Druga twarz - ebook
Druga twarz - ebook
Trisha jest młodą lekarką, która przenosi się do Nowego Jorku, żeby kontynuować specjalizację z chirurgii. Po tragedii, która w jednej chwili wywróciła do góry nogami jej poukładane życie, próbuje zacząć wszystko od nowa. Nie szuka znajomości ani przyjaźni. Chce skupić się wyłącznie na pracy. Tymczasem niewinny wypad do modnego nocnego klubu prowadzi do spotkania z mężczyzną, którego nie spodziewała się już nigdy więcej zobaczyć, a przypadek sprawia, że zostaje wciągnięta w mroczny świat gangsterskich porachunków. Trisha odkrywa, że od przeszłości nie da się tak po prostu uciec i że każdy ma drugą twarz… „Ona nie powinna zobaczyć go po raz kolejny. On nie powinien spotkać jej nigdy. Dzieli ich przepaść, a los stawia w przeciwnych narożnikach, lecz na przekór wszystkiemu przeznaczenie zaskakuje ich po raz kolejny. Rain Winter stworzyła niebanalną, mądrą i dojrzałą opowieść o uczuciu, które nie powinno było się narodzić. Jednak życie wielokrotnie udowadnia, by nigdy nie mówić nigdy. „Druga twarz” to debiut, którego może pozazdrościć autorce niejeden poczytny pisarz. Z całego serca gorąco polecam!” - Anna Tuziak, autorka „Gry cieni” i „Francuskiej kocicy” „Druga twarz” Rain Winter to zaskakujący i przesiąknięty emocjami debiut. Autorka przeniesie Was do mrocznego i niebezpiecznego świata, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Dajcie się zatem pochłonąć historii przepełnionej namiętnością, tajemnicami i wartką akcją, od której nie sposób się oderwać.” - Lilianna Garden, autorka „Prawników” „Książka, która wywołuje ogrom różnorodnych emocji. Rain Winter włada słowem niczym wprawny chirurg skalpelem. Biorąc do ręki tę powieść, wkroczycie do świata pełnego zwrotów akcji.” - Ewa Pirce, pisarka „Postanowienia: zacząć nowe życie, skupić się na pracy, unikać zawierania przyjaźni. Ale nie od dziś wiadomo, jak to bywa. Wystarczy jeden moment, jedno spotkanie, aby cały misterny plan wziął w łeb, a wszystko wywróciło się do góry nogami. Trisha Nichols coś na ten temat wie… „Druga twarz” to debiut, dla którego warto zarwać noc. Szukacie dobrego romansu z wątkiem kryminalnym? W takim razie uprzejmie informuję, że właśnie go znaleźliście!” - Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm „Druga twarz” to powieść obyczajowa z motywem mafijnym, której akcja Was wciągnie, a bieg historii zaskoczy… Pani doktor, która ucieka przed przeszłością, i mężczyzna, który do złudzenia jej ją przypomina! Czasem łatwo pogubić się w swoich uczuciach i pragnieniach, a Trisha się o tym brutalnie przekona…” - Agnieszka Rybska, blonderka.pl „Niebezpieczeństwo, gangsterskie porachunki, strach, krew, seks, po prostu WOW! Brutalna, mocna i naszpikowana erotyzmem historia, która wsiąka przez skórę, przedostaje się do krwiobiegu i buzuje niczym heroina, dzięki czemu będziecie błagać o więcej. Więcej! WIĘCEJ! Dwie twarze, trzy tajemnicze osobowości oraz tak ogromna dawka emocji, że nie oderwiecie się od lektury, zanim nie dotrzecie do ostatniej strony. Ciarki podczas czytania gwarantowane.” - D. B. Foryś, autorka cyklu „Tessa Brown” „Dobro i zło. Biel i czerń… Opowieść pełna emocji oraz wiszącego w powietrzu napięcia. Dajcie się pochłonąć tajemnicy zamkniętej pod fasadą drapieżnego świata, w którym przemoc to tylko część historii. „Druga Twarz” skrywa sekrety, jakie będziecie chcieli odkryć.” - Małgorzata Wiśniewska, Zakochana Zaczytana
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-61-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ostatniej chwili dobiegła do taksówki, którą akurat ktoś zwolnił, i zaśmiała się, sadowiąc na tylnej kanapie auta, z kubkiem termicznym w jednej ręce i nadgryzionym bajglem w drugiej.
– Dokąd, złotko? – Kierowca też wyglądał na rozweselonego.
– Róg Hundredth Street i Fifth Avenue.
– Znaczy się, do szpitala.
– Tak, i naprawdę się spieszę – odezwała się już z kęsem bajgla w ustach.
– Dziś wszyscy się spieszą. Takie czasy. Żyjemy w ciągłym pędzie – skwitował taksówkarz. – Ale bez obaw. Zrobię, co się da.
– Wierzę w pana – dodała jeszcze i zaraz potem upiła łyk kawy.
Niestety, kiedy pół godziny później wbiegała do windy zdyszana i z poplamionym kawą rękawem, była już spóźniona. Nawet iście sprinterskie tempo, w jakim przebrała się w szatni, niewiele pomogło, bo kończącą już obchód grupę dogoniła dopiero przy ostatniej sali na piętrze. Usiłowała jeszcze schować się za plecami jednego z lekarzy, ale nie uszło to uwadze prowadzącego.
– Doktor Nichols, prawda? Jak miło, że zdążyła pani do nas dołączyć. – Nieco złośliwy ton Ethana Hendleya oraz jego baczne, utkwione w niej spojrzenie sprawiły, że w sekundzie zaschło jej w gardle. – Może w takim razie naświetli nam pani przypadek tego młodzieńca? – Zawiesił głos, dając Trishy czas na dotarcie na czoło grupy, po czym wręczył jej kartę pacjenta i wyczekująco zakołysał się na stopach.
Jej błąd.
Nie spodziewała się na rutynowym, porannym obchodzie spotkania z zastępcą szefa chirurgii. W przeciwnym wypadku na pewno by się nie spóźniła.
Dlatego zagryzła tylko wnętrze policzka, żeby nie palnąć czegoś głupiego i szybko przebiegła wzrokiem dane na karcie. Nie omieszkała też spojrzeć na młodego pacjenta, który podobnie jak cała reszta, obserwował ją z lekkim rozbawieniem.
– Kyle Meyer, dziewiętnaście lat. Zdiagnozowany kostniakomięsak lewego stawu kolanowego do częściowej resekcji kości – wyrecytowała jednym tchem, zanim ponownie spojrzała na Hendleya. – Pacjent po pełnym cyklu chemioterapii przedoperacyjnej, przyjęty na oddział wczoraj wieczorem. Przeprowadzono niezbędne badania, ale nie mamy jeszcze kompletu wyników – wyjaśniła spokojnym tonem.
– Proszę osobiście dopilnować, żeby wyniki trafiły do mnie jak najszybciej – polecił jej chirurg, nieco przeciągając ich kontakt wzrokowy, jakby chciał się w ten sposób upewnić, że dobrze go zrozumiała.
– Oczywiście. – Skinęła głową i natychmiast usunęła się z przejścia, chociaż najchętniej zapadłaby się ze wstydu pod ziemię. Zamierzała poczekać, aż wszyscy wyjdą, żeby opuścić salę jako ostatnia, kiedy dołączyła do niej Kate.
– Cześć, gwiazdo poranna. Niezłe wejście.
– Już chyba lepiej byłoby, gdybym dołączyła do was po obchodzie. – Trisha z rezygnacją pokręciła głową. – A co się stało z Alexem?
– Wyjechał na szkolenie i w ramach zastępstwa to właśnie Hendley będzie nadzorował naszą grupę – wyjaśniła jej koleżanka.
– Po prostu bosko. A ja już pierwszego dnia zdążyłam mu podpaść – wymruczała pod nosem.
– Na pewno zyskałaś jego uwagę, skoro zna twoje nazwisko. – Kate posłała jej znaczące spojrzenie. – A tak à propos naszego wypadu, rozumiem, że nadal aktualny?
– Tak. Zrobiłam już rezerwację.
– To dobrze, bo skoro mieszkasz najdalej z nas, to chyba lepiej będzie spotkać się już na miejscu, prawda? – zapytała, wychodząc z sali.
– Jasne… Żaden problem – przytaknęła Trisha, zatrzymując się na chwilę.
Wcale nie spieszyło jej się, żeby dołączyć do grupy. I tak będą żartować z niej przez cały dzień.
W końcu wyszła i zaraz za progiem niemal zderzyła się z lekarzem, który najwyraźniej czekał na nią w korytarzu.
– Nie znam zwyczajów doktora Omsteeda i nie zamierzam w nie wnikać – zaczął z naciskiem. – Ale chciałbym, żeby zapamiętała pani na przyszłość, że nie toleruję spóźnień. Czas to cenna materia, doktor Nichols, a w naszej pracy ma znaczenie kluczowe – dodał, przytrzymując ją karcącym spojrzeniem.
– Zapamiętam, doktorze Hendley – przyznała ze skruchą.
– Mam nadzieję, że o wynikach Kyle’a Meyera również pani pamięta – wtrącił jeszcze, po czym zniknął za rogiem, zostawiając ją w osłupieniu.
– Potrzebuję kawy, morza kawy a potem kierunek laboratorium – sapnęła pod nosem, energicznie ruszając do automatu z napojami, na końcu korytarza.
Niecałe pół godziny później pukała do jego gabinetu z kompletem wyników, które nieco pobieżnie, ale jednak zdążyła przejrzeć. Uchyliła drzwi na tyle, by zobaczyć, że Hendley rozmawia akurat przez telefon. Wycofała się, ale nim zdążyła je przymknąć, usłyszała, jak woła ją z powrotem.
– Proszę wejść, doktor Nichols. I czego się pani dowiedziała? – Totalnie zbił ją z tropu tym pytaniem, zwłaszcza że nie czekał, aż do niego podejdzie, tylko pofatygował się do drzwi, żeby samemu odebrać od niej plik analiz. – Czyżby chciała mi pani powiedzieć, że idąc tu, nawet nie rzuciła okiem na badania tego pacjenta? – Najwyraźniej nie zamierzał jej dzisiaj odpuścić. – Bo nie muszę chyba dodawać, że gdyby tak właśnie było…
– Doktorze Hendley! – przerwała mu znacznie ostrzej, niż zamierzała, ale poczuła się dotknięta jego sugestią. – To prawda, że nie zaczęliśmy dobrze, ale jedno spóźnienie nie powinno rzutować na ocenę mnie jako lekarza. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że jestem tu nowa i nadal poznaję topografię miasta, ale dostałam nauczkę i proszę wierzyć, że na długo ją zapamiętam – dodała szybko, ale już znacznie łagodniejszym tonem. – A wracając do pana pytania, chemioterapia co prawda przyniosła efekt i guz się obkurczył, ale tylko nieznacznie. Za to TK2 nie ujawniło żadnych przerzutów – wyjaśniła rzeczowo, na co uśmiechnął się nieznacznie, zmierzając z powrotem za biurko.
Nie usiadł jednak, lecz na stojąco studiował przyniesioną przez nią dokumentację. To z kolei dało Trishy czas, żeby nieco ochłonąć i przy okazji w spokoju mu się przyjrzeć, zwłaszcza że do tej pory nie było ku temu okazji.
Nie miała pojęcia, ile Hendley ma lat, ale jego osiągnięcia w dziedzinie transplantologii oraz ilość publikacji w prasie medycznej wskazywały raczej na dojrzałego mężczyznę, podczas gdy jego zaskakująco młody wygląd wcale tego nie potwierdzał. Lekarz miał wysportowaną sylwetkę i przewyższał Trishę o głowę, a w błękitnej koszuli i nienagannie białym kitlu prezentował się nad wyraz dobrze. Brązowe, krótko przycięte włosy odsłaniały wysokie czoło, nadające twarzy nieco pociągły wygląd, przez co jego duże, grafitowe oczy stanowiły jej swoiste centrum. Nie tylko przyciągały uwagę, ale przede wszystkim onieśmielały, zwłaszcza kiedy świdrował nimi swojego rozmówcę na wylot. Całości dopełniał smukły nos, nieco wąskie, ale kształtne usta i mocno zarysowana, gładko ogolona szczęka.
– Proszę usiąść, doktor Nichols. Ja nie gryzę – odparł niespodziewanie, nawet nie odrywając wzroku od badań i tylko dzięki temu nie została przyłapana na gapiostwie. – Gdyby zależało mi jedynie na przyniesieniu wyników, posłałbym po nie pielęgniarkę – dodał i dopiero wówczas na nią spojrzał, a błysk rozbawienia, jaki zdołała dostrzec w jego oczach, kolejny raz wprawił ją w konsternację. Kompletnie za nim nie nadążała. – Wiem, że pracuje tu pani od niedawna i jeszcze adaptuje się w nowym miejscu, ale cieszę się, że definitywnie wyjaśniliśmy sobie kwestię tego niefortunnego spóźnienia. A teraz chciałbym omówić szczegółowy plan operacji. Jest pani zainteresowana? – Zawiesił głos, wyczekująco się w nią wpatrując.
– Zainteresowana? – Nieco bezmyślnie powtórzyła za nim. – Bardzo! – Błyskawicznie oprzytomniała i zajęła wolne krzesło, na co mężczyzna po drugiej stronie biurka zrobił dokładnie to samo. – I dziękuję, że pomyślał pan właśnie o mnie.
Nie umiała rozczytać tego człowieka, ale skoro nadarzała jej się okazja pracy z nim, byłaby skończoną idiotką, gdyby z niej nie skorzystała. Uważnie przeglądała wyniki badań i słuchała jego merytorycznych wywodów, kiedy punkt po punkcie omawiał poszczególne etapy działania.
Gdy jakiś czas później opuszczała gabinet Hendleya, była tak pochłonięta myślami, że nie zareagowała nawet na wołanie.
– To prawda, co mówią?
Drgnęła niespokojnie, kiedy Kate, która dosłownie zmaterializowała się tuż przed nią, zapytała z pretensją w głosie.
– Nie… Nie wiem. – Z roztargnieniem pokręciła głową. – A co mówią?
– Że w przyszłym tygodniu operujesz z Hendleyem tego chłopaka z dziewiątki – odparła z wyrzutem, boleśnie celując przy tym palcem w jej klatkę piersiową.
– Przestań! To boli! – Trisha błyskawicznie odtrąciła jej rękę, po czym z niedowierzaniem pokręciła głową. Dopiero wówczas dotarł do niej sens słów Kate. – Moment, skąd o tym wiesz? – Zreflektowała się, tym bardziej że dopiero przed chwilą uzgodnił z nią tę kwestię.
– Twoje nazwisko jest na tablicy zabiegów, wpisane tuż obok jego. – Młoda lekarka nie potrafiła ukryć zawiści, ale rozpromieniona Trisha nawet nie zwróciła na to uwagi i odeszła, zostawiając ją totalnie zdezorientowaną.
***
Początek weekendu ściągnął do klubu tłumy, przez co lokal dosłownie pękał w szwach. Tłok na parkiecie sprawiał, że Trisha mogła jedynie kołysać się do rytmu niesionego przez muzykę oraz tłum. I wszystko byłoby w porządku, gdyby ta niezamierzona bliskość nie rozochociła jej tanecznego partnera. Dopiero się poznali i zamienili ze sobą raptem kilka słów, co bynajmniej nie upoważniało go do śmiałości, z jaką zaczął ją właśnie dotykać.
– Ej! – Pociągnęła go za koszulę, chcąc, żeby się do niej pochylił. Zamierzała uświadomić mu, że się zapędził, kiedy opacznie uznał ten ruch za zaproszenie i zaatakował jej usta swoimi. – Przestań! Co cię opętało? – Rozzłoszczona takim obrotem sytuacji, błyskawicznie uwolniła się z jego uścisku.
– Wydawałaś się chętna. Myślałem, że ci się podoba. – Nieco zdziwiony jej reakcją, wzruszył tylko ramionami i próbował ponownie objąć.
– Chętna? Serio? – Gwałtownie go odepchnęła. – W takim razie kiepsko u ciebie z myśleniem! – Zirytowana jego sugestią, odwróciła się i czym prędzej zniknęła w tłumie.
Z niemałym trudem przeciskała się między stłoczonymi na parkiecie ludźmi, uparcie torując sobie przejście do baru. Potrzebowała trochę przestrzeni oraz czegoś do picia, koniecznie z dużą ilością procentów, bo wyłącznie to pomogłoby wymazać z pamięci nie tylko incydent z parkietu, ale przede wszystkim fakt, że Kate i reszta rezydentów wystawili ją do wiatru.
Teraz nie miała już przynajmniej złudzeń odnośnie do grupy. Zresztą od początku przewidywała, że będzie od nich odstawać. Nie mogło być inaczej, skoro dołączała do ekipy, która przetrwała ze sobą roczny staż i trzy kolejne lata rezydentury. Rozumiała to i dlatego starała się podejść do tematu pragmatycznie. Owszem, miała nadzieję, że Nowy Jork stanie się jej przystankiem na kilka najbliższych lat, ale przyjechała tu przede wszystkim, żeby dokończyć specjalizację. Zależało jej raczej na poprawnych stosunkach z grupą niż na nawiązywaniu nowych przyjaźni.
Propozycja spotkania na neutralnym gruncie, przy muzyce i alkoholu, wyszła tak naprawdę od nich. Podobnie jak wybór miejsca. To dlatego zachodziła w głowę, co takiego sprawiło, że poza nią, w klubie nie pojawiło się żadne z trójki rezydentów. Jej telefon milczał, więc powodem nie mogło być wezwanie do szpitala. Przed wejściem do Sin próbowała skontaktować się z Kate, lecz ta nie odbierała. Zostawiła jej na poczcie krótkie info, że zaczeka w środku, i tak zrobiła. Pół godziny siedziała sama przy pustym stoliku, zanim w końcu dała się wyciągnąć do tańca. Wtedy wciąż jeszcze liczyła, że choć spóźnieni, jednak dotrą na miejsce.
Dopiero teraz, kiedy przeciskała się między tańczącymi, myśli niczym kostki domina zaczynały układać się w logiczny ciąg. Grupa była zgrana, a Kate, dzięki swej silnej osobowości, pełniła niejako funkcję przewodniczki stada. Pozostała dwójka, nawet jeśli nie w pełni akceptowała ten fakt, z pewnością wolała nie wdawać się z nią w konflikty. A czym ona zdołała jej podpaść? W kontekście ochłodzenia ich kontaktów na przestrzeni kilku ostatnich dni, powód wydawał się oczywisty – operacja u boku samego Ethana Hendleya. Najwyraźniej Kate kiepsko radziła sobie z tym, że to właśnie Trishy przypadła ona w udziale. Czyż nie był to wystarczający motyw, żeby zapamiętać ten dzień jako chwilę swojego triumfu, a nie porażki?
Zdopingowana tą myślą, dotarła w końcu do baru. Niewiarygodnie długi i błyszczący blat zdecydowanie przyciągał wzrok, wijąc się wzdłuż podświetlonych i mieniących kolorami półek z alkoholami, niczym wąż. Wszystko wskazywało na to, że właśnie taki był zamysł dekoratora wnętrz względem wystroju klubu. Świetna muzyka, feeria świateł, seksowne tancerki wyeksponowane na kilku platformach oraz morze alkoholu zalewające półki i wijący się pomiędzy tym wszystkim wąż. Wystarczająco spójny i czytelny przekaz. Tak samo jak nazwa klubu.
A skoro i tak tu utknęła, wolała sączyć drinki w tej fascynującej scenerii niż przy pustym stoliku.
Jakimś cudem udało jej się wypatrzyć wolny hoker i zanim jeszcze dobrze się na nim rozsiadła, jak spod ziemi wyrósł przed nią ciemnoskóry barman w białej koszuli i z czarującym uśmiechem na ustach.
– Witaj w Sin, skarbie. Mam na imię Wade – mówiąc to, wskazał ręką na plakietkę przypiętą do kieszeni koszuli. – A ty wyglądasz na mocno spragnioną. Masz ochotę na coś konkretnego czy wolisz zdać się na moją magię? – zapytał, uwodzicielsko puszczając do niej oczko.
– Zdecydowanie wybieram magię. Czaruj do woli, Wade. – Była coraz bardziej przekonana, że trafiła dokładnie tam, gdzie miała się znaleźć.
Kilka shotów później przestała już zwracać uwagę na bawiących się wokół ludzi, koncentrując ją niemal wyłącznie na sympatycznym i do tego całkiem przystojnym barmanie. Wypchnęła z głowy myśl, że tak właściwie on jest tutaj w pracy, a ona płaci za serwowany przez niego alkohol. Chciała jedynie cieszyć się tą chwilą i było tak do momentu, kiedy bezwiednie odwróciła głowę w lewo, a jej wzrok zatrzymał się na twarzy mężczyzny, którego widok zmroził ją.
Stał tuż przy parkiecie, zaledwie kilka metrów od niej, ze spojrzeniem skupionym na czymś za jej plecami i stanowił bodaj jedyny nieruchomy punkt, podczas gdy zdawało się, że wszystko wokół faluje w rytm płynącej z głośników muzyki. Brunet, do tego ubrany na czarno, wyglądał jak ciemna, nieożywiona plama na tle pulsującej palety barw, jaka go otaczała.
Trwało to najwyżej kilkanaście sekund, a zaraz potem kieliszek, który właśnie zamierzała podnieść do ust, wysunął się spomiędzy jej palców i przewrócił na blat, rozchlapując na nim swoją zawartość. Zdołała jeszcze niezdarnie poruszyć ustami, gdy nagle, nie wiadomo skąd, padły pierwsze strzały, a w ślad za nimi rozległ się potworny brzęk tłuczonego szkła.
Stłoczonych na parkiecie ludzi natychmiast ogarnęła panika. Wśród przeraźliwych pisków i krzyków, zaczęli rozbiegać się na wszystkie strony w popłochu. Niektórzy padali na podłogę, tam gdzie stali; inni rzucali się w stronę wyjścia, tratując przy tym leżących. A ci, którym nie udało się uciec, kryli się za stertami poprzewracanych mebli, jakie zostawiał po sobie taranujący wszystko tłum; byle tylko zejść z widoku i nie zostać postrzelonym, lub, co gorsze, zabitym.
Jedynie Trisha, jakby na przekór logice i instynktowi samozachowawczemu, wciąż tkwiła przy barze, wydając się nie tylko głucha, ale również ślepa na to, co rozgrywało się dokoła. Na wszystko, za wyjątkiem tego mężczyzny, w którego wpatrywała się niczym zahipnotyzowana. Tylko na moment straciła go z oczu, kiedy ktoś z uciekającego tłumu wpadł na nią z impetem i dosłownie zrzucił z hokera, przez co dotkliwie uderzyła w niego prawą stroną tułowia. Mimo bólu wstała jednak i w chwili, gdy ich spojrzenia znów się spotkały, potężny dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Irracjonalizm sytuacji podsuwał tylko jedną myśl, że to nie dzieje się naprawdę. Bała się jednak zerwać ten kontakt, choć bardziej czuła, niż miała świadomość tego, co właśnie toczyło się wokół nich. Mężczyzna coś do niej mówił albo nawet krzyczał. Widziała tylko, jak szybko porusza ustami i energicznie gestykuluje, podczas gdy ona rusza się jak na zwolnionych obrotach. Wszystko nabrało tempa dopiero w momencie, kiedy do niej dobiegł, złapał w pół i dosłownie przerzucił nad barem, po czym skoczył w ślad za nią, żeby z impetem pchnąć ją pod kontuar, a następnie rozpłynąć się w powietrzu.
Być może sprawiły to narastający ból w prawym boku albo solidne uderzenie w głowę, w następstwie którego aż pociemniało jej w oczach, ale wreszcie to do niej dotarło – kakofonia strzałów, krzyki ludzi, zapętlony dźwięk z głośników i potworny brzęk tłuczonego szkła. Zupełnie jakby w jednej sekundzie przeniosła się ze świata ciszy w sam środek wojennej batalii. Zaatakowana przejmującą skalą docierających zza baru odgłosów, potrzebowała chwili, żeby opanować trwogę, jaka nagle ją ogarnęła, i samej nie zacząć przy tym krzyczeć.
Powoli zaczęła rozróżniać poszczególne dźwięki i kiedy wysunęła się spod kontuaru, żeby wypatrzyć drogę ucieczki, dostrzegła nieprzytomnego barmana, leżącego najwyżej metr od niej. Tego samego, który jeszcze chwilę temu serwował jej drinki i zabawiał ją rozmową. Instynktownie ruszyła do niego z pomocą, ignorując zarówno bolesne stłuczenie, jak i huk strzelaniny. Wyglądało na to, że jeden z pocisków trafił chłopaka w udo i najprawdopodobniej uszkodził tętnicę, na co wskazywała pulsacyjnie wypływająca z rany krew, tworząca powiększającą się kałużę przy jego boku. Trisha bez zastanowienia wyszarpnęła pasek z jego spodni, żeby błyskawicznie owinąć nim nogę i zacisnąć z całych sił powyżej rany, odcinając w ten sposób dopływ krwi. Tylko tak mogła uratować mu życie.
– Spokojnie, Wade… Jestem lekarzem – sapnęła z wysiłku, jednocześnie rozglądając się za czymś do uciśnięcia rany. Wtedy dostrzegła rosnącą plamę czerwieni na jego piersi. – Cholera! – zaklęła, szarpiąc za materiał koszuli, żeby odsłonić ramię chłopaka i zlokalizować drugie źródło krwawienia.
Niewielka rana wlotowa znajdowała się tuż pod lewym obojczykiem. Kula musiała uszkodzić żyłę głęboką, stąd obfite krwawienie, ale nie przeszła na wylot.
Trisha musiała szybko znaleźć coś, co mogłoby posłużyć za prowizoryczny opatrunek. Wierzchem zakrwawionej ręki odsunęła z twarzy kosmyki długich włosów, które przesłaniały jej widok. W samą porę, żeby jej wzrok padł na niski regał tuż przed nimi i półkę z białymi, ułożonymi równo ścierkami. Udało jej się dosięgnąć kilka sztuk i dopiero w chwili, kiedy dociskała je już do rany, uświadomiła sobie, że strzały ucichły. Wtedy też zobaczyła wpatrzoną w nią z przerażeniem dziewczynę, która ukrywała się pod jakimś blatem, zaledwie kilka metrów od nich. Chyba tak jak Wade była barmanką, bo podobnie jak chłopak, miała na sobie białą koszulę. Trisha kiwnęła na nią ręką, ale dziewczyna pokręciła głową.
– Musisz mi pomóc! – krzyknęła do niej, nie zważając na konsekwencje. – On umrze, jeśli nie zatamuję krwotoku! – Dopiero tymi słowami zdołała przekonać ją do opuszczenia azylu. – Jak masz na imię?
– Cass… Cassie – wyjąkała cicho, szczękając zębami.
– Dobrze, Cassie… Trzymaj tu i mocno uciskaj. – Poinstruowała dziewczynę, a sama na powrót zajęła się raną nogi.
– Czy on… Czy Wade…
– Na razie stracił przytomność – odparła Trisha, zadając sobie w duchu to samo pytanie.
Pewne było jedynie to, że musiał szybko trafić do szpitala, dlatego zaczęła wzywać pomocy. W ślad za jej głosem rozległy się nawoływania z głębi sali. Nie miała jednak żadnego rozeznania w sytuacji, bo widok przesłaniał wysoki kontuar, częściowo chroniący ich też przed ostrzałem.
Krzyczała tak długo, aż w końcu dotarł do nich jakiś chłopak z dziewczyną, która na widok zakrwawionego barmana wpadła w histerię. Najgorzej, że jej towarzysz zamiast wezwać pomoc dla rannego, zaczął ją uspokajać.
– Zostaw ją i sprowadź tu pomoc! Szybko! Jej nic nie będzie, a ten człowiek zaraz umrze! Rozumiesz? Spójrz na mnie! – wykrzyczała, chcąc przyciągnąć jego uwagę. – Rusz się i wezwij pomoc. Słyszysz? – Widziała jego twarz zaledwie kątem oka, ale chyba w końcu do niego dotarła, bo poderwał się i wybiegł na salę, zostawiając ich ze swoją histerycznie lamentującą koleżanką. – Uspokój się! Jesteś ranna? – zapytała, ale nie doczekała się odpowiedzi. Dziewczyna była bardzo młoda – podobnie jak barmanka, która cały czas dzielnie jej asystowała – ale nie wyglądała na ranną. W efekcie tego, co zaszło w klubie, musiała doznać po prostu szoku.
Im dłużej to wszystko trwało, tym gorzej Trisha radziła sobie z własnym bólem, który stał się na tyle ostry, że zmuszona była spłycać oddech, aby jakoś funkcjonować. Do tego zaczęło jej się jeszcze kręcić w głowie, ale żeby nie przerazić Cassie, starała się niczego po sobie nie pokazać. To dlatego na widok załogi ambulansu niemal rozpłakała się z ulgi.
– Rana postrzałowa prawej nogi… Uszkodzona tętnica udowa… Zastosowałam prowizoryczną opaskę uciskową… Drugi pocisk utknął pod lewym obojczykiem – rwała słowa, zagryzając zęby z bólu.
– W porządku. Świetnie się spisałaś, a teraz my go przejmujemy. – Opanowanie i spokój w głosie ratownika podziałały na nią kojąco.
Odsunęła się, robiąc mu miejsce przy rannym, a potem już tylko biernie obserwowała, jak we dwóch sprawnie układają pojękującego Wade’a na noszach.
– A co z tobą? Potrzebujesz pomocy? – zainteresował się drugi z sanitariuszy.
– Nie… To tylko stłuczenie, ale on… – sapnęła, bagatelizując swój stan i wskazując ruchem głowy na nosze.
– Wiem. Bardzo dobrze się nim zajęłaś i jeśli przeżyje, to tylko dzięki tobie – odparł mężczyzna, umiejętnie manewrując noszami w wąskim przejściu.
Dopiero kiedy załoga karetki zniknęła za barem, Trisha ze zdziwieniem odkryła, że została tu całkiem sama. Zniknęli zarówno chłopak z rozhisteryzowaną dziewczyną, jak i młoda barmanka. Nie było wyjścia. Musiała wydostać się stąd o własnych siłach. Z trudem udało jej się wstać, bo ból po prawej stronie tułowia coraz bardziej się nasilał, tak samo jak zawroty głowy. Próbowała utrzymać równowagę, ale podłoga dosłownie falowała jej przed oczami. W chwili, kiedy ugięły się pod nią kolana i bolesne spotkanie z podłożem wydawało się nieuniknione, pochwyciły ją czyjeś ramiona. Chciała coś powiedzieć, ale gwałtowny ból wydusił z niej tylko jęk protestu. Nie miała pojęcia, kim jest ten człowiek ani co do niej mówi, bo docierające do niej dźwięki były tubalne i zniekształcone. W jednej chwili ogarnęło ją dziwne uczucie unoszenia się albo spadania, a zaraz potem straciła przytomność.
------------------------------------------------------------------------
1 Sin – z ang. grzech.
2 TK – tomografia komputerowa.