Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Epifanie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
22 sierpnia 2016
12,81
1281 pkt
punktów Virtualo

Epifanie - ebook

Epifanie to fascynujący zbiór krótkich zapisów Joyce’a, powstałych na początku XX wieku. Wiele z nich autor włączył później do swych bardziej znanych dzieł, natomiast zestaw wszystkich zachowanych Epifanii został opublikowany dopiero w roku 1965, prawie ćwierć wieku po śmierci pisarza. Osobne wydania ich przekładów zdarzają się wyjątkowo. A przecież właśnie w tych scenkach, obserwacjach, notatkach lirycznych zaczyna się cały wielki Joyce. Przedstawiamy Epifanie w tłumaczeniu Adama Poprawy.

Spis treści

1.  Pan Vance – (wchodzi z laską)…
2.  Jutro nie ma szkoły…
3.  Dzieci, które zostały… 
4.  Joyce – (dokańcza)…
5.  Wysoko w starym domu…
6.  Spłacheć łąki… 
7.  Pora już teraz pójść… 
8.  Ponure chmury… 
9.  Tobin – (stąpając z hałasem…
10.  O’Mahony – Czy to nie… 
11.  Joyce – Wiedziałem…
12.  O’Reilly – (z coraz większa powagą)…
13.  Fallon – (gdy przechodzi)…
14.  Dich Sheehy – Co jest kłamstwem?…
15.  Kulawy Żebrak – (ściska kij)… 
16.  Biała mgła osuwa się…
17.  Hanna Sheehy – O, na pewno…
18.  Panna O’Callaghan – (sepleni)… 
19.  Pani Joyce – (spąsowiała… 
20.  Wszystkich pogrążył sen…
21.  Dwie żałobnice przeciskają się… 
22.  Skeffington – Zmartwiłem się… 
23.  To żaden taniec… 
24.  Położyła dłoń na chwilę… 
25.  Już po przelotnym… 
26.  Zaręczyła się… 
27.  Ledwie słychać…
28.  W bezksiężycową noc… 
29.  Długa, biegnąca łukiem galeria… 
30.  Czary ramion i głosów…
31.  Oto przybywamy pospołu… 
32.  Ludzki tłum roi się… 
33.  Przechodzą dwójkami i trójkami… 
34.  Przychodzi w nocy… 
35.  Eva Leslie – No, Maudie Leslie… 
36.  Tak, to właśnie są… 
37.  Leżę na pokładzie… 
38.  Małe Dziecko Płci Męskiej… 
39.  Wstaje, lekko unosi książkę… 
40.  Gogarty – To dla Gogarty’ego?…

Posłowie (Adam Poprawa)

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65358-54-7
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

1. Pan Vance – (wchodzi z laską)…

2. Jutro nie ma szkoły…

3. Dzieci, które zostały…

4. Joyce – (dokańcza)…

5. Wysoko w starym domu…

6. Spłacheć łąki…

7. Pora już teraz pójść…

8. Ponure chmury…

9. Tobin – (stąpając z hałasem…

10. O’Mahony – Czy to nie…

11. Joyce – Wiedziałem…

12. O’Reilly – (z coraz większa powagą)…

13. Fallon – (gdy przechodzi)…

14. Dich Sheehy – Co jest kłamstwem?…

15. Kulawy Żebrak – (ściska kij)…

16. Biała mgła osuwa się…

17. Hanna Sheehy – O, na pewno…

18. Panna O’Callaghan – (sepleni)…

19. Pani Joyce – (spąsowiała…

20. Wszystkich pogrążył sen…

21. Dwie żałobnice przeciskają się…

22. Skeffington – Zmartwiłem się…

23. To żaden taniec…

24. Położyła dłoń na chwilę…

25. Już po przelotnym…

26. Zaręczyła się…

27. Ledwie słychać…

28. W bezksiężycową noc…

29. Długa, biegnąca łukiem galeria…

30. Czary ramion i głosów…

31. Oto przybywamy pospołu…

32. Ludzki tłum roi się…

33. Przechodzą dwójkami i trójkami…

34. Przychodzi w nocy…

35. Eva Leslie – No, Maudie Leslie…

36. Tak, to właśnie są…

37. Leżę na pokładzie…

38. Małe Dziecko Płci Męskiej…

39. Wstaje, lekko unosi książkę…

40. Gogarty – To dla Gogarty’ego?…

Posłowie (Adam Poprawa)1

Pan Vance – (wchodzi z laską)... Oo, wie pani,

pani Joyce, on będzie musiał przeprosić.

Pani Joyce – Och tak... Słyszałeś, Jim?

Pan Vance – Bo jak nie – jak tego nie zrobi – przylecą

orły i przekłują mu oczy na wskroś.

Pani Joyce – Och, ale jestem pewna, przeprosi.

Joyce – (pod stołem, do siebie)

– Oczy na wskroś,

Przeproś,

Przeproś,

Oczy na wskroś.

Przeproś,

Oczy na wskroś,

Oczy na wskroś,

Przeproś.2

Jutro nie ma szkoły; jest sobotni wieczór, zima, siedzę przy ogniu. Niedługo wrócą z zakupów, przyniosą mięso i jarzyny; herbatę i chleb, i masło; i biały pudding, co bulgocze w rondelku.... Siedzę i czytam opowieść o Alzacji, odwracam żółtawe kartki, przyglądam się mężczyznom i kobietom w dziwnych strojach. Przyjemnie tak czytać o ich zwyczajach; dzięki nim wydaje mi się, że doświadczam życia kraju, który leży tuż obok, że łączę się we wspólnocie z ludem niemieckim. Najdroższe złudzenie, przyjacielu mojej młodości!...... W nim wyobraziłem sobie siebie. Jego życie, moje życie są nadal święte we wzajemnym, serdecznym porozumieniu. Jestem z nim wieczorem, kiedy czyta księgi filozofów lub którąś historię z czasów starożytnych. Jestem z nim, kiedy wędruje samotnie lub z kimś, kogo nigdy nie widział, z tamtą młodą dziewczyną, która obejmuje go ramionami, i nie ma w tym złych zamiarów, ofiarowuje mu swoją zwyczajną, ogromną miłość, słyszy jego duszę i jej odpowiada, on nie wie jak.3

Dzieci, które zostały do późna, zbierają się do domu, już po przyjęciu. Ostatni tramwaj. Wychudłe kasztanki wiedzą o tym i potrząsają dzwonkami w bezchmurną noc, na uwagę. Konduktor rozmawia z woźnicą; obaj co i rusz kiwają głowami w zielonym świetle lampy. Nikogo wokół. Wyglądamy na zasłuchanych, ja na wyższym stopniu, ona na niższym. Mnóstwo razy wchodzi na mój stopień i wraca na dół, między naszymi zdaniami, i raz czy dwa zostaje przy mnie, zapominając zejść, i potem znów schodzi... Niech tak będzie, niech tak zostanie... I teraz nie zaprząta sobie myśli tym, co próżne – swoją piękną sukienką i wstążką, i długimi czarnymi pończoszkami – bo teraz (mądrość dzieci) jesteśmy chyba przekonani, że to zakończenie będzie dla nas przyjemniejsze niż tamto, o któreśmy się tak mocno starali.5

Wysoko w starym domu o ciemnych oknach: poblask ognia w wąskim pokoju; na dworze zmierzcha. Stara kobieta krząta się, robi herbatę; opowiada, jak się pozmieniało, o dziwnych zajściach, i co powiedzieli ksiądz i doktor..... Jej słowa dochodzą mnie z daleka. Wędruję wśród zjaw żarzącego się węgla, po ścieżkach przygody....... Jezu! Tam, w drzwiach, co to takiego?..... Czaszka – małpa; jakieś stworzenie przyciągnęło tu, do ognia, do głosów – jakieś głupawe stworzenie.

– Czy to Mary Ellen? –

– Nie, Elizo, to Jim –

– A...... A, dobry wieczór, Jim –

– Coś chcesz, Elizo? –

– Myślałam, że to Mary Ellen..... Myślałam, Jim, że ty to Mary Ellen –6

Spłacheć łąki ze zwiędłym zielskiem i rosnącymi ostami, a na niej bezładne formy, pół ludzie, pół kozły. Powłócząc długimi ogonami, łażą tam i z powrotem, czyhają. Mają twarze z przerzedzonymi i kłującymi brodami, szarymi jak z kauczuku. Stworami owładnął skryty, wstydliwy grzech, co sprawia, że pozostają tak złowrogie. Jeden opiął cielsko rozdartą marynarką z flaneli; inny jęczy monotonnie, gdy brodą zaczepia o zeschnięte zielsko. Są coraz bliżej, otaczają mnie, ten stary grzech wyostrza im spojrzenia aż do okrucieństwa, suną przez łąkę, szeleszcząc, powoli krążą, unoszą gwałtownie swoje przerażające twarze. Pomocy!
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij