Fake Love - ebook
Age Gap, Fake Dating, Hate-Love! W wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę zginęli rodzice Keiry. Pozostawili jej antykwariat, który prowadzili. Miejsce to było ich oazą spokoju, włożyli w nie całe swoje serca. Czasy jednak się zmieniły i ludzie przestali kupować używane książki. Kobiecie zaczyna brakować pieniędzy, komornik daje jej ostatni termin i kobieta nie ma wyboru. Udaje się do banku, by prosić o kredyt. Dyrektor banku, niesamowicie przystojny, straszy od Keiry mężczyzna, składa jej iście szaloną propozycję. Ma ona udawać jego narzeczoną na weekendowym przyjęciu urodzinowym matki, w zamian otrzyma kredyt, choć nie ma zdolności kredytowej. Keira zostaje przyparta do muru, pragnie uratować antykwariat przed bankructwem, który był tak ważny dla ukochanych rodziców. Keira i Mike zawierają umowę, zgodnie z którą będą udawali zakochaną parę. Muszą grać przed znajomymi i rodziną, jednocześnie nie stracić przy tym głowy ani serca. Czy to im się uda? Zwłaszcza wtedy, gdy na jaw wyjdą rodzinne sekrety Mike’a…?
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8290-778-0 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poprawiłam ciężką torbę, której pasek wbijał mi się boleśnie w ramię. Wyciągnęłam z kieszeni klucz i otworzyłam nim drzwi do niewielkiego lokalu. Te zaskrzypiały donośnie, kiedy światło dzienne wpadło do środka. Przekroczyłam próg i zaciągnęłam się dobrze mi znanym zapachem. Antykwariat, w którym pracowałam, należał do moich rodziców i był naszą rodzinną dumą. W dzisiejszych czasach jednak nie był już tak popularny, jak kiedyś.
Robiąc krok do przodu, nadepnęłam na list, który dosłownie przed chwilą wypadł z drzwi. Musiał zostać wetknięty tuż przy skrzynce i nie zwróciłam na niego uwagi. Schyliłam się po kopertę i już na sam widok pieczątki nadawcy przeszedł mnie dreszcz.
Podeszłam do lady, na której zostawiłam torebkę. Drżącymi palcami rozerwałam kopertę i wyciągnęłam z niej pojedynczą kartkę. Choć doskonale wiedziałam, co zostało na niej zapisane, to musiałam przekonać się na własne oczy.
Strużka potu spłynęła mi wzdłuż kręgosłupa. Kolejne wezwanie do zapłaty. Zmniejszenie się liczby klientów sprawiło, że rodzinny biznes podupadł, a ja nie miałam środków, by robić opłaty. Dziś prawie nikt nie zaglądał do antykwariatów. Sentyment i poczucie porażki nie pozwalały mi zamknąć lokalu, na który mama z tatą tak ciężko pracowali. Za pomocą mediów społecznościowych próbowałam zyskać trochę na darmowej reklamie, ale nie byłam w tym zbyt dobra.
Odłożyłam list na blat i zamrugałam, przepędzając zbierające się pod powiekami łzy. To było ostatnie upomnienie, za kolejne groziło mi zajęcie lokalu. Niech to szlag!
Otarłam pojedynczą łzę wierzchem dłoni. Dzwoneczek nad drzwiami zaanonsował nowego klienta. Pospiesznie ściągnęłam łopatki, przywołując na twarz profesjonalny uśmiech. Na widok eleganckiego mężczyzny w garniturze z aktówką w ręku szybko jednak zamarł mi na ustach.
‒ Pani Keira Adams? ‒ zapytał, wbijając we mnie swoje świdrujące spojrzenie.
Z trudem przełknęłam ślinę.
‒ Tak ‒ odparłam, usiłując brzmieć na pewną siebie, choć głos mi drżał.
‒ Jestem Colton Stevens ‒ przedstawił się, podchodząc do kasy.
Czmychnęłam za blat i stanęłam po drugiej jego stronie, jakby kontuar z drewna mógł uchronić mnie przed tym, co miałam za chwilę usłyszeć.
‒ Słucham ‒ powiedziałam, opierając dłonie o ladę. Przynajmniej w ten sposób nie zemdleję.
‒ Jestem komornikiem, nie płaci pani rachunków, zostałem zmuszony, by tu zjawić się tu osobiście.
Miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Odchrząknęłam.
‒ Nie płacę, bo nie mam z czego ‒ wyznałam cicho. ‒ Potrzebuję więcej czasu.
Mężczyzna ze smutkiem pokręcił głową.
‒ Nie mogę dać pani więcej czasu ‒ odparł.
Z trudem udało mi się zachować kamienną twarz, choć w środku wyłam z rozpaczy.
‒ Rozumiem ‒ wykrztusiłam z trudem.
Odwróciłam się do niego plecami, by ukryć swoją twarz. Kolejna łza spłynęła mi po policzku, dłużej nie dałam rady ich powstrzymać.
‒ Pani Adams ‒ przemówił.
Uparcie stałam do niego tyłem. Byłam tchórzem, nie potrafiłam w tej chwili spojrzeć mu w oczy.
‒ Pani Keiro.
‒ Tak?
‒ Dam pani tydzień ‒ oznajmił, wprowadzając mnie tym w ogromne zaskoczenie.
Obróciłam się pospiesznie, zapominając o tym, że jeszcze kilka sekund temu chciałam ukryć swoje łzy.
‒ Słucham? ‒ spytałam, wciąż nie dowierzając temu, co przed chwilą usłyszałam.
‒ Ostatnie siedem dni ‒ powtórzył, patrząc mi prosto w oczy.
Chciałam skakać z radości, wypełniła mnie ekscytacja. Szybko jednak zeszłam na ziemię, uświadamiając sobie, że tydzień to zbyt krótki okres, abym zdołała zgromadzić wystarczają sumę pieniędzy. Oklapłam.
‒ Dziękuję ‒ powiedziałam bez przekonania.
Mężczyzna skinął krótko głową. Zrobił krok w stronę wyjścia, lecz zawahał się i po raz ostatni obrócił w moją stronę.
‒ Myślała pani, żeby zamknąć biznes? ‒ zapytał.
‒ Tak ‒ przyznałam cicho. ‒ Ale tego nie zrobię.
Nie zawiodę rodziców.
‒ Była pani w banku? ‒ zasugerował.
Pokręciłam głową.
‒ Nie.
‒ Niech pani spróbuje. To może być jedyna nadzieja.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą z natłokiem myśli w głowie.
Z jękiem opadłam na krzesło ustawione za ladą. Ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam głośnym płaczem. Czułam się okropnie. Zaprzepaściłam rodzinny interes rodziców, miejsce, które było dla nich tak ważne. Po ich tragicznej śmierci obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby antykwariat był naszą dumą. To wszystko, co mi po nich zostało…
Wyprostowałam się na krześle i rozejrzałam wokół. Potężne regały od góry do dołu zostały wypełnione książkami. Każda z nich czekała na swój nowy dom. Wytarłam dłonią mokry policzek. Przywołałam wspomnienia, na których byli rodzice. Widziałam, jak tata w okularach i swojej ulubionej koszuli w kratę układa książki na półkach. Mama zawsze stała za kasą, wszystko kontrolowała, uwielbiała to robić.
Niemal słyszałam ich głośny śmiech, kiedy dokuczali sobie nawzajem. Uśmiechnęłam się smutno, nie po raz pierwszy tęskniąc za tymi chwilami pełnymi beztroski.
Ten facet miał rację. Musiałam udać się do banku, choć sama myśl o kredycie do spłaty napawała mnie przerażeniem. Mogłam się jednak chociaż zapytać, by wiedzieć, czy w ogóle istnieje taka możliwość w moim przypadku.
Zabrałam torbę i zamknęłam lokal. Mieszkałam w Miami od urodzenia i choć miasto było ogromne, to dobrze znałam najbliższą okolicę i wiedziałam, że bank nie znajduje się daleko. Wystarczająco blisko, aby pokonać odległość pieszo, bez wydawania pieniędzy na taksówkę.
Im bliżej byłam, tym bardziej się denerwowałam. W końcu dotarłam na miejsce. Zadarłam głowę i spojrzałam na logo banku. Od razu pomyślałam, by stamtąd uciekać. Szybko jednak zdusiłam to uczucie w zarodku. Musiałam chociaż spróbować.
Zmusiłam się, by wejść do środka. Głowy ludzi czekających w kolejce obróciły się w moją stronę. Posłałam im nerwowy uśmiech. Jak tylko zamknęły się za mną drzwi, żołądek zawiązał mi się w supeł. Kobieta w białej koszuli siedząca za kontuarem spojrzała na mnie pytająco.
‒ Pani do mnie? ‒ spytała.
‒ Nie wiem ‒ przyznałam. ‒ Chcę ubiegać się o kredyt.
‒ To musi pani rozmawiać z dyrektorem. ‒ Wskazała głową przeszklone pomieszczenie kilka metrów dalej.
Podążyłam za jej spojrzeniem, wypatrując wspomnianego mężczyzny.
‒ Jest kolejka?
‒ Nie ‒ odparła. ‒ Niech pani usiądzie, dyrektor wyszedł na śniadanie, ale powinien niedługo wrócić.
Skinęłam głową, po czym skierowałam się do jednego z pustych foteli.
Usiadłam i skrzyżowałam nogi w kostkach, aby nie podskakiwały ze zdenerwowania. Położyłam dłonie płasko na udach, by uniknąć obgryzania paznokci. Minuty się dłużyły, a wraz z nimi rósł mój stres. Zaczęłam przeglądać wiadomości w Internecie, próbując zająć czymś myśli. Kątem oka obserwowałam wchodzących i wychodzących klientów.
Znienacka padł na mnie czyjś cień. Podniosłam głowę i ujrzałam przed sobą mężczyznę w garniturze. Sunęłam powoli wzrokiem po jego sylwetce, od dołu przez granatowe spodnie od garnituru po błękitną koszulę skrytą pod marynarką. Kiedy dotarłam do twarzy, musiałam zamrugać kilkakrotnie, aby upewnić się, że nie śnię.
Ach, co to był za mężczyzna!
Szczękę pokrywał mu ciemny zarost, jego usta były zaciśnięte jakby w wyrazie zniecierpliwienia. Ciemne oczy patrzyły na mnie wyczekująco. Brązowe włosy miał odrobinę dłuższe i potargane.
‒ Pani do mnie? ‒ zapytał głosem, od którego zadrżałam.
O rany, co zrobił ze mną sam jego widok. Zmusiłam się, aby odzyskać panowanie nad sobą. Był sporo ode mnie starszy, tym bardziej nie chciałam się przed nim zbłaźnić. Odchrząknęłam.
‒ Czekam na dyrektora ‒ odparłam, wreszcie odzyskując panowanie nad głosem.
‒ Mike Howells, dyrektor banku ‒ przedstawił się.
‒ Och… ‒ mruknęłam, zrywając się na równe nogi. ‒ Keira Adams. ‒ I zanim zdążyłam to przemyśleć, wyciągnęłam rękę w jego stronę.
Mężczyzna zerknął przelotnie na moją dłoń i się zawahał. Nagle zapragnęłam się wycofać, ale wyglądałoby to głupio. Jeśli on nie uściśnie mi ręki, będzie bardzo niezręcznie. Trwałam więc tak w bezruchu jak kretynka, aż w końcu mężczyzna wyciągnął rękę. Jego palce oplotły moją dłoń i w chwili, gdy dotknął mojej skóry, przeszył mnie prąd. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na jego przystojną twarz. Coś po niej przemknęło i zrozumiałam, że on też to poczuł.
Cofnęłam rękę, ukradkiem zaczerpując głębszy wdech.
‒ Zapraszam do gabinetu ‒ oznajmił, gestem wskazując pobliskie drzwi.
Puścił mnie przodem, chwyciłam torbę i wchodząc do biura, mocno zacisnęłam na niej palce. Przystanęłam przy wolnym fotelu, czekając, aż mężczyzna obejdzie biurko i znajdzie się na wprost mnie. Dyskretnie rozejrzałam się po wnętrzu, dostrzegając na ścianie kilka dyplomów oraz półkę z dziwnie wyglądającymi przedmiotami.
‒ Proszę usiąść ‒ powiedział, po czym zajął miejsce na dużym czarnym fotelu.
Przysiadłam na brzegu kompletnie onieśmielona. Przed obcym facetem musiałam tłumaczyć swoje problemy finansowe oraz fakt, że nie potrafię sama udźwignąć rodzinnego biznesu. Spojrzałam na niego niepewnie. Mężczyzna skinął zachęcająco głową, ale ja nie potrafiłam się przemóc, by coś powiedzieć.
‒ Czym mogę służyć? Proponuję, żebyśmy przeszli na ty, tak będzie nam łatwiej rozmawiać.
Odetchnęłam z ulgą.
‒ Zgoda ‒ potwierdziłam, poprawiając się na krześle. ‒ Chcę ubiegać się o kredyt.
Mike skinął raz głową.
‒ Masz już u nas konto? ‒ zapytał, zaglądając do komputera.
‒ Nie ‒ odparłam. ‒ Najpierw chcę się dowiedzieć, czy jest w ogóle taka możliwość. Oczywiście wtedy założę konto ‒ zapewniłam go szybko.
‒ Będę potrzebował kilku dokumentów, by sprawdzić, czy masz zdolność kredytową ‒ wyjaśnił, łącząc dłonie i opierając je na biurku.
Mój wzrok umknął w kierunku jego napiętych bicepsów. Lekki uśmiech wykrzywił usta mężczyzny. Jasna cholera! Był doskonale świadomy tego, że mu się przyglądam, oraz temu, że może mi się podobać.
‒ Na przykład jakich? ‒ spytałam, tracąc nadzieję.
Jeden jego rzut oka na rachunki i natychmiast mi odmówi. Równie dobrze mogłam już wstać i sobie pójść.
‒ Wyciąg z konta, wypłaty z ostatnich kilku miesięcy. Umowę, jeśli jesteś gdzieś zatrudniona.
Zgarbiłam się, co nie umknęło jego uwadze.
‒ Oczywiście ‒ powiedziałam bez przekonania.
‒ Gdzie pracujesz? ‒ rzucił, klepiąc coś na klawiaturze.
‒ Słucham? ‒ Zaskoczona zmarszczyłam brwi.
‒ Pytam orientacyjnie, by poznać wysokość twoich dochodów ‒ wyjaśnił.
‒ Prowadzę antykwariat ‒ odpowiedziałam.
Mężczyzna oderwał wzrok od komputera i wbił go we mnie.
‒ Chcesz wziąć kredyt na własny biznes? ‒ dopytywał się.
‒ Tak ‒ potwierdziłam.
Odchylił się w fotelu, stukając palcem w podłokietnik.
‒ Dopiero go otworzyłaś i nie idzie? ‒ zgadywał.
‒ Nie ‒ zaprzeczyłam. ‒ To rodzinny interes. Ostatnimi laty trochę podupadł, potrzebuję pieniędzy.
‒ Chcesz mojej rady? Odradzam ci kredyt ‒ powiedział, wprawiając mnie tym w osłupienie.
‒ Dlaczego?
‒ Bo to martwy biznes, na tym nie zarobisz ‒ wyjaśnił.
Zacisnęłam mocniej palce na torebce. Dyrektor uniósł lekko brwi, widząc moją reakcję.
‒ Nie mogę zamknąć sklepu, to rodzinna pamiątka ‒ powtórzyłam, jakbym była głucha na jego słowa.
Mężczyzna westchnął ciężko.
‒ W ten sposób wpakujesz się w długi.
‒ Już je mam, nie rozumiesz? ‒ spytałam ze łzami w oczach.
Działałam desperacko, po prostu musiałam coś zrobić.
‒ I chcesz spłacić długi, biorąc kredyt? ‒ zapytał, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Pokręcił głową z politowaniem. ‒ Musisz być nienormalna.
Zerwałam się na równe nogi, wściekła za znieważenie. Walnęłam otwartymi dłońmi w blat biurka, pochylając się nad mężczyzną. Na ułamek sekundy jego wzrok uciekł w kierunku mojego biustu.
‒ Nie pozwalaj sobie, palancie ‒ warknęłam, zaskakując tym samą siebie.
Mężczyzna zacisnął mocno szczęki. I właśnie szlag trafił moją szansę na kredyt. Miałam to jednak głęboko w czterech literach, facet tak mnie wkurzył, że zamierzałam mu dać w kość.
‒ Nie masz prawa obrażać mnie za chęć uratowania rodzinnego biznesu.
‒ Nie obrażam cię, stwierdzam fakt, że musisz być szalona, by jedynie narobić sobie jeszcze więcej zadłużenia ‒ odparł, przybliżając do mnie swoją twarz.
Zabrakło mi tchu.
Niespodziewana bliskość tego charyzmatycznego mężczyzny sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Mój wzrok błądził po jego przystojnej twarzy, skupiał się odrobinę dłużej na lekko rozchylonych ustach, których kącik uniósł się nieznacznie w krzywym uśmiechu. Oprzytomniałam.
‒ Dasz mi ten kredyt czy nie? ‒ Wyprostowałam się i spojrzałam na niego z góry.
Dyrektor pokręcił głową.
‒ Ile chcesz? ‒ zapytał mimo tego.
‒ Siedem tysięcy.
Przeczesał dłonią swoje ciemne włosy. Zrozumiałam, dlaczego wciąż były rozczochrane.
‒ Jak zamierzasz je spłacić?
To było pytanie, na które nie miałam odpowiedzi. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i zaczęłam przechadzać się po gabinecie, czując na sobie ciemne spojrzenie dyrektora.
‒ Zainwestuję w reklamę ‒ zaczęłam wyliczać. ‒ Zatrudnię kogoś, kto się na tym zna. Zdobędę klientów.
‒ Stać cię, aby kogoś zatrudnić? ‒ W jego głosie słychać było powątpiewanie.
Postukałam palcem w dolną wargę.
‒ Nie rozumiesz, że jestem gotowa zrobić wszystko? ‒ spytałam, bezradnie rozkładając ręce.
Ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna wstał, okrążył biurko i podszedł do mnie.
Zaczął lustrować mnie spojrzeniem od ciemnych jeansów, które opinały moje nogi oraz biodra, po płaski brzuch i piersi rysujące się pod materiałem białej koszulki. Kiedy dotarł do twarzy, zatrzymał się na dłużej. Przyglądał się moim pełnym ustom, teraz rozchylonym w wyrazie oburzenia.
Czułam, jak policzki pokrywają mi ogniste rumieńce. Jego oczy śledziły kaskadę blond włosów, które opadały mi swobodnie na ramiona i plecy. Na koniec spojrzał w moje błękitne tęczówki.
‒ Powiedziałaś, że jesteś w stanie zrobić wszystko? ‒ spytał cicho, stając zdecydowanie zbyt blisko mnie.
Dopiero teraz dostrzegłam jego wysportowaną sylwetkę. Musiał spędzać godziny na siłowni… Był wyższy ode mnie o co najmniej pół głowy i czuć było od niego drogie męskie perfumy. Przez chwilę zastanowiłam się, o ile mógł być ode mnie starszy. Na pewno nie mniej niż siedem lat…
‒ Nie rozumiem… ‒ odparłam, cofając się nieznacznie.
Dziki błysk w jego ciemnym spojrzeniu sprawił, że nagle zwątpiłam w swoje słowa. Po kilku krokach moje plecy zetknęły się ze ścianą. Moja pierś unosiła i opadała, zdradzając przyspieszony oddech. Przypominał drapieżnika, który właśnie zapędził swoją ofiarę w kąt.
Zjeżyłam się. Nie byłam ofiarą.
‒ Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia ‒ wymruczał, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów przede mną.
Z trudem przełknęłam ślinę.
‒ Raczej nie skorzystam. ‒ Zerknęłam w kierunku torebki, zastanawiając się, jak mogłabym po nią sięgnąć i następnie stąd zwiać.
‒ Ty potrzebujesz pieniędzy, a ja potrzebuję narzeczonej ‒ powiedział, wpatrując się w moją twarz.
Zatkało mnie. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Czy on właśnie składał mi niemoralną propozycję?!
‒ Oszalałeś?! ‒ podniosłam głos, dosłownie gotując się ze złości. ‒ Nie wstyd ci?!
Położyłam mu dłonie na piersi i go odepchnęłam. Czułam pod materiałem koszuli, jak mężczyzna napina twarde jak skała mięśnie.
‒ Nie krzycz, najpierw mnie wysłuchaj ‒ syknął. ‒ Dam ci te pieniądze, bez żadnych prowizji, jeśli zgodzisz się przez ten weekend udawać moją narzeczoną.
Mój świat zawirował. Byłam w takim szoku, że zupełnie zapomniałam, jak się oddycha.
To był jakiś psychol!