Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Detoks - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
4 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Detoks - ebook

W wynajętym mieszkaniu w łódzkiej kamienicy zostają odnalezione zmasakrowane zwłoki studentki Martyny Bułeckiej. Brak śladów sugerujących tożsamość sprawcy. Brak motywów. Brak świadków.

Komisarz Tomek Kawęcki, jeszcze parę lat wcześniej utalentowany śledczy, dziś jest wypalonym samotnym alkoholikiem. Ale tylko on daje nadzieję na rozwikłanie sprawy zabójstwa 24-letniej kobiety, pod warunkiem że zdoła wziąć się w garść i zechce współpracować z kolegami. Tymczasem szczególnie młoda sierżant Magda Giętka budzi w nim nieuzasadnioną niechęć.

Szukając zabójcy Martyny Bułeckiej, policjanci zapuszczają się w najbardziej zdegenerowane rejony Łodzi. Poznają świat dewiantów, prostytutek i narkomanów, zblazowanych studentów i wykładowców, wykolejeńców balansujących na granicy prawa, skorumpowanych prawników i zdeprawowanych dziennikarzy. Przekonują się, że ludzie przeważnie nie są takimi osobami, za jakie się podają, a niektórych policjantów od przestępców różni jedynie mundur.

Wśród sfrustrowanych członków zespołu śledczego coraz częściej dochodzi do tarć. Sytuację dodatkowo komplikuje odkrycie związku pomiędzy zabójstwem Martyny Bułeckiej a sprawą sprzed czterech lat. Wówczas w małej wsi nieopodal Łodzi w podobny sposób została zamordowana nastoletnia dziewczyna. Tyle że sprawca tamtego zabójstwa został schwytany i

osądzony. Tragiczna pomyłka? A może celowe działanie…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-892-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

– Amen!

– Pan z wami.

– I z duchem twoim.

Powędrował wzrokiem nad ołtarz. Zatrzymał się na półkolistej wnęce, w której znajdował się świetnie zachowany fresk. A na nim przybity do krzyża Chrystus. Miał przechyloną na prawo głowę, włosy starannie schowane za uszami. Korona cierniowa oplatała jego czoło, a z krwawiących dłoni i stóp sterczały kolce. Genitalia zasłaniała szmata, brudna od ściekającej z ciała krwi. Za Jezusem wyrastał demoniczny krajobraz, w którym oprócz ciężkich ciemnych chmur można było dojrzeć upadłe miasto, tonące w czymś, co przypominało duszną zbieraninę gazów.

Był pod ogromnym wrażeniem tego fresku. Właśnie tak wyobrażał sobie śmierć Syna Bożego. Jako wielkie, spektakularne cierpienie, które zatrważało nie tylko jego świadków, ale też biernie asystującą mu naturę. Odkąd sięgał pamięcią, marzył o identycznym końcu.

Kiedy ksiądz odmówił kolektę i wierni usiedli w kościelnych ławach, zaczął dyskretnie masować nadgarstek. Bolał go od wczoraj. Gdyby wcześniej odpowiednio go rozgrzał, zapewne uniknąłby bólu. Ale rozgrzewka nie wchodziła w grę. Tak jak i wszystkie inne poboczne rytuały, które mogłyby go rozproszyć, zdekoncentrować, spowodować rozluźnienie i odebrać przyjemność płynącą z ceremonii. Wiedział, że byłoby to niewyobrażalnie ryzykowne. Podobnie jak założenie na nadgarstek usztywniacza, którym mógłby niepotrzebnie ściągnąć na siebie czyjąś uwagę. Wystarczyło, że zwracał ją swoim wyglądem.

– Panie, który zostałeś posłany, aby uzdrowić skruszonych w sercu, zmiłuj się nad nami.

– Zmiłuj się nad nami!

– Chryste, który przyszedłeś wzywać grzeszników, zmiłuj się nad nami.

– Zmiłuj się nad nami!

– Panie, który siedzisz po prawicy Ojca, aby się wstawiać za swoim ludem, zmiłuj się nad nami.

– Zmiłuj się nad nami!

Rozejrzał się wokół. Po jego prawej stronie siedział starzec z przymrużonymi oczami i zrośniętymi siwymi brwiami. Niedowidzący, przysypiający i głuchy jak pień. Celebrował każde wstawanie, choć raczej z konieczności wymuszonej przez wiek niż z oddania liturgii. Brał głęboki oddech, a następnie drżącymi rękoma odpychał się od ławki. Jak emerytowany skoczek narciarski, który nie jest w stanie wyzbyć się nawyków.

Obok niego stała czterdziestoletnia kobieta z sępim nosem i czarnymi włosami, spod których wyłaniały się jasne odrosty. Hipnotycznie wpatrywała się w księdza. Była pobudzona i nieprawdopodobnie skoncentrowana. Dobra owieczka. Zrobiłaby wszystko, co by jej Bóg rozkazał. A być może nawet wszystko, do czego próbowałby ją nakłonić ksiądz.

Po lewej stronie, kilka metrów od jego ławy, stała dziewczynka w puchowej żółtej kurtce. Mogła mieć najwyżej dziesięć lat. Była znudzona, obracała się jak na twisterze. Szukała wzrokiem atrakcji, podróżując między sklepieniami kościoła, ławami, dziwnie wyglądającymi starcami a różowymi rzepami swoich nowych butów. W końcu napotkała jego wzrok. Zawstydził ją swoim uśmiechem, pokazując jej zbyt długie dziąsła, do których przymocowane były krótkie żółte zęby. Ale zawstydzenie nie powstrzymało jej dziecięcej ciekawości. Przestała bujać się na boki i zaczęła się w niego bezceremonialnie wgapiać.

Miała dobre niebieskie oczy. I niewinną buzię, białą jak kartka papieru. Tak mogła wyglądać Maryjka, kiedy była mała.

– Oto wielka tajemnica wiary.

– Głosimy śmierć twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

Odwrócił się w stronę dziewczynki, żeby dobrze widziała jego dłonie, wielkie i zadbane. Schował lewy kciuk i dostawił w jego miejsce prawy, który oplótł palcem wskazującym. Kiedy rozsunął dłonie, udając, że właśnie wyrwał sobie kciuk, dziewczynka ze zdziwienia rozdziawiła usta. Uśmiechnęła się. Kiedy pokazał jej sztuczkę z kciukiem ponownie, wiedziała już, że nie ma w tym żadnej magii, ale nadal nie miała pojęcia, jak on to robi. Spuściła wzrok na swoje dłonie i bezskutecznie próbowała odtworzyć trik.

Fresk z konającym Chrystusem nie był jedyną rzeczą, która podobała mu się w tym kościele. Znacznie bardziej urzekało go to, że nawet w niedzielę świątynię odwiedzało niewielu wiernych. Tylko ci, którzy faktycznie zasługiwali na wysłuchanie przez Boga. Nie pchali się do niej żądni sensacji emeryci, bardziej od modlitwy zainteresowani tym, którzy z ich nielicznych znajomych doczłapali do kościoła, a którym się to z jakichś powodów nie udało. Nie widział tu zniszczonych przez alkohol mężczyzn, pieniaczy i damskich bokserów, którzy chcieliby za pomocą mszy wyzerować swoje konto, wymazać z niego obrzydlistwa, jakich regularnie dopuszczali się w domu. Nie przychodziły nastolatki, które w tygodniu hańbiły swoje ciała grzesznym nasieniem, a w niedzielę próbowały zmazać je godzinną modlitwą.

Nie widywał tu pseudokatolików, którzy nie zasługiwali na rozgrzeszenie. Którzy samą swoją obecnością wypalali mu źrenice w oczach. Gardził nimi. Szczerze ich nienawidził. Gdyby tylko mógł, odebrałby im prawo do życia.

– Panie Jezu Chryste, ty powiedziałeś swoim apostołom: pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. Prosimy cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła, i zgodnie z twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.

– Amen!

Dziewczynka wciąż przeszywała go wzrokiem. Czekała na kolejny pokaz. Ale on nie miał ochoty nic jej pokazywać. Zaczęła go irytować. Nie widział już w niej małej Maryjki, tylko wścibskiego bachora, którego matka wysłała pod przymusem na mszę. Nie była niewinną małą katoliczką. Te słodkie oczy, którymi się w niego wgapiała, dał jej szatan. Żeby mamiła nimi i rozpraszała innych, łgała i oszukiwała, niszczyła jedność, którą stworzył Bóg.

Miał ochotę rozłupać jej głowę o ścianę.

– Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Błogosławieni, którzy zostali wezwani na jego ucztę.

– Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja.

Kiedy zaczął gmerać w kieszeni kurtki, zauważył poruszenie dziewczynki. Wyczuwał jej dziecięce podniecenie, łaknienie rozrywki, jaką mógł jej zaoferować. Słabość, która prędzej czy później obróci się przeciwko niej. Wyciągnął z kieszeni zaciśniętą pięść, niewiele mniejszą od jej głowy. Dziewczynka przewiercała wzrokiem jego dłoń, martwiąc się, że może przeoczyć sztuczkę. Postanowił, że jej nie zawiedzie. Że pokaże jej coś, co ją dogłębnie poruszy.

Rozejrzał się wokół, po czym rozwarł dłoń. Dziewczynka długo wpatrywała się w jej zawartość. Próbowała zrozumieć, na czym polega ten trik. W końcu podniosła na niego wzrok. Dopiero gdy zobaczyła jego wstrętny dziąsłowy uśmiech, zrozumiała, że to nie jest sztuczka.

Wyszła z kościoła zdjęta strachem, z oczami szklącymi się od łez. Rzuciła się pędem przed siebie. Do domu. Byle szybciej, byle dalej od niego. Byle zapomnieć o tym, co zobaczyła.

Nie miała wówczas pojęcia, że ten widok będzie ją prześladował przez wiele lat.

– Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.

– Amen!

– Idźcie w pokoju Chrystusa.

– Bogu niech będą dzięki!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: