Diament Radży - ebook
Zanurz się w egzotyczną opowieść o legendarnym diamencie radży, klejnocie o hipnotycznym blasku i mrocznej historii, który zmienia losy każdego, kto znajdzie się w jego posiadaniu. Robert Louis Stevenson, mistrz przygodowej narracji, zabiera czytelników w fascynującą podróż przez tajemnicze zakątki świata, gdzie chciwość, intryga i przygoda splatają się w nierozerwalne więzy. Gdy bezcenny klejnot znika w niewyjaśnionych okolicznościach, uruchamia lawinę zdarzeń, w której nic nie jest takie, jakim się wydaje. Ta trzymająca w napięciu opowieść, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i barwnych postaci, ukazuje geniusz Stevensona w kreowaniu światów, gdzie moralne dylematy przeplatają się z żądzą przygód i bogactwa. Odkryj mniej znane, lecz równie fascynujące dzieło autora "Wyspy skarbów" i "Doktora Jekylla i pana Hyde'a" w nowym, starannie opracowanym wydaniu elektronicznym.
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8349-093-9 |
| Rozmiar pliku: | 921 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mr. Harry Hartley otrzymał edukację przeciętnego gentlemana — z początku w szkole średniej, potem — w jednej z wyższych uczelni, stanowiących chlubę Anglji. W okresie tym absolutnie nie zdradzał zamiłowania do studjów. Miał tylko ojca, człowieka słabego i mało wykształconego — ten pozwalał mu tracić czas na doskonalenie się w talentach towarzyskich i na inne błahostki. Po dwóch latach został sierotą i prawie żebrakiem. Do zarobkowania był niezdolny, ani chciał, ani umiał pracować. Ładnie natomiast śpiewał, akompanjując sobie na fortepianie; pełen nieśmiałej gracji — asystował damom; miał zdecydowane zamiłowanie do szachów, a pozatem natura obdarzyła go nader szczęśliwą powierzchownością. Jasnowłosy, różowy, o łagodnem spojrzeniu i miłym uśmiechu — miał wygląd czuły i melancholijny, maniery zaś gładkie i ujmujące. Ale oczywiście nie był to człowiek, któryby mógł stanąć na czele armji lub rady stanu.
Dzięki szczęśliwemu trafowi, czy też protekcji Harry dostał po stracie ojca miejsce sekretarza osobistego jenerał-majora sir Tomasza Vandeleur. Był to człowiek sześćdziesięcioletni, krzykliwy, despotyczny i porywczy. Oddał on radży Kaszgary wielką usługę, o której rozmaicie szeptano. Ten ofiarował mu w darze za to szósty z największych djamentów świata. Dar przemienił jenerała Vandeleur — biedaka w bogacza, nieznanego, niepopularnego żołnierza w jednego z lwów towarzystwa londyńskiego. Właściciel djamentu radży był mile widzianym gościem w kołach najbardziej zamkniętych. Znalazł też kobietę młodą, piękną i dobrze urodzoną, która zgodziła się posiąść djament nawet za cenę małżeństwa z sir Tomaszem Vandeleur. Mówiono wtedy, że jeden klejnot przyciągnął drugi, gdyż rzeczy podobne nawzajem się przyciągają. Bo też naprawdę lady Vandeleur była nietylko kamieniem najczystszej wody, ale też ukazywała się zawsze światu w kosztownej oprawie. Ludzie miarodajni uważali ją za jedną z trzech czy czterech kobiet, najlepiej ubierających się w Anglji.
Obowiązki Harry’ego, jako sekretarza, nie były zbyt uciążliwe. Ale nie lubił on żadnej dłuższej pracy, plamienie palców atramentem było mu udręką, a wdzięki lady Vandeleur i jej toalety często wywoływały go z bibljoteki do buduaru. Harry czuł się najszczęśliwszy wśród kobiet: mógł z rozkoszą rozmawiać o najnowszych fasonach sukien, krytykować odcienie wstążki, albo latać po magazynach mód. Wkrótce z korespondencji sir Tomasza potworzyły się góry zaległości, lady zaś miała jeszcze jedną pannę służącą.
Wkońcu jenerał, najniecierpliwszy z dowódców w armji, zerwał się z krzesła w gwałtownym napadzie gniewu i udzielił sekretarzowi dymisji jednym z gestów, rzadko używanych między gentlemanami. Drzwi były na nieszczęście otwarte i mr. Hartley zleciał ze schodów czołem naprzód.
Powstał cokolwiek potłuczony i mocno zasmucony. Życie w domu jenerała odpowiadało mu najzupełniej. Obracał się w wyborowem towarzystwie — jakkolwiek pozycja jego tam była cokolwiek wątpliwa, robił mało, jadł doskonałe i rozkoszował się ciepłą obecnością lady Vandeleur, którą w sercu swem ochrzcił znacznie słodszem imieniem.
Znieważony przez but żołnierski, pośpieszył do buduaru i opowiedział swe strapienie.
— Dobrze wiesz, drogi Harry, — odparła lady Vandeleur, (nazywała go po imieniu, jak dziecko, lub lokaja), — że nigdy nawet przypadkiem nie robisz tego, co ci mówi jenerał. Dotyczy to również i mnie, jak mogłeś zauważyć. Ale to co innego. Jednem zręcznem poddaniem się kobieta może uzyskać przebaczenie za cały rok nieposłuszeństw, a prócz tego, sekretarz osobisty to nie żona. Przykro mi stracić ciebie, ale ponieważ nie możesz pozostać w domu, gdzie cię spotkała zniewaga, życzę ci na pożegnanie wszystkiego dobrego i obiecuję zrewanżować się jenerałowi za ciebie.
Harry’emu zrzedła mina, oczy jego napełniły się łzami i z czułym wyrzutem spoglądał na lady Vandeleur.
„Lady moja, — rzekł, — co to znaczy zniewaga? Źle sądzę o tym, kto nie umie przebaczać. Ale opuszczać przyjaciół... zrywać więzy przywiązania...“
Nie mógł mówić dalej, wzruszenie zdławiło mu gardło, i zaczął płakać.
Lady Vandeleur patrzyła na niego z osobliwym wyrazem na twarzy.
— Ten głuptasek, — myślała, — wyobraża sobie, że nas coś łączy. Dlaczego nie miałby zostać lokajem moim zamiast być sługą jenerała? Jest łagodny, uczynny i zna się na toaletach, a zresztą — ochroni go to od złych przygód. Jest zbyt ładny, by nie wpaść w ręce kobiety.
Tej samej nocy rozmówiła się z jenerałem, który już żałował swej porywczości i Harry został przeniesiony do wydziału damskiego, gdzie życie jego pełne było rajskiej ponęty. Był zawsze ubrany z niezwykłą wytwornością, nosił piękne kwiaty w butonierce i zabawiał gości taktownie i wesoło. Dumą jego było niewolnicze służenie pięknej kobiecie. Rozkazy lady Vandeleur przyjmował, jako dowody łaski i chętnie się tem afiszował przed ludźmi, ściągając na siebie pogardę i drwiny ze swej roli mężczyzny — garderobianej i modniarki. Nie brał też swego życia z punktu widzenia moralności. Mężczyźni były to istoty złe, a spędzić z subtelną kobietą dzień na dobieraniu strojów było dla niego pobytem na zaczarowanej wyspie zdala od burz życiowych.
Pewnego poranku wszedł do salonu i zaczął porządkować nuty na fortepianie. W drugim końcu pokoju lady Vardeleur rozmawiała w podnieceniu ze swym bratem, Charlie Pendragon, starym kawalerem, zniszczonym przez hulaszcze życie i kulejącym na jedną nogę. Na wejście sekretarza osobistego nie zwrócili najmniejszej uwagi i ten mimowoli był świadkiem takiej oto rozmowy:
RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.
W empik go