Echa przeszłości - ebook
Echa przeszłości - ebook
Lata dziewięćdziesiąte to nie tylko okres przemian społecznych i gospodarczych, lecz także wzrostu przestępczości. Wtedy doszło w Warszawie do tragicznego wydarzenia będącego efektem wojny gangów. Zupełnie przypadkowo zniszczyło ono życie pewnego mężczyzny. Ćwierć wieku później dwójka młodych ludzi, Eliza i Jakub, poznaje się na kursie języka hiszpańskiego. Kiedy Eliza zaprasza swego ukochanego do domu, aby przedstawić go rodzicom, okazuje się, że ich ojcowie prowadzili wspólnie firmę w pierwszych latach po zmianie ustroju. Nikt nie chce im powiedzieć, dlaczego doszło do konfliktu i zerwania współpracy, więc próbują to ustalić na własną rękę. Wkrótce dowiadują się, że w tle tej historii jest pewien dramatyczny epizod, którego konsekwencje na zawsze poróżniły przyjaciół. Zakochani chcą wyjaśnić sprawę i doprowadzić do pogodzenia swoich ojców, lecz w miarę odkrywania tajemnic z przeszłości sami popadają w konflikt, który może zagrozić ich uczuciu… MAŁGORZATA KASPRZYK - Absolwentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała jako lektor, tłumacz i urzędnik państwowy. Lubi muzykę, kino i podróże. Kocha wszystkie zwierzęta, a szczególnie jednego niesfornego kota. Autorka współczesnych powieści obyczajowych („Rodzinne rewolucje”, „Podwójne życie”, „Ostatnia szansa”) oraz dwutomowej sagi z historią w tle („Powrót do źródeł”, „Powrót do tradycji”). Jej opowiadania pojawiły się w kilku antologiach. W przygotowaniu kolejne powieści „Sekret profesora” oraz „Pechowe zauroczenie”, które ukażą się nakładem wydawnictwa WasPos.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66754-50-8 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eliza Wendel i Jakub Niwiński poznali się na wakacyjnym kursie języka hiszpańskiego. Przypadkowo wpadli na siebie podczas przerwy w zajęciach, odruchowo powiedzieli „przepraszam”, spojrzeli sobie w oczy i… poczuli, że piorun w nich strzelił. Od tamtej pory byli straceni dla innych przedstawicieli płci przeciwnej. Jakub nie widział świata poza Elizą, a ona nie widziała świata poza nim. Każde z nich miało wrażenie, że odnalazło swoją drugą połówkę.
Wszystkie wolne chwile spędzali razem. Mieli podobne poglądy, upodobania i poczucie humoru, więc nigdy się nie kłócili. Poza tym odwzajemniona miłość sprawiała, że życie wydawało im się piękne. Patrzyli zatem w przyszłość z optymizmem i śmiało snuli plany. Nawet nie brali pod uwagę, że coś może stanąć im na przeszkodzie.
W początkach września wybrali się na pierwszy wspólny weekend do Mikołajek. Wracali wypoczęci i zrelaksowani, ponieważ spędzili razem cudowny czas. Zapomnieli o całym świecie, ciesząc się swoją bliskością i nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi. Chociaż hotel był pełny, mieli wrażenie, że są tylko we dwoje…
Teraz czuli żal, że to minęło tak szybko. Może dlatego niewiele rozmawiali. Jakub był skoncentrowany na prowadzeniu, a Eliza zamyślona. Obydwoje zauważyli jednak kota, który wybiegł na drogę i, nie przejmując się nadjeżdżającym samochodem, czmychnął na drugą stronę.
– O Boże! – jęknęła Eliza.
– Co się stało?
– Nie widziałeś? Kot przebiegł nam drogę.
Jakub roześmiał się swobodnie.
– Nic mu nie groziło – oświadczył stanowczo. – Zawsze zwalniam w terenie zabudowanym.
– Nie o to chodzi!
– A o co?
– To był czarny kot – wyjaśniła ponuro.
– Jesteś przesądna…? – W głosie Jakuba zabrzmiało niedowierzanie.
Ku jego zdumieniu Eliza skinęła głową.
Jakub pomyślał, że to pierwsza różnica między nimi – on nigdy nie wierzył w żadne przesądy, nie siadał, kiedy musiał wrócić do domu, nie cieszył się, kiedy coś stłukł, nie przejmował się, kiedy piątek wypadał trzynastego. Czarne koty też nie robiły na nim wrażenia. Nie chciał jednak urazić Elizy, więc nie podjął dyskusji na ten temat. Co więcej, gdy zauważył, że naprawdę się zmartwiła, zaczął myśleć o tym, jak poprawić jej humor. Kilkanaście kilometrów dalej przyszło mu coś do głowy.
– Słuchaj, a ty się dobrze przyjrzałaś temu kotu? – zapytał. – Może on był taki… ciemnobury?
Eliza westchnęła ciężko.
– Nie rób sobie złudzeń – powiedziała. – Był czarny. Doskonale widziałam.ELIZA
Od powrotu z Mazur jeszcze przez kilka tygodni dręczyły mnie obawy. Miałam przeczucie, że stanie się coś złego, coś, co zburzy moje szczęście. Jednak czas płynął i nic się nie działo, więc powoli zaczęłam się uspokajać. Poza tym uznałam, że już pora poświęcić się pracy. Wymagała tego moja sytuacja rodzinna.
Na wiosnę tata spędził kilka dni w szpitalu z powodu kłopotów z sercem, a podczas rozmowy przy wypisie lekarz kazał mu się oszczędzać. W rezultacie podjęłam decyzję o zakończeniu studiów. Uznałam, że spokojnie wystarczy mi licencjat, magisterkę zaś mogę sobie odpuścić. I tak więcej dowiedziałam się o zarządzaniu, praktykując w firmie taty, niż słuchając wykładów. Teraz postanowiłam mu zaoferować pełnoetatową pomoc. Początkowo trochę się bronił i powtarzał, że nie chce mnie pozbawiać przyjemności studiowania. Jednak kiedy mu szczerze powiedziałam, jak bardzo wynudziłam się przez te trzy lata, dał spokój. Czułam, że w gruncie rzeczy jest zadowolony z mojej obecności u swego boku. Zawsze marzył o tym, aby przekazać mi firmę, a teraz jego marzenie zaczęło się spełniać.
Niestety wspólne przebywanie w biurze miało jeden mankament: tata prędko domyślił się, że jestem zakochana. Nie robił żadnych uwag na ten temat, ale często w charakterystyczny sposób marszczył brwi i przyglądał mi się spod oka. Jako bystry obserwator był w stanie zauważyć wszystko: szybkość, z jaką odbierałam telefon, kiedy na ekranie pojawiał się numer Kuby, radosne nuty w moim głosie, rumieńce na twarzy… Chyba tylko przyspieszone bicie serca zdołałam przed nim ukryć.
Musiał o tym rozmawiać z mamą, ponieważ ona też zaczęła uważniej mi się przyglądać. Czasami nawet uśmiechała się znacząco, zupełnie jakby chciała powiedzieć: „Wiedziałam, że to się kiedyś zdarzy”. Nie dziwiło mnie specjalnie jej zachowanie. Wcześniej lekceważyłam chłopaków, którzy próbowali mnie podrywać. Wszyscy wydawali mi się niepoważni i niedojrzali. Żaden nie dorastał do pięt mojemu tacie, którego uważałam za ideał mężczyzny. Być może zwróciłam uwagę na Kubę, bo był o cztery lata starszy ode mnie. W każdym razie to na pewno stanowiło jego atut.
– Moi rodzice zaczynają się czegoś domyślać – powiedziałam podczas naszego kolejnego spotkania.
– To źle? – zapytał, uśmiechając się do mnie.
– Nie, tylko pewnie niedługo zaczną zadawać pytania.
– To im odpowiesz. Ja nie mam nic do ukrycia.
– Nie jesteś rozwiedziony, nie płacisz alimentów, nie figurujesz w rejestrze skazanych…?
– Nie. Możesz mnie nawet przedstawić rodzicom, jeśli chcesz.
Byłam trochę zaskoczona tą propozycją. Słyszałam od koleżanek, że namówienie chłopaka na wizytę w rodzinnym domu graniczy z cudem. Tymczasem Kuba najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu. To bez wątpienia znaczyło, że traktował mnie poważnie.
Jego spokojne podejście do sprawy dodało mi odwagi. Coraz częściej wspominałam o nim w rodzinnym gronie. „Mój chłopak to…”, „Mój chłopak tamto…”.
– Jak on właściwie ma na imię? – zapytała mama, kiedy piłyśmy razem kawę w pewien sobotni poranek. Tata nie przyszedł jeszcze na śniadanie.
– Kuba.
– A czym się zajmuje?
– Pracuje w banku na Mokotowie. Wynajmuje tam kawalerkę, bo jego rodzice mieszkają pod Warszawą. Musiałby tracić trzy godziny dziennie na dojazdy.
Na twarzy mamy pojawił się lekki uśmiech.
– Przystojny…? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
– No pewnie! Spodoba ci się, zobaczysz.
– Mnie tak – odparła, poważniejąc. – Ale za twojego ojca nie ręczę… Czasami mam wrażenie, że już jest zazdrosny.
Te słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic. Kurczę, jak mogłam tego nie wziąć pod uwagę? Przecież zawsze byłam córeczką tatusia. On uważał mnie za ósmy cud świata i żywił głębokie przekonanie, że tylko książę z bajki zasługuje na moją rękę. Poza tym przez te wszystkie lata przyzwyczaił się do bycia najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Miałby go teraz zdetronizować jakiś Kuba?
Co prawda zawsze znałam ojca jako spokojnego, rozsądnego człowieka, ale nie byłam pewna, czy to coś znaczy. Podobno najrozsądniejsi mężczyźni przestają być obiektywni, gdy w grę wchodzi facet ich córki. Zawsze doszukują się w nim ukrytych wad, mogących stanowić dowód na to, że nie jest jej wart.
– Myślisz, że tata nie zaakceptuje Kuby? – zapytałam wprost.
– Sama nie wiem. Zaproś go do nas, to zobaczymy. Ale musisz być przygotowana na wszystko. Mojemu ojcu zaakceptowanie twojego zajęło kilka lat.
Kilka lat…? No to ładnie! A swoją drogą nie wiedziałam, że dziadek miał taki trudny charakter. Zapamiętałam go jako miłego starszego pana…
– O czym tak plotkujecie? – zapytał nagle tata, wchodząc do kuchni.
– Mama sugeruje, żebym zaprosiła Kubę na kolację – wyjaśniłam niepewnie.
– Jakiego Kubę?
– Mojego chłopaka…
– To go zaproś. Postaram się zachowywać lepiej niż mój świętej pamięci teść.
Poderwałam się z krzesła i ucałowałam tatę w oba policzki. Wiedziałam, że okaże się rozsądnym mężczyzną – w końcu znam go od dwudziestu lat!
– Co się stało? – zapytał, patrząc na mnie ze zdziwieniem. – Bałaś się, że nie zechcę go poznać?
Skinęłam głową, ponieważ nie odzyskałam jeszcze głosu.
– Ja też nie byłam tego pewna – przyznała mama.
Tata roześmiał się swobodnie.
– W takim razie obydwie się myliłyście. Od dawna jestem ciekawy, komu udało się zdobyć serce mojej córki.
Po tej rozmowie pozbyłam się wszelkich obaw. Powiedziałam Kubie, że rodzice zapraszają go na kolację, co przyjął spokojnym skinieniem głowy.
– Kiedy? – zapytał tylko.
– W tę sobotę.
– Dobrze.
– Czasami mam wrażenie, że ty byś chciał ich poznać – powiedziałam niepewnie.
– To takie oczywiste?
– Poniekąd…
Kuba nagle chwycił mnie w ramiona i zaczął całować.
– Chcę mieć to już za sobą – powiedział między jednym pocałunkiem a drugim. – Zawsze tak reaguję, gdy wiem, że coś jest nieuniknione. Na przykład gdy muszę połknąć gorzkie lekarstwo. Wolę to zrobić, niż ciągle myśleć o tym, jak będzie smakowało.
W głębi duszy przyznałam mu rację. Niech pozna wreszcie moich rodziców. Po co mamy się zastanawiać, czy go zaakceptują? Lepiej mieć sprawę z głowy!
Na sobotnią kolację przygotowałyśmy z mamą kilka sałatek, zupę szparagową i risotto. Uznałyśmy, że i tak nikt nie będzie się tego wieczoru koncentrował na jedzeniu. Tata doniósł dwie butelki wina, ponieważ do przygotowanych dań pasowało białe, a jemu lekarz pozwalał pić tylko czerwone i to w umiarkowanych ilościach. O siódmej byliśmy gotowi na przyjęcie gościa.
Każde z rodziców zachowywało się w inny sposób. Mama wcale nie ukrywała podekscytowania.
– Bardzo jestem ciekawa tego twojego przystojniaka – szepnęła, gdy przygotowywałyśmy sałatki.
Z kolei tata wyglądał jak człowiek, który niczym się nie przejmuje, ponieważ postanowił zaakceptować nieuchronny bieg wydarzeń. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że w życiu jego „małej dziewczynki” musiał się w końcu pojawić inny facet.
Mój ukochany przyjechał punktualnie. Ubrany w czarne dżinsy, ciemnopopielatą marynarkę i błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego oczu, prezentował się oszałamiająco.
W głębi duszy podziwiałam jego wyczucie: wyglądał elegancko, lecz nie robił wrażenia kogoś, kto specjalnie się o to stara. Świadczył też o tym… brak krawata, wyraźnie wskazujący na styl casual.
Mama była zdecydowanie pod wrażeniem, zwłaszcza kiedy wręczył jej piękny bukiet kwiatów. Spojrzenie, które ukradkiem mi rzuciła, mówiło samo za siebie – mogłam być pewna, że zyskał jej wstępną aprobatę. Co do taty nadal miałam wątpliwości, ponieważ taksował go wzrokiem, zupełnie jakby się zastanawiał, czy w tym przypadku charakter dorównuje prezencji. Pomyślałam jednak, że o tym przekona się dopiero w czasie rozmowy, więc muszę cierpliwie czekać. Tak czy inaczej, pod koniec wieczoru będę wiedziała wszystko.
– Mamo, tato, to jest właśnie Kuba – powiedziałam z dumą.
– Jakub Niwiński – potwierdził, wyciągając rękę na powitanie.
Tata, który też już wyciągał rękę, zbladł nagle i utkwił w nim zdumione spojrzenie.
– Syn Anny i Zbigniewa…? – zapytał przyciszonym głosem.
– Tak – odparł Kuba, nie kryjąc zaskoczenia. – Skąd pan zna imiona moich rodziców?
Niestety nie było nam dane się tego dowiedzieć. Tata nagle zachwiał się na nogach i musieliśmy go podtrzymać, aby nie upadł.
– Adam, co ci jest? – zapytała mama. – Źle się czujesz?
– Tak. Muszę się położyć…
Zaprowadziłyśmy go do sypialni i pomogłyśmy mu zdjąć marynarkę.
– Zaraz dam ci krople.
Mama podeszła do stolika z lekarstwami i poleciła mi, abym przyniosła trochę wody. W drodze do kuchni minęłam Kubę, który wciąż stał w przedpokoju jak człowiek, który doznał szoku i jeszcze się z niego nie otrząsnął.
– Zaczekaj chwilę – poprosiłam. – Idę po wodę do popicia lekarstwa.
Po zażyciu kropli tata poprosił nas, abyśmy wróciły do gościa.
– Ja na razie zostanę w sypialni – dodał. – Chyba powinienem jeszcze poleżeć.
– Oczywiście – odpowiedziała mama. – Ale gdybyś poczuł się gorzej, to wołaj. Zadzwonimy po lekarza.
Wychodząc, zostawiłyśmy otwarte drzwi. Mama zaprosiła Kubę do stołu, ale żadne z nas nie miało ochoty na jedzenie ani picie. Ja też nie otrząsnęłam się jeszcze z wrażenia. Różne scenariusze brałam pod uwagę, ale to, że tata zasłabnie, nawet mi do głowy nie przyszło!
– Przepraszam, czy pani może wie dlaczego…? – Kuba nie miał odwagi dokończyć.
Mama pokręciła głową.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała. – Nie kojarzę ani pańskiego nazwiska, ani imion pańskich rodziców.
– Proszę mi mówić po imieniu.
– Dobrze.
– Wychodzi na to, że tata musiał ich znać bardzo dawno – wtrąciłam. – Jeszcze zanim poznał mamę.
– Najwyraźniej.
Wszyscy troje myśleliśmy o tym samym: czemu to wspomnienie wywołało u niego taką reakcję? Owszem, miał kłopoty z sercem, ale nie na tyle poważne, aby denerwować się byle czym…
– A ty nigdy nie słyszałeś naszego nazwiska? – zapytała mama, spoglądając na Kubę.
– Nie przypominam sobie.
– To rzeczywiście dziwna sprawa.
Ku naszemu zdumieniu tata pojawił się w drzwiach salonu kilka minut później.
– Kochani, zjedzcie kolację i nie martwcie się o mnie. Wprawdzie straciłem apetyt, ale czuję się lepiej.
Poszliśmy za jego radą, chociaż też straciliśmy apetyt. Nie wracaliśmy już w rozmowie do incydentu, który miał miejsce przy powitaniu. Skoncentrowaliśmy się na sprawach bieżących: Kuba opowiadał o swojej pracy, o naszym spotkaniu na kursie hiszpańskiego, o wyjeździe na Mazury… Na pewno jednak myślał o czymś innym.
Dopiero po jego wyjściu poszłam do sypialni, by sprawdzić, czy tata naprawdę czuje się na tyle dobrze, aby porozmawiać ze mną o przeszłości. Chyba wiedział, o co chodzi, bo od razu zaprosił mnie, żebym usiadła na fotelu obok łóżka.
– Ojciec Kuby był kiedyś moim wspólnikiem – powiedział. – Prowadziliśmy razem firmę na początku lat dziewięćdziesiątych. Rozdzieliły nas pewne nieporozumienia. Chodziło głównie o sprawy finansowe i sposób zarządzania. Ostatecznie rozwiązaliśmy spółkę i każdy z nas poszedł swoją drogą.
Nie czułam się usatysfakcjonowana tym wyjaśnieniem. Moim zdaniem wcale nie tłumaczyło jego zasłabnięcia.
Tata chyba to odgadł, ponieważ po chwili dodał:
– Wybacz, że tak zareagowałem, ale nie byłem przygotowany na podobny zbieg okoliczności. Tylu chłopaków mieszka w Warszawie, a ty musiałaś spotkać właśnie jego…
– Masz coś przeciwko temu? – zapytałam cicho.
– Oczywiście, że nie!
To gwałtowne zaprzeczenie wydało mi się podejrzane. On z pewnością miał poważny konflikt z ojcem Kuby. Słowo „nieporozumienia” musiało w tym wypadku być eufemizmem. Nie zrywa się przecież współpracy z błahych powodów, zwłaszcza jeśli biznes idzie dobrze.
Jednak mimo tego dawnego konfliktu tata nie protestował w żaden sposób przeciw obecności Kuby w moim życiu. Uznał ją tylko za niebywały zbieg okoliczności, z czym w sumie trudno było się nie zgodzić. Mieszkając w tak dużym mieście jak Warszawa, miałam teoretycznie niewielkie szanse na spotkanie syna jego dawnego wspólnika. Fakt, że natknęliśmy się na siebie, mógł oznaczać złośliwy chichot losu.
Mógł, ale nie musiał…
– Rozumiem, że to, co się kiedyś stało, nie będzie miało wpływu na mój związek z Kubą? – zapytałam dla pewności.
Tata zamyślił się na chwilę.
– Mam nadzieję – powiedział wreszcie.
Odetchnęłam z ulgą i opuściłam sypialnię, nie chcąc mu więcej przeszkadzać. Dopiero gdy weszłam do swojego pokoju, zaczęłam się zastanawiać nad sensem tego ostatniego zdania. Dlaczego tata „ma nadzieję”, że przeszłość nie wpłynie na nasz związek? I dlaczego nie wyjaśnił mi dokładnie, na czym polegały te „nieporozumienia”? Czyżby to on ponosił za nie odpowiedzialność, a ojciec Kuby był tym, który miał prawo mieć do niego pretensje?
W pierwszej chwili wydało mi się to niewiarygodne, ale jego gwałtowna reakcja i niespodziewane zasłabnięcie mogły sugerować, że faktycznie ma coś na sumieniu…ADAM I ZBYSZEK
Adam i Zbyszek poznali się w technikum budowlanym, do którego uczęszczali w latach osiemdziesiątych. Po zaliczeniu służby wojskowej – wówczas obowiązkowej – razem wyjechali do Niemiec – wówczas zachodnich – gdzie przez dwa lata pracowali na różnych budowach. Kiedy upadła komuna, zdecydowali się wrócić do Polski. Uznali, że zarobione pieniądze – wówczas marki – spokojnie pozwolą im na otwarcie własnej firmy świadczącej usługi remontowe. Mieli przecież duże doświadczenie i mogli uchodzić za znakomitych fachowców.
Pomysł okazał się dobry. Nie musieli nawet inwestować w raczkującą wówczas reklamę – po prostu jedni zadowoleni klienci polecali ich następnym. Po roku działalności mieli już biuro w podwarszawskich Łomiankach i zatrudniali kilkanaście osób, w tym księgową na pół etatu. Miała na imię Ania.
Adam od razu zauważył, że nowa pracownica skradła serce Zbyszka. Początkowo się tym nie martwił – sam chodził z Dorotą, kelnerką w miejscowym pubie, więc we czwórkę spędzali razem mnóstwo czasu. Jednak pewnego dnia dotarło do niego, że wkrótce te beztroskie chwile miną bezpowrotnie. Zbyszek przyszedł wtedy do biura w znakomitym humorze i oświadczył, że się żeni.
– Co tak nagle? – zapytał podejrzliwie.
– Będę ojcem – oświadczył z dumą jego wspólnik. – Ania jest w ciąży.
Adam zupełnie nie mógł zrozumieć tej radości. Jak można cieszyć się z wpadki? Owszem, należy wziąć ślub i wychować dziecko, ale… to przecież koniec młodości!
Rzecz jasna nie powiedział tego głośno, tylko pogratulował Zbyszkowi. Tamten był tak szczęśliwy, że nawet nie zauważył dziwnego nastroju przyjaciela.
– Zostaniesz moim świadkiem? – zapytał pro forma.
– Jasne!
W ciągu kilku następnych dni Adam przekonał się, że tylko jego dziwi radość Zbyszka. Zdawało się, że wszyscy inni ją podzielali – składali mu szczere gratulacje i życzyli narodzin syna.
Najbardziej zaś podekscytowana zbliżającym się ślubem była Dorota. Pomagała Ani organizować uroczystość, wybierać zaproszenia, zamawiać suknię… Raz napomknęła nawet, że sama też chciałaby już wyjść za mąż. Na szczęście jej chłopak tego nie słyszał. Dziewczyny siedziały wtedy razem w kawiarni, odpoczywając po zakupach.
– Myślisz, że Adam w końcu mi się oświadczy? – zapytała z wyraźnym powątpiewaniem w głosie. – Mógłby wziąć przykład ze Zbyszka…
– Prawdę mówiąc, nie wiem – przyznała Ania. – Ostatnio jest jakiś dziwny.
– Tak, zrobił się strasznie małomówny i zamknięty w sobie.
– Zauważyłam. Nawet podejrzewałam, że macie jakieś problemy…
– Ależ skąd – zaprzeczyła stanowczo Dorota. – Wszystko jest w najlepszym porządku. To znaczy poza tymi jego nastrojami. Myślałam, że może chodzi o kłopoty w firmie, ale skoro ty nic nie wiesz…
Ania pokręciła głową.
– W zeszłym miesiącu odnotowaliśmy rekordowe dochody. Trudno to chyba uznać za powód do zmartwienia?
– No tak…
– To może on się jednak zastanawia nad oświadczynami?
Dorota westchnęła.
– Mam nadzieję…
Adam rzeczywiście się zastanawiał, ale nad czymś zupełnie innym. Przyszło mu bowiem do głowy, że po ślubie Zbyszka jego życie też się zmieni. Przyjaciel nie będzie już rozrywkowym kawalerem, ponieważ przybędzie mu obowiązków związanych z posiadaniem rodziny. W rezultacie skończą się wspólne wypady na piwo i na mecze. Nigdy nie wróci okres beztroskiej swobody wynikającej z braku zobowiązań. Zawsze będzie musiał liczyć się z tym, że Zbyszek postawi na pierwszym miejscu żonę i dziecko, a dla niego zabraknie mu czasu. I co on wtedy zrobi? Zacznie szukać innego kumpla? Przecież nikt inny nie zastąpi mu Zbyszka, zwłaszcza po tym, co razem przeżyli. To z nim wyjechał z kraju, szukał roboty na obczyźnie, liczył pierwsze zarobione marki i planował otwarcie własnej firmy. Wspólna przeszłość połączyła ich więzią, której nic nie mogło mu zastąpić.
Wychodziło zatem na to, że będzie musiał zaakceptować nadchodzące zmiany i pogodzić się z losem. Pod wpływem tej konkluzji wypił pewnego wieczoru kilka piw, chociaż miał wracać do domu samochodem. Kiedy zdarzyło się to po raz drugi i trzeci, jego matka naprawdę się zaniepokoiła. Wreszcie postanowiła z nim poważnie porozmawiać. W rezultacie, gdy Adam po raz czwarty wrócił do domu późnym wieczorem, czekała na niego w kuchni. Słysząc kroki na ganku, wyszła do przedpokoju.
– Znowu prowadziłeś po pijanemu? – zapytała wprost.
Adam wydawał się nieco spłoszony tym niespodziewanym atakiem.
– Bez przesady, mamo – odpowiedział. – Po paru piwach…
– Ty się w końcu doigrasz! Złapią cię i zabiorą ci prawo jazdy.
– Jechałem bocznymi drogami.
– To już trzeci raz w tym tygodniu. A poprzednio w sobotę. Co się z tobą dzieje ostatnio?
W jej głosie brzmiał szczery niepokój, toteż Adam doszedł do wniosku, że nie może ukrywać prawdy.
– Podle się czuję – przyznał. – W końcu nie co dzień człowiek traci najlepszego kumpla…
– O czym ty mówisz? Przecież Zbyszek nie wyjeżdża na koniec świata, tylko się żeni.
– No właśnie!
Adam usiadł na schodach prowadzących na piętro i podparł głowę rękoma.
– Tyle pięknych rzeczy się więcej nie zdarzy – stwierdził ponuro. – Już nigdy nie pójdziemy razem na podryw, nie zabalujemy do rana, może nawet się nie upijemy…
– Wcale mnie to nie martwi – odparła jego matka.
– A mnie tak! Zrozumiałem, że Zbyszek traci wolność na zawsze.
– Na litość boską, on jest zakochany i szczęśliwy.
– Bo jeszcze nie wie, co go czeka.
– Za to ty wiesz?
W oczach Adama pojawiło się zdziwienie.
– Pewnie, że wiem. Teraz będzie musiał o wszystko pytać żonę: kiedy może wyskoczyć na piwo, o której może wrócić, ile może wydać…
– Chyba przesadzasz. Ania to fajna dziewczyna. Nie wierzę, że od razu weźmie go pod pantofel.
– Od razu pewnie nie, ale z czasem…
Na twarzy jego matki pojawił się lekki uśmiech.
– Z czasem ty też się ożenisz i wasza sytuacja będzie znów wyglądała tak samo.
Adam poderwał się nagle, jakby był zupełnie trzeźwy.
– Mnie się do ślubu nie spieszy! – oświadczył stanowczo. – Chcę najpierw nacieszyć się życiem.
– Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu. Lepiej idź na górę i się prześpij. Może jutro będziesz w innym humorze.
Niespodziewany wybuch musiał osłabić Adama, ponieważ nie protestował. Powlókł się powoli do swojego pokoju, uważając, by nie spaść ze schodów. Dopiero teraz poczuł, że szumi mu w głowie. Kiedy dotarł na górę, nawet się nie rozebrał, tylko bezwładnie runął na łóżko.
Przez następne dni matka obserwowała go uważnie. Nie zauważyła jednak niczego podejrzanego. Adam przestał wracać do domu późno i prowadzić pod wpływem alkoholu. Jednak nadal był smutny i ponury, czego zupełnie nie mogła zrozumieć. Przecież to naturalna kolej rzeczy, że chłopak się żeni i zostaje ojcem. On też prędzej czy później stanie przed ołtarzem – Dorota na pewno się o to postara…
Tymczasem Adam po przemyśleniu sprawy postanowił wziąć się w garść. Z rozmowy z matką najbardziej zapamiętał zdanie odnoszące się do Zbyszka: „On jest zakochany i szczęśliwy”. Nie mógł z tym polemizować. Widywali się codzienne, zatem radość przyjaciela była dla niego aż nadto widoczna. Najwyraźniej zapomniał, że ludzie dojrzewają w różnym tempie: jedni są gotowi do podjęcia rodzicielskich obowiązków wcześniej, a inni później. Skoro Zbyszek tak się cieszył z perspektywy zostania ojcem, musiał należeć do tej pierwszej grupy. Natomiast on sam należał chyba do tej drugiej. To sprawiało, że nie potrafił zrozumieć przyjaciela. Nie chciał jednak zatruwać mu życia swoimi humorami.
W efekcie tych rozważań zaczął udawać, że wszystko jest w porządku. Spokojnie uczestniczył w przygotowaniach do ślubu i niczego nie komentował. Tylko w wieczorze kawalerskim nie wziął udziału, ponieważ Zbyszek go nie urządzał. Ta moda miała przyjść dopiero za kilka lat.