-
W empik go
Doktor Jekyll i pan Hyde - ebook
Doktor Jekyll i pan Hyde - ebook
Zanurz się w mroczne zaułki wiktoriańskiego Londynu, gdzie szanowany doktor Henry Jekyll prowadzi szokujący eksperyment, który uwolni jego wewnętrzne demony w postaci bezlitosnego Edwarda Hyde'a. Mistrzowska powieść Roberta Louisa Stevensona stanowi fascynującą podróż w głąb ludzkiej psychiki, gdzie granica między dobrem a złem zaciera się z każdą stroną. To ponadczasowe arcydzieło grozy, które od ponad wieku zadaje niepokojące pytanie: czy naprawdę znamy mroczne tajemnice, które kryją się w głębi naszej duszy? Odkryj klasykę literatury gotyckiej w nowym, elektronicznym wydaniu i przekonaj się, dlaczego ta opowieść o podwójnej naturze człowieka wciąż przeraża i fascynuje czytelników na całym świecie.
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8349-090-8 |
| Rozmiar pliku: | 929 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Adwokat Utterson był człowiekiem o niesympatycznej twarzy, której nigdy nie rozjaśniał uśmiech. Był zimny, małomówny, w rozmowie niezgrabny, a wszelką uczuciowość najstaranniej ukrywał. Mimoto posiadał w swej istocie coś nieokreślonego, co przyciągało. Zwłaszcza w gronie przyjaciół i przy kieliszku dobrego wina w oczach jego błyszczała jakby miłość bliźniego, która zresztą i w czynach jego najwyraźniej się objawiała. Wobec siebie samego był niesłychanie surowy, a aczkolwiek miał szczególne do teatru zamiłowanie, jednak od szeregu lat do żadnego nie chodził. Przy tem wszystkiem znany był z tolerancji wobec bliźnich i z gotowości spieszenia im z pomocą, nawet w wypadkach, gdy inni skłonni byli jedynie do potępiania. Oświadczał w takich razach dość dziwacznie, iż zdaniem jego „każdy brat ma prawo iść do djabła w sposób, uznany przez siebie za najlepszy”. W myśl tej zasady nie zmieniał też swego zachowania się wobec ludzi, którzy znaleźli się na linji pochyłej, lecz przeciwnie, starał się być im podporą.
Do przyjaciół przywiązywał się serdecznie. Im dłużej przyjaźń trwała, tem bujniej u niego rozkwitała. Jedna z takich przyjaźni łączyła go także ze znacznie od niego młodszym, Ryszardem Enfieldem, człowiekiem znanym w całym Londynie. Łamano sobie głowy nad tem, co tych dwuch ludzi właściwie tak do siebie zbliżyło, jakie wspólne ich łączyć mogły interesa. Kto ich spotykał na ich wspólnych przechadzkach niedzielnych, stwierdził jedynie, że nie mówili do siebie ani słowa i, że zjawienie się drugiego przyjaciela widoczną sprawiało im ulgę. Tem dziwniejsze było, że oni sami te przechadzki uważali za najmilszą rozrywkę całego tygodnia i za nic w świecie nie daliby się jej pozbawić.
Na jednej z tych przechadzek skręcili w boczną ulicę jednego z bardzo ożywionych okręgów Londynu. Nie różniła się ona w niczem od innych podobnych ulic metropolji, ale właśnie dlatego rzucać się musiała w oczy kamienica o wprost dziwacznym wyglądzie. Była dwupiętrowa, lecz zupełnie bez okien, tak, że gdyby nie brama, przypominałaby zupełnie basztę, a to tembardziej, że znajdowała się w niesłychanie zaniedbanym stanie.
— Znam ja tę dziwną budę aż nadto dobrze, — rzekł Enfield, — gdyż w pamięci mej ta oto brama skojarzona jest z niezwykle ciekawą historją.
— Cóż to za historja? — zapytał Utterson, a głos jego zdradzał pewne zaciekawienie. — Wracałem razu jednego późną nocą do domu i dla skrócenia drogi zboczyłem w tę ulicę. Mimo doskonałego oświetlenia czułem się jakoś nieswojo, idąc tak sam jeden zupełnie pustą ulicą. To też sprawiło mi prawdziwą ulgę, gdym usłyszał obce kroki. Obejrzawszy się, spostrzegłem dwie postacie naraz: mężczyznę małego wzrostu, który szybkim krokiem zdążał ku tej budzie, z przeciwnej zaś strony dziewczynkę ośmio czy dziesięcioletnią, biegnącą w kierunku do niego. Nagle zderzyli się, i wtedy to stałem się świadkiem wprost wstrętnej sceny. Oto ten mężczyzna, przewróciwszy dziewczynkę, ruszył po jej ciele dalej i pozostawił ją krzyczącą na chodniku. Nie można sobie wyobrazić, jakie ten widok wywarł na mnie wrażenie. I sposób zachowania się tego człowieka miał w sobie coś niesamowitego. Cynizm, z którym tratował dziecko, tak mnie rozwścieczył, że narobiłem krzyku, pobiegłem za tym potworem, złapałem go za kołnierz i przywlokłem do miejsca, na którem leżała dziewczynka. Tu tymczasem zgromadziła się już garstka ludzi, zwabiona krzykiem moim i dziecka. Ów człowiek nie stawiał mi żadnego oporu, zachowywał się zupełnie chłodno, ale rzucił mi tak straszliwe spojrzenie, że mnie dreszcz przeszedł od stóp do głowy. Okazało się, że wśród garstki ludzi znajdowali się także członkowie rodziny dziewczynki, która wysłana została po lekarza. Gdy ten się po chwili zjawił i dziecko zbadał, oświadczył, że mu się nic nie stało. Na tem cała afera mogłaby się była skończyć, gdyby nie dziwny, dotąd dla mnie tajemniczy moment. Od pierwszej chwili owe indywiduum napełniło mnie niezwykłym wstrętem, połączonym z niewytłumaczonem uczuciem strachu. Zauważyłem, że i członkowie rodziny dziewczynki tegosamego doznawali uczucia. Co mnie jednak najbardziej zastanowiło, to to, że i lekarz ilekroć spojrzał na tego człowieka, bladł jak chusta. Wiedziałem dokładnie, co się w nim działo, a i on wyczytał w mojej twarzy wszystko. Nie ulega dziś dla mnie kwestji, że zarówno on jak ja, bylibyśmy wtedy najchętniej to indywiduum unieszkodliwili. Nie mogąc tego jednak uczynić, zagroziliśmy mu skandalem, który nazwisko jego rozgłosi po całym Londynie. Przez cały czas naszego wygrażania musieliśmy wszelkiemi siłami powstrzymywać kobiety, które jak furje chciały się na mego rzucić. Nigdy w życiu nie widziałem jeszcze grona ludzi o twarzach tak pełnych nienawiści. Wpośród nich zaś stał ten człowiek z ponurym, urągliwym spokojem, ale zarazem i widocznym lękiem.
RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.