Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dom pełen cudzych mężów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,50

Dom pełen cudzych mężów - ebook

Jak mężczyźni radzą sobie z rozstaniem? Sofian podczas podróży po Azji przez przypadek trafia do baru, gdzie otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Pobyt w ekskluzywnym domu publicznym, ukrytym w tajskiej dżungli, który oferuje więcej niż mężczyzna jest gotów doświadczyć, zmienia jego poglądy na świat. Ale kogo takie przeżycie by nie zmieniło?

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-621-4
Rozmiar pliku: 781 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Maxime

Ma­xi­me obu­dził się o 5.32. Pierw­sze, co po­czuł, to roz­cza­ro­wa­nie, że nie umarł. Po­ja­wi­ło się on do­kład­nie se­kun­dę po tym, gdy do­tar­ło do nie­go, jaką bez­na­dzie­ją jest w chwi­li obec­nej jego ży­cie.

Nie pa­mię­tał, o któ­rej znów za­snął. Do­kład­nie o 7.30 do po­ko­ju we­szła jego mat­ka.

– Śpisz?

– Od trzech dni nie sy­piam. Ja tyl­ko tłu­mię rze­czy­wi­stość – od­po­wie­dział z re­zy­gna­cją w gło­sie.

Sta­ła w drzwiach i pa­trzy­ła tym wzro­kiem. Tym wzro­kiem, któ­re­go nie zno­sił od ma­łe­go, któ­ry zda­wał się mó­wić: „Weź się w garść, nie ma­rudź”. Za­nim co­kol­wiek po­wie­dzia­ła, wy­ra­ził swo­ją opi­nię. Niech wie, gdzie może so­bie wsa­dzić to wszyst­ko.

– Idź z tą swo­ją nie­wy­po­wie­dzia­ną rze­czy­wi­sto­ścią gdzie in­dziej! Tu­taj nikt nie chce tego słu­chać! – I od­wró­cił się twa­rzą do ścia­ny.

– Nie mo­żesz cze­kać, aż smu­tek prze­mi­nie. Mu­sisz się z nim po­ru­szać. Wów­czas ła­twiej go zgu­bić! – za­wo­ła­ła, li­cząc w du­chu, że jej głos brzmi prze­ko­nu­ją­co.

Usły­szał rów­nież, że za­miast od­pu­ścić, we­szła głę­biej do po­ko­ju.

– Mu­sisz się w koń­cu po­zbie­rać. Nie cie­bie pierw­sze­go oszu­ka­ła ko­bie­ta. Nie ty je­den zo­sta­łeś po­rzu­co­ny przez żonę mie­siąc po ślu­bie.

– Ko­bie­to! To mi nie po­ma­ga! – Ener­gicz­nie kop­nął koł­drę, od­kry­wa­jąc pra­wą nogę.

– Bierz się do ży­cia! – W gło­sie mat­ki wy­czuł de­spe­rac­kie usi­ło­wa­nie prze­ję­cia kon­tro­li nad smut­kiem syna.

– Nie krzycz na mnie! – po­wie­dział sro­go.

– Ja nie krzy­czę. Je­stem tobą po pro­stu roz­cza­ro­wa­na – spu­ści­ła z tonu.

Przez mo­ment sta­ła nad łóż­kiem, spo­glą­da­jąc na syna. W koń­cu znów ru­szy­ła do ata­ku.

– I co za­mie­rzasz zro­bić? Całe ży­cie gnić w po­ście­li? Za­le­gasz tu­taj od trzech dni! – Jej wzrok ci­skał pio­ru­ny.

– To nie by­ło­by ta­kie głu­pie… – Ma­xi­me za­czął roz­wa­żać taką opcję.

Nie spodo­ba­ła jej się ta od­po­wiedź. Zła­pa­ła róg koł­dry i cią­gnąc ją za sobą, wy­szła z po­ko­ju. W pro­gu od­wró­ci­ła gło­wę i dała sy­no­wi ostat­nią szan­sę na do­pro­wa­dze­nie się do sta­nu uży­wal­no­ści.

– Śnia­da­nie go­to­we. Masz dzie­sięć mi­nut, by zejść do kuch­ni. W prze­ciw­nym wy­pad­ku mo­żesz się pa­ko­wać i je­chać gnić bez prze­szkód do swo­je­go miesz­ka­nia.

Tego mu wła­śnie było trze­ba. Zro­zu­mie­nia ze stro­ny mamy i wy­wa­le­nia z domu, w któ­rym spę­dził dzie­ciń­stwo. Z je­dy­ne­go miej­sca na świe­cie, gdzie wciąż czuł się bez­piecz­nie.

– Ła­ski bez. – Wol­no pod­niósł się z po­sła­nia z za­mia­rem zej­ścia na śnia­da­nie, a w dru­giej ko­lej­no­ści prze­nie­sie­nia się do swo­je­go miesz­ka­nia. A ra­czej… ich miesz­ka­nia.

Ra­zem je zna­leź­li. Ra­zem wy­bra­li me­ble. Wy­re­mon­to­wał ła­zien­kę. Ona za­ję­ła się de­ko­ra­cją po­koi. Jak ma wró­cić do miesz­ka­nia peł­ne­go złych wspo­mnień? Je­śli tam po­je­dzie, to miesz­ka­nie przej­mie jego cier­pie­nie. Je­śli tam zo­sta­nie, wchło­nie je z po­wro­tem w swo­je cia­ło. Ścia­ny, pod­ło­ga, wszyst­kie pa­miąt­ki… ich obec­ność go za­bi­je – do ta­kich wnio­sków do­szedł, gdy zna­lazł reszt­ki ener­gii, by do­czła­pać do scho­dów pro­wa­dzą­cych na dół.

Idąc po drew­nia­nych scho­dach, po­czuł za­pa­chy ma­mi­nej kuch­ni. To wła­śnie z tego po­wo­du tu przy­je­chał. Miał wra­że­nie, że po­wrót do zna­nej, bez­piecz­nej rze­czy­wi­sto­ści uła­twi mu prze­ży­cie tego, co zro­bi­ła jego żona. Mia­ło być bez­piecz­nie i miło. Przy­je­chał do ro­dzin­ne­go domu, żeby wy­co­fać się ze świa­ta, któ­ry go ra­nił. W pew­nym sen­sie unie­waż­nił go, chciał cof­nąć się do prze­szło­ści. Mat­ka jed­nak nie uła­twia­ła mu tego za­da­nia.

– Jedz! – Wy­czuł na­pię­cie to­wa­rzy­szą­ce po­pchnię­ciu ta­le­rza w jego stro­nę.

Się­gnął po ku­bek z kawą. Naj­pierw mu­siał się obu­dzić.

– Chcę umrzeć – wy­mam­ro­tał.

Wy­tar­ła mo­kre ręce o far­tuch, sia­dła po dru­giej stro­nie sto­łu i za­czę­ła gad­kę:

– Na pew­no kie­dyś umrzesz, ale mało praw­do­po­dob­ne, że sta­nie się to aku­rat te­raz – stwier­dzi­ła ze znaw­stwem. – Te­raz masz jeść!

No tak. Dla każ­dej mat­ki śmierć za­wsze może po­cze­kać. Waż­niej­sze jest, by dziec­ko naj­pierw zja­dło.

Urwał ka­wa­łek na­le­śni­ka, po­pił go kawą.

– Mam trzy­dzie­ści sześć lat. Je­stem już zmę­czo­ny nie­koń­czą­cym się cy­klem po­zna­wa­nia ko­goś, ży­cia na­dzie­ją, a po­tem od­czu­wa­nia winy i żalu – wy­chry­piał ba­sem.

Nie wie­dzieć dla­cze­go mat­ka uzna­ła, że nad­szedł wła­ści­wy mo­ment, by się tro­chę po­wy­mą­drzać:

– To, że coś jest nie­wy­god­ne, nie zna­czy, że nie jest dla cie­bie do­bre!

– Na­praw­dę?! Mamo! Li­to­ści! – Spoj­rzał na ze­gar nad lo­dów­ką. – Jest do­pie­ro 7.50. – Pod­niósł ręce do góry w ge­ście ka­pi­tu­la­cji.

Nie­zra­żo­na tym, co po­wie­dział syn, na­wi­ja­ła da­lej:

– Ni­g­dy jej nie lu­bi­łam. Ni­g­dy mi się nie po­do­ba­ła. – Po­chy­li­ła się nad sto­łem.

Ma­xi­me nie miał siły, by po­wie­dzieć „prze­stań”. Był jesz­cze w try­bie: nie­obu­dzo­ny, nie­zdol­ny do ży­cia. Mat­ka na­to­miast nie spa­ła za­pew­ne od 6.00 rano, była na­je­dzo­na, obu­dzo­na i u sie­bie w domu. Naj­gor­sze, co może być. Mat­ka w swo­im ży­wio­le. I w naj­lep­szej for­mie.

Nie był w sta­nie się bro­nić. Po­zwo­lił jej, by brnę­ła da­lej. A niech so­bie po­ga­da.

– Trze­ba było zo­sta­wić tę dzie­wu­chę, jesz­cze jak by­łeś na stu­diach. Ale nie… Ty się upar­łeś. Ty się upar­łeś, że się z nią oże­nisz.

„Cho­le­ra, wra­cam do domu. Nikt nor­mal­ny nie po­zwo­li, by mat­ka tor­tu­ro­wa­ła dziec­ko, roz­dra­pu­jąc świe­że, nie­za­bliź­nio­ne jesz­cze rany. Prze­cież Lula do­pie­ro co wy­je­cha­ła…”.

Przez mo­ment miał wra­że­nie, że mat­ka ma ja­kiś plan. Jak­by do cze­goś zmie­rza­ła. Jak­by wie­dzia­ła… Jak­by prze­czu­wa­ła, że kie­dyś to na­stą­pi. Że Lula kie­dyś odej­dzie. Sło­wa ro­dzi­ciel­ki brzmia­ły jak wpro­wa­dze­nie do pla­nu stwo­rzo­ne­go spe­cjal­nie na taką chwi­lę jak ta.

Ma­xi­me wy­pił ko­lej­ny łyk kawy, któ­ry przy­jem­nie zwil­żył prze­su­szo­ne gar­dło.

– Na ra­zie nie wró­cisz do pra­cy. – Mat­ka naj­le­piej wie­dzia­ła, co dla Maxa jest te­raz naj­lep­sze.

– Yhmm… – Prze­żu­wał na­le­śni­ka, ma­jąc w no­sie, co mó­wi­ła, nie prze­szka­dza­jąc jej pla­no­wać i usta­wiać jego ży­cia we wła­ści­wym kie­run­ku.

– Tego jesz­cze trze­ba pa­cjen­tom: le­ka­rza, któ­ry nie na­da­je się, by le­czyć lu­dzi. – Wy­wró­ci­ła ocza­mi, kie­ru­jąc otwar­te dło­nie w stro­nę su­fi­tu.

„Grunt to wia­ra w syna. Dzię­ku­ję, ma­mu­siu”.

– Ko­men­ta­rze zna­jo­mych z pra­cy też nic do­bre­go nie wnio­są. Wie­lu z nich na­dal sły­szy w gło­wie wasz marsz we­sel­ny. To zły plan, by wra­cać do ro­bo­ty – na­wi­ja­ła, jak­by ga­da­ła sama do sie­bie.

Słu­chał mat­ki i ża­ło­wał, że nie wspie­ra­ła go w naj­lep­szy moż­li­wy spo­sób – swo­ją mil­czą­cą obec­no­ścią. Ma­rzył, by prze­sta­ła już zrzę­dzić.

Gdy skoń­czył jeść dru­gie­go na­le­śni­ka i za­jął się trze­cim, usły­szał:

– Sko­ro już mu­sia­łeś się haj­tać z tą dziew­czy­ną, trze­ba było żyć we­dług za­sa­dy: przed ślu­bem masz oczy sze­ro­ko otwar­te, a po ślu­bie je przy­my­kasz. Jak ja i twój oj­ciec. Ale nie… Ty wo­la­łeś wę­szyć. Spraw­dzać.

Ner­wo­wo wsta­ła, ze­bra­ła ta­le­rze i za­nio­sła je do zle­wu. Od­krę­ci­ła ku­rek z go­rą­cą wodą, za­bie­ra­jąc się do zmy­wa­nia na­czyń.

– Nie spraw­dzał­bym, gdy­bym nie miał po­wo­dów. – Ma­xi­me rów­nież wstał i pod­szedł z pu­stym kub­kiem do zle­wu.

Za­pa­dła ci­sza. Stał bez ru­chu koło mat­ki.

Łszsz… – spły­wa­ła woda w zle­wie.

– Le­piej jed­nak by­ło­by nie spraw­dzać. – Skrzy­wi­ła się, jak­by ktoś pu­ścił bąka.

– Mamo! – Chwi­lę póź­niej znów stał koło sto­łu.

Nie wie­dział, czy stać, czy usiąść. Mat­ka wy­zwo­li­ła w nim ener­gię, któ­rą wo­lał przy­ga­sić. Po co ją bu­dzi­ła?

– Przez pół roku Lula mia­ła ro­mans z le­ka­rzem z in­ne­go sta­nu. – Jed­nak usiadł. – Mia­ła ak­tyw­ny ro­mans, a mimo to nie ze­rwa­ła za­rę­czyn. Mia­ła fa­ce­ta on­li­ne, do któ­re­go za­mie­rza­ła wy­je­chać, a mimo to wzię­ła ślub ze mną.

– Może była spra­gnio­na im­prez? Wy­cho­dzi­li­ście gdzieś ra­zem? – Ta­kie­go pod­su­mo­wa­nia się nie spo­dzie­wał.

Ma­xi­me po­czuł, że ga­da­nie na ten te­mat z mat­ką jest stra­tą cza­su. Za­ci­snął usta, by po­wie­trze nie uszło z nie­go wraz z ja­kąś in­wek­ty­wą.

– Nie mam do niej żalu, a mimo to wszyst­kie­go ża­łu­ję. – Wstał.

Spoj­rzał w okno, za­po­mi­na­jąc na mo­ment o te­ma­cie roz­mo­wy. Kie­dy usły­szał ude­rze­nie sztuć­ców o ta­lerz, znów wró­cił do nie­zbyt ko­lo­ro­wej rze­czy­wi­sto­ści.

– Ja chciał­bym po pro­stu zro­zu­mieć, dla­cze­go… – spu­ścił z tonu, opa­da­jąc z po­wro­tem na krze­sło.

Max spoj­rzał na mat­kę, któ­ra była już go­to­wa. Peł­na ener­gii, cze­ka­ła na ko­lej­ne ude­rze­nie. Na wy­rzu­ce­nie z sie­bie ko­lej­nej su­per­ra­dy. Za­czę­ła mó­wić, szy­ku­jąc się do wy­ja­śnień, ale syn jej prze­rwał:

– Prze­stań, mamo. Two­je ga­da­nie nic tu nie po­mo­że. Lula przy­ję­ła moje oświad­czy­ny, była moją na­rze­czo­ną przez osiem mie­się­cy. Pro­wa­dzi­ła po­dwój­ne ży­cie. Jed­no­cze­śnie pla­no­wa­ła ślub i wy­pro­wadz­kę do in­ne­go. Wy­pra­wi­ła so­bie hucz­ną im­pre­zę, by po­ba­wić się z przy­ja­ciół­ka­mi. Spę­dzi­ła ze mną ro­man­tycz­ną noc po­ślub­ną. Po­tem spa­ko­wa­ła się i od­le­cia­ła w siną dal. Ja tu zo­sta­łem. A te­raz idę do domu. Mam do­syć – za­ko­mu­ni­ko­wał.

Za­śmiał się smut­nym śmie­chem po­ko­na­ne­go. Mat­ka chcia­ła do­dać tyl­ko jed­ną, je­dy­ną rzecz.

– Wczo­raj roz­ma­wia­łam z two­im oj­cem. Po­trze­bu­jesz od­mia­ny. Dłu­gie­go i kry­tycz­ne­go spoj­rze­nia w lu­stro. Zdzia­dzia­łeś przy tej dziew­czy­nie. Kie­dy za­czę­ła tyć, za­czą­łeś ro­bić to samo…

– Ty ni­g­dy nie skoń­czysz! – Ru­szył w kie­run­ku drzwi wyj­ścio­wych, ma­jąc do­syć od­pie­ra­nia ata­ków.

– Ja to mó­wię w do­brej wie­rze, Max! – Jej in­to­na­cja była iden­tycz­na jak Ma­xi­me’a.

– Już od rana mia­łem pod­ły na­strój, ale te­raz się­gną­łem dna. Dzię­ku­ję, mamo, za pierw­szo­rzęd­ne rady! – krzy­czał, za­kła­da­jąc kurt­kę.

– Ależ nie ma za co, syn­ku! – Na jej twa­rzy za­go­ścił bez­tro­ski uśmiech.

„Za­baw­ne. A może wła­śnie nie. Je­stem na skra­ju ka­ta­stro­fy, a ona so­bie żar­tu­je. A na do­da­tek wy­ko­pa­ła mnie z domu. Na­dal nie mam ocho­ty wy­ściu­biać nosa spod koł­dry, więc wra­cam do sie­bie, a ona roz­pa­tru­je to w ka­te­go­rii: sy­nek już się po­zbie­rał. Czy my na pew­no je­ste­śmy ro­dzi­ną?”.

Kie­dy za­kła­dał buty, mat­ce uda­ło się do­brnąć do sed­na spra­wy.

– Tak jak mó­wi­łam – od­chrząk­nę­ła – ra­zem z oj­cem uwa­ża­my, że źle się sta­ło, ale le­piej te­raz niż za kil­ka lat. Jesz­cze zdą­żysz uło­żyć so­bie ży­cie…

Ma­xi­me czuł, że musi uciec jak naj­szyb­ciej. Zwiać przed ro­dzi­ciel­ką, za­nim bę­dzie zmu­szo­ny wy­słu­chać wszyst­kich do­brych rad, któ­re zdą­ży­ła uzbie­rać przez całe swo­je ży­cie. Zła­pał za klam­kę. W tym mo­men­cie mat­ka wy­ce­lo­wa­ła w nie­go jak z ar­ma­ty:

– Damy ci kasę, dużo kasy. Za­baw się. Wy­jedź gdzieś, gdzie za­wsze chcia­łeś po­je­chać. Na ra­zie masz wol­ne w kli­ni­ce. Mu­sisz od­re­ago­wać. Jedź choć­by ju­tro. Do tego wła­śnie zmie­rza­łam. Że mu­sisz znów sta­nąć na nogi. – Znów za­brzmia­ło to tak, jak­by ist­niał ja­kiś plan na chwi­lę taką jak ta.

Klam­ka i drzwi nie były już w cen­trum jego za­in­te­re­so­wa­nia. Od­wró­cił gło­wę i spoj­rzał na mat­kę z nie­do­wie­rza­niem.

– A niby skąd wy ma­cie kasę? Na­wet nie ma­cie kon­ta w ban­ku – szy­dził.

– Ze skar­pe­ty. – Wzru­szy­ła od nie­chce­nia ra­mio­na­mi. – W su­mie z kil­ku skar­pet – do­pre­cy­zo­wa­ła.

„Oto ona. Moja mat­ka. 160 cen­ty­me­trów do­brych rad. Rano była cza­row­ni­cą, a te­raz co? Do­bra wróż­ka? Tu­pie tą swo­ją małą stóp­ką o pod­ło­gę i cze­ka na moją od­po­wiedź”.

– Je­śli ma ci się nie udać, to z hu­kiem. Bab jest dużo, a ślu­bów też moż­na brać wie­le. Więc co? Gdzie le­cisz? – Mat­ka de­lek­to­wa­ła się tą zni­ko­mą wła­dzą, któ­rą dzier­ży­ła w swo­ich rę­kach.

– Do Azji – rzu­cił szyb­ko i za­ma­rzył, by jego pod­świa­do­mość ja­koś to wszyst­ko po­ukła­da­ła.

– Chodź. Skar­pe­ty mam w sy­pial­ni. – Ma­xi­me na­wet nie za­uwa­żył, kie­dy pierw­szy raz tego po­ran­ka za­ak­cep­to­wał stwo­rzo­ną przez mat­kę rze­czy­wi­stość.

Go­dzi­nę póź­niej sie­dział przy sto­le ku­chen­nym, na któ­rym uło­żył kil­ka po­kaź­nych ku­pek pie­nię­dzy. Uśmiech­nął się na samą myśl, na co wyda skar­pe­to­we do­la­ry. Spoj­rzał na mat­kę, któ­ra zo­ba­czy­ła błysk w jego oczach.

Na­chy­li­ła się nad nim, po­ca­ło­wa­ła go w czo­ło i po­wie­dzia­ła coś, co na­peł­ni­ło Ma­xi­me’a na­dzie­ją:

– Wspo­mnie­nia w koń­cu zbled­ną i sta­ną się moż­li­we do udźwi­gnię­cia. Mu­sisz za­wró­cić, że­byś mógł pójść do przo­du inną dro­gą. Ale żeby pójść na­przód, po­trzeb­ny ci re­set.Eloi

Zda­nie, któ­re­go wo­la­ła­by nie zo­ba­czyć, mi­gnę­ło jej przed ocza­mi. Mi­gnę­ło i znik­nę­ło. Od­świe­ży­ła stro­nę. Znik­nę­ło, na­praw­dę znik­nę­ło. A prze­cież je wi­dzia­ła! To nie była jej wy­obraź­nia. Bar­dzo wy­raź­nie wi­dzia­ła, że na jego Fa­ce­bo­oku, w ostat­niej kon­wer­sa­cji z nie­ja­ką Mar­go, z ist­nie­nia któ­rej na­wet nie zda­wa­ła so­bie spra­wy, po­ja­wi­ło się to zda­nie. Prze­cież nie wma­wia so­bie, że Eloi wła­śnie ska­so­wał jej sło­wa: „Na­mie­sza­łeś mi w gło­wie”.

Jesz­cze pięć mi­nut temu ga­da­li na Mes­sen­ge­rze. Eloi i Ja­smi­ne. Jej mąż i ona. Od­pi­sy­wał jej wol­no. Jak­by za­ję­ty czymś in­nym niż kon­wer­sa­cją z wła­sną żoną. Wku­rzo­na z po­wo­du opóź­nień w re­ak­cjach zro­bi­ła to. Wy­lo­go­wa­ła się ze swo­je­go pro­fi­lu. Za­lo­go­wa­ła na kon­cie Elo­ia.

Skąd zna­ła ha­sło?

Pół roku wcze­śniej mąż za­zdro­śnik ścią­gnął na ich kom­pu­ter pro­gram do ła­ma­nia ha­seł na Fa­ce­bo­oku.

By ją szpie­go­wać?

Tak.

Ja­smi­ne, naj­nud­niej­szą mę­żat­kę świa­ta?

Może nud­ną, ale spryt­ną. Umie­ją­cą wy­ko­rzy­stać ten pro­gram do wła­snych ce­lów. Ce­lów, o któ­re Eloi by jej nie po­dej­rze­wał.

Przez uła­mek se­kun­dy, za­nim Fa­ce­bo­ok wy­rzu­cił jed­no z nich z sys­te­mu (nie mo­gli prze­cież być za­lo­go­wa­ni jed­no­cze­śnie), za­uwa­ży­ła wła­śnie to zni­ka­ją­ce zda­nie. Eloi do­stał wia­do­mość od Mar­go i szyb­ko ją ska­so­wał. Uła­mek se­kun­dy póź­niej wy­rzu­cił całą kon­wer­sa­cję z tą ko­bie­tą. To była bar­dzo szyb­ka ak­cja. Szyb­ka i ko­niecz­na (chy­ba) do ukry­cia. W Ja­smi­ne za­czę­ło się go­to­wać. Zo­sta­ła na Fa­ce­bo­oku swo­je­go męża. Szyb­ko spraw­dzi­ła hi­sto­rię jego po­wia­do­mień. I na­gle wszyst­ko sta­ło się ja­sne.

O 3.25 nad ra­nem do­dał do zna­jo­mych nie­ja­ką Mar­go. Tę Mar­go, z któ­rą tak na­mięt­nie przed chwi­lą pi­sał? Nie chciał pi­sać ze swo­ją żoną. Tyl­ko z ja­kąś Mar­go. Kim jest ta cała Mar­go, do cho­le­ry?! Jej fu­ria zo­sta­ła prze­kie­ro­wa­na z Fa­ce­bo­oka na dzwo­nią­cy te­le­fon. Wszyst­kie­mu win­ny Eloi do­bi­jał się do niej ko­lej­nym i ko­lej­nym sy­gna­łem. „I co ja mam zro­bić? Co mam po­wie­dzieć wła­sne­mu mę­żo­wi? O co za­py­tać w związ­ku z nie­ja­ką Mar­go?” – Ja­smi­ne pa­ni­ko­wa­ła, pa­trząc na wi­bru­ją­cy te­le­fon. Zda­wa­ło się, że pa­rzy ją w rękę.

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: