- promocja
- W empik go
Dystopia - ebook
Dystopia - ebook
Jerzy Kaziura, agent GRU, awansuje na stanowisko wicepremiera i koordynatora służb, wprowadzając chaos na najwyższych szczeblach władzy. Konrad Wolski, Marcel Cichy, Roman Leski oraz Zofia Winiarska zostają aresztowani, a Agencja Wywiadu rozwiązana. Pogłębia się atmosfera niepewności i nieufności. W cieniu tych wydarzeń Sara, Monika i Maria przygotowują niebezpieczną misję uwolnienia aresztowanych przyjaciół. Wspomagane przez wytrawnych agentów MI6 oraz Miszę Popowskiego, byłego oficera rosyjskiego wywiadu i George'a Gordona, asystenta Sekretarza Generalnego NATO, dziewczyny stają do walki z czasem i przebiegłym wrogiem. W miarę jak tajemnice wychodzą na światło dzienne, Kaziura ukazuje swoją prawdziwą tożsamość - szarej eminencji, przygotowującej na zlecenie Moskwy kampanię medialną przeciwko Zachodowi. Dramatyczna walka na wielu frontach, pełna zwrotów akcji i zaskakujących momentów, prowadzi do nieuchronnego starcia, które przesądzi o losach międzynarodowego ładu…
Vincent V. Severski, właściwie Włodzimierz Sokołowski, autor powieści sensacyjnych i emerytowany pułkownik polskiego wywiadu. Przez prawie 30 lat pracował jako oficer operacyjny i odbył kilkadziesiąt misji w wielu krajach świata. Odszedł ze służby w 2010 r. i zajął się pisaniem. Wydał dziewięć powieści, które rozeszły się w nakładzie prawie miliona egzemplarzy, a na postawie jednej z nich powstał serial Nielegalni. Wielokrotnie odznaczany, w tym Legią Zasługi przez prezydenta Baracka Obamę. Ostatnio nakładem Wydawnictwa Czarna Owca ukazała się powieść szpiegowska Plac Senacki 6PM.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-638-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Premier Bolecki nie miał żadnych wątpliwości, że ambasador Helen Beckman wiedziała, co naprawdę zdarzyło się w Wawrze. Przechyliła głowę na bok i z szeroko otwartymi oczami, zmarszczonym czołem i podniesionymi brwiami wypytywała o szczegóły. Robiła tak, kiedy chciała pokazać Boleckiemu, że mu nie ufa, i robiła to często.
Później oświadczyła, że wizyta sekretarza stanu Franka Coolmana oraz przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, generała Williama Hossa, a także dyrektora CIA Johna Maziniego w Warszawie, która miała się odbyć następnego dnia, została przełożona o miesiąc. To był mocny cios i Bolecki musiał się postarać, żeby nie pokazać po sobie, że rozbolał go żołądek. Beckman wiedziała, że Bolecki ukrywa swoją chorobę, a premier był pewien, że ona wie, i to było najgorsze.
Dwa tygodnie później na jeden dzień przyleciał sekretarz stanu Frank Coolman. Nawet nie nocował i zaraz wrócił do Berlina. Nie było żadnych rozmów, nie interesowało go zdanie polskiego premiera. Oświadczenie, które złożył, było dla Boleckiego ogromnym zaskoczeniem. W rzeczywistości premiera przepełniało rozczarowanie bliskie wściekłości. Okazało się, że Waszyngton przyjął propozycję Berlina i wkrótce mają rozpocząć się w Genewie irańsko-amerykańskie rozmowy. Najbardziej zabolało go, że prezydent James Coburn, którego uważał za swojego przyjaciela, postawił go przed faktem dokonanym i w dodatku przyjął niemieckie pośrednictwo.
W Iraku nastąpiło zawieszenie broni, a Irańczycy mieli powstrzymać Hezbollah od atakowania Izraela i proamerykańskich grup na Bliskim Wschodzie. Według informacji Mosadu generał Ahmad Harumi, dowódca Strażników Rewolucji, bardzo przeżył śmierć syna w Syrii i wpłynął na Najwyższego Przywódcę, by jednak dać szansę negocjacjom.1
– Odwołać wizytę w przeddzień? Mocne! – Kaziura pokręcił głową z niedowierzaniem. – Niemożliwe przecież, żeby akcja w Wawrze zrobiła na nich takie wrażenie.
– Stracili do nas zaufanie? – Bolecki się zmartwił. – Zresztą… czas zacząć się uniezależniać i od nich. Nie mogę znieść tej Beckman. Działa mi na nerwy. I powinniśmy bardziej zdecydowanie zająć się Lubertem albo on zajmie nasze miejsce.
– Sądzę, że stało się coś, o czym jeszcze nie wiemy – dodał Kaziura i pomyślał, że sprawy idą w dobrym kierunku. Polska coraz bardziej alienuje się w Europie, a autorytet Boleckiego zaczyna pękać. – Tak, masz rację, trzeba przyspieszyć budowę naszego nowego sojuszu.
– Spróbuj dowiedzieć się, co się stało, że tak nagle dogadali się z Iranem. Czuję, że jankesi robią nas w chuja – rzucił premier, siadając w fotelu. – Masz papierosy? – Kaziura otworzył szufladę biurka, wyjął paczkę i wraz z zapalniczką podał Boleckiemu. – Bardzo niepokoi mnie to, że jest jakieś drugie dno. Coś się dzieje, a co i dlaczego, tylko ty możesz się dowiedzieć, bo Baryła do niczego się nie nadaje. Nie mówiąc o tej pierdolonej agencji towarzyskiej z Miłobędzkiej – zakończył i podniósł się do wyjścia.
– Łącznik CIA wyjechał tydzień temu, więc też…
– To skąd ta święta Helena Trojańska wszystko wie? – zapytał już w drzwiach premier.
Kreml był zaskoczony zmianą kursu Amerykanów nie mniej niż polski rząd, bo równie dużo zainwestował w ten konflikt i liczył na konkretne korzyści. Zwrot miał też jednak swoje dobre strony i wywiad rosyjski rozpoczął wdrażanie planu B.
Wielomiesięczna kosztowna akcja medialna w Polsce przygotowująca społeczeństwo do wojny z islamem w obronie chrześcijańskiej Europy pękła jak bańka mydlana. Obrońcy narodu mimo solidnego dofinansowania stracili cel i trzeba było szukać im pilnie nowego wroga. Masakra w Wawrze stała się nagle bezużyteczna czy wręcz szkodliwa propagandowo, bo nawet życzliwi dziennikarze coraz częściej zarzucali Boleckiemu zwyczajną nieudolność, a notowania Luberta zaczęły iść w górę.
Premier zlecił więc Jerzemu Kaziurze zajęcie się sprawą i wyciągnięcie z niej, ile się da, by wykazać słuszność i skuteczność polityki rządu. Wicepremier miał po prostu przekuć porażkę w sukces. To była jego specjalność, a potrafił zdziałać cuda. Bolecki na to liczył. Kaziura zebrał zespół najbardziej lojalnych dziennikarzy i spin doktorów, którzy codziennie tworzyli w pocie czoła memy, przekazy dnia dla polityków oraz publikacje, i rozdzielił zadania. Antyniemiecki i antyeuropejski hejt wylał się szeroko z rządowych mediów.
Główne uderzenie propagandowe skierowane było na Agencję Wywiadu, która stała się nagle źródłem wszystkich problemów państwa, siedliskiem rosyjskiej agentury, zboczeńców i renegatów. Ustawa o rozwiązaniu AW i powołaniu Narodowej Agencji Informacyjnej była już w sejmie. Zaczęła się lustracja oficerów do trzeciego pokolenia wstecz.
Roman Leski i Zofia Winiarska przebywali w areszcie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Konrad Wolski i Marcel Cichy odmówili współpracy z rządem i przypisano im długą listę paragrafów kodeksu karnego, w tym zabójstwo. Pułkownik Marek Bruker został aresztowany pod zarzutem pedofilii.
Wszystkimi sprawami zajmował się specjalny zespół prokuratorów, którym – pod osobistym nadzorem nowo mianowanego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych Jerzego Kaziury oraz ministra sprawiedliwości Karola Maćkowiaka – kierował Walerian Farbiarz.
W sprawie Romana śledztwo było stosunkowo proste. Dowody jego szpiegowskiej działalności znalezione w mieszkaniu Zofii nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
Podejrzani odmawiali jednak jakiejkolwiek współpracy i nie przyznali się do zarzucanych im czynów. W związku z tym przebywali w pojedynczych celach, bez kontaktu z najbliższymi. Współpracę z adwokatem utrudniano na tyle, na ile to było możliwe. Prokurator Farbiarz liczył, że po aresztowaniu Zofii Winiarskiej Leski zmięknie, tym bardziej że zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Pobicie na ulicy w Atenach mocno odcisnęło się na jego kondycji psychicznej.
Premier Bolecki regularnie interesował się stanem zdrowia aresztowanego. Nigdy nie powiedział tego wprost, ale prokurator Farbiarz potrafił czytać w myślach przełożonych i wiedział, że cierpienie Leskiego sprawiało mu satysfakcję.
Zdecydowanie gorzej wyglądało dochodzenie w sprawie Konrada i Marcela. Obaj podejrzani przebywali w pojedynczych celach i podobnie jak Roman byli pozbawieni kontaktów ze światem zewnętrznym. Choć nie mogli się kontaktować także ze sobą, prokurator Farbiarz żywił głębokie przekonanie, że działają w porozumieniu. Byli twardzi i nie poddawali się. Ciągle zmieniali zeznania i wprowadzali nowe zaciemniające obraz wątki, które trzeba było nieustannie sprawdzać. Wyraźnie utrudniali śledztwo i grali na czas. Farbiarz nie mógł jednak rozgryźć dlaczego.
Szczegółowe badanie domu w Wawrze wykazało, że Wolski i Cichy musieli mieć pomocników, ale nie udało się tego udowodnić. Badania kryminalistyczne potwierdziły, że na miejscu przestępstwa były trzy lub cztery osoby, do których nie można było jednak przypisać śladów. Panujący w pomieszczeniu bałagan był tak duży, że trudno było opisać scenę i umiejscowić na niej aktorów. Zeznania Wolskiego i Cichego w wielu punktach nie pokrywały się ze scenariuszem i wprowadzały jeszcze większy zamęt. Farbiarz nie miał wątpliwości, że nie było ich w środku w trakcie zajścia, choć uporczywie twierdzili, że byli sami, i całą winę brali na siebie.
Irańczycy, którzy przeżyli strzelaninę, solidarnie milczeli i odmawiali jakiejkolwiek współpracy z władzami. Odporni na jakiekolwiek groźby, jakby kontynuowali swoją samobójczą misję.
Prokurator Farbiarz wytypował z otoczenia Wolskiego i Cichego kilka osób, które mogły uczestniczyć w zdarzeniu, ale nikt się nie przyznał, nie było dowodów i do tego każdy miał solidne alibi. Farbiarz wiedział, że nie będzie łatwo ich zmanipulować, nastraszyć i zmusić do mówienia. Wszyscy potrafili radzić sobie w stresie, byli mistrzami w grach operacyjnych, robieniu uników, manipulacji. Prokurator swoje umiejętności cenił jednak wyżej. Dlatego minister Kaziura powołał tajny dziesięcioosobowy zespół złożony z doświadczonych i lojalnych oficerów CBA, ABW i policji, których zadaniem było rozpracowanie grupy, czyli byłych oficerów Wydziału Q i Sekcji. Zespół o kryptonimie „Orzeł” otrzymał nieograniczone środki, a dowodził nim świeżo awansowany pułkownik Hubert Kamiński.
Prokurator Farbiarz liczył, że przy pomocy Kamińskiego znajdzie w końcu słaby punkt w grupie i wyłowi jakiegoś Judasza. Potrzebował jednak więcej czasu. Najbardziej martwiło go, że nikt z jego ludzi nie potrafił złamać systemu łączności SafeOne, w którym zakodowana była cała prawda o tym, co się zdarzyło. Mimo poszukiwań w całej Polsce i włączenia Interpolu nie udało się ustalić, co się stało z Maciejem Górskim. Nie pomogły nawet zaprzyjaźnione służby wywiadowcze. Wirus zniszczył cały zapis w systemie. Nie potwierdziły się internetowe insynuacje, że major Górski widziany był w Moskwie.
Postępowanie w sprawie zabójstwa w Atenach Dimitriosa Calderóna i sklepikarza Makisa zostało szybko umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Motyw był oczywisty. Polak zginął przypadkowo podczas narkotykowych porachunków między gangami, Farbiarz uznał więc, że nie musi wszczynać oddzielnego śledztwa, i sprawę zakończył.
Inspektora Marka Rodziewicza uznano w postępowaniu dyscyplinarnym za winnego złamania prawa i jego sprawę również przekazano do prokuratora Farbiarza. Wkrótce został aresztowany za udzielenie pomocy Konradowi, Marcelowi i Leskiemu. Odmówił złożenia wyjaśnień i dołączył do pozostałych w Białołęce.2
Maj był wyjątkowo ciepły, czerwiec zaś prawdziwie już upalny. Rezerwat Dolina Wkry wypełnił się soczystą zielenią, a brzegi rzeki kwitły dywanami żółtych kaczeńców.
Hotel Olimp w Pomiechówku w rzeczywistości był małym pensjonatem wykorzystywanym głównie przez wędkarzy i kochanków. Sara wybrała go, bo kilka lat wcześniej zatrzymali się w nim podczas spływu kajakowego razem z Konradem. Zadzwoniła ze stacjonarnego telefonu w przedszkolu Alka i sprawdziła, czy są wolne pokoje.
Następnie na dwóch karteczkach zapisała adres, dzień i godzinę. Dopisała – _obowiązują stroje wieczorowe_ – co w żargonie szpiegowskim oznaczało, że spotkanie odbędzie się w ścisłym reżimie operacyjnym. Karteczki przekazała Monice i Marii, kiedy spotkały się po raz ostatni na Powiślu w galerii MiniMidiMaxi przed jej likwidacją.
Doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że znajdują się pod obserwacją, i właściwie się już nie kontrolowały. Tajniacy też nie zamierzali zachować choćby pozorów profesjonalizmu. Farbiarz dobrze wiedział, dlaczego to robi. Chciał im uprzykrzyć życie na tyle, na ile było to możliwe, utrudnić kontaktowanie się, zmęczyć, zdemoralizować i sprowokować, by w końcu się objawił Judasz. Z lektury Pisma Świętego i doświadczenia wiedział, że w każdej grupie zawsze znajdzie się jakiś zdrajca. Zdrajca, który dopiero się objawi i który potrzebuje przebudzenia. Prokurator zapomniał jednak, że Judasz nie był kobietą. A w tym wypadku Polką, zawodową szpieginią, zdeterminowaną, by walczyć. Walerian Farbiarz nie wiedział, że nie jest w stanie uprzykrzyć życia komuś, kto całe życie spędził pod obserwacją, zawsze gotowy do działania. Nie wiedział także, że w Sarze, Monice i Marii dojrzewała wściekłość.
Gdy spotkały się w galerii, położyły komórki na stoliku obok filiżanek, Centaur miał więc nagranie stereofoniczne. Pozdrowiły dyżurującego pana kapitana i poinformowały o swoich gastrycznych dolegliwościach. Następnie wyłączyły telefony i Monika wyniosła je na zaplecze do kasy pancernej. Mimo to w galerii nie rozmawiały o niczym, co mogłoby zainteresować prokuratora Farbiarza. Pomieszczenie mogło być na podsłuchu, a demonstrację ze smartfonami zrobiły dla swojej przyjemności.
Wszyscy szpiedzy wiedzą, że jeśli jest jakiś idealny moment w tygodniu na realizację zadań, to jest to poniedziałkowy poranek. Maria rzadko pracowała operacyjnie, musiała więc przypomnieć sobie zasady budowania trasy sprawdzeniowej. Z tego powodu denerwowała się bardziej niż Monika czy Sara, które robotę operacyjną miały we krwi. Bała się, że nie wyłapie obserwacji i przyciągnie do Pomiechówka ogon. Dlatego poprosiła męża, żeby zawiózł ją na stację metra Kabaty.
Samochód stał w garażu, Maria mogła ukryć się więc na tylnym siedzeniu. Zabieg prosty, może nawet banalny, ale jednocześnie praktyczny. Mirek nie zapytał, skąd u niej aż taka determinacja, był jednak dumny, że może włączyć się do walki. Nie znał szczegółów, bo nie mogli o tym rozmawiać, jednak całym sercem wspierał żonę i wykonywał stawiane mu coraz częściej zadania ze szczerym entuzjazmem i poświęceniem.
O piątej rano wyjechał z Miasteczka Wilanów na aleję Wilanowską i skręcił w prawo.
– No i co? – zapytała spod koca.
– Czysto – odparł. – Tak się mówi?
– Pewny jesteś?
– Pewny. Pusto. Jesteśmy sami. Miasteczko jeszcze drzemie smacznie pod kołderkami. Za godzinę odkręcą ciepłą wodę i…
– Przestań! – przerwała mu Maria. – Skup się, Mireczku, na drodze i nie fantazjuj.
– Tak jest, pani naczelnik!
– Nie pieprz! – obruszyła się. – Firmy już nie ma i jak wiesz, muszę szukać nowej pracy, nie mam więc nastroju do żartów.
– Rozumiem, że idziesz na rozmowę rekrutacyjną? – rzucił Mirek z lekkim przekąsem i dodał: – Skręcam w Przyczółkową. Pusto, czyli czysto.
– Pokręć się kilka minut po Kabatach i wyrzuć mnie przy zejściu do metra.
– Okej. Zupełnie jak w prawdziwym szpiegowskim filmie.
Mirek jeździł po skąpanych w porannym słońcu Kabatach. Pojawili się pierwsi przechodnie i pojedyncze samochody, ruszyły autobusy. Dokładnie po dziesięciu minutach zatrzymał się przy zejściu do metra.
– Jesteśmy – oświadczył z wyraźnym przejęciem. – Kiedy wrócisz?
– Nie wiem. Może dzisiaj, może jutro. Rozmowa rekrutacyjna może się przeciągnąć – wyrzuciła z siebie na wyraźnym wydechu, naciągnęła kaptur i chwyciła plecak. – Nie denerwuj się, Mireczku, i nie daj się sprowokować. Wiesz, co masz robić.
– Kocham cię, piękna.
– I ja ciebie. Nie zapomnij o zebraniu w szkole – odparła i wyskoczyła z samochodu.
Zbiegła po schodach do metra. Kupiła bilet w automacie i zeszła na peron. Naciągnęła głębiej kaptur i stanęła tyłem do najbliższej kamery. Wiedziała, że jeżeli obserwacja zorientuje się, że zniknęła, będą jej szukać. Ustalą, że mąż wywiózł ją na stację, i pomyślą, że chciała zrobić coś, o czym oni nie powinni wiedzieć. O wszystkim, jak zwykle, decydował czas. Im dłużej przebywała w miejscach bez monitoringu, tym jej bezpieczeństwo rosło. W plecaku miała dwie bluzy na zmianę, dwie czapki i ciemne okulary. Kiedyś z powodzeniem wykorzystała ten zabieg podczas szkolenia wywiadowczego w Kiejkutach.
Choć trasę miała zaplanowaną, to wiedziała, że będzie musiała improwizować. Pojechała metrem do stacji Świętokrzyska, gdzie przesiadła się na drugą linię, i wysiadła na stacji Centrum Nauki Kopernik. Kiedy wyszła na powierzchnię przy pomniku Syrenki, zegarek wskazywał kwadrans po szóstej. Miała trzy i pół godziny do odjazdu pociągu z Dworca Gdańskiego do Pomiechówka. Wiedziała, że ma duży zapas, ale nie ufała swoim umiejętnościom i wolała dwa razy się sprawdzić, niż popełnić błąd. To była jej najważniejsza trasa sprawdzeniowa w życiu.
Mimo ładnej pogody na Bulwarach Wiślanych świeciło pustkami. Dziwne, bo zwykle nawet o tak wczesnej porze pojawiało się tu trochę biegaczy i rowerzystów. Maria nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, minęła Centrum Nauki i po stu metrach zatrzymała się przy drewnianych leżankach. Zrobiło się cieplej. Zdjęła bluzę, zwinęła ją w wałek, założyła ciemne okulary i zajęła jedno miejsce. Wyjęła książkę i zaczęła udawać, że czyta. Nie zauważyła nic podejrzanego.
Była przekonana, że w centrum Centaura zorientowali się już, że gdzieś zniknęła.
Na pewno ściągną wszystkie siły na mnie. Uważają, nie bez racji, że jestem najsłabiej przygotowana z naszej trójki, ale się tu przeliczą. Na bulwarach też są kamery, ale po drugiej stronie Wisły już nie – pomyślała.
Spojrzała na zegarek. Była siódma trzydzieści. Zarzuciła na ramiona bluzę, zdjęła okulary i włożyła niebieską bejsbolówkę z napisem Nike. Z plecakiem na ramieniu ruszyła w prawo w stronę mostu Świętokrzyskiego. Po piętnastu minutach znajdowała się już po drugiej stronie rzeki. Zeszła na dół po stromej skarpie i znikła w zalesionej gęstwinie.
Dziki gąszcz porastający prawy brzeg Wisły nie był monitorowany i można było się w nim z łatwością ukryć. Obserwacja musiałaby wysłać pieszych wywiadowców. Maria wiedziała o tym ze sprawy, którą prowadziła kiedyś w WBW, i postanowiła to wykorzystać. Zdjęła bluzę, schowała ją do plecaka, zmieniła spodnie na szorty i włożyła drugą czapkę. Ścieżką spacerową ruszyła w lewo, w stronę mostu Poniatowskiego, gdzie mieściła się warszawska plaża.
Dochodziła ósma. Słońce wzeszło wysoko i zrobiło się bardzo ciepło. Miała godzinę i czterdzieści pięć minut do odjazdu pociągu. Z plecaka wyjęła bluzę, rozłożyła ją na piasku i usiadła.3
Ela nakarmiła Juliana, który zasnął przy piersi. Witek przeniósł go do łóżeczka i dopiero teraz mogli zjeść śniadanie. Mały dokazywał od czwartej rano, więc oboje czuli się zmęczeni i marzyli tylko o dodatkowej godzinie snu. Nie było na to żadnych szans, Witek musiał bowiem jechać z samochodem na przegląd, co okazało się możliwe tylko dzięki mocnej kawie, a Ela, żeby się zdrzemnąć, musiała czekać, aż Witek wróci i zajmie się małym.
Witek i Ela byli dwukrotnie przesłuchiwani przez prokuratora Farbiarza i przez tydzień objęci kontrolą operacyjną. Doskonale wiedzieli, że muszą ograniczyć do minimum kontakty. Wraz z Lutkiem i Ewą zajęli się Igorem i Wasią, których zwolnili Irańczycy. Rząd Boleckiego odczytał to jako pokojowy gest ze strony Teheranu i gotowość do wygaszenia napięcia po nieudanej akcji dywersyjnej w Warszawie. Wkrótce okazało się, że był on częścią ogólnego odprężenia, którego cichym sprawcą miał być Berlin. Dlatego media, za sprawą ludzi Kaziury, odpowiednio nagłośniły powrót Polaków i fiasko akcji Irańczyków jako ważny wkład Polski w zażegnanie wojny. Bolecki niemal codziennie, z charakterystyczną dla siebie emfazą, informował, że to polski rząd doprowadził do rozładowania napięcia na Bliskim Wschodzie.
Igor i Wasia zdawali sobie sprawę, że Konrad nigdy nie zrezygnował z walki o ich uwolnienie. Wiedzieli też, co zrobił Dima, Roman i wszyscy przyjaciele. Wiedzieli o Arifie Harumim i skąd wzięły się dla nich pieniądze.
Wbrew swojej woli stali się bohaterami mediów. Z trudem dusili w sobie wściekłość z powodu aresztowania Konrada, Marcela i Romana, powstrzymywali się jednak od komentarzy.
Od tej pory kontakt z Igorem i Wasią utrzymywali tylko Witek i Lutek. Wydarzenia w Wawrze były tajemnicą i nigdy o nich nie rozmawiali. Tak zadecydowała Sara i kazała im czekać.
Lutek i Ewa byli przesłuchiwani przez Farbiarza tylko raz, ale nic nie wiedzieli o wydarzeniach w Wawrze. Podobnie jak Ela i Witek mieli solidne alibi.
Poniedziałkowy poranek, kiedy Maria wybierała się do Pomiechówka, dla Witka, Eli, Lutka i Ewy nie różnił się niczym od zwykłego dnia.
Nie wiedzieli, że Sara ustaliła spotkanie z Marią i Moniką, ale czuli, że im dłużej nic się nie dzieje, tym bardziej muszą być przygotowani do działania. Czas uciekał, ale Sara nigdy nie odpuszczała. Konrad, Marcel i Roman poświęcili się dla sprawy uwolnienia Igora i Wasi, a Dima i Maciek zapłacili najwyższą cenę. Wszyscy wiedzieli, że nie mogą tego tak zostawić.
Mirek i Irek zaraz po zakończeniu działań w Wawrze i odebraniu Arifa przez ambasadę Iranu zamknęli się w swojej twierdzy i na polecenie Sary ograniczyli do minimum kontakt z Wydziałem i Sekcją. Tak jak wszyscy, mieli przygotowane alibi, ale ku swojemu zaskoczeniu nie musieli zeznawać w prokuraturze.
Dopiero po kilkunastu dniach Sara zwołała spotkanie byłego Wydziału Q, które miało odbyć się w kinie Świt. Igor i Wasia wydobrzeli już na tyle, że mogli cieszyć się wolnością, Sara zorganizowała więc imprezę powitalną. Monika i Maria nie były zaproszone. Sara wiedziała bowiem, że zwołując spotkanie przez telefon, ściągnie tajniaków. Farbiarz będzie podejrzewał, że dzieje się coś nadzwyczajnego, co może przynieść mu procesowe korzyści, i skieruje do Piastowa wszystkie siły. Na to liczyła. Nie musiała nikogo ostrzegać. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje, i zachowywali, jakby w imprezie uczestniczył ten trzeci, niewidoczny wróg. Sara chciała zmęczyć obserwację, technikę i uśpić ich czujność przed spotkaniem w Pomiechówku, odciągnąć uwagę od Moniki i Marii.
Samochody obserwacji pojawiły się wokół domu M-Irka już na dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy, a smartfony uczestników były rozgrzane od Centaura do czerwoności. Mimo to prokurator Farbiarz nie dowiedział się nic nowego. Utwierdził się jedynie w przekonaniu, że musi ciężko pracować, by ich złamać i wyłowić swojego Judasza.
Na zakończenie imprezy w kinie Świt wystąpiła Sara. Stanęła pośrodku pod ekranem, a na widowni zasiadło osiem osób. Naśladując Konrada, złożyła ręce na piersiach i delikatnie wysunęła szczękę do przodu. Niedawno, kiedy ruszali do akcji w Wawrze, dokładnie w tym samym miejscu stał Konrad i w podobnej pozie przekazywał im ostatnią instrukcję.
_Na przyjazd policji czekamy razem z Marcelem. Ma to wyglądać tak, jakbyśmy to my, a nie Lutek i Jagan, narobili tego całego bałaganu. Policja oczywiście połapie się, że to mistyfikacja, ale decyduje czas, który jest nam potrzebny, by nikt z was nie pozostał w zasięgu wzroku. Pewne jest, że nas aresztują. Dlatego od tej chwili wszystkie decyzje podejmować będzie Sara_.
Stała przed nimi, żartobliwie naśladując patos Konrada, i oczywiste było, że obejmuje właśnie dowództwo. To wystarczyło. Zrozumieli, co chciała powiedzieć. Teraz ona będzie dowodzić, a oni mają być w gotowości.
Impreza skończyła się po drugiej w nocy. Wypili cały alkohol i zjedli jedzenie z restauracji Bombaj. Poza Elą, która karmiła piersią, nikt się nie oszczędzał. Lutek miał poważne trudności, żeby trafić w drzwi, ale w najgorszym stanie znajdowali się Igor i Wasia, którzy poczuli się nagle bezpiecznie, i postanowili odbić sobie lata w irańskim więzieniu.
Wyszli od M-Irka razem. Stanęli na ulicy i z rozbawieniem patrzyli, jak samochody obserwacji ruszają za każdym odjeżdżającym uberem.4
Monika i Sara wiedziały, że Maria nie ma doświadczenia w pracy operacyjnej, więc wyliczyły czas tak, żeby przyjechać do pensjonatu Olimp odpowiednio wcześniej. Chciały sprawdzić, czy nie przyciągnie za sobą ogona.
Maria wysiadła na stacji w Pomiechówku i zrobiła jeszcze krótką trasę po miasteczku. W końcu dotarła na miejsce taksówką. Sara obstawiała drogę dojazdową, a Monika pensjonat.
O trzynastej spotkały się w pokoju z widokiem na rzekę. Przez szeroko otwarte balkonowe okno zaciągało leśnym aromatem i dźwiękami rozszalałej ptasiej orkiestry. Stanęły pośrodku, objęły się mocno za ramiona i przywarły do siebie jak siostry. Po raz pierwszy od wydarzeń w Wawrze czuły się wolne i bezpieczne.
Sara nalała każdej po kieliszku wódki. Stanęły naprzeciwko siebie.
– Za Dimę! – powiedziała cicho Monika i wypiły.
Sara dała znak ręką i Maria uzupełniła kieliszki.
– I za… Jagana! – rzuciła Sara i wypiły po raz drugi.
Usiadły w fotelach i na kanapie.
– Wypiłyśmy tę wódkę – zaczęła Sara – żeby móc załatwić to, po co was tu ściągnęłam. Nasi faceci siedzą w więzieniu, więc teraz czas na nas. Musimy ich wyciągnąć i… przy okazji pomóc Rzeczpospolitej, w końcu też kobiecie. Mamy chyba wystarczająco dużo dynamitu, by wysadzić tę moskiewską agenturę. Wszystkie wiemy, kogo i za co. Teraz musimy zastanowić się, jak to zrobić, kto i kiedy powinien podpalić lont.
– Pierdolonego Jerzego Kaziurę! – wyrzuciła z siebie Maria.
– Aż trudno uwierzyć… – Monika pokręciła głową z niedowierzaniem. – Wszyscy wiedzą, wszyscy widzą, że od lat rozpierdala Polskę, i nic… wciąż go wybierają, a on ciągle przy Boleckim. Już jest wicepremierem, koordynatorem służb, jak tak dalej pójdzie, wkrótce będzie premierem.
– No więc właśnie, dziewczyny – kontynuowała Sara. – Trzeba wystrzelić w kosmos Kaziurę i wyciągnąć naszych facetów z łap Farbiarza. Nie ma innego sposobu. A tak bardziej poważnie… – wzięła głęboki oddech – …musimy udowodnić, że Kaziura to kremlowski agent. My to wiemy, ale musi to też zobaczyć i zrozumieć cała Polska i Europa. A potem trzeba wysadzić go razem z Boleckim i całą tą szemraną ferajną. Mamy możliwości, mamy kontakty, no i mamy nagranie z rozmowy Dimy z Fiedotowem…
– Mamy też rachunki do wyrównania – dodała Monika. – Dima nie zginął z powodu narkotykowych porachunków, bo Makis nie handlował. Dima wiedziałby o tym. Byliśmy obserwowani przez Rosjan, jestem tego pewna. To oni… za Fiedotowa… wiedzieli, że zrobił nagranie. – Monika urwała, bo poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
– Zapłacą za Dimę – powiedziała Sara zdecydowanym tonem. – Mamy nagranie z mieszkania na Pindarou. Ale to nie zemsta jest naszym celem.
– Musimy ustalić, czym dysponujemy i jaką taktykę mamy przyjąć – rzuciła Maria. – Oraz rozdzielić zadania. Rozumiem, że ty… Sara? – Spojrzała na Monikę, która skinęła głową i uśmiechnęła się pierwszy raz.
– Okej – powiedziała Sara. – Zgadzam się. – I też się uśmiechnęła.
– To zaczynaj – rzuciła Maria.
Sara podeszła do okna i przez chwilę wyglądała na zewnątrz. Potem oparła się o szafkę i założyła ręce na piersiach.
– Zobaczcie – zaczęła. – Wszystkie jesteśmy tak samo ubrane. – Monika i Maria spojrzały na siebie: zwykłe T-shirty i dżinsy, klasyczny uniseks. Niemal jak strój służbowy. – Nie wiem, czy to dobry znak, że nie podkreślamy, kim jesteśmy, czy zły, że nie zwracamy na siebie uwagi. – W jej głosie zabrzmiała wyraźna ironia. – Będziemy się teraz nazywać od hotelu Olimp.
Wszystkie, jak na komendę, wybuchnęły śmiechem.
– Kiedyś na akademii przymierzałam się do obrazu i sporo czytałam o Eryniach. Lubię je i mam powód do zemsty. – Ostatnie słowa wypowiedziała poważnie, bez śladu uśmiechu na twarzy.
– Zaczynajmy, czas ucieka – przypomniała Maria.
– Musimy się zorganizować, jeżeli mamy wysadzić Kaziurę – zaczęła jeszcze raz Sara. – Jesteśmy pod prewencyjną kontrolą służb, która paraliżuje nasze ruchy. Jak znam życie, CBA i ABW stworzyły pewnie jakiś specjalny zespół, bo nie sądzę, by korzystali z rutynowych struktur. Widać to zresztą gołym okiem. Stosują zasadę, że im bardziej są widoczni, tym bardziej się ich boimy. Kaziura i Farbiarz muszą mieć w tym jakiś cel…
– Chcą nas zmęczyć i zmusić do współpracy – wtrąciła Maria.
– Pewnie tak – potwierdziła Sara. – Tak czy inaczej, uniemożliwia to nam komunikację, czyli faktycznie podjęcie aktywnych działań. Jeżeli mamy coś osiągnąć, musimy ten problem rozwiązać jako pierwszy.
– Szkoda, że nie ma Maćka Górskiego. SafeOne przydałby się teraz idealnie.
– Prawda. Czyli nasze myśli biegną do M-Irka, oni mogą zrobić dla nas jakiś komunikator. Podejrzane jest, że tylko nimi Farbiarz się nie zainteresował, więc albo coś przeoczył, albo to podstęp. Jeżeli to podstęp, to tylko oni potrafią odpowiedzieć jaki i dlaczego. Czyli znów mamy problem, jak się z nimi skontaktować, żeby nie ściągnąć na nich uwagi Farbiarza albo nie dać się wciągnąć w pułapkę. Kółko zaczyna się zamykać. Musimy zaryzykować i…
– Jedna z nas musi zejść do pełnej konspiracji – odezwała się Monika.
– To właśnie miałam na myśli. – Sara pokiwała delikatnie głową.
– Jestem gotowa. Chętnie wezmę tę piękną rolę konspiratorki. – Monika uśmiechnęła się szeroko. – Tym bardziej że nie jestem związana z wydarzeniami w Wawrze, tylko z Romanem, galeria w likwidacji… no… i wy… macie dzieci.
– No to pierwszy punkt załatwiony – kontynuowała Sara. – Zakładamy, że uda nam się zbudować bezpieczną łączność.
– Masz rację. Kaziura i Farbiarz musieli stworzyć jakiś wydzielony zespół operacyjny do kontrolowania nas – włączyła się Maria. – Wiedzą, z kim mają do czynienia, mówiąc nieskromnie. Czyli technika i obserwacja. Ktoś musi tym dowodzić, muszą mieć jakąś centralę, zaufanych ludzi. Wiem, jak się to robi, w końcu całe życie prowadziłam wewnętrzną bezpiekę. Mam dziwne i silne przeczucie, że stoi za tym CBA, jak wtedy w sprawie Romana. Kaziura nie zaufa ABW chociażby z powodu Marcela. Myślę, że powinniśmy spróbować spenetrować ten zespół. To rozwiązałoby przynajmniej nasze problemy komunikacyjne, a może coś więcej… Podejść ich operacyjnie?
– No tak, ale jak do nich dotrzeć? – zapytała Monika. – To gwardia Boleckiego i Kaziury. Po Atenach sama wiesz najlepiej, co to za materiał.
– Masz jakiś pomysł? – zainteresowała się Sara.
– Na robotę do Aten Kaziura wybrał swoich najbardziej zaufanych i lojalnych ludzi. W końcu brali udział w prowokacji i muszą zdawać sobie z tego sprawę… Poznałam wówczas bliżej dwóch jego ludzi. Huberta Kamińskiego, speca od techniki operacyjnej, i Andrzeja Zwolińskiego, od obserwacji. Ten Kamiński to gość z zewnątrz, zanim przyszedł do CBA, miał jakiś interes, chyba firmę detektywistyczną, i jest spokrewniony z żoną Kaziury, ale ten drugi, Zwoliński, to stary policjant. O tym, że Kamiński spokrewniony jest z Kaziurą, powiedział mi właśnie pijany Zwoliński…
– Pamiętam ten wieczór w Atenach, naszą rozmowę – włączyła się Monika.
– Po robocie w Atenach, wtedy kiedy podrzucili Dimie pakiet, ekipa obserwacyjna, jak to zwykle bywa, zrobiła sobie na koszt podatnika imprezę w restauracji – ciągnęła Maria. – Wcześniej Maciek poinformował mnie, że w moim pokoju hotelowym jest podsłuch. Miał mu to powiedzieć Zwoliński właśnie. Kiedy dołączyłam do imprezy, Zwoliński był już mocno wlany, ale Kamiński nie i wydawało się, że kontroluje sytuację. Zwoliński usiadł koło mnie i próbował się przystawiać, do innych kobiet zresztą też. Ostrzegł mnie po cichu przed Kamińskim, a nawet wprost powiedział, że ktoś chce mnie wrobić, ale nie powiedział w co. Sugerował, że to Kaziura. W ogóle mocno bełkotał. Jak pamiętasz… – Maria spojrzała na Monikę – …podejrzewaliśmy, że to manipulacja Kaziury, i odcięliśmy się od Zwolińskiego.
– Pamiętam – odparła Monika. – Sama ci tak radziłam.
– Zwoliński zrobił na mnie wtedy jak najgorsze wrażenie. Chamski, wulgarny seksista, więc może dlatego od razu go skreśliłam, ale teraz…
– Co teraz? – zapytała Sara. – Zmienił się?
– Teraz widzę go nieco inaczej. Właściwie można by uznać, że złożył mi wtedy deklarację lojalności, chociaż był mocno pijany. Nie sądzę, żeby liczył na gorący romans w hotelowym pokoju z podsłuchem. To wyjątkowy gbur, ale jednak rasowy policjant i powinien wiedzieć, co robi i mówi.
– Masz jego numer? – Monika spojrzała na Marię i podniosła brwi.
– Mam, ale w smartfonie. Zaraz będą wiedzieli, jeżeli do niego zajrzę.
– Dlatego musimy najpierw dotrzeć do Mirka i Irka. Oni będą wiedzieli, jak to zrobić – stwierdziła Sara, podniosła się energicznie z kanapy i stanęła pośrodku pokoju. – Wychodzi na to, że Monika ma już pierwsze zadanie. Kaziura zorientuje się, że coś się dzieje, szczególnie jak im Monika zniknie, i rzuci na nas całe swoje siły. Dlatego musimy do maksimum wykorzystać czas w pierwszym okresie… – Pokręciła głową z niedowierzaniem i uśmiechnęła się szeroko. – Ja pier… zaczynam mówić jak Konrad.
– To źle? – zapytała Maria.
– Nie, nie…
– W takim razie znikam z Ursynowa. Muszę zabrać trochę rzeczy i… – oświadczyła Monika z powagą – …i czekajcie, aż się odezwę.
– Masz jakiś safe house? – upewniła się Sara.
– Nie mam. Pomyślę i coś się pewnie znajdzie – odparła. – Musimy porozmawiać o jeszcze jednej kwestii, a właściwie dwóch. Mogą mieć znaczenie dla sprawy, a może nawet decydujące znaczenie. Dima zostawił nam coś w rodzaju dziedzictwa…
– Dziedzictwa? – zainteresowała się Sara. – Dobrze usłyszałam?
– No może raczej spadku – poprawiła się Monika. – W życiu Dimy były trzy kobiety… właściwie było ich dużo więcej, ale te trzy były wyjątkowe. Jego matka, Rosa Lazopulos, kuzynka Tamara z Mosadu i… pułkownik Wiera Kozakina z GRU, córka generała Kozakina, jego partnerka z czasów roboty w Rosji i przyjaciółka… właściwie do ostatnich dni, no i chyba matka jego syna. To ona pomogła mu w nawiązaniu kontaktu z Fiedotowem i Andriejem Trubowem. O Tamarze i Wierze wiedział tylko Roman. Nie ma o nich słowa w teczce personalnej Dimy, więc nie są to zdekonspirowane kontakty i Farbiarz nic nie wyczyta z jego akt.
– A to niespodzianka! – Sara była autentycznie zaskoczona.
– Jak to nielegał – dodała Maria. – Jakby pogrzebać, znalazłoby się więcej niespodzianek w jego życiorysie.
– Uważam, że trzeba z nimi porozmawiać. Nie wiem jeszcze, w czym mogłyby nam pomóc, ale czuję, że jest w nich jakiś potencjał. Kochały go… w jakiś sposób, więc… nie zostawią jego śmierci nierozliczonej. Noooo… tak mi się przynajmniej wydaje… – dodała nieco zakłopotana, bo sama była czwartą kobietą jego życia. – Polecę do Tel Awiwu i Moskwy, pogadam, może coś wywęszę. Mam telefon operacyjny Dimy z numerem Wiery, a do Tamary też mam kontakt. Idziemy w tę stronę?
– Co ty na to? – Sara zwróciła się do Marii.
– Świetny pomysł i chyba tylko Monika może to zrobić. To byłoby nas wtedy pięć.
– Dobrze – odparła Sara. – Mamy w końcu do zagospodarowania dwie profesjonalistki. Może to coś da. GRU i Mosad zawsze mogą się przydać. Trzeba mieć przynajmniej nadzieję. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości. Ale najpierw M-Irek. Bez bezpiecznej łączności nie posuniemy się dalej.
Sara nie sprawiała wrażenia zachwyconej pomysłem Moniki.
Nie mogła sobie wyobrazić, jak Rosjanka i Izraelka miałyby im pomóc w rozpracowaniu Kaziury. Pomysł Marii, żeby dotrzeć do Zwolińskiego, był czymś konkretnym, od czego można było zacząć, a wyjazd Moniki opóźniłby tylko działania. Sara miała plan wykorzystania George’a Gordona i jego kontaktów w Brukseli i NATO. Nagranie rozmowy Fiedotowa z Dimą ma ogromny potencjał, ale obaj rozmówcy nie żyją. Jeden popełnił samobójstwo, a drugi zginął przypadkowo w walce narkotykowych gangów. Nawet jeżeli obie śmierci były mocno wątpliwe, to wiarygodności słów Arsena Fiedotowa nikt nie był w stanie zweryfikować ani też potwierdzić ich autentyczności. Co więcej, Roman Leski, przełożony Dimy, siedział pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji, a naczelnik techniki Maciej Górski zbiegł do Moskwy. Nie ma świadków, tylko poszlaki. Bez twardego dowodu, że Jerzy Kaziura pracuje dla Rosjan, nie da się przekonać sojuszników do zdecydowanych działań i poruszenia opinii publicznej w Polsce.
– Zamierzam polecieć do Londynu. – Sara zmieniła temat. – Chcę się spotkać z George’em Gordonem, jest teraz asystentem sekretarza generalnego NATO. Ważna figura… No i z Miszą Popowskim.
– Popowskim? – zdziwiła się Maria.
– To oficer SWR, kiedyś naczelnik wydziału polskiego. Eksfiltrowaliśmy go kilka lat temu z Petersburga do Finlandii. Mieszka obecnie w Anglii pod szczelną opieką MI6. Mądry i sympatyczny gość. Chcę się go poradzić. W końcu nikt nie zna rosyjskich służb od środka lepiej niż on.
– Kiedy jedziesz? – włączyła się Monika.
– Tak szybko, jak to możliwe. Nie mogę czekać, aż M-Irek zorganizują nam łączność. Bez zaangażowania George’a i rad Miszy nie damy rady. Naszym koniem trojańskim jest George. Ale bez łączności nie ruszymy.
– Zrozumiałam – odparła Monika. – Zajmę się tym.
– No to… – Sara uśmiechnęła się szeroko. – Nalej, Marysiu, jeszcze po kieliszku. Bo zanim pójdziemy coś zjeść, musicie wypić jeszcze jednego, inaczej nic nie przełkniecie, jak usłyszycie, co mam wam teraz do powiedzenia.5
Kaziura wyszedł ze studia NTV24 z marynarką w ręku i wsiadł do służbowego bmw. Ochroniarz zatrzasnął za nim drzwiczki i w tej samej chwili zadzwonił telefon.
– Świetnie, Jureczku, podkleiłeś Luberta pod Moskwę – odezwał się w słuchawce rozentuzjazmowany Bolecki. – Teraz nie wykręci się tak łatwo, a przynajmniej będzie się przez jakiś czas mocno gimnastykował. Trzeba będzie ten temat rozwinąć i dać to młodym wilkom do głębszej obróbki i wyszlifowania.
– Tak planowałem, ale Baryła może jeszcze podkręcić temat – odparł Kaziura. – Trzeba dofinansować też Obrońców i wskazać im nowe cele.
– Porozmawiamy o tym jeszcze, ale ogólnie tak… tak…
– Dobrze. Wracam na Rakowiecką teraz, więc może…
– Przecież dzisiaj wieczorem lecę do Brukseli – przerwał mu Bolecki. – Pojutrze… może pojutrze wpadnij do mnie wieczorem. Porozmawiamy na spokojnie. Mam wątpliwości w sprawie Maziaka.
– Ja też. Sygnały z Waszyngtonu i Brukseli są coraz częstsze. Jak tak dalej pójdzie, nie będą z nim w ogóle rozmawiać. Trzeba to wykorzystać jakoś…
– No to widzimy się pojutrze u mnie – zakończył rozmowę Bolecki.
Czarne bmw wjechało na dziedziniec ministerstwa i zatrzymało się przy wejściu. Kaziura niemal wyskoczył z samochodu i w dwóch krokach pokonał osiem stopni. Ochroniarz nawet nie zdążył go wyprzedzić i otworzyć drzwi. Kaziura zawsze wbiegał po schodkach, a ochroniarz nigdy nie nadążał za nim, chociaż za każdym razem próbował. Wyglądało to, jakby się ścigali, kto pierwszy dopadnie gmachu ministerstwa.
W rogu sekretariatu siedział Hubert Kamiński, ale Kaziura w pierwszej chwili nie zauważył go i od razu polecił sekretarce, żeby natychmiast ściągnęła rzecznika prasowego.
– Coś się stało? – zapytał zaskoczony, kiedy Kamiński podniósł się z fotela. – W poniedziałek rano? Chodź! – rzucił i wszedł do gabinetu. Powiesił marynarkę na oparciu fotela, rozluźnił krawat i zasiadł za biurkiem. Kamiński przysiadł na krzesełku po drugiej stronie. – Przyszedłeś zepsuć mi tydzień? Już to widzę w twoich oczach. Chyba nie nadajesz się na szefa wywiadu. – Uśmiechnął się z wyraźną ironią.
– Coś się zaczęło dziać – zaczął Kamiński.
– Co?
– Dzisiaj rano znikły nam te trzy dziwki, Gerber, Arent i Korska…
– Oj! Wulgarny jesteś, Hubercie! – Kaziura zmrużył oczy. – Znikły ci, bo nie traktujesz ich jak profesjonalistek, tylko wymyślasz im od dziwek. Martwię się, czy podołasz temu zadaniu. – Puścił oko, bo poczuł, że jednak zbyt mocno dotknął Kamińskiego, i chciał rozluźnić atmosferę.
W rzeczywistości bardzo się zaniepokoił, ponieważ od razu zrozumiał, że naprawdę coś się stało. Nie mógł jednak pokazać po sobie, że się zdenerwował, bo wbrew temu, co mówił, Kamiński był inteligentny i spostrzegawczy. Dobrze kojarzył fakty i potrafił wyciągać wnioski. Był niebezpieczny i użyteczny jednocześnie, ale co najważniejsze – uwikłany. Dlatego Kaziura zlecił mu to zadanie. Miał nad nim przewagę, bo mógł nim swobodnie sterować i pozbyć się go w każdej chwili. Kuzyn żony był tylko użytecznym narzędziem, a nie podmiotem, niezależnie od tego, co sobie ubzdurał. Powinien mieć wrażenie, że szef się z nim liczy.
– No dobrze… nie przejmuj się, wcale tak nawet nie pomyślałem. Jesteś moją prawą ręką i zrobię wszystko, co ci obiecałem. Obejmiesz nową Agencję, ale najpierw musimy pomóc Farbiarzowi zakończyć sprawę Leskiego i zamknąć na zawsze tych dwóch bohaterów narodowych. – Kaziura pokiwał swoją końską głową. – Więc co z tymi szpieżycami, jaszczurkami? Gdzie nam znikły?
– Gdybym wiedział gdzie, to nie byłoby sprawy, bo nie byłyby zniknięte…
– Kurwa! Hubert!
– Nie ma ich. Po prostu, nie ma.
– Co kurwa? Wyparowały? Wyleciały na miotłach? Człowieku…
– Wszystkie mają założonego Centaura na smartfonach i kompach, więc wiemy, co robią i mówią od rana do rana. Operatorzy nie siedzą na słuchawkach cały czas, tylko sprawdzają co godzina zapisy, nooo… chyba że coś się dzieje. O godzinie dziewiątej smartfon Gerber był w miejscu pracy jej męża, czyli na Puławskiej, ewidentna zmyłka. Telefony Arent i Korskiej były w miejscach zamieszkania, ale oba martwe, chociaż Korska ma małe dziecko.
– Mówiąc krótko, wszystkie się ulotniły w tym samym czasie i nie ma ich do tej pory, czyli coś kombinują i chcą to przed nami ukryć. A co z tą wysoką Iranką i żoną tego gromowca?
– Ela i Ewa. Wygląda, że one w tym nie uczestniczą. Nie spotykają się z nimi.
– Czyli agresywne panie szpieżyce zorganizowały jaczejkę i przechodzą do kontrofensywy! – stwierdził Kaziura z lekkim zadowoleniem. – Przeciwko nam, a więc coś wymyśliły. Jasne, że oceniły swoje możliwości i uznały, że będą ratować Leskiego i tych dwóch bohaterów z Wawra.
– Na to wychodzi – potwierdził Kamiński.
– Nareszcie, mój drogi. Nareszcie! Zaczyna się jakiś ruch w interesie, bo myślałem już, że nie posuniemy się do przodu. A tak… – Kaziura uśmiechnął się i Kamiński też, chociaż nie tak szczerze jak szef.
– Nie mam wystarczających sił. To co robimy? – zapytał.
– Dostaniesz wzmocnienie, co tylko będziesz potrzebował, ludzi, sprzęt…
– Mam mało ludzi do obserwacji. Potrzebuję najlepszych i zaufanych.
– Dostaniesz. Ilu będzie trzeba. Liczyłem na to, że panienki w końcu nie wytrzymają bez swoich chłopów i puszczą im estrogeny. Natury nie oszukasz, Hubercie. – Kaziura zacisnął usta, jakby chciał pokazać, że wie, co mówi. – Wchodzimy zatem w prawdziwy etap rozgrywki. Panienki nie mogą się zorientować, że zmieniamy strategię. Przekażemy im, że wiemy, że coś kombinują, ale będziemy udawać naiwnych. Wrobimy w to Farbiarza. W rzeczywistości dobierzemy im się do tych krągłych dup. Zmusimy Leskiego do przyznania się i bohaterów do wyjawienia prawdy. Samce też mają swoje libido i testosteron. Będą bronić swoich samiczek. Natury nie oszukasz – powtórzył.
Na biurku zadzwonił telefon. Kaziura podniósł słuchawkę.
– Panie ministrze, rzecznik czeka – odezwała się sekretarka.
– Niech czeka – odparł i odłożył słuchawkę. – Weź Zwolińskiego – kontynuował rozmowę z Kamińskim. – Sprawdził się w Atenach, jest zaufany i nie ma żadnych relacji z ABW. Wiem, że go nie lubisz, ale to dobry fachowiec i ludzie za nim pójdą. To najlepszy zespół, jaki mamy. Tego teraz potrzebujesz. Mam zadzwonić do szefa CBA?
– Dobra – odparł po chwili zastanowienia Kamiński. – Dzwoń!
Kaziura podniósł słuchawkę i miał już poprosić sekretarkę, żeby połączyła go z szefem CBA, gdy spojrzał na zadowoloną twarz Kamińskiego. Dotarło do niego, że daje mu coraz więcej władzy i coraz bardziej jest od niego uzależniony. Ma nieograniczony i niekontrolowany dostęp do Centaura, a to tak, jakby dostał teczkę z kodami do bomby atomowej.
– Połącz mnie z Edmundem – rzucił do słuchawki i pomyślał, że musi się zastanowić nad Kamińskim.