- W empik go
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Aloha. Tom 11 - ebook
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Aloha. Tom 11 - ebook
Nareszcie wymarzone wakacje! Emi i Flora wyjeżdżają nad morze na długo wyczekiwany obóz windsurfingowy. Po jego zakończeniu wraz z całą paczką oraz Luckiem, sąsiadem Emi, wyruszają zabawnym busem – ogórasem – w szaloną nadmorską podróż.
W trakcie wyprawy będą mieszkać na kempingach, wędrować nadmorskimi szklakami i zgubią się wśród wydm. Nieoczekiwane spotkanie z wyrzuconym na plażę morświnem rozpocznie nową misję Tajnego Klubu Superdziewczyn. Wszyscy na stanowiska! Trzeba pomóc zagrożonemu ssakowi.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-7995-3 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cześć, tu Emi! Pewnie już wiecie, że Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka był ostatnio w podróży? W czasie ferii zimowych uczestniczyliśmy w wielkiej Polarnej Wyprawie. To tajna ekspedycja, do której niełatwo się dostać. O udział w tym obozie rywalizowaliśmy z uczniami starszych klas. Udało się nam, bo jesteśmy zgraną paczką. Rekrutację prowadził trener Benek, który uczy w naszej szkole WF-u. Flora popisała się kilkoma celnymi rzutami do kosza za trzy punkty i w ten sposób przypieczętowała nasz udział! Nie wierzycie? Przekonajcie się sami!
¹
Wyruszyliśmy w góry całą naszą paczką. W planie obozu była nauka jazdy na nartach i snowboardzie, spędzanie czasu z psami husky i jazda w psim zaprzęgu. Wydarzyło się też coś zupełnie spoza planu… Flora i ja zgubiłyśmy się na stoku, ale dzięki wskazówkom z programów surwiwalowych, które oglądałam przed wyjazdem, udało się nam opanować stres i odnaleźć grupę.
Dla wielu największą atrakcją był jednak nocleg na śniegu w tipi. Mrozy i niewygody wystraszyły kilkoro śmiałków, którzy mieli ochotę zmierzyć się z tym zadaniem. Za to Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka nie przestraszył się. Przespaliśmy całą noc w tipi, a na koniec obozu pasowano nas na prawdziwych polarników.
Podczas ekspedycji zawarliśmy nowe przyjaźnie. Pola, szkolna koleżanka Faustyny, która jest tak gibka, że potrafi wykonać mostek ze stania, okazała się bardzo sympatyczną dziewczyną i bardzo polubiła nasz Tajny Klub.
Do domu wróciliśmy cali i zdrowi. A największą niespodzianką było to, że klub pozyskał całkiem nowego członka! To nowy pupil. Flora przekonała rodziców, aby zaadoptować jednego z psów husky, którego poznaliśmy na wyprawie. Gilza, bo tak się wabi szczeniak, zamieszkała teraz z państwem Zwiędłymi i Florą w naszym mieście!
Wielki bałagan
Wspomnienia z ferii zimowych są nadal żywe, mimo że zbliżają się już wakacje! To niesamowite, jak szybko mija czas, kiedy jesteś w dobrym towarzystwie. Doskonale wiem, kiedy nadchodzi lato. Wcale nie muszę zaglądać do kalendarza i odliczać dni do końca roku szkolnego. Nawet nie śledzę, jak zmienia się temperatura i robi się coraz cieplej. Nie czekam też na ostatnią szkolną wywiadówkę. Wystarczy, kiedy mama ogłasza przegląd letniej garderoby. Wtedy wszystko staje się jasne!
Na kilka dni mój pokój zamienia się w magazyn rzeczy różnych, i to bardzo często niepotrzebnych. Moje ubrania opuszczają wtedy wygodne szafy i szuflady i wychodzą na światło dzienne. Rozkładamy je według kategorii w całym pokoju. Podlegają potem gruntownemu przeglądowi, podczas którego decydujemy o ich dalszym losie. Panuje przy tym wielki rozgardiasz, a nierzadko dochodzi do sprzeczek między mną i mamą!
Nie inaczej było i tej soboty, która przynajmniej z samego rana zapowiadała się na bardzo leniwą.
Obudziłam się na długo przed pobudką, którą co rano serwował mój budzik. Nie wyskoczyłam jednak z łóżka, jak to miałam w zwyczaju w ciągu pracowitych szkolnych tygodni. Czułam wielką potrzebę poleniuchowania. Byłam tak szczęśliwa, że w najbliższym czasie nie czekają mnie ani sprawdziany, ani kartkówki, że wyłączyłam budzik, jeszcze zanim zadzwonił. Potem upchnęłam budzik głęboko pod kołdrą, zagrzebałam się głębiej w pościeli i myślałam o niebieskich migdałach. Zastanawiałam się nad tym, co będę robiła w czasie nadchodzących wakacji. Jak fajnie spędzimy czas z Tajnym Klubem Superdziewczyn i jakie nowe tajne misje uda się nam przeprowadzić? Może wpadniemy na trop jakiejś niesamowitej i pilnie strzeżonej tajemnicy albo rozwikłamy niezwykle trudną zagadkę? Nie mogłam się już doczekać nowych przygód!
Tymczasem blask porannego słońca powoli zalewał pokój i obiecywał świetną pogodę. Przez uchylone okno słyszałam odgłosy ptaków i wesoło poszczekujące psy. To będzie udany dzień!
Miałam ochotę tak leżeć i leniuchować bez końca. I wtedy moje beztroskie próżnowanie zostało nagle przerwane. Usłyszałam pukanie do drzwi. Przez chwilę nie reagowałam, ale pukanie stawało się coraz głośniejsze i coraz bardziej natrętne. Wreszcie zza uchylonych drzwi zobaczyłam mamę.
„No i koniec laby”, pomyślałam z rozczarowaniem. Nie wyglądałam chyba na zadowoloną, bo mama zapytała:
– Dlaczego tak się dąsasz, Emi? Mamy piękną, słoneczną sobotę! Cały świat się budzi do życia! Wstawaj! Szkoda marnować dzień.
Potem weszła do pokoju i wykonała kilka skłonów i przysiadów. Popis gimnastyczny i strój sportowy, który miała na sobie, świadczyły o tym, że po skończeniu porannych ćwiczeń była już w pełnej gotowości bojowej.
– Co będzie na śniadanie? – zapytałam, przeciągając się leniwie.
– Dzisiaj kuchnia serwuje same zdrowe dania – odpowiedziała mama, ale nie zdradziła żadnych szczegółów.
Zaraz też zaczęła się krzątać po moim pokoju. Z energią rozsunęła zasłony i wpadło tu jeszcze więcej światła.
Schowałam się głębiej pod kołdrę, licząc na to, że uda mi się jeszcze pospać.
Mama podeszła do szafy i otworzyła oboje drzwi. Potem zajrzała na każdą półkę i przeliczyła wie- szaki.
– Zawartością tej garderoby można by obdzielić pół twojej klasy – oznajmiła i westchnęła ciężko.
Wyjęła z szafy kilka rzeczy i rozłożyła je na dywanie. Potem unosiła każdą z nich, prezentowała i opowiadała jej historię.
– Letni kombinezon z nadrukiem ananasów. Według ciebie niezbędny towarzysz lata. Założony dwukrotnie w czasie ostatnich wakacji!
– Uwierały mnie paski na ramionach! – wyjaśniłam.
– Białe szorty zapinane na guziki! Z zeszłorocznego obozu wróciły w stanie nienaruszonym.
– Niewygodne – stwierdziłam.
Mama pokazała kolejną rzecz:
– Czarny kostium kąpielowy! Identyczny kupiła sobie Flora. Widziałam go na tobie raz, a potem wróciłaś do kostiumu sportowego.
– Okazało się, że za bardzo rozciąga się w wodzie – przyznałam. – Nie mogłam go nosić! A sportowy zawsze jest bezpieczny.
– Flora przechodziła w swoim całe wakacje. A twój wylądował w szafie – biadoliła mama.
Ukryłam się jeszcze głębiej w pościeli. W końcu postanowiłam się jednak bronić!
Wynurzyłam się na powierzchnię łóżka i oświadczyłam:
– Przecież sama kupiłaś mi te wszystkie rzeczy!
– To nie było świadome kupowanie. Czułam się przymuszona – oznajmiła mama. – Musimy dokonać gruntownych zmian w naszym stylu życia. Zaczynamy od porządkowania twojej garderoby.
Teraz to ja westchnęłam ciężko. Wygramoliłam się na dobre z pościeli i usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na dywanie, na wprost szafy. Pomyślałam, że dorośli są jednak bardzo namolni, szczególnie w dni wolne od szkoły…
– Co za pech! Nie mam energii do pracy, ponieważ nie jadłam jeszcze śniadania – powiedziałam i pogrążyłam się w zadumie. Przypatrywałam się mojej garderobie. Przed oczami miałam półki, półeczki i wieszaki pełne różnokolorowych strojów.
Po chwili byłam gotowa, aby podzielić się z mamą wnioskami.
– Faktycznie! Mam za dużo rzeczy – stwierdziłam. – Ale w tej chwili jestem okropnie głodna.
Za to mama tryskała energią, jakby zjadła już przynajmniej dwa śniadania.
– Po porannej zaprawie umieram z głodu, podobnie jak ty – powiedziała. – Ale w takim stroju nie mamy wstępu do kuchni.
Znałam nasze domowe zasady. Do stołu zasiadamy w kompletnej garderobie. Bez słowa udałam się do łazienki. Szybko przeczesałam włosy, a potem wciągnęłam spodnie dresowe i noszoną wczoraj koszulkę. Zapowiadało się przecież wielkie sprzątanie, więc nie musiałam przesadnie się stroić.
Kiedy już odpowiednio ubrana wróciłam do pokoju, czekała mnie niespodzianka.
– Mam dobrą wiadomość – powiedziała z radością mama. – Dzisiaj kuchnią rządzi tata!
Zaniepokoiłam się. Ostatnio nie przepadałam, kiedy tata udzielał się w kuchni. Większość jego popisowych dań, które dotąd po prostu uwielbiałam, była nieporozumieniem. Naleśniki za suche, pizza niedopieczona, a kanapki z awokado się rozpadały.
Zrobiłam więc kwaśną minę i już chciałam zaproponować, żeby nikt nie kłopotał się śniadaniem, kupię po prostu kilka jogurtów i dorzucimy do nich garść płatków owsianych. Ale wtedy do pokoju wkroczył tata. Wyglądał prawie jak profesjonalny szef kuchni. W pasie miał przewiązany czarny fartuch, a w ręku trzymał drewnianą łopatkę. Ukłonił się niemal do ziemi i powiedział uroczyście:
– Kuchnia zaprasza na degustację dań śniadaniowych!
Mama trąciła mnie porozumiewawczo łokciem. Chyba też dobrze pamiętała ostatnie kulinarne niewypały. Jednak posłusznie skierowałyśmy się do kuchni. Muszę przyznać, że dochodziły stamtąd niesamowicie zachęcające zapachy. A zastawa była bardzo elegancka!
– Dzisiaj śniadanie w stylu wschodnim – oznajmił tata, wskazując na bogato zastawiony stół. Stało tam mnóstwo różnych miseczek i talerzyków wypełnionych warzywami i kolorowymi sosami. Na środku znajdowały się trzy duże białe talerze.
– Miało być zwykłe, sobotnie śniadanie, a jest prawdziwa uczta – zauważyła mama.
Tata kręcił się po kuchni, podśpiewując sobie w rytm pracy. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Zajęłyśmy miejsca przy stole, a on zabrał nasze talerze. Po chwili znalazły się z powrotem przed nami z parującym daniem, którego dotąd nigdy nie jadłam. Wyglądało jak wielka pomidorowa maź z pietruszką i jajkami sadzonymi.
Nieufnie pogrzebałam widelcem, odsuwając na boki pietruszkę, której po prostu nie cierpię, i spojrzałam pytająco na tatę.
– Ta potrawa to szakszuka – oświadczył z dumą tata.
– Szakszuka? – powtórzyłam powoli bardzo zdziwiona. – Mnie to przypomina jajka zanurzone w pomidorach – dodałam i wcale nie kwapiłam się do jedzenia.
Kiedy podchodziłam do tej całej szakszuki jak pies do jeża, mama zajadała ją ze smakiem, wydając odgłosy najwyższej aprobaty.
– No cóż, skojarzenie całkiem odpowiednie. Szakszuka to właściwie jajka gotowane w pomidorach z cebulą, papryką i ze wschodnimi przyprawami – wyjaśniał tata. – To naprawdę wspaniałe danie ze Wschodu!
– Wygląda zupełnie nieporządnie – stwierdziłam, grzebiąc dalej widelcem w szakszuce.
– Absolutna racja! – zgodził się tata. – Po arabsku szakszuka oznacza „wielki bałagan”!
– To ciekawe! – zainteresowała się mama, chociaż ledwo zrozumiałam, co mówi, bo przełykała właśnie kolejny kęs szakszuki. – Więc to danie arabskie?
– Nie mówi się z pełnymi ustami – mruknęłam pod nosem, ale chyba nikt mnie nie usłyszał.
– Do tego dania przyznaje się wiele krajów. Izrael, Egipt, Maroko i inne – tłumaczył dalej tata.
Już prawie zdecydowałam się na skosztowanie wielkiego bałaganu, kiedy nagle mama sięgnęła po mój talerz. Zdecydowanym ruchem przyciągnęła go do siebie i zanurzyła swój widelec w mojej szakszuce!
Spojrzałam wymownie na tatę, który w lot pojął, że jednak chcę zjeść swoją część wielkiego bałaganu. Zaproponował więc, że przygotuje dla mamy drugą porcję. Talerz wrócił do mnie. Nadziałam na widelec pierwszy kawałek szakszuki i ostrożnie podniosłam do ust. Wkrótce zrozumiałam, dlaczego mama miała tak wielką ochotę na moją porcję! Nie potrafiłabym porównać tego smaku do niczego innego. Zajadałam tak, że trzęsły mi się uszy!
– To jest najpyszniejszy wielki bałagan, jaki kiedykolwiek jadłam! To najlepsze śniadanie pod słońcem – pochwaliłam tatę i opróżniłam talerz do ostatniego okruszka.
– Czasem najzwyklejsze jajka w pomidorach mogą się okazać nadzwyczajne – dodał tata filozoficznie.
I zaraz potem powiedział coś, co przez chwilę dało mi nadzieję, że temat wielkiego sprzątania mojej garderoby jest już nieaktualny.
– Co my teraz zrobimy z energią, której dostarczyło nam sycące śniadanie? – zapytał i rozciągnął się wygodnie na kuchennej ławie. – Jestem za długą, rowerową wycieczką. Słońce aż prosi, żebyśmy wyszli z domu.
Mama, która delektowała się poranną kawą, pokręciła stanowczo głową i przedstawiła nam swoje plany.
– Szafa Emi to obraz nędzy i rozpaczy – westchnęła. – Większość ubrań już na nią nie pasuje, a część z nich nie była nawet raz użyta. Musimy się dzisiaj z tym rozprawić. Proponuję w ten sposób wykorzystać naszą energię.
Obruszyłam się.
– Nosiłam to wszystko. Mogło się zdarzyć, że bardzo krótko, ale na pewno nosiłam. Jestem pewna, że większość ubrań nadal na mnie pasuje!
Mama rozłożyła ręce w geście, który oznaczał „to się jeszcze zobaczy”, a następnie dała mi wyraźny znak, że czas zabrać się do pracy.
– Emilio Stanisławo Gacek, zaraz po umyciu zębów zapraszam cię do nowej tajnej misji – oświadczyła.
To było naprawdę bardzo podchwytliwe zagranie. Przez chwilę pomyślałam nawet, że to prawdziwa tajna misja.
– To będzie tajna misja oczyszczania naszej przestrzeni – zakończyła.
– Jeśli misja pójdzie sprawnie, po południu możemy wybrać się na wycieczkę – powiedział tata z rezygnacją. – Ja biorę się do sprzątania po wielkim kuchennym bałaganie.
Zaraz też zmienił swoją wygodną pozycję na miejsce przy zlewie.
Westchnęłam ciężko. Skąd ci dorośli mają tyle chęci do tak banalnych zajęć, jak zmywanie czy sprzątanie? Miała być udana sobota, a będzie nudne sprzątanie! Kompletnie nie miałam ochoty przymierzać ubrań. To jedna z najbardziej męczących czynności pod słońcem. Uważa tak większość członków Tajnego Klubu Superdziewczyn! No, może poza Florą. Ona lubi się stroić.