Dziewczyna na miesiąc. Październik. Listopad. Grudzień - ebook
Dziewczyna na miesiąc. Październik. Listopad. Grudzień - ebook
"Dziewczyna na miesiąc", czyli Mia Saunders, przeszła długą drogę. Dociera już do końca swej dwunastomiesięcznej podróży. Trafia kolejno do Hollywood, Nowego Jorku i Aspen. W październiku zaczyna nowe życie i oraz pracę przy programie telewizyjnym, w którym prowadzi część o pięknym życiu. Jej mężczyzna walczy z duchami przeszłości i urazem psychicznym. Razem udaje im się znaleźć sposób na pokonanie przebytej traumy. Następnie Mia jedzie do Nowego Jorku, żeby z okazji Święta Dziękczynienia nagrać program o byciu wdzięcznym. Spełniają się wszystkie jej marzenia poza jednym. Wreszcie, w grudniu, trafia do krainy zimowych cudów - do Aspen w Kolorado, żeby nakręcić odcinek o miejscowych artystach. Podejmuje pracę w wyjątkowych i zaskakujących okolicznościach.
Przygotuj się na koniec ekscytującej podróży Mii!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-366-2 |
Rozmiar pliku: | 850 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Październik
Drue Hoffman
_To była długa podróż, a gdy się zaczęła, ofiarowałeś mi pomoc i radę w chwili, gdy najbardziej ich potrzebowałam. Dziękuję za to, że podzieliłeś się ze mną swoją wiedzą, za wsparcie i przyjaźń. Mam nadzieję, że spodobała Ci się ekscentryczna postać Drew Hoffmana._
Listopad
Ekaterina Sayanowa
_Redagowanie czyjejś powieści jest jak krytykowanie dziecka jakiejś matki. Niełatwo zrobić to tak, żeby kogoś nie zranić. Ty jednak to potrafisz. Redagujesz teksty z pasją i rozwagą. Jestem Ci za to niewymownie wdzięczna. Dzięki Twoim poradom z każdą powieścią staję się lepszą pisarką. Dziękuję._
Grudzień
Prawdziwa Mia Saunders
_Jeszcze się nie urodziłaś, a ja już cię kocham. Mam nadzieję, że pewnego dnia, gdy już będziesz dorosła, moja najdroższa przyjaciółka Sarah podzieli się z Tobą tą historią. Życzę Ci miłości, życia pełnią życia i cierpliwości, żeby zawsze poddać się wyprawie…_ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cisza. To właśnie ona mnie przywitała, gdy weszłam do domu Wesa w Malibu. Do mojego domu. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może miałam nadzieję, że wszechświat nagle się nade mną zlituje i ześle mi niebo na ziemi w postaci mojego mężczyzny, bezpiecznego na amerykańskiej ziemi, w naszym domu. Bo właśnie tym było to miejsce: naszym domem. Wes upierał się, żebym zmieniła sposób myślenia o czymś, co Gin nazywała rezydencją w Malibu. Powiedział, że ewentualnie możemy razem poszukać czegoś nowego. Nie chciałam tego. Szczerze mówiąc, wolałam zanurzyć się we wszystkim, co było Wesem. W całości. Wyjątkowości. W tym, czego nie widzieli inni. W tej cudowności.
Wes ciężko pracował na to, co osiągnął w tak młodym wieku. Nie chwalił się tym, nie był chciwy. Świadczyły o tym prostota i zwyczajny wystrój domu. Szłam przez ciemne puste pokoje, przypominałam sobie wszystkie jego rzeczy, ale czułam się tutaj inaczej. Coś się zmieniło. Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam niewielkie różnice w porównaniu z tym, co widziałam dwa miesiące temu.
Na półce nad kamiennym kominkiem stała niewielka rzeźba przedstawiająca baletnicę z długimi rozpostartymi nogami. Dłonie baletnicy przytrzymywały jedną kostkę nad głową, łapała równowagę na palcach drugiej nogi. Figurka należała do mojej matki, która często stawała na palcach, odchylała się do tyłu i pokazywała mi, w jaki sposób balerina przybierała tę pozycję. Moja matka była tancerką w Vegas, wcześniej jednak specjalizowała się w tańcu klasycznym i współczesnym. Uwielbiałam patrzeć, jak się porusza. Gdy sprzątała w domu, kręciła się w rytm każdej dobiegającej ją muzyki. Czarne włosy mamy opadały jej do pasa i otaczały jej ciało niczym ciemna peleryna. Kiedy miałam pięć lat, uważałam matkę za najpiękniejszą kobietę na świecie, kochałam ją jak nikogo. Ta miłość gdzieś się zapodziała, ale posążek pozostał. Zajmował poczesne miejsce na kominku i chociaż pragnęłam zrzucić go na podłogę, żeby się roztrzaskał, pozostawiłam go w nienaruszonym stanie. Jeśli nie będę chciała zostawić sobie posążka, to oddam go na aukcję charytatywną. Niekiedy nawet najpiękniejsze wspomnienia potrafią sprawić niewypowiedziany ból.
Odwróciłam się i przyjrzałam salonowi. Na brzegu stołu zobaczyłam znajomą oprawioną fotografię. Maddy. Zdjęcie zrobiono jej na dzień przed rozpoczęciem studiów. Chodziłam za nią po budynku niczym zagubiony szczeniak. Ona natomiast trzymała mnie za rękę i kołysała nią. Szłyśmy od sali do sali, pokazywała mi, gdzie będzie miała jakie zajęcia i opisywała program nauczania. Była pełna entuzjazmu. Rozkoszowałam się nim, wiedząc, że w tej właśnie chwili moja dziewczynka, moja młodsza siostra, osiągnie coś niesamowitego. Już to zrobiła. Byłam z niej niewiarygodnie dumna. Nic nie mogło jej powstrzymać.
Poszłam do kuchni i znalazłam kilka zdjęć przypiętych magnesami do lodówki. Wśród nich znajdowały się fotografie, które odczepiłam z lodówki w moim malutkim mieszkaniu. Maddy, Ginelle, tata. Były tam też nowe zdjęcia, których nie wywoływałam. Wes i ja. Jedno zrobione podczas kolacji, drugie to selfie w łóżku, przedstawiające tylko nasze twarze. Musiał je powiesić. To był początek wszystkiego. Przejechałam palcami po uśmiechu Wesa. Mój mężczyzna był taki pewny siebie i seksowny, mocno mnie do siebie przytulał. Poczułam ucisk w klatce piersiowej, zaczęłam ją masować, żeby się go pozbyć. Już niedługo. Wkrótce Wes wróci do domu. Musiałam w to uwierzyć. _Poddaj się tej wyprawie._ Teraz musiałam bardziej niż kiedykolwiek uwierzyć w słowa, które wytatuowałam sobie na stopie.
Przeszłam do naszej sypialni i nagle stanęłam jak wryta, wytrzeszczając oczy.
– O w mordę i nożem. – Patrzyłam z zachwytem na obraz. Przedstawiający mnie.
Było to moje ostatnie ujęcie, namalowane przez Aleca w lutym. Stałam w Space Needle, przede mną rozpościerał się widok na Seattle. Moje długie kręcone włosy rozwiewał wiatr. Tego dnia czułam się wyzwolona. Wolna od ciężaru, jakim nieumyślnie obciążył mnie ojciec, i od konieczności stania się tym, czego pragnął klient – wszystko to minęło, ogarnął mnie spokój. W owej chwili byłam po prostu Mią, dziewczyną, która po raz pierwszy w życiu podziwiała prawdziwe piękno krajobrazu.
Nie mogłam w to uwierzyć. Weston kupił najdroższe zdjęcie zrobione mi przez Aleca. Podczas naszej szczerej rozmowy opowiedziałam mu o Alecu, no dobrze, może bez szczegółów, miał jednak ogólny zarys sytuacji. Skupiłam się na sztuce, na tym, jak każdy obraz i fotografia mnie zmieniły, pozwoliły mi dostrzec życie, miłość i samą siebie. Gdy opowiadałam mu, ile zawdzięczam Alecowi, leżeliśmy nadzy w łóżku wtuleni w siebie. Mówiłam, że Alec dał mi mnóstwo i jeszcze za to zapłacił.
Wyjęłam telefon, przeszukałam kontakty i wcisnęłam „zadzwoń”.
– _Ma jolie_, czemu zawdzięczam ogromną przyjemność usłyszenia twojego głosu? – powiedział do słuchawki Alec uwodzicielskim gładkim tonem, który przypomniał mi o lepszych, szczęśliwszych czasach, spędzonych pod jego szczupłym ciałem.
Odwróciłam się i wdrapałam na łóżko. Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami i zaczęłam gapić się na obraz.
– Nie wierzę… – Zamiast dokończyć zdanie, wyciągnęłam przed siebie telefon i zrobiłam zdjęcie. Wysłałam je Alecowi i ponownie przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam piknięcie – dostał wiadomość.
– Mio, _parle moi_, czy wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony.
Mój głos drżał, bo cały czas przyglądałam się pięknemu zdjęciu wiszącemu nad łóżkiem Wesa. Nad łóżkiem moim i Wesa.
– Sprawdź wiadomość.
– _Chérie_, gardzę taką formą komunikacji.
– Po prostu to zrób. – Jęknęłam, żeby mnie posłuchał.
Usłyszałam kilka kliknięć.
– Ach, _mais oui_, czyli widzisz siebie, _non_?
Bywają w życiu takie chwile, gdy ma się ochotę udusić osobę, z którą się rozmawia. To była właśnie jedna z tych sytuacji.
– Alec, nie o to chodzi. Dlaczego widzę siebie w sypialni mojego chłopaka?
Sapnął.
– _Ma jolie_, masz _copain_? Chłopaka? – Powiedział to z takim akcentem, że niemal zapomniałam o złości. – Czyli się wobec kogoś zobowiązałaś. _Felicitations!_ – pogratulował mi, nie wyjaśniając jednak, jakim cudem jego obraz znalazł się w sypialni Wesa.
– Alec, skarbie, skup się – jęknęłam.
– Och, _chérie_, przecież zawsze się na tobie skupiam. – Zamruczał. – Zwłaszcza gdy jesteś naga. Doskonale pamiętam, jak to jest mieć cię w ramionach. Ty też to pamiętasz, _oui_?
– Alec, nie będziemy teraz tego wspominać. Potrzebuję odpowiedzi. Od ciebie. Jakim cudem twój obraz znalazł się w mojej sypialni?
– Zawsze żądna informacji. – Zaśmiał się i westchnął. – A może miała to być niespodzianka, _compte tenu de votre amant_.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie uczyłam się francuskiego ani nie rozmawiałam z Alekiem przez telefon, zrozumiałam jednak, że to miała być niespodzianka od mojego kochanka.
– Wes to kupił?
– Nie do końca.
Zesztywniałam i zacisnęłam zęby tak mocno, że mogłabym między nimi rozgniatać kamienie.
– Alec, to nie czas na fałszywą skromność. Wyrzuć to wreszcie z siebie.
Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
– Nigdy niczego z siebie nie wyrzucam.
Przewróciłam oczami i opadłam na łóżko.
– Alec... – ostrzegłam.
– Twój kochanek nie zapłacił za ten obraz – rzekł wreszcie.
– To skąd się tutaj wziął?
Wydobywanie informacji z mojego Francuzika, gdy ewidentnie nie miał ochoty mówić, było trudniejsze, niż wyciskanie orgazmu z faceta po kilku rundach ostrego seksu. Czyli niemal niemożliwe.
Wreszcie westchnął.
– _Ma jolie_, będę z tobą szczery, dobrze?
Nie musiałam odpowiadać, bo doskonale wiedział, czego chcę, mimo wszystko wydusiłam:
– _Oui. Merci_.
– Twój kochanek zadzwonił do mojego agenta. Chciał kupić „Żegnaj, kochanie”. Ale nie zgodziłem się na sprzedaż.
Zaskoczyło mnie to. Artysta, który tworzy sztukę na sprzedaż, nie chce sprzedać swojego dzieła?
– Dlaczego? Przecież to nie ma sensu.
Zaczął niezobowiązująco sobie nucić.
– Bo tak. Kocham cię i chcę, żeby twoja uroda była doceniana przez właściwych ludzi. Co do każdego obrazu mam konkretne zasady. Dwóch w ogóle nie zamierzałem sprzedawać.
– Których dwóch?
Zniżył głos i zaczął mówić z seksownym pomrukiem, znanym mi aż za dobrze.
– Lubię patrzeć na naszą uchwyconą miłość. Obraz „Nasza miłość” powiesiłem w gabinecie w swojej willi we Francji. _Je ne pouvais pas m’en séparer_ – dodał. Zaczęłam wytężać umysł, żeby ułożyć z tych słów coś, co ma sens. Chyba wyznał, że nie potrafił rozstać się z tym obrazem. Roześmiałam się.
– Alec, przecież to głupie. Głównym celem wystawy było dzielenie się sztuką.
– Tak, ale chcę, żeby ten obraz był oglądany przez odpowiednie oczy. Sprzedałem pozostałe. Z każdym klientem rozmawiałem osobiście, każdego z nich prześwietliłem.
Pokręciłam głową i oblizałam suche usta. Szalały we mnie emocje: jednocześnie podziwiałam dzieło sztuki, rozmawiałam z Alekiem i tęskniłam za Wesem. Miałam wrażenie, że właśnie przeżywam tornado. Próbowałam zebrać myśli i uczucia, ale nic do siebie nie pasowało.
– A ten obraz? Jak on się tu znalazł?
– Rozmawiałem z twoim Westonem. Powiedział mi, kim jest, wyjaśnił, że wie, na czym polegał nasz związek. Spodziewałem się rzeźni.
– Rzeźni? – Spodziewał się rzeźni? Czego?
– _Merde_. _Non_. Jak wy to nazywacie… Wy-mieszanie?
Wreszcie parsknęłam śmiechem.
– Chodzi ci o zamieszanie? – Zaczęłam się śmiać.
– _Oui_. Zamieszanie. Ale on zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Powiedział, że widział te obrazy na internetowej wystawie i chce je kupić.
– Kupić. Wszystkie?
– _Oui_ – odparł Alec, jakby wcale go to nie dziwiło. A dla mnie to było niezwykłe, że mój wyluzowany surfer chciał wydać miliony dolarów na obrazy przedstawiające… mnie. Po jego powrocie będziemy musieli przedyskutować kwestię bezsensownego wydawania ciężko zarobionych pieniędzy. Boże, mam nadzieję, że on wróci.
Wstałam i szybko przeszłam przez dom, zaglądając do każdego pokoju. Nie zauważyłam kolejnych obrazów Aleca.
– No cóż.
– Nie zgodziłem się. Powiedziałem, że może kupić tylko jeden i że jeśli wybierze właściwy, to mu go sprzedam.
Jezu. Alec był jednak porządnie szurnięty. Miał bardzo złożoną osobowość, był dziwny, kochany, wylewny, wymagający, rewelacyjny w łóżku, ale porządnie szurnięty. Ale chyba tacy właśnie są wszyscy artyści, prawda? Nie można okiełznać ich natury ani nawet jej nazwać, bo większość z nas była zupełnie inna.
– No i?
– Dokonał właściwego wyboru. Wybrał ciebie.
Wypowiedział to w taki sposób, że poczułam ciarki na plecach. Potarłam ramiona i objęłam się w pasie – wiedziałam, że w tej chwili nikt inny tego nie zrobi.
– Alec, przecież ja jestem na każdym z tych obrazów.
– _Non_. Pozostałe przedstawiają konkretne chwile z twojego życia, doświadczenia i kilka odegranych przez ciebie scen, bo chcieliśmy stworzyć sztukę. A ten jeden obraz przedstawia to, kim dzisiaj jesteś. I on chciał kupić właśnie ten. Więc mu na to pozwoliłem. Dałem mu ciebie.
Te słowa zabrzmiały dziwnie w jego ustach.
– Co to oznacza?
– Potraktuj to jako prezent dla ciebie i dla niego. Dla twojej miłości.
– Dałeś mojemu chłopakowi obraz warty ćwierć miliona dolarów?
– Właściwie to pół miliona.
– Kurwa!
– Mio, _je t’aime_. I tak miałem zamiar oddać ci połowę pieniędzy zarobionych na tych obrazach. A dzięki temu masz cudowną pamiątkę, która będzie codziennie przypominać ci o tym, kim jesteś. To cudowne, że wisi nad łóżkiem, które dzielicie. Nie mógł trafić w lepsze miejsce.
Pociągnęłam nosem i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Ja ciebie też kocham, wiesz? Na swój sposób. – Mówiłam serio.
Zaśmiał się.
– _Oui_. Wiem o tym, _ma jolie_. – I zakończył naszą rozmowę tytułem jednego z obrazów. – Żegnaj, kochanie.
Miałam nadzieję, że nie był to ostatni raz, gdy rozmawiałam z moim sprośnym Francuzikiem. Nawet jeśli rzeczywiście dawał swoje błogosławieństwo mnie i Wesowi, nadal chciałam, żeby był obecny w moim życiu. Zawsze będzie częścią mojej podróży i będę kochać go aż do śmierci. Bardziej kochałam tylko Wesa. I bardzo chciałam, żeby wrócił do domu.
* * *
Noc była chłodniejsza niż ostatnio, ale mnie i tak było zimno od wielu tygodni. Zaczęłam patrzeć w gwiazdy i zastanawiałam się, czy Wes też je widzi tam, gdzie jest. I chociaż obiecałam sobie, że poczekam, aż on się odezwie, wyjęłam telefon i wybrałam właściwy numer. Od razu włączyła się poczta głosowa. Natychmiast poczułam przerażenie. Wstrzymałam oddech, próbując nie panikować, że Wes nie odebrał telefonu. Pewnie spał. Na litość boską, przecież ten człowiek miał ranę postrzałową szyi, musiał dużo odpoczywać. Mio, wyluzuj. Wczoraj z nim rozmawiałaś.
– Cześć… eee, to ja. Po prostu chciałam usłyszeć dzisiaj twój głos. Jestem w domu. W… eee… Malibu. – Spojrzałam na czarne fale oceanu. Po chwili zaczęłam mówić drżącym głosem: – W domu panuje straszliwa cisza. Nie wiem, gdzie jest Judi. – Fale uderzały o brzeg, wiatr targał moje włosy, zrobiło mi się jeszcze zimniej. – To cudowne, że rozpakowałeś moje rzeczy. A może zrobiła to Judi, chociaż mam nadzieję, że to byłeś ty, że w ten sposób chciałeś połączyć moje życie z twoim. – Zaczęłam bawić się nitkami wiszącymi przy dżinsach. – Wes, Boże, jak ja za tobą tęsknię. Nie chcę spać sama w naszym łóżku.
Bardzo starałam się powstrzymać od płaczu, ale zdradzieckie łzy same popłynęły mi z oczu. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym mu powiedzieć, jak wyrazić to, jak bardzo go potrzebuję. Pragnę. Nie potrafiłam już bez niego żyć.
– Pamiętaj o mnie – szepnęłam i się rozłączyłam. Te dwa słowa miały dla nas ogromne znaczenie, większe niż jakiekolwiek inne słowa. Jeszcze raz spojrzałam w niebo, a potem się odwróciłam i poszłam do swojej starej sypialni. Skoro nie mogłam mieć Wesa w rzeczywistości, to nie miałam zamiaru spać w łóżku, które dzieliliśmy.
* * *
Nieważka. Tak właśnie się czułam. Ogarnęło mnie oszołomienie, gdy objęły mnie silne ramiona. Wtuliłam się w to ciepło, schowałam w nim nos, zaczęłam wdychać znajomy męski zapach. Tych kilka nocy, które udało mi się przespać, zawsze było wypełnionych nim. Zamiast z tym teraz walczyć, miałam zamiar się temu poddać. Pozwolić, by ogarnęła mnie radość, tak jakby Wes naprawdę tutaj był i o mnie dbał. To uczucie wypełniło całe moje ciało i serce. Wyobraziłam sobie, jak Wes kładzie mnie do łóżka. Do naszego łóżka. Poduszka pachniała nim, oceanem, piaskiem i tym czymś, czym pachniał tylko Wes. Zapach przetrwał. Wtuliłam twarz w miękką bawełnę.
– Tęsknię za tobą. – Głos mi się załamał, po policzku popłynęła łza.
Poczułam na policzkach delikatny dotyk i oddech.
– Jestem tutaj. Z tobą – szepnął mi do ucha.
Sny potrafiły być jednocześnie okrutne i wspaniałe. Dawały mi wszystko, czego pragnęłam, by zniknąć o świcie. Otworzyłam oczy i dostrzegłam postać. Jego postać.
– Nie zostawiaj mnie. Zostań. – Zamrugałam gwałtownie, nie chcąc zamykać oczu. Okno było otwarte, od oceanu wiał chłodny wiatr. Wtuliłam się w grubą kołdrę, podciągnęłam ją aż pod brodę. Otaczało mnie już tylko ciepło. Jakaś ręka objęła mnie w pasie, w myślach zaczęłam wychwalać swój sen. Czułam bliskość Wesa, przytulał mnie, oddychał prosto w moją szyję.
Przycisnął się do mnie od tyłu, wtuliłam się w niego plecami, nie zastanawiając się nad tym, że nie ma go ze mną. Udawałam, że jest – miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć chociaż tej jednej nocy. To wszystko było takie rzeczywiste: sposób, w jaki mnie przytulał, dotykał nosem moich włosów, szyi, ramienia. Złapałam obejmującą mnie rękę i przesunęłam ją między swoje piersi, zaczęłam całować palce, wdychając jego zapach najgłębiej, jak tylko mogłam. Tak głęboko, by poczuć go jeszcze jutro rano, gdy się obudzę. Westchnął ciężko, poruszając włosami przy moim uchu. Spod mocno zaciśniętych powiek popłynęły łzy, nie chciałam, żeby ta iluzja zniknęła. Aż wreszcie pod wpływem ciepła, które grzało mnie od tyłu, pod wpływem wszechogarniającego poczucia spokoju i bezpieczeństwa, zniknęły moje zmartwienia i cierpienie.
Przez sen usłyszałam jeszcze jego głos:
– Śpij, kochanie. Będę tutaj. Już nigdy cię nie zostawię.
– To dobrze – wymamrotałam i jeszcze mocniej wtuliłam się w mojego Wesa ze Snu. Poczułam już piasek pod powiekami. Ramiona Wesa mocno mnie objęły, zaczęłam coś przeczuwać. Każda część ciała Wesa ze Snu dotykała mnie dokładnie tak, jak robiłby to, gdyby był przy mnie. Westchnęłam i zanurzyłam się w tym.
– Pamiętałem o tobie, Mio. – Usłyszałam z oddali jego głos. – Każdego dnia byłaś tutaj ze mną. Żyłem tymi wspomnieniami.ROZDZIAŁ DRUGI
Poczułam na skórze morze ognia, falujące tak długo, aż zrobiła się gorąca. Ogień stał się tak ciężki, że nie mogłam drgnąć. Spróbowałam poruszać nogami i stwierdziłam, że są unieruchomione – leżała na nich jakaś owłosiona noga. Chwileczkę. Co? Gdy mój mózg wrócił do pełnej sprawności, zesztywniałam. Poczułam, jak serce zaczyna mi walić tak mocno, że przestraszyłam się, iż wyskoczy mi z piersi albo obudzi tego, kto spał za mną. Moja skóra natychmiast stała się lepka, ogarnęła mnie panika.
Bardzo powoli poruszyłam sparaliżowanymi strachem kończynami i przygotowałam się na uderzenie. Zwinęłam dłoń w pięść, naprężyłam mięśnie wokół łokcia. Dźgnij, zabierz łokieć i się przeturlaj, tak jak uczono cię w podstawówce na wypadek pożaru. Tyle że wtedy to było: _Zatrzymaj się. Padnij. Przeturlaj się_. Powtórzyłam te słowa w myślach. _Dźgnij. Przeturlaj się. Padnij_. Czyli rzuć się w stronę krawędzi łóżka i uciekaj, ile sił w nogach.
Usłyszałam za sobą męski jęk, przygniatające mnie członki zacisnęły się na mnie jeszcze bardziej.
– Słyszę twoje myśli. – Głos był zachrypnięty od snu.
Już miałam uderzyć i zacząć zwiewać, ale ten głos przeciął moje plany niczym ostrze satynową wstążkę. Ogarnęło mnie nowe uczucie, na skórze pojawiła się gęsia skórka, a potem poczułam dreszcze. W oczach stanęły mi łzy, odwróciłam się. Śmiertelny chwyt został poluzowany na tyle, bym mogła to zrobić. Znalazłam się twarzą w twarz z jedynym mężczyzną, którego pragnęłam bardziej niż kolejnego oddechu.
Z Wesem.
Łzy popłynęły mi strumieniami.
Pogłaskał mnie po policzku.
– Tęskniłaś za mną? – Uśmiechnął się, a ja straciłam nad sobą panowanie.
Błyskawicznie przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Jedna z bardziej imponujących części jego ciała była już gotowa, by się ze mną przywitać, ale stwierdziłam, że zajmę się nią później. Moje usta przeszły do działania. Całowałam każdy centymetr kwadratowy jego twarzy. Czoło, policzek, zarośniętą brodę, która łaskotała moją skórę. Unikałam tylko zabandażowanej szyi.
Boże, nie mogłam uwierzyć, że znajdował się tuż obok, we własnej osobie.
Aż wreszcie pocałowałam go w usta. Natychmiast je otworzył i był cały mój.
Jego język był ciepły, wilgotny, był tym, o czym marzyłam przez ostatnie dwa miesiące. Położyłam dłonie na skroniach Wesa, a nasze języki zaczęły swój taniec. Wes gładził mnie po plecach, wbijając się we mnie biodrami, co rozpalało we mnie pożądanie.
Na chwilę oderwał usta od moich, a potem mruknął:
– Mio, muszę w ciebie wejść. Chcę być z tobą jednością.
Cały czas go całując, uklękłam, żeby ściągnąć majtki. Potem zaczęłam mocować się z jego bokserkami, ściągnęłam je jak najniżej. Na końcu kopnął je i złapał mnie za biodra. Jego penis był długi, gruby i twardy jak skała, dumnie wyprężony, czekający na powrót do domu.
Nie potrzebowaliśmy żadnej gry wstępnej, pieszczot ani nakręcających słów. To nie było uprawianie miłości ani pieprzenie kogoś, za kim tęskniło się przez kilka długich tygodni. Nie, to było pożądanie w najczystszej postaci. Zwierzęce, wypełnione uwielbieniem i fizyczną potrzebą.
Jeszcze raz się podniosłam i rozmazałam kropelkę preejakulatu na czubku jego penisa, jęcząc z pożądania, bo miałam ochotę ją wyssać, jednak jedyne, czego tak naprawdę pragnęłam, to jak najszybszego połączenia się z Wesem. Usiadłam na nim i krzyknęłam, gdy gwałtownie we mnie wszedł, taki gruby i mocny. Z moich płuc uciekło całe powietrze. Z całych sił zacisnęłam się na członku Wesa. Opadłam do przodu, oparłam dłoń o jego pierś w miejscu, w którym znajdowało się serce, i spojrzałam w jasnozielone oczy.
– Wes! – Pogładziłam go po piersi. – Jesteś prawdziwy.
– A ty jesteś ucztą dla oczu. – Nabrał powietrza, jego oczy mówiły mi wszystko. To, jak bardzo za mną tęsknił. Jak bardzo mnie pragnął. I że miłość do mnie sprowadziła go do domu. – Chryste, jesteś niewiarygodnie piękna. – Złapał mnie mocniej za biodra, jego ruchy stały się jeszcze gwałtowniejsze i bardziej brutalne.
Zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Pragnęłam, żeby zostawił na mnie swoje piętno. Wiedziałam, że oznaczało to, że wrócił do domu. Już nigdy go nie wypuszczę.
Zbliżył dłonie do mojej koszulki, zdjęłam ją przez głowę i rzuciłam na bok. A potem zaczęłam się na nim poruszać. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby i przymknął oczy.
– Nie zamykaj oczu! – poprosiłam drżącym głosem.
Oblizał usta i podniósł moje biodra tak, że znajdował się we mnie tylko czubek jego kutasa, a następnie grawitacja zrobiła swoje i opadłam gwałtownie na dół. Oboje jęknęliśmy. Zaczęłam ściskać go mięśniami, czułam, jak nabrzmiewa jeszcze bardziej.
– Dlaczego, kochanie? – spytał, uderzając we mnie. Jego twardy penis ocierał się o moje wnętrze.
Zaczęłam gładzić Wesa po twarzy opuszkami palców, upewniając się, że jest prawdziwy. Gdy dotarłam do jego ust, zaczął ssać moje palce. Przeszyła mnie rozkosz. Opanowałam się, ale moja cipka zamoczyła miejsce, w którym stykały się nasze ciała.
Poruszałam się w górę i w dół, do przodu i do tyłu, nadawałam rytm.
– Dlaczego? – spytał ponownie, bawiąc się moimi sutkami. Wyciągał je boleśnie, aż pragnęłam tylko jednego: żeby wziął je w ciepłe usta.
Położyłam dłonie na jego piersi, podniosłam się i ponownie opadłam w dół, uderzając w jego miednicę.
– Cholera, kochanie, zaraz przez ciebie dojdę.
– Taki jest plan. – Chciałam odwrócić uwagę od jego pytania.
Ale on nie dał się zwieść. Złapał mnie mocno w pasie i nie pozwolił się ruszyć. Miałam wrażenie, że jestem przygwożdżona do ściany wielką twardą męskością. Zaczęłam jęczeć, byłam taka pełna, ale nie pozwalał mi się ujeżdżać i osiągnąć całkowitej rozkoszy.
– Powiedz mi.
Poruszałam głową, pozbywając się napięcia z szyi, które towarzyszyło mi przez ostatnie tygodnie.
– Kochanie, w moich snach zawsze miałeś zamknięte oczy – odparłam wreszcie. Była to niejasna odpowiedź, za którą ukrywała się prawda.
– Często o mnie śniłaś?
Jego pytanie mnie zaskoczyło, trafiło prosto w serce, zasiało w nim ziarno strachu. Znowu obudzę się sama, załamana i z dziurą w sercu tak wielką, że zmieściłby się w niej cały Pacyfik. Z początku nie odpowiedziałam, ale wreszcie zakręcił biodrami i sprawił, że moja cipka zaczęła pulsować, a ciało się zatrzęsło.
– Śniłaś o mnie, kochanie?
Pokiwałam głową i przygryzłam wargę, rozkoszując się każdym skurczem w moim ciele. Chciałam, żeby już nigdy ze mnie nie wychodził. Żeby już nigdy nie wyjeżdżał. I kropka.
– Dochodziłaś na samą myśl o mnie? – Jego oczy stały się ciemnozielone, źrenice się rozszerzyły.
Westchnęłam i rozluźniłam się, gdy wreszcie pozwolił mi poruszyć biodrami w poszukiwaniu wyzwolenia.
Powoli nabrałam powietrza i zaczęłam odpowiadać. Zrobiłabym dla niego wszystko, nawet jeśli czułam się zawstydzona. Przecież wrócił do domu.
– Czasami. Przeważnie znikałeś, a ja nagle znajdowałam się sama w obcym łóżku.
Złapał mnie za biodra, pomógł mi się podnieść, a potem delikatnie opuścił mnie, centymetr po centymetrze. Jego gruby kutas powoli przeciskał się przez miękkie tkanki, poczułam nieuchronnie zbliżający się orgazm.
– Nie zamykaj oczu – poprosiłam znowu.
– Nigdzie się nie wybieram.
Podniósł się i cofnął pod wezgłowie łóżka, przyjął pozycję na wpół siedzącą. Jego penis wbił się we mnie niesamowicie głęboko, jęknęłam, odrzuciłam głowę do tyłu, moje włosy opadły na pośladki i jego nogi. Jedną ręką trzymał mnie mocno w pasie, drugą zaczął gładzić mnie po plecach, od dołu do góry, między łopatkami, a potem zanurzył palce w moje włosy i mocno mnie za nie złapał. Podniósł moją głowę, tak byśmy mogli patrzeć sobie w oczy.
Jego mocny uchwyt sprawił, że ból przy skórze głowy błyskawicznie zamienił się w rozkosz. Jęknęłam, moje usta znalazły się tuż przy jego ustach.
– To, kochanie. Mamy to. Ty i ja. To właśnie utrzymało mnie przy życiu. Zawdzięczam ci życie. – W jego oczach stanęły łzy, wpatrywał się we mnie tak intensywnie, jakby chciał dostrzec moją duszę.
Pokręciłam głową i oblizałam usta, dotknęłam językiem jego warg. Sapnęłam, gdy po jego twarzy spłynęły dwie łzy.
– Nie, Wes. To ja żyję dla ciebie. To dzięki tobie uwierzyłam, że zasługuję na coś więcej. Jesteś dla mnie… wszystkim.
Gładząc się po policzkach, zaczęliśmy się całować, dawać, brać, kochać. To, co wcześniej uważałam za miłość, było niczym w porównaniu z tym. Wiedziałam, że już nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny całą sobą w sposób, w jaki pokochałam Westona Channinga Trzeciego.
Cofnął się i zaczął obsypywać moją twarz pocałunkami, cały czas wwiercając się we mnie kutasem. Tak jakby cieszył go sam fakt, że jest we mnie, że jesteśmy jednym.
– Wkrótce się z tobą ożenię. – Poczułam gorący oddech na uchu, jego słowa mnie parzyły. Znowu na niego opadłam.
– Czy to były oświadczyny? – Poruszyłam biodrami, przypominając mu, w którym miejscu jesteśmy ze sobą złączeni. Przyjemność płynąca z samego faktu, że był ze mną, taki twardy i gotowy, stała się afrodyzjakiem samym w sobie. Westchnęłam, uklękłam, wysunęłam się z niego kilka centymetrów, a potem znowu opadłam, na nowo rozpalając ten ogień.
Jęknął i ponownie zaczął bawić się moimi brodawkami, aż wreszcie pochylił się do przodu i wziął jedną z nich w ciepłe usta. Przycisnęłam jego głowę do mojej piersi, po raz kolejny rozkoszując się jego obecnością. Moje piersi tak długo na niego czekały, były całe obolałe. Zaczął mocno ssać, a potem się cofnął i wypuścił brodawkę z ust. Jego ślina połyskiwała w świetle brzasku.
– Nie oświadczam ci się, bo nie daję ci żadnego wyboru – powiedział, a następnie zawirował językiem wokół porzuconej piersi.
– Doprawdy? – westchnęłam i zakręciłam biodrami, próbując zwiększyć tarcie.
Jęknął z moją piersią w ustach.
– To ciało jest moje. – Zaczął mocno ssać, przeszyły mnie kolejne fale rozkoszy i zrobiłam się niesamowicie mokra. Przejechał ustami po skórze do miejsca, w którym pod żebrami bardzo mocno biło mi serce. – To serce jest moje. – Lizał i całował skórę, złapał mnie dłońmi za kark. Po chwili pocałował mnie w usta. – Ta miłość jest nasza. – Przypieczętował swoje słowa głębokim pocałunkiem, od którego można było oszaleć.
Miał rację. Ta miłość była nasza – przez kolejną godzinę pokazywał mi, jak wyglądała.
Wszystko było tak intensywne, że co jakiś czas traciłam rozum.
* * *
Gdy skończyliśmy się kochać, patrzyłam, jak Wes śpi i oddycha. Nigdy nie sądziłam, że zwykłe obserwowanie snu ukochanego mężczyzny może wypełnić mnie takim spokojem. Obudziwszy się z Wesem wtulonym w moje plecy, mocno się przestraszyłam. Mimo to nadal trudno było mi uwierzyć, że jest już bezpieczny w domu, chociaż przeczesywałam palcami jego włosy. Wymęczony i wykończony, ale żywy i śpiący obok mnie.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, otworzyły się drzwi do sypialni. Stanęła w nich Judi. Najpierw dostrzegła mnie, a potem Wesa. Nabrała gwałtownie powietrza, trzymany w ręku stos czystej pościeli niebezpiecznie się zachwiał. Uśmiechnęłam się. Jej twarz się rozpromieniła. Judi gwałtownie odłożyła pościel i ręczniki na komodzie, odwróciła się i wyszła z pokoju.
Powoli wstałam z łóżka, włożyłam białą koszulkę, którą miał na sobie Wes. Chciałam, by otulił mnie jego zapach. Przeszłam na palcach do kuchni, w której Judi wyjmowała z szafek puste pojemniki na jedzenie. Gdy stawiała na blacie pudełko z mieszanką na naleśniki, zobaczyłam, że drżą jej ręce.
– Judi? – Obeszłam blat, a ona zamarła i zwiesiła ramiona. Gwałtownie się do mnie odwróciła i mocno mnie do siebie przytuliła.
– Mój synek wrócił do domu. Bogu niech będą dzięki. – Płakała i śmiała się jednocześnie. – Teraz możemy stać się rodziną.
I znowu to słowo. To jedno słowo, które zaczęło znaczyć dla mnie więcej niż cokolwiek innego.
– Jeśli Wes zrealizuje swoje plany, to wszystko potoczy się błyskawicznie.
Cofnęła się i położyła mi ręce na ramionach. Zmarszczyła czoło i przekrzywiła głowę.
– Ale jak to? Oświadczył ci się? – Jedną dłonią zasłoniła usta, otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. – A to mały szatan. – W jej głosie pobrzmiewały zachwyt i ekscytacja.
– Nie, nie oświadczył mi się.
Uniosła brew i złapała się pod boki.
– Co?
Pokręciłam głową, popatrzyłam jej w oczy i dałam jej to, czego ode mnie chciała.
– Po prostu mi oznajmił, że się ze mną żeni.
– Przecież ci mówiłam, że gdy on już coś sobie postanowi, to zawsze zrealizuje swoje plany. – Uśmiechnęła się szeroko. Odwróciła się i zaczęła wyjmować z szafki blachy do pieczenia, patelnie i inne sprzęty kuchenne.
– Co robisz? – Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że jest już po południu.
– Szykuję wam powitalne królewskie śniadanie.
Oczywiście. Przecież Judi okazuje radość i miłość poprzez gotowanie. A ja byłam głodna jak wilk. Na samą myśl o domowym jedzeniu zaczynało mi burczeć w brzuchu. Nie jadłam prawdziwego posiłku od wyjazdu z Teksasu.
Właśnie parzyłam sobie mocną kawę, gdy objęła mnie para silnych ciepłych ramion.
– Mmm, nie było cię przy mnie, gdy się obudziłem. Wcale mi się to nie podoba – powiedział Wes poważnym tonem, sugerując, że nie żartuje.
To dziwne, jak na mojego wyluzowanego zwykle faceta. Bardziej niż dziwne.
Śmiejąc się, oparłam się o niego plecami. Moja skroń otarła się o coś ostrego i drapiącego.
– Od kiedy to? – spytałam, chcąc poprawić atmosferę. Nie przejęłam się nagłą zmianą w jego zachowaniu. Wcześniej, gdy sypialiśmy w jednym łóżku, osoba, która budziła się pierwsza, dawała się wyspać drugiej. To była jedna z ustalonych przez nas zasad. Najwyraźniej coś się teraz zmieniło.
– Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz usłyszeć odpowiedzi – ostrzegł ostro. Swobodny Wes, którym zawsze był, nadal się w nim znajdował, ale ukrywał się pod tym zmęczonym życiem mężczyzną.
To, co drażniło moją skórę, miało ostre krawędzie.
– Ała. – Podniosłam rękę i przejechałam palcami po tym czymś.
– Kurwa! – Jęknął z bólu, a potem syknął i wbił paznokcie w moje biodra.
Odwróciłam się i dostrzegłam ranę. Z boku jego szyi znajdował się wielki biały bandaż, który zauważyłam już wcześniej, gdy rzuciłam się na Wesa niczym spragniona seksu nimfa. Na środku białego opatrunku pojawiła się powiększająca się czerwona plama.
– O mój Boże, twoja rana. Kuźwa. Powinnam bardziej uważać. – I właśnie wtedy zauważyłam, że więcej rzeczy w Wesie nie było tak idealnych jak kiedyś. Spojrzałam na niego krytycznie dopiero teraz, gdy zaspokoiliśmy pierwszą potrzebę zjednoczenia się.
Na piersi Wesa znajdowało się kilka blizn i siniaków. Miał poparzone przedramię. Zaczęłam dotykać ran drżącymi palcami.
– Kochanie. – Miałam taką kluchę w gardle, że z trudem cokolwiek mówiłam.
– Nic mi nie jest. Oboje jesteśmy w domu, możemy iść do przodu – powiedział stanowczo. W każdym słowie pobrzmiewała również złość.
– Wcale nie jest z tobą tak dobrze. – Pochyliłam się i zaczęłam całować każdą ranę i bliznę, jaką widziałam. Jednak najgorzej wyglądała szyja. – Dlaczego ta rana jeszcze się nie zagoiła?
– Kilka dni po operacji szwy się rozeszły i trzeba było wszystko poprawiać. Najwyraźniej powinienem leżeć cały czas w łóżku, żeby zapobiec gwałtownym ruchom i wspomóc gojenie się rany. – Wyszczerzył zęby, a ja zmarszczyłam czoło.
Gdy go nie było, szalałam z niepokoju. On jednak musiał czuć się sto razy gorzej. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jakim był pacjentem.
Cały czas przyglądałam się jego ciału i analizowałam w myślach wszystkie rany. Na lewym przedramieniu zauważyłam blizny po ospie, które teraz wyglądały jak wściekle czerwone kratery pokryte strupami.
Już chciałam zacząć je całować, ale on złapał mnie za kark i pokręcił głową.
– Nie rób tego. Nie chcę, żebyś dotykała tego zła swoimi idealnymi ustami. – Zacisnął szczękę, a jego oczy przypominały teraz czarne dziury z cienką szmaragdową otoczką.
Nie zważając na jego słowa, zaczęłam przyglądać się jednemu ze śladów. Zamknął oczy.
– Kochanie, oczy – przypomniałam mu o tym, czego tak bardzo potrzebowałam.
Wiedział, że nadal nie radziłam sobie z porwaniem i że musimy przejść przez to razem. Otworzyć nasze psychiczne rany i upuścić trochę tej okropnej krwi, by wyzdrowieć.
Spojrzał na mnie.
Gdy przyglądałam się jego obrażeniom, wydął nozdrza. Cały czas patrząc mu w oczy, przyłożyłam usta do jednej z kiepsko gojących się ran. Jeśli pochodziła od tego, co podejrzewałam, a przecież już nieraz widziałam, jak zbiry Blaine’a właśnie w ten sposób karzą swoje ofiary, to radykałowie gasili papierosy na ręce Wesa. Torturowali jego piękną opaloną skórę, pozostawiając trwałe ślady. Pragnęłam zmyć te wspomnienia czymś pięknym. Zrobiłam więc tylko jedną rzecz, jaką mogłam uczynić. Pocałowałam każdy ślad.
– To ciało jest moje – szepnęłam, wędrując ustami od jego ręki do piersi. Pocałowałam skórę na sercu, a potem polizałam ją w taki sam sposób, w jaki czynił to Wes. Jęknął cicho, ale nie zamknął oczu. – To serce jest moje. – Oblizałam usta, stanęłam na palcach i objęłam rękami jego ramię. Zrobiłam to bardzo ostrożnie, żeby nie dotknąć rany na szyi. Przysunęłam usta do jego ust i wypowiedziałam ostatnie słowa: – Ta miłość jest nasza. – Potem całowałam go długo i głęboko, dając mu całą miłość, jaką skrywałam w sobie przez ostatnie dwa miesiące.
– Będziecie się cały dzień obcałowywać, czy jednak docenicie ucztę, którą dla was przygotowałam? – krzyknęła Judi z drugiej strony kuchni, przerywając nam wstęp do kolejnej rundy ostrego seksu.
Wes zaśmiał mi się w usta. Jedną ręką złapał mnie w pasie, tak by nasze ciała cały czas się ze sobą stykały, a drugą trzymał mnie za pośladek. Poczułam, jak w moim kroczu narasta fala podniecenia.
Potarłam nosem jego nos.
– Kochanie, mamy na to całą wieczność. Chodźmy coś zjeść. Jesteś zbyt chudy – powiedziałam, wyczuwając żebra pod palcami, gdy przejechałam nimi po jego nagiej piersi.
Schudł, ale jego ciało nadal było perfekcyjnie umięśnione. Seksowne jak cholera wcięcia na biodrach były wyraźniejsze i przypominały strzałkę, wskazującą to, na czym skupiałam się najbardziej. Położyłam dłoń na jego półtwardym już kutasie.
– Później? – Moje pytanie zabrzmiało jak obietnica.
Złapał mnie mocniej za pośladek i przycisnął się do mojego krocza. Jezu, bez najmniejszego trudu potrafił rozpalić mnie do czerwoności.
– W porządku, skarbie, ale będziesz moja. Przez cały dzień i przez całą noc.
Prychnęłam, związałam włosy w niedbałego koka i założyłam na nie gumkę, którą miałam na nadgarstku. Wokół mojej twarzy wystawały kosmyki, ale on nie zwracał na to uwagi, tylko taksował wzrokiem moje nagie nogi, biodra i klatkę piersiową, na której materiał trochę się rozciągnął pod naporem nagich piersi. Pieprzył mnie oczami, co natychmiast zaskutkowało tym, że musiałam zacisnąć uda, żeby pozbyć się choćby odrobiny napięcia.
– Neandertalczyk – wypaliłam i mrugnęłam do niego.
Gwałtownie ruszył w moją stronę, złapał mnie w pasie i przycisnął swoją pierś do mojej. Przechylił się do mojego ucha i szepnął:
– Och, kochanie, nie masz pojęcia, co czuję. Przetrwałem tylko dzięki wspominaniu tego ciała, twoich różowych warg zaciśniętych na moim kutasie, gorącej i ciasnej cipki, mocno trzymającej go w swym wnętrzu. Będę cię pieprzył jak jaskiniowiec. – Jego szept był chrapliwy. Słowa zabrzmiały kusząco i podniecająco, aż wreszcie dokończył: – Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie. Zawsze.
Przytuliłam się do niego z całych sił.
– Może moglibyśmy pominąć śniadanie? – spytałam głośniej i z nadzieją, bo zaczęłam już odczuwać przyjemne skurcze i pragnęłam mieć go w środku.
– O nie, na pewno nie! Urządziłam prawdziwą ucztę z okazji przybycia mojego synka. A wy dwoje macie natychmiast do mnie przyjść! – Judi była wyraźnie poirytowana.
Wes i ja nie potrafiliśmy powstrzymać się od śmiechu. Czuliśmy się pijani szczęściem, a jednocześnie byliśmy wykończeni i ponownie spragnieni kontaktu fizycznego.
– Już dobrze, Judi, zjemy, zjemy – zaczął ją uspokajać.
Miałam ochotę się naburmuszyć i pewnie bym to zrobiła, gdybym nie zobaczyła parującego talerza z bekonem, jajkami i naleśnikami z owocami. Na talerzu Wesa znajdowało się to samo. Poczułam narastającą radość i nagle zrobiłam się głodna jak wilk. Miałam wrażenie, że nie byłam tak głodna od wielu lat. Gdy Wes jęknął na widok naleśników, mój głód stał się nienasycony. Wkrótce pochłonęłam tyle jedzenia, że obawiałam się, że będzie mnie trzeba wytoczyć z kuchni.
– Judi, przeszłaś samą siebie – rzekł Wes, wymiatając swój talerz.
Zaczął powoli mrugać oczami, zrobił się senny. W ciągu ostatniego miesiąca przeszedł więcej, niż inni przechodzą przez całe życie.
– Masz może ochotę na prysznic? – spytałam.
Natychmiast otworzył oczy. Ich zieleń przybrała odcień świeżo koszonej trawy, co oznaczało, że był bardzo podniecony.
Wstał, złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać.
– Jak najbardziej. Prowadź.
Zachichotałam, zakręciłam biodrami i ruszyłam w stronę głównej sypialni.
– Przyznaj, że po prostu chcesz sobie popatrzyć na mój tyłek.
– Otóż to.