Dom otwarty - ebook
Wydawnictwo:
Rok wydania:
2000
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz
laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony,
jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania
czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla
oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym
laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym
programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe
Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny
program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią
niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy
każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Dom otwarty - ebook
Komedia obyczajowa w 3 aktach. Epizod z życia poczciwej, choć nie pozbawionej śmieszności rodziny mieszczańskiej, która, powodowana snobizmem, zaczyna naśladować styl życia bogaczy. Wydany przez państwa Żelskich bal wywołuje wiele komplikacji rozdzinnych i towarzyskich. Sztuka krytykowana ze względu na niebogatą zawartość myślową i zbyt proste przesłanie, ale znakomicie skonstruowana, ze zręcznie pomyślaną intrygą. Pełna ciekawych obserwacji obyczajowych. Obfituje w momenty o dużym humorze sytuacyjnym oraz świetne karykaturalne sylwetki wśród bohaterów, którym zawdzięcza swe powodzenie.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 854 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OSOBY:
WŁADYSŁAW ŻELSKI, urzędnik banku
JANINA, jego żona
KAMILA, jej siostra
TELESFOR, ich wuj
ADOLF, narzeczony Kamili
ALFONS FIKALSKI WICHERKOWSKI
PULCHERIA, jego żona
CIUCIUMKIEWICZ, archiwista
KATARZYNA, jego żona
TECIA, MIECIA, MUNIA ich córki
LOLA WRÓBELKOWSKI FUJARKIEWICZ MALINOWSKI BAGATELKA FRANCISZEK, służący
LOKAJ Goście
Rzecz dzieje się w mieszkaniu Żelskich
AKT I
Salonik elegancki. – Portiery w oknach i przy drzwiach, stół na środku, nakryty dywanem.
SCENA PIERWSZA
WŁADYSŁAW, TELESFOR, KAMILA, ADOLF, później
FRANCISZEK.
(Kamila z Adolfem siedzą przy pianinie,po lewej Telesfor i Władysław po prawej grają w szachy).
KAMILA
(grając sonatę Beethovena)
Raz, dwa, trzy – raz, dwa, trzy. (Do Adolfa, siedzącego tuż obok niej) No, teraz pan.
ADOLF
(który zapatrzony w nią, zapomniał o grze na cztery ręce, ocknąwszy się) A prawda – teraz ja (niby zabiera się do grania i zamiast grać, ogląda się na grających w szachy, a widząc ich zajętych, bierze prędko rękę Kamili i całuje dwukrotnie ogniście).
KAMILA
(wyrywając szybko rękę)
Panie! bo jak mamę kocham, tak pan klapsa dostaniesz, jak nie będziesz spokojnie siedział.
ADOLF
(biorąc ją powtórnie) Jeszcze tylko ten jeden raz.
KAMILA
(jak wyżej)
Panie! bardzo proszę – bo powiem wujaszkowi.
ADOLF
(błagalnie) Panno Kamilo!
KAMILA
(głośno)
Wujaszku!
TELESFOR(z fajką w ustach, nie oglądając się, zapatrzony w szachy) A co tam takiego?
KAMILA
Bo tu pan, Adolf jest niegrzeczny.
TELESFOR (jak wyżej)
No, ho, Adolfku, bądź grzeczny, pocałuj ją w rękę na przeprosiny.
ADOLF (ucieszony)
A widzi pani, wujaszek pozwala (porywa jej rękę i obsypuje pocałunkami).
KAMILA (wyrywając mu rękę)
Panie! bo się naprawdę pogniewam. Pan wiesz, że ja tego nie lubię. Graj pan.
ADOLF
Zaraz (zaczyna grać).
KAMILA
Przecież pan ma dwa takty pauzy.
ADOLF (przestaje grać) Prawda, dwa takty pauzy.
KAMILA
Ach, jaki pan dziś nieznośny! No, zaczynajmy (zaczynagrać). Raz, dwa, trzy – raz, dwa, trzy – teraz dopiero pan (grają oboje sonatę Beethovena, jednak tak, aby nie głuszyli rozmowy innych osób).
WŁADYSŁAW Na wuja pociąg.
TELESFOR
(zapatrzony w szachy, podnosząc palec do góry)
Zaraz, zaraz, bo ja tu mam planik kapitalny, tylko (nuci) „I chciałabym, i boję się”. (Mówi) E! co tam! starosta albo kapucyn, naprzód! (Suwapiona i nuci) „Naprzód, naprzód marsz, rabiata, na podbicie reszty świata”.
FRANCISZEK
(w białym fartuchu do pasa wychodzi z lewej strony z drugich drzwi i idzie do grających w szachy)
Proszę panów, pani się pyta, czy tu nakryć do kawy?
WŁADYSŁAW (zajęty szachami) To mógł wuj tu iść?
TELESFOR
(zadowolony)
A mógł, mógł; ty się musisz zasłaniać, a ja idę wtedy" pionem na królową; a co? (nuci) „Czy widzisz na tej skale tego, co straszną trzyma broń?”
FRANCISZEK
Proszę panów, pani się pyta, czy…
WŁADYSŁAW (opryskliwie)
Idź do diabła! nie nudź mię! nie widzisz, żem zajęty; skrzeczy i skrzeczy za uszami!
KAMILA
(do Adolfa, grając)
Patrz pan na nuty, nie na mnie, bo się znowu pomylisz.
ADOLF
Kiedy ja wolę na panią.
FRANCISZEK (stojąc za Kamilą) Proszę panienki…
KAMILA
Ale ja nie wolę. No, pilnuj się pan w takcie, raz, dwa, trzy (grają dalej).
FRANCISZEK
Proszę panienki… (Widząc, że go nie słyszą, odchodzi machnąwszy ręką) E! kto by się tam z nimi dogadał! (idzie w głąb na prawo).
SCENA DRUGA
CIŻ i JANINA z lewej, z drugich drzwi.
JANINA (do Franciszka) No, cóż?
FRANCISZEK (ruszając ramionami)
Proszę pani, kiedy tak wszyscy zajęci, że choć strzelaj za uszami, nie usłyszą.
JANINA
To nakryj tu i przynoś samowar.
FRANCISZEK
(idzie na prawo do drugich drzwi, skąd za chwilę wraca, nakrywa stół obrusem, znosi filiżanki, bułeczki w koszyczku etc.).
JANINA
(idzie do Władysława i opiera się na jego ramieniu) Przy kimże szczęście?
WŁADYSŁAW (roztargniony, odsuwając ją lekko)
Zaraz, zaraz, moja droga, bo to ważny pociąg.
JANINA
(zadąsana odchodzi)
A to grzecznie! nie ma co mówić (bierze robótkę z koszyczka leżącego na stoliku i siada na kanapie, na końcu oddalonym od Władysława).
TELESFOR
(wstaje zadowolniony i zapalając albo poprawiając fajeczkę, zbliża się do Janiny i mówi, wskazując na Władysława z filuternym uśmiechem)
Zły, bom mu zabił takiego klina, że będzie majster, jeżeli się z tego wykręci, o! patrz, jak mu zirzedła mina, (nuci na nutę poloneza) „Patrzaj, patrzaj, jaka mina – na dół wąs, w górę czupryna” – ram, tam, tam, tam, tam, tam, tam, tam. (Wracając do Władysława, staje naprzeciw niego przy stoliku i mówi z tryumfującą miną) No, cóż? Wymyśliłeś tam co mądrego?
WŁADYSŁAW
E, Boże! cóż ja się namyślam? (Znaciskiem) Szach królowi i królowej.
TELESFOR
(zakłopotany, łapiąc go za rękę, w której trzymał figurę) Co? gdzie? jak? jakim sposobem?
WŁADYSŁAW Po prostu koniem.
TELESFOR
(siada)
Ale ja tego nie widziałem, czekaj no.
WŁADYSŁAW (tryumfująco) A widzi wuj.
TELESFOR
Ale bo ta tu przyszła (wskazuje na Janinę) i zabałamuciła mnie swoim gadaniem.
JANINA
(śmiejąc się ironicznie) Ja? (wzrusza ramionami).
WŁADYSŁAW
(do Janiny z uśmiechem)
Wuj się wymawia tobą, jak ta tanecznica, co jej to w tańcu coś zawadzało.
TELESFOR
(patrząc w szachy)
A niech go nie znam! a to mi dojechał! (Nuci) „Jak okropne przeznaczenie”… ram, tam, tam, tam, tam, tam, ram, tam, tam, tam, tam, taro – „takie losu odmienienie” – ram (resztę bębni palcami).
WŁADYSŁAW (zwracając się do Janiny)
Czy mi się zdawało, duszyczko, że przed chwilą coś chciałaś ode mnie?
JANINA
Rychło w czas sobie przypomniałeś.
WŁADYSŁAW
No, nie gniewaj się, duszyczko, widzisz, byłem tak zajęty.
JANINA
E! nudni jesteście z tymi waszymi szachami; jak się zagracie, to dogadać się z wami nie można.
WŁADYSŁAW
Ze mną możesz mówić, ile ci się tylko podoba. Mnie to wcale nie przeszkadza, ja mogę wygodnie grać i rozmawiać.
JANINA Albo to prawda.
WŁADYSŁAW
Jak cię kocham. No, siadaj, siadaj tu bliżej. (Janinaprzesiada się na drugi koniec kanapy, bliżej Władysława).
Nie wiem, czy ci mówiłem, że wychodząc z biura, spotkałem Malwinkę?
JANINA
Więc już wróciła?
WŁADYSŁAW
Tak, i kazała ci powiedzieć…
TELESFOR
E! cóż ty minie straszysz jakimiś tam szachami, kiedy ty przecież nie możesz ruszyć konia.
WŁADYSŁAW A to dlaczego?
TELESFOR
No, bo odsłaniasz swojego króla.
WŁADYSŁAW
Prawda, gdzież ja miałem oczy?
TELESFOR
(tryumfująco)
A! (nuci) „Chciało się Zosi jagódek, kupić ich za co nie miała”… (Mówi) Teraz ty się broń od mata.
JANINA
(przysuwając się do Władysława) Więc co ci mówiła?
WŁADYSŁAW
(nieco niecierpliwie, zapatrzony w szachy) Kto taki?
JANINA No, Malwinka.
WŁADYSŁAW (jak wyżej) Jaka Malwinka?
JANINA
Przecież sam mówiłeś.
WŁADYSŁAW (jak wyżej)
Moja droga, nie przeszkadzaj mi teraz.
JANINA
(wstaje, rzuca robótkę i wzrusza ramionami) I on to nazywa rozmową!
FRANCISZEK
Proszę pani, kawa już przeciekła.
JANINA
Idę, idę (idzie do samowara, stojącego na stoliczku pod ścianą, nalewa kawę do filiżanek, które Franciszek zanosi na stół). Wujaszek czarną?
TELESFOR
(wpatrzony w szachy)
Czarną, to się rozumie. (Nuci) „Czarny kolor jest ozdobą, czarno chodzą wszystkie stany”.
KAMILA (z oburzeniem)
No, widzi pan, znowu się zmyliłeś! – nie, to coś okropnego, jak pan dziś nie uważa.
ADOLF
To może byśmy lepiej porozmawiali?
KAMILA
(wzrusza, ramionami i patrzy na niego z góry)
Pan też do rozmowy, Boże! Już naprzód wiem, co mi pan powiesz: „Ach! pani” albo: „Och! pani” – a dla odmiany czasem (naśladując jego błagalny głos) „Panno Kamilo!” Przyznasz pan sam, że to wcale nie zabawne.
ADOLF
(obrażony)
Nudzi to panią? Skoro tak, to grajmy.
KAMILA
Grajmy. (Gdy Adolf zbyt mocno uderza w klawisze z irytacji) Co pan robisz? nie tak mocno.
JANINA
(do stolika szachowego zwrócona) Proszę panów do kawy.
TELESFOR
Zaraz, w tej chwili będzie koniec.
JANINA
Panie Adolfie, Kamilko! (Widząc, że nie słyszą, idzie żywo ku nim i stając za plecami, woła głośno) Proszę do kawy! Czyście pogłuchli?
KAMILA
(zrywając się)
To pan Adolf tak się tłucze, że mało klawiszy nie połamie (robi mu gniewną minkę). Ehm, szkaradny pan jesteś! gniewam się na pana! (rzuca nuty na taboret i odchodzi do środkowego stołu).
ADOLF
(patrząc na nią z uśmiechem i czułością) Przeproszę.
KAMILA
Pan byś ciągle przepraszał, nic z tego! (odchodzi, siada do kawy). (Adolf składa nuty i idzie tam także za nią).
TELESFOR
(z zapałem) Szach! mat!
JANINA
Wujaszku, bo kawa ostygnie.
TELESFOR
(wstaje)
Idę, idę, (zbliża się do stołu) powiadam wam, dałem mu takiego mata, że to ha!
JANINA
(przysuwając Telesforowi filiżankę) Służę wujowi.
TELESFOR
(siada)
Kawka – wybornie, doskonale! (Pije) Pyszności! (Delektując się) Już to można powiedzieć, że my sobie tu w naszym kółku żyjemy jak w raju.
JANINA
(z przekąsem, półgłosem) Nie wszyscy.
WŁADYSŁAW
(patrząc na nią, z łagodnym wyrzutem) Janinko.
TELESFOR
(do Władysława) Co ona mówi?
KAMILA
Że nam tu znowu nie tak bardzo przyjemnie, jak wujaszek myśli.
TELESFOR
A czegóż ty jeszcze chcesz, smarkulo jakaś? Masz chłopca jak malowanie, co po całych prawie dniach kamieniem siedzi przy tobie.
KAMILA (z ironią)
To prawda, że kamieniem.
TELESFOR
Nie tak jak inny, co to odprawia konkury jak za pańszczyznę i patrzy tylko, jakby się wymknąć od panny na lampartkę (wstaje).
ADOLF
Panna Kamila wolałaby może takiego, byleby się umiał szastać, prawić komplementa, znosić z miasta nowinki, bajeczki.
KAMILA (z przekąsem)
A przynajmniej, żeby był zabawniejszym od pana.
TELESFOR
A cóż to, ma przed tobą na linie tańczyć czy co? Patrzcie ją, jaka mi. wybredna dama! Ta to ty nie wiem jak powinnaś dziękować Panu Bogu, że ci nadarzył takiego poczciwca, suszyć przynajmniej co piątek.
KAMILA
(pod nosem, zadąsana) Jeszcze czego!
TELESFOR
Albo Władysław, niech mi kto pokaże drugiego takiego męża! Co dzień z biura prosto, jak strzelił, do domu.
JANINA I do szachów.
TELESFOR
No, wielka rzecz, że sobie tam czasem parę partyjek…
JANINA (z uśmiechem)
Powiedz, wuj, kilka, kilkanaście.
TELESFOR
Ale za to wieczór oddaję ci go do dyspozycji; mało ci jeszcze?
WŁADYSŁAW
(z uśmiechem)
Musi jej być mało, skoro się nudzi.
TELESFOR
Czekaj, nie będzie się nudzić, niech no tylko zaczną się sypać dzieci jedno po drugim.
JANINA
(reflektuje go, wskazując oczami na Kamilą) Wujaszku!
TELESFOR
(zatykając sobie usta, na stronie)
Tam do diabła! zapomniałem na śmierć, że my tu m.amy pannę między sobą. (Krząka i mówi do Kamili) Te, tego, bo widzisz, ja mówiłem o tych bocianach, co to przynoszą
KAMILA
(naiwnie)
O jakich bocianach? – co, co?
WŁADYSŁAW
(wstając, bierze go na stronę)
Daj wuj pokój, nie tłumacz się, bo będzie jeszcze gorzej.
SCENA TRZECIA
CIŻ i PULCHERIA z głębi. – Wstają od stołu.
JANINA
(wstaje naprzeciw wchodzącej) A, pani Pulcheria!
PULCHERIA
(ubrana okazale)
Cóż się z wami dzieje? (podaje rękę Janinie). Jak się masz, Kamilko? (Kłania się panom) Witam pana pułkownika.
TELESFOR
(który nakładał fajkę)
Sługa pani dobrodziejki.
PULCHERIA
(siada)
Co się z wami dzieje? Myślałam, że was nie ma w Krakowie.
JANINA Dlaczego?
PULCHERIA
Bo was nigdzie nie widać, ani w kościele, ani w teatrze, ani na spacerach. Czy wiesz, panie Władysławie, co zaczynają mówić o panu?
WŁADYSŁAW Cóż takiego?
PULCHERIA
Że jesteś zazdrosny o żonę. Jak męża kocham!
WŁADYSŁAW (z ironicznym uśmiechem) O! a to dlaczego?
PULCHERIA
Bo jej pan nigdzie nie pokazujesz.
TELESFOR
(zapalając fajkę)
Pani dobrodziejko, przecież żona nie menażeria, żeby ją pokazywać.
PULCHERIA
Ale nie należy zamykać jej w domu. Ja, przyznam się państwu, umarłabym z nudów, żeby mi tak przyszło siedzieć z mężem dzień w dzień.
WŁADYSŁAW
To bardzo pochlebnie dla męża.
PULCHERIA
Mój mąż wie o tym dobrze i dlatego stara się rozerwać mnie, jak może. Przedwczoraj na przykład byliśmy na balu akademickim..
WŁADYSŁAW
Proponowałem i ja mojej żonie, ale nie chciała.
PULCHERIA
(mocno zdziwiona) Dlaczego?
JANINA
Nie lubię balów publicznych.
PULCHERIA
No, to powinniście u siebie urządzić jaki wieczór tańcujący.
KAMILA
(klaszcząc w ręce)
Zabawę tańcującą! ach, jakby to było dobrze! (do Adolfa półgłosem) Niech pan namawia szwagra. Przecież panu także o to chodzić powinno, żebyśmy się zabawili.
ADOLF
Kiedy ja się i tak doskonale bawię.
KAMILA
Obrzydliwy egoista z pana.
JANINA
Rzeczywiście, Władziu, moglibyśmy dać jaki. wieczór tańcujący.
WŁADYSŁAW
Ale dla kogo? moja droga, mamy tak mało znajomości.
PULCHERIA
Cóż łatwiejszego jak o to? Porobicie kilka wizyt i…
JANINA
Tak, porobimy wizyty.
PULCHERIA
I będziecie mieli znajomości.
WŁADYSŁAW
Mamy zawierać znajomości dla jednego wieczoru tańcującego?
PULCHERIA
No, przecież na jednym, sądzę, nie przestaniecie. Czas już, żebyście skończyli te miodowe miesiące i zaczęli prowadzić dom otwarty.
WŁADYSŁAW (z ironicznym uśmiechem)
Nie zamykam go przed nikim, pani dobrodziejko.
KAMILA
E, co tam, o tem potem, ale teraz ten bal. (Do Telesfora, który wyszedł przed chwilą dla wydmuchania i wyczyszczenią fajki, a teraz wraca – biegnąc naprzeciw niemu)
TELESFOR A o cóż to chodzi?
KAMILA
Chcemy urządzić tu u nas zabawę tańcującą.
JANINA
Ale nasi. panowie jakoś nie bardzo są z,a tym (patrzy na męża z wymówką).
TELESFOR
A to dlaczego? (Do Władysława) Ja nie widzę racji, żeby im odmawiać tej przyjemności..
KAMILA (do Adolfa)
A widzisz pan, wujaszek także za nami.
TELESFOR
To się rozumie… Dlaczego się nie zabawić, i do tego jeszcze w karnawał?
KAMILA
(ciszej)
To, to, to, wujaszku.
TELESFOR
Młode to, to nic dziwnego, że rade by sobie pohulać. Ja sam, choć stary, a nie ręczę za siebie, czybym się jeszcze nie puścił w tany, jakby tak urżnęła muzyka.
KAMILA (do Adolfa)
Widzisz pan, bierz przykład z wujcia.
TELESFOR
Tak, to im się należy. I jeżeli Władysław nie zechce, to ja wam bal wyprawię.
KAMILA
(całuje go w rękę) Ach, wujaszku drogi!
PULCHERIA
Brawo! brawo, panie pułkowniku!
TELESFOR
(zbliżając się do Władysława) No, zgoda?
WŁADYSŁAW
Ależ, wuju, przecież mnie o wydatki nie idzie. Jeżeli Janina sobie życzy, to i owszem.
TELESFOR
O! na nic, bratku, ja pierwszy się odezwałem, moje na.wierzchu. Zresztą miałem wam i tak urządzić fetkę na moje imieniny, tylko mi ten zbrodniarz reumatyzm przeszkodził! Za to teraz wyprawię wam bal co się zowie.
JANINA
E, gdzieżby wuj…
TELESFOR
(grożąc jej)
No! bo będę spiskował przeciwko wam – jak chcecie?
PULCHERIA
(do Janiny)
Skoro wuj sobie tego życzy.
KAMILA (uradowana)
Muszę wujcia wyściskać za to (ściska go i całuje).
TELESFOR
(śmiejąc się)
Gotówką mi płaci, i to z góry. No, no, nie tak bardzo, bo Adolfowi ledwie oczy nie wylezą na wierzch z zazdrości. Patrz, jak się oblizuje. (do Adolfa, drażniąc się z nim) A! nie dla psa kiełbasa.
PULCHERIA
Więc kogóż myślicie zaprosić?
JANINA
Prawda – kogo by tu? Jak pani myśli?
PULCHERIA
Najlepiej będzie spisać listę; kawałek papieru…
KAMILA
(zrywając się)
Zaraz, zaraz. (Do Franciszka, idącego z lewej na prawo) Franciszku, prędko papieru, atramentu!
FRANCISZEK
(wystraszony)
O! rany boskie! czy może kto zachorował.
KAMILA
Ależ gdzież tam – będziemy mieli bal.
FRANCISZEK (uradowany) Tu? u nas?
KAMILA Tak.
FRANCISZEK
Hę, hę, toż to będzie uciechy! Muszę zaraz Walentowej dać moją białą kamizelkę do prania, bo od pańskiego wesela mocno się już przybrukała.
KAMILA
No, spiesz się, Franciszku.
FRANCISZEK
Lecę, panienko. (Wraca się) Co to panienka kazała przynieść?
KAMILA Papier, pióro i…
FRANCISZEK
Aha, wiem już, wiem – zaraz, zaraz (na lewo do drugich drzwi).
PULCHERIA
(z żartobliwą powagą)
A więc zapraszam panów na wojenną naradę. Będziemy układać listę gości.
KAMILA
Wujaszek będzie prezesem.
PULCHERIA
Tak, tak, pan pułkownik będzie prezesem (bierze go z Kamilą pod rękę i sadzają przy okrągłym stole na pierwszym miejscu).
TELESFOR
Patrzcie, już mnie dygnitarzem zrobiły! To dyplomatki dopiero. To mianujcież Adolfa chociaż sekretarzem, żeby mu zazdrość nie było.
PULCHERIA
Dobrze. Pan Adolf będzie trzymającym pióro.
ADOLF
(siada po prawej od widzów, obok Telesfora) Tylko pióra nie widzę.
KAMILA
(biegnie do drzwi na lewo) Zaraz będzie. – Franciszku!
FRANCISZEK
(z prawej)
Idę, idę, panienko (przynosi przybory do pisania – czas jakiś z głębi przysłuchuje się z zajęciem i uciechą rozmowie, a potem schodzi ze sceny).
TELESFOR
(wesoło)
Kamilka przy sekretarzu jako pomocnik, a Władzio przy żonie (wskazuje na lewo siedzenia). No, posiedzenie otwarte.
PULCHERIA
Kogóż więc myślicie prosić?
TELESFOR
A, przede wszystkim panią dobrodziejkę z mężem.
JANINA
To się już samo przez się rozumie.
PULCHERIA
Dziękuję za siebie i za męża. No, a potem?
TELESFOR
Może by wypadało zaprosić Ciuciumkiewiczów? On mój kolega szkolny.
PULCHERIA
Ale ona sławna bajczarka.
TELESFOR
To się ją tym właśnie udobrucha.
WŁADYSŁAW
Będzie to rodzaj okupu, jak owemu smokowi podwawelskiemu; trzeba by jej dać baraniny, żeby się nie rzucała na ludzi.
JANINA
No, i jeżeli się nie mylę, ma cztery córki. Na wieczorze tańcującym cztery panny, to także coś znaczy.
WŁADYSŁAW
Tak, kadryl już zapewniony.
ADOLF
A że są brzydkie, więc nie będą robić niebezpiecznej konkurencji innym pannom.
KAMILA
(żywo)
Do kogo pan to stosujesz?
ADOLF
Do panien w ogólności.
KAMILA
A do mnie w szczególności, nieprawda?
TELESFOR
No, no, ty mała, cicho tam. Wiecznie by się tylko kłóciła.
KAMILA (z pewną irytacją)
Bądź pan pewny, że mi wcale o to chodzić nie będzie, choćby się pan umizgał do wszystkich czterech panien Ciuciumkiewicz na raz.
TELESFOR
Cicho! A to skaranie boskie z tą dziewczyną!
KAMILA
Ja tylko odpowiadam na zaczepkę.
PULCHERIA
Ależ, państwo, piszmy, bo do jutra nie skończymy.
JANINA (z zajęciem)
Tak, tak, piszmy. Któż teraz?
PULCHERIA
Ja bym proponowała panią Fifikowską. Ta wprawdzie nie ma córek, ale za to potężny zastęp kuzynek, które dostarcza na wszystkie zabawy prywatne.
WŁADYSŁAW
I dlatego nazywają ją wszyscy ciocią swatką.
TELESFOR
(przypominając sobie)
Fifikowską, Fifikowską – czekajcie, czy to nie będzie wdowa po majorze Fifikowskim?
PULCHERIA Tak. Pan ją zna?
TELESFOR
Jak stary szeląg, pani dobrodziejko. Ale przypominam sobie, że o niej nieszczególniej mówiono we Lwowie.
KAMILA
(klęknąwszy na stołku, opiera się na ręce) Jak to nieszczególnie? Dlaczego?
TELESFOR
(przedrzeźniając ją)
Dlaczego? dlaczego? Jąk będziesz taka ciekawa, to nie urośniesz. Miała jakiś feler, i basta.
PULCHERIA
Tak, ale jak odziedziczyła po babce trzy kamienice i wieś, opinia publiczna pogodziła się z nią zupełnie i dziś przyjmują ją wszędzie, była nawet gospodynią na jednym balu.
WŁADYSŁAW
Ze względu na trzy kamienice.
ADOLF
To może by było lepiej kamienice zaprosić?
KAMILA
Pana się nikt o to nie pyta. Pan masz, tylko pisać, a nie mówić.
JANINA
To jakżeż, Władziu? Zaprosić tę panią?
WŁADYSŁAW
(wahająca)
Ja bym wolał – nie…
PULCHERIA
(zgorszona)
A, moi drodzy! jak tak będziecie chcieli skrupulatnie roztrząsać przeszłość każdego, to zostaniecie w końcu bez gości, bo nie ma nikogo bez „ale”. Zresztą, to było tak dawno…
TELESFOR
Że nastąpiło przedawniemie. Pal ją licho! – ja wotuję za tą panią.
WŁADYSŁAW
Ha, skoro wujaszek, to i my. „Nie sądź, nie będziesz sądzony”.
ADOLF
(pisząc)
A więc, większością głosów, Fifikowska z przyległościami.
KAMILA
Z jakimi znowu przyległościami?
ADOLF
No, z kuzynkami.
KAMILA
(kręcąc głową z przekąsem) Jaki pan dowcipny.
WŁADYSŁAW ŻELSKI, urzędnik banku
JANINA, jego żona
KAMILA, jej siostra
TELESFOR, ich wuj
ADOLF, narzeczony Kamili
ALFONS FIKALSKI WICHERKOWSKI
PULCHERIA, jego żona
CIUCIUMKIEWICZ, archiwista
KATARZYNA, jego żona
TECIA, MIECIA, MUNIA ich córki
LOLA WRÓBELKOWSKI FUJARKIEWICZ MALINOWSKI BAGATELKA FRANCISZEK, służący
LOKAJ Goście
Rzecz dzieje się w mieszkaniu Żelskich
AKT I
Salonik elegancki. – Portiery w oknach i przy drzwiach, stół na środku, nakryty dywanem.
SCENA PIERWSZA
WŁADYSŁAW, TELESFOR, KAMILA, ADOLF, później
FRANCISZEK.
(Kamila z Adolfem siedzą przy pianinie,po lewej Telesfor i Władysław po prawej grają w szachy).
KAMILA
(grając sonatę Beethovena)
Raz, dwa, trzy – raz, dwa, trzy. (Do Adolfa, siedzącego tuż obok niej) No, teraz pan.
ADOLF
(który zapatrzony w nią, zapomniał o grze na cztery ręce, ocknąwszy się) A prawda – teraz ja (niby zabiera się do grania i zamiast grać, ogląda się na grających w szachy, a widząc ich zajętych, bierze prędko rękę Kamili i całuje dwukrotnie ogniście).
KAMILA
(wyrywając szybko rękę)
Panie! bo jak mamę kocham, tak pan klapsa dostaniesz, jak nie będziesz spokojnie siedział.
ADOLF
(biorąc ją powtórnie) Jeszcze tylko ten jeden raz.
KAMILA
(jak wyżej)
Panie! bardzo proszę – bo powiem wujaszkowi.
ADOLF
(błagalnie) Panno Kamilo!
KAMILA
(głośno)
Wujaszku!
TELESFOR(z fajką w ustach, nie oglądając się, zapatrzony w szachy) A co tam takiego?
KAMILA
Bo tu pan, Adolf jest niegrzeczny.
TELESFOR (jak wyżej)
No, ho, Adolfku, bądź grzeczny, pocałuj ją w rękę na przeprosiny.
ADOLF (ucieszony)
A widzi pani, wujaszek pozwala (porywa jej rękę i obsypuje pocałunkami).
KAMILA (wyrywając mu rękę)
Panie! bo się naprawdę pogniewam. Pan wiesz, że ja tego nie lubię. Graj pan.
ADOLF
Zaraz (zaczyna grać).
KAMILA
Przecież pan ma dwa takty pauzy.
ADOLF (przestaje grać) Prawda, dwa takty pauzy.
KAMILA
Ach, jaki pan dziś nieznośny! No, zaczynajmy (zaczynagrać). Raz, dwa, trzy – raz, dwa, trzy – teraz dopiero pan (grają oboje sonatę Beethovena, jednak tak, aby nie głuszyli rozmowy innych osób).
WŁADYSŁAW Na wuja pociąg.
TELESFOR
(zapatrzony w szachy, podnosząc palec do góry)
Zaraz, zaraz, bo ja tu mam planik kapitalny, tylko (nuci) „I chciałabym, i boję się”. (Mówi) E! co tam! starosta albo kapucyn, naprzód! (Suwapiona i nuci) „Naprzód, naprzód marsz, rabiata, na podbicie reszty świata”.
FRANCISZEK
(w białym fartuchu do pasa wychodzi z lewej strony z drugich drzwi i idzie do grających w szachy)
Proszę panów, pani się pyta, czy tu nakryć do kawy?
WŁADYSŁAW (zajęty szachami) To mógł wuj tu iść?
TELESFOR
(zadowolony)
A mógł, mógł; ty się musisz zasłaniać, a ja idę wtedy" pionem na królową; a co? (nuci) „Czy widzisz na tej skale tego, co straszną trzyma broń?”
FRANCISZEK
Proszę panów, pani się pyta, czy…
WŁADYSŁAW (opryskliwie)
Idź do diabła! nie nudź mię! nie widzisz, żem zajęty; skrzeczy i skrzeczy za uszami!
KAMILA
(do Adolfa, grając)
Patrz pan na nuty, nie na mnie, bo się znowu pomylisz.
ADOLF
Kiedy ja wolę na panią.
FRANCISZEK (stojąc za Kamilą) Proszę panienki…
KAMILA
Ale ja nie wolę. No, pilnuj się pan w takcie, raz, dwa, trzy (grają dalej).
FRANCISZEK
Proszę panienki… (Widząc, że go nie słyszą, odchodzi machnąwszy ręką) E! kto by się tam z nimi dogadał! (idzie w głąb na prawo).
SCENA DRUGA
CIŻ i JANINA z lewej, z drugich drzwi.
JANINA (do Franciszka) No, cóż?
FRANCISZEK (ruszając ramionami)
Proszę pani, kiedy tak wszyscy zajęci, że choć strzelaj za uszami, nie usłyszą.
JANINA
To nakryj tu i przynoś samowar.
FRANCISZEK
(idzie na prawo do drugich drzwi, skąd za chwilę wraca, nakrywa stół obrusem, znosi filiżanki, bułeczki w koszyczku etc.).
JANINA
(idzie do Władysława i opiera się na jego ramieniu) Przy kimże szczęście?
WŁADYSŁAW (roztargniony, odsuwając ją lekko)
Zaraz, zaraz, moja droga, bo to ważny pociąg.
JANINA
(zadąsana odchodzi)
A to grzecznie! nie ma co mówić (bierze robótkę z koszyczka leżącego na stoliku i siada na kanapie, na końcu oddalonym od Władysława).
TELESFOR
(wstaje zadowolniony i zapalając albo poprawiając fajeczkę, zbliża się do Janiny i mówi, wskazując na Władysława z filuternym uśmiechem)
Zły, bom mu zabił takiego klina, że będzie majster, jeżeli się z tego wykręci, o! patrz, jak mu zirzedła mina, (nuci na nutę poloneza) „Patrzaj, patrzaj, jaka mina – na dół wąs, w górę czupryna” – ram, tam, tam, tam, tam, tam, tam, tam. (Wracając do Władysława, staje naprzeciw niego przy stoliku i mówi z tryumfującą miną) No, cóż? Wymyśliłeś tam co mądrego?
WŁADYSŁAW
E, Boże! cóż ja się namyślam? (Znaciskiem) Szach królowi i królowej.
TELESFOR
(zakłopotany, łapiąc go za rękę, w której trzymał figurę) Co? gdzie? jak? jakim sposobem?
WŁADYSŁAW Po prostu koniem.
TELESFOR
(siada)
Ale ja tego nie widziałem, czekaj no.
WŁADYSŁAW (tryumfująco) A widzi wuj.
TELESFOR
Ale bo ta tu przyszła (wskazuje na Janinę) i zabałamuciła mnie swoim gadaniem.
JANINA
(śmiejąc się ironicznie) Ja? (wzrusza ramionami).
WŁADYSŁAW
(do Janiny z uśmiechem)
Wuj się wymawia tobą, jak ta tanecznica, co jej to w tańcu coś zawadzało.
TELESFOR
(patrząc w szachy)
A niech go nie znam! a to mi dojechał! (Nuci) „Jak okropne przeznaczenie”… ram, tam, tam, tam, tam, tam, ram, tam, tam, tam, tam, taro – „takie losu odmienienie” – ram (resztę bębni palcami).
WŁADYSŁAW (zwracając się do Janiny)
Czy mi się zdawało, duszyczko, że przed chwilą coś chciałaś ode mnie?
JANINA
Rychło w czas sobie przypomniałeś.
WŁADYSŁAW
No, nie gniewaj się, duszyczko, widzisz, byłem tak zajęty.
JANINA
E! nudni jesteście z tymi waszymi szachami; jak się zagracie, to dogadać się z wami nie można.
WŁADYSŁAW
Ze mną możesz mówić, ile ci się tylko podoba. Mnie to wcale nie przeszkadza, ja mogę wygodnie grać i rozmawiać.
JANINA Albo to prawda.
WŁADYSŁAW
Jak cię kocham. No, siadaj, siadaj tu bliżej. (Janinaprzesiada się na drugi koniec kanapy, bliżej Władysława).
Nie wiem, czy ci mówiłem, że wychodząc z biura, spotkałem Malwinkę?
JANINA
Więc już wróciła?
WŁADYSŁAW
Tak, i kazała ci powiedzieć…
TELESFOR
E! cóż ty minie straszysz jakimiś tam szachami, kiedy ty przecież nie możesz ruszyć konia.
WŁADYSŁAW A to dlaczego?
TELESFOR
No, bo odsłaniasz swojego króla.
WŁADYSŁAW
Prawda, gdzież ja miałem oczy?
TELESFOR
(tryumfująco)
A! (nuci) „Chciało się Zosi jagódek, kupić ich za co nie miała”… (Mówi) Teraz ty się broń od mata.
JANINA
(przysuwając się do Władysława) Więc co ci mówiła?
WŁADYSŁAW
(nieco niecierpliwie, zapatrzony w szachy) Kto taki?
JANINA No, Malwinka.
WŁADYSŁAW (jak wyżej) Jaka Malwinka?
JANINA
Przecież sam mówiłeś.
WŁADYSŁAW (jak wyżej)
Moja droga, nie przeszkadzaj mi teraz.
JANINA
(wstaje, rzuca robótkę i wzrusza ramionami) I on to nazywa rozmową!
FRANCISZEK
Proszę pani, kawa już przeciekła.
JANINA
Idę, idę (idzie do samowara, stojącego na stoliczku pod ścianą, nalewa kawę do filiżanek, które Franciszek zanosi na stół). Wujaszek czarną?
TELESFOR
(wpatrzony w szachy)
Czarną, to się rozumie. (Nuci) „Czarny kolor jest ozdobą, czarno chodzą wszystkie stany”.
KAMILA (z oburzeniem)
No, widzi pan, znowu się zmyliłeś! – nie, to coś okropnego, jak pan dziś nie uważa.
ADOLF
To może byśmy lepiej porozmawiali?
KAMILA
(wzrusza, ramionami i patrzy na niego z góry)
Pan też do rozmowy, Boże! Już naprzód wiem, co mi pan powiesz: „Ach! pani” albo: „Och! pani” – a dla odmiany czasem (naśladując jego błagalny głos) „Panno Kamilo!” Przyznasz pan sam, że to wcale nie zabawne.
ADOLF
(obrażony)
Nudzi to panią? Skoro tak, to grajmy.
KAMILA
Grajmy. (Gdy Adolf zbyt mocno uderza w klawisze z irytacji) Co pan robisz? nie tak mocno.
JANINA
(do stolika szachowego zwrócona) Proszę panów do kawy.
TELESFOR
Zaraz, w tej chwili będzie koniec.
JANINA
Panie Adolfie, Kamilko! (Widząc, że nie słyszą, idzie żywo ku nim i stając za plecami, woła głośno) Proszę do kawy! Czyście pogłuchli?
KAMILA
(zrywając się)
To pan Adolf tak się tłucze, że mało klawiszy nie połamie (robi mu gniewną minkę). Ehm, szkaradny pan jesteś! gniewam się na pana! (rzuca nuty na taboret i odchodzi do środkowego stołu).
ADOLF
(patrząc na nią z uśmiechem i czułością) Przeproszę.
KAMILA
Pan byś ciągle przepraszał, nic z tego! (odchodzi, siada do kawy). (Adolf składa nuty i idzie tam także za nią).
TELESFOR
(z zapałem) Szach! mat!
JANINA
Wujaszku, bo kawa ostygnie.
TELESFOR
(wstaje)
Idę, idę, (zbliża się do stołu) powiadam wam, dałem mu takiego mata, że to ha!
JANINA
(przysuwając Telesforowi filiżankę) Służę wujowi.
TELESFOR
(siada)
Kawka – wybornie, doskonale! (Pije) Pyszności! (Delektując się) Już to można powiedzieć, że my sobie tu w naszym kółku żyjemy jak w raju.
JANINA
(z przekąsem, półgłosem) Nie wszyscy.
WŁADYSŁAW
(patrząc na nią, z łagodnym wyrzutem) Janinko.
TELESFOR
(do Władysława) Co ona mówi?
KAMILA
Że nam tu znowu nie tak bardzo przyjemnie, jak wujaszek myśli.
TELESFOR
A czegóż ty jeszcze chcesz, smarkulo jakaś? Masz chłopca jak malowanie, co po całych prawie dniach kamieniem siedzi przy tobie.
KAMILA (z ironią)
To prawda, że kamieniem.
TELESFOR
Nie tak jak inny, co to odprawia konkury jak za pańszczyznę i patrzy tylko, jakby się wymknąć od panny na lampartkę (wstaje).
ADOLF
Panna Kamila wolałaby może takiego, byleby się umiał szastać, prawić komplementa, znosić z miasta nowinki, bajeczki.
KAMILA (z przekąsem)
A przynajmniej, żeby był zabawniejszym od pana.
TELESFOR
A cóż to, ma przed tobą na linie tańczyć czy co? Patrzcie ją, jaka mi. wybredna dama! Ta to ty nie wiem jak powinnaś dziękować Panu Bogu, że ci nadarzył takiego poczciwca, suszyć przynajmniej co piątek.
KAMILA
(pod nosem, zadąsana) Jeszcze czego!
TELESFOR
Albo Władysław, niech mi kto pokaże drugiego takiego męża! Co dzień z biura prosto, jak strzelił, do domu.
JANINA I do szachów.
TELESFOR
No, wielka rzecz, że sobie tam czasem parę partyjek…
JANINA (z uśmiechem)
Powiedz, wuj, kilka, kilkanaście.
TELESFOR
Ale za to wieczór oddaję ci go do dyspozycji; mało ci jeszcze?
WŁADYSŁAW
(z uśmiechem)
Musi jej być mało, skoro się nudzi.
TELESFOR
Czekaj, nie będzie się nudzić, niech no tylko zaczną się sypać dzieci jedno po drugim.
JANINA
(reflektuje go, wskazując oczami na Kamilą) Wujaszku!
TELESFOR
(zatykając sobie usta, na stronie)
Tam do diabła! zapomniałem na śmierć, że my tu m.amy pannę między sobą. (Krząka i mówi do Kamili) Te, tego, bo widzisz, ja mówiłem o tych bocianach, co to przynoszą
KAMILA
(naiwnie)
O jakich bocianach? – co, co?
WŁADYSŁAW
(wstając, bierze go na stronę)
Daj wuj pokój, nie tłumacz się, bo będzie jeszcze gorzej.
SCENA TRZECIA
CIŻ i PULCHERIA z głębi. – Wstają od stołu.
JANINA
(wstaje naprzeciw wchodzącej) A, pani Pulcheria!
PULCHERIA
(ubrana okazale)
Cóż się z wami dzieje? (podaje rękę Janinie). Jak się masz, Kamilko? (Kłania się panom) Witam pana pułkownika.
TELESFOR
(który nakładał fajkę)
Sługa pani dobrodziejki.
PULCHERIA
(siada)
Co się z wami dzieje? Myślałam, że was nie ma w Krakowie.
JANINA Dlaczego?
PULCHERIA
Bo was nigdzie nie widać, ani w kościele, ani w teatrze, ani na spacerach. Czy wiesz, panie Władysławie, co zaczynają mówić o panu?
WŁADYSŁAW Cóż takiego?
PULCHERIA
Że jesteś zazdrosny o żonę. Jak męża kocham!
WŁADYSŁAW (z ironicznym uśmiechem) O! a to dlaczego?
PULCHERIA
Bo jej pan nigdzie nie pokazujesz.
TELESFOR
(zapalając fajkę)
Pani dobrodziejko, przecież żona nie menażeria, żeby ją pokazywać.
PULCHERIA
Ale nie należy zamykać jej w domu. Ja, przyznam się państwu, umarłabym z nudów, żeby mi tak przyszło siedzieć z mężem dzień w dzień.
WŁADYSŁAW
To bardzo pochlebnie dla męża.
PULCHERIA
Mój mąż wie o tym dobrze i dlatego stara się rozerwać mnie, jak może. Przedwczoraj na przykład byliśmy na balu akademickim..
WŁADYSŁAW
Proponowałem i ja mojej żonie, ale nie chciała.
PULCHERIA
(mocno zdziwiona) Dlaczego?
JANINA
Nie lubię balów publicznych.
PULCHERIA
No, to powinniście u siebie urządzić jaki wieczór tańcujący.
KAMILA
(klaszcząc w ręce)
Zabawę tańcującą! ach, jakby to było dobrze! (do Adolfa półgłosem) Niech pan namawia szwagra. Przecież panu także o to chodzić powinno, żebyśmy się zabawili.
ADOLF
Kiedy ja się i tak doskonale bawię.
KAMILA
Obrzydliwy egoista z pana.
JANINA
Rzeczywiście, Władziu, moglibyśmy dać jaki. wieczór tańcujący.
WŁADYSŁAW
Ale dla kogo? moja droga, mamy tak mało znajomości.
PULCHERIA
Cóż łatwiejszego jak o to? Porobicie kilka wizyt i…
JANINA
Tak, porobimy wizyty.
PULCHERIA
I będziecie mieli znajomości.
WŁADYSŁAW
Mamy zawierać znajomości dla jednego wieczoru tańcującego?
PULCHERIA
No, przecież na jednym, sądzę, nie przestaniecie. Czas już, żebyście skończyli te miodowe miesiące i zaczęli prowadzić dom otwarty.
WŁADYSŁAW (z ironicznym uśmiechem)
Nie zamykam go przed nikim, pani dobrodziejko.
KAMILA
E, co tam, o tem potem, ale teraz ten bal. (Do Telesfora, który wyszedł przed chwilą dla wydmuchania i wyczyszczenią fajki, a teraz wraca – biegnąc naprzeciw niemu)
TELESFOR A o cóż to chodzi?
KAMILA
Chcemy urządzić tu u nas zabawę tańcującą.
JANINA
Ale nasi. panowie jakoś nie bardzo są z,a tym (patrzy na męża z wymówką).
TELESFOR
A to dlaczego? (Do Władysława) Ja nie widzę racji, żeby im odmawiać tej przyjemności..
KAMILA (do Adolfa)
A widzisz pan, wujaszek także za nami.
TELESFOR
To się rozumie… Dlaczego się nie zabawić, i do tego jeszcze w karnawał?
KAMILA
(ciszej)
To, to, to, wujaszku.
TELESFOR
Młode to, to nic dziwnego, że rade by sobie pohulać. Ja sam, choć stary, a nie ręczę za siebie, czybym się jeszcze nie puścił w tany, jakby tak urżnęła muzyka.
KAMILA (do Adolfa)
Widzisz pan, bierz przykład z wujcia.
TELESFOR
Tak, to im się należy. I jeżeli Władysław nie zechce, to ja wam bal wyprawię.
KAMILA
(całuje go w rękę) Ach, wujaszku drogi!
PULCHERIA
Brawo! brawo, panie pułkowniku!
TELESFOR
(zbliżając się do Władysława) No, zgoda?
WŁADYSŁAW
Ależ, wuju, przecież mnie o wydatki nie idzie. Jeżeli Janina sobie życzy, to i owszem.
TELESFOR
O! na nic, bratku, ja pierwszy się odezwałem, moje na.wierzchu. Zresztą miałem wam i tak urządzić fetkę na moje imieniny, tylko mi ten zbrodniarz reumatyzm przeszkodził! Za to teraz wyprawię wam bal co się zowie.
JANINA
E, gdzieżby wuj…
TELESFOR
(grożąc jej)
No! bo będę spiskował przeciwko wam – jak chcecie?
PULCHERIA
(do Janiny)
Skoro wuj sobie tego życzy.
KAMILA (uradowana)
Muszę wujcia wyściskać za to (ściska go i całuje).
TELESFOR
(śmiejąc się)
Gotówką mi płaci, i to z góry. No, no, nie tak bardzo, bo Adolfowi ledwie oczy nie wylezą na wierzch z zazdrości. Patrz, jak się oblizuje. (do Adolfa, drażniąc się z nim) A! nie dla psa kiełbasa.
PULCHERIA
Więc kogóż myślicie zaprosić?
JANINA
Prawda – kogo by tu? Jak pani myśli?
PULCHERIA
Najlepiej będzie spisać listę; kawałek papieru…
KAMILA
(zrywając się)
Zaraz, zaraz. (Do Franciszka, idącego z lewej na prawo) Franciszku, prędko papieru, atramentu!
FRANCISZEK
(wystraszony)
O! rany boskie! czy może kto zachorował.
KAMILA
Ależ gdzież tam – będziemy mieli bal.
FRANCISZEK (uradowany) Tu? u nas?
KAMILA Tak.
FRANCISZEK
Hę, hę, toż to będzie uciechy! Muszę zaraz Walentowej dać moją białą kamizelkę do prania, bo od pańskiego wesela mocno się już przybrukała.
KAMILA
No, spiesz się, Franciszku.
FRANCISZEK
Lecę, panienko. (Wraca się) Co to panienka kazała przynieść?
KAMILA Papier, pióro i…
FRANCISZEK
Aha, wiem już, wiem – zaraz, zaraz (na lewo do drugich drzwi).
PULCHERIA
(z żartobliwą powagą)
A więc zapraszam panów na wojenną naradę. Będziemy układać listę gości.
KAMILA
Wujaszek będzie prezesem.
PULCHERIA
Tak, tak, pan pułkownik będzie prezesem (bierze go z Kamilą pod rękę i sadzają przy okrągłym stole na pierwszym miejscu).
TELESFOR
Patrzcie, już mnie dygnitarzem zrobiły! To dyplomatki dopiero. To mianujcież Adolfa chociaż sekretarzem, żeby mu zazdrość nie było.
PULCHERIA
Dobrze. Pan Adolf będzie trzymającym pióro.
ADOLF
(siada po prawej od widzów, obok Telesfora) Tylko pióra nie widzę.
KAMILA
(biegnie do drzwi na lewo) Zaraz będzie. – Franciszku!
FRANCISZEK
(z prawej)
Idę, idę, panienko (przynosi przybory do pisania – czas jakiś z głębi przysłuchuje się z zajęciem i uciechą rozmowie, a potem schodzi ze sceny).
TELESFOR
(wesoło)
Kamilka przy sekretarzu jako pomocnik, a Władzio przy żonie (wskazuje na lewo siedzenia). No, posiedzenie otwarte.
PULCHERIA
Kogóż więc myślicie prosić?
TELESFOR
A, przede wszystkim panią dobrodziejkę z mężem.
JANINA
To się już samo przez się rozumie.
PULCHERIA
Dziękuję za siebie i za męża. No, a potem?
TELESFOR
Może by wypadało zaprosić Ciuciumkiewiczów? On mój kolega szkolny.
PULCHERIA
Ale ona sławna bajczarka.
TELESFOR
To się ją tym właśnie udobrucha.
WŁADYSŁAW
Będzie to rodzaj okupu, jak owemu smokowi podwawelskiemu; trzeba by jej dać baraniny, żeby się nie rzucała na ludzi.
JANINA
No, i jeżeli się nie mylę, ma cztery córki. Na wieczorze tańcującym cztery panny, to także coś znaczy.
WŁADYSŁAW
Tak, kadryl już zapewniony.
ADOLF
A że są brzydkie, więc nie będą robić niebezpiecznej konkurencji innym pannom.
KAMILA
(żywo)
Do kogo pan to stosujesz?
ADOLF
Do panien w ogólności.
KAMILA
A do mnie w szczególności, nieprawda?
TELESFOR
No, no, ty mała, cicho tam. Wiecznie by się tylko kłóciła.
KAMILA (z pewną irytacją)
Bądź pan pewny, że mi wcale o to chodzić nie będzie, choćby się pan umizgał do wszystkich czterech panien Ciuciumkiewicz na raz.
TELESFOR
Cicho! A to skaranie boskie z tą dziewczyną!
KAMILA
Ja tylko odpowiadam na zaczepkę.
PULCHERIA
Ależ, państwo, piszmy, bo do jutra nie skończymy.
JANINA (z zajęciem)
Tak, tak, piszmy. Któż teraz?
PULCHERIA
Ja bym proponowała panią Fifikowską. Ta wprawdzie nie ma córek, ale za to potężny zastęp kuzynek, które dostarcza na wszystkie zabawy prywatne.
WŁADYSŁAW
I dlatego nazywają ją wszyscy ciocią swatką.
TELESFOR
(przypominając sobie)
Fifikowską, Fifikowską – czekajcie, czy to nie będzie wdowa po majorze Fifikowskim?
PULCHERIA Tak. Pan ją zna?
TELESFOR
Jak stary szeląg, pani dobrodziejko. Ale przypominam sobie, że o niej nieszczególniej mówiono we Lwowie.
KAMILA
(klęknąwszy na stołku, opiera się na ręce) Jak to nieszczególnie? Dlaczego?
TELESFOR
(przedrzeźniając ją)
Dlaczego? dlaczego? Jąk będziesz taka ciekawa, to nie urośniesz. Miała jakiś feler, i basta.
PULCHERIA
Tak, ale jak odziedziczyła po babce trzy kamienice i wieś, opinia publiczna pogodziła się z nią zupełnie i dziś przyjmują ją wszędzie, była nawet gospodynią na jednym balu.
WŁADYSŁAW
Ze względu na trzy kamienice.
ADOLF
To może by było lepiej kamienice zaprosić?
KAMILA
Pana się nikt o to nie pyta. Pan masz, tylko pisać, a nie mówić.
JANINA
To jakżeż, Władziu? Zaprosić tę panią?
WŁADYSŁAW
(wahająca)
Ja bym wolał – nie…
PULCHERIA
(zgorszona)
A, moi drodzy! jak tak będziecie chcieli skrupulatnie roztrząsać przeszłość każdego, to zostaniecie w końcu bez gości, bo nie ma nikogo bez „ale”. Zresztą, to było tak dawno…
TELESFOR
Że nastąpiło przedawniemie. Pal ją licho! – ja wotuję za tą panią.
WŁADYSŁAW
Ha, skoro wujaszek, to i my. „Nie sądź, nie będziesz sądzony”.
ADOLF
(pisząc)
A więc, większością głosów, Fifikowska z przyległościami.
KAMILA
Z jakimi znowu przyległościami?
ADOLF
No, z kuzynkami.
KAMILA
(kręcąc głową z przekąsem) Jaki pan dowcipny.
więcej..