- W empik go
Ernesta metamofrozy - ebook
Ernesta metamofrozy - ebook
Ileż to razy pięknie śpiewający o poranku ptak mógłby dostać w baniak, bo budzimy się na kacu, a alikwoty skowroncze wwiercają się w mózg bezlitosnym strzałem? Jak często trafiamy na sytuację, gdy kaprawa matrona zupełnie bez powodu wbija nas w ziemię nienawistnym wzrokiem? I czy jest sposób na prezesuńcia, który nijak nie pasuje na swoje stanowisko? Ernest boryka się z rzeczywistością, która właśnie w ten sposób nim miota. I chciałby coś zmienić, ale nie bardzo kuma co i jak. Najlepiej, jakby rzeczy zaczęły się dziać same. Tylko czy taki zmieszany nieogarek zatrybi co się z nim dzieje i czy dotrze do celu?
Wejdź w buty Ernesta i powiedz prawdę: ile razy doświadczałeś takich sytuacji? A może warto wziąć z niego przykład i uwolnić się od co poniektórych ograniczeń?
Nowelka żywcem z życia wyjęta. Aż chciałoby się rzec: "Ernesta metamofrozy. Historia prawdziwa".
Spis treści
Cholerne Słońce!
Świergolony skowronek
Filozofie poranne
Wędrówki luda
Salto dżemu
Niewybuch
Ewakuacja!
Klucze z pięterka
Pogięło wacka
Paluszki krasnala
Zaświtanie
Wziął i poszeł!
Kostka w Bałtyku
Hipokratystyczny sens
Kanapki w yorka
Baba wyrzucona
Andże od mleka
Firmowy dziuń
Pacan północnodziambarski
Pyry z fląder
Co tak capi?
Zjełczałe ciasteczka
Cycate cebularze
Szklanka pełna kefiru
Panna rozbieganna
Uratowany przed strzałem
Patafian bengalski
Miglanc
Traktor z kanapą
Ohydny atak ławeczki
Wio do lasu!
Brejowiska
Kloc Kinkonga
Rzeżucha na wacie
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-969742-0-4 |
Rozmiar pliku: | 426 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ernest też bardzo chciałby mieć. On jednak nie mógł, choć chciał, se wsadzić tego gdziekolwiek i jak-głęboko-kolwiek. Najpierw na pewno musiał się rozbudzić, a nie tylko udawać, że próbuje. Ożesz w mordę! Ale ten skowronek ujada! Po jaką cholerę tyle wysokich dźwięków?! Wczorajsza, dwunastoletnia whisky, w trybie „sztuka na twarz”, wybitnie podkreślała teraz wachlarz alikwotów oferowany przez tego śpiewaka.
– ...któremu zaraz, kurwa mać, pourywam co nieco! Siat da faaakaaap!!! – próbował wydrzeć japkę Ernest na tyle, na ile pozwalał mu zdrowy rozsądek, aby nie rozsadzić sobie czachy nadmiernym siłowym napinaniem się; szczególnie że po tym treningu procentowo zaawansowanym, to jakakolwiek aktywność była pomyłką. I dlatego okrzyk zabrzmiał, jak zwyczajne nieporozumienie, czego Ernest nawet nie zdążył zauważyć.
Na szczęście była to tylko jedna sztuka. Ta wczorajsza; ta, po której dzisiejszy poranek należał do szczególnie wciąż nieprzytomnych, ale nadal jako-tako żywych. Gdyby było ich więcej - oj, świergotek mógłby nie doczekać kolejnej zwrotki. Albo też, ewentualnie, Ernest czem prędzej pogalopowałby na szybką konwersację z muszelką; tą toaletową, ma się rozumieć. No i oczywiście pod warunkiem, że zdążyłby na tę rozmowę. Bo po zwiększonej porcji dobrodziejstwa procentowego rozmowa mogłaby odrobinę co nieco rozlać się po drodze do świątyni dumania. Ernest musiał przyznać się przed sobą w tym zadumaniu, że trudno byłoby przewidzieć trajektorię lotu tych uzewnętrznień. Teraz zaś Ernesta czekała następna porcja, ale kefiru. Dobrze stawiał go na nogi po takich zawodach, choć nie każdy ze współpijców podzielał ten wybór. Tylko, że akurat Ernest miał to teraz gdziekolwiek.
No dobra: gdzie telefon? No masz! Już pierwszy budzik się poddał i dał se spokój! To dobrze, że ustawiał go godzinę wcześniej, niż nakazywała norma. Dzięki temu miał jeszcze czas na rozbudzenie i dojście do siebie; choć dziś - bardziej doczłapanie.
To było nie-halo... Czuł w sobie tyle energii do życia, tyle pomysłów gadało w jego mózgownicy, a ta cholerna robota tłamsiła ten zapał. Gdyby mógł się odważyć i zająć czymś, co daje mu frajdę... Czymś, co sprawi, że poczuje się spełniony, prawdziwy... Ot, na przykład wymyślił nową, rewolucyjną metodę nawlekania tytoniu na drut bez druta czy dekoracyjno-ekologiczny uchwyt do trzymania kartofli podczas obierania. Na wymyślaniu tego ostatniego spędził prawie aż dwa wieczory! Serio, nie było letko! I choć bardzo chciał zmiany - wiedział, że to trudne, bo musiałby przefajtnąć i poprzemeblowywać swoje życie. Ale jak to zrobić - tego już nie wiedział. I o ile cały czas chciał spróbować, to nie miał pojęcia, w którą mańkę uderzać... I tak w koło Wojtek, i w koło Macieju; tyle że za diabła nie wiedział, czy któryś z nich wie jak se z tym poradzić.
Uwaga, wyzwanie teraz! Prosimy się ładnie pochwycić czegokolwiek. A potem: raz, dwa, trzy... iii siadamy... No i wystartował wziął śmigłowiec, psia jego w pysk! Dobra, panie pilocie: łazieneczka city mię tam bezpiecznie cza! I może tylko bez uzewnętrznień, poproszsz.
Lustro w łazience popatrzyło na niego markotnym kolesiem w odbiciu, z którym nie miał ochoty gadać. Czem prędzej więc przeszurał zęby i bez przekonania chlusnął wodą po oczach. W sumie miał jakąś nadzieję, ale pacjent z lustra ani be, ani me; ani dobrego dnia czy pocałuj mnie w dupę choćby uprzejmie. Mógł się zresztą tego spodziewać... Cały Ernest.
– „Hmm... A może by tak wyrko prześcielić?” – rzuciło mu się przelotnie na mózg, gdy przechodził obok barłogu. Ale po co? Dziś miał takie dożynki, że pewnie nie zdąży zbyt dobrze wrócić, tylko pacnie ryjcem o jaśka i tyle będzie z próby kojarzenia powrotu. A szef działu zapewne znowu będzie mu dłubać ambicjonalne texty, żeby został po godzinach; bo przecież rozwój firmy, bo dbałość o jakość i takie tam pierdykane egzemplifikacje (nie pamiętał, co prawda, co to słowo znaczy, ale mu się podobało, dlatego se tak elokwentnie zabluzgał; a przynajmniej taką miał nadzieję).
Wszedł do kuchni mniej pewnie, niż co dzień. Wypakował z foliowego labiryntu dwie kromki chleba, wrzucił je do połyskującego ćwierćczystością tostera i nacisnął dźwignię. Zaraz potem zastygł w dziwnym niebycie próbując przypomnieć sobie wieczór wczorajszy. Powoli wracał do żywych i właśnie z podskokiem wrócił do chwili obecnej. Toster radośnie strzelił mu na rozluźnienie chrupiącym chlebem zachęcając doLESSRH
- wokalista, kompozytor, muzyk, autor textów, pisarz, poeta, grafik, dziennikarz, pasjonat „nieznanego”.
Wydał tomik targowisko różności, eseje: Lekcja Paranormalności oraz Nadal jestem, kryminalną serię Epidemia i współtworzył erotyk Ruda Marcina Bujaszka. Dzielił scenę z gwiazdami muzyki. Utwory z nim grały stacje wielu krajów i trafiały na składanki światowych magazynów muzycznych. Wygrał Polski Muzyczny Parnas Wszechczasów Radia WNET. Wideoklip jego hordy Helless został finalistą Szczecin European Film Festival. Ma na koncie Złoty Medal Targów Poznańskich. Autor logosów firm, zespołów, instytucji i czołówki programu dla TV Szczecin. Laureat statuetki „Osobowość Roku 2022” (powiat policki, „kultura”). Wystąpił w programach TVN. Był postacią i głosem lokalnej stacji RMF FM.