- W empik go
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Wakacje w siodle. Tom 16 - ebook
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Wakacje w siodle. Tom 16 - ebook
Przygotujcie się na niezapomniane wakacje i spędźcie je w miejscu, które pachnie lipą, a truskawki i pomidory je się tam prosto z krzaka!
Emi, Aniela, Flora, Faustyna i Franek muszą zmienić plany wakacyjne. Porażka! Kiedy jednak w towarzystwie Inki Ciekaffskiej i Lucka trafiają na obóz jeździecki, nie liczy się nic poza pasją do jazdy konnej, ćwiczeniami i dbaniem o zwierzęta. Gdy w stadninie przychodzą na świat źrebięta, przyjaciele przystępują do nowej tajnej misji i podejmują się opieki nad najsłabszym z nich. Czy uda im się pomóc małej Carmen?
Siodłajcie konie i galopujcie po przygodę z Tajnym Klubem Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8319-977-1 |
Rozmiar pliku: | 7,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hejka, tu Emi!
Stanisława Emilia Gacek to właśnie ja – szefowa Tajnego Klubu Superdziewczyn, przyjaciółka, podróżniczka i opiekunka labradora o imieniu Czekolada. Dla znajomych po prostu Emi. Przyznacie chyba, że Emi to znacznie lepsze imię – krótkie i konkretne. Odkąd działam w tajnej organizacji i pewne sprawy muszę załatwiać szybko, naprawdę je doceniam. Przedstawiam się błyskawicznie i tak samo podejmuję decyzje. Taka jestem! Moi rodzice, Justyna i Kuba, często nie mogą się nadziwić, iloma sprawami zajmuję się naraz!
Mieszkamy na drugim piętrze w domu przy ulicy Na Bateryjce 1. Tata jest architektem, a mama pracuje w biznesie. Nie mogę zrozumieć, czym dokładnie się zajmuje, ponieważ bez przerwy prowadzi nowe projekty i ciągle ma jakieś spotkania. Ostatnio zamieniła szpilki, które zwykle zakładała do biura, na sportowe buty. Tłumaczy mi, że to jej narzędzie pracy, bo odkąd firma się rozrosła, ciągle biega po piętrach.
Chociaż chodzę do podstawówki, nie jestem wcale w lepszej sytuacji niż mama. Też ciągle biegam, a mój kalendarz pęka w szwach z powodu zajęć dodatkowych. Przede wszystkim jednak działam w Tajnym Klubie Superdziewczyn! A jeśli śledzicie już moje przygody, to nie muszę was przekonywać, że moją specjalnością są tajemnice!
Tajny Klub Superdziewczyn założyłyśmy razem z przyjaciółkami jeszcze w zerówce. To był megapomysł! Przygotowałyśmy plan działania, spisałyśmy zasady, opracowałyśmy tajną odznakę, tajne zawołanie i wybrałyśmy tajne bazy. To oczywiste, że taka organizacja musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik!
Trzymamy się razem i działamy na pełnych obrotach. To się nazywa girlpower! A oto moja paczka: Aniela, moja BFF, która nie cierpi księżniczek, koloru różowego i jest uzależniona od sportu; Faustyna, która gra na harfie i fortepianie i za którą jak cień podąża jej nieznośny młodszy brat, Felek; i Flora, która kocha zwierzaki i czasem zadziera nosa, bo jest od nas o rok starsza. Ale na co dzień jest naprawdę kochana!
Do naszego klubu należy jeden chłopak! Dziwicie się, że przyjęłyśmy go do organizacji tylko dla dziewczyn? Banalne! Przekonacie się, że Franek Kaganek w pełni zasłużył na to, aby należeć do naszej paczki.
Razem rozwiązaliśmy niejedną megatrudną zagadkę, a przed nami setki nowych tajnych misji. Mamy na koncie dziesiątki przygód i podróży! Wszystko zaczęło się od pomysłu profesora Kaganka i stypendium, które pozwoliło nam na podróż aż za ocean. W ten sposób zwiedziliśmy Kalifornię i Nowy Jork! Dotarliśmy też do Szwecji i Hiszpanii i przeżyliśmy niezwykłe chwile w wiosce Świętego Mikołaja w Rovaniemi. Ostatnio wybraliśmy się do Londynu¹. Na co dzień uwielbiamy nasze tajne spotkania, tajną bazę oraz śmiganie na rowerach, rolkach i… No właśnie, zaraz opowiem wam o naszej nowej pasji!
Z DESZCZU POD RYNNĘ
Otworzyłam oczy i przypomniałam sobie, że jest poniedziałek. Dzień, w którym nikomu nic się nie chce i trudno się pozbierać po weekendzie. A potem dotarło do mnie, że może nie będzie tak źle, bo rok szkolny się kończy, a na horyzoncie są wakacje! Flora, Aniela i ja wybierałyśmy się nad morze na obóz windsurfingowy, a potem nasi rodzice mieli zorganizować wypad Tajnego Klubu Superdziewczyn do Portugalii. Nie mogłam się doczekać!
Na dzień dobry polizała mnie Czekolada, a ja wtuliłam się w jej ciepłą i miękką sierść. Pobudka była bardzo satysfakcjonująca, czyli mega albo HYPE! Moją ukochaną labradorkę podrzuciła do nas poprzedniego dnia ciocia Julia, ponieważ znów musiała wyjechać. Już trzeci raz w tym miesiącu! Tym razem na Hawaje²! No wiecie: słońce, ocean, palmy, plaża i niesamowite widoki. Tak przynajmniej to wyglądało w internecie, kiedy oglądaliśmy te wszystkie cudowne miejsca, do których ciocia miała dotrzeć.
– Nakręcimy kilka filmów i wracamy – oznajmiła, czule zmierzwiła sierść Czekolady i tyle ją widzieliśmy.
– Twoja siostra powinna zatrudnić profesjonalnego dogsittera! – mruknął niezadowolony tata, kiedy po miłej pobudce okazało się, że pies domaga się wyjścia na dwór.
– Moja siostra kręci filmy – mruknęła mama. – A my ją wspieramy. Mam wrażenie, że zazdrościsz jej wyjazdu na Hawaje.
– Nie ma czego zazdrościć – odburknął tata. – Hawaje nawiedza ostatnio tyle kataklizmów, że wolę siedzieć spokojnie w naszych czterech ścianach. A Julia nie kręci filmów, tylko reklamówki – dodał na koniec.
Mama z dezaprobatą pokręciła głową.
– Każdy film, czy to reklamowy, czy pełnometrażowy, wymaga kreatywności i zaangażowania – nie ustępowała. – Niektóre reklamy to prawdziwe dzieła sztuki! Przyznaje się im nagrody, coś w rodzaju Oscarów³. Może Julia wystartuje w takim konkursie?
– Mega! – wrzasnęłam. – Ciocia na pewno wygra tego reklamowego Oscara!
Tata westchnął i zrezygnowany przewrócił oczami.
Pies kręcił się wokół naszej trójki nieco zdezorientowany, aż wreszcie przylgnął do mnie.
– Nigdy się nie zgodzę na obcego dogsittera dla ciebie! – powiedziałam, sprawdzając, czy mama i tata mnie słyszą. – Jestem twoją najlepszą dogsitterką, prawda, Czekoladko?
Tata machnął ręką i obiecał, że zaraz po śniadaniu zabierze psa na spacer. Pracował dzisiaj z domu, a do dziewiątej, kiedy zaczynał, zostało mnóstwo czasu.
– Czy wiesz, tato, że ludzie, którzy regularnie spacerują z psami, mają świetną kondycję i są niezwykle dotlenieni? – zapytałam.
Ale on już był zajęty przygotowywaniem śniadania. Mama i ja zaczęłyśmy z kolei biegać po domu, aby przygotować się do wyjścia. Już po chwili wybaczyłam tacie ten słaby pomysł z dogsitterem dla Czekolady, bo naleśniki, które podał, okazały się palce lizać! To nic, że mama wygadała się potem, że wcale nie były domowej roboty. Tata kupił je w sklepie na osiedlu i odgrzał na patelni.
– Nie zawsze mam czas na pichcenie. W odgrzewanie tych naleśników włożyłem całe serce – tłumaczył. – Nic dziwnego, że smakowały jak moje.
Zaczęłam się zastanawiać, czy tata na pewno robi niedzielne wypieki samodzielnie. Chyba Tajny Klub Superdziewczyn będzie musiał rozwiązać tę zagadkę…
Po śniadaniu obie z mamą ruszyłyśmy autem w kierunku szkoły. Zapytałam, czy mogłabym wysiąść jedną uliczkę bliżej. Ostatnio wszystkie dziewczyny z klasy przychodziły do szkoły same. Chciałam być taka jak one. Mama spieszyła się na spotkanie, więc nie oponowała.
W szkole okazało się, że przed wakacjami musimy zrealizować program kulturalny, więc wychowawczyni zabiera nas na wycieczkę do muzeum. Dzięki temu, bardzo kulturalnie, przepadła nam klasówka z matmy! Cieszyłam się jak szalona, ale nie dlatego, że się nie nauczyłam. Przecież matematyka to mój konik. Czułam po prostu, że dzisiejszy dzień nie nadaje się do pisania sprawdzianów. Było zbyt pięknie! Po lekcji muzealnej, która okazała się naprawdę ciekawa, poszliśmy jeszcze na lody. Mega!