Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dobranoc, Tokio - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Dobranoc, Tokio - ebook

Dobranoc, Tokio
Autor: Atsuhiro Yoshida
Oniryczna powieść szkatułkowa, która oprowadzi cię po Tokio, jakie rzadko kto ma okazję oglądać.

Zegar wybił godzinę pierwszą. Tokio pogrążone jest we śnie, lecz wśród wymarłych ulic i zaciemnionych budynków są ludzie, którzy nie śpią.

Inspicjentka filmowa, która musi przed nastaniem świtu zdobyć osobliwe rekwizyty do kręconej produkcji.
Pracownica telefonu zaufania dręczona zagadką zniknięcia jej brata.
Słynny detektyw, który w nigdzie nie potrafił zagrzać długo miejsca.
Pracownica lokalu gastronomicznego tęskniąca za jednym z klientów.
Taksówkarz, który krąży pomiędzy nimi, pomagając im nie tylko w dotarciu do celu.

Dziesięć splecionych ze sobą losów ludzi, którzy nocami nieustannie mijają się na ulicach najludniejszej metropolii świata. Piękna, ciepła i błyskotliwa opowieść o nieoczywistych wyborach życiowych, o zagubieniu i poczuciu utraty, a także o tym, że czasem do szczęścia potrzeba znacznie mniej, niż się z początku myślało…

Tłumaczenie z języka japońskiego: Anna Grajny

 

Spis treści

Złodziejka lokwatów

Zagubiona o czwartej nad ranem

Osiemnaście kluczy

Zestaw z jajkiem i szynką

Fistaszki i kameleon

Nietoperz na balkonie

Noc spadających piór

Dwa księżyce

Bezgwiezdna noc

Niebieskie schody

Gwiazda czuwa

Ostatni element

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66627-59-8
Rozmiar pliku: 529 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zagubiona o czwartej nad ranem

Zegar wskazywał dokładnie godzinę pierwszą w nocy.

Była to pora, kiedy w Tokijskim telefonie zaufania numer trzy zaczynał się najgorętszy okres.

Fuyuki Kanako nie miała akurat nic do roboty, więc poprawiła rzeczy stojące na biurku, przy okazji wyrównała oddech i spojrzała przez okno na nocne niebo.

Znajdowała się na czwartym piętrze pięciopiętrowego budynku położonego dwanaście minut od najbliższej stacji tokijskiego metra.

To było jej miejsce pracy. Biurko numer dwadzieścia pięć w centrali telefonu zaufania.

Przez osiem godzin, od dwudziestej drugiej do siódmej rano z małymi przerwami, odbierała telefony. Dyżury w tym miejscu odbywały się na trzy zmiany: ranną, dzienną i nocną. Kanako, która odpowiadała za nocną zmianę, rozpoczynała pracę od wysłuchania raportów od osób z dziennej zmiany.

– Dzień dobry.

Tej nocy przejmowała zmianę po młodszym o dwanaście lat koledze imieniem Gotō Shin’ichi.

– Na dzisiaj jest jedna kłopotliwa sprawa – oznajmił, wbrew swoim słowom, z lekkim uśmiechem. Bywały dni, kiedy uważała to za irytujące, a bywało, że wydawało jej się to ujmujące.

– Jeden z naszych telefonów z opcją banku głosowego jest już mocno przestarzały, prawda?

– Yhm – przytaknęła mętnie Kanako.

Nagraniami z banku głosowego zajmowała się głównie ekipa z dziennej zmiany, więc ci z nocnej nie byli z nimi za bardzo obeznani. Urządzenie, o którym była mowa, na pierwszy rzut oka wyglądało jak zwykły aparat telefoniczny – choć z pewnością dość starego typu – ale pracownicy centrali nazywali go między sobą bankiem głosowym. Mówiąc najprościej, była to specjalistyczna automatyczna sekretarka, która w sytuacji, gdy operator miał pełne ręce roboty, domyślnie przełączała dzwoniącego do banku głosowego, gdzie mógł nagrać swoją prośbę o poradę. Jeśli zostawił przy tym swój numer telefonu, operator po odsłuchaniu treści wiadomości oddzwaniał do niego, jednak takie przypadki zdarzały się rzadko.

Większość połączeń do telefonu zaufania pochodziła od osób, które nie chciały ujawnić swojej tożsamości. Wielu ludzi dzwoniło po prostu dlatego, że potrzebowali z kimś porozmawiać. Dlatego kiedy łączyli się z bankiem głosowym, to albo rozłączali się, nic nie mówiąc, albo nagrywali parę słów w rodzaju: „To ja jeszcze zadzwonię”.

– Wygląda na to, że jego dni są policzone.

– Policzone?

Uwadze Kanako nie umknęło, że Gotō używał czasem nieodpowiednich, staroświeckich wyrażeń. Było to coś w rodzaju skrzywienia zawodowego. W tej pracy często trzeba było na podstawie kilku słów, bez możliwości ujrzenia twarzy osoby po drugiej stronie linii, nakreślić sobie całokształt jej sytuacji. Mówiąc inaczej, szeroki zakres słownictwa był silnym atutem na tym stanowisku.

– Nooo – ciągnął Gotō jak gdyby nigdy nic. – Ja też tego dobrze nie rozumiem. – To było jego ulubione powiedzenie. – Wprowadzili chyba jakiś nowy system i zdaje się, że automatyczna sekretarka nie jest już potrzebna.

– Ach tak – odparła Kanako, lekko przechylając głowę. – Ale dlaczego mówisz, że to kłopotliwa sprawa?

– Bo przedstawiciel firmy utylizacyjnej przyjdzie po niego o czwartej nad ranem.

– Dlaczego akurat o takiej porze?

– Widocznie tak im pasuje. Wiedzą, że działamy dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc uznali, że nie zrobi nam to różnicy, o której się pojawią. Ja też tego dobrze nie rozumiem, ale wygląda na to, że z usunięciem zapisanych danych będzie sporo pracy, więc się szarogęsią.

– No, no.

– Żadne „no, no”, Kanako, chciałbym, żebyś się tym zajęła.

– A, czyli o to ci chodziło.

„Wielka mi rzecz”, pomyślała Kanako, mimo to poczuła się lekko zaintrygowana tym zadaniem.

Może to też był rodzaj skrzywienia zawodowego.

Po co ktoś miałby przychodzić odebrać telefon do utylizacji o takiej porze?

Może wynikało to z przyczyn osobistych pracowników, a może ta firma również działała dwadzieścia cztery godziny na dobę i reklamowała się hasłem w stylu: „Jeśli masz niepotrzebne rzeczy, przyjedziemy je odebrać o każdej porze”?

Tylko dlaczego akurat tuż przed świtem?

– Ciekawe, bardzo ciekawe… – mruknęła pod nosem i spojrzała na listę „Spraw kategorii A”, którą przekazał jej Gotō.

Wśród połączeń odebranych danego dnia te, które zostały sklasyfikowane jako „wymagające dalszych działań”, otrzymywały tak zwaną „kategorię A”. Rzecz jasna nocna zmiana także przekazywała swoją listę „Spraw kategorii A” porannej zmianie. Do listy dołączone były skrótowe notatki, ale w przeważającej liczbie przypadków było to „dzwoniący chce, żeby go dokładniej wysłuchano”, a nie „prośba o radę w poważnej sprawie”.

Chociaż nazywało się to telefonem zaufania, dzwoniący ludzie niekoniecznie borykali się z cierpieniem lub szukali pomocy. Zwykle chodziło o sprawy w rodzaju „chcę z kimś porozmawiać”, „chcę, żeby ktoś mnie wysłuchał”.

Wszyscy ci mężczyźni i kobiety zdawali się tak naprawdę cierpieć na jedno i to samo; z punktu widzenia Kanako, odpowiadającej za ostatnią zmianę, wydawało się to całkowicie naturalne, że ktoś, kto siedzi samotnie w swoim pokoju w środku nocy, potrzebuje po prostu z kimś porozmawiać.

Prawdę mówiąc, ona sama miała podobne doświadczenia, i nie tylko ona – większość pracowników telefonu zaufania również kiedyś potrzebowała czegoś podobnego.

– O czwartej rano, przyjęłam.

– Przyjdą po ciebie o czwartej, więc dopilnuj, żebyś rozłączyła się przed tą godziną. Na tym zakończysz pracę.

– Słucham? – Kanako podniosła wzrok na Gotō.

Choć jej kolega wysławiał się gładko, czasami zdarzało mu się powiedzieć coś całkiem niezrozumiałego.

– Co to ma znaczyć?

– Oni chyba chcą, żeby ktoś był świadkiem.

– Świadkiem czego?

– Utylizacji telefonu. Ja też tego dobrze nie rozumiem, ale chyba taki mają zwyczaj.

– Zaraz, o czym ty mówisz? Chodzi o to, żebym na własne oczy zobaczyła, jak utylizują ten telefon?

– Na to wygląda. Na tej automatycznej sekretarce przechowywane są duże ilości danych osobowych.

– Ale przecież – Kanako udało się nie podnieść głosu, choć pozwoliła sobie na żywsze gestykulowanie – wystarczyłoby rozbić go młotkiem albo coś w tym rodzaju!

– Cóż, pewnie tak, ale… – odparł Gotō, spoglądając na kartkę z notatką od swojego przełożonego. – „Utylizacja ma charakter uroczysty, tak jak pogrzeb. Proszę upewnić się, że aparat został odpowiednio zniszczony i spalony”. Tak tu jest napisane.

– Tak powiedział szef Mochida?

– Nie, wydaje mi się, że to słowa przedstawiciela firmy utylizacyjnej. – Gotō podał Kanako kartkę, na której widniały nabazgrane wielkie znaki „czwarta rano”. – Ja też tego dobrze nie rozumiem, ale… – dodał, kręcąc głową – w każdym razie chcą, żeby ktoś towarzyszył ich pracownikowi.

– Hm… – Kanako wzięła kartkę do ręki; jej wzrok przykuły zapisane o wiele mniejszymi znakami słowa „zniszczony i spalony”.

*

Nie wiadomo, z jakiego powodu tak się działo, ale pracownicy telefonu zaufania często spotykali się ze zjawiskiem, które nazywali „zbieżnością słów”.

Tej nocy też tak było.

W ciągu trzech godzin pomiędzy jedenastą wieczorem a drugą nad ranem Kanako odebrała telefony od dwunastu osób, a w tym czasie trzy osoby obojga płci, różniące się wiekiem i sytuacją, użyły jednakowej frazy: „Nie mogę znaleźć ostatniego”. Oczywiście każdy z tych przypadków był inny i słowa te padły w różnych kontekstach.

– Chcę rozpocząć w życiu nowy etap, ale brakuje mi jakiegoś impulsu. Zdarza mi się taki czy inny, ale wciąż nie mogę znaleźć ostatniego, takiego, który by mnie w końcu zmobilizował.

– Zbieram kule transformacji, to takie gratisy dołączone do cukierków „Fireman”. Mam już prawie wszystkie, ale jakoś nie mogę znaleźć ostatniego.

– Pękła mi żyłka w naszyjniku, a na domiar złego wszystkie koraliki się rozsypały. Powinno być ich dwadzieścia osiem, ale chociaż szukałam wszędzie, nie mogę znaleźć ostatniego.

„Nie mogę znaleźć” i „szukam” to były standardowe frazy używane przez dzwoniących.

Już zwrot „nie mogę znaleźć” przykuł uwagę Kanako, a kiedy po nim padło słowo „ostatni”, z otchłani jej pamięci niczym bąbelki powietrza zaczęły wypływać na powierzchnię wspomnienia.

On… jej młodszy brat… czego szukał za pierwszym razem?

(Jej najwcześniejszym wspomnieniem był prawdopodobnie festiwal ku czci boga Hachimana.)

Podczas krótkiej przerwy o drugiej nad ranem Kanako sączyła kawę z puszki, patrząc na skrajnie monotonny widok za oknem: rząd drzew rosnących wzdłuż ulicy.

(Byłam wtedy w trzeciej klasie podstawówki, więc on musiał być w pierwszej.)

Mama kazała im pójść razem do pobliskiego chramu shintōistycznego. Pierwszy raz mieli iść gdzieś całkiem sami i zostali surowo napomniani, by koniecznie wrócili przed zachodem słońca.

Jednak jej brat w takich chwilach czuł zew wolności i zupełnie nie słuchał tego, co mówili rodzice. Przysparzał tym samym Kanako podwójnych zmartwień, choć wtedy nie przyszłoby jej do głowy, żeby określić to słowami, że z jednej strony bywało to irytujące, a z drugiej ujmujące.

Warto przy tym dodać, że młodszy brat Kanako był największym indywidualistą, jakiego znała. Zupełnie nie interesowało go robienie tego, co inne dzieci, ale zamiast odwracać się do nich plecami, jak gdyby nigdy nic bawił się sam w pewnym oddaleniu od pozostałych.

Z tego powodu często się gubił. Jego nazwisko i imię, Fuyuki Ren, często rozbrzmiewało z głośników w wesołych miasteczkach czy domach towarowych.

– Powiadomienie o zagubionym dziecku…

(Jak się tak zastanowić, to ostatnio coraz rzadziej słyszy się takie komunikaty.)

Tymczasem teren świątyni, na którym odbywał się festiwal, był wprost zatrważająco zatłoczony i wydawał się wręcz zachęcać do tego, żeby się na nim zgubić, dlatego Kanako ściskała kurczowo dłoń Rena, starając się trzymać jak najbliżej niego. Co, jak się okazało, i tak na niewiele się zdało.

Po prostu w pewnym momencie spostrzegła się, że nie wiedzieć kiedy Ren zniknął.

„Hę?!”, wydała z siebie okrzyk i zaczęła rozglądać się dookoła, jednak nigdzie nie było go widać.

– Aach! – krzyknęła w rozpaczy na cały głos. Ruszyła szybkim krokiem od straganu do straganu, przyglądając się uważnie każdemu z nich.

Nawet teraz, gdy już była dorosła, mina jej rzedła przy każdych najmniejszych przeciwnościach. I choćby naprawdę chodziło tylko o błahostkę, zdarzało jej się, że ludzie zaczepiali ją z pytaniem: „Co się stało, Kanako?”.

Jednak tamtego dnia, kiedy biegała w kółko ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy, rzeczywiście miała poważny powód do niepokoju.

Dookoła jeden za drugim zmieniały się kolory i zapachy.

Zapach sosu do smażonego makaronu gryczanego, pomarańczowy kolor cukierków morelowych, słodka woń i jaskrawy, szmaragdowy kolor lemoniady melonowej, aromat prażonej kukurydzy, srebrna maska na twarzy superbohatera, przesiąknięta odorem stęchlizny czerwona, aksamitna kurtyna rozpięta nad strzelnicą.

Rena nigdzie nie było.

– Ren, gdzie jesteś?! – zawołała go właśnie, a wtedy…

Kanako nie wierzyła własnym oczom. Jak to możliwe? A jednak ze stoiska tuż przed nią, na linii jej wzroku, unosiło się w powietrzu kilka przezroczystych szklanych kul wielkości szkolnego globusa.

Naprawdę wyglądały jak zawieszone w powietrzu.

Było ich około dziesięciu. Na pierwszy rzut oka nie było widać, żeby utrzymywały się na jakiejś lince, a do tego w każdej z nich zamknięty był przedmiot. Samochodzik, harmonijka ustna, tabliczka czekolady, mały bukiecik, a nawet zegarek na rękę. Z której strony by na nie nie spojrzeć, unosiły się we wnętrzu szklanych kul.

Wyglądało to tak, jakby wokół tego małego straganu przestała działać grawitacja. Różnokolorowe zabawki i słodycze swobodnie lewitowały, a przed nimi, zwrócony plecami do Kanako, stał Ren, który jak urzeczony śledził wzrokiem po kolei każdy przedmiot z osobna.

– Ren! – Kanako zawołała brata po imieniu z taką mocą, na jaką tylko było ją stać. Sama była zaskoczona tym, jak głośno jej to wyszło, ale gdyby tego nie zrobiła, pewnie zaraz znowu by gdzieś zniknął. Może nawet zostałby zamknięty w jednej z tych wiszących w powietrzu szklanych kul i porwany do jakiegoś innego świata… Kiedyś przeczytała coś takiego w książce i teraz nie mogła pozbyć się tej osobliwej wizji.

Kanako raz jeszcze zawołała brata, po czym podeszła do niego.

___

W Japonii niekiedy praktykuje się „pogrzeby” przedmiotów, w czasie których zostają one spalone i/lub złożone do specjalnego grobowca. Dotyczy to przede przedmiotów osobistych, jak pieczęcie, pędzle, lalki itd.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: