka ty­go­dni i bę­dziemy mieli le­niwe wa­ka­cje tylko dla sie­bie. By­łam te­raz szczę­śliwą dziew­czyną, która mo­gła się cie­szyć od­wza­jem­nio­nym uczu­ciem.

– Je­śli mnie chcesz, je­stem cała twoja. Wy­star­czy, że po­pro­sisz…

Prze­rwał mi głę­bo­kim po­ca­łun­kiem. Lu­dzie, jak on ca­ło­wał. Cie­płe, gład­kie wargi do­ty­kały mo­ich ust, a kiedy wsu­nął się do nich jego ję­zyk, mia­łam wra­że­nie, jakby zwa­lił się na mnie cały świat. Na­sze ję­zyki tań­czyły i za­częły się go­nić. Po­czu­łam ucisk i ból w piersi. Te­raz, kiedy wie­dzia­łam, jak to jest go ca­ło­wać, nie po­tra­fi­łam się tym na­sy­cić, nie chcia­łam się wy­co­fać.

***

CORY

Po­ca­łu­nek z Sa­shą był ucie­le­śnie­niem fan­ta­zji. Po­żą­da­łem jej od za­wsze – a przy­naj­mniej tak mi się wy­da­wało. Na po­czątku było to czy­sto mło­dzień­cze za­uro­cze­nie, ale po­tem na­sza przy­jaźń prze­ro­dziła się w głę­boką mi­łość i przy­wią­za­nie. Uza­leż­ni­łem się od niej i od wszyst­kiego, co się z nią wią­zało: jej dow­cipu, uśmie­chu, a naj­bar­dziej od jej ko­bie­cych krą­gło­ści. Sa­sha była wy­soka i szczu­pła, ale ide­al­nie wy­peł­niona we wszyst­kich wła­ści­wych miej­scach: miała jędrne, miesz­czące się w dłoni piersi, ani za małe, ani za duże, twarde okrą­głe po­śladki i wą­ską ta­lię. Kie­dyś była tan­cerką. Miała wspa­niale wy­rzeź­bione mię­śnie i miękką skórę.

Od­wró­ci­łem nas i usta­wi­łem się nad nią. Za­mkną­łem oczy i po­cze­ka­łem, aż po­czuję się kom­pletny. Wresz­cie była moja. Mój ku­tas znowu zro­bił się twardy, pra­gną­łem po­czuć, jak jej cie­pło mnie otula. Czy ja kie­dy­kol­wiek się nią na­sycę? Praw­do­po­dob­nie nie. Za­ko­cha­łem się do sza­leń­stwa w tej brą­zo­wo­okiej bo­gini. Jej dłu­gie ja­sno­brą­zowe włosy były roz­rzu­cone na po­duszce i wy­glą­dały jak po­tar­gana au­re­ola.

– Co się dzieje w tej two­jej cu­dow­nej główce? – Po­chy­li­łem się i po­ca­ło­wa­łem ją w czoło.

– Znowu zro­bi­łeś się twardy? – spy­tała zdu­miona.

– Tak wła­śnie na mnie dzia­łasz, ko­cha­nie. Gdy je­steś w po­bliżu, cały czas mam erek­cję. – Za­chi­cho­ta­łem i od­chy­li­łem się, by włą­czyć znaj­du­jące się na jej sto­liku ra­dio. Była już na nim usta­wiona jej ulu­biona so­ftroc­kowa sta­cja i usły­sze­li­śmy _Truly, Ma­dly, De­eply_ Sa­vage Gar­den. – Czy mogę się z tobą ko­chać? Wiem, że pew­nie je­steś obo­lała, ale Sa­sho, tak strasz­nie cię pra­gnę…

– Cory, tak bar­dzo pra­gnę znowu po­czuć cię w so­bie. Pro­szę, nie po­wstrzy­muj się. Po­trze­buję cię tak samo mocno jak ty mnie. – Po­gła­skała mnie po ple­cach, by za­pew­nić o praw­dzi­wo­ści swo­ich słów.

By­łem jej pierw­szym chło­pa­kiem, a to był do­piero nasz drugi raz Wie­dzia­łem, że mu­szę dzia­łać po­woli, chcia­łem jej spra­wić przy­jem­ność. To dzięki niej po­czu­łem się le­piej niż kto­kol­wiek inny. Żadna po­de­rwana po pi­jaku la­ska nie mo­gła się z nią rów­nać, a wła­śnie tylko ta­kie dziew­czyny mia­łem przed nią.

Ca­łym swoim cia­łem i du­szą pra­gną­łem, by dała nam szansę. Za­czą­łem ob­sy­py­wać ją po­ca­łun­kami od szyi do wspa­nia­łych piersi, ssa­łem i li­za­łem jej sztywne sutki. Mia­łem jej ciało na każde za­wo­ła­nie i to było nie­sa­mo­wite. Wiła się pode mną, nie mo­głem się po­wstrzy­mać i prze­je­cha­łem dło­nią po jej boku – wie­dzia­łem, że ma tam ła­skotki.

– Wy­ko­rzy­sty­wa­nie mo­jej sła­bo­ści prze­ciwko mnie, gdy je­stem tak na­krę­cona, jest nie w po­rządku – wy­dy­szała.

Uło­ży­łem się mię­dzy jej no­gami.

– Po­czuj, co ze mną ro­bisz. – Wy­pchną­łem mied­nicę i mój ku­tas pra­wie wszedł w jej słodką cipkę. – Ko­cha­nie, je­steś moją naj­więk­szą sła­bo­ścią.

Ra­dio za­grało _Crush_ Jen­ni­fer Pa­ige.

Prze­su­ną­łem się w dół łóżka i prze­cią­gną­łem ję­zy­kiem od jej za­ci­śnię­tej dziurki do tego, co, jak po­dej­rze­wa­łem, było łech­taczką. Wy­pchnęła bio­dra do góry.

Nie by­łem szcze­gól­nie do­świad­czony w sek­sie. Mia­łem sie­dem­na­ście lat i by­łem już z kil­koma dziew­czy­nami, ale mu­sia­łem szcze­rze przy­znać, że ni­gdy nie zna­leź­li­śmy czasu, by się na­wza­jem po­zna­wać, tak jak te­raz po­zna­wa­li­śmy się ja i moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka. Mia­łem za sobą kilka szyb­kich, nie­po­rad­nych nu­mer­ków na im­pre­zach lub w moim sa­mo­cho­dzie. Edu­ka­cję sek­su­alną za­pew­niał mi tylko stos po­gnie­cio­nych po­ży­czo­nych ma­ga­zy­nów porno i nie do końca wie­dzia­łem, co ro­bię.

Dmuch­ną­łem w gu­zi­czek Sa­shy i okrą­ży­łem go ję­zy­kiem. Ję­czała.

– Sash, do­brze ci? Daj mi znać, ko­cha­nie, je­steś moją pierw­szą… – Uśmiech­ną­łem się.

– O cho­lera… Je­steś bo­giem seksu! Czy to pierw­szy raz, kiedy li­żesz dziew­czynę? – spy­tała zdy­szana. – Rób to, co ro­bi­łeś do tej pory, a z pew­no­ścią zdo­bę­dziesz złoty me­dal, Cory. Je­steś o wiele lep­szy od mo­ich pal­ców.

Prze­rwa­łem i zła­pa­łem jej łech­taczkę mię­dzy dwa palce.

– Je­stem aż tak do­bry, ko­cha­nie?

– Uhm, tak, pro­szę, nie prze­sta­waj, nie mo­żesz te­raz tak po pro­stu prze­stać.

Uśmiech­ną­łem się pod wpły­wem jej de­spe­ra­cji. Po chwili Sa­sha wy­pchnęła bio­dra, by pod­sta­wić cipkę wprost pod moje usta.

– Nie martw się, spra­wię, że doj­dziesz, a po­tem mój ku­tas musi tra­fić do two­jej na­pa­lo­nej cipki. – Jej ci­che po­ję­ki­wa­nia i smak jej so­ków na­prawdę mnie na­krę­cały. Czu­łem pod­nie­ca­jące mro­wie­nie na skó­rze, tak strasz­nie pra­gną­łem tej dziew­czyny.

– Och tak, pro­szę – wy­dy­szała.

Wy­su­ną­łem ję­zyk i za­czą­łem nim wi­ro­wać wo­kół gu­ziczka. Wsu­ną­łem palce w jej mo­kre i go­rące cie­pło. Eks­plo­do­wała i do­szła mi w ustach, jej soki po­kryły moje palce. Kto by po­my­ślał, że jesz­cze kilka go­dzin wcze­śniej ona była dzie­wicą, a ja ni­gdy wcze­śniej nie do­pro­wa­dzi­łem żad­nej ko­biety do or­ga­zmu?

Na­tych­miast za­ło­ży­łem pre­zer­wa­tywę i wsze­dłem w Sa­shę. Po szczy­to­wa­niu była bar­dzo mo­kra. Na­dal czu­łem lek­kie skur­cze.

– Cho­lera, Sash, ale je­steś cia­sna. Chry­ste, je­stem naj­szczę­śliw­szym fa­ce­tem na ziemi.

Oplo­tła mnie no­gami, przez chwilę w niej zo­sta­łem, a po­tem wy­sze­dłem i wsze­dłem raz jesz­cze.

– Mu­szę cię te­raz ze­rżnąć; ale je­śli to bę­dzie dla cie­bie za dużo, to mi o tym po­wiedz. – Za­trzy­ma­łem się, cze­ka­jąc na jej zgodę.

– Ze­rżnij mnie mocno. Chcę, że­byś to zro­bił, to nie­sa­mo­wite uczu­cie, Cor. – Za­częła ryt­micz­nie po­ru­szać bio­drami, a ja opar­łem się na rę­kach, by ją po­ca­ło­wać.

– Tak bar­dzo cię ko­cham, Sa­sho.

– Cory, ko­cham cię od za­wsze, nie wi­dzia­łeś tego?

Za­czę­li­śmy upra­wiać seks, a po­tem ra­zem szczy­to­wa­li­śmy.ROZ­DZIAŁ DRUGI

TEN CHŁO­PAK I DZIEW­CZYNA SĄ MOI

WIO­SNA 2018 ROKU

NA­TA­SHA

– Mamo! Je­stem w domu. Coś cu­dow­nie pach­nie! – krzyk­nął Jake z ko­ry­ta­rza.

– Tu­taj, ko­cha­nie, opra­co­wuję ar­gu­menty na ju­trzej­szą sprawę w są­dzie – od­krzyk­nę­łam. – Na bla­cie leżą świeże bu­łeczki cy­na­mo­nowe.

Po­now­nie sku­pi­łam się na lap­to­pie i no­tat­kach ze świa­do­mo­ścią, że za chwilę mój przy­stojny dzie­więt­na­sto­letni syn wpad­nie do mo­jego ga­bi­netu. Za­wsze tak ro­bił. Sły­sza­łam, jak otwiera i za­myka szafki w kuchni. Uśmiech­nę­łam się pod no­sem. Miesz­ka­li­śmy tu od nie­dawna i jesz­cze nie do końca się tu od­na­lazł. Jesz­cze do ze­szłego roku by­li­śmy w Se­at­tle, aż wresz­cie – jako ostat­nia z na­szego trio – opu­ści­łam Wy­brzeże Pół­nocno-Za­chod­nie, by być bli­żej mo­ich dzieci. No do­bra, to nie były już dzieci, ale nie umia­łam po­ra­dzić so­bie z bra­kiem ich bli­sko­ści. Mia­łam tylko ich i by­łam ich je­dy­nym ro­dzi­cem. Moja mama i tata wciąż żyli i sza­leli, za­jęci swo­imi spra­wami se­nio­rów, grali w golfa i bry­dża. Uśmiech­nę­łam się na tę myśl.

– Prze­rwa na kawę, mamo, pew­nie nie ja­dłaś nic przez cały dzień! – Jake wrę­czył mi ku­bek z kawą i do­dał: – Praw­nik to osoba, która pi­sze do­ku­ment na dzie­sięć ty­sięcy słów i na­zywa go krót­kim. – Pre­zent w po­staci prak­tycz­nego żartu od naj­waż­niej­szych osób w moim ży­ciu: mo­ich dzieci. Uro­dzi­łam je, gdy mia­łam osiem­na­ście lat. Po­sta­no­wi­łam to zro­bić, cho­ciaż wie­dzia­łam, że będę ska­zana na sa­mo­dzielne ro­dzi­ciel­stwo.

– Dzię­kuję bar­dzo, ko­cha­nie, wierz mi, że zja­dłam wię­cej, niż trzeba. Chyba ze cztery bułki z cy­na­mo­nem. – Uśmiech­nę­łam się.

– Prze­ży­jesz, chu­dzielcu. – Jake był na sty­pen­dium ko­szy­kar­skim na Uni­wer­sy­te­cie Co­lum­bia i za­wsze cho­dził głodny.

Na szczę­ście oboje miesz­kali w No­wym Jorku. Ju­lia, sio­stra Jake’a, rów­nież stu­dio­wała na Uni­wer­sy­te­cie Co­lum­bia i chciała kon­ty­nu­ować na­ukę w dzie­dzi­nie prawa. De­cy­zja o prze­pro­wadzce tu­taj po dwu­dzie­stu la­tach spę­dzo­nych na Za­chod­nim Wy­brzeżu nie była trudna. Przez cały ze­szły rok pró­bo­wa­łam się przy­zwy­czaić do sa­mot­no­ści po raz pierw­szy w ży­ciu, ale kiep­sko mi to wy­cho­dziło. Wie­dzia­łam, że już ni­gdy nie będę na­rze­kać na ha­łas, jaki dzieci ro­bią w domu. Za­czę­łam szu­kać pracy na Wschod­nim Wy­brzeżu i tu przy­je­cha­łam. Szczę­ście mi do­pi­sało i wy­lą­do­wa­łam jako praw­niczka w fir­mie z Wall Street. Moje dzieci były do­ro­słe i już od ja­kie­goś czasu nie po­trze­bo­wały mnie przez dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę, ale sta­no­wi­li­śmy zgraną paczkę.

– Przyj­dziesz na mój mecz w ten week­end? Gramy z Bro­oklyn. To bę­dzie świetna roz­grywka – po­wie­dział Jake z peł­nymi ustami.

Po­dmu­cha­łam na pa­ru­jącą, go­rącą kawę i prze­nio­słam się od biurka na ka­napę w rogu po­koju, bo Jake z tymi swo­imi dłu­gimi koń­czy­nami za­jął całą sofę.

– Oczy­wi­ście, chęt­nie przyjdę! Masz dla nas bi­lety czy mu­szę ku­pić przez in­ter­net? – spy­ta­łam i wzię­łam kęs bu­łeczki.

– Tre­ner przez cały se­zon da­wał nam dar­mowe ro­dzinne bi­lety do strefy VIP. Mu­sisz tylko ode­brać je tuż przed me­czem. – Wy­cią­gnął nogi.

Aż trudno uwie­rzyć, że ten czło­wiek był kie­dyś ma­leń­kim dziec­kiem wa­żą­cym za­le­d­wie pół­tora ki­lo­grama. Uro­dzi­łam Jake’a i Ju­lię tro­chę za wcze­śnie, co w przy­padku bliź­niąt jest dość po­wszechne. Byli ide­alni, ale ma­lutcy. Jake wy­rósł na bar­dzo przy­stoj­nego chło­paka z ciem­no­brą­zo­wymi po­tar­ga­nymi wło­sami, sza­ro­nie­bie­skimi oczami, ja­kie miał jego oj­ciec, i taką samą smu­kłą, umię­śnioną syl­wetką. Dziew­czyny sza­lały za nim przez całe li­ceum. Ju­lia była piękna i wy­soka jak na ko­bietę, ale jed­no­cze­śnie bar­dzo po­dobna do mnie; wy­jąt­kowo po­ważna i za­czy­tana. Ni­gdy nie wi­dzia­łam, by in­te­re­so­wał się nią ja­kiś chło­pak. Poza stu­diami sku­piała się na mo­de­lingu i kel­ne­ro­wa­niu, przez co prak­tycz­nie nie miała czasu na zwią­zek. By­ły­śmy do sie­bie bar­dzo po­dobne i lu­dzie czę­sto mó­wili, że to skóra zdjęta ze mnie. Ju­lia miała też jed­nak ce­chy ojca. Moje dzieci były moją dumą, po trud­nych pierw­szych la­tach od­na­leź­li­śmy wspólny rytm i stą­pa­li­śmy twardo po ziemi.

Jake klep­nął się dłońmi po udach.

– Idę na tre­ning.

– Jak to miło z two­jej strony, że wpa­dłeś po­ga­wę­dzić ze swoją sta­ruszką. – Uśmiech­nę­łam się. – Mi też już się koń­czy czas, mu­szę się przy­go­to­wać na ju­trzej­sze po­ranne spo­tka­nia, a roz­prawę mam o dru­giej. To trudna sprawa, wy­grana wcale nie jest taka oczy­wi­sta.

– W ta­kim ra­zie do zo­ba­cze­nia.

Wsta­łam, by od­pro­wa­dzić go do drzwi.

Jake po­chy­lił się i wziął mnie w swoje silne ra­miona. Gdy mnie pod­niósł, pi­snę­łam.

– Nie rób tak, ty ol­brzy­mie.

Za­śmiał się tylko i otwo­rzył drzwi.

– Na ra­zie, mamo skrza­cie.

– My­ślisz, że uj­dzie ci to na su­cho, młody czło­wieku? Pa­mię­taj, że na­dal je­stem twoją matką. – Pu­ści­łam do niego oko.

Naj­wy­raź­niej spo­kój nie był mi pi­sany. Gdy by­łam młodą dziew­czyną, czę­sto sie­dzia­łam sama w domu i spę­dza­łam mnó­stwo czasu we wła­snym to­wa­rzy­stwie lub z Co­rym, ale przez dwie ostat­nie de­kady nie za­zna­łam spo­koju.

Wzię­łam do ręki te­le­fon i włą­czy­łam moją ulu­bioną play­li­stę, kom­pi­la­cję mu­zyki z li­ce­al­nych lat 1996–1999. Z tam­tego okresu ży­cia mia­łam za­równo miłe, cie­płe wspo­mnie­nia, jak i te trudne i bo­le­sne. Jed­nego dnia pro­wa­dzi­łam nie­winne, ła­twe ży­cie na­sto­latki, a na­stęp­nego mu­sia­łam na­tych­miast do­ro­snąć.

Eks­pres do kawy wciąż był włą­czony, więc zro­bi­łam so­bie do­lewkę, gdy pustkę w po­ko­jach wy­peł­niło _Kiss Me_ Si­xpence None The Ri­cher, a moje my­śli po­wę­dro­wały do czasu, który te­raz wy­da­wał się tak od­le­gły, że pra­wie jakby ni­gdy się nie wy­da­rzył.ROZ­DZIAŁ TRZECI

ŚCIEM­NIACZ

MAJ 1998 ROKU

CORY

– Hej, pani K., jak się pani dzi­siaj miewa? – Rzu­ci­łem ple­cak w ko­ry­ta­rzu i przy­wi­ta­łem się z mamą Sa­shy.

– O, cześć, Cory, do­brze wi­dzieć twoją przy­stojną twarz! Sa­sha jest w sa­lo­nie i ogląda _Je­zioro ma­rzeń_, nie wiem, czy uda ci się od­wró­cić jej uwagę. – Uśmiech­nęła się do mnie. – Je­steś głodny? Bo za­raz biorę się do ro­bie­nia ka­na­pek.

– Prze­cież mnie pani zna. Je­stem za­wsze głod­nym do­ra­sta­ją­cym chłop­cem – od­par­łem żar­to­bli­wie i po­kle­pa­łem się po brzu­chu.

Mama Sa­shy była naj­faj­niej­szą ze zna­nych mi mam. Uwiel­bia­łem wła­sną mamę, ale ona była bar­dziej tra­dy­cyjna i za­cho­wy­wała po­zory przy ich tak zwa­nych zna­jo­mych. Mój oj­ciec miał pry­watną kan­ce­la­rię prawną w Char­le­sto­nie i ro­dzice ob­ra­cali się w krę­gach praw­ni­ków. Opar­łem się o fra­mugę drzwi do kuchni i moje noz­drza wy­peł­nił za­pach do­mo­wego chleba. Ależ by­łem szczę­ścia­rzem.

– Nie mo­żemy do­pu­ścić do tego, że­byś na­dal był głodny, prawda? Idź spraw­dzić, czy uda ci się wy­rwać Sa­shę ze świata ma­rzeń, a ja za chwilę przy­niosę wam her­batę i ka­napki.

Ru­szy­łem naj­ci­szej, jak tylko umia­łem, bo chcia­łem za­sko­czyć moją dziew­czynę, która być może nie usły­szała jesz­cze, że przy­sze­dłem i na­ro­bi­łem ha­łasu. Sie­działa na ka­na­pie i była w zu­peł­nie in­nym świe­cie, za­uro­czona ży­ciem Joey, Pa­ceya, Daw­sona i reszty gangu z _Je­ziora ma­rzeń_. Cza­sami oglą­da­li­śmy ra­zem ten se­rial i spra­wiało mi to przy­jem­ność, głów­nie dla­tego, że po pro­stu lu­bi­łem spę­dzać czas z Sa­shą.

Jej dłu­gie włosy opa­dały na kra­wędź ka­napy. Naj­ci­szej, jak po­tra­fi­łem, przy­kuc­ną­łem za nią, od­su­ną­łem włosy i zło­ży­łem bar­dzo mo­kry po­ca­łu­nek na jej szyi.

– Nie prze­sta­waj, Cory, nie­sa­mo­wite uczu­cie – wy­mam­ro­tała.

Prze­sko­czy­łem przez ka­napę i usia­dłem obok Sa­shy.

– Wcale się nie prze­stra­szy­łaś, prawda? – Wsu­ną­łem jej rękę pod szyję i ją do sie­bie przy­tu­li­łem.

– Za­cho­wu­jesz się jak słoń w skła­dzie por­ce­lany – od­parła zło­śli­wie.

Na­dal na mnie nie pa­trzyła, tylko ga­piła się na te­le­wi­zor.

Za­czą­łem się śmiać.

– I wła­śnie dla­tego za tobą sza­leję.

To zwró­ciło jej uwagę.

– Jak tam na tre­ningu? – Lekko ob­ró­ciła głowę w moją stronę i prze­su­nęła dłoń, by po­ło­żyć ją na moim le­wym udzie.

– W po­rządku, nic nad­zwy­czaj­nego. Ju­tro wie­czo­rem gramy mecz u sie­bie. Przyj­dziesz, ko­cha­nie? – Po­chy­li­łem się, by po­ca­ło­wać ją w czoło.

– Wiesz, że jesz­cze ni­gdy nie prze­ga­pi­łam żad­nego me­czu i tego też nie prze­ga­pię. Je­stem twoją naj­więk­szą fanką.

Nie roz­ma­wia­li­śmy zbyt wiele o tym, co nas łą­czy. Zde­cy­do­wa­nie coś mię­dzy nami było i po­woli mo­gli­śmy za­cząć po­ka­zy­wać to światu. A przy­naj­mniej na­szym ko­le­gom z klasy. Od­kąd na­sze wspólne ucze­nie się prze­ro­dziło się w coś wię­cej, nie mi­nął jesz­cze na­wet ty­dzień. W szkole ca­ło­wa­li­śmy się kilka razy, trzy­ma­li­śmy się za ręce i sie­dzie­li­śmy ra­zem pod­czas lun­chu, ale nie było jesz­cze „roz­mowy”.

By­cie z Sa­shą to naj­bar­dziej na­tu­ralna rzecz na świe­cie. Na­sze re­la­cje w re­kor­do­wym cza­sie prze­szły od by­cia naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi do by­cia ko­chan­kami, ale nic nie wy­da­wało się wy­mu­szone czy nie­zręczne. Li­czy­li­śmy się tylko my i na­sza re­la­cja.

– Go­towi na prze­ką­ski? – Do po­koju we­szła mama Sa­shy, która przy­nio­sła tacę z je­dze­niem.

– Dzięki, mamo. Je­steś naj­lep­sza. – Sa­sha wzięła ta­lerz i za­częła so­bie na­kła­dać różne pysz­no­ści.

– Głodna, skar­bie? Jedz, bo bę­dziesz po­trze­bo­wała dużo ener­gii. – Po­ła­sko­ta­łem ją tak, jak zro­biłby to naj­lep­szy przy­ja­ciel.

– Obie­canki ca­canki – szep­nęła tak, by mama nie usły­szała.

– Ni­gdy nie wy­co­fuję się z obiet­nicy. Po­win­naś już o tym wie­dzieć. – Cho­lera, jak ja strasz­nie jej pra­gną­łem. Ko­cha­li­śmy się dwa razy w so­botę po po­łu­dniu, a te­raz była środa. Jak się stąd wy­mkniemy?

– Je­śli nie ma­cie nic prze­ciwko, wy­sko­czę do cen­trum han­dlo­wego. Mam kilka spraw do za­ła­twie­nia i umó­wioną wi­zytę u fry­zjera. – Pani K. wstała, by przy­go­to­wać się do wyj­ścia.

Czyli jed­nak wszech­świat słu­cha cza­sami próśb dwojga na­pa­lo­nych na­sto­lat­ków.

Gdy tylko za­mknęły się za nią drzwi wej­ściowe…

– Kto pierw­szy na gó­rze – szep­nęła Sa­sha i po­bie­gła w stronę scho­dów.

– Tak, Sash, mo­żesz wy­gry­wać ten wy­ścig każ­dego dnia, bo ja zmie­rzam pro­sto do mety.

– Och. Mój. Boże, Cory. – Spoj­rzała na mnie ostro.

– Czyli mó­wisz, że nie chcesz skoń­czyć? – Gdy wbie­ga­li­śmy po scho­dach, klep­ną­łem ją w ten ide­alny ty­łek.

– Albo będę na me­cie przed tobą, albo nie je­steś zbyt do­brze wy­cho­wa­nym dżen­tel­me­nem.

– Ko­cha­nie, je­dy­nym moim pra­gnie­niem jest za­pro­wa­dzić cię do mety.ROZ­DZIAŁ CZWARTY

PRZE­KLĘTY

WIO­SNA 2018, BIURO

CORY

Słońce grało w ko­ro­nach drzew. Był jesz­cze wcze­sny ra­nek. Za­wsze lu­bi­łem po­dzi­wiać po­ranny gwar mia­sta z mo­jego ga­bi­netu z wi­do­kiem na Co­lum­bus Circle i Cen­tral Park. Pły­nąca z góry ci­sza wy­raź­nie kon­tra­sto­wała z ma­sami włą­cza­ją­cych się do ru­chu lu­dzi, któ­rzy z mo­jego punktu wi­do­ko­wego na szes­na­stym pię­trze wy­da­wali się mali jak mrówki. Na­pi­łem się kawy i po­pra­wi­łem kra­wat. Wszystko – od mo­jego gra­na­to­wego gar­ni­turu po wło­skie skó­rzane oks­fordy – było szyte na miarę, na­wet ko­szula. Ni­gdy nie umia­łem zna­leźć gar­ni­turu na mój roz­miar w nor­mal­nym skle­pie, a w moim za­wo­dzie od­po­wiedni wy­gląd to wa­ru­nek ko­nieczny. Od­sta­wi­łem pu­sty ku­bek po ka­wie na biurko i wci­sną­łem in­ter­kom. Dzi­siej­szy dzień za­po­wia­dał się cie­ka­wie.

– Marlo, je­steś?

– Tak, pro­szę pana! – od­po­wie­działa na­tych­miast.

Marla była moją nową se­kre­tarką i uparła się, by mó­wić do mnie „pro­szę pana”. Czu­łem się przez to jak wła­sny oj­ciec, poza tym ta­kie pod­kre­śla­nie róż­nic w hie­rar­chii wy­da­wało mi się nie­po­trzebne – wo­la­łem, gdy w biu­rze pa­no­wała swo­bod­niej­sza at­mos­fera. Pro­wa­dzi­łem na­szą ro­dzinną kan­ce­la­rię prawną, a ten od­dział na­le­żał do mnie. Wy­ko­rzy­sta­łem na­zwi­sko mo­jej ro­dziny, by stwo­rzyć lep­sze pod­stawy tu, w No­wym Jorku, gdzie kon­ku­ren­cja była nie­ubła­gana.

– Ale wiesz, że mo­żesz mó­wić mi po imie­niu? – spy­ta­łem ją po raz enty.

– Prze­pra­szam, wiem – wy­ją­kała. – Po pro­stu nie chce mi to przejść przez gar­dło.

Wcze­śniej pra­co­wała u mo­jego eme­ry­to­wa­nego już ko­legi, który bez wąt­pie­nia lu­bił za­cho­wy­wać po­zory.

– Marlo, nie chcę się czuć jak wła­sny oj­ciec i nie je­stem ja­kimś sta­rym szo­wi­ni­stą, który upar­cie sta­wia sie­bie na pie­de­stale. – Uśmiech­ną­łem się cie­pło, bo wie­dzia­łem, że jej po­przedni szef był uoso­bie­niem ty­po­wego praw­nika. – Mo­żesz przyjść do mo­jego ga­bi­netu? Chciał­bym omó­wić ter­mi­narz. – Na ten dzień mia­łem za­pla­no­wa­nych mnó­stwo spo­tkań, ale przy­naj­mniej nie było żad­nych roz­praw, które za­kłó­cały rytm dnia. A po­nie­waż była to środa, to po pracy mia­łem iść na ko­la­cję i piwo w nie­sa­mo­wi­tym nie­wiel­kim bro­wa­rze z mo­imi naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi: Co­ope­rem, Mi­cha­elem i Ja­me­sem. – Sko­czę po kawę, chcesz też? – spy­ta­łem.

***

NA­TA­SHA

Gdy wje­cha­łam na szes­na­ste pię­tro Lo­gan & Lo­gan, roz­legł się dzwo­nek windy. Po­czu­łam, jak dreszcz prze­biega mi po krę­go­słu­pie, i wy­pro­sto­wa­łam się, by choć spró­bo­wać po­zbyć się tego uczu­cia. Przez wiele lat uni­ka­łam tego, jak mo­głam, a tu pro­szę, moja praca we­pchnęła mnie do ja­skini lwa. Na­szło mnie nie­po­ko­jące uczu­cie, że całe moje do­tych­cza­sowe ży­cie się roz­pad­nie.

– Je­stem Na­ta­sha Kel­ler, przy­szłam na spo­tka­nie z Co­rym Lo­ga­nem. Mo­jej klientki jesz­cze nie ma, czy mo­gła­bym tu na nią po­cze­kać? – Słowa te miały dziwny i za­ka­zany smak. Po­czu­łam, jak w ką­ciku oka zbiera mi się łza, która w każ­dej chwili może spły­nąć po po­liczku. Wzię­łam kilka głę­bo­kich od­de­chów; mu­sia­łam wziąć się w garść.

Ładna młoda bru­netka w re­cep­cji rzu­ciła mi przy­ja­zny uśmiech.

– Pro­szę usiąść, pani Kel­ler. Dam znać Cory’emu, że już pani przy­szła, ale że czeka pani jesz­cze na klientkę. – Znowu się uśmiech­nęła.

– Dzię­kuję, to bar­dzo miło z pani strony. – Ostroż­nie usia­dłam w obi­tym ko­nia­kową skórą uszaku i omio­tłam wzro­kiem piękne kla­syczne wnę­trze. Do­brze wie­dzia­łam, że Cory do­sko­nale so­bie ra­dzi. Śle­dzi­łam jego ka­rierę przez wszyst­kie te lata. Po na­ro­dzi­nach me­diów spo­łecz­no­ścio­wych wszyst­kie in­for­ma­cje na jego te­mat stały się o wiele ła­twiej do­stępne. W pew­nym mo­men­cie mo­jego ży­cia roz­wa­ża­łam skon­tak­to­wa­nie się z nim i przy­zna­nie się do wszyst­kiego. Wresz­cie, gdy bliź­niaki skoń­czyły sześć lat, ze­bra­łam się na od­wagę, ale wtedy wła­śnie do­wie­dzia­łam się, że się żeni. W ostat­nim cza­sie nie spraw­dza­łam, co u niego, i by­łam cie­kawa, czy na­dal miał żonę, czy po­ja­wiły się dzieci.

– Pa­nuj nad sobą – szep­nę­łam.

Na­gle ktoś gwał­tow­nie wy­rwał mnie z roz­my­ślań.

– Cześć, Na­ta­sho. – Po­de­szła do mnie moja klientka. – Je­ste­śmy go­towi?

– Oczy­wi­ście. Sprawdźmy, czy uda nam się dzi­siaj dojść z nimi do po­ro­zu­mie­nia. – Wsta­łam z wy­god­nego fo­tela i uśmiech­nę­łam się za­chę­ca­jąco.

Od­głos otwie­ra­nych drzwi na ko­ry­ta­rzu na lewo od re­cep­cji ozna­czał, że ktoś się zbliża. Prze­je­cha­łam dło­nią po ubra­niu, by wy­gła­dzić nie­wi­doczne za­gnie­ce­nia. Spo­strze­gaw­cza re­cep­cjo­nistka pew­nie po­wia­do­miła już Cory’ego, że je­ste­śmy go­towe.

Nie cho­dziło o to, że nie wie­dzia­łam, jaki był wy­soki, przy­stojny i cza­ru­jący. Lata, które nas dzie­liły, na­gle znik­nęły, a ja wstrzy­ma­łam od­dech.

– O raju. Czy to jest ad­wo­kat dru­giej strony? – za­py­tała moja klientka.

– Tak, to Cory Lo­gan we wła­snej oso­bie. – Ku mo­jemu zdu­mie­niu udało mi się coś po­wie­dzieć.

– W pew­nym sen­sie ro­zu­miem, dla­czego ma pra­wie stu­pro­cen­towy wskaź­nik wy­gra­nych – mó­wiła da­lej i ga­piła się na niego jak za­hip­no­ty­zo­wana.

– Ja też mam taki wskaź­nik. Nie ma po­wo­dów do zmar­twień. – Uję­łam ją pew­nie za ło­kieć i po­de­szłam do Cory’ego, który uśmie­chał się do nas pro­fe­sjo­nal­nie. Nie wie­dział, że to ja będę pro­wa­dzić sprawę, czy też po pro­stu przy­wdział ma­skę na po­kaz?

– Wi­tam pa­nie, za­pra­szam do mo­jego skrom­nego ga­bi­netu. – Wy­cią­gnął rękę i przy­wi­tał się z Alyssą, moją klientką. Pra­wie ze­mdlała pod wpły­wem jego do­tyku, a ja prze­wró­ci­łam oczami, co oczy­wi­ście za­uwa­żył.

– Na­ta­sha Kel­ler i Alyssa Jo­nes – za­po­wie­dzia­łam.

Ujął moją dłoń w swoją i utrzy­mał uścisk tylko przez se­kundę dłu­żej, niż to było wska­zane. Cie­pło od jego do­tyku ro­ze­szło się pod moją skórą od dłoni i w górę ra­mie­nia, po­zo­sta­wia­jąc za sobą dziwne uczu­cie otu­chy i mro­wie­nie ocze­ki­wa­nia. Spoj­rza­łam w bok, by unik­nąć bez­po­śred­niego kon­taktu wzro­ko­wego, ale ciało mnie zdra­dziło. Moja głowa sama się od­wró­ciła, tak jakby miała wła­sną wolę. Spoj­rza­łam w osza­ła­mia­jące sza­ro­nie­bie­skie oczy Cory’ego. Wspo­mnie­nia za­lały mój umysł i sta­łam jak za­hip­no­ty­zo­wana. Nie po­tra­fi­łam od­wró­cić wzroku.

– Wi­taj, Na­ta­sho. – Jego głę­boki cie­pły głos otu­lił mnie i wy­łą­czył wszyst­kie inne dźwięki w biu­rze.

– Wi­taj, Cory, kopę lat. – W po­wie­trzu mię­dzy nami kłę­biło się mnó­stwo nie­wy­po­wie­dzia­nych słów. De­li­kat­nie za­bra­łam dłoń z jego wiel­kiej dłoni. Czy on był pod ta­kim sa­mym wra­że­niem jak ja?

– Za­czy­najmy. Mój klient czeka już w sali kon­fe­ren­cyj­nej na końcu ko­ry­ta­rza… ostat­nie drzwi po le­wej. – Pu­ścił nas przo­dem.

Ni­gdy nie mo­gła­bym od­po­wied­nio się przy­go­to­wać na po­nowne spo­tka­nie z nim po tylu la­tach. Z atrak­cyj­nego na­sto­latka, któ­rego ko­cha­łam, wy­rósł na ele­ganc­kiego męż­czy­znę, ale nie ma się co dzi­wić, był prze­cież naj­przy­stoj­niej­szym chło­pa­kiem w na­szym li­ceum. Te­raz jest doj­rzały, ma ku­rze łapki w ką­ci­kach oczu i przy­pró­szone si­wi­zną włosy. Biją od niego pew­ność sie­bie i po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Stare uczu­cia od­żyły i mój umysł gro­ził roz­wa­le­niem opa­no­wa­nia, o które tak bar­dzo się sta­ra­łam. Wi­dzia­łam w nim star­szego Jake’a; chło­pięcy urok ustę­pu­jący miej­sca mą­dro­ści i fi­ne­zji, co było jesz­cze bar­dziej po­cią­ga­jące niż w okre­sie, gdy mój naj­lep­szy przy­ja­ciel stał się moim chło­pa­kiem.

Czu­łam, jak wszyst­kie te lata roz­pa­dają mi się w rę­kach. A może sza­lona che­mia mię­dzy nami po pro­stu pła­tała mi fi­gle?

***

– Musi pani zro­zu­mieć, że mój klient nie może za­pła­cić pani klientce wię­cej, niż już za­ofe­ro­wał. – Cory za­bęb­nił pal­cami w stół.

Spo­tka­nie od­było się w peł­nym skła­dzie. Gdy­bym nie znała chło­paka ukry­wa­ją­cego swoje praw­dziwe „ja” za nie­ustę­pli­wym wy­ra­zem twa­rzy, czu­ła­bym się dość onie­śmie­lona. Je­stem pewna, że nie­raz wy­ko­rzy­stał swój wzrost, świetny wy­gląd i in­te­li­gen­cję do rzu­ce­nia na ko­lana ko­goś mniej pro­fe­sjo­nal­nego. Sie­dzie­li­śmy przy owal­nym stole kon­fe­ren­cyj­nym. Alyssa i ja do­sta­ły­śmy miej­sca z wi­do­kiem na Cen­tral Park. Krze­sła roz­sta­wiono nie­przy­pad­kowo. Usia­dłam na­prze­ciwko Cory’ego z Alyssą po mo­jej le­wej stro­nie, a klient Cory’ego, na­bywca, sie­dział na­prze­ciwko niej obok Cory’ego.

– Nie­za­leż­nie od tego, jak do­brze pro­spe­ruje biz­nes pani klientki, mój klient bę­dzie mu­siał za­in­we­sto­wać dużą sumę, aby wpro­wa­dzić sieć pie­karni na wyż­szy po­ziom.

Alyssa sprze­da­wała swoją małą sieć pie­karni na Man­hat­ta­nie, aby umoż­li­wić im szyb­szy roz­wój w przy­szło­ści. Miała po­zo­stać na sta­no­wi­sku kre­atyw­nej de­we­lo­perki biz­ne­so­wej i zaj­mo­wać się skle­pami, ale by­łaby już tylko pra­cow­nicą, a nie wła­ści­cielką.

Ten za­do­wo­lony z sie­bie drań od­wa­żył się od­chy­lić w fo­telu i przy­jąć po­zy­cję pod ty­tu­łem „je­stem górą”. Po tym ru­chu na­pięła się ko­szula na jego umię­śnio­nym tor­sie i zdą­ży­łam do­strzec skra­wek skóry, za­nim zmie­nił po­zy­cję. Siłą rze­czy za­uwa­ży­łam, jak po­pra­wił spodnie pod pa­skiem. Czy on wie­dział, jak na mnie działa? Z pew­no­ścią nie umknęło mu, jak się na niego ga­pię… Mu­sia­łam wró­cić do trybu praw­niczki, ina­czej kon­cer­towo spie­przy­ła­bym sprawę. To była jedna z mo­ich prost­szych spraw i nie mo­głam wszyst­kiego ze­psuć tylko dla­tego, że na­gle spo­tka­łam swoją na­sto­let­nią mi­łość.

– Znam kwotę, którą pa­no­wie za­pro­po­no­wali, jed­nak nie do końca je­stem prze­ko­nana, czy ta sieć nie jest warta wię­cej. – Głos klientki prze­rwał moje roz­my­śla­nia.

Cory nie­znacz­nie się uśmiech­nął.

Otwo­rzy­łam czarny skó­rzany se­gre­ga­tor i wy­ję­łam ko­pie ana­liz biz­ne­so­wych, które zgro­ma­dzi­łam, by prze­pro­wa­dzić rze­telne po­rów­na­nie.

– W tym roku sprze­dano lub, je­śli pa­no­wie wolą: ku­piono, kilka po­dob­nych firm, ale za kwotę więk­szą o od pięt­na­stu do dwu­dzie­stu pię­ciu pro­cent od tej, którą pa­no­wie pro­po­nują. – Wy­su­nę­łam kontr­ar­gu­ment i _vo­ilà_, wró­ci­łam do gry. Po­da­łam im ko­pie przez stół.

– Bar­dzo pro­szę. Znajdą tu pa­no­wie dane pię­ciu po­dob­nych trans­ak­cji na Man­hat­ta­nie. Wszyst­kie firmy zo­stały sprze­dane w tym roku… po znacz­nie wyż­szej ce­nie i na­dal do­brze pro­spe­rują.

Cory po­chy­lił się nad pa­pie­rami i przez dłuż­szą chwilę ana­li­zo­wał dane, po czym pod­niósł głowę.

– Co chyba oczy­wi­ste, ja i mój klient mu­simy się temu przyj­rzeć. Nie mo­żemy i nie mamy za­miaru po­dej­mo­wać de­cy­zji wy­łącz­nie na pod­sta­wie pani da­nych. – Za­mknął swój se­gre­ga­tor, tak jakby chciał za­koń­czyć spo­tka­nie. – Może usta­limy go­dzinę no­wego spo­tka­nia w przy­szłym ty­go­dniu? Bę­dziemy mieli czas na omó­wie­nie i po­rów­na­nie na­szych ana­liz.

Nie mo­gła­bym się na to nie zgo­dzić. Na ich miej­scu rów­nież po­pro­si­ła­bym o wię­cej czasu, aby do­kład­niej przyj­rzeć się da­nym i pry­wat­nie do­ra­dzić klien­towi naj­lep­sze roz­wią­za­nie.

Czas pra­wie się skoń­czył. Spo­tka­łam mo­jego chło­paka z li­ceum, mo­jego nie­gdyś naj­lep­szego przy­ja­ciela, ojca mo­ich pięk­nych dzieci, i udało mi się nie za­ła­mać. Na­wet w ta­kich oko­licz­no­ściach, gdy zna­leź­li­śmy się po obu stro­nach ba­ry­kady, był taki, ja­kim go za­pa­mię­ta­łam i o ja­kim ma­rzy­łam przez tyle lat.

– Je­śli mo­żemy się spo­tkać tu­taj, to pro­po­nuję przy­szłą środę o tej sa­mej po­rze. Mam stąd bli­sko do swo­jego biura – rzekł klient Cory’ego.

***

CORY

Po za­koń­cze­niu spo­tka­nia nasi klienci roz­ma­wiali o pie­kar­niach, stra­te­gii na przy­szłość i obie­cu­ją­cych per­spek­ty­wach. By­łem prze­ko­nany, że znaj­dziemy roz­wią­za­nie ide­alne dla obu stron. Wy­da­wali się pod­eks­cy­to­wani per­spek­tywą współ­pracy; na­po­tka­li­śmy po pro­stu nie­wielką prze­szkodę na dro­dze do suk­cesu.

Na­ta­sha ukła­dała swoje rze­czy w czar­nej, wy­glą­da­ją­cej na drogą teczce. Jej strój – od nie­ska­zi­tel­nego czar­nego spodnium po cie­li­ste czó­łenka – świad­czył o tym, że od­nosi suk­cesy i ma pie­nią­dze. Za­my­ślony, uśmiech­ną­łem się do sie­bie i prze­je­cha­łem kciu­kiem po dol­nej war­dze. Nie wie­dzia­łem, jak się po­czuję, gdy po­now­nie zo­ba­czę ją po tylu la­tach. Nie cho­dzi o to, że nie my­śla­łem, by ją zna­leźć i do niej do­trzeć, ale przez po­nad de­kadę by­łem żo­naty, oże­ni­łem się z moją dziew­czyną ze stu­diów. W ze­szłym roku roz­sta­li­śmy się na spo­koj­nie. Po pro­stu się od sie­bie od­da­li­li­śmy, a po­nie­waż nie mie­li­śmy dzieci, nic nas nie łą­czyło. By­li­śmy wolni i mo­gli­śmy za­cząć ży­cie od nowa.

Mu­sia­łem się tro­chę przy­zwy­czaić do ta­kiej sy­tu­acji i po­now­nie od­na­leźć swoją toż­sa­mość. Szcze­rze mó­wiąc, czu­łem się sa­motny, nie prze­pa­da­łem za oka­zjo­nal­nymi pod­ry­wami czy przy­go­dami na jedną noc. Szu­ka­nie ko­biet na chwilę, by po­dra­pać swę­dzące miej­sce, ro­biło się nudne, a od czasu mo­jej ostat­niej randki mi­nęło już kilka mie­sięcy.

Sa­sha wciąż miała nie­sa­mo­wite ciało, była wy­soka, miała wą­ską ta­lię i smu­kłe nogi aż do sa­mej ziemi. Prze­wyż­szała więk­szość ko­biet i bez pro­blemu mo­głaby zro­bić ka­rierę w mo­de­lingu, ale miała też świet­nie dzia­ła­jący mózg i nie zwra­cała uwagi na swój wy­gląd. Ścięła włosy na krót­kiego blond boba. Znik­nęły ja­sno­brą­zowe ko­smyki, za które tak czę­sto cią­gną­łem.

Chyba za długo się na nią ga­pi­łem.

– Coś się stało? – za­py­tała, a ja usły­sza­łem w jej gło­sie zde­ner­wo­wa­nie.

– Nie, oczy­wi­ście, że nie. Po pro­stu na­prawdę do­brze cię wi­dzieć – od­par­łem szcze­rze. Przez rok po jej odej­ściu by­łem cie­niem sa­mego sie­bie. Wina le­żała po mo­jej stro­nie, ale Sa­sha nie dała mi moż­li­wo­ści wy­ja­śnie­nia ca­łej tej sy­tu­acji. Poza tym z pew­no­ścią nie za­słu­ży­łem na drugą szansę.

– Wza­jem­nie – od­parła i się do mnie uśmiech­nęła.

Cho­lera, prze­pa­dłem.

Nasi klienci ru­szyli ko­ry­ta­rzem w stronę re­cep­cji. A my ce­lowo wszystko opóź­nia­li­śmy.

– Mia­ła­byś może ochotę wy­sko­czyć kie­dyś na kawę? – Mu­sia­łem ją o to spy­tać. Kie­dyś była mi­ło­ścią mo­jego ży­cia i nie mo­głem te­raz po­zwo­lić, by po­now­nie wy­mknęła mi się z rąk.

– Nie wiem, Cory, je­stem bar­dzo za­jęta od­naj­dy­wa­niem się w no­wym miej­scu pracy i za­miesz­ka­nia. Wła­śnie się tu prze­pro­wa­dzi­łam. – Wes­tchnęła.

– Cho­dzi mi oczy­wi­ście o czy­sto pla­to­niczne spo­tka­nie. Po pro­stu cie­szę się, że znów cię wi­dzę, no i mamy wiele do nad­ro­bie­nia. – Mu­sia­łem to z sie­bie wy­rzu­cić.

– Masz te­raz mój nu­mer i e-mail; skon­tak­tuj się ze mną i może ja­koś się umó­wimy. – Uśmiech­nęła się nie­śmiało.

Roz­legł się dzwo­nek windy, wie­dzia­łem, że koń­czy nam się czas. Przy­trzy­ma­łem drzwi Sa­shy i jej klientce.

– Moje pa­nie, to były bar­dzo owocne roz­mowy i mam na­dzieję, że w przy­szłym ty­go­dniu doj­dziemy do po­ro­zu­mie­nia.ROZ­DZIAŁ PIĄTY

CHCĘ BYĆ TWOJA

LATO 1998 ROKU

NA­TA­SHA

Cory usa­do­wił swoje wiel­kie ciało obok mnie w sto­łówce i ukradł frytkę z mo­jej tacki.

– No cóż, ja też się cie­szę, że cię wi­dzę, pro­szę, czę­stuj się.

– Umie­ram z głodu – za­czął na­rze­kać. – Tre­ner dał nam dziś ostry wy­cisk na po­ran­nym tre­ningu. Wszystko mnie boli – ma­ru­dził.

– Och, bie­dac­two – za­gru­cha­łam i po­kle­pa­łam go po gło­wie. – Wy­daje mi się, że roz­pacz­li­wie po­trze­bu­jesz czu­ło­ści – szep­nę­łam.

Nasz sto­lik po­woli za­peł­niał się jego ko­le­gami z dru­żyny i ich po­pu­lar­nymi dziew­czy­nami, a także kil­koma mo­imi przy­ja­ciół­kami, które ja­dały ze mną lunch.

– Jak­byś zga­dła. I wiesz, co jesz­cze? Dziś i przez resztę week­endu będę sam w domu. Moi ro­dzice wy­je­chali z mia­sta.

– Ale zbieg oko­licz­no­ści, moja mama też wy­je­chała z mia­sta. – Za­chi­cho­ta­łam, bo Cory za­czął mnie ła­sko­tać.

Po­chy­lił się nade mną i szep­nął:

– Cho­lera, ko­cha­nie, zro­bi­łem się twardy na myśl o tym, na ile spo­so­bów będę cię miał w ten week­end.

Od kilku ty­go­dni wie­dzie­li­śmy, że obie na­sze ro­dziny wy­jeż­dżają, i za­pla­no­wa­li­śmy, że zo­stanę u niego w domu. Spa­ko­wana torba cze­kała już w moim sa­mo­cho­dzie. Zła­pa­łam go za rękę i po­ło­ży­łam ją na moim udzie. W tym miej­scu spód­niczka mi się pod­cią­gnęła. Jego palce wsu­nęły się pod rą­bek i zna­la­zły się nie­bez­piecz­nie bli­sko go­rą­cego środka. Aby unik­nąć po­dej­rza­nych spoj­rzeń ze strony ko­le­gów, po­chy­li­łam się i opar­łam łok­cie na stole, lekko roz­sze­rza­jąc nogi. Cory przy­su­nął się do mnie tak bli­sko, jak tylko mógł, i za­czął mu­skać pal­cami brzeg mo­ich maj­tek. Osło­nił mnie swoim du­żym cia­łem i oparł je­den ło­kieć na stole.

– A może zro­bimy dzi­siaj ogni­sko? Wszy­scy je­dzie­cie na Folly Be­ach? – za­częła wy­py­ty­wać Trina, che­er­le­aderka. Był to ostatni ty­dzień przed wa­ka­cjami i grupka na­sto­lat­ków wy­bie­rała się na plażę.

Nie umia­łam sku­pić się na roz­mo­wie. Od­dech uwiązł mi w gar­dle, gdy cze­ka­łam w na­pię­ciu, czy Cory od­waży się po­su­nąć się da­lej.

– Prze­stań – szep­nę­łam. Sta­ra­łam się brzmieć groź­nie i się od­su­nąć, ale po­nio­słam sro­motną klę­skę. Moje ciało mnie zdra­dziło i ni­g­dzie się nie wy­bie­rało.

Cory miał taką wprawę, pra­gnę­łam go dwa­dzie­ścia cztery na sie­dem.

– O co cho­dzi? – spy­tała Trina.

– Och, o nic, po pro­stu nie wiem jesz­cze, ja­kie mamy plany.

– Mo­żemy je­chać na plażę, to za­leży od cie­bie, ko­cha­nie – wtrą­cił Cory, nie prze­ry­wa­jąc piesz­czot pod sto­łem. Na ra­zie tylko do­ty­kał we­wnętrz­nych stron mo­ich ud, a ja już by­łam na niego go­towa.

Mój Boże! W co ja się zmie­ni­łam?

O nie, nie wy­bie­ramy się na żadną plażę. Dziś wie­czo­rem chcia­łam go mieć tylko dla sie­bie.

Od na­szego pierw­szego razu nie­mal trzy ty­go­dnie wcze­śniej spę­dza­li­śmy ze sobą tyle czasu, ile tylko umoż­li­wiały nam na­sze na­pięte har­mo­no­gramy. Nie było to ta­kie trudne, po­nie­waż nasi ro­dzice przy­zwy­cza­ili się już do tego, że ra­zem się uczymy. Na­dal po­zwa­lali nam uczyć się za za­mknię­tymi drzwiami, mimo że po­in­for­mo­wa­li­śmy ich o zmia­nie w cha­rak­te­rze na­szych re­la­cji. Prawdę mó­wiąc, cza­sami na­prawdę się uczy­li­śmy; nie za­mie­rza­łam za­wa­lić eg­za­mi­nów z po­wodu chło­paka.

Nogi mi się trzę­sły. Zro­zu­mia­łam, że je­śli za­raz nie prze­rwę jego gie­rek, cała ta sy­tu­acja za­koń­czy się bar­dzo że­nu­jąco. Ze­rwa­łam się z miej­sca. Cory pra­wie spadł na pod­łogę, a cały sto­lik wy­buch­nął śmie­chem.

– Za­pra­szam na słówko, te­raz! – Po­cią­gnę­łam go za rękę.

Ktoś gwizd­nął.

– Trzęsę się ze stra­chu, ta jego baba jest prze­ra­ża­jąca – rzu­cił ktoś ze zgro­ma­dzo­nych.

Ale Cory do­sko­nale wie­dział, o co mi cho­dzi. Nie by­łam na niego zła, po pro­stu roz­pacz­li­wie po­trze­bo­wa­łam or­ga­zmu. Chwy­cił na­sze torby i po­wie­dział ra­do­śnie:

– Na ra­zie!

Cho­lera, czy on pu­ścił do nich oko?

– Masz za­miar skoń­czyć to, co za­czą­łeś? – wy­pa­ro­wa­łam.

– Pew­nie, że tak, prze­cież za­wsze dążę do tego, by cię za­do­wo­lić. Przez cały czas. – Wy­cią­gnął mnie ze sto­łówki na opu­sto­szały ko­ry­tarz, a po­tem do ja­kie­goś schowka. Gdy tylko za­mknął drzwi, jego usta za­ata­ko­wały moje wargi, a na­sze ję­zyki roz­po­częły za­bawę i li­za­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: