- promocja
Deja vu. Tom 1. Francuska kocica - ebook
Deja vu. Tom 1. Francuska kocica - ebook
Deja Vu – Francuska kocica to historia młodej kobiety zajmującej się na co dzień restaurowaniem dzieł sztuki. Któregoś dnia natrafia na obraz przedstawiający mężczyznę, którego drapieżny wygląd wzbudza w niej niezdrową fascynację. W wyniku pewnego incydentu dziewczyna traci przytomność, a gdy ją odzyskuje, z przerażeniem spostrzega, że nie jest już w muzeum w Nowym Jorku, lecz w XVI-wiecznej Szkocji, a mężczyzna z obrazu znajduje się na wyciągnięcie ręki. Jednak nie jest już tak fascynujący, jakim wydawał się na początku. Jak poradzi sobie w tej sytuacji wykształcona, świadoma swojej wartości kobieta sukcesu? Czy odnajdzie się w realiach, gdzie kobiety są tylko dodatkiem do mężczyzn? Drobniutka i delikatna niebieskooka blondynka będzie musiała stawić czoło potężnemu, prymitywnemu mężczyźnie, noszącemu przydomek Zwierz. Jednak pozory mogą mylić i może to właśnie Zwierz ugnie się przed Kocicą. Ona – młoda, ambitna, odważna... On – nieposkromiony, prymitywny, dziki... Co stanie się w świecie, w którym happy end nie jest możliwy? "Francuska kocica" to powieść, jakiej na naszym rynku jeszcze nie było. Genialne połączenie literatury obyczajowej z romansem, które spowodują zawroty głowy. Fabuła, która swoją zawiłością, oryginalnością i niepowtarzalną historią przekona każdego czytelnika. Polecam! Dla tej książki warto zarwać noc! - Paulina Ampulska, autorka Ania Tuziak w zupełnie nowej odsłonie! Mroczna historia osadzona w XVI-wiecznej Szkocji zabiera czytelnika do innego świata i pozwala mu spędzić fascynujące, pełne napięcia chwile. Polecam! - Ewa Pirce, autorka „Książka od której nie mogłam się oderwać, jest tak świetnie napisana. Historia, która wciągnęła mnie od samego początku, intrygowała i uzależniała z każdą stroną bardziej. Wyobraźcie sobie jak to jest nagle obudzić się na polu bitwy w Szkocji, w XVI wieku...” - Agnieszka Rybska, @blonderka Marzyłam o powiewie świeżości i zdecydowanie to dostałam! Anna Tuziak stworzyła powieść niepowtarzalną i po raz kolejny uwiodła mnie fabułą i wyryła ślad w moim sercu. „Francuska Kocica” to powieść zachwycająca, przepełniona ogromnymi emocjami i napisana w spektakularnym stylu. Czytelniku! Rzucam ci wyzwanie, żebyś nie zakochał się w iście bajkowym świecie, który stworzyła Anna Tuziak. - N. R. Paradise, autorka We Francuskiej kocicy Ania Tuziak przechodzi samą siebie! Niespodziewane zwroty akcji, romans, dla którego przeszkodą nie jest nawet różnica czasu wynosząca kilka wieków, dbałość o właściwe odwzorowanie realiów XVI-wiecznej Szkocji, żywiołowi bohaterowie, których pokochacie od pierwszych stron powieści – to tylko część z atutów tej niezwykłej historii. Jeżeli szukacie czegoś, co przeniesie Was do zupełnie innego świata, gorąca polecam. Ja dałam się porwać! - Noemi Vain, autorka Niesamowicie wciągająca i szalenie inna, Francuska Kocica stała się historią o jakiej śnią kobiety. Przenieście się do świata, w którym spełniają się senne marzenia. Zanurzcie się w fali emocji, które zabiorą was do krainy przepełnionej pasją, by przeżyć przygodę o jakiej mogłyście tylko pomarzyć. - Małgorzata Wiśniewska @Zakochana Zaczytana Wyobraźcie sobie urokliwe góry i pagórki Szkocji, obsiane mchem i pachnącymi ziołami, poprzedzielane oczkami jezior… A teraz wyobraźcie sobie, że patrzycie na… szesnastowieczną Szkocję, bo właśnie tam zabiera nas Anna Tuziak, autorka „Francuskiej kocicy”, w której gwarantuję Wam, zakochacie od pierwszych stron. Jeśli chcecie przeżyć niesamowitą przygodę, jaka przydarza się Brice, nowoczesnej konserwatorce zabytków, która podczas prac nad starym obrazem, przenosi się nagle w sam środek średniowiecznej Szkocji, to koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę. Idealna na jesienne szarugi. Błyskotliwa, zabawna i zaskakująca dosłownie na każdym kroku, zapewni Wam ogrom wrażeń i jestem pewna, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. - Rain Winter, autorka
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-49-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Brice
Z każdym krokiem trudniej było jej łapać powietrze. Czuła w piersiach rozrywający ból i nie mogła opanować coraz bardziej ogarniającego ją strachu. Korytarz, w którym się znajdowała, wydawał się nie mieć kresu: był wąski, bez choćby najsłabszego oświetlenia. Miała wrażenie, że biegnie tak w nieskończoność, a najbardziej przerażało ją to, że nie dostrzegała żadnej możliwości schronienia.
Ujrzała w oddali delikatną poświatę i przyśpieszyła kroku, aby po kilku metrach dobiec do niewielkiego rozwidlenia. Dwa kierunki. Którędy podążyć? Przymknęła oczy i oparła się o chropowatą, zimną ścianę tunelu. Co teraz miała zrobić?
Gdy usłyszała za sobą jakiś dźwięk, bez zastanowienia ruszyła przed siebie i, wbiegając na przypadkową ścieżkę, wydostała się z korytarza wprost w objęcia nocy. Nie zwolniwszy kroku, biegła dalej. Ostre kamienie oraz gałęzie raniły jej bose stopy. Przerażona i samotna podczas bezksiężycowej, ciemnej nocy potykała się na ścieżce o plączącą jej nogi długą sukienkę.
Przystanęła i spróbowała się uspokoić, jednak postój sprawił, że jeszcze bardziej opadła z sił. Poczuła obezwładniającą, potworną bezsilność, która zaraz przerodziła się w złość. Słyszała za sobą kroki. Ciężkie stąpanie, z każdą sekundą coraz bliższe. Ucieczka nie miała sensu; oprawca był tuż za nią. Z westchnieniem przymknęła oczy, a potem zacisnęła dłonie w pięści, obracając się gwałtownie. To było jedyne, co jej pozostało – stawić temu czoła. Nasłuchiwała, starając się uspokoić oddech. Była zupełnie zagubiona i przepełniona niepokojem. Zdezorientowana myślała gorączkowo, co może jej grozić ze strony prześladowcy. I nagle wszystko ustało, a ona rejestrowała już tylko jego oddech, ciężki i równie niespokojny jak jej.
– Brice… – Usłyszała szept i zadrżała niczym leśna osika, otwierając w tym samym momencie oczy.
Ujrzała go w chwili, gdy błyskawica rozdarła niebo.
***
Poderwała się, gwałtownie siadając na łóżku. Ciężko oddychając, próbowała się uspokoić, ale nie było to łatwe. Już kolejny raz z rzędu śniła ten sam koszmar. Zawsze budziła się przerażona, nigdy nie pamiętając, jak się skończył. I to chyba najbardziej ją frustrowało. Ten niepokój oraz mętlik, który czuła za każdym razem. Od dziecka chciała mieć nad wszystkim kontrolę, stawiać czoła trudnościom, rozwiązywać problemy. A teraz nawet nie wiedziała, co tak naprawdę napawa ją lękiem.
Zapaliła lampkę stojącą na nocnej szafce i, odrzuciwszy koc, wstała z łóżka. Roztrzęsiona zeszła po schodach do kuchni. Czasem żałowała, że nie kupiła domu o mniejszym metrażu. Loft, w którym mieszkała, początkowo zachwycił ją prostą i nowoczesną formą, ale było w tych przestronnych pomieszczeniach coś, co ją niepokoiło. Czuła się tu samotna, choć tak naprawdę właśnie o to jej chodziło. Pragnęła mieć swoją ciszę, w którą uciekałaby wtedy, gdy potrzebowała samotności. Jednak jak długo można żyć w odosobnieniu?
Otworzyła podwójne drzwi ogromnej lodówki, po czym wyjęła butelkę wody mineralnej. Musiała się czegoś napić. Po chwili namysłu wskoczyła na blat podłużnego stołu i siedziała tak przez kilka minut ze zwieszonymi nogami. Rozejrzała się wokoło. Ta pustka była niesamowicie dojmująca i tak ogromnie ją teraz przytłaczała. Położyła się plecami na chłodnej nawierzchni, a następnie zadrżała. Spojrzała na schody prowadzące na antresolę i westchnęła, ujrzawszy tam jedną z teczek, w których trzymała zdjęcia reprodukcji. Od zawsze była pedantką. Gdy coś leżało nie na swoim miejscu, drażniło ją, nie dając spokoju, dopóki tego nie poprawiła. Tym razem było podobnie. Schowała butelkę z wodą do lodówki, a szklankę włożyła do zmywarki, po czym ruszyła w kierunku schodów.
Sięgając po dokumenty, pomyślała, że nie będzie już w stanie usnąć, a zbliżał się ranek. Niedługo pierwsze promienie słoneczne zaczną oświetlać Manhattan. Podążyła w stronę tarasu. Gdy wyszła, otoczył ją chłód. Otuliła się mocniej swetrem, który zabrała ze sobą i, ściskając w dłoni teczkę, podeszła do białego fotela. Po drodze zapaliła światła, żeby oświetliły niewielki basen, z którego tak naprawdę prawie nigdy nie korzystała. Na powierzchni wody pływały teraz płatki posadzonych w podłużnych, mosiężnych donicach białych oleandrów. Nawet nie lubiła tych kwiatów, jednak doskonale komponowały się z resztą wyposażenia oraz imitacją kominka w innowacyjnym stylu. Taki lubiła najbardziej. Proste, oryginalne sprzęty w kontrastujących ze sobą barwach. Czuła się wtedy bezpieczna i… samotna?
Ze złością usiadła w fotelu. Gwałtownym ruchem otworzyła aktówkę, z której wysypały się dostarczone jej poprzedniego dnia zdjęcia. W ostatniej chwili udało jej się złapać jedno z nich. Wpatrzyła się zafascynowanym wzrokiem w fotografię obrazu, jaki tego dnia mieli przywieźć do jej biura.
Brice Pinard była znanym restauratorem dzieł sztuki. Zajmowała się w głównej mierze malarstwem, jednak okazjonalnie trafiały jej się też inne zabytki. Były to raczej wyjątki. Czasami organizowała wystawy, zdarzały się również transfery na tego typu imprezy. Fascynowało ją to od dzieciństwa. Cztery lata w konserwatorium, na które uparła się jej matka, nie wzbudziły w niej miłości do skrzypiec. Gdy kobieta umarła, Brice wróciła do ojca, który miał całkiem spore rancho w Teksasie. On z kolei upatrywał w niej dziedziczkę dużej posiadłości i ogromnej stadniny. Na swoje nieszczęście była jedynaczką.
Ojciec jej pasję nazywał traceniem czasu, niepotrzebnymi głupotami. Pewnego dnia wybuchła awantura i padły słowa, które podzieliły córkę z ojcem. Brice wyjechała do Chicago. Tam zaczepiła się w jednej z galerii. Była dobra w tym, co robiła, dzięki czemu już wkrótce dostała awans. Jeden, drugi, kolejny. Po dwóch latach miała już wyrobioną markę, dobrą posadę w Nowym Jorku i pootwierane wszystkie drzwi. Skrupulatna, dokładna, wręcz pedantycznie dokładna, zdobywała uznanie każdego, z kim przyszło jej pracować.
Elegancki apartament, z którego roztaczał się piękny widok na Hyde Park, zamieniła na przestronny loft na obrzeżach Manhattanu. Czy była szczęśliwa? Jej życie prywatne nie było czymś rewelacyjnym. Kilka przyziemnych znajomości, przelotnych romansów. Lecz żaden facet nie mógł znieść w niej tej formalistki, jaką niestety była. Każdego wieczora wracała samotnie do domu, a później snuła się apatycznie po przestronnej powierzchni. Sama w swej ciszy pragnęła czasem wrzeszczeć.
***
Odczuwała poddenerwowanie. Może spowodowane było ono tym, że nie przespała całej nocy. Na miejsce dotarła przed czasem.
Po drodze kupiła kawę w Starbucksie i teraz szła już przeszklonym korytarzem w stronę prywatnej windy, którą wjeżdżała do pomieszczenia, gdzie pracowała. Zostawiła płaszcz oraz parasol w gabinecie, a następnie zleciła asystentce kilka telefonów i przygotowanie ważnych dokumentów potrzebnych do przejęcia obrazów. Po kilku minutach była już na górze, a tam czekał na nią jej współpracownik w obecności dwóch obcych mężczyzn.
– Connor MacLeod – przedstawił się jeden z nieznajomych, a gdy zobaczył, że jej to nie wystarczy, uzupełnił: – Jestem właścicielem obrazów.
– Rozumiem, że pan jest prawnikiem – zwróciła się do drugiego mężczyzny.
Niedokładnie zawiązany krawat spowodował, że miała ochotę pomóc temu człowiekowi doprowadzić się do porządku. Przybysz miał około czterdziestu lat i sprawiał wrażenie takiego, który niezbyt wiele uwagi przykłada do wyglądu.
– To jest moja…
– Brice Pinard – przerwała koledze, który próbował naprawić jej niedopatrzenie, przedstawiając ją osobiście. – Przejdźmy do rzeczy. – Zawsze była konkretną kobietą.
– Czy to pani jest odpowiedzialna za zorganizowanie dzisiejszego pokazu? – zapytał właściciel obrazów.
Przyjrzała mu się uważniej. Miał góra trzydzieści lat. Był wysoki i dobrze zbudowany, a na jego sympatycznej twarzy gościł szeroki uśmiech. Przyglądał jej się ciekawie szarozielonym spojrzeniem. Krótkie, ciemnobrązowe włosy miał nienagannie przycięte.
– Proszę mówić mi Brice – powiedziała, a później spojrzała na niego trochę zdezorientowana. – Co to za akcent? Anglia?
– Szkocja – wyjaśnił z uśmiechem Connor, zadowolony z bezpośredniości dziewczyny. – Czy…
– Nie mam pojęcia, o jakim pokazie mowa. Musiała zajść pomyłka. Ja jedynie przejmuję te obrazy. Zostaną poddane renowacji, lecz zanim do tego dojdzie, muszę je obejrzeć i zorientować się, w jakim są stanie, oraz spisać podstawowe informacje. Czy macie rzeczoznawcę? – zapytała, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego. Obaj byli zbici z tropu.
– Brice, zaszła niewielka zmiana – zwrócił się do niej kolega. Nie lubiła, jak coś burzyło jej poukładany harmonogram dnia, a tym razem to on miał przekazać wiadomość, co nie napawało go szczęściem. – Wieczorem te obrazy zostaną wystawione w jednej z naszych sal. To będzie niewielki, prywatny pokaz. Chodzi o to, że…
– Dlaczego dostaję tę informację dopiero teraz? – oświadczyła chłodno, a on głośno przełknął ślinę.
Brice potrafiła być prawdziwą jędzą, chociaż z pozoru przypominała słodką, radosną dziewczynę. Była dość niska oraz szczupła. Miała młodzieńczą figurę i zdecydowanie nie wyglądała na swoje dwadzieścia pięć lat. Była bardzo ładna. Ogromne, błyszczące, niebieskie oczy spoglądały zazwyczaj łagodnym i przyjaznym spojrzeniem, jednak bywało też tak, że bez wstępów rzucały gromy, gdy cokolwiek nie szło po jej myśli. Długie do pasa, gęste, blond włosy praktycznie zawsze upięte miała w gładki kok.
O wiele bardziej wolał oglądać ją w białym fartuchu, przy pracy nad jakimś obrazem. Wymazana farbami, pachnąca rozpuszczalnikiem wyglądała uroczo. Niestety miał z nią głównie do czynienia w takich sytuacjach jak teraz: wbitą w sztywny kostium, perfekcyjnie umalowaną i uczesaną.
– Ja nie jestem za to odpowiedzialny. Musisz porozmawiać z prezesem – oznajmił pośpiesznie, chcąc zwalić to na kogokolwiek innego.
– Proszę wybaczyć, ale to chyba moja wina – wtrącił Connor, a ona wciągnęła głośno powietrze, starając się uśmiechnąć.
– Proszę mi to wytłumaczyć – zażądała.
– Chciałem pokazać obrazy kilku znajomym, zanim trafią w ręce specjalisty – poinformował, na co uśmiechnęła się w duchu.
– Rozumiem, że to będzie jednorazowy pokaz – mówiła opanowanym głosem, chociaż w głębi duszy była zarówno poirytowana, jak i zawiedziona.
– Tylko ten jeden wieczór – zaręczył, wpatrując się w nią uporczywie. – Może zechciałabyś przyjść? – zapytał, mimochodem przechodząc na ty.
– Gdzie są obrazy? – zadała konkretne pytanie, nie chcąc już przedłużać tej rozmowy, zorientowawszy się, że nie będzie miała możliwości zostać sam na sam z interesującym ją dziełem.
Od momentu, gdy tylko spojrzała na zdjęcie malowidła, nie mogła myśleć o niczym innym. Płótno przedstawiało mężczyznę. Stał oparty o jakiś filar. Nie umiała tego dokładnie sprecyzować, ale wydawało się jej, że na samej górze dostrzegała jakieś bardzo charakterystyczne rzeźbienia. Gdyby przyjrzała im się bliżej, mogłaby stwierdzić, z jakiego okresu pochodziły. Jednak nie rzeźba ją interesowała. Facet z obrazu miał w sobie niesamowity magnetyzm, a w jego wzroku ujrzała trudną do określenia drapieżność, która sprawiła, że nie potrafiła przestać na niego patrzeć. Hipnotyzował ją spojrzeniem. Dosłownie.
Mężczyzna miał na sobie białą, rozdartą na piersi, zmoczoną koszulę, która oblepiała jego idealne ciało. Każdy mięsień był niesamowicie uwidoczniony. Potężny, masywny, patrzył takim wzrokiem, że przeszywały ją dreszcze. Miał w sobie coś zwierzęcego.
Jego oczy były tak przenikliwe, że nie umiała oderwać od nich wzroku. Czarne, długie włosy opadały na część twarzy, zasłaniając lekko prawą stronę. Jednak jego oczy były doskonale widoczne. Obdarzając ją mrocznym, dzikim spojrzeniem, powodowały, że czuła dreszcze. I te usta.
Otrząsnęła się.
– Co z obrazami? – ponowiła pytanie.
– Przed chwilą powiedziałem ci, że zostaną przywiezione wieczorem. Będą dostępne jutro rano – zwrócił się do niej z uśmiechem Connor, a ona skarciła się w myślach. Była zbyt rozkojarzona.
– To niemożliwe – szepnęła stanowczym tonem, wspominając pełną gniewu i pasji twarz nieznajomego. Patrząc na niego, odnosiła wrażenie, jakby za moment miał powiedzieć coś bardzo istotnego. Cóż to mogło być? Czuła pewnego rodzaju żal, że będzie miała do czynienia jedynie z wykonanym przez kogoś dziełem. – Chcę zobaczyć je teraz – zażądała.
– Są w drodze – poinformował ją współpracownik, któremu posłała mordercze spojrzenie.
– Kto to planował? – zapytała odrobinę głośniej, niż zamierzała.
– Stanley.
– Może dałabyś się w takim razie zaprosić… – zaczął Connor.
– Nie umawiam się na randki – przerwała mu pewnym głosem.
– …wieczorem na prezentację – dokończył, a jej zrobiło się głupio. – Mogłabyś wcześniej zobaczyć obrazy – zachęcił.
– O której? – Nie zamierzała owijać w bawełnę. Liczyła się konkretna informacja.
– Zaczynamy o dwudziestej. Przyjadę po ciebie o…
– To nie będzie konieczne – zaprotestowała, ale w porę przemyślała sprawę. Zachowywała się niczym głupia smarkula, chcąc jak najszybciej i za wszelką cenę dostać się do obrazu. Jedna noc przecież jej nie zbawi. Jedna głupia noc. I cholerne koszmary – dodała w duchu.
– Może jednak? – naciskał.
– Moja asystentka poda ci adres. Przyjedź o dziewiętnastej – oznajmiła i, nie czekając na jego odpowiedź, odwróciła się na pięcie, a następnie odeszła.
Connor spoglądał za nią i szeroko się uśmiechał. Był zachwycony dziewczyną. To, co innych w niej przerażało, jemu zaimponowało. Brice była pełna wigoru i niesamowicie żywiołowa. Przy tym konkretna oraz pełna pasji. Przeczuwał, że pozorny chłód, jakim emanowała, był jedynie zasłoną jej gorącego temperamentu. Oprócz tego była śliczna i, pomimo dziewczęcej urody, niesamowicie kobieca. Gdy nachylała się nad stołem, aby rozłożyć dokumenty, jakie ze sobą przyniosła, on ledwie się powstrzymał, aby nie zajrzeć w dekolt jej białej bluzki. Jeszcze jeden guzik poniżej i miałby pełniejszy obraz, który z chęcią by skompletował, kontynuując tę znajomość.
– Zawsze taka jest? – zapytał stojącego obok mężczyznę, a ten westchnął zrezygnowany.
– Niestety – mruknął, ale w porę upomniał się w duchu. Przecież nie mogli stracić tak ważnego klienta. Konkurencja szybko by się tym zainteresowała. – Nie. Zawsze jest bardzo miła. Naprawdę – zapewnił, uśmiechając się krzywo, tak jakby te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. – Może to przez pogodę – stwierdził błyskotliwie, wzruszając przy tym ramionami.
– Nie lubi deszczu?
– Ona niczego nie lubi – wymamrotał ponuro i ponownie niemal od razu się poprawił: – Bardzo lubi deszcz. Ona ogólnie wszystko lubi i jest bardzo…
– Rozkojarzona? – podsunął mu dyplomatycznie MacLeod, a on uśmiechnął się krzywo.
– Tak. Właśnie to miałem na myśli – zaręczył.
– Nie przyszło mi nawet do głowy, że mógłby pan mieć coś innego – powiedział Connor, po czym, uścisnąwszy uprzednio dłoń mężczyzny, odszedł zaraz za dziewczyną. W jej biurze dostał adres, pod który zamierzał udać się o wyznaczonej porze.Rozdział 2 Błyskawica
Brice
Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zaczynała jakąś pracę i nie umiała się na niej skupić; była zupełnie rozkojarzona.
Zabrała się za przeglądanie dokumentacji z ostatniej renowacji, jaką przeprowadziła. Musiała przeanalizować jeszcze raz, na spokojnie, różnego rodzaju ekspertyzy, aby sprawdzić, czy się zgadzają. To było bardzo ważne w jej pracy, a ona lubiła mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.
Bezskutecznie próbowała skoncentrować się na zajęciu, jednak jej myśli odciągały te obrazy, a właściwie jeden. Gdyby nie ten cholerny Szkot, mogłaby już dotknąć płótna. Zadrżała na tę myśl. Po raz nie wiadomo który wyjęła teczkę ze zdjęciami i w jej dłoni ponownie znalazła się fotografia.
– Zupełnie mi odbija – szepnęła.
Zapragnęła dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziele sztuki. Do tej pory nie miała konkretnych informacji. Była tak bardzo zajęta ostatnimi pracami, że nie zebrała żadnych danych odnośnie do tych malowideł. Prawdę mówiąc, nie znała nawet ich autora. W dokumentacji nie było żadnych raportów, jedynie same zdjęcia reprodukcji.
– Wychodzę – rzuciła szybko do sekretarki i, ignorując to, co dziewczyna jej odpowiedziała, ruszyła w stronę wyjścia.
Do windy wpadła niczym burza. Nawet nie skinęła głową portierowi, który jak zawsze uprzejmie się jej ukłonił. Widząc ją taką po raz pierwszy, popatrzył na nią zupełnie zbity z tropu.
Bez problemu złapała taksówkę i w niedługim czasie była już w domu. Wbiegła tam jak szalona i, zrzucając po drodze buty, nie zadbała nawet, aby znalazły się na swoim miejscu. Zachowywała się zupełnie jak nie ona, wszystko to tłumacząc sobie pośpiechem. Wzięła relaksującą kąpiel, chcąc jakoś się oderwać od całego tego zgiełku. Lecz zbyt wiele to nie pomogło. Wciąż czuła nieprawdopodobne podekscytowanie, gdy tylko przywoływała widok jego twarzy. Te szerokie ramiona, które niezbyt dokładnie okrywał jasny materiał koszuli, oblepiający jego śniadą skórę.
– Co on takiego chciał powiedzieć? – szepnęła sama do siebie i poderwała się gwałtownie, wylewając przy tym wodę z wanny. Musiała się wziąć w garść.
Nie zawracając sobie głowy sprzątaniem, poszła od razu do garderoby i wyciągała jedną sukienkę za drugą. Nawet nie wiedziała, czy będzie to oficjalny pokaz, czy może przyjdą na niego jacyś ludzie, którzy zaraz potem skoczą na piwo do baru. W końcu zdecydowała się na czarne, eleganckie spodnie, do których założyła beżową bluzkę na ramiączkach, z dość dużym dekoltem. Połączenie prostoty i elegancji z nutką pikanterii – tak można byłoby określić jej strój. Zrobiła szybki makijaż i splotła długie włosy w luźny warkocz, który niedbale przerzucony przez ramię, stwarzał niebanalny kontrast z resztą ubioru. Równo o dziewiętnastej rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła prawie natychmiast, natrafiając na szeroki uśmiech MacLeoda.
– Witaj. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem – powiedział.
– Jestem już gotowa do wyjścia – odparła niemal natychmiast.
– Nie ma pośpiechu, zdążymy.
– To po drugiej stronie… – zaczęła, jednak szybko się zorientowała, że mężczyzna chętnie wszedłby do środka. Ona sama chciała jak najszybciej wyjść, niemniej dawało jej to możliwość rozmowy z nim i dowiedzenia się czegoś więcej o obrazie. – Zaproponowałabym ci drinka, ale…
– Czeka na nas limuzyna, nie będę prowadził – wszedł jej w słowo, a ona pomyślała, że prawdopodobnie dokładnie to sobie zaplanował.
– W takim razie wejdź. Czego się napijesz? – zapytała, gdy byli już w środku.
– A ty?
– Wolałabym nie pić, ale myślę, że lampka wina mi nie zaszkodzi – stwierdziła. Nie miała mocnej głowy do alkoholu, a ten wieczór dodatkowo ją ekscytował.
– Więc ja również poproszę o wino. – Odwróciła się w kierunku stolika z trunkami.
– No coś ty? – mruknęła pod nosem, domyślając się, że facet najzwyczajniej w świecie z nią flirtuje. W normalnej sytuacji posłałaby go do diabła, ale był przecież właścicielem obrazu. – Proszę – powiedziała, podając mu napełniony do połowy kieliszek.
– Piękne mieszkanie – oświadczył, rozglądając się po przestronnym wnętrzu. – Trochę…
– Duże? – podsunęła, a on ze śmiechem przytaknął. Był całkiem sympatyczny. – Powiedz mi coś o obrazach – dodała po chwili.
– A co dokładnie cię interesuje?
– Wszystko – szepnęła. – Nie znam nawet autora. Dostałam jedynie fotografie płócien.
– Ja również nie znam autora. – Zmarszczyła czoło. Zaczynało robić się interesująco.
– Więc…
– Są w mojej rodzinie od bardzo dawna. Przez kilkanaście lat trzymaliśmy je w jednym z muzeów sztuki starożytnej w Rzymie, ale niedawno postanowiliśmy ponownie sprowadzić je do domu.
– Kto jest na tym obrazie? – naciskała, uniemożliwiając mu dalszą wypowiedź.
Prawdę mówiąc, nie interesowało jej, co, gdzie, kiedy i dlaczego. Chciała szczegółów, lecz dotyczących wyłącznie sedna sprawy: człowieka z obrazu.
– Na którym? – Słysząc to, zaklęła w duchu. Przecież były dwa obrazy, a ona widziała tylko jeden.
– Mam na myśli tego mężczyznę – oznajmiła, żywiąc nadzieję, że na drugim będzie kobieta bądź jakiś pejzaż, ewentualnie coś grupowego albo martwa natura.
– To mój przodek. Szczerze mówiąc, nigdy się tym zbytnio nie interesowałem. Moja siostra zna historię tych obrazów, więc prawdopodobnie, gdybyś z nią porozmawiała, dowiedziałabyś się czegoś więcej.
– Będzie dziś na prezentacji? – zapytała z nadzieją, a on uśmiechnął się, widząc tak duże zainteresowanie, co oczywiście zaplanował w jakiś sposób wykorzystać.
– Niestety, musiała pozostać w Europie. Ale prawdopodobnie przyleci jeszcze w tym tygodniu – poinformował.
– Doskonale – ucieszyła się Brice.
Jeżeli dziewczyna znała historię obrazu, to będzie też znała historię namalowanego na nim mężczyzny.
– Bardzo interesujesz się moimi…
– Interesuję się każdym obrazem, jaki biorę pod skrzydła. To moja praca – odparła chłodno.
– Jesteś doskonała – wyznał, a ona spojrzała na niego gwałtownie, z budzącą się złością w oczach – w tym, co robisz – dodał, uśmiechając się przekornie.
Pomyślała, że nie jest dziś sobą, towarzyszyło jej nadmierne podekscytowanie oraz rozkojarzenie. Musiała się opanować i przywołać do porządku.
– Nie udało wam się ustalić, kim jest autor? – ponowiła pytanie, które nie dawało jej spokoju. Nie rozpoznawała na płótnie żadnych charakterystycznych cech, dzięki którym mogłaby błyskawicznie zidentyfikować wykonawcę.
– Teoretycznie nie mamy pewności – odparł z wahaniem. – Moja siostra dokopała się do czegoś, choć nie znam szczegółów. Na tę chwilę mamy do czynienia z anonimem. Ale być może to się zmieni.
– Z którego roku…
– Poprzedni ekspert orzekł, że to szesnasty wiek – wypowiedział i ujrzał na jej twarzy ekscytację.
– Czy macie jakieś inne dokumenty o… Mam na myśli jakieś drzewo genealogiczne. Nie chcecie ustalić, kim jest mężczyzna z malowidła?
– Wiemy, kim on jest – poinformował, sprawiając, że sapnęła poirytowana.
– Przed chwilą powiedziałeś, że nie wiecie – wyrzuciła z pretensją. – Celowo wprowadzasz mnie w błąd? – Ledwie powstrzymała się przed tym, aby nie dodać jakiegoś ozdobnika.
– Brice, powiedziałem jedynie, że nigdy się tym nie interesowałem. I że nie wiem, kim jest autor obrazów. Natomiast moja siostra ma na tym punkcie bzika. Ustaliła, kim byli ludzie na obrazach, niemniej oczywiście nie ma stuprocentowej pewności – poinformował, chcąc obrócić to w żart.
– Więc jednak wiecie, kim jest ten mężczyzna?
– Wygląda na to, że tak – stwierdził z rozbawieniem. – Choć z informacji, jakie podała mi siostra podczas naszej ostatniej rozmowy, nie wygląda na sympatycznego faceta i nie wiem, czy chciałbym mieć takiego przodka. Rodziny się jednak nie wybiera.
– Sympatycznego faceta? – powtórzyła jego słowa, lekko zdezorientowana.
– Że tak to ujmę: nie był dżentelmenem. Tyle powinno ci wystarczyć do czasu, aż przyjedzie moja siostra, ona ma więcej informacji i lubi takie tematy. Myślę, że znajdziecie wspólny język, a teraz powinniśmy się zbierać, limuzyna już czeka.
– Jeżeli poprzedni ekspert ma rację i obrazy faktycznie pochodzą z szesnastego wieku, to idąc tym tokiem myślenia, mogę z przekonaniem stwierdzić, że w tamtych latach trudno było o dżentelmena, więc twój przodek nie odbiegał zbytnio od statystyk – odparła.
– Teraz…
– Teraz? Masz na myśli dwudziesty pierwszy wiek, przepełniony metroseksualnymi mężczyznami, którzy w znacznej większości dbają o wygląd niekiedy bardziej niż kobiety? – zadała pytanie i, ujrzawszy na jego twarzy zdumienie, dodała: – Ja również myślę, że wraz z twoją siostrą znajdę wspólny język. Chodźmy – oznajmiła i pośpiesznie dopiła wino, czego raczej nigdy nie robiła, po czym odstawiła kieliszek na stolik. Lekko szumiało jej w głowie, ale gdy tylko wyszła na dwór, zmoczył ich deszcz, który nieco ją orzeźwił.
Jadąc, rozmawiali o jakichś głupotach. Żeby nie wyjść na kompletną ignorantkę, zadała mu pytania odnośnie do tego, czym się zajmuje, ale nawet nie słuchała jego odpowiedzi. Pochłonięta była jedynie obrazem, który za moment miała zobaczyć na własne oczy, poczuć płótno, ujrzeć barwy. Tego pragnęła.
Po wejściu do środka od razu się zorientowała, że nie przybyło zbyt wielu gości. Kilka osób, spośród których na szczęście nikogo nie znała. Niecierpliwie rozglądała się po białej sali. Kelner roznosił kieliszki z szampanem, po chwili jeden z nich trafił w jej dłonie, a za moment odstawiała już opróżnione naczynie na tacę.
– Opanuj się – szepnęła pod nosem.
– Słucham? – dotarł do niej głos Connora, który jeszcze niedawno rozmawiał z kimś na drugim końcu pomieszczenia.
– Nic takiego. Głośno myślę – odparła i, utkwiwszy w nim wzrok, uśmiechnęła się uroczo. – Gdzie obrazy? – dodała, na co roześmiał się głośno.
– Przez moment łudziłem się, że jednak powiesz coś innego – oznajmił, obejmując ją ramieniem. – Chodźmy. Zanim wpuszczą tamtych ludzi, załatwię ci czas sam na sam z moim przodkiem. – Zadrżała. Czuła wahanie, ale później zganiła się w myślach.
– Są w innym skrzydle? – dociekała, lecz zaskoczona ujrzała, jak kieruje ją w stronę przestronnego tarasu widokowego. – Nie mów tylko, że ktoś je tam umieścił – powiedziała przerażona. – Przecież pada deszcz.
– Spokojnie, wyniesiono specjalny namiot. Twój współpracownik zaproponował…
– Który?
– Co „który”?
– Który współpracownik? Ten, z którym dziś rozmawiałeś? – zapytała i przyśpieszyła kroku.
– Tak. Nie rozumiem, o co chodzi. – Próbował ją zatrzymać.
– O to, że on nie potrafiłby nawet zorganizować wiejskiej potańcówki – stwierdziła zagniewana.
– Wydawał się brzmieć profesjonalnie – oświadczył Connor, starając się zbagatelizować sprawę. – Uspokój się, przecież nic się nie stanie – powiedział i naraz usłyszeli potworny dźwięk rwącego się płótna, jaki doszedł zza szklanych drzwi, do których biegli.
– Oczywiście, że nic się nie stanie! – krzyknęła i odetchnęła, widząc dwóch kelnerów wnoszących zakryty białym płótnem obraz.
Podeszła do niego, po czym drżącą dłonią ściągnęła jasny materiał. Z przerażeniem wpatrywała się w widok, który miała przed sobą.
– Gdzie jest drugi obraz?! – wrzasnęła w stronę mężczyzn, którzy gdzieś zniknęli wraz z Connorem. – Pewnie zabrali go ze sobą – wyszeptała sama do siebie, próbując się uspokoić, i wtedy spojrzała na wprost.
Za szklanymi drzwiami na specjalnym stelażu spoczywał obraz, na którego widok zamarła. Patrzyła jak urzeczona w te fascynujące oczy, aż zrobiło jej się słabo. Pomyślała, że nie byłaby w stanie wytrzymać spojrzenia tego człowieka w rzeczywistości. Ten mrok i drapieżny wzrok sprawiały, że wstrzymała oddech.
– Deszcz – szepnęła i rozejrzała się we wszystkie strony. Była sama.
Bez chwili wahania otworzyła na oścież przeszkolone drzwi, wybiegając wprost w objęcia gęstej ulewy. Musiała zrobić absolutnie wszystko, aby obraz nie uległ zniszczeniu. Potknęła się o jakiś przedmiot i upadła, lecz szybko się podniosła i biegła dalej. Gdy była już zaledwie kilka kroków od niego, niebo rozdarła błyskawica, a stelaż się przewrócił. Bezradnie spoglądała na rozpadającą się ramę obrazu oraz płótno, które upadało wraz z nią. To było ostatnie, co widziała. Później zapanowała ciemność.